rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Opinia dotyczy ebooka. Nie wiem czy papier cierpi na te same przypadłości.
Zacznę od pozytywów. Każdy “fan” gwiezdnych wojen powinien przeczytać tę książkę. Pisząc „fan” mam na myśli osobę, która lubi świat przedstawiony we franczyzie lecz nie jest jej maniakiem. Maniacy zapewne wszystkie informacje zgromadzone w tej pozycji mają już od lat w małym palcu. Ja, jako osoba darząca gwiezdne wojny sympatią, czerpałem z lektury przyjemność i nie raz się szeroko uśmiechałem. Najwięcej informacji skupia się na produkcji pierwszej czyli czwartej części. Warto jednak zaznaczyć, że poza gwiezdnymi wojnami przez strony przetaczają się też ciekawostki na temat ludzi związanych z Lucasem lecz niekoniecznie z uniwersum jakie stworzył. Warto się dowiedzieć co zmusiło(!) Coppolę do nakręcenia jego opus magnum, „Ojca chrzestnego”
Najlepszym zakończeniem byłoby napisanie czegoś w stylu lekko, łatwo i bardzo, bardzo przyjemnie. Jednak aby móc sobie spojrzeć w twarz muszę powiedzieć, że dawno mnie tak szlag nie trafiał podczas czytania książki. Tak fatalnego tłumaczenia nie widziałem od …. nie wiem kiedy. Jak można powierzyć tłumaczenie komuś, kto w ogóle nie orientuje się w świecie jaki opisuje. Order 66 – jako zakon 66! (To tylko jeden z wielu przykładów) Ja nie żyję tym światem. Oglądałem filmy i wystarczy, żeby w kilku momentach książka zmusiła mnie do walenia głowa w ścianę i krzyku – DLACZEGO!
Do tego wszystkiego dochodzi korekta. Boże przenajświętszy. Ktoś to czytał przed wrzuceniem na sklepowe półki? Kryminał…
Za podejście do klienta powinienem wystawić jedną gwiazdkę. Wrzucamy znane logo na okładkę i mamy gdzieś co jest w środku. Trzepiemy kasę w związku z bliską premierą kolejnego filmu wypuszczając na rynek produkt wybrakowany!
Za to czego się dowiedziałem daję oceną jaka jest widoczna. Dlaczego tylko sześć? Dlatego, że w paru miejscach autor popłynął zdecydowanie za daleko jeśli chodzi o głębszą filozofię czy duchowość filmów. Rozumiem, że są na świecie ludzie, którzy są w stanie zabijać w imię mocy jednak silenie się na sprowadzanie czystej rozrywki (jak mówi sam Lucas) do czegoś więcej mi przeszkadzało.
PS. Jeszcze jedna rzecz. W wersji elektronicznej, zdjęcia znajdują się na końcu książki. Szkoda, że nie umieszczono ich w rozdziałach, do których się odnoszą.

Opinia dotyczy ebooka. Nie wiem czy papier cierpi na te same przypadłości.
Zacznę od pozytywów. Każdy “fan” gwiezdnych wojen powinien przeczytać tę książkę. Pisząc „fan” mam na myśli osobę, która lubi świat przedstawiony we franczyzie lecz nie jest jej maniakiem. Maniacy zapewne wszystkie informacje zgromadzone w tej pozycji mają już od lat w małym palcu. Ja, jako osoba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Panie King. Zawiodłem się, zawiodłem się bardzo. Po trzecią część trylogii o detektywie Hodgesie zapewne już nie sięgnę. Owszem czyta się to coś szybko i ani się człowiek obejrzy już czyta posłowie. Podobno seria, ma być ekranizowana. I jest pies pogrzebany. To jest szkic scenariusza i próba wydojenia kasy dwa razy. Jak na autora, który nie musi się martwić finansami to bardzo słabe zagranie.

Jeśli lubisz Kinga to odpuść sobie tę pozycję. Serio!

Panie King. Zawiodłem się, zawiodłem się bardzo. Po trzecią część trylogii o detektywie Hodgesie zapewne już nie sięgnę. Owszem czyta się to coś szybko i ani się człowiek obejrzy już czyta posłowie. Podobno seria, ma być ekranizowana. I jest pies pogrzebany. To jest szkic scenariusza i próba wydojenia kasy dwa razy. Jak na autora, który nie musi się martwić finansami to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekko, łatwo i przyjemnie. Przyjemne czytadło na letnie miesiące. Nie jest kryminał najwyższych lotów. Czyżby pomysł zaczerpnięty z serii piła?

Lekko, łatwo i przyjemnie. Przyjemne czytadło na letnie miesiące. Nie jest kryminał najwyższych lotów. Czyżby pomysł zaczerpnięty z serii piła?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Hmmmm. Zastanawiam się jak opisać tę książkę by nie zdradzać tego co w niej najlepsze. To co można ujawnić, bez problemu można przeczytać w opisie. Ja jeszcze dodam, że Mapa czasu to wspaniała gra jaką toczy z czytelnikiem autor. W jednej chwili dajesz się ponieść fantazji autora by za chwilę...

Tu przerwę. Naprawdę warto. Wyprawa do wiktoriańskiego Londynu to naprawdę niezwykła podróż w której koniec jest na początku a początek na końcu.

Hmmmm. Zastanawiam się jak opisać tę książkę by nie zdradzać tego co w niej najlepsze. To co można ujawnić, bez problemu można przeczytać w opisie. Ja jeszcze dodam, że Mapa czasu to wspaniała gra jaką toczy z czytelnikiem autor. W jednej chwili dajesz się ponieść fantazji autora by za chwilę...

Tu przerwę. Naprawdę warto. Wyprawa do wiktoriańskiego Londynu to naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wymęczyłem...I nic więcej nie chciało mi się dodawać. Zmieniłem zdanie gdyż ta książka jest idealnym przykładem by nie zwracać uwagi tylko na liczbę wysokich ocen ale również pochylić się nad tymi mniej entuzjastycznymi.
Zacznę od tego, że być może nie jestem tak zwanym „targetem”. To moja pierwsza książka o zombie, przynajmniej nie przypominam sobie, żebym wcześniej czytał powieść, której są oni niejako głównym bohaterem. Zaryzykowałem, a nóż zostanę fanem gatunku. W końcu filmy i seriale o tej tematyce całkiem lubię jako weekendowy „odstresowywacz”. Dodatkowym atutem wydawało się umieszczenie akcji w ciekawych czasach. Niestety. Szczury Wrocławia odstraszyły mnie od tego gatunku jak nie na zawsze to na długi czas (Jeżeli miałem pecha i wybrałem zły tytuł na początek to proszę o prywatną wiadomość z książką, która pomoże mi zmienić zdanie).
Książka pana Szmidta to ponad pięćset stron z czego minimum połowa to opisy śmierci. Czy to rozrywanych na strzępy przez zombie, ginących w wybuchach czy z innych powodów. Jest tego tyle, że w pewnym momencie robi się to nudne. Zwłaszcza, że wszystkie wydają się podobne. Wykręcone, złamane, wyrwane kończyny. Rozpruty brzuch i wylewające się wnętrzności etc. Jest to sytuacja jak z dzisiejszymi filmami grozy czy horrorami. Mnóstwo wodotrysków, zbliżeń, fontanny krwi zaś całkowicie brakuje klimatu i poczucia zagrożenia. Zawsze w takich przypadkach przypomina mi się pierwszy „Obcy”. Ciemno, ciasno, straszno. Prostymi zabiegami widz jest trzymany w napięciu. J
Jeżeli chodzi o książkowy przykład to pierwszy „wypluwacz” książek Stephen King, który często pisze na jedno kopyto jest w stanie wzbudzić lęk czy choćby lekkie zaniepokojenie kolejną wtórną książką.
Tego zabrakło Szczurom Wrocławia. Autor Zamiast budować klimat przez pierwsze kilkaset stron (!!!) serwuje nam dziesiątki nazwisk które znikają z kart powieści utopione w litrach krwi. Poznajemy nazwiska wraz z krótkim opisem osoby by chwile później oglądać ich pseudo spektakularną śmierć.
Zastanawiałem się o co chodzi z tym „pocztem trupów polskich”. Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Akcja marketingowa, która zgromadziła dwa tysiące nazwisk przyszłych czytelników, którzy zgodzili się umrzeć na łamach książki. No to mamy dwa tysiące sprzedanych egzemplarzy. Kto by nie chciał posiadać książki, w której jest choćby epizodycznym bohaterem. „Nice try”. W posłowiu autor informuje, że w pierwszym tomie ubił tylko trochę powyżej dwustu. Jednak niech pominięci nie porzucają nadziei bo szykują się kolejne tomy. Czyli co jeszcze dziesięć tomów czy szykują nam się na ostatnich stronach ściany poległych? Coś czuję, że prawie tysiąc siedemset osób zostało potraktowanych jak bezmyślne zombie.
Kolejne kilkadziesiąt stron zajmują zwroty, spojrzeć przez ramię, zerknąć przez ramię, obrócić się przez ramię i dziesiątki innych wariacji tych dwóch słów oraz zombie i nieumarli. Czy ktoś czytał przed wydaniem czy od razu z worda poszła do druku?
To co miało być atutem czyli „epoka” w której rozgrywa się akcja stało się kolejną bolączką. Jakaś mierna parodia, pastisz owych czasów. Kiepskie dialogi, dowcipy i bohaterowie wycięci od szablonu i płascy jak kartka papieru.
Mniej więcej do trzech czwartych tej historii powtarzałem sobie, że nie dam rady tego przeczytać. Jedyne co mnie trzymało to nadzieja, że coś się chociaż wyjaśni, albo przynajmniej zostaną zaproponowane jakieś tropy odnośnie „zarazy”, które mnie zainteresują. Porzućcie jednak nadzieję ci, którzy wchodzicie do tego świata. Owszem, pod koniec coś tam się zmienia i poza litrami krwi i tysiącami zombie dzieje się coś więcej. Tylko to zdecydowało o tym, że dałem jednej gwiazdki.

Dowiedziałem się też, że autor ma napisać coś z uniwersum metro 2033. Serio?
Proponuję zbuntowaną drezynę rozjeżdżającą wszystkich na linii okrężnej i opisy fruwających kończyn przez 300 stron.

Z dwóch książek ze szczurami w tytule Stalowe szczury kontra Szczury Wrocławia zdecydowanie polecam tą pierwszą.

Wymęczyłem...I nic więcej nie chciało mi się dodawać. Zmieniłem zdanie gdyż ta książka jest idealnym przykładem by nie zwracać uwagi tylko na liczbę wysokich ocen ale również pochylić się nad tymi mniej entuzjastycznymi.
Zacznę od tego, że być może nie jestem tak zwanym „targetem”. To moja pierwsza książka o zombie, przynajmniej nie przypominam sobie, żebym wcześniej ...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Szyfr Jia Mai
Ocena 5,8
Szyfr Jia Mai

Na półkach:

Nie lubię kiedy ktoś traktuje mnie jak idiotę. Osoba, która stworzyła opis tej książki powinna zawisnąć na latarni jako przykład tego co powinno spotykać ludzi, którzy starają się innym wciskać ciemnotę.
„W swoim pasjonującym debiucie Mai Jia odsłania tajemniczy świat Jednostki 701, supertajnej organizacji szpiegowskiej, której zadaniem jest kontrwywiad i łamanie szyfrów.
Rong Jinzhen, autystyczny geniusz matematyczny z tajemniczą przeszłością, zostaje zwerbowany do Jednostki 701, co oznacza dla niego porzucenie badań naukowych. Jako największy chiński kryptograf Rong odkrywa, że wybitnym umysłem kryjącym się za szaleńczo trudnym Purple Code jest jego wybitny nauczyciel i najlepszy przyjaciel, który obecnie pracuje dla wroga Chin – ale to tylko pierwsza z licznych zdrad.”
Z powyższego opisu możemy wywnioskować, że w trakcie lektury dane będzie nam poznać bohatera, który łączy w sobie agenta 007 z Johnem Nashem (bohaterem „Pięknego umysłu”).
Zabieg ten kojarzy mi się z tytułami tabloidów lub artykułów na popularnych portalach internetowych, które są wymyślane dla „klikalności”. Za ten zabieg odejmuje jedną lub półtorej gwiazdki. Za ten koszmar naszych czasów - wszechobecny „żebro klik”. Zazwyczaj staram się nie czytać opinii innych, żeby nie wyrabiać sobie zdania. Tyczy się to książek jak i filmów czy muzyki. Mam osobliwy gust i to co innym się nie podoba często, gęsto mnie zachwyca. W tym przypadku jednak zalecam wcześniejsze zapoznanie się z opiniami innych by się nie rozczarować. Chciałem przeczytać coś lekkiego. Relaks na powietrzu w długi weekend. Powieść szpiegowska o szyfrach i zdradach miała idealnie się wpasować w założenia. Jeżeli do tego dodamy miejsce akcji i zapoznanie się z tajną Chińską jednostką. Same plusy.
Z tonu mojej wypowiedzi można wywnioskować, że Rongowi Jinzhenowi bliżej do schizofrenicznego matematyka niż do wstrząśniętego lecz niezmieszanego agenta jej królewskiej mości. Niestety tu, też możemy się rozczarować. Bohater filmu Howarda jest postacią zdecydowanie bardziej medialną. Jego przypadłość leży na drugim biegunie tego co przedstawia nam „Szyfr”. Amerykański matematyk do pewnego czasu żył w miarę normalnie. Miał przyjaciół i rodzinę. Sama choroba jak i jej wpływ na jego życie mogły posłużyć za kanwę „szpiegowskiego thrillera”. W powieści Jia Mai mamy do czynienia z całkowicie innym przypadkiem. Główny bohater dotknięty jest pewną formą autyzmu. To powoduje, że jego życie wygląda całkowicie inaczej. Jest zamknięty w sobie, żyje we własnym świecie. Nie przeżywa niesamowitych przygód (choćby urojonych), a wydarzeniem które „mrozi nam krew w żyłach” jest podróż pociągiem do innego miasta, która kończy się zaginięciem osobistego notatnika bohatera.
Jeżeli miałbym się sugerować opisem wydawnictwa to skłonny byłbym, z czystym sumieniem dać jedną gwiazdkę.
Czy to znaczy, że należy odpuścić sobie ten chiński bestseller? Absolutnie nie. Jeżeli nie nastawimy się na to co stara nam się wmówić wydawca, możemy naprawdę cieszyć się historią autystycznego geniusza matematyki, którego całym światem stał się świat liczb i równań. Przez chwilę chodziło mipo głowie, że jest to odpowiedź państwa środka na „Piękny umysł. Jednak sam z tym porównaniem rozprawiłem się wyżej. Bliżej tej książce do „Przyjaciół zwierząt”. Bardziej niż powieść sensacyjna jest to studium człowieka z wielkim darem, który staje się jego przekleństwem. Książka jest napisana w formie wspomnień ludzi, którzy otaczali głównego bohatera. Poznajemy go ich oczami. To ciekawy zabieg. Możemy zobaczyć jak z czasem zmienia się postrzeganie „upośledzonego” człowieka. Jak z wyśmiewanego chłopca staje się bohaterem rewolucji. Autyzm jako taki jest bardzo ciekawym zjawiskiem, ujęty w takich ramach jest niebywale interesujący.
Jest to historia o samotności i walce z własnymi demonami. O bezwzględnym wykorzystaniu osoby kruchej jak szkło i doprowadzenie jej na skraj przepaści by na sam koniec popchnąć ją w otchłań.
Gdyby nie starano się mnie oszukać ocena oscylowałaby w granicach ósemki. Wadą jest dość dziwny, ubogi język. Niech wydawnictwo samo sobie będzie winne.

Nie lubię kiedy ktoś traktuje mnie jak idiotę. Osoba, która stworzyła opis tej książki powinna zawisnąć na latarni jako przykład tego co powinno spotykać ludzi, którzy starają się innym wciskać ciemnotę.
„W swoim pasjonującym debiucie Mai Jia odsłania tajemniczy świat Jednostki 701, supertajnej organizacji szpiegowskiej, której zadaniem jest kontrwywiad i łamanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę zbyt obiektywny w swej ocenie. Lokalny patriotyzm i uwielbienie dla starych „warsiaskich” klimatów przesądza sprawę. Książka jest klawa i jeśli komuś do gustu trafiły książki Grzesiuka czy „Dobry” Łysiaka powinien być kontent z lektury.
Fabuła nie jest zbyt wyszukana. Z posłowia dowiadujemy się, że żywot swój ów historia rozpoczęła jako scenariusz serialu historycznego, który miał być naszą odpowiedzią na zagraniczne hity takie jak: „Broadwalk Empire” czy „Peaky Blinders”. Serial jednak nie powstał (Chciałbym, żeby takie HBO czy C+ się jednak porwali na coś takiego) lecz Kalinowski postanowił dokończyć historię.
Skoro scenariusz miał konkurować z wyżej wymienionymi tytułami, możemy domniemywać w jakim kierunku zmierza ta opowieść. I muszę przyznać, że skojarzenia z „Peaky Blinders” są jak najbardziej na miejscu. Mamy tu półświatek. Doliniarzy, kasiarzy, lipkarzy, żydów jak i świat polityki, wojny czy wyższych sfer. Główny bohater przez wszystkie strony powieści balansuje pomiędzy tymi światami szukając miejsca dla siebie. Dzięki temu mamy wgląd w życia warszawiaków w czasie prosperity, wojny czy podnoszenia się z kolan po zaborach.
Osobiście jestem zachwycony stylem w jakim utrzymane są dialogi chłopaków z ferajny. To co dla mnie jest zaletą, ze względu na miejsce urodzenia dla innych może być wadą. Zwłaszcza stosunek mieszkańców Woli czy Czerniakowa do przyjezdnych. Przez to nie dziwią mnie bardzo niskie oceny.
Moja ocena jest trochę na zachętę. Jako, że jest to debiut beletrystyczny to spodziewałem się niedociągnięć. Mimo to mam nadzieję, że bardzo szybko dane mi będzie przeczytać dalsze losy bohaterów.
Z plusów, poza stylizowaną „warsiawską” mową i łotrzykowsko-heroicznym klimatem można wymienić ciekawe wydarzenia historyczne, które nie każdy zna, jak szturm tramwajowy na Kijów czy zdobycie wzgórza przez Broniewskiego. Ciekawym wtrętem są nawiązania do dzisiejszych czasów. Niejaki Joahim Smuda, „który mówił niezrozumiałymi dla innych odmianami polskiego” czy zespół śledczy policji – Sznuk, Pijanowski i Strasburger – z czego ten ostatni sypał „czerstwiakami” jak z rękawa. Takich oczek puszczanych do czytelnika jest tu bez liku.
Jestem świadom, że przemówiły do mnie „wodotryski”. Z premedytacją odpuszczam autorowi potknięcia i daje kolejną szansę. Mam nadzieję, że z książki na książkę będzie coraz lepiej.
Polecam warszawiakom jak i ludziom, którzy Warszawę lubią.
Jeżeli zaś za stolicą nie przepadasz - odradzam, szkoda czasu i nerwów.

Nie będę zbyt obiektywny w swej ocenie. Lokalny patriotyzm i uwielbienie dla starych „warsiaskich” klimatów przesądza sprawę. Książka jest klawa i jeśli komuś do gustu trafiły książki Grzesiuka czy „Dobry” Łysiaka powinien być kontent z lektury.
Fabuła nie jest zbyt wyszukana. Z posłowia dowiadujemy się, że żywot swój ów historia rozpoczęła jako scenariusz serialu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto nie oglądał „Dnia świstaka” niech pierwszy rzuci kamień! Przyznam, że bardzo lubię ten film i w chwili kiedy się dowiedziałem o książce Claire North od razu wskoczyła ona na listę tytułów, które muszę przeczytać. Jako zdeklarowany fan wszystkich części „Powrotu do przyszłości” czy wspomnianego wyżej obrazu z Billem Murray’em nie mogłem się doczekać historii opartej na tym pomyśle tylko na poważnie i w dłuższej perspektywie. Zapowiada się smakowicie….

I co ja mam teraz napisać? Może zbytnio się podpaliłem i oczekiwałem epickiej opowieści o podróży przez czas i życie. Opowieści o tym jak zmienia się nasz pogląd na świat wraz z doświadczeniem zdobywanym przez lata tułaczki po ziemskim padole. Dylematów moralnych etc. Coś jakby gry, w której każda decyzja ma konsekwencje w przyszłości. To co otrzymałem jest… hmmm… ujmę to w ten sposób.
Po przeczytaniu „Pierwszych piętnastu żywotów Harry’ego Augusta” mam wrażenie, że w niedługim czasie ukaże się „Kolejnych piętnaście żywotów Harry’ego Augusta” następnie " Bractwo Kronosa – Początek”, „Bractwo Kronosa – Upadek” oraz „Bractwo Kronosa – Ostatnia Krew”
Odczucie, że ta historia to tylko preludium do jakiejś trylogii czy innej sagi jest nieodparte. Autorka przedstawia nam historię Harry’ego który jest przedstawicielem niejakich ouroboranian (kim są i skąd się wzięli –tego pewnie dowiemy się w zemście kalaczakry – kolejny termin, który nie został wyjaśnony) którzy w chwili śmierci wracają na początek pętli jaką jest ich życie i rodzą się ponownie w takich samych okolicznościach i tak życie za życiem.
Prawda, że temat dający całkiem spore pole do popisu? Jednak żadnego popisu nie ma. Poznajemy bohatera, który jedyne co robi to przez trzy czwarte książki zwiedza świat i opowiada nam o epoce, w której przyszło mu żyć. Przez trzy czwarte książki czytamy opis tego jak bohater robi wszystko, żeby choćby w najmniejszy sposób nie ingerować w swój świat. W chwili kiedy pojawia się antagonista naszego bohatera i zapowiada się na jazdę bez trzymanki bo ten czarny charakter stara się zmienić wszystko to jedyne co dostajemy, to informacje, że technologia XXI wieku jest dostępna w połowie XX. Autorka wtedy zmienia front i zamiast opisywać nowy fascynujący świat opisuje rozterki wewnętrzne bohatera, który zastanawia się czy przespałby się z jego adwersarzem… litości.
Spłycam to wszystko bo inaczej musiałbym opisać całą fabułę, a tego robić mi się nie chce.
W ramach podsumowania. Jeśli jest to wstęp do szerszej historii to mam żal, że nie zostałem o tym poinformowany. Jeżeli zaś jest to zamknięta całość to chyba nie warto marnować czasu i lepiej włączyć sobie „Powrót do przyszłości” lub „Dzień świstaka”.

Kto nie oglądał „Dnia świstaka” niech pierwszy rzuci kamień! Przyznam, że bardzo lubię ten film i w chwili kiedy się dowiedziałem o książce Claire North od razu wskoczyła ona na listę tytułów, które muszę przeczytać. Jako zdeklarowany fan wszystkich części „Powrotu do przyszłości” czy wspomnianego wyżej obrazu z Billem Murray’em nie mogłem się doczekać historii opartej na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka wydana wręcz wzorcowo. Przy pierwszym kontakcie onieśmiela. Dobrze, że mam w bloku windę i dzięki temu nie mam wyrzutów sumienia względem kuriera, który musiał mi ją dostarczyć. Po zdjęciu przesyłki z euro palety i rozpakowaniu moim oczom ukazało się tomisko rozmiarami dorównujące ... prawdopodobnie Belgii. Twarda oprawa, dobry papier. Jestem bardzo kontent, że taki wydawniczy majstersztyk spoczywa na mojej półce. Zachwyty nad formą w pełni uzasadnione. Niestety w tym momencie przychodzi mi na myśl, że forma owa przysłoniła mi treść. Wszak nie liczy się wygląd, a wnętrze i w chwili gdy mija pierwsze zauroczenie (w moim przypadku było to w okolicach połowy książki) zaczynamy dostrzegać niedoskonałości.
Czuję się trochę oszukany, nęcony byłem chwytami marketingowymi i wykrzyknikami:
Najbardziej oczekiwana książka roku!
Nowa epicka powieść Olgi Tokarczuk!
I cóż książka jest epicka – bardzo opisowa. Jednak nie sądzę, że to mieli na myśli autorzy tych „anonsów” prasowych. Bardziej niż powieść traktowałbym „Księgi Jakubowe” to bardziej traktat na temat życia w XVIII wiecznej Europie. Owszem, jestem pod ogromnym wrażeniem pracy włożonej przez autorkę w pisanie. Ogrom materiałów musiał być wręcz niepoliczalny….I chyba tu jest pies pogrzebany. Ilość informacji jaką chciała się z nami podzielić pani Olga przyćmiła samą fabułę. Mam wrażenie, że poszła drogą jednego z bohaterów, mianowicie księdza Benedykta Chmielowskiego, który twierdził, że pisząc swoje „Nowe Ateny” nie tworzy tylko przepisuje, streszcza, redaguje ogrom wiedzy zdobyty przez innych aby szerzyć wiedzę wśród ludzi. Odnoszę wrażenie, że Olga Tokarczuk wpędziła się w pułapkę chcąc przekazać czytelnikowi jak najwierniejszy obraz tamtych czasów. Przez takie podejście otrzymujemy 750 stron „opisów przyrody” ubrań, włosów, zarostu, ubrań, fauny, flory etc. Które niewiele wnoszą. Część z nich bardzo często się powtarza. Jak opisy twarzy, postury, oczu.
Tu rodzi się pytanie. Czy gdyby to nie była powieść tylko książka naukowa to czy byłaby monumentalna? Epicka? Myślę, że została by określona jako wartościowa pozycja ukazująca życie w XVIII wieku.
Może mam ADHD i ten tytuł jest dla mnie za ciężki. Może nie dostrzegam pewnych rzeczy, które widzą inni. Nie wiem. Nie dam, żadnej gwiazdki bo za ogrom pracy, jakość wydania i ilość informacji należy się i maksymalna ilość. Za całościowy odbiór…. Mniej

PS. Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Jak można zgromadzić tyle materiału, spisać ponad 900 stron i co chwilę używać słowa spolegliwy w złym znaczeniu.
Strasznie mnie to kuło w oczy.

Książka wydana wręcz wzorcowo. Przy pierwszym kontakcie onieśmiela. Dobrze, że mam w bloku windę i dzięki temu nie mam wyrzutów sumienia względem kuriera, który musiał mi ją dostarczyć. Po zdjęciu przesyłki z euro palety i rozpakowaniu moim oczom ukazało się tomisko rozmiarami dorównujące ... prawdopodobnie Belgii. Twarda oprawa, dobry papier. Jestem bardzo kontent, że taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Często gdy czytamy opinie o książkach w oczy rzucają nam się zwroty: Autor zadaje pytania, książka zmusza do przemyśleń, stara się odpowiedzieć na pytania etc. Czasami jest to prawda, czasami jest to zwykłe szukanie głębi na mieliźnie. W tym przypadku jestem totalnie zaskoczony. W trakcie lektury i po jej zakończeniu cały czas żyje tą książką. Zadaje sobie milion pytań, na które nie umiem w jednoznaczny sposób odpowiedzieć.
Dla mnie, człowieka pracującego w biurze. Człowieka którego największym osiągnięciem wyczynowym jest przejechanie kilkudziesięciu kilometrów rowerem czy całodzienny spacer po lesie (bo się zgubiłem) jest wręcz abstrakcją ten pęd do… No właśnie do czego? Do udowodnienia sobie czegoś? Zapisania się na kartach historii? Spojrzenia śmierci w oczy? Jak wiele ludzie są w stanie poświęcić by osiągnąć niemożliwe zdawałoby się dla zwykłego śmiertelnika cele. Po co narażać się na śmierć? Z drugiej strony gdyby nie ludzie tego pokroju to dalej siedzielibyśmy na drzewach.
Może, źle odbieram historię pana Badera. Jednak uważam, że nie jest to książka o wydarzeniach na Broad Peak. To raczej opowieść o poświęceniu, odwadze graniczącej z szaleństwem, bohaterstwie i stracie. Bardziej książka psychologiczna niż literatura faktu.
Podziwiam rodziny takich ludzi. Ja nie wyobrażam sobie, czegoś takiego. Syn wychodzi z domu i szanse na to, że wróci są… identyczne jak na to, że zginie. Nie chodzi tylko o himalaistów. Podobne katusze muszą przeżywać rodziny żołnierzy, strażaków, marynarzy. Podziwiam za to, że potrafią żyć ze śmiercią siedzącą w salonie czekającą na swój dzień.
Podziwiam też bohaterów, którzy rezygnowali z własnych ambicji i odpuszczali zdobywanie góry by pomóc innym będącym w potrzebie. Tu książka daje odpowiedź na pytanie kim jest bohater, heros. Osoba która nie patrzy na siebie tylko ryzykuje życie by uratować kogoś obcego, kogoś kto wyruszając by zdobyć ośmiotysięcznik, podpisuje niejako wyrok śmierci i godzi się z tym, że może zostać tam na górze.
Jedni oddają życie za marzenia i zostawiają bliskich z poczuciem niesprawiedliwości i z pytaniem co by było gdyby? Inni, do końca swoich dni będą się zastanawiać czy dobrze postąpili. Ja zastanawiam się jakbym zareagował, co bym zrobił? Czy obwiniałbym innych, czy pogodził się z sytuacją?

Na pewno ta książka zostanie ze mną na dłużej.


„Tenzing Norgay, nepalski Szerpa, który z Edmundem Hillarym jako pierwszy zdobył Mount Everest, mówił, że na wielkie góry trzeba się wspinać z pokorą dziecka, które wchodzi na kolana matki. I nie wypada nawet na nią patrzeć, jak uważają Indianie Koyukon z Alaski, którzy mieszkają u podnóża Denali, co w ich języku znaczy Wielka albo Wysoka. Kiedy ich święta góra jest widoczna w oddali, nie pozwalają swoim dzieciom nawet o niej wspominać. „O tym nie mów. Twoje usta są za małe” – powtarzają im. A Broad Peak jest jeszcze wyższy od Denali”.

Często gdy czytamy opinie o książkach w oczy rzucają nam się zwroty: Autor zadaje pytania, książka zmusza do przemyśleń, stara się odpowiedzieć na pytania etc. Czasami jest to prawda, czasami jest to zwykłe szukanie głębi na mieliźnie. W tym przypadku jestem totalnie zaskoczony. W trakcie lektury i po jej zakończeniu cały czas żyje tą książką. Zadaje sobie milion pytań, na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapowiadało się ciekawie, na początku nawet zabawnie. Można się uśmiechnąć czytając o "naszych przywarach" o tak zwanej szeroko pojętej polskości i wszystko byłoby fajnie, spoko gdyby to było opowiadanie, prześmiewcze, dające odrobinę do myślenia. Jednak 256 stron wywlekania stereotypów i narzekania na wszystko dokoła było lekko nurzące. Wnikliwość obserwacji autora, w mojej opinii, jest na poziomie wszechobecnych „memów” internetowych. Wszystko jest szare, nijakie, bezkształtne i nie wiadomo jakie jeszcze. Może nie zrozumiałem ironicznego tonu autora. Może jakieś subtelne znaki umknęły mojej uwadze, a może jestem po prostu tępy i inaczej postrzegam historię i to co spowodowało, że jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Może to celowy zabieg autora, żeby wszystkie stereotypy o Polsce, Polakach zgromadzić pod sztandarem tego najgorszego. Malkontenctwa, wiecznego niezadowolenia, krytykanctwa, lenistwa i cichego przyzwolenia na to by wszystko było nieforemne, brzydkie tak, że aż pękają oczy.
Czyli, źle mi się wydawało. To nie lata komunizmu, wymordowana inteligencja, zburzone miasta, sowiecka zabudowa, windowanie na piedestał prostoty czy wręcz prostactwa oraz ogólna rusyfikacja są winne braku przestrzennej estetyki. Tylko nasza „polsza polskość”.

Trzeba przyznać, że autor ma lekkie pióro i całkiem szybko połyka się kolejne strony. Może to ze mną jest coś nie tak, jednak razi mnie ten styl na "yntelektualne" pastwienie się nad „naszymi” problemami. Szydzić jest zawsze najprościej. Podobne odczucia miałem po lekturze "Ślepnąc od świateł" Pana Żulczyka. To tak jak z tymi "fryzurami na wermacht" opisywanymi przez Pana Szczerka. W Polsce jest tego najwięcej, nigdzie indziej tylko tu

Zapowiadało się ciekawie, na początku nawet zabawnie. Można się uśmiechnąć czytając o "naszych przywarach" o tak zwanej szeroko pojętej polskości i wszystko byłoby fajnie, spoko gdyby to było opowiadanie, prześmiewcze, dające odrobinę do myślenia. Jednak 256 stron wywlekania stereotypów i narzekania na wszystko dokoła było lekko nurzące. Wnikliwość obserwacji autora, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak w najprostszy sposób ocenić czy książka z danego cyklu ci się spodobała? Wystarczy zmierzyć poziom irytacji związany z brakiem kolejnej części. Po przeczytaniu ostatniej strony Tańca ze smokami powiedziałem sobie, że nigdy w życiu nie zacznę żadnej sagi, cyklu, serii, która nie będzie miała jasno określonego początku i zakończenia. Dlaczego zatem uległem i dałem „zmieszać się z Błotem”? Wydaje mi się, że nie dawałem tej historii większych szans. Ot, przeczytam i zapomnę lub porzucę ją bezceremonialnie w połowie mówiąc „kończ waść, wstydu oszczędź” Myślałem, że bardzo dobre wydanie od strony graficznej ma na celu odciągnąć uwagę od kiepskiej jakości treści. Jednak w swym roztargnieniu zapomniałem o niegdysiejszej fascynacji między innymi I wojną światową. Zapomniałem również o tym, że cały czas siedzi we mnie coś z małego chłopca wychowanego na filmach typu: Parszywa 12, Działa Navarony czy seria o Bondzie na Gwiezdnych wojnach kończąc. Chyba to najbardziej wpłynęło na to, że książka mnie wciągnęła i pochłonąłem ją w mgnieniu oka. Nie jest to literatura, która zmusza do refleksji nad bezsensownością wojny, nad je brutalnością. Możliwe, że odrobinę się stara lecz nie to jest clou programu. Akcja pędzi od jednego załomu transzei do kolejnego. Krew zmienia ziemię w błoto, gaz wypiera powietrze do oddychania, a trup ściele się gęsto. Brniemy przez to wszystko z oddziałem kompanii karnej na której czele stoi kapral „Herr Kapitan” Reinhardt. To on przykuł moją uwagę. Tajemniczy, diablo inteligentny i oszpecony paskudną raną na twarzy, którą skrywa pod srebrną protezą. Takie połączenia Dartha Vadera z Admirałem Thrawnem z sagi gwiezdnych wojen. Jeśli do tego dodamy kompanijny wachlarz straceńców mamy przepis na idealną historię do sfilmowania a la wcześniejsze tytuły czy bękarty wojny. Jest tu akcja, trochę patosu (tyle ile trzeba), bohaterzy doktórach idzie się przywiązać. Jeżeli szukasz czegoś poważnego i z przesłaniem to Stalowe szczury omiń szerokim łukiem, jeśli zaś szukasz rozrywki w czystej postaci i jesteś fanem starych amerykańskich filmów wojennych to jest to pozycja dla ciebie.

Panie Gołkowski. Dziękuję za obudzenie tego małego chłopca!

Jak w najprostszy sposób ocenić czy książka z danego cyklu ci się spodobała? Wystarczy zmierzyć poziom irytacji związany z brakiem kolejnej części. Po przeczytaniu ostatniej strony Tańca ze smokami powiedziałem sobie, że nigdy w życiu nie zacznę żadnej sagi, cyklu, serii, która nie będzie miała jasno określonego początku i zakończenia. Dlaczego zatem uległem i dałem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubie takie książki. Jedna z tych przy których mówię znajomym - musisz koniecznie przeczytać. Jednak kiedy pada pytanie - O czym ona jest? Ciekawa? Wciągająca? Dzieje się? Nie jestem w stanie odpowiedzieć w sensowny sposób. Ze "Szczygłem" jest jak z dobrym obrazem. Nie da się go ot, tak przekartkować, pochłonąć w jeden dzień i rzucić na stosik - odhaczone. Wtedy straci cały swój urok. Czytałem ją dosyć długo lecz nie nużyła mnie ani trochę po prostu chłonąłem każdy szczegół jaki namalowała autorka. Myślałem, że po raz kolejny się będę rozczarowany, zwiedziony podstępnymi sloganami typu: światowy bestseller, nagroda Pulitzera etc. Miło czasem jest się mylić.

Książka pobudza do refleksji nad ludzkim losem i czy zawsze to co nam w danej chwili wydaje się złe musi takie być za jakiś czas. Jest może odrobinę przytłaczająca, śmierć, cierpienie, samotność oraz bezsilność wręcz przelewają się przez kolejne strony. Jednak zawsze gdzieś tam w oddali majaczy światełko nadziei.

Jeśli zdarzyło ci się zachwycić "Tysiącem jesieni Jakuba de Zoeta" Szczygieł spodoba Ci się równie mocno.

Lubie takie książki. Jedna z tych przy których mówię znajomym - musisz koniecznie przeczytać. Jednak kiedy pada pytanie - O czym ona jest? Ciekawa? Wciągająca? Dzieje się? Nie jestem w stanie odpowiedzieć w sensowny sposób. Ze "Szczygłem" jest jak z dobrym obrazem. Nie da się go ot, tak przekartkować, pochłonąć w jeden dzień i rzucić na stosik - odhaczone. Wtedy straci cały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam ogromny dylemat po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony chciałbym dać maksymalną ocenę. Z drugiej... zakończenie mną wstrząsnęło. Może spowodowane jest to tym, że miałem styczność z autyzmem i nie chciałbym sobie nawet wyobrażać podobnej sytuacji. Z moich obserwacji mogę powiedzieć, że książka bardzo dobrze oddaje codzienność rodziny z autystycznym dzieckiem. Miłość, nadzieja, wiara, walka, bezradność, załamanie. Ciągła opieka, odpowiedzialność i mierzenie się z niedopasowaniem do "normalnego świata"

Minusem jest długość. Problem jest ledwie muśnięty lecz rozumiem, że był to celowy zabieg by nie zamęczyć czytelnika niezaangażowanego.
Zdecydowanie polecam.

Mam ogromny dylemat po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony chciałbym dać maksymalną ocenę. Z drugiej... zakończenie mną wstrząsnęło. Może spowodowane jest to tym, że miałem styczność z autyzmem i nie chciałbym sobie nawet wyobrażać podobnej sytuacji. Z moich obserwacji mogę powiedzieć, że książka bardzo dobrze oddaje codzienność rodziny z autystycznym dzieckiem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szybko, lekko i przyjemnie. Absolutnie nie żałuję ty 9,90 wydanych na ten tytuł.
Jeżeli poprzednia lektura była ciężka, mieszkasz w Warszawie, masz poczucie humoru, dystans i lubisz fantasy to przyjemnie spędzisz kilka chwil. Jeśli nie to sama okładka i tytuł powinny cię odstraszyć :)

Szybko, lekko i przyjemnie. Absolutnie nie żałuję ty 9,90 wydanych na ten tytuł.
Jeżeli poprzednia lektura była ciężka, mieszkasz w Warszawie, masz poczucie humoru, dystans i lubisz fantasy to przyjemnie spędzisz kilka chwil. Jeśli nie to sama okładka i tytuł powinny cię odstraszyć :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku nie chciałem oceniać tej książki. Później chciałem napisać, że jest kiepska, następnie chciałem napisać opinię na miliard znaków wychwalając ją pod niebiosa. Stwierdziłem, że tonie ma sensu. Po prostu trzeba ją przeczytać.Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tyle sprzecznych emocji. Co jest oczywiście jej ogromną zaletą. Powinien ją przeczytać .... chyba każdy. Nie ważne jak w danej chwili postrzega siebie, czy wierzy w Boga czy też nie.

Mogę jedynie żałować, że nie przeczytałem tej książki dużo, dużo wcześniej.


Z ciekawości przejrzałem negatywne opinie i się nie zawiodłem. Najbardziej w tej pozycji ludziom doskwiera religia lub podejście do niej i "amerykańskość" wypowiedzi autora. Nie jestem gorliwym/praktykującym katolikiem jednak znalazłem tu wiele prawdy i nie mówię tu o interpretacji pisma świętego tylko o codziennym życiu współczesnego mężczyzny (człowieka) które coraz bardziej przypomina wyścig po którego ukończeniu nie czeka nas żadna nagroda. O tym, że jesteśmy zmęczeni, zagubieni i nie potrafimy o siebie zawalczyć bo się po prostu boimy. Religia jest w tym przypadku kołem ratunkowym, którego możemy się chwycić. Odnoszenie się do filmów? Do jednych trafią cytaty z biblii do innych poezja, obraz a do innych scena z Indiany Jonesa czy Gladiatora - bo to znają, z tym dane było im obcować. Zamieńmy ich na bohaterów Sienkiewicza i będzie bardziej "yntelektualnie"?

Jak nie ma się do czego przyczepić to najlepiej uderzyć w religię lub jej interpretację przez daną jednostkę.

Na początku nie chciałem oceniać tej książki. Później chciałem napisać, że jest kiepska, następnie chciałem napisać opinię na miliard znaków wychwalając ją pod niebiosa. Stwierdziłem, że tonie ma sensu. Po prostu trzeba ją przeczytać.Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tyle sprzecznych emocji. Co jest oczywiście jej ogromną zaletą. Powinien ją przeczytać .... chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I tak oto po raz kolejny książka z całkiem sporym potencjałem nie spełnia moich oczekiwań. Choć może nie książka a pomroczność jasna jaka dopadła autora w kilku momentach. Jak można pisać powieść sensacyjną o super szpiegach i super terrorystach i od pierwszych rozdziałów zabijać u czytelnika napięcie by w końcu rozłożyć je na łopatki, skopać i na koniec posłać kulkę w łeb w okolicach połowy historii? Do znudzenia przez kolejne strony główny bohater (super, hiper, mega, ultra śledczy) powtarza frazy typu - miałem szczęście, uśmiechnęło się do mnie szczęście, szczęście mnie nie opuściło, szczęście mi dopisało – Po kilkudziesięciu stronach czytelnik wie, że aby być super, kiper, mega, ultra śledczym nie potrzebne są kwalifikacje, nieprzeciętny umysł, przenikliwość czy spostrzegawczość lecz fura uśmiechającego się szczęścia…no rzesz...motyla noga. Kiedy już przywykłem do sytuacji, że dane mi jest obcować z jednym z najbardziej fartownych bohaterów świata autor postanowił dać mi po pysku i jeszcze splunąć pod nogi. Akcja dzięki kilku szczęśliwym zbiegom okoliczności się rozkręca i dostajemy oto taki fragment:

„Nigdy więcej go nie spotkałem ale kilka lat później słuchałem w Stanach radia i trafiłem na wywiad z Pamukiem. Dowiedziałem się, że odniósł całą serię sukcesów nagraniami tradycyjnych instrumentów (tureckich)”

Niby nic. Jednak gdy fabuła opiera się na pościgu amerykańskiego super szpiega za arabskim super terrorystą, którego zamiarem jest unicestwienie ludności USA to pisanie, w połowie książki, że za kilka lat od momentu opisywanej historii, słyszy się w radio wywiad z muzykiem-muzułmaninem, który odniósł sukces również w stanach dowodzi, że zamach się nie udał. Rozumiem, że większość takich opowieści polega na tym, że czarny charakter zawsze przegrywa. Domyślam się tego od początku. Lecz w chwili gdy autor od początku sugeruje mi, że to wszystko wydarzy się dzięki szczęściu i w połowie książki utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma co się martwić o przyszłość USA to… sam nie wiem. Mogło być fajnie a wyszło tak sobie. Po za tymi wadami jest to całkiem przyjemne czytadło.

I tak oto po raz kolejny książka z całkiem sporym potencjałem nie spełnia moich oczekiwań. Choć może nie książka a pomroczność jasna jaka dopadła autora w kilku momentach. Jak można pisać powieść sensacyjną o super szpiegach i super terrorystach i od pierwszych rozdziałów zabijać u czytelnika napięcie by w końcu rozłożyć je na łopatki, skopać i na koniec posłać kulkę w łeb...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałem różne książki o wojnie. Te opisujące akty heroizmu oraz te, które ukazują nam okrucieństwo konfliktów zbrojnych. Jednak to "Rzeźnia" ze swoją oszczędną i nieco dziwaczną formą rozbiła mnie na kawałki. Powracające raz po raz "zdarza się" jako podsumowanie ludzkiej tragedii - niby obojętne a jednak w całym kontekście książki wielce poruszające. Bo cóż innego można powiedzieć kiedy człowieka dotyka tragedia? Moim skromnym zdaniem, książka rewelacyjnie pokazuje to jaki wojna może mieć wpływ na psychikę człowieka, jak ją zmienia. Jak wszystko inne staje się ... nierealne. Można mówić, że książka jest głupia, infantylna czy wręcz nudna. Owszem nie ma w niej opisów batalistycznych, desantów spadochronowych i ratowania ostatniego z braci Ryanów. Zamiast tego otrzymujemy naprawdę szczerą opowieść o tym, że wojna nie kończy się wraz z zawieszeniem broni lecz w umysłach prostych żołnierzy towarzyszy im przez resztę życia...

Czytałem różne książki o wojnie. Te opisujące akty heroizmu oraz te, które ukazują nam okrucieństwo konfliktów zbrojnych. Jednak to "Rzeźnia" ze swoją oszczędną i nieco dziwaczną formą rozbiła mnie na kawałki. Powracające raz po raz "zdarza się" jako podsumowanie ludzkiej tragedii - niby obojętne a jednak w całym kontekście książki wielce poruszające. Bo cóż innego można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdego dnia zmagamy się z różnymi problemami. Każdy z nas ma swój wszechświat, z którym codziennie się mocuje... Alex Morgan Woods według rówieśników z jego szkoły był "pedalski". Wszystko co robił i myślał również takie było, a wszystko dlatego, że życie Alexa nie kręciło się wokół piłki nożnej, palenia papierosów, posiadania iphone’ów, konsol i innych rozrywek królujących w świadomości obecnych nastolatków. Szykanowany, wyśmiewany i opluwany powinien być chodzącym workiem kompleksów i wraz z kolejnymi stronami powinniśmy być świadkami zmagań bohatera z własnymi słabościami, próbę dostosowania się do większości społeczeństwa. Tak jak każdy z nas codziennie lawiruje po krętej ścieżce relacji międzyludzkich, dylematów moralnych, odpowiedzialności za drugą osobę. Naginać się, wyginać, dostosowywać, bo dostosowanie to podstawowa umiejętność aby funkcjonować w jakiejkolwiek społeczności. Jeżeli zaś postąpisz inaczej wyrzucasz się poza margines i jesteś ty czyli jednostka kontra cały wszechświat….
I tu pierwsza myśl – ta książka ma zły tytuł. Alex nie mocuje się ze światem, a co dopiero z całym wszechświatem. Jest pacyfistą, który tylko raz zszedł z tej ścieżki aby ponieść sromotną klęskę i upewnić się w przekonaniu, że walką nic się nie zdziała. Alex do życia podchodzi zdroworozsądkowo i logicznie. Ma swoje wartości, swój pogląd na świat, życie, moralność. Nie próbuje się dopasować aby zyskać w oczach ludzi, którzy nie tolerują go tylko dlatego, że jest „inny” inny niż oni.
Gavin Extence nie stawia nam pytań na które powinniśmy odpowiadać lecz pokazuje nam, że wyjątkowość, wyrazistość, świadomość własnej odmienności jest atutem. Jak wyglądałby ten świat, gdyby każdy człowiek pragnął jedynie akceptacji szarej ludzkiej, bezmyślnej masy. To co mi się najbardziej podoba w tej pozycji to, że główny bohater nie ugina się lecz też nie walczy. Akceptuje świat takim jaki jest, jednak sam dąży do realizacji własnych celów, podejmuje świadome decyzje zgodne z jego logiką i sumieniem. Nie przeżywa wewnętrznych rozterek tylko brnie przed siebie wierny swoim przekonaniom.
Nasza wolna wola czyni nas ludźmi. Jeżeli porwie nas owczy pęd – kim się staniemy, jak będzie można nas określić kiedy zrezygnujemy z siebie? Ludzki mózg to najbardziej skomplikowane zjawisko w znanym nam świecie. Dostaliśmy taki prezent i przez własną ignorancję i lenistwo rezygnujemy z korzystania z niego…

W mojej skromnej opinii jest to manifest autora przeciwko bylejakości, która jest zmorą naszych czasów.
A miała to być tylko historyjka o nieco ekscentrycznym nastolatku. Trochę śmieszna, lekka łatwa i przyjemna. Jestem mile zaskoczony.

Każdego dnia zmagamy się z różnymi problemami. Każdy z nas ma swój wszechświat, z którym codziennie się mocuje... Alex Morgan Woods według rówieśników z jego szkoły był "pedalski". Wszystko co robił i myślał również takie było, a wszystko dlatego, że życie Alexa nie kręciło się wokół piłki nożnej, palenia papierosów, posiadania iphone’ów, konsol i innych rozrywek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio zetknąłem się z wynikami ankiety na temat postępowania ludzi w razie konfliktu zbrojnego na terenie naszego kraju. Nie wiem czy byłem zaskoczony czy może spodziewałem się takiego obrotu spraw... (większość deklarowała, że wybrała by emigrację w kierunku zachodnim) jedno jest pewne - coś jest z nami, z naszym państwem nie tak...Dywagacje na ten temat to materiał na osobną książkę. Nie zmienia to faktu, że czytając książkę o "Cichociemnych" zderzamy się z rzeczywistością jakby z innego wymiaru. Ludzie zmuszeni przez wojnę do ucieczki z kraju mają jedno marzenie - Wrócić i walczyć! - „Wywalcz Polsce wolność lub zgiń!” to motto oddziału. To co uderza w tej pozycji to degradacja społeczna jaka nastąpiła przez te kilkadziesiąt lat. Począwszy od języka, zachowań na wartościach kończąc. Odbieram tę historię dwojako - Z jednej strony podziw dla tych ludzi i poczucie dumy z bycia Polakiem, z drugiej gorycz, że dziś lepiej jest mieć niż być...

Ostatnio zetknąłem się z wynikami ankiety na temat postępowania ludzi w razie konfliktu zbrojnego na terenie naszego kraju. Nie wiem czy byłem zaskoczony czy może spodziewałem się takiego obrotu spraw... (większość deklarowała, że wybrała by emigrację w kierunku zachodnim) jedno jest pewne - coś jest z nami, z naszym państwem nie tak...Dywagacje na ten temat to materiał na...

więcej Pokaż mimo to