Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Coż za rozczarowanie! Pomysł na pierwszy tom sagi nie był może powalająco oryginalny, ale autorka umiejętnie i wiarygodnie zestawiła w nim diametralnie różne światy swoich bohaterów, a każdy z nich fascynował na swój sposób. W drugim tomie zrobiło się jakoś płytko i serialowo. Postacie miotają się między mniej lub bardziej absurdalnymi sytuacjami, a czytelnik może sobie po prostu w ich towarzystwie poprzebywać. Odniosłam wrażenie, jakby autorka zaplanowała dobrze początek i (miejmy nadzieję) koniec swojej historii, a środek pospiesznie wypchała tym, co było pod ręką. Nie wykluczam, że sięgnę po trzeci tom, ale chwilowo straciłam zapał.

Coż za rozczarowanie! Pomysł na pierwszy tom sagi nie był może powalająco oryginalny, ale autorka umiejętnie i wiarygodnie zestawiła w nim diametralnie różne światy swoich bohaterów, a każdy z nich fascynował na swój sposób. W drugim tomie zrobiło się jakoś płytko i serialowo. Postacie miotają się między mniej lub bardziej absurdalnymi sytuacjami, a czytelnik może sobie po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna historia, niestety topornie przetłumaczona (a i korekta miejscami chyba się zdrzemnęła). Dialogi napchane powtórzeniami, stroną bierną, która po polsku brzmi pokracznie i urzędowo, kilka błędów gramatycznych przyprawiających o migotanie przedsionków... a wszystko to pod szyldem "Smak Słowa". Drogie Wydawnictwo, czy taka nazwa nie zobowiązuje?

Jednak opowieść miejscami wciąga tak, że przełyka się te niezgrabności jak piach w świetnie doprawionej sałatce. Żałuję, że nie znam norweskiego i, co zrobić, łykam kolejne tomy.

Świetna historia, niestety topornie przetłumaczona (a i korekta miejscami chyba się zdrzemnęła). Dialogi napchane powtórzeniami, stroną bierną, która po polsku brzmi pokracznie i urzędowo, kilka błędów gramatycznych przyprawiających o migotanie przedsionków... a wszystko to pod szyldem "Smak Słowa". Drogie Wydawnictwo, czy taka nazwa nie zobowiązuje?

Jednak opowieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Doskonała lektura również dla całkiem dorosłych. Świetnie napisana, zgrabnie przetłumaczona. No i ta zachwycająca, inspirująca główna bohaterka! Chcę być jak Faith, choć jestem od niej ponad dwa razy starsza.

Doskonała lektura również dla całkiem dorosłych. Świetnie napisana, zgrabnie przetłumaczona. No i ta zachwycająca, inspirująca główna bohaterka! Chcę być jak Faith, choć jestem od niej ponad dwa razy starsza.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Mistrzowsko opowiedziana historia...” Czyżby? Na pewno nie ta, którą po polsku proponuje nam Prószyński i S-ka! Zgadzam się z opiniami, że książka jest nierówna, do połowy (albo i dłużej) nie budzi specjalnych emocji, a momentami bohaterowie wyrzucają z siebie niezrozumiały bełkot. Do tego ten tytuł dryfujący w kierunku telenoweli… Czy naprawdę tak pisze Lehane, którym zachwyca się świat? A może jednak sprawę pokpił zespół w składzie tłumacz + korektor + redaktor + wydawca + niepotrzebne skreślić? Myślę, że właśnie byłam świadkiem tego, w jaki sposób językiem można zabić historię. Jeśli bohater w środku akcji z bronią w ręku „uzyskuje wgląd do pokoju”, to czuję się, jakby pisał do mnie urząd skarbowy. Potem dwa razy na tej samej stronie ten sam bohater, już mniej oficjalnie, „daje nura” - w wypracowaniu gimnazjalisty taka powtórka by nie przeszła. Następnie dostajemy w twarz „niezłą próbę” (komu wyświetla się w głowie przekalkowany oryginał - ręka w górę). Na okrasę leci kilka fragmentów, gdzie zabrakło myślenia. Może było późno, terminy goniły... więc pojawia się np. „one nie wiedzą, kiedy odejść”... zdanie jak zdanie, tylko że w kontekście zupełnie bez sensu, bo mowa o upierdliwych żonach, które nigdzie nie idą, tylko nie wiedzą, kiedy odpuścić. „Potrząsanie dzieckiem na śmierć” z trudem, ale jeszcze jakoś jestem sobie w stanie wyobrazić, ale niech mi ktoś wyjaśni, co może oznaczać „wysłucham opowieści o pana przewagach” (sic!).

Panie Lehane - wierzę, że to nie Pan! I chętnie wysłucham opowieści, choćby o Pana przewagach, ale opowiedzianej Pana słowami, bez pośredników. Przez nieudaną warstwę wersji polskiej dostrzegam mimo wszystko, że „Gone, Baby, Gone” to świetna opowieść i tę Państwu w ciemno polecam. W przeciwieństwie do „Gdzie jesteś, Amando?”.

„Mistrzowsko opowiedziana historia...” Czyżby? Na pewno nie ta, którą po polsku proponuje nam Prószyński i S-ka! Zgadzam się z opiniami, że książka jest nierówna, do połowy (albo i dłużej) nie budzi specjalnych emocji, a momentami bohaterowie wyrzucają z siebie niezrozumiały bełkot. Do tego ten tytuł dryfujący w kierunku telenoweli… Czy naprawdę tak pisze Lehane, którym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rewers Wojciech Chmielarz, Ryszard Ćwirlej, Gaja Grzegorzewska, Marta Guzowska, Joanna Jodełka, Robert Małecki, Marta Mizuro, Remigiusz Mróz, Joanna Opiat-Bojarska, Małgorzata Sobieszczańska, Marcin Wroński
Ocena 6,1
Rewers Wojciech Chmielarz,...

Na półkach: ,

Cieszę się, że zainwestowałam w „Rewers”, choć gwiazdki tego nie odzwierciedlają. Na pewno nie poleciłabym go nikomu jako zbioru, który w całości (lub choćby w większości) czyta się z przyjemnością. Miejski wątek przewodni mocno naciągany - wiele z historyjek dzieje się gdziebądź, a nazwę miasta tylko upchnięto gdzieś dla porządku.
Lekturę zbioru można jednak potraktować jako polowanie na perełkę i właściwie na to się nastawiłam. Większości autorów wcześniej nie znałam. Efekt: jedna kupiona powieść, dwa nazwiska zachowane w życzliwej pamięci, jeden kłopot. I spora czarna lista – to też zawsze jakaś wiedza.

Zaznaczam, że byłam surowym czytelnikiem, a nie sędzią sprawiedliwym. Jeśli po kilku stronach nie miałam dobrego powodu, nie czytałam dalej. No, to lecimy. A nuż coś komuś.

JEST KLASA
Marcin Wroński: Natychmiast kupiłam pierwszą powieść z cyklu o komisarzu Maciejewskim. Nawet jeśli do samego opowiadania można się miejscami przyczepić, to na kilometr czuć od niego literaturą.

JEST POTENCJAŁ
Wojciech Chmielarz: Zdanie otwierające trafia na listę moich ulubionych. Reszta też nieprzykra.
Robert Małecki: Przyzwoicie pod każdym względem. Dam szansę.

JEST PROBLEM
Remigiusz Mróz: Po tym opowiadaniu miałabym ochotę na więcej. Ale nie chcę Chyłki, bo czytałam „Kasację” i wiem, czym to pachnie. Początek "Immunitetu" nie wróży niczego lepszego. Przed Forstem z kolei przestrzegają znajomi, a kolejne serie pojawiają się niepokojąco szybko. Co tu zrobić...

ZNAJOMOŚCI NIE BĘDZIE
Joanna Opiat-Bojarska: Czytało się nieźle, dopóki nie pojawiło się coś, czego nie znoszę – epatowanie riserczem. „Uwaga, skonsultowałam się ze specjalistą, zbadałam temat, znam się i teraz was uświadomię”. Raz bym wybaczyła, ale się powtórzyło. W krótkim opowiadaniu. Strach otwierać powieść.
Małgorzata Sobieszczańska: Czytadełko. Nie odrzuciło, ale nie widzę powodu, żeby czytać więcej.
Marta Mizuro: Nijako i jakoś wkurzająco. Pomysł na strukturę może i oryginalny, ale psuje przyjemność z rozwiązywania zagadki. No i gdzie ten Wrocław, na który czekałam?
Marta Guzowska: Odrzuciło mnie kilka pierwszych stron dialogów infantylnie stylizowanych na wiejską mowę. Powiało „Plebanią”, dziękuję.
Joanna Jodełka: Wierzę, że znajdą się fani takiej oryginalności, ale ja do nich nie należę.
Gaja Grzegorzewska: Zabrnęłam naprawdę daleko. Sprawne pióro, ale użyte w złej sprawie. Efekt dla mnie pod każdym względem niestrawny. Pięć metafor w trzech zdaniach i wychodzi krajobraz, który fizycznie nie miał prawa zaistnieć. Przerost wydumanej formy nad równie wydumaną treścią.

Wyszło na to, że zjechałam wszystkie panie. Paradoksalnie, bo moje ulubione kryminały napisała kobieta i bardzo liczyłam, że odkryję rodzimą mistrzynię gatunku. Żeby nie było, że panowie są zawsze cacy:

Ryszard Ćwirlej: Pominęłam. Autor ma u mnie bana za dwie powieści, których nie zmogłam ze względu na język i toporność w odtwarzaniu realiów czasów minionych.

Cieszę się, że zainwestowałam w „Rewers”, choć gwiazdki tego nie odzwierciedlają. Na pewno nie poleciłabym go nikomu jako zbioru, który w całości (lub choćby w większości) czyta się z przyjemnością. Miejski wątek przewodni mocno naciągany - wiele z historyjek dzieje się gdziebądź, a nazwę miasta tylko upchnięto gdzieś dla porządku.
Lekturę zbioru można jednak potraktować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszej części wybaczyłam słabsze momenty ze względu na ciekawe tło historyczne. Część druga obroniła się akcją - najlepiej poprowadzoną, moim zdaniem, w całej trylogii. W "Nieśmiertelnych" natomiast zabrakło czegoś, co odciągnęłoby uwagę od banalnej konstrukcji bohaterów, więc ta tym razem walnęła we mnie z całą mocą. Najbardziej za złe mam autorowi postacie kobiece - kiczowate, antypatyczne, przemądrzałe panie oficer różnych wywiadów albo wojowniczki tak nijakie, że nie wiadomo, dlaczego ktokolwiek się ich boi. Z facetami niewiele lepiej - i komu tu kibicować? Chyba tylko grubo ciosanemu Jaganowi ze specnazu. Reszta ślicznie podzielona na ładnych i dobrych przeciw złym i brzydkim. Dość!

Pierwszej części wybaczyłam słabsze momenty ze względu na ciekawe tło historyczne. Część druga obroniła się akcją - najlepiej poprowadzoną, moim zdaniem, w całej trylogii. W "Nieśmiertelnych" natomiast zabrakło czegoś, co odciągnęłoby uwagę od banalnej konstrukcji bohaterów, więc ta tym razem walnęła we mnie z całą mocą. Najbardziej za złe mam autorowi postacie kobiece -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Długo nie mogłam się zabrać za tę książkę - podejrzewałam, że czeka mnie marketingowa wydmuszka pisana siermiężnym stylem. Cóż... nie było źle! Można by wyliczać wady książki, jak rzeczywiście nierówny, momentami zgrzytający styl, męczące powtórzenia czy banalny pomysł na niektórych bohaterów - całość jednak wciąga i koniec końców się broni. Duży plus za bogate tło historyczne. Zakończenie może rozczarować, bo nie wszystkie wątki się domykają - spokojnie, zostaną podjęte w kolejnej części, o ile będziecie mieć siły na kolejne 800 stron z okładem (okładką? ;) Ja czytam dalej.

Długo nie mogłam się zabrać za tę książkę - podejrzewałam, że czeka mnie marketingowa wydmuszka pisana siermiężnym stylem. Cóż... nie było źle! Można by wyliczać wady książki, jak rzeczywiście nierówny, momentami zgrzytający styl, męczące powtórzenia czy banalny pomysł na niektórych bohaterów - całość jednak wciąga i koniec końców się broni. Duży plus za bogate tło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachodzę w głowę, jakim cudem autor zupełnie przyzwoitych „Psów gończych” i twórca „Jaskiniowca” to ta sama osoba. Książkę wydało to samo wydawnictwo, tłumaczyła ta sama tłumaczka… co się stało? A może to w mojej głowie zadziały się przez rok tajemnicze rzeczy, które sprawiły, że Psy z przyjemnością łyknęłam, a „Jaskiniowca” porzuciłam po 140 stronach i długo nie sięgnę po kolejną część, którą na nieszczęście kupiłam za jednym zamachem. Dotarłam zresztą tak daleko tylko dlatego, że zamiast cieszyć się zagadką i klimatem (nie dało się), mniej więcej od strony 60 zaczęłam polować na absurdalne zdania, kuriozalne konstrukcje, truizmy wołające o pomstę do nieba i zwyczajne błędy językowe.
Nie wiem, kto zawinił – pan Horst, tłumaczka, redaktor, wydawca – ale książka wydała mi się banalna, rozwlekła, napisana niedbale i bez polotu, jak średnio udane wypracowanie napchane niepotrzebnymi, wyświechtanymi frazami i masą powtórzeń. Nieciekawi bohaterowie głównie spłukują kawą śniadania (sic!), konstatują swoją niewiedzę lub podejmują doniosłe decyzje, takie jak włączenie się do ruchu czy pozostawienie samochodu na jałowym biegu (do 140 strony niestety nikt nie wrzucił na luz, jak zwykły człowiek). Wszystkie te niedostatki, choć męczące, mogłyby zejść na drugi plan, gdyby akcja ruszyła z kopyta i chwyciła za gardło – niestety tu także rządzi jałowy bieg.
Moje rozczarowanie było tym większe, że tuż przed „Jaskiniowcem” połknęłam świetnie napisaną i błyskotliwą trylogię Zygmunta Miłoszewskiego. Na szczęście nie mam żadnych oporów przed rzuceniem niedokończonej lektury. Szkoda czasu na kiepskie książki – nawet na średnie szkoda, gdy wokół tyle znakomitych.

Zachodzę w głowę, jakim cudem autor zupełnie przyzwoitych „Psów gończych” i twórca „Jaskiniowca” to ta sama osoba. Książkę wydało to samo wydawnictwo, tłumaczyła ta sama tłumaczka… co się stało? A może to w mojej głowie zadziały się przez rok tajemnicze rzeczy, które sprawiły, że Psy z przyjemnością łyknęłam, a „Jaskiniowca” porzuciłam po 140 stronach i długo nie sięgnę po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Uwikłanie" podobało mi się, ale nie aż tak, żeby natychmiastowo rzucić się na kolejną część trylogii. Po "Ziarno prawdy" sięgnęłam po ponad roku, akurat zawiedziona i znudzona kolejną powieścią z gatunku wybitnych, przełomowych, nagradzanych, aleocochodzi. Miałam wolne, chciałam tylko i aż przyzwoitej lektury. I niespodzianka - trybiki zatrybiły, nieco irytujący w pierwszej części Szacki (i Miłoszewski za nim skryty) trafił tym razem w mój gust i serce. Trzecią część odpaliłam tego samego wieczoru, kiedy skończyłam drugą.

"Uwikłanie" podobało mi się, ale nie aż tak, żeby natychmiastowo rzucić się na kolejną część trylogii. Po "Ziarno prawdy" sięgnęłam po ponad roku, akurat zawiedziona i znudzona kolejną powieścią z gatunku wybitnych, przełomowych, nagradzanych, aleocochodzi. Miałam wolne, chciałam tylko i aż przyzwoitej lektury. I niespodzianka - trybiki zatrybiły, nieco irytujący w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z książką chodziłam wszędzie - do kuchni, do knajpy, do łazienki. Niech to wystarczy za rekomendację.

Z książką chodziłam wszędzie - do kuchni, do knajpy, do łazienki. Niech to wystarczy za rekomendację.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niech gwiazdki wystarczą za recenzję, bo brak mi słów. Wielkie przeżycie. Czapki z głów przed autorem i polską tłumaczką.

Niech gwiazdki wystarczą za recenzję, bo brak mi słów. Wielkie przeżycie. Czapki z głów przed autorem i polską tłumaczką.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Tego lata czytałam wyłącznie kryminały i thrillery - odrzucało mnie zupełnie od wątków romantycznych, ciepłych, zabawnych, brrr. Zagadka i akcja - tego mi było trzeba. Po "Za ścianą" sięgnęłam trochę z rozsądku, jak po odtrutkę, żeby nie przesadzić z krwią i zbrodnią, bo zaczynały śnić mi się porwania i tortury. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, była lektura o szpilach do kapeluszy i podwieczorkach przy herbacie, na którą się zapowiadało. Po pierwszym rozdziale sądziłam, że nie dotrwam do końca, ale po drugim już się nad tym nie zastanawiałam, tylko dałam się wciągnąć (i proszę, w nagrodę doczekałam się zagadki i zbrodni). Czytałam opinie, że innym przeszkadzały dłużyzny. Ja rozwlekłości nie odczułam - jeśli się uprzeć, to ewentualnie pod koniec, kiedy odwlekanie punktu kulminacyjnego o kolejne kilka stron wydawało się nie służyć już niczemu. Ale to raptem kilka stron na ponad 600 naprawdę godnych uwagi, do tego bardzo dobrze przetłumaczonych.

Tego lata czytałam wyłącznie kryminały i thrillery - odrzucało mnie zupełnie od wątków romantycznych, ciepłych, zabawnych, brrr. Zagadka i akcja - tego mi było trzeba. Po "Za ścianą" sięgnęłam trochę z rozsądku, jak po odtrutkę, żeby nie przesadzić z krwią i zbrodnią, bo zaczynały śnić mi się porwania i tortury. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, była lektura o szpilach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem, co myśleć o tej książce. Język - momentami pretensjonalny. Bohaterom zdarzały się tak nieznośne tyrady, że chciałam rzucić książką o ścianę i nigdy do niej nie wracać. Zwykle wtedy pojawiało się zdanie-perełka, które powstrzymywało mnie przed niszczeniem mienia biblioteki. Bohaterowie - niby tacy barwni, charakterni, a jednak jacyś płascy i nierealni. Autor nie konfrontuje ich z niczym oprócz pracy zawodowej. Mało tego - nie mówi nam nawet, jak wyglądają, oprócz kilku wzmianek o ciuchach. Może to celowy zabieg, aby pokazać, że korpoprawnicy życia poza pracą nie mają? Ale w takim razie barwni są czy bezbarwni? Męczyło mnie to rozdwojenie i ogólne wrażenie niedopracowania. Całość broni się jednak dzięki pomysłowej fabule i wartkiej akcji. Doczytałam do końca i za to daję czwórkę (czyli tutejszą szóstkę ;) Autorowi natomiast życzę mądrego ale i surowego redaktora kolejnych powieści.

Nie wiem, co myśleć o tej książce. Język - momentami pretensjonalny. Bohaterom zdarzały się tak nieznośne tyrady, że chciałam rzucić książką o ścianę i nigdy do niej nie wracać. Zwykle wtedy pojawiało się zdanie-perełka, które powstrzymywało mnie przed niszczeniem mienia biblioteki. Bohaterowie - niby tacy barwni, charakterni, a jednak jacyś płascy i nierealni. Autor nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tego lata podchodzą mi tylko książki złe – thrillery, kryminały, zagadki i mrok. Łakomie rzuciłam się zatem na debiut Bernarda Miniera, ale zamiast książki złej, w okładce zastałam złą książkę. Początkowo podejrzewałam, że może zawinił tu polski tłumacz. Po dwustu stronach miałam już jednak pewność, że to autor pisze tak, jakby wątpił w inteligencję czytelnika. Postacie wygłaszają swoje odkrywcze myśli parafrazując je po wielokroć, jakby to nie one mówiły, ale autor szeptał zza ich pleców "patrz, czytelniku, jak zgłębiłem ten temat, godzinami szukałem informacji, więc ty teraz sobie o tym poczytaj dobrą chwilę i doceń ten wysiłek". Niektóre wypowiedzi bohaterów wyglądają jak przekopiowany tekst z encyklopedii lub podręcznika – przecież nikt tak nie mówi. Odniosłam wrażenie, jakby autor przeczytał zbiór porad dla adeptów kreatywnego pisania, a potem zastosował je... w sposób możliwie dosłowny, niewiarygodny i pretensjonalny. Zignorował za to zasadę usuwania z tekstu zdań/scen/akapitów/rozdziałów, które niczego nie wnoszą do fabuły. Nawet gdy pojawia się w tekście zdanie intrygująco puentujące sytuację lub w sposób nieoczywisty coś sugerujące, zaraz po nim następują kolejne, które kawa na ławę wywalają, co autor miał na myśli, rujnując cały efekt. Podobnie z detalem, którym można oczarować niejednego czytelnika - jeśli pojawia się po nic, staje się nieznośny. Porzuciłam książkę w połowie – nie lubię przebywać w obecności kogoś, ktoś nie szanuje mojego czasu i wątpi w to, że mam rozum.

Tego lata podchodzą mi tylko książki złe – thrillery, kryminały, zagadki i mrok. Łakomie rzuciłam się zatem na debiut Bernarda Miniera, ale zamiast książki złej, w okładce zastałam złą książkę. Początkowo podejrzewałam, że może zawinił tu polski tłumacz. Po dwustu stronach miałam już jednak pewność, że to autor pisze tak, jakby wątpił w inteligencję czytelnika. Postacie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Doskonały pomysł na temat i jeszcze lepszy na konstrukcję powieści. Niech was nie zniechęci brutalność i wyuzdanie zbrodni opisywanych w części pierwszej (momentami zastanawiałam się, czy na pewno chcę czytać dalej). Wytrwajcie w śledztwie, a wtedy część druga wszystko Wam wynagrodzi, po czym chwyci za kostki i wywiesi głową w dół przez poręcz balkonu. Z piętnastego piętra. Bez bungee.

Doskonały pomysł na temat i jeszcze lepszy na konstrukcję powieści. Niech was nie zniechęci brutalność i wyuzdanie zbrodni opisywanych w części pierwszej (momentami zastanawiałam się, czy na pewno chcę czytać dalej). Wytrwajcie w śledztwie, a wtedy część druga wszystko Wam wynagrodzi, po czym chwyci za kostki i wywiesi głową w dół przez poręcz balkonu. Z piętnastego piętra....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka-kopniak. Rusz się, leniu! Możesz pisać, a tu masz walizeczkę z narzędziami. Nie zbiorek porad (skądinąd ciekawych) z rodzaju tych, gdzie umieścić w zdaniu czasownik, żeby chwycić czytelnika za gardło. Można utyskiwać na styl, język; autorka momentami się powtarza. Nieważne. Po tej książce chce się zacząć pracę nad własną. Wiadomo od czego zacząć i jakie zrobić kolejne kroki. Tego na polskim rynku jeszcze nie było - a publikacje o kreatywnym pisaniu śledzę z niezdrową fascynacją. Może sęk w tym, że wreszcie o pisaniu napisał ktoś, kto rzeczywiście pisze. I wydaje. I, kurczę, daje radę! Ode mnie za "Maszynę..." ósemka.

Książka-kopniak. Rusz się, leniu! Możesz pisać, a tu masz walizeczkę z narzędziami. Nie zbiorek porad (skądinąd ciekawych) z rodzaju tych, gdzie umieścić w zdaniu czasownik, żeby chwycić czytelnika za gardło. Można utyskiwać na styl, język; autorka momentami się powtarza. Nieważne. Po tej książce chce się zacząć pracę nad własną. Wiadomo od czego zacząć i jakie zrobić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszą książką Katarzyny Bondy, po którą sięgnęłam, była "Maszyna do pisania". W pewnym momencie lektury podręcznika otworzyłam "Florystkę", żeby zobaczyć, jak w praktyce funkcjonują zasady konstruowania opowieści opisywane przez autorkę. Po kilkunastu stronach obserwacje wzięły w łeb, a ja przepadłam i nie wróciłam do "Maszyny..." póki nie skończyłam powieści. Bingo!

Pierwszą książką Katarzyny Bondy, po którą sięgnęłam, była "Maszyna do pisania". W pewnym momencie lektury podręcznika otworzyłam "Florystkę", żeby zobaczyć, jak w praktyce funkcjonują zasady konstruowania opowieści opisywane przez autorkę. Po kilkunastu stronach obserwacje wzięły w łeb, a ja przepadłam i nie wróciłam do "Maszyny..." póki nie skończyłam powieści....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Transowa. Książka-rzeka wciągająca w swój nurt od pierwszego zdania, choć nie pamiętam, jak brzmiało. Swojska rzeka - mądra bez patosu. Doskonała.

Transowa. Książka-rzeka wciągająca w swój nurt od pierwszego zdania, choć nie pamiętam, jak brzmiało. Swojska rzeka - mądra bez patosu. Doskonała.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka pełna praktycznych porad, napisana przystępnie, niemal poufale (blogersko?), a jednocześnie starannie - nareszcie! Na polskim rynku książek o pisaniu - boleśnie małym i rozczarowującym - jest to pozycja wyjątkowa. Joanna Wrycza-Bekier wyraźnie inspiruje się kanonem anglojęzycznej literatury creative writing, przez co "Magia słów" może nie być specjalnie odkrywcza dla osób zaznajomionych choćby z "Writing Tools" Roya Petera Clarka. Autorce nie można jednak odmówić swady i lekkiego pióra - nawet jeśli przytacza spostrzeżenia innych, robi to w swoim stylu. Nie przypadły mi do gustu dwa ostatnie rozdziały - na tle reszty wydają się mało konkretne, jakby niedopracowane; może zabrakło pary na finiszu. Trochę szkoda, niemniej książkę polecam!

Książka pełna praktycznych porad, napisana przystępnie, niemal poufale (blogersko?), a jednocześnie starannie - nareszcie! Na polskim rynku książek o pisaniu - boleśnie małym i rozczarowującym - jest to pozycja wyjątkowa. Joanna Wrycza-Bekier wyraźnie inspiruje się kanonem anglojęzycznej literatury creative writing, przez co "Magia słów" może nie być specjalnie odkrywcza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wciąga nawet bardziej niż część pierwsza - z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam jednak cichą nadzieję, że autorka porzuci kilka słów, które sobie wyraźnie ulubiła i stosowała w "Niewidzialnej koronie" w nieco irytującym nadmiarze. Czy orzeł, lew, wieża zawsze i wszędzie musi się "pysznić"? Więcej grzechów nie pamiętam.

Wciąga nawet bardziej niż część pierwsza - z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam jednak cichą nadzieję, że autorka porzuci kilka słów, które sobie wyraźnie ulubiła i stosowała w "Niewidzialnej koronie" w nieco irytującym nadmiarze. Czy orzeł, lew, wieża zawsze i wszędzie musi się "pysznić"? Więcej grzechów nie pamiętam.

Pokaż mimo to