-
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4 -
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2016-02-11
2016-12-21
Mam mieszane uczucia odnośnie do tekstów Hanny Krall. Największym utrudnieniem jest kompozycja. Urywane zdania. Niedopowiedzenia.
Starałam się nadążać za tym fragmentaryzmem, jednak nie było łatwo. Dzięki takim zabiegom osiągnięty został efekt mowy potocznej, opowiadania ustnego, pewnej spontaniczności wypowiedzi oraz naturalności ("ach, zapomniałabym napisać o..." itp.), ale jednocześnie jako czytelniczka czułam się zagubiona.
Spodziewam się, że niedługo po raz kolejny sięgnę po tę książkę, by głębiej rozpracować kategorię rozdwojenia, "sublokatorstwa", a także, co dla mnie chyba najbardziej interesujące - czerni i bieli.
Bo "żeby wyćwiczyć jasność, należy przeżyć czerń".
Mam mieszane uczucia odnośnie do tekstów Hanny Krall. Największym utrudnieniem jest kompozycja. Urywane zdania. Niedopowiedzenia.
Starałam się nadążać za tym fragmentaryzmem, jednak nie było łatwo. Dzięki takim zabiegom osiągnięty został efekt mowy potocznej, opowiadania ustnego, pewnej spontaniczności wypowiedzi oraz naturalności ("ach, zapomniałabym napisać o..."...
2016-01-12
Przeczytałam dwujęzyczne wydanie i.... zakochałam się w angielskim oryginale, choć przekład Miłosza również jest całkiem niezły.
To dzieło krótkie, z pozoru proste, ale bardzo treściwe, na pewno zasługuje na jak największą liczbę czytelników.
***
Edit po dwóch latach:
Jak piszą krytycy, zaskakujące jest to, że ta książka zyskała miano kultowej, mimo że jest tak trudna w odbiorze. Jak to się stało, że w swoim czasie każdy to czytał i każdy uznawał bezsprzeczną wielkość tego dzieła? Przecież większość czytelników zapewne tego nie zrozumiała!
Zgadzam się z tym, że najprawdopodobniej wszyscy poszli za tłumem, bo "Ziemia jałowa" bez porządnej literatury kontekstowej jest tylko książką pełną mądrych słów, których większość nie potrafi zanalizować. Ale gdy już dotrzemy do sedna, wówczas widzimy, co tak naprawdę w środku siedzi.
Przeczytałam dwujęzyczne wydanie i.... zakochałam się w angielskim oryginale, choć przekład Miłosza również jest całkiem niezły.
To dzieło krótkie, z pozoru proste, ale bardzo treściwe, na pewno zasługuje na jak największą liczbę czytelników.
***
Edit po dwóch latach:
Jak piszą krytycy, zaskakujące jest to, że ta książka zyskała miano kultowej, mimo że jest tak trudna w...
2016-07-07
Jestem oczarowana, zapłakana i niemal sparaliżowana z wrażenia.
To piękna, mądra opowieść, której na pewno przez długi czas nie zapomnę, a metafora złocistej drogi jest magiczna.
Ja swoją złocistą drogą również kroczyłam z grupą oddanych przyjaciół z najmłodszych lat i wędrowaliśmy nią po wspaniałej polskiej wsi. Podczas czytania przypomniały mi się wszystkie zapachy moich wiejskich wakacji, wszystkie przygody... I ja też znałam kiedyś czarownicę!
Cudownie jest to sobie przypomnieć :).
Jestem oczarowana, zapłakana i niemal sparaliżowana z wrażenia.
To piękna, mądra opowieść, której na pewno przez długi czas nie zapomnę, a metafora złocistej drogi jest magiczna.
Ja swoją złocistą drogą również kroczyłam z grupą oddanych przyjaciół z najmłodszych lat i wędrowaliśmy nią po wspaniałej polskiej wsi. Podczas czytania przypomniały mi się wszystkie zapachy...
2016-10-11
Nie takiego zakończenia się spodziewałam.
Zaczęło się typowo: nudna lektura na studiach, ale trzeba przebrnąć, bo gdzie 6 osób na roku, tak nie ma czegoś takiego jak nieprzygotowanie. Czytanie boli, bo przez pierwsze 200 stron powieść była dla mnie tekstem o wszystkim i niczym.
Z jednej strony politykowanie. A właściwie to nie. Zdaje się, jak gdyby w wierzchniej warstwie nie miało być polityki w ogóle, a przynajmniej nie dosłownie. Jednak gdzieś tam między wierszami grała ona kluczową rolę, to jasne. Wszak dzieło prawi o papenburskim obozie emigrantów po II wojnie światowej i ich niechęci (spowodowanej wieloma względami) do powrotu na łono ojczyzny. Nie jestem pewna, czy czasem Tadeusz Nowakowski nie potępiłby mnie, ale słowa dra Huberta mogą ten fragment podsumować następująco: "Jestem zdecydowanym przeciwnikiem sztuki zanieczyszczonej polityką".
Z drugiej strony Bydgoszcz. Tak, moja Bydgoszcz (a tak naprawdę nie moja, ale zdążyłam się z nią zżyć na tyle, że w książkach czytam o niej wzruszona). Piękna, a zarazem brzydka Bydgoszcz (Brzydgoszcz?), jej ulice, skwery, mosty i kościoły. Dla Nowakowskiego to także nie było rodzime miasto, jednak jak widać wracał do niej. Do podporucznika Grzegorczyka miasto samo wracało - "Wszystkie drogi prowadzą na Grunwaldzką"... Nachalnie, ciągle, bez ustanku, natarczywie, wspomnienie nie pozwalało żyć tu i teraz, kazało zatapiać się w tym, co w nim zostało, choć wojna sprawiła, że tylko jedno serce o tym pamiętało.
I w końcu okazało się, że te dwie płaszczyzny: papenburska i bydgoska mają wspólny mianownik.
Okazało się także, Stefan od Jana nie różni się zasadniczo. Urszula od Diany również. A tym tropem idąc, widać, że przeszłość jest nierozerwalna z teraźniejszością, nie uciekniemy od tego, co było naszym gruntem.
Jedynie wydarzenia tak trudne, jak wojenne, mogą obnażyć to, co w nas się kryje. Obnażyć to, czego sami w sobie nie dostrzegaliśmy.
Ale to książka nie o tym.
To książka o jakimś żmudnym poszukiwaniu i czekaniu. O biegu w miejscu. Ten Papenburg i sytuacja polityczno-gospodarcza w kraju były dla dipisów swoistą bieżnią. Oczywiście donikąd.
Jak zwykle, tak i tutaj, to ci niewinni odpowiadają za grzechy i błędy innych. Przykłady mnożyły się przez całą powieść, lecz moim zdaniem jest jedno podsumowanie: niech psychiczny Grządziel smaży się w piekle.
A "bombaldujący Kubuś lotnik" wykonujący ostatni lot będzie mi się śnił po nocach.
Nie takiego zakończenia się spodziewałam.
Zaczęło się typowo: nudna lektura na studiach, ale trzeba przebrnąć, bo gdzie 6 osób na roku, tak nie ma czegoś takiego jak nieprzygotowanie. Czytanie boli, bo przez pierwsze 200 stron powieść była dla mnie tekstem o wszystkim i niczym.
Z jednej strony politykowanie. A właściwie to nie. Zdaje się, jak gdyby w wierzchniej warstwie...
2016-10-22
Czytanie tego dzieła to tortura. Mimo przewybitności ironii, humoru i klamrowej formy, męczyłam się półtora tygodnia. Niestety, język utrudniał odbiór (nie dlatego, że był zbyt przeintelektualizowany, a dlatego, że był po prostu nudny) i wielokrotnie będąc w połowie pierwszego zdania danego akapitu moje myśli odlatywały, musiałam je zbierać i czytać od nowa.
Jakże więc dać tu dobra ocenę, jeśli przebrnęłam przez wiele ciężkich powieści, a tutaj ciężko było się chociażby skupić? Może to przez mało porywającą fabułę?
Ocenę podniesie fakt, że Polacy już tacy są, przekorni, często pławiący się w swoich romantycznych wizjach, oderwani od rzeczywistości.. A Dygat o tym pisze.
Szczególny ukłon za klamrę, w tym wydaniu, w wydaniu zaprezentowanym w "Jeziorze Bodeńskim" niebywale mi się podobała.
Opinia pisana "na kolanie", dlatego też taka chaotyczna. Czytelników proszę o wybaczenie.
Czytanie tego dzieła to tortura. Mimo przewybitności ironii, humoru i klamrowej formy, męczyłam się półtora tygodnia. Niestety, język utrudniał odbiór (nie dlatego, że był zbyt przeintelektualizowany, a dlatego, że był po prostu nudny) i wielokrotnie będąc w połowie pierwszego zdania danego akapitu moje myśli odlatywały, musiałam je zbierać i czytać od nowa.
Jakże...
2016-12-29
Ta powieść Boleckiej wprowadza w inny świat. Bogactwo języka, jego melodyjność i kunszt mają w tym swój wielki udział. Jeżeli do tego dodamy wątki, w tym historyczny, społeczny i inne, mamy pełnię doskonałości literackiej.
To również tekst pełen kontrastów. Delikatność i zarazem sugestywność opisu balansują że sobą, podobnie jak teraźniejszość z przeszłością, jak kultury współistniejące ze sobą na Kresach.
Czytamy o dojrzewaniu człowieka w zakresie fizyczności, jak i duchowości. Obserwujemy jego "wtapianie się" w otoczenie, a jednocześnie ciągłą jego obcość i dystans. Zapoznajemy się z folklorem tych obszarów, z wierzeniami, tradycjami i obrzędowością, co nadaje magiczny wymiar tej prozie. A co najbardziej uderzające, to stałe przypominanie o związku człowieka z Naturą, z tą siłą, która nas wszystkich otacza i wpływa na nas w każdym aspekcie. Religia i wspomniana Natura przenikają się, uzupełniają, o dziwo wcale się wzajemnie nie wykluczając. Rzeczywistość staje obok metafizyki czy wręcz magii na tym samym poziomie.
Wśród tych wszystkich elementów mamy postać Pradziadka. Od burzliwych - w sensie zarówno duchowym, jak i fizycznym - początków aż do samego końca, wydawałoby się, pełnego niepokoju, jednak później uśmierzonego mentalnym powrotem do łona matki.
Wiele antynomii, wątków i motywów, w urzekającym językowym anturażu.
Ta powieść Boleckiej wprowadza w inny świat. Bogactwo języka, jego melodyjność i kunszt mają w tym swój wielki udział. Jeżeli do tego dodamy wątki, w tym historyczny, społeczny i inne, mamy pełnię doskonałości literackiej.
To również tekst pełen kontrastów. Delikatność i zarazem sugestywność opisu balansują że sobą, podobnie jak teraźniejszość z przeszłością, jak...
2016-12-12
Ach ta Aaameryka... Dzięki temu tekstowi będzie mi się wspominało Białoszewskiego świetnie. Czytało się wspaniale, miałam wrażenie, jakbym chodziła z nim uliczkami Manhattanu czy Bostonu, jakbym z nim chodziła do Chińczyka.
Świetna panorama i Ameryki, i Polaków tam mieszkających, a także... Murzynów. Nieźle opisane zostały relacje między różnymi nacjami, ale też między samymi Polakami.
Emigranci, niedoemigranci, czyli ci niezdecydowani - ja teraz poznaję ten okres historii Polaków i ich trudnych wyborów na nowo.
To niedługi tekst, lecz bardzo bogaty treściowo. Warto poznać.
Ach ta Aaameryka... Dzięki temu tekstowi będzie mi się wspominało Białoszewskiego świetnie. Czytało się wspaniale, miałam wrażenie, jakbym chodziła z nim uliczkami Manhattanu czy Bostonu, jakbym z nim chodziła do Chińczyka.
Świetna panorama i Ameryki, i Polaków tam mieszkających, a także... Murzynów. Nieźle opisane zostały relacje między różnymi nacjami, ale też...
2016-06-10
2016-06-01
Dąbrowska przeniosła mnie w inny świat. Czytając nie siedziałam w białym pokoiku w środku Bydgoszczy, ale czułam, jakbym była na łące lub na podwórzu na wsi skostniałej od ubiegłowiecznych uprzedzeń i tradycji.
Okolice wiejskie, zwyczaje i mentalność zostały tu doskonale opisane. Można się dziwić, dlaczego ci ludzie są tak zacofani, dlaczego w kółko popełniają te same błędy, ale po czasie przekonujemy się, że to jest właśnie autentyczne, że kiedyś różnice między mentalnością pańską a chłopską były tak ogromne.
Mam wrażenie, jakbym wróciła z innego wymiaru.
Dąbrowska przeniosła mnie w inny świat. Czytając nie siedziałam w białym pokoiku w środku Bydgoszczy, ale czułam, jakbym była na łące lub na podwórzu na wsi skostniałej od ubiegłowiecznych uprzedzeń i tradycji.
Okolice wiejskie, zwyczaje i mentalność zostały tu doskonale opisane. Można się dziwić, dlaczego ci ludzie są tak zacofani, dlaczego w kółko popełniają te same...
2016-12-06
Dickens wprowadza "Dzwonami..." w niesamowitą zadumę. To takie grudniowo-gwiazdkowe katharsis dla każdej duszy - wrażliwej i nie bardzo. Nawet największy cynik podczas lektury poczuje to coś, co każe poczuć odpowiedzialność, wygrzebać dawno zapomniane poczucie empatii i odnaleźć lata temu odrzuconą magię świąt. Mało tego! U Dickensa postanowienia noworoczne znowu mają sens! Autor, wieczny obrońca pokrzywdzonych, biednych, ale tak naprawdę mógłby być po prostu patronem wrażliwców, czy osób, które nie boją się kierować w życiu sercem.
Toby powtarzał: "Jesteśmy źli, pod każdym względem źli. (...) Źli z urodzenia. Nie mamy prawa żyć na tej ziemi". U Dickensa postaci są, owszem, mocno przerysowane, to zdążyłam już zauważyć, ale nietrudno to zrozumieć - zestawienie śnieżnobiałej niewinnej duszy Truchcika z wypełnionymi nienawiścią, tabelami, cyframi i rachunkami wnętrzami bankierów czy rajców bije po oczach. Ale przecież tu o to chodziło, mamy dostrzec te antynomie.
Mimo nagromadzenia scen wręcz żywcem wziętych z horroru, postaci demonicznych (na myśli mam przede wszystkim bohaterów fantastycznych), zakończenie jest... ckliwe, banalne? Możnaby powiedzieć, że w obliczu dramatów rozgrywanych na płaszczyźnie fantastycznej - jest zaskakujące, ale to chyba nie to. Raczej wiadomo było, że autor w swym zamierzeniu nigdy nie gdzie miał pogrążenia bohaterów pokroju Meg, Toby'ego albo Willa - a to w imię własnych ideałów.
Na zakończenie cytat, a tak naprawdę metaforyczny fragment owego cytatu. Znaleziony, nie kradziony, przebardzo cudowny, choć smutny:
"Tego dnia rok był bardzo stary. Cierpliwy rok przeżył swoje życie pośród oszczerstw i wymówek tych, co go spotwarzali, choć on pilnie wypełniał swoją powinność. Wiosna, lato, jesień, zima. Przepracował w ciężkim znoju cały wyznaczony mu cykl i teraz miał złożyć głowę na śmiertelnym łożu. Sam pozbawiony nadziei, swobody działania, radości żywo odczuwanej, był przecież dla wielu pracowitym posłannikiem radości i teraz na schyłku życia, odwoływał się do ludzi, aby przez pamięć na jego dni pracowite i cierpliwe pozwolili mu umrzeć w spokoju. Toby mógł był odczytać w tej śmierci starego roku alegorię dolina biednego człowieka".
Dickens wprowadza "Dzwonami..." w niesamowitą zadumę. To takie grudniowo-gwiazdkowe katharsis dla każdej duszy - wrażliwej i nie bardzo. Nawet największy cynik podczas lektury poczuje to coś, co każe poczuć odpowiedzialność, wygrzebać dawno zapomniane poczucie empatii i odnaleźć lata temu odrzuconą magię świąt. Mało tego! U Dickensa postanowienia noworoczne znowu mają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-16
Zostałam oczarowana dogłębnie magią tej prozy. Spotkanie z Miloszem jako prozaikiem okazało się bezbolesne mimo wcześniejszych obaw.
Życie nad Issą zostało opisane tak wyjątkowo, jak gdyby ta kraina była wyłączona ze świata, jak gdyby życie toczyło się tam zupełnie innym, bardziej naturalnym rytmem, jak gdyby dolina za pomocą folkloru zostawiła magii otwarte drzwi... Właśnie ludowość wraz z wierzeniami i magią zbudowały wyjątkowość tej powieści.
To przepiękna historia chłopca dojrzewającego na pograniczu dwóch kultur wzajemnie przenikających się i jednocześnie się zwalczających -polskiej i litewskiej. W Ginie i okolicy stykają się ludzie różnorodnego pochodzenia: Polacy, Litwini, Żydzi; różnych wyznań: czarownicy, księża, rabini; innego statusu społecznego: potomkowie szlachty, chłopi... Żyją w swoistej symbiozie, przynajmniej do czasu.
Dolina Issy jest odsunięta od wielkiej polityki, jednak reforma rolna nie mogła przejść tutaj bez echa, przez co powstają (czy też rosną) spory między mieszkańcami.
Z racji mego imienia, nie mogę być obojętna wobec historii Magdaleny (w życiu prywatnym nie znam żadnej normalnej, a w literaturze żadnej porządnej), która podległa swojej biologiczności, została potępiona i odrzucona. Jej przywiązanie do ciała doprowadziło do wielu (wg mnie) niespodziewanych i drastycznych wypadków, a to wszystko zostało obleczone pogańską otoczką.
Historia babki Dilbinowej jednych może nużyć, drugich irytować, ale scena jej śmierci dla mnie pozostanie niezapomniana.
I diabły. Wszechobecne diabły. We frakach osiemnastowiecznych. Diabły czyhające na nasze słabości, mające w planach wykorzystanie ich wyłącznie przeciwko nam.
Jakieś pół roku temu zachwycałam się kilkoma urywanymi zdaniami Marquezem i jego powieścią "Sto lat samotności". Wtedy uznałam te książkę za - najprawdopodobniej - najlepszą do tej pory przeczytaną książkę. Teraz "Dolinę Issy" mogę zakwalifikować jako - najprawdopodobniej - najlepszą polską książkę, jaką dotychczas przeczytałam.
Mam nadzieję, że zachęciłam do lektury.
Zostałam oczarowana dogłębnie magią tej prozy. Spotkanie z Miloszem jako prozaikiem okazało się bezbolesne mimo wcześniejszych obaw.
Życie nad Issą zostało opisane tak wyjątkowo, jak gdyby ta kraina była wyłączona ze świata, jak gdyby życie toczyło się tam zupełnie innym, bardziej naturalnym rytmem, jak gdyby dolina za pomocą folkloru zostawiła magii otwarte drzwi......
2016-12-04
Czytałam wielokrotnie, oglądałam ekranizacje, adaptacje filmowe i teatralne i po raz kolejny do "Kolędy prozą" powróciłam.
Zbliża się Gwiazdka, warto wczuć się w klimat, warto się troszeczkę przewartościować, bo nieraz w całorocznym biegu zapominamy o ludzkich odruchach, które w nas drzemią, zaniedbujemy wartości moralne i etyczne, by ułatwić sobie życie i umyka nam to, co jest naprawdę ważne.
Moralitety nie wzięły się znikąd. My, jako ludzie - grzeszni, porywczy, błądzący - potrzebujemy jakiegoś kopa (napędzającego nas), szukamy wzorca (chociażby największego drania zmieniajacego się w filantropa). To nas kształtuje i naprostowuje. I działa.
Grudzień będzie dobry, bo i ja będę pamiętać, że żyję zarówno dla siebie, jak i dla innych, bo zapamiętam, że szczęście moje zależy od szczęścia przekazywanego dokoła.
Czytałam wielokrotnie, oglądałam ekranizacje, adaptacje filmowe i teatralne i po raz kolejny do "Kolędy prozą" powróciłam.
Zbliża się Gwiazdka, warto wczuć się w klimat, warto się troszeczkę przewartościować, bo nieraz w całorocznym biegu zapominamy o ludzkich odruchach, które w nas drzemią, zaniedbujemy wartości moralne i etyczne, by ułatwić sobie życie i umyka nam...
2016-12-02
O miłości właściwie wszyscy piszą tak samo: że motyle w brzuchu, że namiętność, że fascynacja, że się czasem cierpi.
A o wojnie każdy pisze inaczej. Tutaj właściwie nie ma powielania wzorów, tylko każdy ma w sercu inne doświadczenia i różne wspomnienia. Pisarze czy poeci, którzy przeżyli okres okupacji podchodzą do tematu wojny z różnych stron. Jedni bardziej osobiście, drudzy informacyjnie, kolejni skrajnie emocjonalnie... Tłumaczę to sobie tym, że przeżycia wojenne są na tyle bolesne i dramatyczne, że potrafią przekształcać człowieka, zmieniać jego światopogląd oraz wpływać na późniejsze życie. Również na sposób wracania do tych wspomnień.
W "Pamiętniku" Białoszewskiego jest sucho, bezuczuciowo, bardziej dokumentalnie (chociaż to też nie jest odpowiednie określenie). To nie lektura na jeden wieczór, chociaż objętość mogłaby na to wskazywać. Czyta się dość mozolnie, powoli, ale też temat nie pozwala na "przelecenie" przez treść.
Mnie zszokowały przede wszystkim te bezbarwne opisy zniszczeń, ludzkich ciał, cierpień, głodu. Czegoś, co wydaje się tragiczne, ale jakoś po latach emocje najwyraźniej opadają i można o tym mówić spokojnie. Albo i jest to jakaś bariera ochronna, żeby nie zmięknąć samemu.
Nauczyłam się wiele, to ogromna lekcja historii. Opowieść o zwykłym-niezwyklym życiu zwykłych-niezwykłych ludzi.
O miłości właściwie wszyscy piszą tak samo: że motyle w brzuchu, że namiętność, że fascynacja, że się czasem cierpi.
A o wojnie każdy pisze inaczej. Tutaj właściwie nie ma powielania wzorów, tylko każdy ma w sercu inne doświadczenia i różne wspomnienia. Pisarze czy poeci, którzy przeżyli okres okupacji podchodzą do tematu wojny z różnych stron. Jedni bardziej...
2016-11-29
Mała książeczka, a tak cieszy.
Jako dziecko niezbyt doceniałam Carrolla i jego Alicję, jednak teraz (jak zwykle, po latach) doceniam i jestem, a także jeszcze długo pozostanę w klimacie Krainy Czarów. To świat absurdu, nonsensu wyobraźni i ogromu wrażeń, na co nie można być obojętnym.
Konwencja snu jest oczywiście doskonała, lubię taka stylistykę, podziwiam kreatywność autora, ponieważ ja tej cechy jestem w zupełności pozbawiona.
Miło odkrywać na nowo lektury z dzieciństwa, szczególnie, gdy te nielubiane okazują się bardzo wartościowe.
Teraz jest więc chyba czas na "Dzieci z Bullerbyn" ;-)
Mała książeczka, a tak cieszy.
Jako dziecko niezbyt doceniałam Carrolla i jego Alicję, jednak teraz (jak zwykle, po latach) doceniam i jestem, a także jeszcze długo pozostanę w klimacie Krainy Czarów. To świat absurdu, nonsensu wyobraźni i ogromu wrażeń, na co nie można być obojętnym.
Konwencja snu jest oczywiście doskonała, lubię taka stylistykę, podziwiam...
2016-11-25
Przeczytałam po latach, by rozpracować "Tajemniczy ogród" na filologiczny sposób.
Wróciły wszystkie moje wspomnienia z lat, gdy była to jedna z książek, które czytałam w kółko, raz za razem, kiedy prawie znałam ją na pamięć. Ta historia tak bardzo zauroczyła moje (około) 8-letnie serce, że zamarzyłam sobie, że w przyszłości napiszę książkę i będzie ona tak samo fantastyczna, tak ta. Oczywiście już wtedy poczyniłam pierwsze przygotowania, szkic mojej pracy, a w końcu nawet zaczęłam pisać! Do dziś gdzieś między papierami leży moje pierwsze niedokończone dzieło :)
Ale to przecież nie tekst o pisaniu podróby "Tajemniczego ogrodu" przez małą zafascynowaną dziewczynkę.
Moja obowiązkowa analiza tej powieści zostaje odłożona na kilka tygodni, ponieważ czytanie dało mi tyle frajdy, że zapomniałam o wszystkim innym.
Przepiękna opowieść o przyjaźni, która jest w stanie pokonać wszystkie słabości, smutki i bóle. Historia o sile pozytywnego myślenia, które potrafi odmienić całe nasze życie i o tym, że w samotności nasze strapienia tylko rosną, a z pomocą bliskich możemy z tego wszystkiego wyjść. Ukazanie związku człowieka z naturą, dzięki któremu bohaterowie odrodzili się jak sam tajemniczy ogród.
Warto wracać do książek dzieciństwa.
Ja płakałam ze wzruszenia, a Wy?
Przeczytałam po latach, by rozpracować "Tajemniczy ogród" na filologiczny sposób.
Wróciły wszystkie moje wspomnienia z lat, gdy była to jedna z książek, które czytałam w kółko, raz za razem, kiedy prawie znałam ją na pamięć. Ta historia tak bardzo zauroczyła moje (około) 8-letnie serce, że zamarzyłam sobie, że w przyszłości napiszę książkę i będzie ona tak samo...
2016-11-20
Gdyby nie obowiązek, nie sięgnęłabym ani po „Traktat teologiczny”, ani po żadne inne dzieło Miłosza. Ostatnio dzieliłam się tutaj zachwytami nad „Doliną Issy”, która okazała się lekturą fenomenalną, mądrą i pouczającą. Kolejny w kolejce był „Traktat…” i nie będę wynosić go pod niebiosa, ale w pełni go doceniam.
Miłosz przedstawia nam nie tylko obraz wiary, ale także poety i swojego podejścia do (narodowych) tradycji. Cieszy mnie skontrastowanie kościelnych obrzędów z teologią, wiedzy duchownych z wiarą prostych ludzi oraz Natury i kultury. Miłosz obnaża polskość, oczywiście bardzo mocno zaznacza nasze słabości. Wytyka swoim rodakom opieranie własnej świadomości narodowej wyłącznie na poezji czy ślepej wierze i uciekaniu się do religii bez względu na wszystko. Świadomość własnej niedoskonałości, grzeszności oraz chwiejności wiary nie została przemilczana, choć często tak bywa. To jednak stan naturalny, zwykła ludzka cecha, do której Miłosz się nie wstydzi przyznać.
Wiele ustępów „Trakatu…” jest dla mnie trudnych, niejasnych i sądzę, że jest to całkiem naturalne. Ten utwór to swoista spowiedź z całego życia wybitnego poety i całego siebie. Cóż ja mogłabym wielkiego powiedzieć na ten temat czy wielkiego stworzyć? Zatem pełne zrozumienie dzieła pozostawię mądrzejszym lub sobie w przyszłości.
Gdyby nie obowiązek, nie sięgnęłabym ani po „Traktat teologiczny”, ani po żadne inne dzieło Miłosza. Ostatnio dzieliłam się tutaj zachwytami nad „Doliną Issy”, która okazała się lekturą fenomenalną, mądrą i pouczającą. Kolejny w kolejce był „Traktat…” i nie będę wynosić go pod niebiosa, ale w pełni go doceniam.
Miłosz przedstawia nam nie tylko obraz wiary, ale także poety...
2016-11-10
2016-11-03
Naturalizm, biologizm, fizjologia, kał, sperma, kurwy, szaleństwo, klozet.
Oto co wyniosłam z lektury tytułowego opowiadania, zanim go do końca nie przemyślałam. Tekst "Piotruś. Apokryf" przesycony jest opisami najobrzydliwszych elementów świata, skłonności człowieka, smrodem, brudem i grzechem.
Mamy tu do czynienia z brutalnym obnażeniem ciała i natury ludzkiej. Napotykamy olbrzymie zderzenie kulturowe związane z obserwowaną przez Piotrusia rzeczywistością oraz nietypową zwyczajowością.
Świat przedstawiony jest światem pełnym perwersji (pani Cin i jej psie obroże, Batia i nieukrywana zoofilia czy orgiastyczne skłonności), szaleństwa (parający się poezją, psychicznie chory ojciec Batii), kontrowersjami (Piotruś sprzedający sam siebie na targu, wykupiony wyłącznie po to, by zajmował ubikację na przekór współlokatorom pani Cin), ułomnościami natury i duszy ludzkiej (kalectwo Piotrusia, zagubienie się w świecie, uległość wobec otaczających go realiów, trzeciorzędne - o ile mogłyby być pierwszorzędne - prostytutki pod oknami oraz coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego - udało nam się uciec z piekła? Tak, zatem wróćmy tam!). Jak widzimy, szokujących elementów świata, w którym żyje Piotruś, jest cały szereg. I każdy aspekt jest na swój sposób kontrowersyjny.
Ciekawe są dyskusyjne nawiązania do Biblii, takie jak oczywista Palestyna, Ziemia Święta, miejsce, które zawiera w sobie te wszystkie obrzydlistwa i brak pierwiastka duchowego. Kobiety, jako "te, które są naprawdę" w przeciwieństwie do mężczyzn. Tu okazuje się, że to nie mężczyźni są silną płcią. Oni są nikim, gdy staną przed kobietą. Kobieta ma moc, naturalnie fizyczną, erotyczną, pozbawiającą przeciwnika racjonalnego myślenia. Kobieta przedstawiona w opowiadaniu to albo fetyszystka, albo prostytutka. Kobieta nosi w sobie tę złą fizyczność i grzech, jak pramatka Ewa.
Obecnie w literaturoznawstwie odchodzi się od badania tekstów pod kątem życiorysu autora, jednak wg mnie nie sposób interpretować "Piotrusia" bez odsłonięcia warstwy biograficznej. Dopiero gdy zaznajomiłam się z przejściami Lipskiego, dostrzegłam, jak wiele niezasłużonych inwektyw wysunęłam przeciwko temu opowiadaniu.
Owszem: "Człowiek, chlupoczący worek, napchany flakami, miękki, wilgotny. Dużo dziur, z których się leje, kapie, które śmierdzą, wyłożonych śluzami, flegmami, galaretowymi masami". Czyli naturalizm, bo Lipski dostrzega, jak wiele kwestii typowo fizjologicznych jest dla nas kluczowych, ale jednocześnie skrzętnie ukrywanych. Bo czymże jest człowiek w sensie fizycznym, jeśli nie tym workiem? Nie każdy z nas to dostrzega, ale osoba, która przeszła przez jakieś trudne doświadczenia życiowe (w tym przypadku łagrowe), będzie postrzegać świat jako "wynaturzony".
Bo świat widziany oczyma, które "widziały już największe świństwa, bo były w Rosji" -> w obozie jenieckim, nie będą potrafiły żyć normalnie. Lub, tak jak Piotruś, nie będą w stanie odnaleźć się w świecie (z braku motywacji, sił, czy też kalectwa). Ten świat, który może wcale nie wygląda tak, jak opisuje go Lipski, oczyma "piotrusiów" będzie widziany jako koszmar pozbawiony duchowości.
Piotruś poszukuje uczucia, miłości, wspomnianego ducha, jednak znajduje tylko Batię, która zaoferować może mu jedynie ciało. Chciałby odnaleźć swoje miejsce, jednak daremnie. "Czy warto ryzykować życie dla wielu lat konania?", bo życie to dla niego właśnie tym: "Konanie, w milczeniu, przez lata. [Jest] Zamurowany we własnym ciele (jak mniszki zamurowywano)".
Wydźwięk okazuje się pesymistyczny. Tu znowu pojawia się forma Gombrowiczowska lub też maska. Czyli elementy, przed którymi uciekamy, lecz i tak nie da się od nich uciec.
Naturalizm, biologizm, fizjologia, kał, sperma, kurwy, szaleństwo, klozet.
Oto co wyniosłam z lektury tytułowego opowiadania, zanim go do końca nie przemyślałam. Tekst "Piotruś. Apokryf" przesycony jest opisami najobrzydliwszych elementów świata, skłonności człowieka, smrodem, brudem i grzechem.
Mamy tu do czynienia z brutalnym obnażeniem ciała i natury ludzkiej....
2016-10-29
Pisanie opinii, gdy jestem świeżo po lekturze, zawsze sprawia mi nie lada kłopot. Teraz też tak będzie.
Kocham Harry'ego, który w jakiś sposób ukształtował moje dzieciństwo, pierwsza część z serii była jednocześnie pierwszą książką, którą przeczytałam z własnej, nieprzymuszonej, siedmioletniej woli. I wtedy moja pasja czytelniczka rozpoczęła się na dobre.
Teraz po latach (przyznaję bez bicia), bez wcześniejszego odświeżenia sobie historii, sięgnęłam po "Przeklęte dziecko".
Czytałam z zapałem, raz po raz diametralnie zmieniając minę i raz po raz wybałuszając bądź też mrużąc oczy.
I widzę, że sztuka różni się od całej serii, między innymi swą formą, co oczywiste. Różni się intensywnością całej akcji (nie ma tu żadnego niepotrzebnego opisu, bo i po co), zdarzają się wpadki (np. na siłę wprowadzany słaby humor), ale nadal kocham i tak.
Tak samo mocno i prawie bezkrytycznie.
Pisanie opinii, gdy jestem świeżo po lekturze, zawsze sprawia mi nie lada kłopot. Teraz też tak będzie.
Kocham Harry'ego, który w jakiś sposób ukształtował moje dzieciństwo, pierwsza część z serii była jednocześnie pierwszą książką, którą przeczytałam z własnej, nieprzymuszonej, siedmioletniej woli. I wtedy moja pasja czytelniczka rozpoczęła się na dobre.
Teraz po...
03.08.2023:
W środku świata i czasu, chociaż jednocześnie poza światem i czasem trwa Sto lat samotności.
Hermetyczny mikroklimat, bliskość natury, pogarda dla konwenansu i kultury, wbrew temu dążenie do cywilizacji, świat w świecie, egzotyka opierająca się o... motywy kulturowe.
Brzmi jak dziwaczny paradoks, ale to właśnie jest Macondo. Miasteczko, które obserwujemy w całym jego pięknie i obrzydliwości. Od początku aż po kres. Miasteczko, które na naszych oczach powstaje z niczego, rozwija się, dochodząc do cywilizacyjnej doskonałości, a potem odchodzi w niebyt.
To moje drugie czytanie tej historii, którego straszliwie się bałam. Obawiałam się, że tym razem nie poczuję tego dreszczyku, tej fascynacji. Że młodsza ja mogła być pod niezasłużonym przereklamowanym wpływem tej powieści. Ale w tym przypadku, nie tak jak np. w przypadku Mistrza i Małgorzaty, widzę, że sława jest absolutnie zasłużona.
Konstrukcja tej książki, koligacje rodzinne, odwołania kulturowe obecne w motywach i wątkach, język i sposób prowadzenia narracji to coś, czego nie sposób podrobić.
Rzeczywiście, jeśli coś ma być realizmem magicznym, co, jeśli nie to? A to pytanie stawiam dlatego, że słyszałam różne opinie, np. o bezpodstawnym stawianiu tej książki na piedestale gatunkowym. Jednak w mojej opinii Sto lat samotności zasługuje na bycie perłą realizmu magicznego.
.
2016:
Nigdy wcześniej nie czytałam podobnej książki.
To jest powieść NIEZWYKŁA, która wbijała mnie w fotel i nie pozwalała przez ostatnie 3 dni zasnąć, dopóki nie przeanalizowałam dopiero co przeczytanych wypadków.
Książka, którą - mimo potęgi przesłania i ogromu szczegółów - można "połknąć", ale "trawienie" będzie z pewnością długotrwałe.
Nie pomyślałabym, że z dreszczem i szeroko otwartymi oczami zamknę "Sto lat samotności" po przeczytaniu i jedyne, na co się zdobędę zaraz potem, to głęboki oddech, by ochłonąć.
Bo NIE DA się przejść obojętnie wobec tej historii.
To jest bomba, zabierajcie się wszyscy do czytania!
P.S. Wiem, moja składnia umarła ; to z emocji.
03.08.2023:
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW środku świata i czasu, chociaż jednocześnie poza światem i czasem trwa Sto lat samotności.
Hermetyczny mikroklimat, bliskość natury, pogarda dla konwenansu i kultury, wbrew temu dążenie do cywilizacji, świat w świecie, egzotyka opierająca się o... motywy kulturowe.
Brzmi jak dziwaczny paradoks, ale to właśnie jest Macondo. Miasteczko, które obserwujemy w...