-
ArtykułyZapowiedzi książek: gorące premiery lipca 2024LubimyCzytać4
-
ArtykułyMroczne strony dorastania. „Prawda czy wyzwanie” Natashy PrestonBarbaraDorosz1
-
ArtykułyZapraszamy na spotkanie online z Magdą Tereszczuk. Zadaj pytanie i wygraj książkę „Błahostka“LubimyCzytać3
-
ArtykułyOjcowie w literaturze, czyli świętujemy Dzień OjcaKonrad Wrzesiński35
Biblioteczka
Seria Na F/Aktach wydawnictwa Od deski do deski, to jedna z lepszych serii wydawniczych, z którymi miałam okazję się spotkać. Książki wydawane w tym cyklu są sfabularyzowanymi historiami, opisanymi przez znakomitych polskich pisarzy, na podstawie prawdziwych wydarzeń, mających miejsce w powojennej Polsce. W „Czarnej” mamy do czynienia z sensacją, która w 2001 roku wstrząsnęła całą Polską. Na Podlasiu w niewielkiej miejscowości Czarna Białostocka, nauczycielka zadźgała jedenastoletniego ucznia w gabinecie lekarskim miejscowej szkoły podstawowej. Chłopiec był synem, jej kochanka. Zbrodnia najprawdopodobniej miała być karą dla mężczyzny. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tych wydarzeniach, jednak książka wstrząsnęła mną do głębi. I to mimo świadomości, że to co czytam to wizja autora, na temat wydarzeń, które miały, lub w niektórych momentach mogły mieć miejsce. Wojciech Kuczok posiada niezwykły dar pisania w sposób bardzo realistyczny, nawet w przypadku fikcji. Tym bardziej książka oparta na prawdziwych wydarzeniach, sprawia w pewnym momencie bardziej wrażenie reportażu niż powieści.
„Czarna”, to nie tylko nazwa miejscowości, to również przymiotnik najtrafniej określający tę książkę. Miałam bardzo silne wrażenie, że w tej powieści, wszystko spowite jest tym kolorem. Miejscowość, jej mieszkańcy smutni, senni, czasem demoniczni. Niemal wszyscy na czele z głównymi bohaterami i ich rodzinami. Zagłębiając się bardziej w tą lekturę, przestawał nawet trochę dziwić fakt, że wszystko to doprowadziło do tak mrocznej i wielkiej tragedii.
Bohaterów powieści autor podzielił na dwie rodziny. Z jednej strony mamy mieszkające razem matkę i córkę. Ich relacja jest trudna, jednak w jakiś sposób mimo wzajemnej nienawiści ułożona. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, w momencie kiedy córka poznaje mężczyznę. Z drugiej strony mamy z pozoru szczęśliwe małżeństwo z dziećmi, w tym z wyczekanym synem i babcią. Pan domu jest spełnionym zawodowo i rodzinnie mężczyzną, przynajmniej w oczach niewielkiej społeczności, w której żyje. Do czasu, gdy niejako na siłę zostaje w jego życie wprowadzona kobieta. Maria i Jeremi spotykając się zaczynają tworzyć swoją odrębną historię, która z oczywistych względów rzutuje na obie rodziny. Ich zakazana miłość, doprowadza do wielkiej tragedii.
Ciężko mi określić o czym dokładnie jest ta książka. Na pewno o zbrodni, ale też o miłości, samotności, desperacji. To książka o niszczącej sile zatracenia. Prawie wszystko w niej wydaje się brzydkie, brudne, czarne i mroczne. Od pierwszej strony, po ostatnią. To bezlitośnie dobra książka, która zostanie na dłuższy czas w mojej pamięci.
Oczywiście polecam.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Seria Na F/Aktach wydawnictwa Od deski do deski, to jedna z lepszych serii wydawniczych, z którymi miałam okazję się spotkać. Książki wydawane w tym cyklu są sfabularyzowanymi historiami, opisanymi przez znakomitych polskich pisarzy, na podstawie prawdziwych wydarzeń, mających miejsce w powojennej Polsce. W „Czarnej” mamy do czynienia z sensacją, która w 2001 roku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jeśli szukacie lekkiej i przyjemnej książki na letnie leżakowanie, z czystym sercem mogę polecić Wam „Córkę wiatrów” pierwszą część najnowszego cyklu Magdaleny Kordel pt. Wilczy Dwór. Miałam już do czynienia z kilkoma publikacjami tej autorki, ale muszę przyznać, że ta zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu.
„Córka wiatrów”, to powieść raczej z gatunku kobiecych, której akcja dzieje się XIX wiecznej Polsce, kilka lat po powstaniu listopadowym. Głównymi bohaterami powieści są Konstancja, Jan i niezwykła Pelasia.
Konstancja po śmierci męża, szybko musiała stać się silną i niezależną Panią na dworze. Sama zarządzała majątkiem i wychowywała syna. Gdy po latach wydaje się, że osiągnęła już stabilizację i względny spokój, do Wilczego Dworu przyjeżdża Jan, dawny przyjaciel kobiety. Mężczyzna odsłania przed Konstancją problemy, które działy się wokół niej, a o których nie miała pojęcia. Wydarzenia te wprowadzają zamęt w życie bohaterki i doprowadzają do szeregu zdarzeń, z którymi oboje muszą sobie poradzić.
Magdalena Kordel, posiada niesamowity dar tworzenia zarówno postaci, jak i fabuły. Jej książki są lekkie, przyjazne, niesamowicie plastyczne, trochę magiczne, ale nie pozbawione ambitności. Wydaje mi się również, że w autorce bardzo silnie rozwinięte są nie tylko kompetencje twórcze, ale także społeczne. Dzięki czemu w „lekkie” powieści przemyca treści ważne i wartościowe.
Bardzo ciekawym wątkiem książki jest niesamowita legenda powstania dworu, stanowiąca genezę ukształtowania się, silnej roli kobiet w posiadłości. Zdaje się zresztą, że nie tylko przed czytelnikami Dwór ma do odkrycia wiele sekretów, ale również przed samą właścicielką. Jaką moc posiada tajemniczy niebieski pokój oraz obraz dalekiej krewnej?
Wiem, że jak napiszę, że to po prostu dobra książką, to Was średnio przekonam. Ale tak właśnie jest. To dobra książka, którą czyta się niezwykle przyjemnie. Czekam z niecierpliwością już na dalsze losy Wilczego Dworu. Tymczasem pierwszy tom polecam Wam bardzo gorąco. :)
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Jeśli szukacie lekkiej i przyjemnej książki na letnie leżakowanie, z czystym sercem mogę polecić Wam „Córkę wiatrów” pierwszą część najnowszego cyklu Magdaleny Kordel pt. Wilczy Dwór. Miałam już do czynienia z kilkoma publikacjami tej autorki, ale muszę przyznać, że ta zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu.
„Córka wiatrów”, to powieść raczej z gatunku kobiecych,...
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
...................................
Debiutancka powieść Zofii Mąkosy „Wendyjska winnica. Cierpkie grona”, to rodzinna saga rozpoczynająca się w roku 1938 w Chwalimiu, wsi położonej na niemiecko-polskich pograniczu. W wiosce żyją ostatni potomkowie Słowian – Wendów.
Bohaterów powieści, jest wielu i reprezentują różne postawy. Najbardziej przodującą postacią, jest Marta Neuman, od zawsze mieszkająca w tej miejscowości, gorliwa luteranka i uważająca się za Niemkę, gospodyni, żona i matka. Niemal desperacko, próbuje utrzymać gospodarstwo odziedziczone po przodkach i mimo nacisków ze strony męża, a także niesprzyjających warunków wojennych, stara się nie poddawać się i funkcjonować w rzeczywistości, która nastała.
Tymczasem w Berlinie, szwagierka Marty, Żydówka, musi ukrywać się przed nazistami by ocalić życie. Dzieci zmuszona jest oddać pod opiekę teściowej, która sama ledwo wiąże koniec z końcem.
Janka Kaczmarek, kuzynka Marty, która ma polskie korzenie i jeździ do Polski odwiedzać swoja rodzinę, zostaje aresztowana i oskarżona o szpiegostwo.
Córka Marty – Matylda zapisuje się do niemieckiej młodzieżowej organizacji. Tam dziewczyna, wychowywana w poszanowaniu wartości ciężkiej pracy, musi zmierzyć się z nauką o bezwarunkowej miłości do Hitlera. W organizacji poddawana jest naciskom i praniu mózgu.
Zofia Mąkosa, niesamowicie plastycznie przedstawia rzeczywistość prowincji, w przededniu i w trakcie trwania wojny. Przedstawia proces degradacji ludzi i przyrody przez wojenne zawieruchy.
Niezwykle interesującą częścią tej powieści, są opisy tego, co dzieje się podczas kampanii wojennej, widziane z perspektywy Niemców. Ich stosunek do działań zbrojnych, które najpierw wydają się sprawą która ich nie dotyczy, a później coraz więcej im odbiera, jest jednym z ciekawszych dla mnie wątków powieści.
Bogato opisane są w książce działania, prowadzące do przekonania o tym, że wodza narodu należy wielbić, że poczynania Fuhrera, mają prowadzić do wielkiego dobrobytu i bezkresnego mocarstwa. Tego, jak dążono by przekonać naród o szkodliwości innych nacji, w tym najbardziej Żydów. Najgorsze dla mnie było pokazanie jak działały dziecięce i młodzieżowe organizacje hitlerowskie i jak zatruwały umysły najmłodszych bezwzględną ideologią.
Poza tym wydaje mi się że „Wendyjska winnica” to bardzo uniwersalna powieść o wartościach, obyczajach i kulturze, nie tylko mieszkańców polsko-niemieckich terenów. Wojna wzbudza niepokój i strach przed utrata tego, co znane i kochane. Bez względu na to kim jesteśmy i gdzie mieszkamy. To książka o wyborach, jak również konsekwencjach, które niosą ze sobą.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
...................................
Debiutancka powieść Zofii Mąkosy „Wendyjska winnica. Cierpkie grona”, to rodzinna saga rozpoczynająca się w roku 1938 w Chwalimiu, wsi położonej na niemiecko-polskich pograniczu. W wiosce żyją ostatni potomkowie Słowian – Wendów.
Bohaterów powieści, jest wielu i reprezentują różne postawy. Najbardziej...
trona bogwwielkimmiescie.pl to niezmiernie mądre i ciekawe miejsce w sieci, w którym zadomowiłam się i do którego często powracam. Niesamowicie raduje mnie więc fakt, że teraz mam możliwość cieszyć się również jej wersją papierową. :)
"Bóg w wielkim mieście", to książka, do której aż chce się powracać. Pięknie wydana, opatrzona wieloma nastrojowymi fotografiami, pełna niesamowicie mądrych, ciepłych i bardzo intymnych słów, w których czuć nie tylko Boga, ale przede wszystkim głęboką, wielką, choć czasem trudną wiarę.
Autorka książki, Katarzyna Olubińska, jest znaną dziennikarką, związaną między innymi z programem Dzień Dobry TVN. W pewnym momencie swojego życia, zaczęła bardzo intensywnie poszukiwać Boga. Po przyjeździe do wielkiego miasta, w którym czekało na nią wiele atrakcji i możliwości, rzuciła się w wir pracy. Okazało się jednak, że bardzo szybko poczuła się wypalona i zagubiona. I jak to zazwyczaj bywa, gdy człowiek myśli że nie ma już nic, wtedy pojawia się ratunek. Tak też było między innymi w przypadku autorki bloga. Wtedy, gdy była najbardziej sama, okazało się, że odlazła Boga. Potrzebowała Go, zawołała, a On się zjawił i poustawiał jej życie na nowo. Okazało się, że takich jak ona, jest w wielkich miastach więcej. W dodatku są chętni, by o Bogu rozmawiać publicznie i dawać świadectwo.
W publikacji Katarzyna Olubińska, przedstawia rozważania na temat wiary. Opowiada swoją historię w drodze do jej umacniania, a także piętnaście bardzo ciepłych i intymnych rozmów, które przeprowadziła w ramach bloga. Niektóre z tych osób mnie zaskoczyły i to bardzo pozytywnie. Wszystkie wywiady są godne uwagi i skłaniające do refleksji. Autorka w książce "Bóg w wielkim mieście" zamieściła rozmowy z Krzysztofem Antkowiakiem, Izą Miko, Mariką, Agnieszką Cegielską, Wojciechem Modestem Amaro, Krzysztofem Skórzyńskim, Anną Kalczyńską-Maciejowską, Sebastianem Fabijańskim, Maciejem Musiałem, Kamilą Kuboth-Schuchardt, Tomaszem Scguchardtem, Krystianem Wieczorkiem, Idą Nowakowską i mój ulubiony wywiad z Marcinem Gortatem.
Tematami rozmów, było odkrycie wiary i Boga na nowo, odkrycie ścieżek do Niego prowadzących, ulubione fragmenty Pisma Świętego, zmaganie z wiarą. W wywiadach rozmówcy zwierzali się, ze swoich momentów przełomowych, w tym tych, które skierowały ich do Kościoła, ale również opowiadali o swojej codzienności, przeżywanej w przyjacielskiej relacji z Bogiem.
Myślę, że takie książki, oraz miejsca w sieci, są niezmiernie potrzebne, i takie osoby jak Kasia Olubińska, które o Bogu potrafią głosić bez zbędnego patosu, bez straszenia piekłem, ale nadal z wielkim szacunkiem, miłością i uwielbieniem. To piękne, pełne ciepła, bezpieczeństwa, czystości i oddania spojrzenie na wiarę, budujące i niezwykle inspirujące.
"Bóg w wielkim mieście" to taka książka - skarb i na pewno będę do niej często powracać.
Gorąco polecam.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
trona bogwwielkimmiescie.pl to niezmiernie mądre i ciekawe miejsce w sieci, w którym zadomowiłam się i do którego często powracam. Niesamowicie raduje mnie więc fakt, że teraz mam możliwość cieszyć się również jej wersją papierową. :)
"Bóg w wielkim mieście", to książka, do której aż chce się powracać. Pięknie wydana, opatrzona wieloma nastrojowymi fotografiami, pełna...
Przyznaje nie śledziłam do tej pory bloga Bóg jest dobry. Nie znałam też, co za tym idzie ojca Grzegorz Kramera. Tym bardziej niezmiernie cieszę się, że miałam okazję swoje zaległości nadrobić.
Autor książki - Grzegorz Kramer, jest Jezuitą i jednym z bardziej popularnych księży w Polsce. Często w swoich wypowiedziach jest kontrowersyjny i bezkompromisowy. Tak, czy inaczej głosi nowinę, której treść nie podlega negocjacji. W każdym możliwym momencie powtarza, że ten prawdziwy Bóg jest dobry. Grzegorz Kramer przekonuje, uparcie i bez wytchnienia o swoich racjach. Idzie z duchem czasu i wychodzi naprzeciw potrzebom młodych użytkowników mediów społecznościowych.
Co charakteryzuje teksty ojca Kramera? To nie jest prosta lektura. Z jednej strony dlatego, że nie jest ortodoksyjna. Nie ma w niej doktryny o nieustannie wiszącej nad naszymi głowami karze za grzechy. Zamiast o boskiej sprawiedliwości dla grzeszników, Ojciec pisze o dobru i przyjacielskich relacjach z Bogiem. Za to często nazywany jest heretykiem. To niestety jest świadectwem myślę naszego smutnego i złośliwego podejścia zarówno do świata, jak i bliźnich. Bo jak to, Bóg może być dobry dla wszystkich, dla niego / dla niej takiej grzesznej / takiego grzesznego też?! To przecież niesprawiedliwe. Bo np ja chodzę na mszę, o on / ona nie!. "Bóg jest dobry" to blisko sto tekstów, mających przetłumaczyć nam biblijne nauki, przerabiając je na takie "codziennego użytku". Dające możliwość i miejsce na przemyślenia. To również próba wskazania Kościoła w wersji bardziej nowoczesnej a przede wszystkim niosącej nadzieję. Na odpuszczenie grzechów, od których nikt nie jest wolny. Zwłaszcza jednak na to że Bóg naprawdę jest dobry.
To co najbardziej zaskoczyło mnie w tej publikacji, to wrażenie, że bardziej uderza, nie w niewierzących, ale w tych którzy nazywają się prawdziwymi chrześcijaninami. Mam wrażenie, że ma unaocznić nam obraz takiego statystycznego współczesnego katolika, chodzącego na msze ponieważ boi się Boga. Wytyka nam walki o miejsca w rankingach najbardziej pobożnych, a także to, że straszymy Bogiem karcącym, i wiecznym piekłem. Chodzącym do Kościoła wmawia się natomiast, że o ile tylko zmówimy wystarczająca liczbę modlitw, to zostaną nam wybaczone wszystkie i w każdej ilości przewinienia. Że ciągle walczy się o nawracanie innych, a nie próbuje zmieniać siebie i pielęgnować duchowości w nas samych.
Książkę jak człowiek się uprze, można przeczytać w jeden dzień. Ja tak uczyniłam, na rzecz tego wpisu. Nie polecam Wam jednak robić tak samo. Ta książka wymaga czasu, spokoju, miejsca na rozważania, o tym co się przeczytało. Z nią jest dokładnie tak jak z powiedzeniem, co za dużo, to nie zdrowo. Bowiem myśl przewodnia książki, w pewnym momencie lekko mi obrzydła. Bo ile można? Ale z drugiej strony, czasem trzeba tłuc coś do głowy po stokroć, aż w końcu wryje się w naszą świadomość na dobre. :) Bo czy nie warto o dobru, o wielkiej miłości i jeszcze większej wierze pomieszanej z nadzieją co jakiś czas posłuchać? Zdecydowanie tak! Jednak nie w jednej chwili. Bezwarunkowo niedługo poświecę tej książce, ponownie swój czas. Może po kolei, może na chybił trafił, może datami, ale na pewno w dużo mniejszym rozmiarze na jeden raz.
Tak czy inaczej... Serdecznie Wam polecam tę książkę. Jest mądra, ciepła, pełna wiary, nadziei i głębokiego przekonania o tym, że Bóg jest dobry. www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Przyznaje nie śledziłam do tej pory bloga Bóg jest dobry. Nie znałam też, co za tym idzie ojca Grzegorz Kramera. Tym bardziej niezmiernie cieszę się, że miałam okazję swoje zaległości nadrobić.
Autor książki - Grzegorz Kramer, jest Jezuitą i jednym z bardziej popularnych księży w Polsce. Często w swoich wypowiedziach jest kontrowersyjny i bezkompromisowy. Tak, czy...
Book of You to nietypowy poradnik, mający na celu zachęcić nas do zmian w swoim życiu, tych najprostszych, niewielkich.
Książka podzielona jest na działy dotyczące jedzenia, umysłu, ruchu i miłości. Jest zabawna, kolorowa i bardzo ciekawa.
Polecam. Całość recenzji dostępna na blogu: http://kochamciemojezycie.blogspot.com/
Book of You to nietypowy poradnik, mający na celu zachęcić nas do zmian w swoim życiu, tych najprostszych, niewielkich.
Książka podzielona jest na działy dotyczące jedzenia, umysłu, ruchu i miłości. Jest zabawna, kolorowa i bardzo ciekawa.
Polecam. Całość recenzji dostępna na blogu: http://kochamciemojezycie.blogspot.com/
Gdybym nie miała w domu kontynuacji „Sagi rodu Petrycych”, czekałabym na tą publikację z wielką niecierpliwością. Lecz teraz po jej przeczytaniu sama nie wiem, co tak do końca o niej sądzić. Z jednej strony jestem zawiedziona brakiem konkretniejszej kontynuacji losów bohaterów z „Pokochałam wroga”. Z drugiej strony, jestem cudownie udobruchana tym samym klimatem powieści, jak również pomysłem na jej główny wątek. „Bezimienni” bowiem, to co prawda kontynuacja pierwszej części sagi, jednak może stanowić odrębną powieść.
W „Bezimiennych” nadal dużo się dzieje, zarówno w małżeństwie Petrycych, w życiu osobistym ich córki Anny, jak również za sprawą przyjazdu ciotki Pelagii, która ma do wykonania ważne zadanie. Okazuje się, że musi przywrócić pamięć o swoim zmarłym mężu. W trakcie tych działań wszystko jednak wydaje się być innym, niż do tej pory sądzono. Czy zawsze jesteśmy pewni, przeszłości swoich bliskich, nawet jeśli wydaje się nam, że znamy ich niemal na wylot?
W drugiej części sagi znów przenosimy się w czasy II Wojny Światowej, do okupowanego Krakowa. Znów próbujemy razem z bohaterami odtworzyć wydarzenia, które miały miejsce w tych trudnych czasach. Ciotka Marii Petrycy – Pelagia, powraca po wielu latach emigracji do Polski. W kraju zbliżają się obchody pamięci losów załogi Liberatora – alianckiego samolotu. W wypadku tego najsłynniejszego samolotu z czasów II Wojny Światowej, uczestniczył mąż kobiety – Peter Redlich. Ranny lotnik Królewskich Sił Powietrznych trafia pod opiekę młodziutkiej wówczas Pelagii. Kobieta współcześnie podejmuje się zadania odtworzenia losów zestrzelonego samolotu i wyjaśnienia udziału swojego męża w tym locie. Czy jej się uda? Czy odkryje wszystkie karty tej tajemniczej sprawy? Tego oczywiście dowiecie się sięgając po tę książkę.
Co jest stałe jeśli chodzi o sagę? Styl autorki, polegający na budowaniu tajemniczości i stopniowym gromadzeniu napięcia, z równoczesnym odkrywaniem przed czytelnikami kolejnych tajemnic. Zdecydowanie jest to styl, który mi odpowiada i który powoduje, że lektura mnie wciąga i intryguje. Szczególnie, że publikacja zawiera wiele przepisów, odnoszących się do prawdziwych osób i wydarzeń.
Pierwsza część Sagi rodu Petrycych „Pokochałam wroga” podobała mi się bardziej. „Bezimienni” jednak to również ciekawa, intrygująca i świetnie napisana książka, którą serdecznie Wam polecam.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Gdybym nie miała w domu kontynuacji „Sagi rodu Petrycych”, czekałabym na tą publikację z wielką niecierpliwością. Lecz teraz po jej przeczytaniu sama nie wiem, co tak do końca o niej sądzić. Z jednej strony jestem zawiedziona brakiem konkretniejszej kontynuacji losów bohaterów z „Pokochałam wroga”. Z drugiej strony, jestem cudownie udobruchana tym samym klimatem powieści,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Hashimoto. Jak w 90 dni pozbyć się objawów i odzyskać zdrowie, to druga książka w dorobku Izabelli Wentz, doktora farmacji, która sama zachorowała na autoimmunologiczne zapalenie tarczycy Hashimoto. Pierwszej książki, niestety nie miałam jeszcze okazji poznać, ale zdecydowanie zamierzam to nadrobić.
Na Hashimoto choruję już parę dobrych lat. Niestety, gdy u mnie została wykryta, byłam już w stadium, gdy tarczyca była tak wykończona, że organizm zaczął być atakowany innymi chorobami z autoagresji. To oznacza, że wykrycie nastąpiło zdecydowanie za późno. Niestety na polskim rynku wydawniczym nie było wtedy zbyt wielu publikacji na temat sposobów życia i leczenia, tej coraz powszechniej występującej choroby. Zapalenie tarczycy nieleczone, bądź leczone tylko poprzez podawanie do końca życia leków z syntetycznymi hormonami nadal prowadzi do wyniszczania organizmu, a z wiekiem dawki leków muszą być zwiększane, przy czym objawy nie zanikają. Wręcz przeciwnie: tycie, zespół cieśni nadgarstka, wypadanie włosów, bóle stawów, problemy z trawieniem, brak koncentracji, palpitacja serca, marznięcie, zmęczenie i senność, paniczne lęki i depresja, to tylko niektóre z symptomów, które z wraz z chorobą mogą się nasilać.
Ta książka to swoisty przewodnik w drodze po zdrowie. Nie tylko dla chorych na Hashomoto, ale również dla innych zmagających się z chorobami autoimmunologicznymi. Książka oczywiście nie zastąpi terapii, ani tym bardziej wizyty u specjalisty. Z drugiej strony jest to dodatkowa pomoc dla chorych. Uważam, że warto z niej skorzystać. Szczególnie, że sama na własnej skórze przekonałam się, jak niezwykle istotna jest wczesna diagnoza. Poza tym, chorzy często spotykają się z informacyjną ścianą i brakiem zrozumienia, ze strony domowników, znajomych, ale również lekarzy (w końcu przecież właściwie tej choroby nie widać). Jakże często sama słyszałam „tak musi być”. Ale czy na pewno? Myślę, że książka jest jedną z form szukania drogi, do optymalnego zdrowia.
Hashimoto. Jak w 90 dni pozbyć się objawów i odzyskać zdrowie to publikacja, która ma na celu między innymi zapoznać czytelników z rozpoznawaniem i zgłębieniem objawów oraz metod leczenia Hashimoto, poprzez zrozumienie przyczyn zachorowania i ich wyeliminowania. Odpowiednie zmiany wprowadzone w sposobie życia, mają z kolei zadanie polegające na ograniczeniu reakcji autoimmunologicznych organizmu i znaczną poprawę jakości życia. Plan na 90 dni obejmuje: etap wsparcia wątroby, etap odnowy nadnerczy, oraz równowagi jelitowej. Działania te osiągniemy wykorzystując żywność, suplementy a przede wszystkim zmieniając styl życia. Jak dokładnie mamy to zrobić, dowiemy się z poszczególnych rozdziałów książki. W książce obok porad znajdziemy również kilka przepisów na smaczne i zdrowe napoje i potrawy.
Autorka opisuje swoje doświadczenia z walką z autoimmunologicznym zapaleniem tarczycy Hashimoto i jej objawami. Co prawda niewiele w tej publikacji badań, opinii specjalistów. One podobno znajdują się w poprzedniej książce autorki. W tej zawarty jest z kolei program powrotu do zdrowia. Innym problemem związanym z lekturą, że zarówno doświadczenia autorki, jak i jej klientów dotyczą realiów zagranicznych, które odbiegają od tych w naszym kraju. Całość publikacji i plany w niej zawarte, mogą przerażać niektórych pacjentów. Szczególnie jeśli chodzi o eliminację sporej ilości pokarmów. Jednak ja, w związku z tym, że już trochę choruję, rozumiem sens tych zabiegów i doświadczyłam już dzięki tym działaniom poprawy w jakości funkcjonowania mojego organizmu. Czego i Wam życzę, serdecznie polecając tę książkę.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Hashimoto. Jak w 90 dni pozbyć się objawów i odzyskać zdrowie, to druga książka w dorobku Izabelli Wentz, doktora farmacji, która sama zachorowała na autoimmunologiczne zapalenie tarczycy Hashimoto. Pierwszej książki, niestety nie miałam jeszcze okazji poznać, ale zdecydowanie zamierzam to nadrobić.
Na Hashimoto choruję już parę dobrych lat. Niestety, gdy u mnie została...
Od dawna czekałam na taką książkę. „Dziewczyna, która wróciła”, to lektura, przez którą zarwałam noc, a to już dawno się nie zdarzyło. Przyznaję, że już sam początek wstrząsnął mną na tyle, że wiedziałam, że nie oderwę się od tej powieści, dopóki nie dowiem się jaki jest jej finał.
Amelia Quentin, nie była jak inne dzieci. Wokół niej nie było gwaru, radości i głośnego śmiechu. Od samego początku wydawała się inna. Patrzyła za to niezwykle przeszywającym i nieobecnym spojrzeniem, które wzbudzało w obserwowanych niepokój. Dziewczynka nie biegała, nie bawiła się wesoło z innymi pociechami. Dzieci jej unikały, dorośli również trzymali się od niej z daleka, kierowani przeczuciem, że w tej dziewczynie nie ma nic poza złem. Daisy nie była jak wszyscy. Była ciepła, opiekuńcza, było jej żal Amelii i starała się jej pomóc. Niestety nastolatka wraz ze swoją rodziną zapłaciła za to najwyższą cenę. Daisy została brutalnie zamordowana. Teraz Amelia wychodzi z więzienia, przedterminowo, mimo zaskakująco niskiego wyroku, który otrzymała. Jules, matka Daisy, nie może znieść niesprawiedliwości, która ma nastąpić. Na domiar złego dziewczyna wraca do miejscowości, w której rozegrały się te dramatyczne wydarzenia i w którym nadal zamieszkują bliscy rodziny. Kobieta ma wrażenie, że dziewczyna, która zniszczyła jej życie drwi sobie z niej prosto w twarz. W tej sytuacji, nie wiadomo, która dla której stanowi większe zagrożenie. Jedna jest psychopatyczną morderczynią, która twierdzi, że się zmieniła, druga jest matką, która straciła swoje ukochane dziecko w bezsensowny i brutalny sposób. Do tego Jules ma poczucie, że sprawiedliwości nie stało się zadość i marzy o tym by pomścić swoje jedyne dziecko.
„Dziewczyna, która wróciła”, to wciągający i trzymający w napięciu thriller psychologiczny, obok którego trudno przejść obojętnie. Ciekawym pomysłem było zastosowanie intrygującego początku, który nadał całej historii jeszcze więcej mroczności. Udanym zabiegiem były również retrospekcje opisujące przyczyny, które doprowadziły do finału tej historii. Uważam, że na uwagę, zasługują również kreacje postaci, szczególnie tych kobiecych: Amelii, Jules oraz Daisy. Co prawda, niektóre momenty wydały mi się dość karykaturalne (sama zbrodnia, proces), jednak z drugiej strony myślę, że w jakiś sposób wpłynęły na podkręcenie całej akcji. Najmocniejszym elementem tej powieści jest zdecydowanie aspekt psychologiczny. Lektura tej powieści to niezwykła mieszanka uczuć, którą czytelnikowi trudno jest z siebie zrzucić długo po zamknięciu książki. Szczególnie, że na koniec zostajemy z całą masą pytań. Między innymi o to czy warto szukać ukojenia w zemście? Jak wiele można zaryzykować, gdy właściwie wszystko co możliwe do odebrania, zostało już odebrane? Czy jest się czego bać, gdy nic nie może już bardziej zaboleć? Ale czy na pewno? Zazwyczaj, w każdej historii jest jakieś drugie dno. Tak jest również z powieścią, którą przedstawia nam Susan Lewis. Zdecydowanie jest to książka, po którą warto sięgnąć. Gorąco polecam.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Od dawna czekałam na taką książkę. „Dziewczyna, która wróciła”, to lektura, przez którą zarwałam noc, a to już dawno się nie zdarzyło. Przyznaję, że już sam początek wstrząsnął mną na tyle, że wiedziałam, że nie oderwę się od tej powieści, dopóki nie dowiem się jaki jest jej finał.
Amelia Quentin, nie była jak inne dzieci. Wokół niej nie było gwaru, radości i głośnego...
Jakiś czas temu pisałam Wam o książce „Foresta Umbra” Pawła Jaszczuka. Teraz miałam okazję poznać najnowszą, piątą już część cyklu o Jakubie Sternie. Muszę przyznać, że ta część spodobała mi się bardziej. Zdecydowanie odczuwalny jest progres jaki dokonał się w stylu autora. Bo choć i ten tom wymaga od czytelnika sporego skupienia i czasem musiałam powrócić do poprzedniej strony, bo coś mi umknęło, to przyznaje, że dużo płynniej chłonęłam tę historię. A może to ja po prostu złapałam dobry kontakt z tą powieścią od początku? Nie wiem. Tak czy inaczej zdecydowanie okazało się nam po drodze.
„Lekcja martwej mowy” to wielki powrót Jakuba Sterna. Nie tylko jako bohatera cyklu powieściowego, ale również jego powrót do miejsc z minionych czasów. I tym razem Stern trafia do Lwowa. Ma tam spotkać kobietę z przeszłości, ma też do wykonania misję. Czy mu się ona powiedzie?
W każdej części powieści cyklu mamy do czynienia z akcją osadzoną w określonych czasach XX wieku. W najnowszej powieści tłem historycznym stały się wydarzenia roku 1920 roku, czyli wojna z bolszewikami, okupacja Lwowa w roku 1939, wydarzenia marcowe oraz interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w roku 1968. Bohaterami tej powieści są Jakub Stern i Wilga de Brie. Oboje pracowali w przedwojennym „Kurierze”, teraz zostają wplątani w nie do końca zrozumiałą dla nich rozgrywkę, związaną z artykułem, który miał się ukazać wiele lat temu. Tym bardziej ta gra zdaje się niebezpieczna, im bardziej, w nią była wplątana polska władza. Czy para dziennikarzy ma jakąkolwiek szansę by z tej rozgrywki wyjść cało?
„Lekcja martwej mowy” to niezwykle ciekawy i zajmujący obraz powojennej rzeczywistości. Zatrzymania za fotografowanie obiektów, donosy, poczucie, że właściwie na każdym kroku jest się śledzonym i obserwowanym. W dodatku do tych obserwacji przydzielane są osoby w przestępczego podziemia. Miejsce i czas nie sprzyjają budowaniu poczucia bezpieczeństwa, szczególnie gdy każdego dnia w niewyjaśnionych okolicznościach znikają osoby. W tle tych wydarzeń pojawiają się między innymi postacie Gomułki i Jaruzelskiego.
Bardzo ciekawym zabiegiem, który dodał pikanterii, ale i dodatkowej intrygi, były tajemnicze raporty zdawane służbom przez tajemniczą kobietę. Po książkę z chęcią powinny sięgnąć osoby, które tak jak ja interesują się powojenną historia, polityczną grą o władzę, intrygami, siatkami wywiadowczymi, propagandą z tamtego. Ja przyznam, że autorowi udało się zbudować taki klimat i tak mnie zaciekawić tą historią, że po zamknięciu książki poczułam wielką i zdecydowaną ulgę. Nie z powodu, że lektura się już skończyła, ale że zakończył się już ten koszmarny okres w naszej historii.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Jakiś czas temu pisałam Wam o książce „Foresta Umbra” Pawła Jaszczuka. Teraz miałam okazję poznać najnowszą, piątą już część cyklu o Jakubie Sternie. Muszę przyznać, że ta część spodobała mi się bardziej. Zdecydowanie odczuwalny jest progres jaki dokonał się w stylu autora. Bo choć i ten tom wymaga od czytelnika sporego skupienia i czasem musiałam powrócić do poprzedniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Wichrowe wzgórza” to pierwsza „dorosła” powieść jaką przeczytałam w swoim życiu. Jak się domyślacie było to całe wieki temu. Egzemplarz, który wypożyczyłam z biblioteki, był jednak jeszcze starszy i prawie rozpadał się w dłoni od liczby czytelników, którzy mieli go w swoich rękach. Przyznaję, że z wielką radością przywitałam najnowsze wydanie tej literackiej perełki. Jej lektura i tym razem wywarła na mnie ogromne wrażenie. Myślę, że może nawet większe, ponieważ w dojrzalszym wieku chyba bardziej miałam szansę ją zrozumieć.
Akcja powieści Emily Bronte rozgrywa się w Anglii na przełomie XVII i XIX wieku. Do domu właściciela majątku Wuthering Height, czyli właśnie Wichrowych Wzgórz, trafia bezdomny, cygański chłopiec. Poza Earnshawem, który znalazł chłopaka i postanowił się nim zaopiekować, wszyscy są do przybysza wrogo nastawieni. Znęcają się nad nim, dokuczają mu. Dopiero po czasie Heatchliffowi udaje się zmiękczyć serca domowników w tym małej Cathy. Między dwojgiem rodzi się specyficzna więź. Po śmierci pana domu, dla Heatchiffa, życie na Wichrowych Wzgórzach staje się jeszcze bardziej poniżające. Syn zmarłego traktuje chłopaka gorzej niż służących we dworze. To a także późniejsze wydarzenia powodują narastanie w chłopaku żądzy zemsty. Na domiar złego okazuje się że Catherine ma zostać żoną syna sąsiadów. Chłopak postanawia wyjechać. Po jego powrocie Catherine znów zaczyna interesować się Heatchiffem. Dzika namiętność, która rodzi się między Cathy a mężczyzną powoduje, że wszystko zmierza do katastrofalnego końca. Poza tym Heatchliff nie zapomniał o swoich upokorzeniach i ogromnej chęci zemsty.
„Wichrowe wzgórza” to jedna z najbardziej tajemniczych, ponurych i mrocznych historii, które miałam okazję czytać. Z drugiej strony jest to książka o miłości oraz skomplikowanych i niszczycielskich relacjach a także o straconych nadziejach.
Książkę Emily Bronte czyta się z niezwykła przyjemnością, mimo jej ciężkiego klimatu. To wszystko dlatego, że napisana jest pięknym, klasycznym językiem, za którym teraz możemy jedynie tęsknić. Powieść wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu, choć raczej powinnam napisać, że trzyma w bólu, aż po sam koniec. Bez względu na pogodę za oknem, podczas czytania tej historii odczuwa się nieustający wiatr, chłód i deszcz hulające po wrzosowiskach. To powieść, którą przeżywa się jeszcze długo po jej zamknięciu. Zdecydowanie polecam.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
„Wichrowe wzgórza” to pierwsza „dorosła” powieść jaką przeczytałam w swoim życiu. Jak się domyślacie było to całe wieki temu. Egzemplarz, który wypożyczyłam z biblioteki, był jednak jeszcze starszy i prawie rozpadał się w dłoni od liczby czytelników, którzy mieli go w swoich rękach. Przyznaję, że z wielką radością przywitałam najnowsze wydanie tej literackiej perełki. Jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przyznam szczerze, nie za często czytam opowiadania. Okres przedświąteczny, jest jednak zawsze wyjątkowym czasem i wtedy sięgam po wiele świątecznych pozycji wydawniczych, w tym również właśnie po te w krótszej formie, która z uwagi na deficyt czasowy odpowiada mi zdecydowanie bardziej.
Książka „Czas cudów, czyli opowieści po jemiołą” to zbiór dziesięciu magicznych historii napisanych przez Joanne Dorotę Bujak, Małgorzatę Falkowską, Annę Harłukowicz-Niemczynow, Joannę Jax, Patrycję May, Carle Mori, Joanne Pypłacz, Dianę Rose, Beatę Schenmakers oraz Łucję Wilewską. Te autorki, głównie kojarzą się polskim czytelnikom z powieściami obyczajowymi, choć nie tylko.
Co znajdziemy w tej publikacji? Wspaniałe, świąteczne opowiadania. Wszystkie z ważnym przesłaniem. Jedne można określi jako bardziej wzruszające, inne trochę bardziej śmieszne, jeszcze inne zmuszają niemalże do tego, by zastanowić się nad własnymi uczynkami. Bohaterami utworów są osoby samotne, rodziny, osoby zagubione i te które właśnie mają szansę by odnaleźć swoje szczęście. W końcu święta to najlepszy czas do tego by wyczekiwać cudu.
Jednym z moich ulubionych opowiadań z tej publikacji jest „Niecicha noc” Patrycji May. Nawet teraz na jego wspomnienie się uśmiecham. Uwielbiam takie historie. Na kilka dni przed Wigilią, dzieci przebywające na emigracji, informują rodzinę o swoim przyjeździe. Okazuje się, że do tej wyjątkowej kolacji zasiądą więc rodzice, troje dzieci, japońska przyszła synowa, zięć, wnuk i niedosłysząca ciotka. Czytając tą historię, miałam trochę wrażenie, że jest to instrukcja na perfekcyjnie nieidealne święta, które w sumie wielu z nas choć raz miało okazję przeżyć. W tym przypadku był to lekki świąteczny Armagedon. :)
Drugim opowiadaniem jest „Bieda bogactwem zwana” Małgorzaty Falkowskiej. Poznajemy tu historię mężczyzny, który w wigilię, w wypadku samochodowym stracił swoją żonę. Traumatyczne wydarzenia spowodowały, że stał się nieczułym i zimnym człowiekiem, który nie obchodzi świąt, bo uważa, że bez jego żony nie mają one sensu. W wigilijny dzień, sześć lat po wypadku poznaje samotną kobietę z małym synkiem. To spotkanie ma szansę odmienić nie tylko ich święta, ale również całe życie, w tym na pewno zamrożone serce Karola, zwanego również Mikołajem :).
Trzecim opowiadaniem, które niezmiernie mnie urzekło, jest to publikowane jako pierwsze - „Zwyczajny cud” napisany przez Joannę Dorotę Bujak. To typowa opowieść wigilijna. Znajdziemy w niej samotną staruszkę, małoletniego złodziejaszka gałązek choinkowych i wiele dobrego serca w ludziach. W tym opowiadaniu jest wiele, dobroduszności, miłości, zrozumienia i wiele życzliwości dla drugiego człowieka. Jest to też historia o prawdziwej idei związanej z talerzykiem dla wędrowca.
Wiadomo, że jedne opowiadania są lepsze, inne trochę słabsze, jednak wszystkie składają się na budowanie świątecznego nastroju. Gdy za oknem coraz bardziej szaro i coraz szybciej zapada zmrok, takie historie zdecydowanie ogrzewają moje serce. Poza tym, są dowodem na to, że w ten magiczny czas, jeszcze wiele może się wydarzyć i że my jeszcze wiele możemy zrobić, by dla kogoś te święta okazały się lepsze.
Jeśli zastanawiacie się nad książkowym świątecznym prezentem, myślę że „Czas cudów, czyli opowiadania pod jemiołą” mogą być dobrym pomysłem. A jeśli Wy potrzebujecie trochę inspiracji, by zastanowić się nad sensem świąt, to takie historie są do tego wprost idealne. Polecam.
www.kochamciemojezycie.blogspot.com
Przyznam szczerze, nie za często czytam opowiadania. Okres przedświąteczny, jest jednak zawsze wyjątkowym czasem i wtedy sięgam po wiele świątecznych pozycji wydawniczych, w tym również właśnie po te w krótszej formie, która z uwagi na deficyt czasowy odpowiada mi zdecydowanie bardziej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka „Czas cudów, czyli opowieści po jemiołą” to zbiór dziesięciu magicznych...