-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023
2023
2023
Prof. Wijaczka spowodował, że chce się dowiedzieć więcej. I pragnę przeczytać inne książki o Sydonii. Bo na moim etnograficznym poletku odkryłam białą plamę ;)
Króciutkie, konkretne, pełne akt sądowych. Dla mnie bomba. Szczególnie, że sugerując się okładka, włożyłam. Całą serię między fantasy, a fantastykę. A prawdopodobnie jest odwrotnie.
Prof. Wijaczka spowodował, że chce się dowiedzieć więcej. I pragnę przeczytać inne książki o Sydonii. Bo na moim etnograficznym poletku odkryłam białą plamę ;)
Króciutkie, konkretne, pełne akt sądowych. Dla mnie bomba. Szczególnie, że sugerując się okładka, włożyłam. Całą serię między fantasy, a fantastykę. A prawdopodobnie jest odwrotnie.
2021
Bardzo nie lubię pisać negatywnych recenzji. Zawsze staram się znaleźć jakieś atuty książki. Czasem książka jest nie dla mnie, ale moja siostra czyta z przyjemnością. Natomiast w tej książce plusów nie ma. Może jeden malutki - obszerna bibliografia na końcu książki, która jest tak długa, że sprawia wrażenie przepisanego katalogu z biblioteki. I to słabo uporządkowanego - przy tej ilości pozycji wypadałoby wprowadzić rozróżnienie na prace naukowe, książki popularnonaukowe oraz artykuły. Tu zaś jest szwarc, mydło i powidło...
Ale to i tak jedyny plus, jakiego się dopatrzyłam.
Książka zaczyna się zdaniem, które muszę zacytować:
"Życie we wszechświecie, o ile nam wiadomo, bez względu na to jak dobitnie będziemy przekonywać, że może być inaczej, jest osobliwym zjawiskiem występującym jedynie na planecie Ziemia."
Proszę Państwa, na takie dictum, nie ma redictum.
To jest zdanie dyskwalifikujące książkę, jako pozycję naukową.
(...)- fragment recenzji z nakanapie.pl
Książka w mojej opinii nadaje się do śmieci. Dziwię się, że z tych śmieci wyszła i znalazła swojego wydawcę.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta portalu czytelniczego nakanapie.pl, i bardzo za nią dziękuję. Bo dzięki niej, przekonałam się, że pisac może każdy. Wystarczy skleic kilka mądrych artykułów bez sensu, dorzucić kilka słow ze słownika wyrazów obcych i dodać ekstra rzucający się w oczy tytuł (tak, na tytuł się złapałam)...
A może i ja odkopię stare notatki z podstawówki i z liceum, posklejam, dodam trochę teorii Danikena (bo w tej książce oczywiście kosmici się gdzieś pojawiają), trochę notatek, trzymających się jako-tako kupy, z liceum i wydam. Bo właściwie czemu nie?
PS. Teorie Danikena były teoriami i nigdy pan Daniken nie twierdził, że są prawdami objawionymi. Ja Danikena akurat lubię. Daje do myślenia. A autor "nowego, radykalnego spojrzenia..." oprócz dogmatów, i zlepku teorii innych osób (zdecydowanie mądrzejszych od siebie) NIE.
Podsumowując. Szkoda czasu, ale ważniejsze jest to, że jeżeli ktoś weźmie ta książkę do ręki, jako pierwszą traktującą o tym temacie, to nic dobrego z tego nie wyniknie.
calość do przeczytania tutaj:
https://nakanapie.pl/recenzje/niby-naukowa-a-jednak-zupelnie-nie-splatane-drzewo-zycia-nowe-radykalne-spojrzenie-na-historie-ewolucji
Bardzo nie lubię pisać negatywnych recenzji. Zawsze staram się znaleźć jakieś atuty książki. Czasem książka jest nie dla mnie, ale moja siostra czyta z przyjemnością. Natomiast w tej książce plusów nie ma. Może jeden malutki - obszerna bibliografia na końcu książki, która jest tak długa, że sprawia wrażenie przepisanego katalogu z biblioteki. I to słabo uporządkowanego -...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Zdarzyło się kiedyś, że musiałam skorzystać z PKP. Czekały mnie 4 h jazdy. W ramach zabicia nudy, zakupiłam pierwszą książkę, która mi wpadła w ręce. Wpadła, bo była tańsza niż najzwyklejsza gazeta. I tym sposobem zaopatrzyłam się w książkę Tajemnica Willi Mimoza. I to była najlepsza rzecz, jaka w PKP mogła mnie spotkać.
To było pierwsze spotkanie z tworem nazwanym "literaturą na obcasach" i było tak miłe, że podczas kolejnych przymusowych jazd PKP, robiłam dokładnie to samo. Dzięki czemu odkryłam kilka fajnych romansików. I absolutnie najlepszy z nich wszystkich - właśnie Tajemnicę Willi Mimoza.
Tak, bo jest to romans. A raczej - i tu muszę się zgodzić z klasyfikacją wydawcy :) - thiller romantyczny. Nazywając rzecz po imieniu, Harlequin z wyższej półki (dużo wyższej) toczącym się wokół zbrodni i kryminału, z bardzo ładnie poprowadzoną akcją i równie ładnym romansem. Tak, kilka (naście lub dziesiąt) romansów czytałam i tylko kilka z nich uplasowałoby się na półce "romans napisany idealnie". MIędzy innymi "Lato nad jeziorem" i właśnie "Tajemnica willi Mimoza". Za brak dłużyzn, za ładną akcję, za genialne pióro autorki... daję o jedna gwiazdkę więcej. Bo naprawdę jest to top romansowych topów.
PS. Gwiazdki nadane w kategorii romansow Harlequinowatych. To nie jest arcydzielo literatury światowej :))))
Zdarzyło się kiedyś, że musiałam skorzystać z PKP. Czekały mnie 4 h jazdy. W ramach zabicia nudy, zakupiłam pierwszą książkę, która mi wpadła w ręce. Wpadła, bo była tańsza niż najzwyklejsza gazeta. I tym sposobem zaopatrzyłam się w książkę Tajemnica Willi Mimoza. I to była najlepsza rzecz, jaka w PKP mogła mnie spotkać.
To było pierwsze spotkanie z tworem nazwanym...
2023
Właśnie. O czym jest ta książka?
(zauważcie, proszę, że nie użyłam słowa "powieść". Za tym słowem czai się doprecyzowanie: jaka jest ta powieść? - historyczna, obyczajowa, kryminalna. A tutaj? Nie wiadomo. Nawet po przeczytaniu, a wręcz: szczególnie po przeczytaniu.
Rzecz dzieje się w dwóch miejscach - małych Brzezinach i wielkiej Łodzi. Zderzenie dwóch różnych światów i różnych światopoglądów, stwarzało doskonałe podwaliny pod powieść obyczajową, szczególnie, że Łódź w XIX wieku stała się potęgą włókienniczą i prawdziwym tyglem kulturowym. Tu byli wszyscy: Żydzi, Niemcy, Romowie, Rosjanie, Polacy... Problemy wynikające z kontaktów swoi-obcy, różnic kulturowych (w tym religijnych) i szybkiego rozwoju miasta (osada włókiennicza Łódź w 1821 r liczyła 767 osób, a u progu I WŚ prawie pół miliona ludności *) to naprawdę temat samograj.
Samograj, który nie zagrał.
Autorka bowiem skupiła się na historii dwójki młodych ludzi. Zakochanych czy nie, to już mniej istotna sprawa. Ta historia zaczyna się w Brzezinach, przenosi do Łodzi i wraca do Brzezin. Po drodze potykając się o małomiasteczkowe poglądy, przemoc, alkohol i inne przeszkody. Tylko czy jest to historia miłosna? Opowieść ta jest przykra - zwyczajnie żal mi było wszystkich dziewczyn zamieszanych w tą fabułę. Niewątpliwie jednak autorka posiada dar pokazania uczuć - obojętne czy pozytywnych czy negatywnych.
Zdecydowanie: tą książkę się bardziej czuje, niż czyta.
Zabrakło mi folkloru, zwyczajów, obyczajów różnych grup. Konfliktów interesów czy zwyczajnych sąsiedzkich kłótni - tego wspomnianego tygla kulturowego. Zresztą wspomnianego też w opisie na okładce. Niby są wspomniane święta żydowskie, czy też fakt, że sklep na rogu prowadził Żyd - ale jest to wspomniane mimochodem i tak jakby "od niechcenia". Na zasadzie "tak było i nie ma co dywagować" - właśnie tych dywagacji mi zabrakło. Ale taka historia mogła zdarzyć się wszędzie. W Łodzi, Gdańsku, Wrocławiu, a nawet Londynie. Historia ta bowiem - do mniej więcej połowy książki - oparta jest na naturze ludzkiej, naiwności wszystkich młodych dziewcząt i chęci wykorzystania tej naiwności przez ludzi z gruntu złych.
Szczerze mówiąc, ta część mocno mnie rozczarowała, choć dużym plusem narracja prowadzona w trzeciej osobie, ale oddająca myśli i uczucia głównych postaci. Wydaje się, że był to celowy zabieg - zdystansowanie postaci od opowieści. Dobrym zamysłem było też wprowadzenie dwóch narratorów (wciąż w trzeciej osobie), dzięki którym wspomniane na początku, różne światy, są doskonale widoczne z dwóch (skrajnie różnych) stron.
Tylko wciąż brakowało tej treści, która z dwóch stron mogłaby zostać pokazana.
Bo do tej pory niewiele pokazano życia w Brzezinach czy Łodzi.
Był za to Bolesław, prowadzący podwójne (lub potrójne) życie. Była Celina i Amelka, dziewczyny z rodziny o tzw. tradycyjnych poglądach. Było nieślubne dziecko. I była Elżbieta, która trudniła się najstarszym zawodem świata, gdyż chciała być bogata i nade wszystko ukochała klejnoty, wystawne życie i bycie "ponad innymi" - smutne, prawdziwe, ale czy tak charakterystyczne dla Łodzi i Brzezin? (powtórzę - ta historia mogła się zdarzyć wszędzie). Ta część jest rozwleczona, przegadana i trochę "niezborna", co oznacza, że przeciętny czytelnik (za którego się uważam), gubi się w fabule. Na jednej stronie Zajączek (syn Celiny) ssie pierś matki, a na drugiej idzie do szkoły.
To samo zresztą, dzieje się w dalszej części, tylko tutaj już opisane są wydarzenia historyczne i czytelnik ma szansę na zorientowanie się w czasie. Dalsza część bowiem, obejmuje prześladowania, stworzenie getta, życie w getcie i jego likwidację. Tylko, że ta część jest stosunkowo krótka - Niewiele pokazano życia w przededniu II WŚ - zabrakło przede wszystkim przestrogi, że kategorie "swoi-obcy" prowadzą do wojny.
Oto chodzili razem do sklepu, plotkowali, chodzili na potańcówki, a na następny dzień wzięli karabiny i się pozabijali.
I tu trzeba przyznać: tak przejmującego opisu getta i losu Żydów nie spotkałam w żadnej innej powieści.
To co było minusem pierwszej części, jest przerażającym plusem dalszej części.
Przerażającym, bo pomimo swoistej znieczulicy, czyli odporności na słowo pisane (z racji zawodu czytałam mnóstwo o okropieństwach wojny na Bałkanach) pewnych fragmentów nie dałam rady przeczytać. Nie zdarzyło mi się wcześniej, żeby ręce mi się trzęsły i serce kołatało, przy czytaniu jakiejkolwiek powieści. Tu to nastąpiło - co, przyznaję, mocno mnie zaskoczyło.
Podsumowując - napisałam recenzję i nadal nie wiem, o czym ta książka traktuje. Obyczajowa (ale nie obyczajowo-kulturowa), trochę małomiasteczkowo naiwna, ostatecznie przeradzająca się w historyczno-obyczajową i kończąca się dwustronicowym podsumowaniem, które jest straszliwie realnie pesymistyczne. Gdyby skrócić opowieść o okresie międzywojnia do objętości okresu istnienia i likwidacji getta... i dodać trochę tła kulturowego byłaby to przykra, ale świetna powieść. Nawet pomimo przerażającego wniosku z ostatnich stron, który można przedstawić cytatem z Diatryby Wojciecha Młynarskiego. Lub bardziej prozaicznie słowami mojej babci:
"A g... i tak wypłynie na wierzch"...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
https://nakanapie.pl/recenzje/ale-o-czym-jest-ta-ksiazka-cale-zloto-lowenstadt
Właśnie. O czym jest ta książka?
(zauważcie, proszę, że nie użyłam słowa "powieść". Za tym słowem czai się doprecyzowanie: jaka jest ta powieść? - historyczna, obyczajowa, kryminalna. A tutaj? Nie wiadomo. Nawet po przeczytaniu, a wręcz: szczególnie po przeczytaniu.
Rzecz dzieje się w dwóch miejscach - małych Brzezinach i wielkiej Łodzi. Zderzenie dwóch różnych światów i...
2000
Dawno, dawno temu, na półce oddane w regionalnej bibliotece natknęłam się na Waltariego, który do tamtej pory kojarzył mi się wyłącznie z beletrystyką historyczną. No i oczywiście Egipcjaninem. Wzięłam, bo zawsze lubiłam sobie uatrakcyjniać lektury. Byłam przekonana, że się rozczaruję, bo skoro nigdy nie słyszałam o kryminałach Waltariego, to powinno to być raczej słabe. A otóż nie.
Bardzo sympatyczna powieść detektywistyczna, z morderstwem w tle. Dochodzenie prowadzi komisarz Palmu. Komisarz, który ma prawo się mylić, ma prawo się nie domyśleć i ma prawo nie wiedzieć - miła odmiana po NCIS, CIS, FBI i wszelakich kryminałach współczesnych, dziejących się szybko. Ta powieść toczy się "niespiesznie". Komisarz nie jest jasnowidzem, geniuszem, który milcząc przed całą powieść, nagle odsłania genialne sedno rzeczy. Nie, nie - Komisarz Palmu jest zwyczajnym gliną z doświadczeniem. Ani pijak, ani degenerat. Ani geniusz czy abnegat. No dosłownie nic, co znamy z dzisiejszych kryminałów. Jest dochodzeniowcem, któremu w końcu udaje się dojść prawdy.
Mnie się podobało, choć z pewnością szału nie było.
Ale zapamiętam komisarza, bo Waltari popełnił cały cykl kryminałów klasycznie skandynawskich, gdzie Finlandię widać (przynajmniej w pani Skrof), tak różnych od historycznej beletrystyki, w której się przecież specjalizował.
Dawno, dawno temu, na półce oddane w regionalnej bibliotece natknęłam się na Waltariego, który do tamtej pory kojarzył mi się wyłącznie z beletrystyką historyczną. No i oczywiście Egipcjaninem. Wzięłam, bo zawsze lubiłam sobie uatrakcyjniać lektury. Byłam przekonana, że się rozczaruję, bo skoro nigdy nie słyszałam o kryminałach Waltariego, to powinno to być raczej słabe. A...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Kapitalny kryminałek. W ogóle cały cykl z Komisarzem Palmu mnie porwał. Być może dlatego, że byłam przyzwyczajona do innego Waltariego - historycznego. A tu - kryminały? Bez żadnej historii zapisanej w dziejach? Ale ten cykl naprawdę udał się autorowi. Choć hasło "porwało" jest naciągnięciem semantycznym.
Tu nic nie porywa - to jest kryminał skandynawski.
Powolny, żmudny i... detektywistyczny. Mało tu przemocy, krwi i innych, znanych z dzisiejszych czasów, elementów bez których kryminał się nie może obejść. A właśnie, że może. Waltari to pokazuje właśnie w tym cyklu. Komisarz Palmu, który popełnia błędy, jest tak ludzki, że aż przyjemnie się człowiekowi robi na duszy, pomimo, że czyta kryminał.
Gdybyście mieli zdecydować się na jedną powieść z cyklu, to zdecydowanie polecam Kto zabił panią Skrof?, a "tak mówią gwiazdy..." jednak są na drugim miejscu.
Kapitalne oderwanie się od współczesności.
Kapitalny kryminałek. W ogóle cały cykl z Komisarzem Palmu mnie porwał. Być może dlatego, że byłam przyzwyczajona do innego Waltariego - historycznego. A tu - kryminały? Bez żadnej historii zapisanej w dziejach? Ale ten cykl naprawdę udał się autorowi. Choć hasło "porwało" jest naciągnięciem semantycznym.
Tu nic nie porywa - to jest kryminał skandynawski.
Powolny, żmudny...
2021
(Książkę otrzymalam z klubu recenzenta nakanapie.pl - ponizej link do pelnej recenzji tamze)
Uczucia, które mną targały przy zamawianiu tej książki z Klubu recenzenta nakanapie.pl, śmiało można nazwać sprzecznymi.
Z jednej strony wydawnictwo Fronda, które znane jest z konserwatywno-prawicowej publicystyki. Choć faktem jest, że sami siebie tak określają, czyli nie kryją się ze swoimi poglądami (i to powoduje, że wydawnictwo Fronda należy do tych, po które sięgam, choć „z pewną nieśmiałością, bo poglądy mam zgoła inne. Dodam też, że podziwiam wydawców za to, że starają się być obiektywni. Bo nikt z nas do końca obiektywny przecież być nie może.
(Przy czym, warto tu podkreślić, iż wydawnictwo Fronda i portal fronda.pl to dwa niezależne byty, prowadzone przez inne jednostki i – jak oświadcza wydawca na swojej stronie – nie należy ich ze sobą łączyć i utożsamiać. Warto na to zwrócić uwagę.
W książce, choć króluje tu historia skupiona wokół mniej lub bardziej znanych osób, to jednak znajdują się tu też ciekawostki krajoznawcze (jeśli tak to można ująć). Czytamy tu o rozlewiskach na Polesiu (dzisiaj Polesie jest przedzielone i w większej części znajduje się po drugiej stronie granicy) Autorzy opowiadają też o rdzennych mieszkańcach tych Ziem, Poleszukach. Mamy tu też opowieści o polskich Ormianach oraz historie z krainy Karaimów i Tatarów (co ciekawe Tatarzy do dziś mieszkają na terenie Rzeczypospolitej, kultywując swoje tradycje i posiadając polskie nazwiska. Na mizarze w Kruszynianach można znaleźć Muhammada Sokołowskiego, a jurtę z tatarskim jedzeniem prowadzi Dżanetta Bogdanowicz.
Chociaż Kresów formalnie już nie ma, Kresy wciąż są.
Przy granicy białoruskiej i ukraińskiej, i w sercach Kresowiaków. Bo, jak powiada Ryszard Kapuściński (cytowany w poniższej recenzji przez Kacpra Sarzyńskiego)
Człowiek kresowy jest zawsze i wszędzie człowiekiem międzykulturowym. Człowiekiem pomiędzy.
Międzykulturowym. Różnym. Innym.
I taka jest ta książka – od Orzeszkowej i Rodziewiczówny, przez Kapuścińskiego, prezentujących stronę literacką. Przez Ormian, Karaimów, Starowieców i Tatarów – prezentujących różnokulturowość. Aż po krajobrazy i uzdrowiska, w których „miłość i zbrodnia kwitła”.
I dalej cytując Kapuścińskiego
[człowiek kresowy] To człowiek, który, od dzieciństwa, od zabawy na podwórzu uczy się, tego, że ludzie są różni i że inność jest po prostu cechą człowieka...
Inność jest również tej książki. To książka inna. Każdy rozdział jest inny. I przez ta inność właśnie, naprawdę warto po nią sięgnąć.
https://nakanapie.pl/recenzje/kresow-juz-nie-ma-a-sa-ostatnie-lata-polskich-kresow
(Książkę otrzymalam z klubu recenzenta nakanapie.pl - ponizej link do pelnej recenzji tamze)
Uczucia, które mną targały przy zamawianiu tej książki z Klubu recenzenta nakanapie.pl, śmiało można nazwać sprzecznymi.
Z jednej strony wydawnictwo Fronda, które znane jest z konserwatywno-prawicowej publicystyki. Choć faktem jest, że sami siebie tak określają, czyli nie kryją...
2023
O kruca fuks! Czegoś tak świetnego nie miałam w ręku dawno. Dawno.
Upiornie dawno. Jest to przepiękny przykład na to, że antropolodzy, etnolodzy i kulturoznawcy niekoniecznie muszą zasilać szeregi bezrobotnych. Mogą pisać kryminały. I to jakie!
OK - zanim się rozpłynę z euforii... Kryminały państwa Kuźmińskich poleciła mi @Vernau z nakanapie.pl, (napisała o nich na swoim blogu co wybitnie świadczy o tym, jak krętymi ścieżkami chodzą nasze czytelnicze ścieżki).
Dlaczego to jest takie świetne? Ano dlatego, że góral pozostanie góralem.
Z każdej linijki tekstu ta odwieczna prawda wyziera. W każdym akapicie jest i dochodzenie i góralskie ciągoty, i układy społeczne na Podhalu i TRADYCJA, która na góralszczyżnie jest tak zywa. Nie ma tu żadnego lukru, słodzika nawet.
Plus/minus za to, że dochodzenie prowadzi młoda antropolog i dziennikarz śledczy. z jednej strony Sherlock dla ubogich, pomyslalam. Ale autorzy zamysł mieli świetny, a i świetnie go zrealizowali - antropolog jest potrzebna do wprowadzenia kulturowego tła, a dochodzenie... potyka się o nieznane fakty, o nieznajomość technik śledczych itd.
Czy czegoś bym się mogła przyczepić? Mogłabym.
Przeciągnięta końcówka (przegadana). Z drugiej strony - biorąc pod uwagę temat (Góralszczyzna) hmmm cóż - krew nie woda. Autorzy są ludźmi mającymi tam znajomych, przyjaciół, miejsca do których byc może chcieliby wrócic. A Góral może nie mściwy, ale pamiętliwy.
https://nakanapie.pl/ksiazka/sleboda-826300/opinia/1176870
O kruca fuks! Czegoś tak świetnego nie miałam w ręku dawno. Dawno.
Upiornie dawno. Jest to przepiękny przykład na to, że antropolodzy, etnolodzy i kulturoznawcy niekoniecznie muszą zasilać szeregi bezrobotnych. Mogą pisać kryminały. I to jakie!
OK - zanim się rozpłynę z euforii... Kryminały państwa Kuźmińskich poleciła mi @Vernau z nakanapie.pl, (napisała o nich na swoim...
Lubię powieści, które są osadzone w konkretnych realiach kulturowych. Tylko, że Kuźmińscy wyznaczyli nowy poziom i nową jakość.
Bo są tu i alchemiczne tajemnice, i szpiegostwo i kontrwywiad. Rodzinne tajemnice i rodzinne konflikty. I to wszystko dzieje się na krakowskim Kazimierzu.
(więcej w opinii nakanapie.pl https://nakanapie.pl/ksiazka/sekret-kroke , ale niewiele więcej. Jeśli nie przepadacie za retro-etno, to pełna opinia niczego nowego nie wniesie)
Lubię powieści, które są osadzone w konkretnych realiach kulturowych. Tylko, że Kuźmińscy wyznaczyli nowy poziom i nową jakość.
więcej Pokaż mimo toBo są tu i alchemiczne tajemnice, i szpiegostwo i kontrwywiad. Rodzinne tajemnice i rodzinne konflikty. I to wszystko dzieje się na krakowskim Kazimierzu.
(więcej w opinii nakanapie.pl https://nakanapie.pl/ksiazka/sekret-kroke , ale niewiele...