Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Autorka zapowiedziała, że to ostatni tom Jagody i bardzo cieszy mnie takie, a nie inne zakończenie gdyż pasuje zarówno do autorki jak i całego cyklu (kto czytał nawet poprzednie książki prawdopodobnie domyśli się o co chodzi - taki odrobinę słodko-gorzki w sam raz do całego klimatu serii). Dużo zwrotów akcji już w trakcie (chociaż jednej rzeczy można się domyśleć - a przynajmniej zrobiłam to ja, zwłaszcza gdy czytało się już inne książki autorki i co nie co wie jak u niej to działa, a także tradycyjnie - czytając wiesz, że niby z jednej strony niektóre plany bohaterów zadziałają, ale z drugiej coś po drodze pojawi się co wywróci część akcji do góry nogami albo "coś się wykopyrtnie".

Ciekawy pomysł enklawy w Londynie i konstrukcja całej magicznej Wielkiej Brytanii (podkreślenie różnic etc.) - choć brakowało mi przez to Warszawy i enklawy pod Bromierzykiem, nie wspominając już o uroczych bohaterach takich jak Mario czy ubożę z domu wiedźmy (choć pewien zwrot akcji którego się nie spodziewałam bardzo mnie ucieszył).

Wątek romantyczny bardzo pasujący do całej historii i do bohaterów nim powiązanych. Cieszy mnie takie rozwiązanie, bo niestety nie mogła trzymać tej dwójki w takim stanie jak w tomie 2 i 3 - to musiało pójść w którąś stronę ale cieszy mnie że nadal pozostały w nich ich cechy charakteru.

Autorka zapowiedziała, że to ostatni tom Jagody i bardzo cieszy mnie takie, a nie inne zakończenie gdyż pasuje zarówno do autorki jak i całego cyklu (kto czytał nawet poprzednie książki prawdopodobnie domyśli się o co chodzi - taki odrobinę słodko-gorzki w sam raz do całego klimatu serii). Dużo zwrotów akcji już w trakcie (chociaż jednej rzeczy można się domyśleć - a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę czyta się bardzo szybko - mi udało się przeczytać całość w jeden dzień - myślę że 7 lub 8h wolnego czasu w zupełności wystarczy, więc jest idealna na podróż.
Mimo, iż jest odrobinę (podkreślam ODROBINĘ) przewidywalna i momentami wydawała mi się infantylna (być może dlatego, że narratorka ma 15 lat, a ja jestem starsza niż wszyscy główni bohaterowie i właściwie to bardziej utożsamiam się z ich rodzicami), to naprawdę miło mi się ją czytało i nie żałuję poświęconego jej czasu. Akcja toczy się szybko, choć muszę przyznać że pierwszy tom obejmuje około miesiąca wydarzeń, co jak na Gier i tak długo, bohaterowie nie dają się nie lubić i właściwie to żałujemy że poboczne postaci nie doczekały się oddzielnej powieści, gdzie opisane były by ich losy. Oprócz tego otrzymujemy dużą dawkę humoru, przez co niemożliwym jest czytanie tej książki bez uśmieszków pod nosem, całkiem sporo zwrotów akcji i ciekawą fabułę.
Jeśli przypadła wam do gustu Trylogia Czasu to sięgnijcie i po tę książkę - nie zawiedziecie się.

Książkę czyta się bardzo szybko - mi udało się przeczytać całość w jeden dzień - myślę że 7 lub 8h wolnego czasu w zupełności wystarczy, więc jest idealna na podróż.
Mimo, iż jest odrobinę (podkreślam ODROBINĘ) przewidywalna i momentami wydawała mi się infantylna (być może dlatego, że narratorka ma 15 lat, a ja jestem starsza niż wszyscy główni bohaterowie i właściwie to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość przeciętny, mało ckliwy romans para(nie)normalny z niejednym elfem seksualnym zabójcą nie tylko w tle. A jak takowa postać, to dużo taniego erotyku, a o dziwo nie dotyczą domniemanego obiektu westchnień głównej bohaterki vel Różowej Blondi vel Barbie. Ale nie jest źle, bowiem czytało się o wiele gorsze rzeczy, choć momentami za mocno przynudza.

Pojawia się tylko jedno pytanie, i właściwie zarzut - dlaczego autorka postanowiła zrujnować moje wyobrażenia o elfach rodem z Władcy Pierścieni, czy innych bajek lub powieści, które podtrzymywały podobny obraz (patrz - Miasto Kości, Królowa Lata, Żelazny Król, Lament) i zastąpiła je seksualnymi zabójcami.

To tak w wielkim skrócie ;)

Dość przeciętny, mało ckliwy romans para(nie)normalny z niejednym elfem seksualnym zabójcą nie tylko w tle. A jak takowa postać, to dużo taniego erotyku, a o dziwo nie dotyczą domniemanego obiektu westchnień głównej bohaterki vel Różowej Blondi vel Barbie. Ale nie jest źle, bowiem czytało się o wiele gorsze rzeczy, choć momentami za mocno przynudza.

Pojawia się tylko jedno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim zabrałam się za przeczytanie książki widziałam ekranizację, która wyciskała łzy z oczu publiczności. Byłam zachwycona fabułą, więc postanowiłam zapoznać się z twórczością Johna Greena. Myślałam, by zacząć od jakiejś innej historii, gdyż "Gwiazd naszych wina"wstrząsnęło mną dość mocno i nie byłam pewna czy dam radę zmierzyć się z tą historią. Jednak minął miesiąc i zatęskniłam za Hazel i Gusem, więc korzystając z okazji, że trafiłam na promocję, nabyłam pierwszą od jakiegoś czasu nową powieść do mojej biblioteczki. I nie żałuję, bo wrócę do niej na pewno nie raz.

Hazel choruje. Jej zajęciem od dłuższego czasu jest prowadzenie życia osoby chorej na nowotwór i robienie wszystkiego, co należy robić w takiej sytuacji począwszy od przyjmowania leków, a skończywszy na udawaniu, że ma normalne życie.I wtedy poznaje Gusa.
Czytanie tej książki to jedna wielka huśtawka emocjonalna - na zmianę docierają do nas myśli o tym, że życie jest piękne i że wszyscy umrzemy. Mamy nadzieję że może jednak nacieszymy się towarzystwem głównych bohaterów przez co najmniej dwadzieścia stron, ale w połowie tego dystansu zmieniamy zdanie i stwierdzamy, że jednak życie jest do bani, a wszyscy i tak w końcu umrzemy.Przez chwilę śmiejemy się z zabawnej sytuacji, ale już gdy czytamy następną stronę łzy same napływają nam do oczu.
Cudowne kreacje bohaterów, którzy są niezwykle zwyczajni, a jednak przyciągają uwagę i obdarzamy ich sympatią. Interesująca fabuła, mądre słowa, brutalna rzeczywistość i piękna historia w jednym.
Gdyby to była zwykła powieść to napisałabym "polecam", ale biorąc pod uwagę, co przeżywałam w trakcie czytania, to uważam iż to słowo nie pasuje tutaj. Myślę, że już więcej nie będę czytać wyciskaczy łez - ta powieść w zupełności wystarczy mi na jakiś czas.

Zanim zabrałam się za przeczytanie książki widziałam ekranizację, która wyciskała łzy z oczu publiczności. Byłam zachwycona fabułą, więc postanowiłam zapoznać się z twórczością Johna Greena. Myślałam, by zacząć od jakiejś innej historii, gdyż "Gwiazd naszych wina"wstrząsnęło mną dość mocno i nie byłam pewna czy dam radę zmierzyć się z tą historią. Jednak minął miesiąc i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ogólnie bardzo ciekawa książka. Akcja dzieje się we Francji, gdzie dało się poczuć magię Zafona, chociaż to nie to samo, co Barcelona. Miałam okazję czytać "Marinę" i "Więźnia Nieba", więc wiem, jak świat przedstawiony przez tego autora potrafi być czarujący i ujmujący. Bohaterowie są w różnym wieku i jest ich kilkoro, więc każdemu może przypaść coś innego do gustu. Ja polubiłam Lazarusa.

Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała i popsuła moje końcowe wrażenie był wątek zabawek - podobny motyw spotkałam w "Marinie" (którą byłam zachwycona), więc miałam wrażenie, że autor po prostu zaserwował mi odgrzewany kotlet. Nie mniej jednak, nie wykluczam, że w przyszłości przeczytam "Cień Wiatru" i "Grę Anioła", gdyż liczę, że one zrekompensują mi zawiedzenie po "Więźniu Nieba" i wynagrodzą minięcie się z oczekiwaniami co do "Świateł Września".

Jeśli ktoś nie zna Zafona, może śmiało czytać tę powieść - powinien być zachwycony. Jednakże jeśli zaczęliście swoją przygodę od "Mariny", tak jak ja, prawdopodobnie nieco się rozczarujecie.

Ogólnie bardzo ciekawa książka. Akcja dzieje się we Francji, gdzie dało się poczuć magię Zafona, chociaż to nie to samo, co Barcelona. Miałam okazję czytać "Marinę" i "Więźnia Nieba", więc wiem, jak świat przedstawiony przez tego autora potrafi być czarujący i ujmujący. Bohaterowie są w różnym wieku i jest ich kilkoro, więc każdemu może przypaść coś innego do gustu. Ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to powieść napisana w formie listów - dotychczas zdarzyło mi się tylko raz czytać coś takiego (fachowo zwie się to powieść epistolarna - cóż za mądre określenie) i nie do końca mam o czym tu pisać, bo porównanie "Listów z Wyspy Zwanej Niebem" do "Charlie'go" nie będzie do końca obiektywne. Po pierwsze inni odbiorcy - pani Brockmole pisze raczej dla dorosłych kobiet/starszych nastolatek. Listy niewiele różnią się stylistycznie, mimo, iż jest kilku nadawców. Jednak historia sama w sobie jest dość interesująca. Może nie zapiera tchu w piersiach, ale potrafi wciągnąć - jesteśmy w stanie poznać bohaterów, wyzywać ich od głupków i litować się nad losem, lub życzyć im rychłej śmierci. Co najważniejsze, mając kilku nadawców i kilku różnych adresatów, nigdy nie wiadomo, czy zawsze mówią prawdę, co jest niekiedy zaletą - nie ma narratora, więc skąd mamy poznać prawdę?
Ogólnie muszę przyznać, że podobała mi się ta książka. W dodatku zyskała aprobatę mojej mamy, która stwierdziła: "Miło sobie czasem poczytać coś innego". No właśnie - INNEGO. W dobie paranormali, wszechobecnych wampirów i wilkołaków, dzieciaków walczących z systemem, czy uzależnionych od seksu asystentek wielkich biznesmenów, jest to oryginalna książka z bardzo nietypową fabułą.

Jest to powieść napisana w formie listów - dotychczas zdarzyło mi się tylko raz czytać coś takiego (fachowo zwie się to powieść epistolarna - cóż za mądre określenie) i nie do końca mam o czym tu pisać, bo porównanie "Listów z Wyspy Zwanej Niebem" do "Charlie'go" nie będzie do końca obiektywne. Po pierwsze inni odbiorcy - pani Brockmole pisze raczej dla dorosłych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do książki podchodziłam na luzie. I to był strzał w dziesiątkę. Naprawdę. Nie ma co się oszukiwać, ale nie jest to pozycja wielce wymagająca, a w obecnym czasie dla mnie jest to dużym plusem, bo obawiam się, że nie przeczytałabym jej do końca.

Zacznijmy od autora. Nigdy bym nie powiedziała, że tę książkę napisał facet. Serio. Choć z drugiej strony to tłumaczy narrację trzecioosobową, bo wczucie się w rolę kobiety wymaga naprawdę dużej pracy. Z drugiej strony pozwoliło mu to na opisanie historii "z boku", dzięki czemu poznajemy wielu bohaterów i kilka tajemnic oraz pewną wielką aferę. Także miejsce, w którym rozgrywa się akcja dodaje swoistych uroków i klimatu. Czyta się całkiem szybko, choć momentami akcja zwalnia i przynudza. Zakończenie dość przewidywalne, jednakże ciągle coś się dzieje, więc na nudę nie można narzekać. Wielkim minusem zaś jest dwójka głównych bohaterów, czyli Aleksandra i Baptiste, gdyż wyidealizowani i sztuczni do szpiku kości, irytują na każdym kroku. Prawdopodobnie gdyby nie oni, oceniłabym tę książkę wyżej.

Ogólnie polecam wszystkim znudzonym paniom w wieku dwadzieścia plus, które poszukują rozrywki na nudne popołudnie na niewysokim i niewymagającym poziomie.

Do książki podchodziłam na luzie. I to był strzał w dziesiątkę. Naprawdę. Nie ma co się oszukiwać, ale nie jest to pozycja wielce wymagająca, a w obecnym czasie dla mnie jest to dużym plusem, bo obawiam się, że nie przeczytałabym jej do końca.

Zacznijmy od autora. Nigdy bym nie powiedziała, że tę książkę napisał facet. Serio. Choć z drugiej strony to tłumaczy narrację...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Guillaume Musso to młody pisarz francuski, z wykształcenia ekonom, z zawodu nauczyciel. Debiutował w 2001 roku, a jego proza jest tłumaczona na 31 języków. Wbrew pozorom, to wcale nie sława, ani imponujące cyferki sprawiły, że przeczytałam "Telefon od Anioła". Jedna z moich koleżanek, nie żadna wielka książkoholiczka, chodziła z tą powieścią pod pachę i w przerwach między kolejnymi stronami opowiadała jaka to "super i w ogóle" książka. Więc i ja się skusiłam.
I się nie zawiodłam.

Główni bohaterowie spotykają się przypadkiem w kawiarni na lotnisku w Nowym Jorku. Nie jest to miłe rozpoczęcie znajomości, o ile można w ogóle o tym mówić. W całym zamieszaniu, jakie wynikło z spotkania niechcący zamieniają się telefonami. Niestety, ten fakt odkrywają dopiero po powrocie do domów. Rozpoczyna się grzebanie w cudzym życiu, bo nic tak nie intryguje, jak tajemnice innego człowieka.

Bardzo spodobała mi się kreacja głównych bohaterów. Zarówno Madeline, jak i Jonathan, są pełnokrwistymi postaciami. Narrator poświęca obojgu tyle samo czasu, wnikając w ich myśli, co pozwala spojrzeć na każde z nich z dwóch perspektyw - jego samego, oraz tej drugiej osoby.

Poza tym, autor zgrabnie wplata wątki z przeszłości do akcji, ale mimo wszystko nie tracimy orientacji w czasie. Dużo akcji, dużo intrygujących tajemnic i świetni bohaterowie sprawiają, że nie sposób oderwać się od książki. Autor dokładnie przemyślał historię, dzięki czemu wszystko jest ze sobą zgrabnie powiązane, jednakże czytelnikowi nie tak łatwo domyślić się rozwiązania sytuacji.

Gorąco polecam "Telefon od Anioła" wszystkim. Choć może sprawiać wrażenie typowo kobiecej prozy, to nie uważam, by tak było. Nie zawiedziecie się na tej książce.

Guillaume Musso to młody pisarz francuski, z wykształcenia ekonom, z zawodu nauczyciel. Debiutował w 2001 roku, a jego proza jest tłumaczona na 31 języków. Wbrew pozorom, to wcale nie sława, ani imponujące cyferki sprawiły, że przeczytałam "Telefon od Anioła". Jedna z moich koleżanek, nie żadna wielka książkoholiczka, chodziła z tą powieścią pod pachę i w przerwach między...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od początku. Główna bohaterka ma trochę młodszą siostrę, chodzi sobie do prywatnego liceum i jest grzeczną dziewczynką, jak twierdzą jej rodzice. Pewnego dnia (a raczej nocy) poznaje Stepa, czyli pana Kłopoty. Nie jestem zachwycona ich kreacją, bo momentami byli tak irytujący, że miałam ochotę ich rozstrzelać, ale może pomińmy ten miły aspekt, bo mnie mało kto nie denerwuje. Jednakże cieszę się, że autor nie skupił się tylko na tej dwójce, bo chyba bym nie wytrzymała psychicznie. Poznajemy całą masę innych, ciekawych charakterów, które przykuwają naszą uwagę swoją nietuzinkowością.

Wielkim plusem, przynajmniej moim zdaniem, jest to, że nie zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. To jest coś, czego serdecznie nienawidzę i w większości przypadkach wywołuje u mnie mdłości. Podoba mi się, że autor pokazuje jak ta dwójka zaczyna "podrywać się" wzajemnie. Irytował mnie jednak styl pana Mocci. I to bardzo. Momentami brakowało mi jakichkolwiek normalnych opisów, czy komentarzy do dialogów, gdyż szybko gubiłam się w tym, kto co mówi, zwłaszcza że dialogi bywały dość obszerne pod względem ilości wypowiedzi bohaterów, a nie ich długości.

Historia nie jest wzruszająca, ani wielce porywająca - po prostu dość interesująca i całkiem swobodnie się ją czyta. Momentami można było się trochę pośmiać i dobrze spędzić z nią popołudnie. Wielkim plusem jest ciekawe zakończenie - prawdę mówiąc liczyłam, że autor wymyśli tutaj coś ciekawego, co sprawi, że tzw. kopara opadnie. Może nie było to coś niespodziewanego, ale muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. W interesujący i logiczny (o ile można mówić o logice w miłości) autor wybrnął z sytuacji i brawa mu za to.

Ogólnie mówiąc - szału nie ma, dupy nie urwało. Ale miło będzie mi się wspominało tą książkę. Nie sądzę, żebym sięgnęła po następną część, ale chętnie sprawdzę jakąś nowszą publikację Mocci, gdyż jestem ciekawa, jak zmienił się jego styl, o ile w ogóle się zmienił, gdyż sądzę, że jeśli chodzi o pomysły, to jest to duży potencjał. Książkę polecam wszystkim nastolatkom, które mają wolne popołudnie i chcą spędzić go z jakąś miłą, lekką lekturą. Raczej się nie zawiodą.

Zacznijmy od początku. Główna bohaterka ma trochę młodszą siostrę, chodzi sobie do prywatnego liceum i jest grzeczną dziewczynką, jak twierdzą jej rodzice. Pewnego dnia (a raczej nocy) poznaje Stepa, czyli pana Kłopoty. Nie jestem zachwycona ich kreacją, bo momentami byli tak irytujący, że miałam ochotę ich rozstrzelać, ale może pomińmy ten miły aspekt, bo mnie mało kto nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem fanką kryminałów. Nie gardzę nimi, jednakże wolę fantastykę, co chyba z resztą widać. Kiedy mam ochotę coś poczytać, a nie mam pod ręką nic innego, dobra historia z zbrodnią w tle jest mile widziana. Ostatnio doszłam do wniosku, że wszystko jest lepsze od nieustannego powtarzania stolic jakiś małych państewek w Afryce, o których istnieniu nie wiedziałam, albo wałkowania biznesowego słownictwa. Tak więc przemykając wzrokiem po okładkach, natrafiłam na opis, który mnie zaintrygował.

Jednakże gdy już zakończyłam lekturę doszłam do wniosku, że nie ma co wierzyć opisom. Bo wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z stanem rzeczywistym. Zacznijmy od początku - to wszystko wcale nie przeraża, a żaden dreszczyk emocji, żadne ciarki nie przemykają po moich plecach. Ot, zwykłe historyjki. Bohaterowie nie są zbyt rozbudowani, przynajmniej ci główni - nie dowiadujemy się wiele z ich życia prywatnego, dostajemy kilka suchych faktów i ze dwa kwiatki, żebyśmy znowu nie marudzili i na tym koniec. Za to dostajemy milion teorii spiskowych i prawie każda z nich jest tak nieprawdopodobna, że prawie w nią nie wierzymy.

Autor pisze całkiem ciekawie, jednakże w miarę rozwoju fabuły skupia się na coraz nowszych wątkach zapominając o tych, które rozpoczął wcześniej. Owszem, później do nich wraca, jednakże o wiele lepiej by się to wszystko czytało, gdyby wszystko rozwijało się płynnie. Nie ma zaskakujących zwrotów akcji, w sumie dostajemy detektywistyczną historyjkę, która rozwija się powoli, nie przynudza, ale i nie zaskakuje. Ot, taka zwykła, by urozmaicić sobie popołudnie, bo nawet zakończenie w miarę rozwoju historii da się przewidzieć.

Nie powiem, żeby mnie ta książka nudziła - bo to byłaby nieprawda, jednakże nie zaskoczyła mnie niczym. Zero zachwytu, w sumie to mogłabym jej nie czytać. Jeśli nie jesteście fanami takiego typu literatury, lub dopiero zaczynacie z nią przygodę - nie polecam, bo jeszcze możecie się zrazić.

Nie jestem fanką kryminałów. Nie gardzę nimi, jednakże wolę fantastykę, co chyba z resztą widać. Kiedy mam ochotę coś poczytać, a nie mam pod ręką nic innego, dobra historia z zbrodnią w tle jest mile widziana. Ostatnio doszłam do wniosku, że wszystko jest lepsze od nieustannego powtarzania stolic jakiś małych państewek w Afryce, o których istnieniu nie wiedziałam, albo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezaprzeczalną zaletą tej powieści jest wykreowany przez autorkę świat. Magiczne zdolności, przedmioty, czy egzotyczne krainy - to wszystko sprawia, że staje się on dla nas atrakcyjny. Wielu intrygujących bohaterów, których poznajemy co raz lepiej, nowe, ciekawe wątki. Autorka nie ogranicza się już tylko i wyłącznie do jednej, dwóch spraw, tak jak w Trylogii Czarnego Maga, ale rozbudowuje fabułę, przez co każdy czytelnik jest w stanie znaleźć jakiś, który go zainteresuje. Jedyną wadą jest przewidywalność zakończenia. Tu niestety pani Canavan zawiodła mnie bardzo - spodziewałam się czegoś bardziej wyszukanego, po zakończeniu poprzednich książek.

Podsumowując, uważam tę książkę za ciekawe ukoronowanie historii, jednakże, jak już wspomniałam, zakończenie mnie lekko rozczarowało. Mimo wszystko polecam tę książkę, głównie fanom fantastyki. Myślę, że jeszcze sięgnę po jakieś dzieła tej autorki, chociaż nie koniecznie powiązane z Gildią Magów.

Niezaprzeczalną zaletą tej powieści jest wykreowany przez autorkę świat. Magiczne zdolności, przedmioty, czy egzotyczne krainy - to wszystko sprawia, że staje się on dla nas atrakcyjny. Wielu intrygujących bohaterów, których poznajemy co raz lepiej, nowe, ciekawe wątki. Autorka nie ogranicza się już tylko i wyłącznie do jednej, dwóch spraw, tak jak w Trylogii Czarnego Maga,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka, pełna dobrego humoru i niesamowicie wciągająca. Tak naprawdę do samego końca nie wiemy, jak potoczą się losy Gerri, kobiety po trzydziestce, pisarki, która nie ukończyła studiów i wciąż nie ma męża. W dodatku poznajemy jej zwariowaną, do reszty stereotypową, dużą rodzinę, gdzie plotki rozchodzą się niczym świeże bułeczki. Od dawna nie czytałam nic, co tak łatwo i przyjemnie się czytało, a w dodatku można było się pośmiać. Zaskakująca i porywająca. Polecam

Świetna książka, pełna dobrego humoru i niesamowicie wciągająca. Tak naprawdę do samego końca nie wiemy, jak potoczą się losy Gerri, kobiety po trzydziestce, pisarki, która nie ukończyła studiów i wciąż nie ma męża. W dodatku poznajemy jej zwariowaną, do reszty stereotypową, dużą rodzinę, gdzie plotki rozchodzą się niczym świeże bułeczki. Od dawna nie czytałam nic, co tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie raz zdarzyło mi się sięgnąć po książkę, o której nigdy wcześniej nie słyszałam i nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Tytuł wskazuje na romansidło (no ba! to, że nie osądzam po okładce, nie znaczy, że nie mogę tego robić po tytule!), bowiem samo wyrażenie "słyszenie bicie serca" wskazuje na jakąś tkliwą historię miłosną, a wyraz "sztuka" nadaje temu bardziej wyszukany smak. Jeszcze ta okładka z różowym kolorem... (nie, nie oceniam! Ja komentuję!) Miłość MUSI być głównym wątkiem tej powieści. Nie przyjmowałam innej opcji!

Ha! Jeśli nie wierzyliście do tej pory w moje nadprzyrodzone zdolności, teraz nie możecie po prostu powiedzieć, że ich nie mam! Tak, historia jest o miłości, jednak nie jest to taki typowy romans, że A zakochuje się w B, napotykają na problem, jednakże go pokonują (lub nie) i wszystko kończy się szczęśliwie (lub nie). Jak zawsze miłość bohaterów nie jest powierzchowna (oj, nigdy jeszcze na taką nie trafiłam! Jakbyście spotkali, dajcie znać), lecz głęboka, mająca podłoże psychologiczno-psychiczne, dla której powierzchowność nie ma żadnego znaczenia. A teraz krótko o fabule:

Cztery lata temu, bez śladu zniknął ojciec Julii. Teraz, gdy dziewczyna odnajduje napisany przez niego, lecz nigdy nie wysłany, list miłosny, o którego adresatce nic jej nie wiadomo, postanawia rozwiązać zagadkę. Udaje się w tym celu do birmańskiej wioski

Nie raz zdarzyło mi się sięgnąć po książkę, o której nigdy wcześniej nie słyszałam i nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Tytuł wskazuje na romansidło (no ba! to, że nie osądzam po okładce, nie znaczy, że nie mogę tego robić po tytule!), bowiem samo wyrażenie "słyszenie bicie serca" wskazuje na jakąś tkliwą historię miłosną, a wyraz "sztuka" nadaje temu bardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Są rzeczy, o których mówi się tylko szeptem"

Do niedawna nie interesowały mnie książki, gdzie dziewczyna zakochuje się w chłopaku, który okazuje się wampirem, czy jakimś innym stworzeniem spod ciemnej gwiazdy. Wszystkie wydawały mi się podobne i nie widziałam sensu w czytaniu powtarzających się schematów. Postanowiłam jednak nadrobić zaległości i zaczęłam starannie dobierać lektury. Co mnie skłoniło do przeczytania "Szeptem"?

Zapewne Wasze pozytywne recenzje. Nie ma to jak kuszenie lekturą na łamach blogów, portali i wszystkich innych stron internetowych. Do mojej listy dodaję też kwestię upadłych aniołów. Znalazłam dwie serie, które opowiadają o tych istotach i nie byłam pewna, którą wybrać: Upadli, czy Szeptem? Zdecydowałam, że pójdę na żywioł i przeczytam tę drugą, chyba ze względu na ładniejszą okładkę i tytuł, choć muszę przyznać, że obie są piękne.

Nora to zwykła uczennica, która ma swoje problemy i żyje według pewnych zasad. Jest wzburzona, gdy nauczyciel biologii każe klasie zmienić miejsca usadzenia tak, że zamiast jej przyjaciółki Vee, obok niej siada chłopak, którego imienia nawet nie zna. W dodatku, jako zadanie domowe, muszą dowiedzieć się jak najwięcej o swoim nowym sąsiedzie, a Patch wyraźnie nie przejawia chęci współpracy. Chłopak wie o niej wszystko, nawet to, czego by nie chciała. Problem w tym, że ona nie wiem o nim nic, a przecież jakoś musi odrobić pracę domową. Dowiaduje się dziwnych rzeczy i chce wiedzieć, które z nich są prawdą, bo ma dziwne wrażenie, że jej nowy znajomy ją śledzi.

Nie wiem, za co dziewczyny tak wielbią Patcha. Niby można się w nim zakochać, ale ja w nim nic nie widzę. Wybaczcie, ale ja lecę tylko na facetów z bronią, a on w całej historii nie użył nawet kija. Ale jako bohater jest w porządku. Podoba mi się kreacja głównej bohaterki: dziewczyna z zasadami, którymi stara się kierować, troszczy się o osoby jej bliskie, ale zarazem nie traci głowy. Nie jest przerysowana - normalna, jak większość dziewczyn w jej wieku na tym świecie.

Książka nie porusza zbyt poważnych tematów. Wydaje mi się, że większość problemów Nory jest typowa dla młodzieży, a zwłaszcza dla dziewczyn. Bo która z nas nie obawiała się reakcji rodzicielki, gdy przyprowadzała do domu chłopaka? Co gorsza, prawie nic o nim nie wiedząc.

Becca Fitzpatrick pisze lekko, używając młodzieżowego języka i nie przesadza z opisami. Autorka usłała powieść wartką akcją i kilkoma niespodziewanymi zwrotami akcji. Czyta się bardzo szybko, mi zajęło to niecałe 24h z przerwami na sen, posiłki, toaletę i spacerki. Dopiero pod koniec lektury zauważyłam, że narracja jest pierwszoosobowa, bowiem zostałam pochłonięta przez te wszystkie wydarzenia, że nawet nie zwróciłam uwagi. Ciężko jest mi znaleźć powieść podobną do "Szeptem". Oczywiście wiele powieści z nurtu paranormal romance mogłoby być uznanych za pierwowzór, ale przecież na tym polega cały ten gatunek - dziewczyna poznaje chłopaka (najczęściej w szkole), zakochuje się, poznaje nowy świat i tak dalej.

Ta książka mnie oczarowała i wciągnęła, a potem nie mogłam usiedzieć na miejscu, by nie przeczytać drugiej części o równie intrygującym tytule - Crescendo. Polecam wszystkim, którzy lubią lekkie i przyjemne książki, a także fanom paranormal romance. Znajdzie się też coś dla miłośników akcji i tych, którzy pragną odlecieć gdzieś od teraźniejszości.

"Są rzeczy, o których mówi się tylko szeptem"

Do niedawna nie interesowały mnie książki, gdzie dziewczyna zakochuje się w chłopaku, który okazuje się wampirem, czy jakimś innym stworzeniem spod ciemnej gwiazdy. Wszystkie wydawały mi się podobne i nie widziałam sensu w czytaniu powtarzających się schematów. Postanowiłam jednak nadrobić zaległości i zaczęłam starannie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Z wizytą w Mieście Kości"

Ostatnimi czasy dużo się słyszy o słynnej serii "Dary Anioła". Tyle dziewczyn wzdycha na różnych forach i blogach do jakiegoś Jace'a. A ja się pytam: kto to jest? Żeby zbytnio nie odstawać od tłumu podczytywałam różne fragmenty "Miasta Kości", lecz zanim zabrałam się za całą powieść trochę mi się zeszło. Przecież ona nie ucieknie - wciąż twierdziłam uparcie, a przecież im później przeczytam, tym krótsze będzie oczekiwanie na kolejne części. No i wyszło szydło z worka, bo fani serii już przeczytali czwartą część po raz setny, a ja dopiero skończyłam pierwszą.

Clary jest zwykłą nastolatką. Pewnego wieczoru widzi, jak trójka dzieciaków w jej wieku z zimną krwią morduje niebieskowłosego chłopaka, a jego ciało znika. Mówią coś o demonach, Instytucie i Valentinie. Dziewczyna próbuje coś zrobić, lecz okazuje się, że tylko ona ich widzi. W dodatku jeden z nastolatków, przystojny blondyn, najwyraźniej nie ma zamiaru dać jej spokoju. I, niestety, jeszcze ten telefon od matki, która kazała jej nie wracać do domu... To tylko początek dziwnego i niebezpiecznego ciągu wydarzeń, które otworzą oczy Clary na nowy, niesamowity świat, który przez cały czas istniał tuż pod jej nosem.

Co to była za książka! Wciąż nie mogę pojąć, jak to się stało, że takie cudo pojawiało się tuż przed moim nosem tyle razy, a ja je ignorowałam. Pierwszy raz mignęła mi ta powieść około szóstej klasy podstawówki, czyli jakieś kilka lat temu, kiedy to jedna z koleżanek czytała jakieś Miasto Czegośtam na lekcjach wuefu. Tytuł mnie nie uchwycił, ale okładka dopięła swego. Co to ma być, to coś na okładce? A, Jace, zapewne. Ale od kiedy to ten chłopak cierpi na nadwagę? Nie sądzę, żeby przytyło mu się w następnej części. Jeśli to ma być muskulatura, to ja jestem J. K. Rowling. W lewym dolnym rogu widzimy wypowiedź Stephenie Meyer. Moim zdaniem jest ona tu potrzebna jak dziura w moście, bo przy takiej okładce, to choćby zachwalali książkę najlepsi pisarze i nobliści, to wątpię, żeby ktoś na nią zwrócił uwagę.

Czytaliście "Atramentowe Serce"? Jego bohaterka miała bardzo ciekawy dar - mogła wyczytywać rzeczy, rośliny, zwierzęta, osoby z kart książek. Czytając "Miasto Kości" nagle sama zapragnęłam posiadać ten dar. Zapewne wszyscy wiedzą dlaczego. Jace to chłopak, którego można określić wyrażeniem "cud, miód, orzeszki". Mimo to jest to postać bardzo wiarygodna. Słodki blondynek, potrafi działać na nerwy. Świetnie posługuje się bronią, a w dodatku ma duże poczucie humoru. Prócz tego jest przekonany o swoim idealnym wyglądzie i często wpada w samozachwyt. Szczery, potrafi przyznać, że jest zakochany sam w sobie. Clary trochę działała mi na nerwy, ale ponieważ robiła to w uroczy sposób, to jej daruję.

Książka pod pewnym względem miło mnie zaskoczyła. Po raz pierwszy spotkałam się z tego rodzaju zakazaną miłością. Kazirodztwo to temat bardzo rzadko poruszany, a Cassandra Clare się tego nie bała.

Bardzo podobał mi się ostatni rozdział (jeśli nie liczyć Epilogu). Po prostu chciało mi się płakać, a ja jestem osobą twardą, jeśli chodzi o książki i filmy. To było dla mnie duże zaskoczenie. Po skończonej lekturze próbowałam poznać tego przyczynę, lecz nic mi nie przyszło do głowy. Jeśli tak działała na mnie pierwsza część, to wolę nie myśleć o ostatniej. Chyba uronię morze łez i urządzę sobie w pokoju basen.

Wartka akcja i ciekawy świat Nocnych Łowców sprawiają, że od książki nie można się wręcz oderwać. Nie mogę się wręcz doczekać, gdy dorwę w swoje łapska "Miasto Popiołów", które bez czytania żadnej recenzji wydaje się bardzo apetycznym kąskiem!

-Nie zakochałeś się jeszcze we właściwiej osobie?

-Niestety, moją jedyną miłością pozostaję ja sam.

-Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze.

-Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było ciekawiej.

"Z wizytą w Mieście Kości"

Ostatnimi czasy dużo się słyszy o słynnej serii "Dary Anioła". Tyle dziewczyn wzdycha na różnych forach i blogach do jakiegoś Jace'a. A ja się pytam: kto to jest? Żeby zbytnio nie odstawać od tłumu podczytywałam różne fragmenty "Miasta Kości", lecz zanim zabrałam się za całą powieść trochę mi się zeszło. Przecież ona nie ucieknie - wciąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wkraczając do Miasta Popiołów"

Moja historia z Nocnymi Łowcami jest bardzo długa, może nawet dłuższa, niż przypuszczam, ale mimo wszystko, będę ją kontynuować, bowiem zakochałam się w przygodach nastoletnich Nefilim. Często zdarza się, że kolejne części nie utrzymują poziomu poprzednich, jednak autorka nas nie zawiodła i utrzymała do końca cudowny klimat serii.

Clary chciałaby żyć normalnie, lecz jest to niemożliwe. W chwili, gdy poznała świat Nocnych Łowców, okazało się, że należy do niego. Zasłużyła na spokój, zwłaszcza po wydarzeniach, w których wzięła udział. Ktoś morduje bezprawnie fearie i czarownika, a o mały włos nie zostaje zabite Dziecko Księżyca. Sytuacja jest poważna, ale dziewczyna ma też inne, prywatne problemy. Czasem miłość pojawia się tam, gdzie nie powinno jej być...

Clary to osoba, która potrafi zirytować człowieka. Zwłaszcza czytelnika. Moim zdaniem, jest zbyt opiekuńcza względem Simona. Obwinia się o wszystko, co go spotkało, nawet kiedy przyczyną są jego własne wybory. By mu dogodzić, rani innych ludzi, co moim zdaniem jest okropne. On zresztą też był strasznie irytujący. Zachowywał się jak trzylatek, trzymający się wiecznie maminej kiecki i chciał, żeby ona robiła wszystko za niego. Eh... Przynajmniej istnieją jeszcze bohaterowie, którzy "nadrabiali" za tą dwójkę, a zwłaszcza Jace, sarkastyczny Nocny Łowca, z dużym poczuciem humoru, a poza nim jeszcze Alec, zwłaszcza na jednej scenie z Magnusem, czy Valentine. Ponadto pojawiła się także nowa postać, która również urozmaiciła lekturę, a mianowicie Inkwizytorka! Brawo za tupet i całokształt!

Bardzo podoba mi się, że książka nie pomija czegoś takiego jak wiara. Biblia, anioły... to wszystko jest ważne i cieszę się, że bohaterowie także tutaj to dostrzegają. Autorki wielu paranormalnych romansów po prostu omijają ten temat, a bohaterowie zachowują się jak "wierzący niepraktykujący", a tutaj, proszę! W dodatku świetna trzecioosobowa narracja, dobry styl, dużo humoru i zakręconych historii, czyli to, co lubię najbardziej. Świetny język i doskonała fabuła! Jedyne zastrzeżenie, które nasuwa mi się po przeczytaniu drugiego tomu wszystkich kontynuacji, to czy zawsze w tym drugim, muszą pojawiać się problemy w związku głównych bohaterów?

Za to zakończenie bardzo przypadło mi do gustu, takie tajemnicze i intrygujące! Spodobało mi się także otworzenie na końcu nowego wątku, co wzbudza chęć do jak najszybszego przeczytania trzeciej części! Podsumowując: prócz irytujących czasem bohaterów, książkę polecam całym sercem! Nie można się oderwać, a każdą stronę pochłania się z prędkością światła!

"Wkraczając do Miasta Popiołów"

Moja historia z Nocnymi Łowcami jest bardzo długa, może nawet dłuższa, niż przypuszczam, ale mimo wszystko, będę ją kontynuować, bowiem zakochałam się w przygodach nastoletnich Nefilim. Często zdarza się, że kolejne części nie utrzymują poziomu poprzednich, jednak autorka nas nie zawiodła i utrzymała do końca cudowny klimat serii.

Clary...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie tak dawno zagłębiałam się w pierwszej części serii Deborah Harkness "Księga Wszystkich Dusz". Nie była ona wybitna, czy chociażby nader intrygująca - po prostu zwykły paranormal, ale ponieważ zapowiadała się nie najgorsza historia postanowiłam sięgnąć po część drugą. No i co takiego ciekawego wyczytałam? Niewiele, a właściwie to nic. Jednak zacznijmy powoli, od początku.

Diana i Matthrew chcąc spokojnie przemyśleć taktykę przeciwko kongregacji i zastanowić się nad tajemnicą manuskryptu udają się do Stanów Zjednoczonych, do rodzinnego domu Bishopów, gdzie rozmyślają na wymienione wcześniej przeze mnie tematy. I to by było na tyle.

Mniej więcej tak mogłabym opisać wszystko, co się działo w drugiej części. Ta książka była naprawdę nudna. Najpierw sto pięćdziesiąt stron przynudzania o wszystkim, co nieciekawe, czyli o tym, jak to im cudownie razem, jak za sobą tęsknią, jak bardzo chcieliby razem jeździć na koniach i tak dalej, i tak dalej. W końcu jednak coś zaczęło się dziać! Już nawet zaczynało mi się podobać, jednakże po pięćdziesięciu stronach autorka znów powróciła do wcześniejszej taktyki wykończenia nerwowo czytelnika, mianowicie poprzez wynudzenie go na śmierć, którą już stosowała w poprzedniej części, jednakże w umiarze. W pierwszym tomie serii dałoby radę coś z tym zrobić - tu wyciąć zbędny opis, tam skrócić wypowiedź o kilka zdań... Jednak tutaj, gdybym była na miejscu redaktorów wycięłabym co najmniej połowę tekstu, na dobrą sprawę zostałoby tego tyle, co nic.

Bohaterowie stają się co raz bardziej mdli, pozbawieni charakteru, a dialogi między nimi sztuczne i wymuszone. Miałam wrażenie, że wszystkie rozmowy były właściwie nic nie warte...

Próbuję znaleźć jakieś zalety, jednakże mi to nie wychodzi. Wierzcie mi, naprawdę się staram - siedziałam cały tydzień z książką w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym spokojnie powiedzieć - tak, to jest to coś, przez co papier zużyty na wydrukowanie tej książki nie został zmarnowany. Jedynie zakończenia nie jestem w stanie przewidzieć do końca. Mam kilka koncepcji, jednakże wciąż brakuje informacji i jest to chyba jedyny powód, dla którego chciałabym przeczytać ostatni tom serii - poznać brakujące elementy układanki.

Ostatnie rozdziały były nawet udane, bo zdają się być ciekawą zapowiedzią nadchodzących wydarzeń. Jednakże wciąż brakowało mi w nich punktu kulminacyjnego. Obawiam się także, że znów się rozczaruję, bowiem tak samo myślałam po przeczytaniu pierwszego tomu. Cóż, nie wszystko wszystkim się podoba, a życie to nie samo pasmo sukcesów, więc i lektury mogą trafić się gorsze.

Nie tak dawno zagłębiałam się w pierwszej części serii Deborah Harkness "Księga Wszystkich Dusz". Nie była ona wybitna, czy chociażby nader intrygująca - po prostu zwykły paranormal, ale ponieważ zapowiadała się nie najgorsza historia postanowiłam sięgnąć po część drugą. No i co takiego ciekawego wyczytałam? Niewiele, a właściwie to nic. Jednak zacznijmy powoli, od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzisiejszy rynek zarzucany jest coraz to nowszymi powieściami z gatunku paranormal ronance, głównie debiutujących autorów, więc ciężko jest wyłowić prawdziwą perełkę. Dlatego nie byłam zdziwiona, gdy nazwisko autorki "Księgi Wszystkich Dusz" nic mi nie mówiło.

Diana Bishop to piękna i młoda profesor historii na uniwersytecie Oksfordzkim, gdzie studiuje alchemiczne księgi. Ah, i jest czarownicą, ale przecież to tylko drobny, nic nie znaczący szczegół. Pewnego dnia do jej rąk trafia dziwny, magiczny manuskrypt, jednakże Diana, podchodząca sceptycznie do swoich mocy i magii, rezygnuje z szansy poznania jego zawartości. Wkrótce po tym wydarzeniu, Bibliotekę zaczynają nawiedzać magiczne stworzenia, pragnące dostać manuskrypt w swoje ręce. W końcu dziewczyna postanawia zamówić księgę po raz drugi, jednakże okazuje się to niemożliwe, gdyż zaginęła ona sto lat temu...

"Księga Wszystkich Dusz" to wzruszający thriller, powieść przygodowa i romans, który ma w sobie to co najlepsze w Zmierzchu i Cieniu Wiatru. Jednakże ja nie mogę się z tym zgodzić. Nie było tam ani jednego momentu, który by mnie mógł wzruszyć lub wywołać ciarki na plecach. Przygoda... hm... na dobrą sprawę, gdy książka zaczęła się rozkręcać nastąpiło zakończenie, więc ciężko tu mówić o jakiejkolwiek przygodzie.

Pióro pani Harkness jest lekkie i przyjemne w odbiorze. Szybko się czyta, a autorka ma świetne pomysły. Jednak, co smutne, momentami przynudza. Gdyby wyciąć niektóre sceny i kilka zbędnych opisów mogłaby powstać o wiele lepsza i ciekawsza historia.

Powieść nie jest skierowana do młodzieży, lecz do nieco starszej publiki. Intrygująca historia, której końca nie da się przewidzieć, ciekawi bohaterowie i zakończenie które tak naprawdę zostało urwane w połowie zdania.

Było już o nadmiarze, umiarze, a teraz trochę o niedoborze, a mianowicie o punkcie kulminacyjnym. Strasznie mi jego w tej części brakowało. Właściwie to coś się zaczęło dziać pod koniec, jednakże brak mi było takiej typowej akcji.

Książkę polecam, bowiem zła nie jest. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach autorka się poprawi i spełni moje wymagania, bo szkoda, by tak świetny pomysł spalił na panewce.

Dzisiejszy rynek zarzucany jest coraz to nowszymi powieściami z gatunku paranormal ronance, głównie debiutujących autorów, więc ciężko jest wyłowić prawdziwą perełkę. Dlatego nie byłam zdziwiona, gdy nazwisko autorki "Księgi Wszystkich Dusz" nic mi nie mówiło.

Diana Bishop to piękna i młoda profesor historii na uniwersytecie Oksfordzkim, gdzie studiuje alchemiczne księgi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Atena Partenos, wściekli Rzymianie, zły byk z ludzką głową i inne nieszczęścia"

Rick Riordan to jeden z moich ulubionych współczesnych pisarzy. Autor takich cyklów młodzieżowych jak "Kroniki Rodu Kane" oraz "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy", a teraz zaskakuje nas trzecią częścią z serii "Olimpijscy Herosi" pt. "Znak Ateny".

Annabeth przeczuwała, że wizyta w Obozie Jupiter skończy się fatalnie. Ale odzyskała Percy'ego i wraz z pozostałą piątką herosów oraz zwariowanym satyrem z kijem bejsbolowym jako opiekunem, wyrusza do Rzymu na pokładzie latającego statku "Argo II", by nie dopuścić do zniszczenia miasta, zamknąć Wrota Śmierci, a także dokonać niemożliwego: odbyć samotną wędrówkę za Znakiem Ateny i wykonać misję, którą powierzyła jej matka. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem: mają na karku wściekłych Rzymskich legionistów, rozzłoszczonego syna Gai i odmawiającego współpracy boga wina.

Autor po raz kolejny funduje nam wędrówkę po cudownym świecie greckich i rzymskich mitów. Zgrabnie operuje językiem, bardzo ciekawie opowiadając przygody siódemki herosów w trzecioosobowej narracji. W "Znaku Ateny" skupił się przede wszystkim na greckich półbogach: Piper, Leo, Annabeth i Percym. Bardzo spodobał mi się taki sposób przedstawienia historii, gdyż mogłam ją poznać z kilku punktów widzenia. Wszystko zostało starannie zaplanowane, by czytelnik się nie nudził. Akcja goniła akcję, a ja czułam coraz większą chęć, by dowiedzieć się, co będzie dalej. Autor znany jest także z niesamowitego humoru. Tutaj także go nie zabrakło, choć zawiodłam się nieco: trzecioosobowa narracja nie rozbawiała tak mocno, jak w pierwszej osobie. Brakowało mi złośliwych komentarzy, czy zabawnych porównań bohaterów, które najczęściej rodziły się w ich głowach, a jakich dostarczały seria o rodzeństwie Kane, czy o Perceuszu Jacksonie.

Jednak nie mogłam narzekać na nudę. Wreszcie do głosu doszła Annabeth, na co czekałam już od dawna. Uwielbiam tą bohaterkę, bo poniekąd czuję się do niej trochę podobna. Całe szczęście nie mam aż takich problemów, jak ona. Podobała mi się kreacja bohaterów, gdyż każdy z nich był inny. Zwróciłam też uwagę na charakterystykę bóstw i potworów, które tak daleko mają się od moich wyobrażeń z mitów! Ale przecież to wszystko dzieje się wieki później!

Nie będę wymieniać, co jest oryginalne w książce, bo mogłabym tak gadać przez cały dzień. Zwrócę jednak uwagę na coś bardzo istotnego: powieść naprawdę uczy mitologii w przyjemny sposób. Jak zwykle, gdy czytam Riordana wychodzę bohatsza w informacje o wielu bogach, mitach czy starożytnych zwyczajach.

Bardzo ważne jest w tej części zakończenie. Tym razem autor naprawdę przeszedł samego siebie. Nigdy nie spodziewałabym się, że byłby zdolny tak zakończyć książkę. Zawsze zostawiał trochę tajemnicy, niedokończonych wątków, jednak jeszcze nigdy nie zrobił czegoś takiego. Byłam naprawdę zszokowana. A teraz przez wzgląd na zakończenie nie będę mogła spać po nocach, a już tym bardziej czekać rok na czwartą część serii pt. "Dom Hadesa".

Uważam, że ciężko znaleźć porównanie nie tylko dla tej serii, ale także dla pozostałych książek Ricka Riordana. Są niesamowicie oryginalne i łączą w sobie to, co najlepsze wśród powieści młodzieżowych: humor, dużo akcji, tajemnicy, zagadek, a także świetną zabawę. Niesamowicie wciąga. Polecam wszystkim, bez względu na wiek: czy masz lat czternaście, czy czterdzieści, nie znajdziesz w niej ani grama nudy!

"Atena Partenos, wściekli Rzymianie, zły byk z ludzką głową i inne nieszczęścia"

Rick Riordan to jeden z moich ulubionych współczesnych pisarzy. Autor takich cyklów młodzieżowych jak "Kroniki Rodu Kane" oraz "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy", a teraz zaskakuje nas trzecią częścią z serii "Olimpijscy Herosi" pt. "Znak Ateny".

Annabeth przeczuwała, że wizyta w Obozie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wpadając do kanału - czyli przygoda ponad czasem!"

Podróże w czasie to jedna z tych niewyczerpalnych kopalni pomysłów, o których można by jeszcze wiele napisać. Mało osób podjęło się próby stworzenia dzieła, gdyż wymaga to dużej znajomości historii i archaizmów, chyba, że mowa o podróżach w przyszłość. Bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że w Polsce zostanie wydana książka niemieckiej autorki Evy Voller, "Magiczna Gondola". Już wcześniej miałam styczność z Trylogią Czasu - serią innej niemieckiej pisarki, Kerstin Gier, również o podróżach w czasie.

Anna wraz z rodzicami spędza dość nudne wakacje w Wenecji. Nic dziwnego, gdy twój ojciec jest archeologiem, a matka profesorem z fizyki na uniwersytecie. Cóż innego może cię czekać, niż słuchanie godzinami o prawach grawitacji i sposobach ich pokonywania (co, nawiasem mówiąc, może być strasznie nudne, pomijając fakt, że nic z tego nie rozumiesz), lub o najnowszych szczątkach wykopanych gdzieś w jakiś ruinach.

Pewnego dnia znajduje sklep z maskami, gdzie kupuje piękną maskę kota. Następnego dnia zauważa czerwoną gondolę, choć wszystkie łodzie powinny być czarne. Zainteresowana tym zjawiskiem, podczas wsiadania do niej, zostaje wepchnięta do kanału i... budzi się w XV-wiecznej Wenecji!

Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się pomysł autorki. Początkowo obawiałam się zbyt wielkiego podobieństwa do Trylogii Czasu, jednak takowych elementów nie znalazłam. Można by porównać obie techniki przemieszczania się w czasoprzestrzeni, i uznać je za podobne, jednak wiele różnic można dostrzec zagłębiając się w szczegóły.

Byłam pod wrażeniem klimatu, jaki stworzyła autorka. Świetnie przedstawiła XV-wieczną Wenecję, oczami współczesnej siedemnastolatki. Zostałam pochłonięta wraz z główną bohaterką do cudownego świata, z którego nie miałam ochoty wracać do naszych czasów, w przeciwieństwie do Anny.

Anna, Sebastiano, Klaryssa, Dorotea, Jose, Alvise, Jacopo... mogłabym tak wymieniać w nieskończoność - wszyscy bohaterowie, nawet ci drugoplanowi, wydawali mi się niesamowicie realni, a ich kreacje niesamowite. Narracja pierwszoosobowa prowadzona z punktu widzenia głównej bohaterki, Anny, wprowadza nas w niesamowity świat intryg. Razem z nią zostajemy wciągnięci w tą niesamowitą przygodę i zagłębiamy tajemnice podróżników w czasie. Co do samej narracji nie mam zastrzeżeń - styl lekki, czasem żartobliwy - ogólnie milo się czyta.

Jedyne, co mi się nie podobało to wątek romantyczny, który wyrósł tak trochę z niczego. Nic, nic, nic, a potem nagle BUM! Anna się zakochała. Owszem, pojawiały się wcześniej jakieś zachwyty nad kolorem oczu pewnego bohatera, ale... nie było tego zbyt wiele. Jedna opcja jest taka, że autorka skupiła się na pozostałych wątkach, a ten romantyczny, to tak wciśnięty mimochodem, bo tak pasuje. Druga zaś mówi, że wśród całego tego zamieszania po prostu czytelnik nie zwraca uwagi na uczucia, bo coś się dzieje i chce wiedzieć, co będzie dalej.

Muszę przyznać, że bardzo podobała mi się ta książka. Naprawdę warto przeczytać, choćby dla przyjemnego spędzenia czasu. To jedna z lepszych książek dla nastolatek. Sprawiła, że przekonałam się w pełni do niemieckich autorów i miło spędziłam czas, odprężając się między zadaniami z fizyki, a wkuwaniem słówek z angielskiego.

7/10

"Wpadając do kanału - czyli przygoda ponad czasem!"

Podróże w czasie to jedna z tych niewyczerpalnych kopalni pomysłów, o których można by jeszcze wiele napisać. Mało osób podjęło się próby stworzenia dzieła, gdyż wymaga to dużej znajomości historii i archaizmów, chyba, że mowa o podróżach w przyszłość. Bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że w Polsce zostanie wydana...

więcej Pokaż mimo to