-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1179
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać421
Biblioteczka
2019-03-29
2018-08-14
2017-10-22
2017-02-26
2016-04-13
2016-03-17
2016-01-14
2016-01-07
2016-01-05
Karzeł – niby pełnoprawny człowiek, a od wieków traktowany jako coś osobliwego. Nie dziwne zatem, że tytułowy Karzeł Lagerkvista stał się personifikacją nienawiści i mizantropii. Odrzucony przez zwykłe społeczeństwo, kompletnie nieprzystosowany do życia w nim, pielęgnuje w sobie własne wartości. Przyznaje się wyłącznie do nienawiści, choć i ona bliższa jest odrazy. Egoizm pielęgnuje tłumacząc go pewną wyższością nad innymi. Frapuje go jedynie brak odpowiedzi na ‘psie przywiązanie’ do swojego księcia.
Ta powieść, króciutka i momentami wręcz zabawna, czy też dziecinnie naiwna wcale nie koncentruje się na Karle. Poprzez jego pamiętnik poznajemy także inne postaci dworu, wcale nie tak wspaniałe, pełne współczucia, miłości i dobra. Nasz Karzeł przynajmniej bierze odpowiedzialność za swoje czyny i swoją nienawiść, podczas gdy pozostali bohaterowie to często po prostu zakłamane i obłudne stworzenia. Różnica polega tylko na tym, że oni bywają Karłem, a on nim jest cały czas. Poza tym konfrontacja z bezkompromisowym, prostolinijnym i mówiącym co ma na myśli Karłem bywa oczyszczająca.
Karzeł – niby pełnoprawny człowiek, a od wieków traktowany jako coś osobliwego. Nie dziwne zatem, że tytułowy Karzeł Lagerkvista stał się personifikacją nienawiści i mizantropii. Odrzucony przez zwykłe społeczeństwo, kompletnie nieprzystosowany do życia w nim, pielęgnuje w sobie własne wartości. Przyznaje się wyłącznie do nienawiści, choć i ona bliższa jest odrazy. Egoizm...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-03
Blood, fire death to dla każdego szanującego się fana muzyki metalowej ważny tytuł. Dotąd tylko płyty Bathory, a od niedawna także kompendium wiedzy na temat rozwoju sceny metalowej w Szwecji (nie ograniczonej wyłącznie do death – tamta pozycja jeszcze przede mną).
Autorzy na szczęście nie trzymali się ściśle osi czasu, raczej starali się podejść do sprawy tematycznie: większość rozdziałów poświęcona jest konkretnym kapelom, a niektóre dotykają kwestii wspólnych, charakterystycznych dla tego typu muzyki: satanizm, samobójstwa, światopogląd, mizantropia itp. Można się zawsze przyczepić, że brakło tego czy tamtego muzyka, że wszystkie te historie już czytaliśmy/słyszeliśmy, ale w końcu i w latach dziewięćdziesiątych były pewne nośniki informacji – nie Internet, ale któż z nas nie zaczytywał się zinami (które notabene wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk), kilka audycji również dotyczyło cięższej muzyki (początkowo nawet MTV miało swoje Headbangers Ball) muzykę wielokrotnie przegrywaliśmy na kasetach (spadek jakości dźwięku akurat problemem nie był), a każde kieszonkowe przeznaczane było na zakup kolejnych kaset.
Książka przytacza wiele wypowiedzi muzyków, research autorzy zrobili imponujący. Nie znalazłam tam żadnego moralizatorskiego/wartościującego tonu, co także poczytuję na plus. Narracja wydawać się może odrobinę chaotyczna, ale tym bardziej sprawia wrażenie żywej. Dzięki temu książka ma pewien osobisty wydźwięk. Polecam… fanom :)
Blood, fire death to dla każdego szanującego się fana muzyki metalowej ważny tytuł. Dotąd tylko płyty Bathory, a od niedawna także kompendium wiedzy na temat rozwoju sceny metalowej w Szwecji (nie ograniczonej wyłącznie do death – tamta pozycja jeszcze przede mną).
Autorzy na szczęście nie trzymali się ściśle osi czasu, raczej starali się podejść do sprawy tematycznie:...
2015-12-28
Żaden inny pisarz wydający pod szyldem Uniwersum Metro równać się z Glukhovsky nie może. Każdy fan post-apo zachwycił się pierwszą częścią, wobec drugiej zdania są podzielone, natomiast trzecia… Moim zdaniem najbardziej dopracowana, najbardziej chaotyczna i najbardziej wciągająca. Choć przeczytawszy pierwsze 100 stron wcale nie byłam tak optymistycznie nastawiona.
Wracamy do Artema, który już nie jest wystraszonym dzieciakiem przemierzającym ciemne tunele moskiewskiego metra z duszą na ramieniu, mając do wykonania jedną ważną misję. Tym razem Artem to bardziej zbzikowany marzyciel, któremu marzy się powrót na powierzchnię, wolność i życie pełną piersią. Nie chce wegetować na swojej stacji, żywiąc się grzybami, zapijając podłym samogonem, podporządkują rutynie narzuconej przez niewiadomo kogo. Te marzenia rzucają go w wir wydarzeń moskiewskiego metra. Ładuje się w sam środek konfliktów, ale z uporem maniaka prze do przodu. Na powierzchnię, po prawdę, po życie. Bo nie chce być tłamszonym robakiem. Bo chce być człowiekiem.
W książce znajdziemy sporo polityki, mało przyjaźni, parę gorzkich prawd o naturze człowieka. O państwowości, rządach, manipulacji i trzymaniu wszystkiego w ryzach. Wolności? Tej nie gwarantuje nawet trzecia wojna. Ponownie, jak mawiał Hegel: historia uczy, że ludzkość z niej się nie uczy. Naprawdę warto.
Żaden inny pisarz wydający pod szyldem Uniwersum Metro równać się z Glukhovsky nie może. Każdy fan post-apo zachwycił się pierwszą częścią, wobec drugiej zdania są podzielone, natomiast trzecia… Moim zdaniem najbardziej dopracowana, najbardziej chaotyczna i najbardziej wciągająca. Choć przeczytawszy pierwsze 100 stron wcale nie byłam tak optymistycznie nastawiona.
Wracamy...
2015-12-20
2015-12-19
2015-11-12
2015-10-13
Każdy fan piłki kopanej lub druga połówka tegoż powinien tę książkę przeczytać. Nieważne, że napisana jest przez fana Arsenalu. W miejsce tej drużyny można podstawić dowolną inną, a książka będzie miała dokładnie identyczny wydźwięk. Swoją drogą trochę mnie zdziwił fakt, że postać kojarząca się z nudnymi komediami romantycznymi może być kibicem piłkarskim. Czyżbym i ja dała się zwieść pozorom?
Czymże zatem jest ta książka? Na pewno nie zgrabną historyjką, która ma swój początek, koniec, punkt kulminacyjny itepe. To zupełnie coś innego - swego rodzaju spowiedź kibica. Nie jest to jednak spowiedź celem uzyskania rozgrzeszenia, raczej spowiedź, której celem jest rzucenie odrobiny światła na tak demonizowaną grupę społeczną jaką są kibice piłkarscy (niby wszyscy wiedzą, że chuliganie stanowią mniejszość, a jakoś poza wielkimi eventami piłkarskimi mało kto publicznie obnosi się ze swoją miłością do piłki). Czyli z jednej strony od-demonizowanie, z drugiej zaś próba wytłumaczenia tej trudnej, głównie przepełnionej goryczą, regularnie przyprawiającej o zawód miłości. Tak, drogie panie - swój klub się kocha (nie mylić z piłkarzami, bo ci potrafią zachowywać się jak panienki lekkich obyczajów podążając za tym kto da więcej), na dobre i na złe (to drugie niestety częściej). Piłka nożna jest nieprzewidywalna i dostarcza ogromnych emocji - wystarczy sobie wyobrazić gola strzelonego w ostatniej minucie spotkania, na wagę awansu tudzież trofeum by za chwilę w okrzyk radości wdarł się wstrętny gwizd sędziego sygnalizując spalonego. Od euforii do goryczy. Może też być w drugą stronę. Nieważne ile kto ma doświadczenia, umiejętności, talentu. Czasem nic nie wychodzi, a czasem wszystko. Na tym polega piękno piłki nożnej.
Hornby doskonale prezentuje uczucia, którymi targani są kibicie. Dlatego właśnie każdy znajdzie tu cząstkę siebie. I dlatego książka jest uniwersalna. Możemy różnić się barwami, stać naprzeciwko siebie, ale w głębi serca 'liczy się tylko piłka nożna'.
Każdy fan piłki kopanej lub druga połówka tegoż powinien tę książkę przeczytać. Nieważne, że napisana jest przez fana Arsenalu. W miejsce tej drużyny można podstawić dowolną inną, a książka będzie miała dokładnie identyczny wydźwięk. Swoją drogą trochę mnie zdziwił fakt, że postać kojarząca się z nudnymi komediami romantycznymi może być kibicem piłkarskim. Czyżbym i ja dała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-17
2015-07-25
2015-07
Dworzec Perdido zrobił na mnie duże wrażenie. Zabierałam się do niego jak jeża standardowo zastanawiając się skąd ta tendencja do opasłych tomisk. O treści pisać nie będę. Może tylko wspomnę co bardziej niecierpliwym, by nie wątpili w opis na okładce - akcja zawiążę się. Tylko trochę później niż zwykle.
Książka napisana z rozmachem, w treści może i niezbyt oryginalna, doświadczony czytelnik bez problemu zidentyfikuje inspiracje autora, ale kreacją świata mimo wszystko zostałam zaskoczona. Przede wszystkim drobiazgowością. Nie jestem fanką monotonnych i przerysowanych opisów, tutaj jednak każdy element układanki był konieczny. Każdy detal dodawał złożoności i głębi. Dzięki temu całość nie jest dwuwymiarowa, płaska, naszkicowana od niechcenia. Zaułki przedstawione niemal tak dobrze jak u Dostojewskiego! Jednak chyba największą zaletą książki było umiejętne dozowanie napięcia. To nie tak, że zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem jest tylko gorzej. Tutaj akcja sprytnie była wyhamowywana, napięcie czytelnika utrzymywane na wysokim poziomie, z drgnięciami w górę. Nic tak nie nakręca na czytanie jak świadomość, że już za chwilę coś się stanie. Tylko co? Jak? Co też Isaakowi chodzi po głowie, a czego ja nie dostrzegam?
Szkoda tylko, że wydanie niezbyt przyjazne czytelnikowi. A może to ja się starzeję i wymagam zbyt wielkiej czcionki :)
Tomisko rzeczywiście opasłe, ale czyta się szybko. I wszystkie te dygresje i opisy jak najbardziej niezbędne.
Dworzec Perdido zrobił na mnie duże wrażenie. Zabierałam się do niego jak jeża standardowo zastanawiając się skąd ta tendencja do opasłych tomisk. O treści pisać nie będę. Może tylko wspomnę co bardziej niecierpliwym, by nie wątpili w opis na okładce - akcja zawiążę się. Tylko trochę później niż zwykle.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka napisana z rozmachem, w treści może i niezbyt oryginalna,...