rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nawet lepsza od pierwszy części, a już tamta była bardzo dobra :)

Nawet lepsza od pierwszy części, a już tamta była bardzo dobra :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Napiszę krótko: jestem zachwycona lekturą „Wszystko pochłonie morze”. To najnowsza książka Magdy Kubasiewicz i zdecydowanie najlepsza z tych, które czytałam jej autorstwa. Rasowe fantasy w klimatach morskich, wręcz idealne w swym gatunku. Opowiada historię dworskiej intrygi z punktu widzenia trzech postaci – książęcego maga Leto, jego żony Eriki i alchemiczki Alethy – w świecie pełnym starych legend, w otoczce ciężkiego morskiego klimatu. To piękna i zarazem dość smutna opowieść. Dawno książka mnie tak nie poruszyła, co uważam za ogromne osiągnięcie (nawet jeśli czasami Erikę miałam ochotę po prostu udusić 😛). Historia jest całkowicie zamknięta, wszystkie wątki dopięte na ostatni guzik i trudno mi wskazać jakiekolwiek wady. Serio. Chciałabym, ale nie mam się do czego przyczepić. Daję maksa.

Napiszę krótko: jestem zachwycona lekturą „Wszystko pochłonie morze”. To najnowsza książka Magdy Kubasiewicz i zdecydowanie najlepsza z tych, które czytałam jej autorstwa. Rasowe fantasy w klimatach morskich, wręcz idealne w swym gatunku. Opowiada historię dworskiej intrygi z punktu widzenia trzech postaci – książęcego maga Leto, jego żony Eriki i alchemiczki Alethy – w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemne, w sam raz na kilka popołudni, lektor odwala kawał dobrej roboty.

Przyjemne, w sam raz na kilka popołudni, lektor odwala kawał dobrej roboty.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Stand up to żywioł Paczesia, pisarstwo już zdecydowanie nie. Ta książka po prostu nie ma zalet.

Stand up to żywioł Paczesia, pisarstwo już zdecydowanie nie. Ta książka po prostu nie ma zalet.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Trzecia część człowieka” to książka z gatunku realizmu magicznego, choć jakoś bardziej mi pasuje określenie „fantastyka obyczajowa”. Główną postacią w powieści jest Damian Kot – człowiek, który tak bardzo nie może się zdecydować, czego chce od życia, że aż rozpada się na trzy części. Nie wychodzi mu to jakoś specjalnie na zdrowie, ale w sumie komu by wyszło?
Nie chcąc więcej zdradzać, napiszę krótko: to jest zwyczajnie dobra książka. Jeszcze nie wybitna, lecz widać duży potencjał autora (wiele zdań-perełek, cały fragment o poniedziałkach to cudo, ale chyba moje ulubione to soczyste: „Takie już te marzenia, zdradliwe kurwy”). Nie dla fanów pościgów i wybuchów, ale zdecydowanie dla kogoś, kto ma ochotę się zastanowić nad tym, co w życiu ważne.
Zalety:
❇️ potoczysty, miejscami wręcz piękny język;
❇️ naturalne dialogi;
❇️ intrygująca, trochę dziwaczna, ale czyta się szybko;
❇️ postać ojca głównego bohatera – świetna.
Wady:
✴️ trudno tu którąkolwiek postać lubić i pod koniec było to już nieco męczące;
✴️ brak rozwinięcia historii dziadka, który był jednym z ciekawszych wątków;
✴️ nie wszystkie motywacje bohaterów do mnie przemawiały, ale to już bardzo personalna rzecz.
Najchętniej dałabym 7,5/10, a skoro połówki zaokrąglamy w górę, to wychodzi 8 🙂

„Trzecia część człowieka” to książka z gatunku realizmu magicznego, choć jakoś bardziej mi pasuje określenie „fantastyka obyczajowa”. Główną postacią w powieści jest Damian Kot – człowiek, który tak bardzo nie może się zdecydować, czego chce od życia, że aż rozpada się na trzy części. Nie wychodzi mu to jakoś specjalnie na zdrowie, ale w sumie komu by wyszło?
Nie chcąc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobre, mocne SF z ciekawym światem i świetną postacią główną.

Dobre, mocne SF z ciekawym światem i świetną postacią główną.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Na plus:
❇️ ciekawe pełnokrwiste postaci, do których czytelnik przywiązuje się, czy chce czy nie 😉;
❇️ przejmująca historia o ludzkiej naturze;
❇️ obraz wojny odarty z nadętego heroizmu, nie niosącej sławy ani chwały, pozostawiającej po sobie jedynie traumę;
❇️ wciągająca fabuła;
❇️ ładny potoczysty język (jedno zdanie z 2 tomu szczególnie utkwiło mi w głowie, ale nie mogę zdradzić jakie, bo to byłby spoiler).

Na minus:
✴️w pewnym momencie 1 tomu fabuła się trochę rozmywa, brakuje też mocnego zakończenia.

Ogólnie, jeśli ktoś lubi fantasy na poważnie ze śladową ilością magii to "Pamięć lasu" będzie strzałem w dziesiątkę.

Na plus:
❇️ ciekawe pełnokrwiste postaci, do których czytelnik przywiązuje się, czy chce czy nie 😉;
❇️ przejmująca historia o ludzkiej naturze;
❇️ obraz wojny odarty z nadętego heroizmu, nie niosącej sławy ani chwały, pozostawiającej po sobie jedynie traumę;
❇️ wciągająca fabuła;
❇️ ładny potoczysty język (jedno zdanie z 2 tomu szczególnie utkwiło mi w głowie, ale nie mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom o Asgerze Sidorcie i jego kompanii przeczytałam z przyjemnością.

Na plus:
❇️ ciekawe pełnokrwiste postaci, do których czytelnik przywiązuje się, czy chce czy nie 😉;
❇️ przejmująca historia o ludzkiej naturze (zwłaszcza w 2 tomie);
❇️ obraz wojny odarty z nadętego heroizmu, nie niosącej sławy ani chwały, pozostawiającej po sobie jedynie traumę;
❇️ wciągająca fabuła;
❇️ ładny potoczysty język (jedno zdanie z 2 tomu szczególnie utkwiło mi w głowie, ale nie mogę zdradzić jakie, bo to byłby spoiler).

Na minus:
✴️ finałowe uderzenie jest bardzo mocne (na plus!), ale okupione irytującą liczbą błędów, które popełniają bystrzy i doświadczeni przecież bohaterowie. Ma się wręcz uczucie, że nic dobrego nie wynika z ich działań, a jednak wolę, gdy postaci rozwiązują też problemy, nie tylko je sobie tworzą. Szczególnie uderzyło mnie, jak pewien morderca biega sobie luzem, bo kapitan stwierdza, że nic nie da radę na to poradzić. To jak proszenie się o tragedię.

W sumie, jeśli ktoś lubi fantasy na poważnie ze śladową ilością magii, to zarówno "Pamięć lasu", jak i "Szepty..." będą strzałem w dziesiątkę. Przy czym wydaje mi się, że można czytać 2 tom bez 1, bo to osobne historie, lecz aby lepiej rozumieć postaci, warto jednak przeczytać oba tomy :)

Drugi tom o Asgerze Sidorcie i jego kompanii przeczytałam z przyjemnością.

Na plus:
❇️ ciekawe pełnokrwiste postaci, do których czytelnik przywiązuje się, czy chce czy nie 😉;
❇️ przejmująca historia o ludzkiej naturze (zwłaszcza w 2 tomie);
❇️ obraz wojny odarty z nadętego heroizmu, nie niosącej sławy ani chwały, pozostawiającej po sobie jedynie traumę;
❇️ wciągająca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czuć klimat kryminałów z lat 90.

Czuć klimat kryminałów z lat 90.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobre, oryginalne, wciągające. Tylko za krótkie!

Dobre, oryginalne, wciągające. Tylko za krótkie!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dostałam w prezencie na święta i aż żal pieniędzy wyrzuconych w błoto - nawet nie moich. Bardzo słabo napisana książka, niesmaczny bełkot człowieka o nadzwyczaj dużym mniemaniu o sobie. Jedyne, co mi się w niej spodobało, to tytuł, ale trudno podnosić ocenę za tak niewiele.
Nie doczytałam.

Dostałam w prezencie na święta i aż żal pieniędzy wyrzuconych w błoto - nawet nie moich. Bardzo słabo napisana książka, niesmaczny bełkot człowieka o nadzwyczaj dużym mniemaniu o sobie. Jedyne, co mi się w niej spodobało, to tytuł, ale trudno podnosić ocenę za tak niewiele.
Nie doczytałam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Openminder" jest dla mnie trudną do ocenienia książką. Głównie dlatego, że jest książką odważną. Prowokuje, a czasami nawet szokuje i nieustannie wchodzi w polemikę z czytającym, odkrywając przed nim kolejne pomysły, z których nie każdy przecież musi się podobać – a w sumie mogą nie podobać się wszystkie. Niemniej mi to nagromadzenie treści przypadło do gustu, choć przyznaję również, że nie obraziłabym się za trochę więcej akcji, która wygładziłyby przejście od jednej warstwy do drugiej ;) Z początku nie czułam specjalnych "tarć", przez historię płynęło się gładko i z niemalejącym zaciekawieniem, jednak pod koniec sceny wyskakiwały trochę znikąd, po prostu następując po sobie. Nawet jedne z najlepszych w książce - jak ta u Igora czy w Beer Szewa. Ta pierwsza wyskoczyła jak kot z kapelusza, ale jest tak mocna i obrazowa, że trudno mi coś poza tym jej zarzucić. Po przeczytaniu potrzebowałam aż chwili odpoczynku, by dojść do siebie. Ta druga z kolei jest całkiem dobrze uzasadniona fabularnie, intryguje i oczarowuje klimatem, ale... niespecjalnie dokądś prowadzi. W tym tomie, znaczy się, bo podejrzewam, że w kolejnym znaczyć będzie sporo.
Tutaj pojawia się mój największy zarzut do Openmindera - książka jest ewidentnie początkiem serii, niewiele wątków jest na końcu domkniętych, a informacja o tym została wręcz ukryta przez wydawcę - można ją znaleźć tylko w stopce redakcyjnej.
Dobra, tyle z marudzenia. Coś jeszcze natomiast zasługuje na pochwałę: bohaterowie. Wszyscy w jakiś sposób mnie urzekli. Nikodem swoim kolekcjonowaniem spojrzeń (piękny motyw). Daria niezwykłą determinacją (przy ostatniej scenie w szpitalu opadła mi szczęka). Horodecki tym, jak bardzo niejednoznaczny dla mnie był. Niby "ten zły", a jeśli musiałabym wskazać moją ulubioną postać, to wskazałabym jego. Nawet Antek, który występuje w książce epizodycznie, bardzo mnie zaintrygował. Więcej Antka!, powiadam.
A, i jeszcze jedno mi się przypomniało. Jeden zarzut, właściwie.
Ciągle nie wiem, po co mechowi kutas! :D

"Openminder" jest dla mnie trudną do ocenienia książką. Głównie dlatego, że jest książką odważną. Prowokuje, a czasami nawet szokuje i nieustannie wchodzi w polemikę z czytającym, odkrywając przed nim kolejne pomysły, z których nie każdy przecież musi się podobać – a w sumie mogą nie podobać się wszystkie. Niemniej mi to nagromadzenie treści przypadło do gustu, choć...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fantastycznie nieobliczalni Jakub Ćwiek, Karolina Fedyk, Piotr Górski, Aneta Jadowska, Maria Krasowska, Jacek Łukawski, Jakub Małecki, Marta Malinowska, Tomasz Marchewka, Aleksandra Radlak, Magdalena Świerczek-Gryboś
Ocena 5,6
Fantastycznie ... Jakub Ćwiek, Karoli...

Na półkach:

Przyznam, że ominęłam teksty, które z góry wydały mi się "nie dla mnie" lub nie zaciekawiły po paru zdaniach. W efekcie jestem z lektury bardzo zadowolona. Moim zdaniem, wybijają się: mocny cyberpunkowy tekst Magdy Świerczek, cudownie klimatycznie opowiadania Malinowskiej i Fedyk oraz "bardzo dark" dark fantasy Górskiego. Tekst Małeckiego znałam jeszcze z Nowej Fantastyki - pamiętam, że był świetny. Polecam też opowiadanie Radlak, choć nie do końca przekonała mnie do siebie fabuła, ale świat bardzo zaciekawił. Chyba i tak sięgnę po książkę autorki, gdy się ukaże.

Przyznam, że ominęłam teksty, które z góry wydały mi się "nie dla mnie" lub nie zaciekawiły po paru zdaniach. W efekcie jestem z lektury bardzo zadowolona. Moim zdaniem, wybijają się: mocny cyberpunkowy tekst Magdy Świerczek, cudownie klimatycznie opowiadania Malinowskiej i Fedyk oraz "bardzo dark" dark fantasy Górskiego. Tekst Małeckiego znałam jeszcze z Nowej Fantastyki -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tłumaczenie mnie trochę zawiodło, więc przerzuciłam się na ebook z angielską wersją i... nie mam jej nic do zarzucenia. Ta książka jest po prostu perfekcyjna w każdym calu.

Tłumaczenie mnie trochę zawiodło, więc przerzuciłam się na ebook z angielską wersją i... nie mam jej nic do zarzucenia. Ta książka jest po prostu perfekcyjna w każdym calu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

To mogłaby być naprawdę bardzo dobra książka, gdyby nie wręcz karykaturalne nagromadzenie zbiegów okoliczności w końcówce i dostosowywanie działań bohaterów pod zamysły autora. A sam finał już całkiem słabiutki – byleby wcisnąć jak najwięcej makabry, bez puenty czy głębszego zamysłu. Dla mnie morał tej historii jest taki, że jedyny człowiek, który miał serce, skończył marnie, bo deus ex machina i zbiór przypadków ;) Ergo, nie warto być dobrym, lepiej dbać o własny tyłek i omijać patologię z daleka, wtedy mniejsza szansa, że ci się złe zdarzy.

To mogłaby być naprawdę bardzo dobra książka, gdyby nie wręcz karykaturalne nagromadzenie zbiegów okoliczności w końcówce i dostosowywanie działań bohaterów pod zamysły autora. A sam finał już całkiem słabiutki – byleby wcisnąć jak najwięcej makabry, bez puenty czy głębszego zamysłu. Dla mnie morał tej historii jest taki, że jedyny człowiek, który miał serce, skończył...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są książki, które pochłania się w trybie ekspresowym, które bawią i cieszą, mimo że niektóre elementy nie brzmią w nich do końca czysto. I właśnie tego typu książką jest dla mnie Zatopić „Niezatapialną” – steampunkowa opowieść awanturnicza z elementami romansu. Lektura bez wątpienia wciągająca, napisana lekkim piórem, z przekonującymi elementami marynistycznymi i bohaterami, których nie da się nie lubić. Można by rzec: dobra książka przygodowa, ale… No, właśnie. Zawsze musi być jakieś „ale”, zaś w przypadku debiutu Anny Hrycyszyn mam ich kilka.
Po kolei: co od razu nie zagrało mi w Zatopić „Niezatapialną”? Cóż, tytuł. Po prostu nie mogę powiedzieć, by mi się podobał. Byłam jednak pewna, że pominę tę mało znaczącą kwestię w recenzji. To znaczy dopóty, dopóki nie przeczytałam książki do końca.
Nie będę Wam tu spoilerować, więc musicie mi uwierzyć na słowo: tytuł nie dosyć, że do najchwytliwszych nie należy, to nie oddaje tego, co w powieści jest najważniejsze. I może sprawić lekki zawód. Co nie znaczy, że jest specjalnie mylący. W końcu oś fabuły kręci się wokół parowca „Niezatapialna”, który nomen omen władze planują zatopić. Niemniej pościg za statkiem nie wybija się na pierwszy plan.
A co się wybija?
W zasadzie trudno powiedzieć. Na pewno ogromne znaczenie mają postaci i łączące je relacje. Główną bohaterką jest pani kapitan Jollienesse Rożnowski (w skrócie Nes), która dowodzi w pełni – nie licząc kucharza – kobiecą załogą. I przyznam, że obawiałam się jakiejś feministycznej propagandy, lecz były to obawy całkowicie mylne. Poczułam sympatię do piratek (i kucharza!) z „Niezatapialnej”, od połowy niektóre też znielubiłam, ale można powiedzieć, że w pozytywny sposób. Ponieważ wciąż były dla mnie ciekawymi i realistycznymi postaciami, chciałam poznać ich dalsze losy. Raziło mnie tylko, jak z założenia perfekcyjne miały być załogantki. Heile – genialna mechanik-samouk, Kaas – uzdolniona młoda pilot, Fraan – najlepsza celowniczy w Palude, itd… Co zabawne, ich zachowanie nie było już takie nieskazitelne, bohaterki wydawały się ludzkie – problem w tym, że ich ponadprzeciętne umiejętności nie odnajdywały większego odzwierciedlenia w fabule. Bo jeśli przeczytam, że bohater jest sprytny/inteligentny, to oczekuję, że kogoś przechytrzy, a najlepiej, żebym tym kimś była ja. Niemniej bohaterowie stanowią niezaprzeczalną zaletę książki, a to za sprawą niewymuszonych i przepełnionych humorem dialogów oraz rozmaitości charakterów – dzięki wyrazistym cechom nie dało się pomylić jednej osoby z drugą. I nawet postaci epizodyczne zapadały w pamięć.
Na pewno istotny w debiucie Hrycyszyn jest również romans. Tutaj ukłon w stronę autorki – o ile z reguły nie trawię wątków miłosnych, o tyle przy tej lekturze mój żołądek miał się całkiem dobrze. Być może dlatego, że obyło się bez irytująco naciąganych rozterek i przyprawiającego o mdłości nadmiaru słodyczy. Jedyne, co mogę zarzucić temu elementowi powieści to fakt, że Feliks przy Nes wypada trochę blado.

Całość recenzji do przeczytania w ósmym numerze Smoko:
http://krakowskiesmoki.historiavita.pl/smokopolitan/osmy-numer/

Są książki, które pochłania się w trybie ekspresowym, które bawią i cieszą, mimo że niektóre elementy nie brzmią w nich do końca czysto. I właśnie tego typu książką jest dla mnie Zatopić „Niezatapialną” – steampunkowa opowieść awanturnicza z elementami romansu. Lektura bez wątpienia wciągająca, napisana lekkim piórem, z przekonującymi elementami marynistycznymi i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słowo „redlum” nie figuruje w żadnym słowniku, choć może kryje w sobie znaczenie, którego zwyczajnie nie udało mi się odnaleźć. Tak czy owak, całkiem wdzięcznie brzmiący zbitek liter to nazwa miasta, w którym rozgrywa się fabuła książki Katarzyny Rupiewicz. I jest to miasto całkiem niezwykłe. Stanowi bowiem dom dla potworów wszelkiej maści, zagonionych tam przez ludzi, by nie szwendały się po świecie, przysparzając kłopotów.
Warto również nadmienić, że Redlum jest powieścią debiutancką. Niemniej według notki biograficznej Katarzyna Rupiewicz „pisze od zawsze” i ma na koncie kilka wydanych opowiadań, między innymi w antologiach Światy równoległe oraz Geniusze fantastyki. Nie zdziwił mnie więc dobry styl autorki. Redlum zostało napisane z humorem, literackim nerwem i wprawą. Moim największym, a w zasadzie jedynym poważnym zarzutem wobec niego jest to, że zapowiadało się na powieść słabszą, niż okazało się w rzeczywistości. No bo mamy tutaj cały wachlarz typowych do bólu maszkar (trolle, wampiry, ghoule, sukuby, inkuby…), chłopków-roztropków umierających w pięć sekund po wejściu na scenę, a wszystko zaczyna się w karczmie – najbardziej stereotypowej dla fantasy lokacji. Szczerze powiedziawszy, nawet po przeczytaniu darmowego fragmentu książki nie byłam do niej całkiem przekonana. Ale natrafiłam na bardzo pochlebną opinię Anny Kańtoch i co tu dużo gadać – byłam, nie byłam, aż w końcu kupiłam.
I naprawdę nie żałuję.

Reszta recenzji dostępna w magazynie Smokopolitan:
http://krakowskiesmoki.historiavita.pl/smokopolitan/szosty-numer/

Słowo „redlum” nie figuruje w żadnym słowniku, choć może kryje w sobie znaczenie, którego zwyczajnie nie udało mi się odnaleźć. Tak czy owak, całkiem wdzięcznie brzmiący zbitek liter to nazwa miasta, w którym rozgrywa się fabuła książki Katarzyny Rupiewicz. I jest to miasto całkiem niezwykłe. Stanowi bowiem dom dla potworów wszelkiej maści, zagonionych tam przez ludzi, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajnie umiejscowienie historii, klimat wierzeń jakuckich na plus, ale niewiele ponad to :( Bohaterowie płascy jak salaterki, a fabuła bardzo przewidywalna i infantylna, choć z drugiej strony niespecjalnie dla dzieci, bo trafiają się bardzo krwawe sceny. Nie ma komu polecić.

Fajnie umiejscowienie historii, klimat wierzeń jakuckich na plus, ale niewiele ponad to :( Bohaterowie płascy jak salaterki, a fabuła bardzo przewidywalna i infantylna, choć z drugiej strony niespecjalnie dla dzieci, bo trafiają się bardzo krwawe sceny. Nie ma komu polecić.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć czyta się z zaciekawieniem i dość gładko, to mam kilka zarzutów wobec tej książki. Głównie wynikają one z faktu, że mam fobię – wprawdzie akfrofobię, czyli lęk wysokości, ale i tak sposób, w jaki autor przedstawił batofobię, był dla mnie po prostu absurdalny ;) Rozumiem, że to miała być taka metafora, że nie chodziło autorowi o lęk przed głębią jako taką, a przede wszystkim o lęk przed "głębokimi treściami", stojącymi w opozycji do "płycizn", w których ukochało się współczesne społeczeństwo. Może i niezły pomysł, ale niemal każdy element tej książki trzeba właśnie traktować jak metaforę i abstrakcję przemnożoną przez zaściankowość. Tak, zaściankowość. Bo mimo "głębokich treści" książka prezentuje bardzo wąskie spojrzenie na przyszłość - wszyscy chodzą z holotabami, wszczepami lub w glassach. Wszyscy! Cały świat wygląda identycznie. Chyba że autor przez cały świat rozumie Europę i Stany ;) Poza tym wszyscy dzielą się na te same subkultury, niemal całe społeczeństwo to totalne dno intelektualne, a na dodatek wychodzi na to, że owo ujednolicenie zaszło w 2017 roku, więc albo autor sądzi, że do globalnej zmiany potrzeba zaledwie roku, albo mamy do czynienia z historią alternatywną (tyle że nic innego na to specjalnie nie wskazuje). Czyli tło zostaje uproszczone, ponadto zdarzenia balansują na granicy sennej mary. Należałoby jeszcze dodać do tego, że fabuła książki jest raczej pretekstowa – to trzy historyjki (z czego jedna niepełna), które splatają się (wbrew pozorom) luźno i mają pokazać, jak płytkie, zakłamane i głupie jest nasze społeczeństwo. Zważywszy styl nawiązujący do Palahniuka liczyłam na jakąś klamrę spinającą te opowieści. Liczyłam również, że autor mnie czymś zaskoczy, ale nic z tego. Wytłumaczenia w finale tchną podobnie jak cała reszta – pójściem na łatwiznę. Więc zamiast literatury ambitnej czy zaskakującej, dostałam po prostu niezłe czytadło, napisane – co wypadałoby zaznaczyć – bardzo dobrym, lekkim piórem ;)

Choć czyta się z zaciekawieniem i dość gładko, to mam kilka zarzutów wobec tej książki. Głównie wynikają one z faktu, że mam fobię – wprawdzie akfrofobię, czyli lęk wysokości, ale i tak sposób, w jaki autor przedstawił batofobię, był dla mnie po prostu absurdalny ;) Rozumiem, że to miała być taka metafora, że nie chodziło autorowi o lęk przed głębią jako taką, a przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja pierwotnie ukazała się w Smokopolitanie: http://krakowskiesmoki.historiavita.pl/smokopolitan/
Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina to zbiór opowiadań, które łączy ze sobą postać głównego antybohatera (bo z czystym sumieniem bohaterem nazwać go nie można). Haxerlin jest właścicielem wędrownego kramu „Cuda i Dziwy”. Oficjalnie zajmuje się sprzedażą czarodziejskich artefaktów i miszkulancji, jednak tak naprawdę wciska ludziom śmieci, które z magią nie mają nic wspólnego. Ot, takie afrodyzjaki w asortymencie „Cudów i Dziwów” pachną podobnie, żeby nie powiedzieć identycznie, jak wódka, a atrybuty stworzeń mitycznych są nieodróżnialne od rogów, kopyt czy sierści zwykłych zwierząt. Ale głupi wieśniacy kupią wszystko, byleby towar dobrze zaprezentować. W tym zaś Haxerlin nie ma sobie równych. Prawdopodobnie potrafiłby sprzedać własną matkę jako najpiękniejszą z nimf, nawet jeśli uroda starszej kobiety byłaby już nieco przygasła…
Oczywiście, kłamstwo na krótkich (i pulchnych w przypadku Haxerlina) nogach chodzi. Antybohater często wpada w tarapaty, z których musi wydostawać się przy użyciu sprytu, bo z magii nie potrafi korzystać w ogóle. A chociaż powszechnie się mówi, że oszustwo nie popłaca, błyskotliwy handlarz zazwyczaj wychodzi obronną ręką z wszelkich kłopotów. Pod tym względem opowiadania są dość przewidywalne, jednak nie wydaje się, że w założeniu miały kogokolwiek zaskakiwać. Cuda i Dziwy… powstały raczej po to, by rozbawić czytelnika i z tej roli zbiór wywiązuje się dobrze. Gagi, rzecz jasna, bywają gorsze i lepsze, głupie i głupsze, lecz ja podczas lektury wiele razy się zaśmiałam.
Książka Jacka Wróbla przedstawia w krzywym zwierciadle stereotypy zarówno ze świata rzeczywistego, jak i fantasy. Dla przykładu, występują tu obok siebie: Oświecony Kościół Mizoginów, którego członkowie dosyć konserwatywne podchodzą do kobiet, barbarzyńca Foxi, wielkolud równie silny, co głupi, czy niegdyś potężny demon Bo'akh-Bonthuzel (w skrócie Thuz), obecnie zajmujący bardzo wątłe, niezbyt potężne ciało. Ten ostatni zasługuje na szczególną uwagę, bowiem okazuje się – jakby to nie brzmiało – rozbrajająco słodkim psychopatą. I sądząc po opiniach krążących w Internecie, nie jestem odosobniona w swojej sympatii. Opowiadanie, w którym Thuz z władcy piekieł staje się czymś zdecydowanie mniej piekielnym, stanowi w moim odczuciu najlepszy tekst ze zbioru. Tym bardziej więc irytuje nagłe usunięcie tej postaci pod sam koniec lektury. Ot, czytelnik zostaje poinformowany, że Haxerlin rozstał się z towarzyszem, i tyle.
To zresztą nie jedyna wada Cudów i Dziwów Mistrza Haxerlina. Niektóre z zamieszczonych w książce opowiadań wydały mi się niepełne, zakończone rozczarowująco szybko – szczególnie tekst pt. Monopolista wygląda na wstęp do pełnoprawnej opowieści, która zostaje zarżnięta przy samej głowie jak kurczak. Wróbel ma też tendencję do wrzucania fragmentów poważnych w wir wydarzeń absurdalnych i prześmiewczych. Jakby chciał, żeby jego twór krył jednak w sobie ziarenko czegoś ambitniejszego. A Cuda i Dziwy… to po prostu dobra, napisana lekkim piórem antologia na szare wieczory i ponure przejażdżki w autobusie. Humor poprawi, serca nie poruszy. Ale czy to źle?

Recenzja pierwotnie ukazała się w Smokopolitanie: http://krakowskiesmoki.historiavita.pl/smokopolitan/
Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina to zbiór opowiadań, które łączy ze sobą postać głównego antybohatera (bo z czystym sumieniem bohaterem nazwać go nie można). Haxerlin jest właścicielem wędrownego kramu „Cuda i Dziwy”. Oficjalnie zajmuje się sprzedażą czarodziejskich...

więcej Pokaż mimo to