-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2012-07-21
2011-07-08
Film powstały w oparciu o tę powieść był swego czasu dosłownie wszędzie. Na forach dziewczyny rozpływały się, jaki to on był piękny i romantyczny, w jakimś filmie bohater zabrał swoją dziewczynę do kina właśnie na "Pamiętnik", a ta oczywiście płakała rzewnymi łzami! Ostatnio wzmianka o nim pojawiła się nawet w serialu, który oglądam. Nie pozostało mi więc nic innego jak zapoznać się z tym kultowym najwidoczniej obrazem. Postanowiłam jednak zacząć od książki, z doświadczenia wiem że powieść jest zazwyczaj znacznie lepsza niż film powstały na jej podstawie. A tu same niespodzianki!
Po pierwsze światowy bestseller reklamowany "najpiękniejszą opowieścią o miłości wszech czasów" okazał się wyjątkowo nudny i przewidywalny. Jak mamy walczyć ze stereotypem mówiącym, że nastolatki i gospodynie domowe to najmniej wymagające czytelniczki, skoro powieść pokroju "Pamiętnika" zyskuje status światowego bestsellera? Romantyczne powiadacie? Schematyczne do bólu to na pewno, ale czy romantyczne? Widać ze autor bardzo się starał żeby takie było. Pełno tu scen tak słodkich ze mogą wywołać mdłości, u co wrażliwszego czytelnika czy miłosnych wyznań, w których patos i powaga okraszone są obowiązkowo sporą porcją lukru ("Ale kocham Cię tak głęboko, tak niewyrażalnie, że znajdę sposób, by do Ciebie wrócić mimo choroby."). W pewnym momencie zaczynają one po prostu śmieszyć.
Ta dość krótka książka opisuje ponad 50 lat z życia bohaterów, a co za tym idzie wszystkie potencjalnie ciekawe zwroty akcji (zadziwiające, ale było kilka zapowiadających się nieźle momentów, jak choćby historia Allie i Lona) są kwitowane zaledwie jednym czy dwoma zdaniami, po których autor serwuje nam kolejną porcje pseudo egzystencjalnych rozważań Noaha.
Dobra, czas na niespodziankę numer dwa: film jest lepszy od książki! Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to w żadnym wypadku arcydzieło sztuki filmowej, ale na tle powieści pana Sparksa wypada znaczne lepiej. Filmowcy odchudzili historie o dobre kilkadziesiąt kilogramów cukru: deklaracje wielkiej i dozgonnej miłości wygłaszane przez nastoletniego Noaha, Noaha w kwiecie wieku i dziadka Noaha, łzawe listy miłosne kochanków, Noah deklamujący swojej wybrance poezje (w książce obowiązkowo przynajmniej raz na rozdział) i parę innych jakże "romantycznych" scen. No i w filmie zagrał James Marsden (Lon)!
Jeśli więc ktoś odczuwa nieodpartą potrzebę zapoznania się z tą historią szczerze polecam żeby ograniczył się do wersji filmowej.
Film powstały w oparciu o tę powieść był swego czasu dosłownie wszędzie. Na forach dziewczyny rozpływały się, jaki to on był piękny i romantyczny, w jakimś filmie bohater zabrał swoją dziewczynę do kina właśnie na "Pamiętnik", a ta oczywiście płakała rzewnymi łzami! Ostatnio wzmianka o nim pojawiła się nawet w serialu, który oglądam. Nie pozostało mi więc nic innego jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-05-14
W końcu wyszła! No i proszę, poranne wykłady musiały obyć się beze mnie, bo oczywiście czytałam całą noc. A teraz piszę tę recenzje i wyrzucam sobie, że przecież mogłam poczekać, dozować przyjemność, w końcu na następną część przyjdzie jeszcze długo poczekać…
Powieść jest świetna! Z czytaniem po angielsku nie mam większego problemu, a nawet uważam, że książka sporo traci w polskim tłumaczeniu. Więc zachęcam wszystkich do sięgnięcia po oryginalne wydanie + okładka jest śliczna.
Akcja: od samego początku powieść trzyma w napięciu, co rozdział stawiając bohaterów przed nowymi dylematami. I tu odniosłam wrażenie, że niektóre wątki zostały zbyt szybko zakończone. Było sporo gadania, jakie to ważne, jakie niebezpieczne a potem akapit albo dwa i po sprawie, idziemy dalej. Pozostawiło to leki niedosyt. Z drugiej jednak strony ciągle coś się działo, nie sposób było się nudzić.
Wątek romantyczny: mistrzowsko poprowadzony i nie chodzi mi bynajmniej o główną parę. Skomplikowana relacja Mai i Jordana, wypadła całkiem przekonywująco, ale najbardziej czekałam na sceny Isabelli i Simona. W tej części bardzo polubiłam Izzie. Pokazała jak bardzo jest bezbronna w obliczu cierpienia ludzi, których kocha. Zaniepokojona o swojego brata, niepewna uczuć do Simona, Isabella, która w tej wojnie straciła tak wiele była w stanie zrobić wszystko, aby ochronić tych, którzy pozostali przy jej boku. To sprawiło, że obok Magnusa jest ona teraz moją ukochaną postacią. Również relacja czarownika i młodego Lightwooda została dokładniej ukazana. Jedno z nich maiło żyć wiecznie drugie zaś zestarzeć się i umrzeć, ciężko w takich okolicznościach o sielankę. Aleck zmagał się z ciągłymi wątpliwościami dotyczącymi przeszłości partnera oraz przyszłości ich związku. Zazdrość i niepewność zaprowadziły go na ścieżkę, z której nie mógł już zawrócić.
Lektura była tak przyjemna właśnie dlatego, że bohaterowie zostali ukazani z nowej perspektywy. Nawet Sebastian, „główny zły”, zyskał nieco bardziej ludzką twarz. Poznajemy bliżej tajemnice jego dzieciństwa i motywy, jakie nim kierują. Mimo iż czyni on wiele złego nie byłam w stanie powstrzymać fali współczucia. To przecież nie jego wina, że jest, jaki jest. Kto by pomyślał, że łezka zakręci mi się w oku właśnie na wspomnienie Jonatana Morgensterna?
Wzmianki o bohaterach czy przedmiotach, które znamy doskonale z „Diabelskich Maszyn” pojawiały się prawie w każdym rozdziale. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach próbując wyłapać wszelkie niuanse. Mam nadzieję, że nic mi nie umknęło (I tu pragnę wtrącić, że Brat Zachariasz jest kimś więcej niż się wydaje – w mojej skromnej opinii oczywiście, totalna spekulacja. Ale po przeczytaniu powiecie czy też nie odnieśliście takiego wrażenia).
A więc na zakończenie powiem tylko ze ta część mnie nie zawiodła. Wiem, że fanów serii nie trzeba zachęcać do przeczytania, więc tylko powiem: kochani warto było czekać!
Ps. Proszę przestańcie w końcu porównywać "Dary Anioła" do epickich cykli Fantasy, to bezcelowe. Pewnie, że wypadają blado, ale to zupełnie inny gatunek. Fajnie napisana opowieść o miłości z magią w tle to świetna odskocznia od pełnych intryg, wojen i okrucieństwa dzieł z „wyższej półki”. Tutaj dobro w końcu wygra ze złem, a miłość pokona przeciwności. To nic złego pozwolić sobie, choć na chwilę w to uwierzyć.
W końcu wyszła! No i proszę, poranne wykłady musiały obyć się beze mnie, bo oczywiście czytałam całą noc. A teraz piszę tę recenzje i wyrzucam sobie, że przecież mogłam poczekać, dozować przyjemność, w końcu na następną część przyjdzie jeszcze długo poczekać…
Powieść jest świetna! Z czytaniem po angielsku nie mam większego problemu, a nawet uważam, że książka sporo traci w...
2012-08-02
"Skrzydła Laurel" podpatrzyłam na czyimś profilu i w wirze lekkich wakacyjnych lektur postanowiłam przeczytać. Wynik jest taki, że książka naprawdę bardzo mi się podobała i z pewnością sięgnę po kolejne części.
Zacznę od tego, że ta powieść ma chyba jedną z najgorzej dobranych okładek, jakie widziałam. Nic tutaj nie pasuje: przeciętna dziewczyna, która w niczym nie przypomina wróżki a już na pewno głównej bohaterki, ubrana w jakiś boleśnie różowy szlafrok(?) z mającym wyglądać magicznie(?) motylkiem. Oh God Why?!
Z przyjemnością pragnę jednak stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych powieści z gatunku paranormal romance, jaką czytałam! Wróżki były nowością, a podejście do tego zagadnienia zupełnie innowacyjne i zaskakujące. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie też główna bohaterka, fajna rzeczowa dziewczyna. Potrafię zrozumieć jej motywy, żadnych irracjonalnych wyskoków jak to się zdarza jaj „koleżankom po fachu”. Trójkąt miłosny całkiem ciekawie napisany: mamy tutaj szkolnego kolegę Dawida, który od początku jest oparciem dla Laurel oraz baśniowego Tamaniego, z którym łączy ją silna więź, mimo iż jeszcze nie jest tego świadoma.
Żeby nie przedłużać napisze tylko, że ta powieść to perełka wśród zalewającej nas zewsząd tandety. Nie zrażajcie się cukierkową (i zwyczajnie brzydką) okładką! Zawsze można obłożyć powieść w jakiś ładny papier, a zawartość jest naprawdę warta uwagi. Polecam fankom gatunku!
"Skrzydła Laurel" podpatrzyłam na czyimś profilu i w wirze lekkich wakacyjnych lektur postanowiłam przeczytać. Wynik jest taki, że książka naprawdę bardzo mi się podobała i z pewnością sięgnę po kolejne części.
Zacznę od tego, że ta powieść ma chyba jedną z najgorzej dobranych okładek, jakie widziałam. Nic tutaj nie pasuje: przeciętna dziewczyna, która w niczym nie...
2012-07-04
Po „Portret w bieli” sięgnęłam, ponieważ miałam lekkiego „doła” i tylko dobry romans był w stanie temu zaradzić. I udało się. Powieść bardzo mi się podobała, czytało ją się szybko i przyjemnie. Niejednokrotnie wywoływała uśmiech na mojej twarzy.
Ktoś może tu dopatrywać się niekonsekwencji po tym jak niedawno zjechałam w swojej recenzji „Pamiętnik” Sparksa. Nic z tych rzeczy. Nie mam nic przeciwko „literaturze kobiecej”. Poprawka: dobrej literaturze kobiecej. Uważam, że powieść Nory Roberts jest bardzo dobra w swoim gatunku. Znacznie lepsza od książki Sparksa, który w moim mniemaniu do perfekcji opanował granie na najniższych ludzkich uczuciach. A to żadna sztuka. Powieść „Portret w bieli” to lekki romans do poduszki. Jest znacznie bardziej szczery niż nadmuchane do granic możliwości i przepełnione patosem powieści wyżej wymienionego pana.
Następnym razem, gdy najdzie mnie ochota na dobry romansik sięgnę na pewno po kolejną część „Kwartetu weselnego” i wszystkim również serdecznie go polecam.
Po „Portret w bieli” sięgnęłam, ponieważ miałam lekkiego „doła” i tylko dobry romans był w stanie temu zaradzić. I udało się. Powieść bardzo mi się podobała, czytało ją się szybko i przyjemnie. Niejednokrotnie wywoływała uśmiech na mojej twarzy.
Ktoś może tu dopatrywać się niekonsekwencji po tym jak niedawno zjechałam w swojej recenzji „Pamiętnik” Sparksa. Nic z tych...
2012-01-22
Czytałam „Nieposkromionych” dobre trzy miesiące, ale w końcu zmusiłam się żeby przysiąść i doczytać do końca. Tak, dokończenie tej książki wymagało sporego samozaparcia. Ale co właściwie się stało?
Pierwszą część przygód Meeny Harper przeczytałam w dwa wieczory. „Nienasyceni” to powieść, która może nie pozostanie w pamięci na długo, ale zapewni doskonałą rozrywkę. Bohaterzy są ciekawi, humor niewymuszony a całość po prostu świtanie napisana. Jeśli więc przyjdzie wam ochota na niezobowiązujące czytadło na nudny wieczór „Nienasyceni” będą jak ulał.
Druga część pozbawiona została wszystkich wymienionych wyżej zalet. Postacie zmieniły się nie do poznania: nudne, jednowymiarowe, sztampowe… (mogę tak długo wymieniać). Myślę, że nawet dla osób żywo zainteresowanych dalszymi losami Meeny powieść będzie wyjątkowo trudna do przebrnięcia. Nie polecam nikomu, jest wiele ciekawszych sposobów na spędzenie zimowego popołudnia.
Czytałam „Nieposkromionych” dobre trzy miesiące, ale w końcu zmusiłam się żeby przysiąść i doczytać do końca. Tak, dokończenie tej książki wymagało sporego samozaparcia. Ale co właściwie się stało?
Pierwszą część przygód Meeny Harper przeczytałam w dwa wieczory. „Nienasyceni” to powieść, która może nie pozostanie w pamięci na długo, ale zapewni doskonałą rozrywkę....
2012-03-08
2011-12-18
Jak tylko dorwałam się do "Mechanicznego Księcia" oczywiście zarwałam noc. Czytałam oryginalne angielskie wydanie, bo do polskiej premiery jest dla mnie stanowczo za długo. I muszę powiedzieć, że w tej wersji dopiero czuć klimat epoki wiktoriańskiej. Nie widać jak wiele powieść tarci w polskim tłumaczeniu dopóki nie przeczyta się oryginału.
To chyba jedna z najlepszych książek Cassandry Clare. Zaskoczyło mnie to również z tego względu że drugie części trylogii zazwyczaj są najsłabsze w całym cyklu. Ta część natomiast spodobała mi się znacznie bardziej niż „Mechaniczny Anioł”! Intryga mnie nie zawiodła, jest spójna i nieprzenikniona. Czasem zdarza się, że po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów powieści wiesz jak wszystko się skończy, tutaj jest to niemożliwe! W zamian za kilka odkrytych tajemnic Cassie serwuje nam drugie tyle nowych. Dowiedzieliśmy się wiele o przeszłości Willa, a także trochę więcej o pochodzeniu Tessy i motywach postępowania Mistrza. Ale te kilka informacji tylko zrodziło dziesiątki nowych pytań.
Pojawiło się też kilka bardzo ciekawych postaci, niektóre z nich od razu skradły moją sympatie. A znani nam bohaterowie pokazali się z zupełnie nowej strony.
I w końcu mieliśmy ten głośno zapowiadany trójkąt miłosny! Pełen namiętności i rozdzierający serce na pół a nie pozorowany i sztuczny jak w „Darach Anioła”. Will dopiero w tym tomie wydał mi się sympatyczny (w ogóle nie rozumiałam tych ochów i achów pod jego adresem po „Mechanicznym Aniele”). A Jem rozkochał mnie w sobie jeszcze bardziej! Sceny, w których był z Tessą sam na sam czytałam po 10 razy i nie mogłam się nadziwić. James to naprawdę Ty? Na Anioła! Nie mogłam się oderwać od tej książki, chciałam więcej! I niby powinnam być zadowolona z obrotu spraw, ale przeczytałam zbyt wiele powieści dla młodzieży żeby wiedzieć, z kim skończy Tessa. Oczywiście możemy mieć nadzieje, że Cassie będzie bardziej oryginalna niż większość pisarek, ale…
Podejrzewam, że zanim wyjdzie kolejna część przeczytam tę jeszcze wiele razy. Na szczęście W międzyczasie czeka nas premiera „Miasta Zagubionych Dusz”.
Jak tylko dorwałam się do "Mechanicznego Księcia" oczywiście zarwałam noc. Czytałam oryginalne angielskie wydanie, bo do polskiej premiery jest dla mnie stanowczo za długo. I muszę powiedzieć, że w tej wersji dopiero czuć klimat epoki wiktoriańskiej. Nie widać jak wiele powieść tarci w polskim tłumaczeniu dopóki nie przeczyta się oryginału.
To chyba jedna z najlepszych...
2011-12-13
Po „Spętanych przez Bogów” sięgnęłam ze względu na nawiązania do mitologii greckiej, którą absolutnie uwielbiam. I nie zawiodłam się.
Historia kręci się wokół Sukcesorów, którzy są potomkami mistycznych Herosów. Podzieleni są oni na cztery Wielkie Domy w zależności, od którego boga pochodzą. Sukcesorzy jednak od wieków są ze sobą w konflikcie. Dlatego też, kiedy spotkają się przedstawiciele różnych Domów ogarnia ich rządza mordu podsycana przez Erynie, boginie zemsty. Tak też wyglądało pierwsze spotkanie Heleny Hamilton i nowo przybyłego do szkoły chłopaka. Jedyne, o czym mogła myśleć, kiedy zobaczyła Lucasa było „Krew za Krew” i spróbowała go zabić.
Wątek mitologiczny jest naprawdę świetnie poprowadzony. Wojna trojańska pokazana została z zupełnie nowej perspektywy. Bardzo podobało mi się przeniesienie historii Parysa i Heleny w dzisiejsze realia.
Jeśli chodzi o bohaterów to moją sympatie jak nigdy zyskały postacie drugoplanowe. Helena dowiedziała się, kim jest dopiero niedawno, dlatego jest bardziej ludzka od większości sukcesorów. Możemy się z nią identyfikować bez trudu. Natomiast Lucas jest zbyt idealny, ma niby jakieś wady, ale wciąż bardziej podobny jest do Boga niż człowieka. Z całej rodziny Delosów jego nie lubiłam najbardziej. Dlatego drażniła mnie trochę ich relacja. Póki chcieli się pozabijać czytało się to naprawdę dobrze, ale potem… Lucas jest idealny, więc jak mogła się w nim nie zakochać? Ich relacja (nawet biorąc pod uwagę, że wszechświat sprzysiągł się przeciwko nim) jest wyjątkowo cukierkowa.
Ciężko jest też jednoznacznie wskazać czarne charaktery. Myślę, że w następnej części rozkład sił może zmienić się o 180 stopni.
Bardzo polecam fankom gatunku!
Po „Spętanych przez Bogów” sięgnęłam ze względu na nawiązania do mitologii greckiej, którą absolutnie uwielbiam. I nie zawiodłam się.
Historia kręci się wokół Sukcesorów, którzy są potomkami mistycznych Herosów. Podzieleni są oni na cztery Wielkie Domy w zależności, od którego boga pochodzą. Sukcesorzy jednak od wieków są ze sobą w konflikcie. Dlatego też, kiedy spotkają...
2011-12-06
Książkę dostałam jako prezent „przed mikołajkowy” od przyjaciółki. Szczerze, nie mam pojęcia co skłoniło ją do kupna tej konkretnej pozycji. Tytuł: „Grzeszne Rozkosze” nie wróżył nic dobrego, a może tylko mi kojarzy się to z tandetnym romansidłem? Postanowiłam jednak, że nie będę oceniać książki po okładce i przystąpiłam do lektury.
Z czystym sercem mogę powiedzieć, że to jedna z najgorszych powieści, jakie czytałam!
Wszędzie wyczuwa się sztuczność. Bezsensowne sytuacje, intryga, która średnio trzyma się kupy, drętwe dialogi. A bohaterowie…
„Buffy to przy niej pensjonarka!!!” – autor tych słów z pewnością nie czytał tej książki(Buffy nasuwa nam jednoznaczne skojarzenia, a może to po prostu imię jego domowego zwierzątka? To by choć w części tłumaczyło powyższe porównanie). Postać Anity jest tak sztuczna, że aż śmieszna. Kreowana jest na Matkę Teresę wśród seryjnych zabójców (wszystkim chce pomóc, nie potrafi znieść cierpienia niewinnych) a jednocześnie jest jedną z najbardziej narcystycznych postaci, o jakich czytałam. Nasza Egzekutorka dosłownie przed wszystkimi musi popisać się swoją elokwencją i wiedzą. Sęk w tym, że jej „cięte riposty” wcale nie są zabawne ani inteligentne. Nie na miejscu, głupie, bezsensowne – te określenia lepiej obrazują jej poczucie humoru. Naszą zakochaną w sobie obrończynie ludzkości/zabójczynie wampirów/wskrzesicielkę zmarłych otacza oczywiście wianuszek przystojniaków. W końcu każda Buffy musi mieć swój harem, prawda? Panowie są niczym rzeźby antycznych herosów. Piękni, umięśnieni i niezwykle seksowni. Niestety osobowości również mają dokładnie tyle, co rzeczone figury, albo nawet i mniej…
Podsumowując: jeśli ktoś szuka szybkiego i niedrogiego sposobu na lobotomie w domowym zaciszu, albo poradnika jak nie pisać kryminału/horroru/romansu (niepotrzebne skreślić) ta książka na pewno mu się spodoba!
Książkę dostałam jako prezent „przed mikołajkowy” od przyjaciółki. Szczerze, nie mam pojęcia co skłoniło ją do kupna tej konkretnej pozycji. Tytuł: „Grzeszne Rozkosze” nie wróżył nic dobrego, a może tylko mi kojarzy się to z tandetnym romansidłem? Postanowiłam jednak, że nie będę oceniać książki po okładce i przystąpiłam do lektury.
Z czystym sercem mogę powiedzieć, że to...
2011-07-09
2011-07-01
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po tym tytule zbyt wiele. Autorka sagi "Zmierzch" tym razem bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Powieść jest znacznie lepsza od cyklu, któremu Stephenie Meyer zawdzięcza popularność.
Podobał mi się ogólny zamysł autorki: ukazanie ziemi po inwazji obcych, dwie osoby zmuszone żyć w jednym ciele. Nawet refleksje na temat człowieczeństwa nie wydały mi się sztuczne ani zbyt nachalne, jak to się zdarza w niektórych powieściach. Książkę bardzo dobrze się czyta, choć trafiło się też kilka momentów godnych samej Belli, przez które ciężko mi było przebrnąć.
Pozostaje nam mieć nadzieje że twórczość pani Meyer zachowa tendencje wzrostową i czekać na tytuł, któremu uda się wymazać "Zmierzch" z naszej pamięci.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po tym tytule zbyt wiele. Autorka sagi "Zmierzch" tym razem bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Powieść jest znacznie lepsza od cyklu, któremu Stephenie Meyer zawdzięcza popularność.
Podobał mi się ogólny zamysł autorki: ukazanie ziemi po inwazji obcych, dwie osoby zmuszone żyć w jednym ciele. Nawet refleksje na temat człowieczeństwa...
2011-06-03
Powieść przerosła moje oczekiwania! Po tych wszystkich zapowiedziach głoszących, że uwaga koncentrować się będzie na Simonie byłam dość niepewna, ale okazało się ze niesłusznie. Co prawda Simon gra w tej powieści dość znaczącą role, ale dostatecznie dużo miejsca zajmują też perypetie ukochanych Jace’a i Clary. Może ich związek był miejscami zbyt melodramatyczny, ale i tak ich kochamy xD. Akcja bardzo ciekawa i nieprzewidywalna, parę razy wbiło mnie w fotel a zakończenie - zakończenie mnie rozwaliło O_o !
Po lekturze "Miasta upadłych aniołów" złapałam się też na tym że naprawdę POLUBIŁAM SIMONA! Ten sam bohater, który w poprzednich częściach był nieprawdopodobnie wręcz łąjzowaty i irytujący, teraz naprawdę zyskał moją sympatie. Może dlatego że nie łazi już jak pies za Clary tylko ma własne problemy. Podczas lektury ostatnich rozdziałów przemknęło mi nawet przez głowę, że byłby świetnym materiałem na chłopaka. Sama siebie nie poznaje ;P Bardzo ciekawym akcentem były też nawiązania do "Mechanicznego anioła".
No, co tu dużo mówić, tę książkę naprawdę warto przeczytać!!! ;)
Powieść przerosła moje oczekiwania! Po tych wszystkich zapowiedziach głoszących, że uwaga koncentrować się będzie na Simonie byłam dość niepewna, ale okazało się ze niesłusznie. Co prawda Simon gra w tej powieści dość znaczącą role, ale dostatecznie dużo miejsca zajmują też perypetie ukochanych Jace’a i Clary. Może ich związek był miejscami zbyt melodramatyczny, ale i tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-05-31
Ostatnio bardzo chętnie sięgam po powieści z gatunku paranormal romance. Obecnie wśród powieści młodzieżowych panuje na nie moda, wiec wybór jest całkiem spory. Jednak tylko część z nich to warte uwagi pozycje. Reszta to marne czytadła, których autorzy postanowili iść po najniższej linii oporu wrzucając kilka wampirów, wilkołaków i może anioły na dokładkę i liczyć, że to rozhisteryzowane nastolatki to kupią.
Po tym przydługim wstępie mogliście się zorientować, że do tej pozycji byłam nastawiona sceptycznie. I moje obawy na szczęście się nie sprawdziły.
Świat wykreowany przez autorkę wydaje się dość spójny. Nowością są kosiarze, pożerające ludzkie duszę stworzenia, z którymi walczy główna bohaterka. Wszystkie niuanse dotyczące istot nadprzyrodzonych są opisane bardzo dokładnie, dzięki czemu nie czujemy się zagubieni pod natłokiem nowych nazw i różnorodnych stworzeń. Opisy pojedynków są niezwykle dokładne i barwne, co pozwala nam niemal przenieść się w wir walki.
Bohaterowie są dość schematyczni, co mi osobiście nie przeszkadzało. Will to facet idealny, marzenie każdej dziewczyny. Jest czuły, bezgranicznie oddany i oczywiście nieziemsko przystojny. Ellie jest dziewczęca, uczuciowa, współczująca i posiada niesamowitą moc, która ocali świat. No i oczywiście jak wiele jej podobnych bohaterek potrafi być równie niesamowicie irytująca. Chyba stało się to już nieodłącznym elementem gatunku.
Wątek romantyczny wciągną mnie do granic możliwości. Relacja Ellie i Willa jest bardzo fascynująca i skomplikowana. Ich związek pochłoną mnie do tego stopnia, że w pewnym momencie, gdy napotykałam opis walki lub snu przelatywałam go tylko wzrokiem z irytacją, nie mogąc się doczekać kolejnych wspólnych scen głównej pary.
Podsumowując: „Anielski Ogień” to świetna powieść na wakacyjne dni, czy leniwe wieczory. Mogę ją z czystym sercem polecić nie tylko nastolatkom, ale i każdej miłośniczce romansów. Na pewno skusze się na kolejne części cyklu.
Ostatnio bardzo chętnie sięgam po powieści z gatunku paranormal romance. Obecnie wśród powieści młodzieżowych panuje na nie moda, wiec wybór jest całkiem spory. Jednak tylko część z nich to warte uwagi pozycje. Reszta to marne czytadła, których autorzy postanowili iść po najniższej linii oporu wrzucając kilka wampirów, wilkołaków i może anioły na dokładkę i liczyć, że to...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to