rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Niech Was nie zmyli format tej książki. Niech Was nie zmylą malownicze krajobrazy, które zobaczycie na zdjęciach, saamskie joiki na tle ośnieżonych gór. To nie jest jeden z albumów, który przegląda się przy kawie - to lektura pełna goryczy. Książka Elin Anny Labby "Panowie nas tu przesiedlili" opowiada o przymusowych przesiedleniach Saamów, o ograniczeniu migracji ludzi i reniferów, do którego doszło w pierwszej połowie XX wieku. O odbieraniu prawa do ziemi i dyskryminacji. A także o stopniowym wynaradawianiu.

Wydaje mi się, że to temat w Polsce mało znany, choć procesy, o których pisze autorka, niestety wcale nie są w historii niczym obcym. Labba sama przywołuje zresztą takie ciemne rozdziały z historii rdzennej ludności w innych państwach: ubezwłasnowalnianie dzieci Aborygenów w Australii, internowanie Inuitów w Kalaallit Nunaat, jak po grenlandzku nazywa się Grenlandia, Czerokezi i inne plemiona w Stanach Zjednoczonych. Okazuje się, że losy Saamów to temat nieprzepracowany, przemilczany także w Szwecji.

"Panowie nas tu przesiedlili" to debiutancka książka autorki, liryczny reportaż literacki. W 2020 otrzymała najbardziej prestiżowe szwedzkie literackie wyróżnienie - Nagrodę Augusta w kategorii Literatura faktu. W opisie jednego ze szwedzkich instagramowych postów ze zdjęciem tej książki znajduję myśl: "jak na książkę nagrodzoną jako literatura faktu jest tu zaskakująco mało faktów". Z telefonem w ręku zastanawiam się, czym są fakty. Czy fakty przestają nimi być, kiedy do głosu dochodzą też emocje? I czy wspomniane wyżej milczenie nie sprawia, że gdy fakty zostają przywołane, widać je wyraźniej?

Elin Anna Labba z początku wcale nie planowała pisania książki, próbę odtworzenia rodzinnej historii i zbieranie informacji o przesiedlonych traktowała jako pewnego rodzaju hobby, okazję do refleksji nad własną tożsamością. Ze starszego pokolenia, o którym opowiada ta książka, nie ma dziś niemal nikogo. Labba skomponowała więc kolaż, składający się ze wspomnień przekazywanych młodszym i wspomnień tych młodszych, zdjęć, listów, fragmentów joików, ale i dokumentów urzędowych, aktów prawnych, wycinków z gazet.

W książce natkniecie się nie raz na cytaty po saamsku. Pamiętam, jak czytałam książkę po raz pierwszy po szwedzku i frustrowało mnie, że ich nie rozumiem. Gdy czytam ją drugi raz, w polskim przekładzie, potykam się o fragment o tym, że konwencji, która zapoczątkowała przymusowe przesiedlenia, spisanej po norwesku i szwedzku, później przetłumaczonej na fiński - która później sprawiła, że niektórzy nigdy nie zdążyli się pożegnać z ziemią i z bliskimi - nigdy nie przetłumaczono na język Saamów. To w ten sposób autorka oddaje im teraz głos.

Niech Was nie zmyli format tej książki. Niech Was nie zmylą malownicze krajobrazy, które zobaczycie na zdjęciach, saamskie joiki na tle ośnieżonych gór. To nie jest jeden z albumów, który przegląda się przy kawie - to lektura pełna goryczy. Książka Elin Anny Labby "Panowie nas tu przesiedlili" opowiada o przymusowych przesiedleniach Saamów, o ograniczeniu migracji ludzi i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Babetta" Niny Wähä (przeł. Justyna Kwiatkowska) to książka wielowarstwowa, była dla mnie jak cukierek zapakowany w wiele papierków - po odwinięciu jednego, okazywało się, że czeka na mnie kolejny, a sam cukierek ostatecznie wcale nie smakuje tak słodko, jak można byłoby spodziewać się po uroczej, wakacyjnej okładce i pięknej francuskiej posiadłości, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Za każdym razem, gdy już wydawało mi się, że wiem, o czym chce opowiedzieć Wähä, powieść odkrywała przede mną coś nowego. Czy to historia wieloletniej kobiecej przyjaźni czy raczej toksycznej, uzależniającej, wręcz kanibalistycznej relacji? ("Czasami miałam wrażenie, że nasza przyjaźń jest tylko rolą do odegrania, a Lou zaczyna wątpić w scenariusz" - przyznaje Katja, bohaterka i narratorka powieści). Czy to opowieść o magii kina i kulisach sławy czy raczej o władzy mężczyzn i tym, co w przemyśle filmowym brudne? I do tego to zaskakujące, wywracające wszystko do góry nogami, nietypowe zakończenie (warto przeczytać tę książkę chociażby dla tego doświadczenia)! A to wszystko na zaledwie trzystu kilkudziesięciu stronach, tę książkę można połknąć w jeden dzień.

Czytając "Babettę" i myśląc o relacjach między bohaterkami i bohaterami, myślałam także o powieściach Therese Bohman (zwłaszcza "Utonęła"), o serialu "Sukcesja" i "Personie" Ingmara Bergmana. Myślę, że to pozycja, o której wspaniale można byłoby dyskutować w klubach książki.

"Babetta" to książka na bardzo wielu poziomach zupełnie inna niż "Testament" tej samej autorki. Zupełnie inny klimat, inny sposób pisania, inaczej zbudowane postaci. By posłużyć się filmowym porównaniem - bo takich w nowej powieści nie brakuje - w "Testamencie" częściej widzimy long shot, a "Babetta" to przede wszystkim close up.

"Babetta" Niny Wähä (przeł. Justyna Kwiatkowska) to książka wielowarstwowa, była dla mnie jak cukierek zapakowany w wiele papierków - po odwinięciu jednego, okazywało się, że czeka na mnie kolejny, a sam cukierek ostatecznie wcale nie smakuje tak słodko, jak można byłoby spodziewać się po uroczej, wakacyjnej okładce i pięknej francuskiej posiadłości, gdzie rozgrywa się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Potrzebna książka, po którą warto sięgnąć i którą warto polecać dalej. Napisana błyskotliwie i przystępnie. Traktuje zresztą o czymś więcej niż tylko o żeńskiej końcówkach języka: o tym, by w drugim człowieku widzieć człowieka. I umieć to wyrazić.

Potrzebna książka, po którą warto sięgnąć i którą warto polecać dalej. Napisana błyskotliwie i przystępnie. Traktuje zresztą o czymś więcej niż tylko o żeńskiej końcówkach języka: o tym, by w drugim człowieku widzieć człowieka. I umieć to wyrazić.

Pokaż mimo to

Okładka książki Cat Power. Uzdrawiająca moc kotów Ulrica Norberg, Carina Nunstedt
Ocena 7,0
Cat Power. Uzd... Ulrica Norberg, Car...

Na półkach: , ,

Przyjemna lektura, w tonie bardziej poradnikowym niż popularno-naukowym.

Przyjemna lektura, w tonie bardziej poradnikowym niż popularno-naukowym.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niesamowicie kształcąca, pełna ciepłego humoru i czułości dla sześcionożnych bohaterek i dwunożnych bohaterów. Porywająca i przepięknie ilustrowana.

Książkę Lotte Möller od innych „pszczelich” publikacji różni to, że nie jest to ani poradnik czy też podręcznik pszczelarstwa, ani biografia gatunku, ale książka właśnie o relacjach (takich zmieniających się, jak i tych trwających niezmiennie) między pszczołami a ludźmi na przestrzeni wieków. Autorka ukazuje je nie tylko na przykładzie tekstów dotyczących samego pszczelarstwa, ale i rozmaitych innych tekstów kultury, także tej popularnej: od Biblii i "Kalevali", przez "Pszczółkę Maję", po filmy "Rój" i "Film o pszczołach".

Ostrzegam: podczas lektury z rozdziału na rozdział rośnie potrzeba opowiadania bliskim pszczelich i miodowych ciekawostek.

Niesamowicie kształcąca, pełna ciepłego humoru i czułości dla sześcionożnych bohaterek i dwunożnych bohaterów. Porywająca i przepięknie ilustrowana.

Książkę Lotte Möller od innych „pszczelich” publikacji różni to, że nie jest to ani poradnik czy też podręcznik pszczelarstwa, ani biografia gatunku, ale książka właśnie o relacjach (takich zmieniających się, jak i tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Napisana (i przetłumaczona) z wielką pasją i wrażliwością. Świetnie wyważone proporcje między faktami i naukowością, a luzem i poczuciem humoru. Skłania do myślenia, mówi wiele o jeżach, co nieco też o innych zwierzętach, ale między wierszami najwięcej o nas, ludziach.

Napisana (i przetłumaczona) z wielką pasją i wrażliwością. Świetnie wyważone proporcje między faktami i naukowością, a luzem i poczuciem humoru. Skłania do myślenia, mówi wiele o jeżach, co nieco też o innych zwierzętach, ale między wierszami najwięcej o nas, ludziach.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo długo nie mogły wyjść mi z głowy zarówno pogmatwane i zaskakujące historie licznych bohaterów, jak i silne poczucie obecności, wręcz bliskości narratora - wszechwiedzącego opowiadacza, który niejako prowadzi czytelnika za rękę, zapowiada, co się wydarzy, ale kolejne elementy rodzinnej kroniki zdradza trochę "na raty". To niebanalna, ambitna, napisana z rozmachem powieść, w której naprawdę można przepaść. Mrok tej opowieści, jej wielowymiarowość, niejednoznaczność i ta charakterystyczna, wyrazista rola narratora sprawiają, że książka może wydawać się osobliwa, ale ta "inność" jest tu bardzo satysfakcjonująca. Zostaje w pamięci razem z pytaniami o pamięć i o to, jak wychowanie i relacje w rodzinie wpływają na jednostkę.

Bardzo długo nie mogły wyjść mi z głowy zarówno pogmatwane i zaskakujące historie licznych bohaterów, jak i silne poczucie obecności, wręcz bliskości narratora - wszechwiedzącego opowiadacza, który niejako prowadzi czytelnika za rękę, zapowiada, co się wydarzy, ale kolejne elementy rodzinnej kroniki zdradza trochę "na raty". To niebanalna, ambitna, napisana z rozmachem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podróż bardzo nieoczywista - z książki dowiedziałam się bardzo dużo o Autorce, o samej Brukseli trochę mniej. Po "Sztokholmie. Mieście, które tętni ciszą" miałam duże oczekiwania wobec kolejnej książki w tej serii.

Podróż bardzo nieoczywista - z książki dowiedziałam się bardzo dużo o Autorce, o samej Brukseli trochę mniej. Po "Sztokholmie. Mieście, które tętni ciszą" miałam duże oczekiwania wobec kolejnej książki w tej serii.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Napisana lekkim piórem i z ogromnym ładunkiem emocji opowieść nie tyle o Szwajcarii (krowach czy bankach), ale o emigracji, odnajdywaniu się w nowej rzeczywistości, o Polsce i rodzinie, codziennych zwycięstwach i porażkach. Zbiór anegdot i wyznań, które potrafią rozbawić i wzruszyć, łatwo w nich zobaczyć także i własne przeżycia.

Liczne kolorowe zdjęcia, choć miłe dla oka, sprawiają, że książka może łudząco przypominać publikację turystyczną.

Napisana lekkim piórem i z ogromnym ładunkiem emocji opowieść nie tyle o Szwajcarii (krowach czy bankach), ale o emigracji, odnajdywaniu się w nowej rzeczywistości, o Polsce i rodzinie, codziennych zwycięstwach i porażkach. Zbiór anegdot i wyznań, które potrafią rozbawić i wzruszyć, łatwo w nich zobaczyć także i własne przeżycia.

Liczne kolorowe zdjęcia, choć miłe dla oka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niepokojąca, przerażająca, depresyjna i klaustrofobiczna. Lektura zdecydowanie nie dla relaksu i odpoczynku. Czytanie powoduje poczucie dyskomfortu, a mimo wszystko z jakiegoś powodu trudno się od niej oderwać.

Niepokojąca, przerażająca, depresyjna i klaustrofobiczna. Lektura zdecydowanie nie dla relaksu i odpoczynku. Czytanie powoduje poczucie dyskomfortu, a mimo wszystko z jakiegoś powodu trudno się od niej oderwać.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Obowiązkowa pozycja w biblioteczce na półce z szeroko rozumianą literaturą "eko". Wciągająca, zachęcająca do podumania lektura. Wbrew pozorom - bardziej o nas, ludziach, niż o zwierzętach.

Obowiązkowa pozycja w biblioteczce na półce z szeroko rozumianą literaturą "eko". Wciągająca, zachęcająca do podumania lektura. Wbrew pozorom - bardziej o nas, ludziach, niż o zwierzętach.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mocna, momentami odpychająca, a jednocześnie magnetyzująca opowieść o szaleństwie i bezradności.
Przywodzi na myśl książki Johna Ajvidego Lindqvista.

Mocna, momentami odpychająca, a jednocześnie magnetyzująca opowieść o szaleństwie i bezradności.
Przywodzi na myśl książki Johna Ajvidego Lindqvista.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bardzo zimną wiosnę" przeczytałam, mając w pamięci dwie poprzednie książki Katarzyny Tubylewicz, kryminał czytało mi się więc trochę jak literacki eksperyment autorki na "Sztokholmie. Mieście, które tętni ciszą" i "Moralistach". Błądzimy znów wśród mniej znanych turystom willi w Nacka, gdzie bohaterowie otaczają się przedmiotami ze Svenskt tenn. Poznajemy Szwedów, których naprawdę można nazwać "moralistami", a fikcyjna dyrektorka tymczasowego ośrodka dla niepełnoletnich uchodźców (którzy - jak się pewnie domyślacie - stają się jednymi z podejrzanych) kojarzy się z jedną z bohaterek reportażu. No i w "Bardzo zimnej wiośnie" policjanci klną po szwedzku, kursywą, przeciągając samogłoski.
Jeśli chodzi o klimat: coś dla miłośników zaangażowania Mankella oraz dawnych grzechów z książek Läckberg.

"Bardzo zimną wiosnę" przeczytałam, mając w pamięci dwie poprzednie książki Katarzyny Tubylewicz, kryminał czytało mi się więc trochę jak literacki eksperyment autorki na "Sztokholmie. Mieście, które tętni ciszą" i "Moralistach". Błądzimy znów wśród mniej znanych turystom willi w Nacka, gdzie bohaterowie otaczają się przedmiotami ze Svenskt tenn. Poznajemy Szwedów, których...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zostanie tylko wiatr. Fiordy zachodniej Islandii Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak
Ocena 7,2
Zostanie tylko... Berenika Lenard, Pi...

Na półkach: , ,

Jakoś trudno mi się w stu procentach zgodzić z tym, że "Zostanie tylko wiatr" Piotra Mikołajczaka i Bereniki Lenard to książka o Fiordach Zachodnich. Wolałabym doprecyzować, że to książka przede wszystkim o ludziach. Piotr i Berenika po "Szeptach kamieni" po raz kolejny przekonują, jak fascynujące może być to, co opuszczone, odległe, odizolowane - to pokazują między innymi zdjęcia - ale w słowach jeszcze bardziej odczuć można, że fascynują ich też ludzie i ich życiowe wybory. Mogę tylko wyobrazić sobie, jaką przygodą dla autorów musiały być spotkania i rozmowy z bohaterami. Mimo że Islandia bardzo intensywnie odkrywana jest przez turystów (temat obecności turystów co jakiś czas powraca w książce jak echo, w kontraście do całej tej samotności i izolacji), wciąż kojarzy się z egzotyką, doceniam więc, że autorom udało się zręcznie zachować równowagę między ukazywaniem tego, co egzotyczne z jednej strony, a oswajaniem niezwykłości z drugiej.

Jakoś trudno mi się w stu procentach zgodzić z tym, że "Zostanie tylko wiatr" Piotra Mikołajczaka i Bereniki Lenard to książka o Fiordach Zachodnich. Wolałabym doprecyzować, że to książka przede wszystkim o ludziach. Piotr i Berenika po "Szeptach kamieni" po raz kolejny przekonują, jak fascynujące może być to, co opuszczone, odległe, odizolowane - to pokazują między innymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyważona, mądra, dająca do myślenia książka o tym, co wydawałoby się, że każdy z nas (czy nazywający się przyjacielem zwierząt, czy nie) wie i powinien wiedzieć. Dzięki przejrzystej strukturze poznajemy historie pojedynczych zwierząt, badania naukowe dotyczące ich osobowości, inteligencji i sposobów odczuwania, informacje o hodowli i zwyczajach związanych z konsumpcją mięsa, a także osobiste przemyślenia autorki. Napisana lekkim, swobodnym językiem (przełożona ze swadą). Warta polecenia dalej.

Wyważona, mądra, dająca do myślenia książka o tym, co wydawałoby się, że każdy z nas (czy nazywający się przyjacielem zwierząt, czy nie) wie i powinien wiedzieć. Dzięki przejrzystej strukturze poznajemy historie pojedynczych zwierząt, badania naukowe dotyczące ich osobowości, inteligencji i sposobów odczuwania, informacje o hodowli i zwyczajach związanych z konsumpcją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka napisana przez pasjonata, którą z pewnością docenią pasjonaci.

"Farerskie kadry" nie przynoszą odpowiedzi na pytanie, czym są Wyspy Owcze. Przynoszą właśnie serię Owczych fragmentów, migawek, puzzli dotyczących historii, języka, dźwięków, skrawków życia codziennego, wspomnień spraw prozaicznych ale i napomknięć o rzeczach trudnych. Autor, który sam na Farojach zostawił kawał swojego serca, w książce często oddaje głos innym, to kadry uchwycone przez nich uzupełniają tę mozaikę.

Inspirująca książka. Chętnie czytałabym więcej i więcej o życiu codziennym w wyspiarskim kraju - ale może właśnie to jest ten moment, kiedy książkę trzeba spakować do plecaka i ruszyć na Północ?

Książka napisana przez pasjonata, którą z pewnością docenią pasjonaci.

"Farerskie kadry" nie przynoszą odpowiedzi na pytanie, czym są Wyspy Owcze. Przynoszą właśnie serię Owczych fragmentów, migawek, puzzli dotyczących historii, języka, dźwięków, skrawków życia codziennego, wspomnień spraw prozaicznych ale i napomknięć o rzeczach trudnych. Autor, który sam na Farojach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Julia ma 29 lat, jest Szwedką, mieszka w Wiedniu, gdzie pracuje jako nauczycielka języka angielskiego. Marzy, by trafić na miłość swojego życia, pragnie też stać się sławną pisarką. Wymyśla więc historie, które wydają jej się bardzo pomysłowe i przełomowe, ale ciągle okazuje się, że ktoś już o tym napisał lub zrobił film (i to nie byle kto, „wpadają jej do głowy” opowieści żywcem wyjęte ze Stephena Kinga, Vilhelma Moberga czy Stevena Spielberga).

Pewnego dnia do Julii przysiada się w parku w Ben: dwudziestoczteroletni Kanadyjczyk, który przyjechał do Europy w poszukiwaniu przygody, a skończył jako bezrobotny, bezdomny, mieszkający w krzakach, mający problemy z alkoholem i kradnący jedzenie ze sklepów. Julia jest zafascynowana jego otwartością, pewnością siebie, odwagą i charyzmą. Czas, jaki spędzają razem, choć bardzo przyjemny i pełen „iskier”, bywa jednak dla obojga trudny. Nawet ich pierwsze intymne momenty nie są proste – zapach Bena jest dla Julii tak odstręczający, że trudno jest jej go pocałować. Później Julia wciąż mierzy się z tym, że wstydzi się tego, że z nim randkuje, dużym wyzwaniem okazuje się poznanie towarzystwa Bena. W końcu pojawiają się też konflikty związane z różnymi wartościami, którymi Julia i Ben kierują się w życiu. Różni ich podejście do tego, co wypada, a czego nie wypada robić, różni nastawienie do roli wykształcenia i pracy w życiu. Czy taki związek może się udać?

Przypuszczenia o tym, jak zakończy się książka, pojawiają się naturalnie, kiedy zna się historię autorki. Poznała bowiem swojego obecnego męża i zakochała się w nim, kiedy był bezdomny i miał problemy z alkoholem. Dziś są razem od kilkunastu lat, mają dwoje dzieci, a Vic jest wykształconym inżynierem. Co ciekawe, Vic pochodzi z Kanady, ale ma polskie korzenie.

'Jak się zakochać w mężczyźnie, który mieszka w krzakach' to całkiem przyjemne czytadło, po którym wręcz oczekuje się szczęśliwego zakończenia - pytanie pozostaje tylko, w jakich okolicznościach do niego dojdzie i jak zostanie przedstawione. Książka sprawdza się nieźle jako niezobowiązujący "czasoumilacz", kiedy czeka się kilka godzin na lotnisku na przesiadkę, kiedy leży się na plaży na urlopie i kiedy leczy się przeziębienie pod kocem. Nawet jeśli dotyka pytania-kliszy o to, co liczy się bardziej: wygląd czy wnętrze, to nie o takie refleksje tak naprawdę chodzi. I nie o wartości literackie.

Wartością książki jest za to humor. Bawią ambicje pisarskie Julii, do serdecznego uśmiechu doprowadzają jej porażki w randkowaniu. Z racji mojego zawodu urzekały mnie fragmenty, w których autorka opisuje zmagania Julii ze słuchaczami na kursach językowych.

O książce, a właściwie samej historii Emmy i Vica, pisano wiele w prasie (szczególnie w lokalnych gazetach z różnych miast południowej Szwecji), a para wraz z dziećmi pojawiła się też w telewizji (i to nie tylko szwedzkiej), gdzie ich historię przedstawiono niczym współczesną bajkę o Kopciuszku. Autorka w wywiadach podaje, że dostała już propozycje związane z ekranizacją książki.

więcej: http://szwecjoblog.blogspot.com/2018/02/jak-sie-zakochac-w-facecie-ktory.html

Julia ma 29 lat, jest Szwedką, mieszka w Wiedniu, gdzie pracuje jako nauczycielka języka angielskiego. Marzy, by trafić na miłość swojego życia, pragnie też stać się sławną pisarką. Wymyśla więc historie, które wydają jej się bardzo pomysłowe i przełomowe, ale ciągle okazuje się, że ktoś już o tym napisał lub zrobił film (i to nie byle kto, „wpadają jej do głowy” opowieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Od zakończenia drugiej wojny światowej na całym świecie rozbrzmiewają echem słowa "Nigdy więcej". Jak wygląda świat dwa lata później? Rok 1947, pozornie nieistotny, jakby wciąż ujmowany w nawiasy różnych ram czasowych, okazuje się obfitować w wiele wydarzeń, które odcisnęły swoje piętno także i na naszej współczesności.

Elisabeth Åsbrink ze skrawków historii, biografii, z wydarzeń ze świata polityki i kultury, wspomnień zwykłych ludzi tworzy niezwykłą mozaikę, układającą się w portret 1947 roku, od stycznia do grudnia. Christian Dior przeprowadza rewolucję w modzie dzięki swojej kolekcji The New Look - marzy o wąskich taliach, zamyka kobiety w gorsetach. Tysiące kobiet, konduktorek z londyńskich autobusów i tramwajów, traci pracę, gdy po wojnie wracają mężczyźni. Simone de Beauvoir jest zakochana bez pamięci, zaczyna pisać "Drugą płeć", która zyska miano feministycznej biblii. Nad najważniejszą książką w twórczości pracuje też George Orwell. Grace Hopper próbuje "rozmawiać" z komputerami. W Górach Kaskadowych ktoś widział latające spodki. Nowy Jork rozbrzmiewa bebopem Theloniousa Monka, Hollywood swinguje z Billie Holiday. W Szwecji powstaje pierwszy sklep H&M, a Per Engdahl tworzy sieć powiązań ruchów nazistowskich, toruje drogę dla prawicowego ekstremizmu w Europie. W Egipcie Hasan al-Banna budzi do życia słowo dżihad. Rafał Lemkin mówi o pojęciu ludobójstwa. Dopiero trwają prace nad Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Wielka Brytania zrzeka się odpowiedzialności za Palestynę. Wycofuje się z Indii. W kalejdoskopie u Åsbrink migoczą jeszcze sylwetki między innymi Nelly Sachs, Paula Celana, Harry'ego Trumana, Mahatmy Gandhiego i Michaiła Kałasznikowa. A wśród nich dziesięcioletni chłopiec, Joszéf. Póki co przed nim najważniejszy wybór jego życia, a na jego decyzji zaważą węgierskie kiełbasy. Gdy będzie dorosły, trafi do Szwecji. Elisabeth Åsbrink to jego córka.

Åsbrink, dziennikarka i pisarka, była kilkukrotnie nominowana do Nagrody Augusta, najważniejszej szwedzkiej nagrody literackiej. Nagrodę otrzymała za "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa", za tę książkę została też wyróżniona w Polsce Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego. "1947. Świat zaczyna się teraz" daje kolejny dowód, jak autorka pięknie potrafi łączyć dziennikarską rzetelność w relacjonowaniu zdarzeń i wrażliwość w ich komentowaniu, jak płynnie potrafi prowadzić czytelnika przez ułamki różnych historii, skłaniając do spojrzenia z szerszej perspektywy. Budzi emocje, przedstawiając rolę kolejnych przywoływanych postaci w kształtowaniu losów świata, ale najbardziej poruszająco pisze o tych, których na tym świecie zabrakło.

Przez całą książkę przewijają się metafory dotyczące czasu. Czas zaklęty we wskazówkach, sprężynach, węzłach zębatych, w godzinach, w zegarkach, które ktoś dostaje w prezencie, które komuś zostają ukradzione. Czas też może zostać skradziony.

Nie raz podczas lektury zatrzymywałam się przy fragmentach, których nie sposób wręcz nie porównywać do tego, co dzieje się dzisiaj. Nie raz wydawało mi się, że dzięki tej książce da się lepiej zrozumieć teraźniejszość, by za chwilę stwierdzić, że takiego świata nie da się chyba zrozumieć. Czasem otwierałam oczy ze zdumienia. Czasem miałam ochotę zacisnąć mocno oczy, bo pewne słowa sprawiały wręcz ból.

"1947" bez wątpienia robi wrażenie. Zostaje w pamięci i zostaje w myślach. Warto poświęcić uwagę takiej mądrej lekturze.

Od zakończenia drugiej wojny światowej na całym świecie rozbrzmiewają echem słowa "Nigdy więcej". Jak wygląda świat dwa lata później? Rok 1947, pozornie nieistotny, jakby wciąż ujmowany w nawiasy różnych ram czasowych, okazuje się obfitować w wiele wydarzeń, które odcisnęły swoje piętno także i na naszej współczesności.

Elisabeth Åsbrink ze skrawków historii, biografii, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W tym roku, Elle i Vogue okrzyknęły lagom nowym buzzwordem, trendem, jest hype na lagom. Książka Linnei Dunne ładnie się w ten hype wpisuje i jest ładnie wydana. Ze spójnymi ilustracjami w odcieniach natury, odwołująca się do kwestii ważnych i codziennych: życie prywatne i zawodowe, jedzenie, styl, zdrowie, relacje międzyludzkie, środowisko i szczęście. Odnoszę wrażenie, że powinno się ją oceniać osobno, w dwóch różnych kategoriach, jakby były dwiema osobnymi pozycjami, z innych półek.

"Lagom. Szwedzką sztukę życia można odebrać jako superprzyjemną książkę o urokach szwedzkiego życia. Zdjęcia i grafiki są trochę jak z folderu z biura turystycznego albo katalogu IKEA, z uśmiechniętymi rodzinami i pracownikami.
Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy autorka jako jedną ze swoich inspiracji przywołuje postać Jonasa Gardella. Z Linneą Dunne mogłybyśmy sobie nawet przybić piątkę, bo tak skrupulatnie prezentuje ciekawe słowa - w książce znaleźli się nawet lattepappor, tatusiowie latte! Nie zabrakło oczywiście fragmentów o tym, co przyjemnie jest robić w Szwecji, a więc obowiązkowo fika, fredagsmys, lördagsgodis (choć piątkowe zajadanie się taco czy sobotnie wcinanie słodyczy z lagom mi się aż tak bardzo nie kojarzą), zakupy na loppis, a w sezonie uczty rakowe (kräftskivor) czy granie w kubb. Czyli wszystko, co tak mi bliskie i o co tak często sama jestem dopytywana. Autorka porusza też kwestię szwedzkiego work-life balance, fenomen zrzeszania się w społeczeństwie uznawanym za indywidualistów i frapujące obcokrajowców wspólne pranie. Jeśli podobała się Wam "Nordicana" Kajsy Kinselli, na pewno spodoba się Wam Lagom Linnei Dunne.

Dunne zapunktowała u mnie też opisem "ciemnych stron lagom", tu w książce jednoznacznie, w czarno-białym ujęciu, nazwanych mitami wokół lagom. Że niby gloryfikuje przeciętność. Że wprowadza policję obyczajową. Że potępia pewność siebie.

Z drugiej strony, warto pamiętać, że książka o lagom to wciąż lektura, którą można znaleźć na półkach oznaczonych etykietami "poradniki", "rozwój osobisty" czy "psychologia". W tych kategoriach wypada blado. Po pierwsze, nie do nie do końca rozumiem ideę zamieszczania przepisów kulinarnych w poradnikach tego typu. Po drugie, lagom dla mnie ma trochę inny wymiar, ale jeśli już ma urastać do rangi "filozofii" i "etosu" to trochę nie pasuje mi przykładanie ich do banalnych i często bardzo materialnych kwestii. Ale to może tylko moje odczucie. Oto wybrane cytaty z poradnikowej części, które pokazują, jak można wprowadzić lagom do swojego życia:
- "pamiętaj, żeby zawsze mieć w domu dużo świec",
- "szwedzkie tacos podnoszą samoobsługę do rangi sztuki",
- przejdź "na zieloną stronę mocy", a więc zostań wegetarianinem / weganinem, "choć trend wege nie jest wyłącznie szwedzki",
- "myśl piknikowo",
- "quiche dobrze pasuje do podejścia lagom",
- "uzupełnij stylizację prostym koczkiem, który kilka lat temu ochrzczono »kokiem Lykke Li«"
- "jedna ściana z kolorem albo tapetą jest akceptowalna, ale cały pokój to trochę za dużo. Jedna ściana jest lagom"
- "zacznij robić na drutach"
- "husvagnssemester - to najbardziej lagom urlop, jaki możesz sobie wyobrazić"
- "zgodnie z etosem lagom recycling nie powinien być trudny"

Inną rzeczą jest, że trochę smuci mnie, że potrzeba poradników, by dziś przypominać nam o prostych rzeczach, prostych przyjemnościach. Zgadzam się natomiast w stu procentach z pewnym zdaniem z książki, które podsumowuje tę całą lagom-filozofię: "Szczęście w sensie lagom nie polega na ekstremach". Prawda?

http://szwecjoblog.pl/2017/09/lagom-szwedzka-sztuka-zycia.html

W tym roku, Elle i Vogue okrzyknęły lagom nowym buzzwordem, trendem, jest hype na lagom. Książka Linnei Dunne ładnie się w ten hype wpisuje i jest ładnie wydana. Ze spójnymi ilustracjami w odcieniach natury, odwołująca się do kwestii ważnych i codziennych: życie prywatne i zawodowe, jedzenie, styl, zdrowie, relacje międzyludzkie, środowisko i szczęście. Odnoszę wrażenie, że...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Naucz się żyć Mats Billmark, Susan Billmark
Ocena 6,4
Naucz się żyć Mats Billmark, Susa...

Na półkach: , ,

Poradnik Matsa i Susan Billmarków reklamowany był hasłem "Poznaj skandynawski sposób na szczęście i naucz się żyć na nowo". Byłam ciekawa, ile będzie w nim typowego poradnika psychologicznego i myśli w rodzaju "Jesteś zwycięzcą", a ile lansowania skandynawskiego szczęścia przy świecach, pod kocem i z dobrym jedzeniem. Tym razem dostajemy zdecydowanie to pierwsze, więcej konkretów, metod, zadań zamiast samych pięknych cytatów (choć te cytaty też są, nawet na osobnych, kolorowych stronach). Swoją drogą, taki charakter też może zniechęcić czy nawet odstraszyć - mnie autorzy z początku skojarzyli się z nawiedzonymi coachami, którzy zbierają ludzi na spotkania, gdzie każą chórem powtarzać swoje motto, a potem tłumaczą, jak żyć. Nie do końca też czułam się docelowym odbiorcą poradnika, bo całkiem duża jego część poświęcona była tematom wychowania dzieci i nastolatków. Czy obraz szczęśliwych Skandynawów rzeczywiście pasuje do treści tego poradnika? Jak najbardziej - wysoki poziom stresu, tak zwane "niezdrowie" psychiczne i wypalenie zawodowe to poważne problemy, na które w Szwecji słusznie zwraca się uwagę już od pewnego czasu. Wprawdzie po lekturze nie do końca potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, na czym polega "metoda Billmarków", ale znalazłam w tej książce kilka mądrych spostrzeżeń, które powinnam wziąć głęboko do serca, by zmienić organizację swojego czasu.

http://szwecjoblog.pl/2017/07/szczescie-po-skandynawsku-czyli-hygge.html

Poradnik Matsa i Susan Billmarków reklamowany był hasłem "Poznaj skandynawski sposób na szczęście i naucz się żyć na nowo". Byłam ciekawa, ile będzie w nim typowego poradnika psychologicznego i myśli w rodzaju "Jesteś zwycięzcą", a ile lansowania skandynawskiego szczęścia przy świecach, pod kocem i z dobrym jedzeniem. Tym razem dostajemy zdecydowanie to pierwsze, więcej...

więcej Pokaż mimo to