Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Co prawda święta Bożego Narodzenia już dawno minęły, ale ja je przechorowałam, więc na dobrą sprawę cała atmosfera i ta przysłowiowa magia mnie ominęły. Postanowiłam więc choć trochę sobie nadrobić ten czas i przynajmniej na kilka chwil zanurzyć się w tej magicznej atmosferze. W książce Magdaleny Kordel mamy ciekawą historię, w którą wplecione są wyraziste, złożone i wiarygodne postacie. Michalina jest młodą dziewczyną, która z powodu problemów rodzinnych ląduje na ulicy. Dziewczyna jest bezdomna, co jak można się domyślić jest szczególnie ciężkim doświadczeniem w zimie. Petronela, zwana Nelą, to starsza, zamożna i bardzo samotna kobieta. Tęskni za siostrą, która zaginęła w czasie wojny, tęskni też za swoim nieżyjącym mężem. Zbliżają się święta i obydwie kobiety, które się nie znają i pochodzą z dwóch różnych światów decydują się na wizytę w jednym z warszawskich kościołów. Wtedy uruchamia się lawina rozmaitych zdarzeń, które już na zawsze zmienią życie obydwu kobiet i nie tylko ich. Pojawiają się też różne nowe osoby. Nie wszystkie są pozytywnymi bohaterami, ale ogólnie większość postaci występujących na kartach tej książki to dobrzy ludzie, wrażliwi na krzywdę innych. Autorce udało się stworzyć magiczną i tajemniczą zarazem atmosferę poprzedzającą Święta Bożego Narodzenia. Atmosfera ta spaja fabułę i jest jej nieodzowną częścią, bez popadania w irytujący infantylizm, który niejednokrotnie psuje lekturę książek z motywem świątecznym. O ile w powieści z kategorii “świątecznych“ można się spodziewać dużo pozytywnych przekazów, o tyle tutaj fabuła wcale nie była tak do końca przewidywalna. Nie była też przeładowana nierealistycznym optymizmem i przesłodzona. Chwała autorce za to. „Anioł do wynajęcia” przekazuje nam w dyskretny, ale jasny sposób, że każdy z nas może być czyimś aniołem. Wystarczy odrobina dobrej woli i empatii. Magdalena Kordel ma bardzo dobry warsztat, dzięki któremu powieść jest ciekawa i przyjemna w odbiorze. Rozgrzewa nas wewnętrznie bez względu na to jaka aura panuje za oknem. Muszę przyznać, że trochę się obawiałam, że będzie to totalnie nierealistyczna i naiwna książka, którą odłożę z poczuciem rozczarowania i niesmakiem na półkę. Taka, co to nie jest ani bajką, ani powieścią obyczajową, tylko jakimś potworkiem pomiędzy tymi gatunkami. Tak się jednak na szczęście nie stało. Polecam o każdej porze roku.

Co prawda święta Bożego Narodzenia już dawno minęły, ale ja je przechorowałam, więc na dobrą sprawę cała atmosfera i ta przysłowiowa magia mnie ominęły. Postanowiłam więc choć trochę sobie nadrobić ten czas i przynajmniej na kilka chwil zanurzyć się w tej magicznej atmosferze. W książce Magdaleny Kordel mamy ciekawą historię, w którą wplecione są wyraziste, złożone i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mistrz nie zawodzi, Mistrz nie rozczarowuje, na Mistrza zawsze można liczyć. Tym razem Max Czornyj wybrał kontrowersyjny temat aborcji. Autor nie wypowiada się konkretnie za ani przeciw. Daje za to czytelnikom kolejny porywający dreszczowiec. Jest to trzecie i ostatnie spotkanie z profilerem Orestem Rembertem i detektywem Lizą Langer. Akcja, podobnie jak w poprzednich powieściach tej serii rozgrywa się w Gdańsku. Bestia, bo tak najlepiej określić tego mordercę atakuje i morduje kobiety w zaawansowanej ciąży oraz ich nienarodzone dzieci.
Jest brutalnie, strasznie i tajemniczo. Zbrodnie te cechuje ogromne okrucieństwo, a sprawca działa bez widocznego klucza. Pomiędzy ofiarami nie ma powiązań i w pewnym momencie śledztwo się nie klei. Zaczyna się wyścig z czasem, bo morderca rzuca policji wyzwanie i zaprasza do piekielnej gry, w której stawką jest życie ofiar. Fabuła jest nieprzewidywalna i niestety wiarygodna. Piszę „niestety”, bo jak wiemy życie potrafi pisać najstraszniejsze scenariusze. Nie ma granic zła, których człowiek nie jest w stanie przekroczyć. Max Czornyj jest pisarzem nie tylko utalentowanym, ale też odważnym. Nie każdy byłby w stanie wziąć na warsztat tak trudny i naładowany emocjami temat. Nie każdy by sobie z takim tematem poradził. Na szczęście Max Czornyj ma naprawdę niezwykły talent pisarski i świetny warsztat. Relacja pomiędzy Rembertem i Langer ewoluuje, dojrzewa. Dialogi są ciekawe i logiczne. Jednak momentami te konkretne zbrodnie emocjonalnie przerastają nawet tak doświadczonych profesjonalistów. Podobały mi się elementy włoskie zawarte w tej książce, czyli opisy potraw z restauracji. Przyznam, że niektóre z nich mnie wielce zaintrygowały i zainspirowały do dalszych poszukiwań. Widać, że autor ma w tej kwestii bardzo bogatą wiedzę. Inni bohaterowie również są wielowymiarowi, a nawet fascynujący w całej swojej rozciągłości przesiąkniętej złem. Kim jest nawiedzony Profet? Czy wśród jego wyznawców są fanatycy zdolni do popełniania zbrodni i to w tak okrutny sposób? Jak zwykle u tego autora do samego końca nie wiemy kto stoi za brutalnymi zbrodniami i co kieruje tą osobą. Szczerze polecam czytelnikom o mocnych nerwach. A ja niedługo sięgnę po inne książki tego pisarza.

Mistrz nie zawodzi, Mistrz nie rozczarowuje, na Mistrza zawsze można liczyć. Tym razem Max Czornyj wybrał kontrowersyjny temat aborcji. Autor nie wypowiada się konkretnie za ani przeciw. Daje za to czytelnikom kolejny porywający dreszczowiec. Jest to trzecie i ostatnie spotkanie z profilerem Orestem Rembertem i detektywem Lizą Langer. Akcja, podobnie jak w poprzednich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest to lektura ani łatwa, ani przyjemna. Wręcz przeciwnie, sporo jest tu drastycznych opisów z wojny w Afganistanie. Od razu chciałabym ostrzec zwierzolubów, bo niestety są tu również opisy cierpienia zwierząt. Ja oczywiście jak najszybciej pominęłam te opisy, bo to nie na moje nerwy. Książka składa się z wywiadów z weteranami wojny, ich matkami oraz żonami. Z tych rozmów – bez względu na to czy ktoś popierał interwencję w Afganistanie czy też nie – wyłania się cały jej koszmarny bezsens. Te bzdury, którymi było karmione społeczeństwo radzieckie o jakimś “obowiązku internacjonalistycznym“ i wypaczone pojęcie patriotyzmu stanowiły narzędzia propagandy. Niektórzy, w tym kobiety zgłaszali się na ochotnika. Inni zostali wcieleni do wojska przymusowo. Na wojnie jednak każdy miał pewien wybór czy strzelić do nieuzbrojonego cywila, w tym dziecka, czy nie, czy może w danej sytuacji spudłować. Czy zachować jakieś resztki człowieczeństwa i moralności czy też ślepo wykonywać rozkazy. Wielu żołnierzy wróciło w ocynkowanych trumnach. Stąd tytuł książki. Inni zostali do końca życia kalekami w sensie fizycznym oraz psychicznym. Nikt nie wrócił bez ran, czy to fizycznych czy tych niewidocznych. Zbrodniarze niemieccy po wojnie próbowali się usprawiedliwiać wykonywaniem rozkazów. Ta niby obrona była na szczęście nieskuteczna. Radzieccy zbrodniarze stosowali dokładnie taką samą retorykę. Jak sądzę była to obrona wykorzystywana raczej na własne potrzeby, bo społeczeństwo radzieckie trochę niechcący wymierzyło im bardzo dotkliwą karę, czyli zapomnienie. Zaczęły się wielkie, globalne przemiany i wstydliwa wojna i wszystkie jej straszne konsekwencje były po cichu chowane, grzebane w otchłani niepamięci. Nie było czerwonych dywanów ani wdzięczności dla bohaterów. Zaczęły się za to pojawiać informacje o zbrodniach popełnionych na afgańskich cywilach. Autorka nie stawia nikogo na piedestale ani nie potępia. Za to ze współczuciem słucha tych opowieści. Moje współczucie jednak było skierowane na zbiorowego bohatera jakim był naród afgański. Na przykładzie “Cynkowych chłopców“ widać również jak historia lubi się powtarzać i jak ludzkość jest boleśnie odporna na nauki z przeszłości. Teraz również głupi politycy prowadzą bezsensowne konflikty zbrojne mając poparcie ogłupiałych i tchórzliwych obywateli. Świat, a przynajmniej jego część wygląda obecnie jak swoje karykaturalne odbicie w krzywym zwierciadle. Ta karykatura ma jednak swoje bolesne konsekwencje w życiu milionów ludzi. Polecam tę lekturę, bo jest to w swoim rodzaju ciekawa lekcja niedawnej historii.

Nie jest to lektura ani łatwa, ani przyjemna. Wręcz przeciwnie, sporo jest tu drastycznych opisów z wojny w Afganistanie. Od razu chciałabym ostrzec zwierzolubów, bo niestety są tu również opisy cierpienia zwierząt. Ja oczywiście jak najszybciej pominęłam te opisy, bo to nie na moje nerwy. Książka składa się z wywiadów z weteranami wojny, ich matkami oraz żonami. Z tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wszędzie ochy, achy i zachwyty, a jak dla mnie to nudny gniot z topornym pseudo przesłaniem o osobach ze środowiska LGBT. Strasznie się rozczarowałam i wymęczyłam. Tak w ogóle, to miałam inne plany czytelnicze, ale dowiedziałam się, że Netflix kręci film na podstawie tego dzieła, więc się skusiłam. Niepotrzebnie. Prawie zawsze tak mam, że jak sięgnę po współczesną powieść amerykańską, szczególnie jeśli jest to bestseller, to kończy się to rozczarowaniem i często wręcz niesmakiem. Tak było i tym razem. Ogólnie fabuła jest prosta jak budowa cepa. Córka kubańskich imigrantów pragnie za wszelką cenę wyrwać się z nędzy i zostać sławną i bogatą aktorką. Aby osiągnąć ten cel sypia z mężczyznami i zawiera związki małżeńskie, po to, aby czasopisma plotkarskie miały o czym pisać i aby filmy z jej udziałem zarabiały jak najwięcej pieniędzy. Tak “naprawdę“, to potajemnie kocha kobietę. Całość jest osadzona w kontekście rynsztoku, jakim jest amerykański przemysł filmowy. Tytułowa Evelyn Hugo aktywnie i radośnie tenże rynsztok współtworzy. Pod koniec życia gwiazda opowiada swoją historię mało rozgarniętej dziennikarce Monique Grant, która ma po śmierci aktorki napisać jej biografię. Pod koniec powieści następuje zwrot akcji i ujawniona zostaje relacja pomiędzy gwiazdą i dziennikarką. Książka ta jest napisana ubogim językiem, zawiera mnóstwo powtórzeń i sprawia wrażenie jakby jej adresatem miał być mało rozgarnięty pięciolatek. Sporo jest niespójności, nielogiczności i sprzeczności. Bohaterowie są intelektualnie na poziomie parteru, a ich zachowanie może zniesmaczyć niektórych czytelników. Jakby tego było mało, to książka doprawiona jest wulgaryzmami i ogólnie jest w niej dużo prostactwa, jak dla mnie zdecydowanie za dużo. Jeśli dodamy do tego kulejące tłumaczenie, to wyłania się zniechęcający do lektury obraz nędzy i rozpaczy. Posłużę się tylko paroma przykładami: na przyjęciu było iluś tam „luzerów”, a w liście mężczyzna oświadcza się kobiecie pisząc do niej „ożeń się” ze mną. Ręce opadają! Nie mam ochoty się więcej pastwić nad tym gniotem. Żałuję spędzonego, a właściwie zmarnowanego przy nim czasu. Chyba nie muszę dodawać, że filmu nie obejrzę.

Wszędzie ochy, achy i zachwyty, a jak dla mnie to nudny gniot z topornym pseudo przesłaniem o osobach ze środowiska LGBT. Strasznie się rozczarowałam i wymęczyłam. Tak w ogóle, to miałam inne plany czytelnicze, ale dowiedziałam się, że Netflix kręci film na podstawie tego dzieła, więc się skusiłam. Niepotrzebnie. Prawie zawsze tak mam, że jak sięgnę po współczesną powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Widziałem, jak diabeł chodzi tam na palcach“. Tam, czyli w sadzie należącym do kościoła w Szczepanowie niedaleko Wrocławia. Jakbym miała jednym słowem określić tę książkę, to byłoby to: rewelacja! Nie mogłam się oderwać, zarwałam parę nocy i nie żałuję. Głównym bohaterem jest komisarz Marcin Zakrzewski, który zostaje wezwany na miejsce brutalnej zbrodni. Ofiarą jest kobieta zamordowana w swoim domu. Napastnik zadał jej wiele ciosów nożem i odciął dłoń. Dla komisarza Zakrzewskiego prawdziwym szokiem jednak jest to, co dzieje się zaraz potem, czyli w komórce na narzędzia na terenie posesji należącej do ofiary i jej męża. Okazuje się bowiem, że tam ukrywa się morderca i uciekając wypowiada te słowa o diable. Słowa te wypowiedział również zaginiony ponad 30 lat temu brat bliźniak Zakrzewskiego, którego nie odnaleziono ani żywego, ani martwego. Tak stało się też w przypadku innych chłopców zaginionych w równie tajemniczych i niewyjaśnionych okolicznościach – kamień w wodę. Pierwsze zaginięcia miały miejsce tuż po wojnie w Szczepanowie i okolicznych wioskach. Teraz znowu zaczynają znikać chłopcy, tym razem we Wrocławiu. Morderca ma praktycznie taki sam sposób działania od wczesnych lat powojennych. Kto porywa tych chłopców? Jaki los spotkał Ryśka, czyli brata bliźniaka komisarza Zakrzewskiego? Czy sprawa morderstwa kobiety jest powiązana z tymi zaginięciami? Czy zbrodniarz zagraża innym chłopcom w okolicach Wrocławia? No i jak to wszystko ma się do historii tych terenów, w tym również przedwojennych legend i podań? Pytania i domysły się mnożą. Pojawia się kilka pobocznych wątków, ale dzięki świetnemu warsztatowi autora fabuła jest jasna, logiczna, wiarygodna i niebywale wręcz wciągająca. Komisarza Zakrzewskiego dręczą koszmary z przeszłości związane z zaginięciem brata i z upiornym przykościelnym sadem w Szczepanowie. Bohaterów jest w tej powieści kilku, bo ważną rolę odgrywa też nadkomisarz Stefan Sroka, jak i prokurator Grabski oraz dawno niewidziana koleżanka z pracy Paulina, z którą Zakrzewski nawiązuje romans. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to byłby właśnie ten wątek romansowy, który był moim zdaniem najsłabszy. Fabuła pędzi, morderca zaczyna bezpośrednio ingerować w życie komisarza Zakrzewskiego, podszywa się pod niego, staje się coraz bardziej bezczelny i groźny. Zaczyna się wyścig z czasem, a pytań jest więcej niż odpowiedzi. Do czasu. Więcej nie zdradzę. Zachęcam do lektury, bo naprawdę warto. Ja niedługo sięgnę po kolejne powieści autora.

„Widziałem, jak diabeł chodzi tam na palcach“. Tam, czyli w sadzie należącym do kościoła w Szczepanowie niedaleko Wrocławia. Jakbym miała jednym słowem określić tę książkę, to byłoby to: rewelacja! Nie mogłam się oderwać, zarwałam parę nocy i nie żałuję. Głównym bohaterem jest komisarz Marcin Zakrzewski, który zostaje wezwany na miejsce brutalnej zbrodni. Ofiarą jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy po przeczytaniu tej książki, to nareszcie! W końcu pojawiła się bohaterka literacka, która reprezentuje ogromną grupę kobiet, które są bezdzietne z wyboru. Są to kobiety niejednokrotnie marginalizowane, wyśmiewane, traktowane jak egoistki czy dziwadła. A przecież te rzekome “egoistki“ płacą podatki, które idą na programy socjalne, z których same nie korzystają. Często zostają dłużej w pracy lub dostają urlopy w mniej atrakcyjnych terminach, bo zawsze jest jakaś matka, która “musi“ akurat w danym czasie wziąć wolne. Zasugerowanie zostania po godzinach, zakrawa nieomalże na zbrodnię. Od tego są przecież bezdzietne egoistki. Autorka jest Norweżką i akcja jej powieści rozgrywa się w realiach norweskich. Jest to kraj uważany za liberalny, a jednak i tam pojawia się presja ze strony rodziny, a konkretnie owdowiałej matki, znajomych i partnera. Wiele osób z jej środowiska nie rozumie, że jest ona po prostu szczęśliwa i spełniona. Odczuwa spokój i zadowolenie ze swojego życia. Nie robi jakiejś oszałamiającej kariery kosztem rezygnacji z macierzyństwa, bo ona z niczego nie rezygnuje. Żyje w zgodzie ze sobą, nie próbując dostosowywać się do oczekiwań czy mierników szczęścia innych ludzi. Tylko tyle i aż tyle. Na kartach tej powieści pojawia się spora plejada postaci. Relacje między nimi zmieniają się w momencie, gdy niektórzy z nich zostają rodzicami. Mamy tu całkiem spory przekrój, bo są tu szczęśliwi rodzice, ale też i ci których rodzicielstwo przerasta i delikatnie mówiąc nie jest źródłem radości. Nie ma tu jakichś wielkich emocji ani specjalnie wnikliwych rozważań. Być może wynika to z natury narodów skandynawskich. Bohaterka lubi pobyć z innymi ludźmi żeby sobie razem…..pomilczeć. Jej relacje z matką dopominającą się wnuków, z wieloletnim partnerem Philipem, ze znajomymi stanowią kanwę do dywagacji na temat decyzji za posiadaniem dzieci oraz ich nieposiadaniem. Co ciekawe, pragnienie nieposiadania dzieci jest równie lub bardziej silne, niż pragnienie zostania rodzicem. Niektóre społeczeństwa, rządy oraz masowy przekaz kulturowy nadal za tym zjawiskiem nie nadążają. Społeczeństwo lubi straszyć bezdzietne z wyboru różnymi demonami. Jednym z nich jest samotność. Bardzo do mnie przemówił ten oto fragment: “Boję się być samotna i nieszczęśliwa, uwięziona w rodzinie z mężczyzną, który już mnie nie dostrzega, i dziećmi, którym daję, daję, daję wszystko, co mam, nie czując, że dostaję cokolwiek w zamian.“ Jak dla mnie w punkt. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się bezdzietna z wyboru osadzona w polskich realiach.

Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy po przeczytaniu tej książki, to nareszcie! W końcu pojawiła się bohaterka literacka, która reprezentuje ogromną grupę kobiet, które są bezdzietne z wyboru. Są to kobiety niejednokrotnie marginalizowane, wyśmiewane, traktowane jak egoistki czy dziwadła. A przecież te rzekome “egoistki“ płacą podatki, które idą na programy socjalne, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam takie książki! Od pierwszej strony wciągnęła mnie intrygująca fabuła i oczarowała niezwykła atmosfera. Polubiłam też większość bohaterów. Mamy tu magiczną podróż w czasie, romans i zimową, a właściwie przedświąteczną atmosferę Krakowa i dawnego dworu w Brzezianach. Główną bohaterką jest młoda kobieta Alicja, która pracuje w sklepie z antykami w Krakowie. Alicja skojarzyła mi się z jedną z moich ulubionych postaci literackich z dzieciństwa, a mianowicie z Andą z “Godziny pąsowej róży “. Anda cofa się w czasie za pośrednictwem starego zegara, z kolei Alicja – notabene również przez przypadek – przenosi się wstecz do XIX wieku poprzez antyczne, tajemnicze lustro, które dostaje w prezencie od właściciela sklepu. Fabuła poprowadzona jest po mistrzowsku. Całość tworzy czarodziejski, spójny obraz i nie pozwala nam się od niego oderwać. Podobnie jak lustro, w magiczny wręcz sposób wciąga nas w wir niezwykłych wydarzeń. Wątków jest w tej historii sporo, ale są one klarowne i spójne. Nie sposób się pogubić. W brzeziańskim dworze należącym do rodziny Wilkanowskich Alicja jest guwernantką dwóch sióstr bliźniaczek. Dziewczynki czasem płatają jej złośliwe figle, ale tak naprawdę ją uwielbiają. Panna Alicja jest więcej niż nauczycielką dziewczynek. Z czasem staje się najlepszą przyjaciółką Rozalii, czyli pani domu hrabiny Wilkanowskiej.
Postacie są niezwykle fascynujące i złożone charakterologicznie. Mamy tu przykładowo tajemniczą Zafirę, matkę hrabiego Wilkanowskiego. Jest ona opiekunką magicznego lustra i wie o jego niesamowitych właściwościach i że stanowi ono wrota do przeszłości i do czasów współczesnych. Podobnie jak w lustrze, niektóre z postaci z XIX wieku występują też w czasach współczesnych. Nie tylko zresztą postacie, ale też niektóre przedmioty mające emocjonalne i sentymentalne znaczenie pojawiają się po obu stronach lustra. Wszystko okraszone jest przepiękną zimową aurą i otulone mieniącym się w blaskach światła śniegiem. Jak wiadomo często się zdarza, że mierny pisarz lub filmowiec bierze na tapetę piękną historię i tworzy gniota marnując jej potencjał. W “Opowieści starego lustra “wszystko jest pięknie ze sobą skomponowane i ciąg zdarzeń ciągnie się logicznie. Wszystko to świadczy o wspaniałym warsztacie Doroty Gąsiorowskiej. Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, ale na pewno nie ostatnie. Szczerze polecam!

Uwielbiam takie książki! Od pierwszej strony wciągnęła mnie intrygująca fabuła i oczarowała niezwykła atmosfera. Polubiłam też większość bohaterów. Mamy tu magiczną podróż w czasie, romans i zimową, a właściwie przedświąteczną atmosferę Krakowa i dawnego dworu w Brzezianach. Główną bohaterką jest młoda kobieta Alicja, która pracuje w sklepie z antykami w Krakowie. Alicja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moje drugie spotkanie z Diane Setterfield po “Trzynastej opowieści “i było ono równie lub nawet bardziej udane. Od samego początku fabuła płynie jak nurt tajemniczej Tamizy, z którą jest ona ściśle związana. Akcja powieści rozpoczyna się w najdłuższą, lodowatą noc w roku 1887. Nad rzeką znajdują się różne gospody, z których każda ma niejako swoją “specjalizację“. W gospodzie pod Łabędziem snuje się opowieści. W zamian za ciekawą opowieść można otrzymać posiłek, piwo lub nawet zyskać przyjaciela. To właśnie tej nocy nagle do gospody wpada ranny mężczyzna z martwą dziewczynką na rękach. Traci on przytomność, a dziecko zostaje przeniesione do osobnego pomieszczenia. Ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich obecnych dziecko jednak ożywa, ale nic nie mówi. Wieść o tym niezwykłym wydarzeniu błyskawicznie roznosi się po okolicy i uruchamia szereg niespodziewanych zdarzeń, zmienia też życie wielu osób. Trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę. Zamożna młoda kobieta jest przekonana, że dziewczynka jest jej córką, która została porwana dwa lata wcześniej. Rodzina farmerów, mająca wyrodnego syna chce wziąć to dziecko do siebie, bo uważa, że jest to ich wnuczka. Z kolei wyrzuty sumienia dręczonej przez przyrodniego brata gospodyni proboszcza przekonują ją, że jest to jej młodsza siostra. Ta powieść jest genialna. Mamy tu multum bardzo złożonych bohaterów oraz ich historie i tajemnice. Nic nie jest oczywiste ani przewidywalne. Całość jest po mistrzowsku doprawiona magią i lokalnymi legendami. W świadomości bohaterów żyje tajemnicza postać Cichego. Jeśli ktoś wpadnie w tarapaty na rzece, to Cichy go uratuje i bezpiecznie doprowadzi na ląd. Chyba, że nadszedł czas tej osoby. Wtedy Cichy zabiera taką osobę na Drugi Brzeg, z którego już nie ma powrotu. Niezwykłych, magicznych zjawisk jest w tej książce więcej. Rzeka jest nie tylko tłem, inspiracją, ale też motywem przewodnim tej powieści. Chwilami jest w centrum zdarzeń, a czasem gdzieś w tle, ale cały czas mamy świadomość jej obecności i mocy. Właściwie wszystko się od niej zaczyna i na niej kończy. Zapewnia byt okolicznym mieszkańcom, potrafi być spokojna, wręcz senna i kojąca, ale i śmiertelnie groźna. Zawsze jednak jest sprawiedliwa. Autorka po mistrzowsku poprowadziła fabułę. Wszystko się ciekawie i logicznie spina. Atmosfera tej niezwykłej powieści nas otula jak mgły unoszące się nad rzeką. Intryguje nas i wciąga w swoje odmęty, żeby po przewróceniu ostatniej strony doświadczyć swoistego katharsis. Nie mogłam się oderwać od lektury i szczerze ją polecam.

To moje drugie spotkanie z Diane Setterfield po “Trzynastej opowieści “i było ono równie lub nawet bardziej udane. Od samego początku fabuła płynie jak nurt tajemniczej Tamizy, z którą jest ona ściśle związana. Akcja powieści rozpoczyna się w najdłuższą, lodowatą noc w roku 1887. Nad rzeką znajdują się różne gospody, z których każda ma niejako swoją “specjalizację“. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezwykle ciekawa i wartościowa pozycja na rynku wydawniczym. Autorka jest hinduską, która w czasie opisywanym w tym pamiętniku mieszkała ze swoimi tradycyjnymi rodzicami i bratem w Hong Kongu. Sama jest jednak o wiele bardziej kosmopolityczna od swojej rodziny i nie chce, żeby celem jej życia było zostanie dobrą hinduską żoną. Głównie dlatego boi się wyjść za mąż za kogoś ze swojego kręgu kulturowego. Anita zdobywa wykształcenie, sporo podróżuje po świecie i zaczyna dobrze zapowiadającą się karierę. Wychowuje się w środowisku wielokulturowym, co niewątpliwie ją wzbogaca i poszerza horyzonty. Poznaje też swojego przyszłego męża, który podobnie jak ona jest osobą liberalną i kosmopolityczną. Wszystko układa się dobrze aż do czasu, kiedy Anita zapada na chorobę nowotworową. Dzielnie walczy stosując różne metody leczenia, głównie jednak jest to medycyna zachodnia, która w Hong Kongu stoi na bardzo wysokim poziomie. Niestety rak okazał się silniejszy i jej organy przestają funkcjonować. Wtedy właśnie zaczyna się – moim skromnym zdaniem – najbardziej fascynująca część tej książki. Kobieta drobiazgowo opisuje swoje doświadczenia z tego stanu agonalnego, z którego właściwie już się nie wraca. Nie chodzi tutaj o samo doświadczenie śpiączki, bo w sumie mnóstwo ludzi na całym świecie doświadcza tego stanu i z niego wychodzi, ale o to, że Anita Moorjani nie tylko się wybudziła, ale że tak strasznie zaawansowany nowotwór całkowicie się cofnął. Z medycznego punktu widzenia tego stadium raka się po prostu nie daje cofnąć. Dalszego leczenia się nie stosuje z powodu wyniszczenia organizmu. A jednak… u Anity Moorjani po raku nie ma śladu. W tej niebywale ciekawej i ważnej części książki, autorka opisuje co się działo w trakcie tej niezwykłej podróży na Drugą Stronę. Opowiada nam na czym polega doświadczenie bliskie śmierci - NDE – (od angielskiego near death experience) i co ona konkretnie w tym czasie przeżyła i czego się dowiedziała. Daje to do myślenia. Niby książka nie jest poradnikiem, ale są w niej zawarte sugestie dotyczące tego jak mamy przewartościować swoje życie, jak zmienić nastawienie do siebie i do wszystkiego co nas otacza. Jest też sporo wzmianek o naszej wspaniałości, wręcz boskości. Wiadomo, że każdy będzie miał inne wrażenia po lekturze tej książki. Dla mnie kwestia tej boskości jest co nieco wątpliwa, bo bez względu na nasze nastawienie, optymizm i wiarę w to, że wszystko się ułoży, życie i tak potrafi nas zaskoczyć w okrutny sposób i wywrócić nasze plany i nadzieje do góry nogami. Osobną sprawą jest biznes zbudowany na bazie tego doświadczenia. Wiadomo, że z czegoś trzeba żyć i ewidentnie jest zapotrzebowanie na tego rodzaju przesłania, ale jak zobaczyłam, że autorka żąda sporych pieniędzy za zapisanie się do jej strony internetowej, to pewien niesmak mi jednak pozostał. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam książkę i wszystkie opisane w niej zdarzenia za fascynujące i zdecydowanie warte przeczytania.

Niezwykle ciekawa i wartościowa pozycja na rynku wydawniczym. Autorka jest hinduską, która w czasie opisywanym w tym pamiętniku mieszkała ze swoimi tradycyjnymi rodzicami i bratem w Hong Kongu. Sama jest jednak o wiele bardziej kosmopolityczna od swojej rodziny i nie chce, żeby celem jej życia było zostanie dobrą hinduską żoną. Głównie dlatego boi się wyjść za mąż za kogoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieczęsto sięgam po opowiadania. Tym razem skusiła mnie okładka oraz opis tej książki. Uwielbiam realizm magiczny i tutaj jest go naprawdę sporo. Jedne opowiadania są ciekawsze, inne nieco mniej porywające, ale wszystkie są niesamowite, przesiąknięte tajemnicami i niezwykłą, magiczną atmosferą. Pojawiają się tu postacie z polskich legend i nie tylko. Mamy tu między innymi niesamowite opowiadanie o wiedźmach i diable oraz jego uwodzicielskiej sile. Akurat to opowiadanie najbardziej przypadło mi do gustu. Każde jednak emanuje swoistym tajemniczym czarem. Historie tu opowiedziane są tłem do refleksji na temat ulotności czasu, niezwykłości naszego istnienia, jego tajemniczości i złożoności. Świat magiczny przenika się z tym znanym nam prozaicznym, szarym światem. Z każdego opowiadania w tej antologii bije groza, smutek, trwoga i niepokój. W każdym opowiadaniu pod różnymi postaciami pojawia się też siła kobiet. Jest jak wstęga, która wiąże strony i opowieści. Czasem jest bardziej, a czasem mniej subtelna, ale za każdym razem objawia swoją niezwykłą moc. Te mroczne opowiadania nas odurzają, wciągają w swój niesamowity przerażający świat i nie chcą nas tak łatwo puścić. Dawkowałam sobie tę lekturę delektując się każdą opowiedzianą tu historią i ponurym onirycznym nastrojem. Za oknem wcale nie musi być listopadowo żebyśmy byli świadkami pradawnych obrzędów i zostali otuleni niezwykłym, niepokojącym klimatem tych opowiadań. Polecam!

Nieczęsto sięgam po opowiadania. Tym razem skusiła mnie okładka oraz opis tej książki. Uwielbiam realizm magiczny i tutaj jest go naprawdę sporo. Jedne opowiadania są ciekawsze, inne nieco mniej porywające, ale wszystkie są niesamowite, przesiąknięte tajemnicami i niezwykłą, magiczną atmosferą. Pojawiają się tu postacie z polskich legend i nie tylko. Mamy tu między innymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lektura tak mnie wciągnęła, że przepadałam na długie godziny. Delektowałam się Warszawą w świetle latarni gazowych i z tajemnicami czającymi się w mroku. Akcja tej powieści rozgrywa się w 1885 roku w Warszawie pod zaborem rosyjskim. Autorce udało się po mistrzowsku stworzyć atmosferę tamtych dni. Zaczyna się od tego, że w jednym ze stołecznych domów publicznych popełnione zostaje morderstwo. Ofiara to nie byle kto, bo jest to znany i szanowany adwokat, mąż i ojciec. Wybucha skandal. Na rodzinę adwokata Rapackiego pada cień. Zagrożona jest przyszłość jego dwóch córek oraz syna, pojawia się też widmo ruiny finansowej. Akurat w tym samym czasie w tymże przybytku przebywa młody rosyjski policjant, który zajmuje się dochodzeniem w tej sprawie. Aleksander Woronin dwoi się i troi nad tą zagadką, ale z czasem pojawia się coraz więcej wątków. Jest to wielce skomplikowana sprawa, bo nikt nie chce być kojarzony z domem publicznym, a rodzina ofiary i nie tylko, otwarcie okazuje wrogość rosyjskiemu policjantowi. Nikt nie chce kolaborować z zaborcą. Z czasem Aleksander poznaje córkę adwokata pannę Leontynę Rapacką i coraz bardziej go ta młoda panna interesuje. Niejako wbrew sobie Leontyna zaczyna zadurzać się w młodym Moskalu. Jeszcze bardziej pogarsza sytuację fakt, że Leontyna zgodziła się wziąć ślub z socjalistą osadzonym w Cytadeli, którego tak naprawdę wcale dobrze nie poznała. Nić intrygi coraz bardziej się zapętla, ale pomimo tego, fabuła dalej płynie logicznie, spójnie i ciekawie. Klimat miasta wciąga nas w swój niezwykły nurt, otacza i czaruje nas tajemniczą aurą. Słyszymy stukot kopyt końskich na bruku, szelest sukni, skrzypienie drzwi od cel w Cytadeli. Krzyki osadzonych tam więźniów. Postacie są niezwykle złożone dzięki czemu są nie tylko ciekawe, ale też wiarygodne. Pojawiają się też postacie historyczne, jak na przykład bankier Kronenberg. Autorka wykazała się rzetelną wiedzą historyczną i wyczuciem przy kreowaniu tej historii. Na osobną pochwałę zasługuje plastyczny, dawny język, ale zrozumiały dla współczesnego czytelnika. Całość okraszona jest opisami dawnej Warszawy. “Warszawianka”, to rasowy kryminał retro, przy którym niezwykle miło spędziłam czas. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu i dalszego ciągu tej historii. Polecam!

Lektura tak mnie wciągnęła, że przepadałam na długie godziny. Delektowałam się Warszawą w świetle latarni gazowych i z tajemnicami czającymi się w mroku. Akcja tej powieści rozgrywa się w 1885 roku w Warszawie pod zaborem rosyjskim. Autorce udało się po mistrzowsku stworzyć atmosferę tamtych dni. Zaczyna się od tego, że w jednym ze stołecznych domów publicznych popełnione...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna rewelacyjna książka po bardzo udanym “Ślepcu“. Zacznę jednak od pewnej małej nieścisłości. Otóż w 15 rozdziale mamy taki oto fragment: …Komisarz Langer „podniosła się z krzesła i wygładziła spodnie” … a potem kilka linijek niżej inspektor Siwecki stwierdza: “Ładna kiecka.” Nie jest to jakiś straszny błąd logiczny, ale jest. A wracając do meritum, to w lesie pod Gdańskiem podczas prac terenowych dochodzi do awantury pomiędzy robotnikami a ekologami. W wyniku prac z użyciem ciężkiego sprzętu zostają odkryte groby, a w każdym jest po kilka okaleczonych ciał. Ofiary zostały zamordowane w wyjątkowo bestialski sposób. Istnieją podejrzenia, że mogą to być ofiary wojny i makabrycznych, pseudomedycznych eksperymentów przeprowadzonych przez Niemców. Okazuje się jednak, że to współcześnie grasuje morderca-sadysta. Czy aby na pewno jest to jednak szaleniec, który pastwi się nad swoimi ofiarami zanim je zamorduje dla samego mordowania? Cała ta historia ma również swój kontekst historyczny sięgający czasów wojny, swoje drugie dno. Czy istnieją jakieś powiązania pomiędzy ofiarami? O co w tym wszystkim chodzi, kto i najważniejsze, dlaczego dopuszcza się tak straszliwych czynów? Po odpowiedzi odsyłam do lektury, bo uważam, że naprawdę warto. Głównymi bohaterami są tu znani czytelnikom z poprzedniego tomu komisarz Liza Langer i profiler Orest Rembert. Wśród bohaterów jest też bogaty biznesman, który otrzymuje pogróżki i paczki z makabryczną zawartością. Nie zdradzę jednak z jaką. Fabuła trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Są tu liczne, nieoczekiwane, ale wiarygodne zwroty akcji. Całość układa się w fascynującą i przerażającą, ale logiczną opowieść. Przedstawiona tu historia jest nieprzewidywalna, bez zbędnych udziwnień czy efekciarstwa, a bohaterowie wyraziści, ciekawi i wielowymiarowi. Max Czornyj powrócił w tej powieści w naprawdę świetnej formie. “Grób”, to doskonały, trzymający w napięciu dreszczowiec najwyższych lotów, który wciąga, intryguje i straszy. I to chodzi w rasowym dreszczowcu-kryminale. Polecam!

Kolejna rewelacyjna książka po bardzo udanym “Ślepcu“. Zacznę jednak od pewnej małej nieścisłości. Otóż w 15 rozdziale mamy taki oto fragment: …Komisarz Langer „podniosła się z krzesła i wygładziła spodnie” … a potem kilka linijek niżej inspektor Siwecki stwierdza: “Ładna kiecka.” Nie jest to jakiś straszny błąd logiczny, ale jest. A wracając do meritum, to w lesie pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę kryć, że się rozczarowałam. Być może moje oczekiwania rozminęły się z przedstawionymi tu historiami, ale nie tego się spodziewałam. Bohaterkami tej książki są przede wszystkim zdesperowane kobiety, imigrantki w USA pragnące wyrwać się z nędzy. Z powodu braku perspektyw sprzedają de facto swoje macice i zostają surogatkami. Zostać surogatką wcale nie jest łatwo. Trzeba przejść liczne badania lekarskie i psychologiczne. “Złote Dęby”, bo tak nazywa się tytułowa farma, to luksusowy ośrodek, w którym przebywają te kobiety zwane Żywicielkami. Ich jedynym zadaniem jest urodzenie Klientom zdrowego dziecka. Wtedy dostają bliżej nieokreślone “wielkie pieniądze”, a nawet ogromne premie pozwalające im się wyrwać z biedy i niejednokrotnie pomóc rodzinom w krajach swojego pochodzenia. Autorka koncentruje się głównie na Filipinkach, bo sama pochodzi z Filipin. Na farmie są też Latynoski, Amerykanki pochodzenia anglosaskiego i Polki. W epilogu przeczytałam, że autorce chodziło o przedstawienie historii kobiet i zadanie pytań, ale bez udzielania odpowiedzi. Autorka stawia pewne tezy, jak chociażby tę, że w Stanach są potworne nierówności. Zgadza się. Kobiety i emigranci w ogóle są zdolni do ogromnych poświęceń, do wegetacji wręcz byle tylko wysyłać pieniądze na drugi koniec świata do rodzin. Wszystko prawda, tylko co z tego? Otóż nic. Żeby było jasne, nie spodziewałam się od autorki rozwiązań problemów współczesnego świata. Mądrzejsi od niej łamią sobie nad nimi głowy, ale jakieś wnioski czy puenta nadałaby głębi i większego sensu przedstawionym tu treściom. Jak dla mnie motyw przewodni tej powieści stanowią pieniądze oraz wpływ ich braku jak i nadmiaru na zachowania i relacje międzyludzkie. Wszystko się wokół nich kręci. W pewnym momencie autorka zaczyna budować napięcie sugerując, że jednak jest w tej powieści jakieś drugie dno, czy ukryty sens. Czytelnik oczekujący jakiegoś punktu kulminującego bardzo się rozczaruje. Oprócz tego książka jest co nieco przegadana. Również było tu to, czego po prostu nie jestem w stanie znieść w książkach ani nigdzie indziej, czyli krzywda zwierząt. Joanne Ramos popełniła długachny opis walk kogutów na Filipinach. Oczywiście czym prędzej pominęłam ten koszmarny fragment, co nie zmienia faktu, że do końca zepsuł mi on już i tak mało ciekawą lekturę. Książkę mogę polecić tylko czytelnikom przygotowanym na liczne, postawione przez autorkę pytania bez żadnych wniosków oraz historie kobiet, głównie imigrantek w kontekście ciężkiej i brutalnej walki o byt w Stanach Zjednoczonych.

Nie będę kryć, że się rozczarowałam. Być może moje oczekiwania rozminęły się z przedstawionymi tu historiami, ale nie tego się spodziewałam. Bohaterkami tej książki są przede wszystkim zdesperowane kobiety, imigrantki w USA pragnące wyrwać się z nędzy. Z powodu braku perspektyw sprzedają de facto swoje macice i zostają surogatkami. Zostać surogatką wcale nie jest łatwo....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwna książka. Nie wiem, czy autora zainspirował Paulo Coelho, ale odniosłam wrażenie, że silił się na zasypanie czytelnika maksymalną ilością “mądrości“ i wszelkich prawd życiowych o różnorakiej wartości. Niejednokrotnie prawdy te sobie przeczą, jest też całe mnóstwo powtórzeń. W sumie jednak Afonso Cruz nie nudzi. Nieszablonowy styl tej opowieści jest raczej atutem, mimo że powtórzenia te mogą być irytujące dla niektórych czytelników.
Żeby było jasne: ja bardzo lubię poetycki styl, liczne przenośnie, mądrości życiowe oraz cytaty z różnych mądrych ksiąg. Ale moim zdaniem Afonso Cruz co nieco przedobrzył. W książce tej mamy cytaty z fikcyjnych “Urywków Perskich“. Autor opowiada nam historię rodziny, której głową jest Fazal Elahi. Jest to poczciwy człowiek, zamożny właściciel fabryki dywanów, który żyje zgodnie z tradycją i religią muzułmańską. Nie wiemy, gdzie rozgrywa się akcja powieści, przypuszczam, że może to być Pakistan. Stwierdzenie, że bohaterowie są nietuzinkowi nie oddaje w pełni ich niezwykłości. Jest tu niemy poeta, rosyjski generał, który nie jest żadnym generałem tylko zwykłym przemytnikiem, wspomniany już Fazal Elahi chcący być niewidocznym, hindus zakochany w siostrze Fazala, niesympatycznej muzułmance o krzywych zębach i wiele innych osób przewijających się na kartach powieści. Postacie te mają niezwykłe cechy, które stanowią metafory na temat ich życia. Niemy poeta wyczarowuje wiersze dłońmi a dziecko rzucając okruchy chleba na ulicy tworzy ptaki. Jest też mułła Mossud pozornie niesympatyczny kleryk muzułmański, który okazuje się wrażliwym i w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem. Mamy tu muzułmanów, hindusów i chrześcijan.
Co ciekawe, fabuła składa się z wielu wątków i historii, które są ze sobą powiązane. Afonso Cruz utkał ze swojej opowieści dywan. Liczne motywy i historie łączą się w jedną całość i stanowią kanwę do rozważań na temat sensu życia, religii i straty bliskich. Nie jest to jednoznacznie piękny dywan, ale na pewno w jakimś stopniu wartościowy w swoim przekazie. Opowieść skąpana jest w smutku. Motyw straty najbliższych osób jest tu mocno wyeksponowany. Mamy też ogólny komentarz na temat okrucieństwa naszego świata oraz ceny, jaką przychodzi zapłacić tym, którzy buntują się przeciwko ogólnie przyjętym normom. Przyczepić się tu mogę - i zawsze będę się czepiać w takich przypadkach - do paru opisów zabijania zwierząt. Pisałam już o tym w opinii na temat “Chemii śmierci“. Dla mnie tego rodzaju opisy czy sceny w filmach są nie do przyjęcia. Tutaj je czym prędzej pominęłam. Mimo wszystko, “Dokąd odchodzą parasolki“ jest powieścią do powolnego czytania, delektowania się jej fragmentami, do zastanowienia nad głębszym sensem naszego istnienia, duchowości. Nie jest to powieść, która wprowadziła mnie w dobry nastrój. Przeciwnie, koniec jest dziwny, niejednoznaczny, smutny. Polecam do powolnego czytania.

Dziwna książka. Nie wiem, czy autora zainspirował Paulo Coelho, ale odniosłam wrażenie, że silił się na zasypanie czytelnika maksymalną ilością “mądrości“ i wszelkich prawd życiowych o różnorakiej wartości. Niejednokrotnie prawdy te sobie przeczą, jest też całe mnóstwo powtórzeń. W sumie jednak Afonso Cruz nie nudzi. Nieszablonowy styl tej opowieści jest raczej atutem, mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznę od tego, że szczegółowe opisy zwłok i procesu ich rozkładu są raczej nie dla mnie. Zniesmaczają mnie i tyle. Poza tym jako miłośniczka zwierząt i obrończyni ich praw nie jestem w stanie zdzierżyć ich krzywdy. Niestety w tej powieści wśród ofiar są również zwierzęta, co jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. Książki jednak nie rzuciłam w kąt, a raczej na bruk dla przechodnia, który chciałby ją przygarnąć. Zdecydowałam się wytrwać do końca, bo akurat motyw zwierzęcy nie stanowi tutaj głównego wątku. W przeciwnym razie moja przygoda z tą powieścią skończyłaby się bardzo szybko. To, że zwyrodnialcy męczący zwierzęta przenoszą swoje patologie na ludzi nie jest żadną tajemnicą. Profilerzy z FBI już dawno to ujawnili. Ale wracając do książki, akcja rozgrywa się w małym, niesympatycznym brytyjskim miasteczku o nazwie Manham. Tutaj właśnie przed kilkoma laty trafia doktor David Hunter, który obejmuje posadę lekarza wraz ze starszym miejscowym kolegą. Dla doktora Huntera ta przeprowadzka na prowincję jest ucieczką z Londynu od przeszłości, od osobistej tragedii, która tam się wydarzyła. Z wykształcenia jest antropologiem sądowym i przed ucieczką na wieś odnosił spore sukcesy zawodowe na tym polu. Wbrew własnej woli doktor Hunter znajduje się w centrum wydarzeń i chcąc nie chcąc wykorzystuje wiedzę z zakresu antropologii sądowej, żeby wspomóc policję w dochodzeniu.
W Manham jest nudno, ponuro i przewidywalnie. Do czasu. Do miasteczka w pewnym momencie wkracza zło. Objawia się ono morderstwami kobiet, które przed śmiercią są przetrzymywane i torturowane oraz mordowanymi zwierzętami stanowiącymi niejako zapowiedź tego, że wydarzy się kolejna tragedia. Natychmiast pojawiają się pytania kto i dlaczego morduje kobiety. Skąd nagle wzięło się tyle zła? Tylko że to zło było w Manham od dawna, a teraz ponownie wybiło na powierzchnię. Atmosfera staje się coraz bardziej gęsta, nerwowa, wręcz paranoidalna. Z czasem staje się ona coraz bardziej toksyczna przechodząc w stan ogólnej psychozy. Strach paraliżuje wielu mieszkańców. Wszyscy podejrzewają wszystkich. Sytuację wykorzystuje miejscowy kaznodzieja, który od razu pcha się przed kamery dziennikarzy i grzmi z ambony. Podgrzewając atmosferę strachu zyskuje coraz większą popularność i kościół znowu jest pełen wiernych. Fabuła tej powieści obfituje w zwroty akcji i do samego końca nie wiemy kto jest odpowiedzialny za zbrodnie. Historia przedstawiona na kartach książki intryguje, wciąga i nie daje czytelnikowi spokoju do ostatniej strony. Portret przedstawionego tu zła jest wielowymiarowy i daje do myślenia. Autor ma świetny warsztat i stworzył ciekawą, nieprzewidywalną powieść, wiarygodnych bohaterów i duszną atmosferę panującą w tej małej, niegościnnej społeczności. Polecam tym, którym nie przeszkadzają drastyczne opisy zwłok i zwierzęta wśród ofiar.

Zacznę od tego, że szczegółowe opisy zwłok i procesu ich rozkładu są raczej nie dla mnie. Zniesmaczają mnie i tyle. Poza tym jako miłośniczka zwierząt i obrończyni ich praw nie jestem w stanie zdzierżyć ich krzywdy. Niestety w tej powieści wśród ofiar są również zwierzęta, co jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. Książki jednak nie rzuciłam w kąt, a raczej na bruk dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po bardzo udanym debiucie “Za zamkniętymi drzwiami “, przyszedł czas na kolejne, również bardzo udane spotkanie z autorką. B.A. Paris ma niesamowity dar snucia wciągającej i nieprzewidywalnej opowieści. Nawet gdy akurat niewiele się dzieje, to autorka tak prowadzi fabułę, że nie można się oderwać od lektury. Ja przynajmniej nie mogłam. Poza tym identyfikowałam się z główną bohaterką, która podobnie jak ja jest tłumaczem. Alice Dawson, bo o niej mowa wprowadza się ze swoim partnerem Leo do ekskluzywnego osiedla w Londynie. W Circle wszystko jest niby dobrze, aż do momentu, kiedy to Alice odkrywa, że w ich domu dokonano zbrodni. Została w nim zamordowana terapeutka Nina, a tajemnica tej zbrodni tak do końca nie została rozwiązana. Z czasem okazuje się, że partner Alice nie był w stosunku do niej uczciwy i skrywa swoje tajemnice. Nie on jeden. Z jednej strony mamy niby bezpieczne i eleganckie osiedle, sympatycznych pozornie sąsiadów, ale z drugiej strony z każdym dniem pojawiają się pytania, na które nie ma odpowiedzi. Z czasem atmosfera staje się coraz bardziej tajemnicza, wręcz duszna. Mamy tu klimat strachu, paranoi, ale i rzeczywistego zagrożenia życia. Morderca jest na wolności i to gdzieś blisko. Wiemy, że ma obsesję na punkcie kobiecych włosów, które ścina swoim ofiarom. Czyha teraz na kolejną kobietę. Kto jest tym mordercą i czy inni mieszkańcy osiedla mają coś wspólnego z ponurą tajemnicą skrywaną w Circle? W powieści tej pojawiają się też odniesienia do przeszłości, kiedy to terapeutka Nina jeszcze żyła. W języku angielskim “therapist” może odnosić się zarówno do kobiety, jak i mężczyzny. Myślę, że gdyby polski tytuł brzmiał “terapeuta”, to też byłoby dobrze, ale nie chcę zdradzać szczegółów fabuły. Skoro już wspominam kwestie językowe, to wkradł się tu niewielki błąd w tłumaczeniu. Otóż, gdy główna bohaterka jest w kuchni i przygotowuje sobie czekoladę do picia, to uspokaja ją “znajome mruczenie krótkofalówki.“ Chodziło zapewne o mikrofalówkę. Bohaterowie tej powieści mają ciekawe i złożone osobowości. Trudno odgadnąć kim tak naprawdę są i co skrywa ta galeria postaci. Czy mamy tu do czynienia ze spiskiem i osaczeniem Alice, która prowadzi śledztwo na własną rękę? Czy można w ogóle komukolwiek wierzyć i zaufać? Alice nie daje za wygraną i postanawia rozwiązać sprawę morderstwa bez względu na niebezpieczeństwo, bo morderca zrobi co w jego mocy, żeby prawda nie wyszła na jaw. Jak na przyzwoity dreszczowiec przystało zakończenie jest nieprzewidywalne i totalnie wbija w fotel. Książki B.A. Paris będę brać w ciemno, bo jest to kawał naprawdę świetnej rozrywki, która wciąga, intryguje i nie daje spokoju aż do ostatniej strony. Polecam!

Po bardzo udanym debiucie “Za zamkniętymi drzwiami “, przyszedł czas na kolejne, również bardzo udane spotkanie z autorką. B.A. Paris ma niesamowity dar snucia wciągającej i nieprzewidywalnej opowieści. Nawet gdy akurat niewiele się dzieje, to autorka tak prowadzi fabułę, że nie można się oderwać od lektury. Ja przynajmniej nie mogłam. Poza tym identyfikowałam się z główną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od tego, że główna bohaterka jest postacią wyjątkowo odrażającą. Dlatego przyznam szczerze, że dziwią mnie zachwyty niektórych czytelników nad jej osiągnięciami finansowo-społecznymi. Przecież wszystko to zostało przez nią osiągnięte poprzez kłamstwa, oszustwa, manipulacje i de facto prostytucję. Hrabina Zofia Potocka miała niezwykle prosty i do bólu przewidywalny sposób działania. Otóż wszędzie, gdzie tylko byli zamożni i wpływowi mężczyźni, tam się pchała do ich łóżek, bez skrupułów kłamiąc, manipulując i oszukując, byle tylko się wzbogacić. Jak dla mnie to żaden powód do podziwu, o szacunku nie wspominając. W sumie nie ma się co dziwić. Tę prymitywną, niewykształconą grecką kurtyzanę do najstarszego zawodu świata przyuczała własna matka. Nic innego nie potrafiła. Najlepszy jednak numer pani hrabina wykręciła swojemu mężowi hrabiemu Szczęsnemu Potockiemu, którego zdradziła z…jego synem, a swoim pasierbem. Oczywiście motyw był jak zwykle ten sam, czyli pieniądze. Mąż się zorientował z jakiego pokroju osobą ma do czynienia, więc ją wydziedziczył i wszystko zapisał swojemu pierworodnemu synowi z poprzedniego małżeństwa. Pani Potocka, więc zmanipulowała tego syna, z którym też zresztą miała syna po to, żeby zawłaszczyć sobie majątek Potockich. Geniusz ekonomiczno-przedsiębiorczy pani hrabiny wręcz powala. Piszę to oczywiście ze sporą dozą ironii. Żeby było jasne, ogólnie książka nie jest zła. Co prawda autorka popełniła niewielki błąd logiczny, bo najpierw pojawia się stwierdzenie, że główna bohaterka pierwsze dziecko ma w wieku 17 lat, a potem, że ma 21 lat. Niemniej jednak powieść jest zgrabnie i ciekawie napisana, wciąga czytelnika w wydarzenia historyczne i dzieje bohaterów. W powieści tej poza upiorną hrabiną jest cała plejada wyraźnych, interesujących i wiarygodnie przedstawionych postaci, zarówno historycznych jak i fikcyjnych. W tle mamy też sporo historii Polski, tragedię rozbiorów, Targowicę, wojny napoleońskie, rewolucję francuską. Ewa Stachniak jest kanadyjską pisarką, emigrantką z Polski piszącą swoje książki po angielsku. Dzięki temu anglojęzyczni - i nie tylko – czytelnicy mają okazję zapoznać się z historią naszej części świata. Historia ta jest przedstawiona przystępnie, logicznie i w sposób na tyle atrakcyjny, że zapewnia sporo rozrywki. Przenosimy się do XVIII i XIX wieku i stajemy się świadkami wielu wydarzeń historycznych. Jestem autorce wdzięczna za to, że jej opowieść nie jest wulgarna. Biorąc na warsztat tego typu postać można było zrobić z powieści mało mądre czytadło w stylu Harlequina. Tak się na szczęście nie stało. Owszem trochę erotyki jest, ale bez przesady. Wszystkie wydarzenia i postacie tworzą naprawdę wielowymiarowy, kolorowy i wręcz fascynujący obraz epoki. Ewa Stachniak niewątpliwie podeszła do tematu w sposób świeży i oryginalny. Polecam, pomimo mojego braku fascynacji główną bohaterką.

Zacznijmy od tego, że główna bohaterka jest postacią wyjątkowo odrażającą. Dlatego przyznam szczerze, że dziwią mnie zachwyty niektórych czytelników nad jej osiągnięciami finansowo-społecznymi. Przecież wszystko to zostało przez nią osiągnięte poprzez kłamstwa, oszustwa, manipulacje i de facto prostytucję. Hrabina Zofia Potocka miała niezwykle prosty i do bólu przewidywalny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezwykle miło spędziłam czas przy tej lekturze. Dawkowałam ją sobie, żeby przez jak najwięcej wieczorów przenosić się do epoki Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Do czasów Konfederacji Barskiej, czyli lat 1768–1772. Ten pierwszy zryw patriotyczny, szlacheckie powstanie narodowe regularnie przewija się na kartach tych gawęd.
Bohaterem powieści jest tytułowy pan Seweryn Soplica, cześnik parnawski, członek palestry i uczestnik konfederacji barskiej. Każdy rozdział, to inna gawęda koncentrująca się na innym bohaterze, ale niejednokrotnie ciągnąca poprzednie wątki i oczywiście z tym samym narratorem, czyli panem Soplicą. Autor z wielką nostalgią opowiada o epoce, która przeminęła, o bohaterach tamtych dni, obyczajach i wartościach. Dzięki pamiątkom Soplicy mamy szczegółowy wgląd w niezwykle barwny świat Polski tamtych lat. Poznajemy obyczajowość polskiego społeczeństwa XVIII wieku, anegdoty o znanych postaciach historycznych, a nawet opisy strojów oraz uczt. Rzewuski za pośrednictwem fikcyjnego pana Soplicy przywraca pamięć o przodkach, oraz o wydarzeniach historycznych. Narrator ubolewa nad współczesnym mu stanem rzeczy, nad mentalnością społeczeństwa. Szlachta w XVIII wieku kierowała się kodeksem honorowym opartym o wartości religijne, ofiarną i bezinteresowną służbę ojczyźnie, szacunek do osób z niższych stanów społecznych, gospodarność. Polska przedrozbiorowa jest krajem, w którym każdy może się odnaleźć i odnieść sukces, wspiąć się po drabinie społecznej bez względu na swoje pochodzenie i stan majątkowy. Rzewuski podaje chociażby przykład chłopa ukraińskiego, który dzięki zasługom dla ojczyzny został polskim szlachcicem. Co ciekawe autor przewiduje, że w przyszłości urodzą się wielcy bohaterowie, prawdziwi giganci, którzy będą walczyć o wolną Polskę. Ten duchowy, metafizyczny motyw pojawia się w rozdziale o księdzu Marku. Gawędy te były niezwykle popularne w czasach Rzewuskiego. Pewnie większość czytelników pamięta Soplicę i dworek Soplicowo w “Panu Tadeuszu” Mickiewicza. To właśnie “Pamiątki Soplicy” stanowiły inspirację dla wieszcza. Ten zbiór gawęd stanowi nie tylko dokument, ale też fascynującą lekcję historii Polski. Dzięki językowi i stylowi snutych na kartach książki opowieści jesteśmy świadkami opisywanych zdarzeń, zupełnie jakbyśmy się przenieśli w czasie do Rzeczpospolitej Szlacheckiej.
Jeśli miałabym się do czegoś lub raczej do kogoś przyczepić, to do wydawnictwa. Otóż książka jest napisana niezwykle pięknym, plastycznym, dawnym językiem. Na końcu przydałyby się przypisy wyjaśniające niektóre z dawnych słów i sformułowań.
Szczerze polecam, bo jest to prawdziwa uczta literacka, którą warto się podelektować i poznać tę część naszej historii podaną w sposób, w jaki nie przekazują jej podręczniki.

Niezwykle miło spędziłam czas przy tej lekturze. Dawkowałam ją sobie, żeby przez jak najwięcej wieczorów przenosić się do epoki Rzeczpospolitej Szlacheckiej. Do czasów Konfederacji Barskiej, czyli lat 1768–1772. Ten pierwszy zryw patriotyczny, szlacheckie powstanie narodowe regularnie przewija się na kartach tych gawęd.
Bohaterem powieści jest tytułowy pan Seweryn Soplica,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niewielka objętościowo książka, ale bogata w niezwykle ciekawą treść. Uwielbiam takie opowieści. Fabuła płynie nieśpiesznie, ale wciąga nas w odległy i niezwykły świat siedemnastowiecznej Holandii. Akcja rozgrywa się w mieście Delft. To właśnie tam mieszka i tworzy Johannes Vermeer. Autorka pięknie i przekonująco namalowała fikcyjną historię jednego z najbardziej znanych obrazów Vermeera, czyli “dziewczyny z perłą”. Jest to historia powstania tego obrazu, jego modelki oraz mistrza, który ją namalował. Główną bohaterką jest młoda, siedemnastoletnia dziewczyna Griet. Mimo, że już wtedy Holandia uchodziła za państwo stosunkowo liberalne, to jednak nadal sytuacja kobiet była raczej nie do pozazdroszczenia. Griet pochodzi z niezamożnej rodziny, która pobada w biedę z powodu wypadku ojca. Traci on wzrok w wyniku pożaru pieca do wypalania kafli. Rodzice decydują się oddać dziewczynę do domu Vermeera, w którym ma mieszkać i pracować jako służąca. Artysta ma bardzo dużą rodzinę, składającą się z wiecznie ciężarnej i opryskliwej żony, mocarnej teściowej i tłumu dzieci. Mieszka tam też druga służąca, która z czasem staje się coraz bardziej zazdrosna o pozycję Griet. Dziewczyna jest niewykształcona, ale bystra i niezwykle wrażliwa na kolory, na grę światła oraz na sztukę. Jednym z wielu obowiązków Griet jest sprzątanie pracowni artysty. Jest to swojego rodzaju wyróżnienie, bo poza Vermeerem, nikt z domowników nie ma do niej wstępu, nawet żona. Malarz dostrzega wrażliwość dziewczyny, która stopniowo zaczyna go coraz bardziej fascynować. Ta fascynacja jest wzajemna, Griet uwielbia przebywać w pracowni malarskiej. Z czasem, pomimo swojego niskiego urodzenia zostaje asystentką malarza. W historii tej pojawia się plejada wyrazistych i wiarygodnych postaci. Podobnie jak fascynujący, tajemniczy i piękny jest obraz, tak i fabuła jest fascynująca, tajemnicza i piękna. Griet i mistrz rozumieją się bez słów. Wystarczają im niezliczone kolory, odcienie światła, zapachy farb, olejów, barwideł i pociągnięcia pędzla. Delft jest również jednym z bohaterów tej powieści, jak i jednego z obrazów Vermeera. Oczarowała mnie ta powieść, jak i wspaniale wykreowany klimat epoki i domu mistrza. Polecam!

Niewielka objętościowo książka, ale bogata w niezwykle ciekawą treść. Uwielbiam takie opowieści. Fabuła płynie nieśpiesznie, ale wciąga nas w odległy i niezwykły świat siedemnastowiecznej Holandii. Akcja rozgrywa się w mieście Delft. To właśnie tam mieszka i tworzy Johannes Vermeer. Autorka pięknie i przekonująco namalowała fikcyjną historię jednego z najbardziej znanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka przeraża prawdziwością przedstawionej w niej wizji. Jean Raspail napisał ją w 1973 roku i zawarł w niej de facto opis inwazji, pokojowej, ale jednak inwazji na południe Francji, potem na resztę kraju i Europy i dalej na cały cywilizowany świat. Otóż wszystko zaczyna się w miarę niegroźnie, bo do Francji wyrusza z Indii tak zwana "armada ostatniej szansy". Składa się ona z konwoju mocno pordzewiałych statków, na których przebywa około miliona nędzarzy. Warunki panujące na pokładach urągają nawet najbardziej podstawowym standardom higieny. Wszędzie panuje niewyobrażalny wręcz brud i smród. Pasażerowie tych statków nie chcą pomocy humanitarnej od ludzi z zachodu, nie chcą też pokojowo współistnieć ze społeczeństwami europejskimi. Stanowią niszczycielską siłę, która nie ma najmniejszego zamiaru poznawać, ani tym bardziej żyć według wartości europejskich. Gdy wiadomości o armadzie zaczynają docierać do mediów, zaczyna się gorszący spektakl. Ukazuje on w całej swojej obrzydliwości hipokryzję i zakłamanie klasy rządzącej, mediów i wszelkiej maści autorytetów, nihilizm i otępienie społeczeństwa francuskiego, zagubienie kościoła. W spektaklu tym nie ma miejsca na prawdę, na piękno, ani nawet na odmienne zdanie. Ktokolwiek się odważy wyrazić inny pogląd zostaje odsądzony od czci i wiary i uznany za rasistę, za nacjonalistycznego fanatyka. Zaczyna się wtedy szczucie i nagonka. Zdrowy rozsądek nie istnieje, podobnie jak przestrzeń na rozsądny, wyważony dyskurs. Istnieje za to jedna, akceptowalna narracja. W przestrzeni medialnej i publicznej co chwila pojawiają się samozwańczy eksperci, którzy wręcz zachłystują się nienawiścią do wszystkiego co francuskie, co europejskie, co w końcu jest utożsamiane z cywilizacją europejską. Co ciekawe, ci co krzyczą najgłośniej o potrzebie otworzenia granic i wpuszczenia milionów obywateli z państw Trzeciego Świata potem najszybciej uciekają ze swoimi pieniędzmi i kosztownościami. "Obóz Świętych" ma styl narracji dokumentalnej. Zawiera wiele rozważań, a wachlarz zagadnień jest ogromny. Współczesnego czytelnika może wręcz zaszokować aktualność poruszanych problemów. Nie ma tutaj optymizmu, nie ma nadziei, ale z całą pewnością jest uczta intelektualna i przestroga, szczególnie dla tych państw, dla których jeszcze nie jest za późno. Powieść ta powinna dać wszystkim do myślenia. Polecam!

Ta książka przeraża prawdziwością przedstawionej w niej wizji. Jean Raspail napisał ją w 1973 roku i zawarł w niej de facto opis inwazji, pokojowej, ale jednak inwazji na południe Francji, potem na resztę kraju i Europy i dalej na cały cywilizowany świat. Otóż wszystko zaczyna się w miarę niegroźnie, bo do Francji wyrusza z Indii tak zwana "armada ostatniej szansy"....

więcej Pokaż mimo to