-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2015-01-25
2013-01-15
O „Gorączce” było głośno. Dla innych mniej, dla innych bardziej. Naczytałam się już wielu recenzji, opinii czy komentarzy, w większości niezbyt pochlebnych. Jednak ja to ja. Istota nazbyt ciekawska, która musi wszystko sprawdzić na własnej skórze, jeśli chodzi o książki oczywiście. Jeśli nawet do jakieś książki mnie nie ciągnie to i tak wiedziona jakimś impulsem, jeśli tylko zobaczę ją w bibliotece, wkrótce ją wypożyczę. Co rozgłos robi z człowiekiem takim jak ja sami widzicie… No, ale jak jest z „Gorączką”?
Ewa Koretsky już dwa razy została wydalona ze szkół. Nie czuła się w nich dobrze. Jednak prawdziwą przyczyną nie było jej zachowanie, a brak możliwości, uczucie zamknięcia w klatce. Jednak dużym zdziwieniem, a zarazem powodem do szczęścia dla rodziców powinno być to, że dostała się do elitarnej szkoły St. Magdalene’s. Matka jednak czuje tylko ulgę, że ma problematyczną córkę z głowy. Życie dziewczyny w St. Mag’s ulega zmianie. Odnajduje się w nowym, tak zupełnie innym środowisku. Wreszcie czuje, że jest we właściwym miejscu i może się rozwijać. Gdy nagle coś się zmienia. Głód wiedzy, chwila nieuwagi powodują, że atakuje ją tajemniczy wirus, wywołujący groźną gorączkę, od której na chwilę umiera, ale zaraz powraca do życia. Co to za wirus? I kim jest nowy tajemniczy Sethos Leontis, który wywołuje w niej uczucia i reakcje, których jeszcze nigdy nie doznała? Jak to możliwe, że Seth rozpoznaje w niej swoją ukochaną Liwię, zamordowaną dwa tysiące lat wcześniej? Czym jest Parallon i dlaczego Seth tam trafił?
Minusem tej całej powieści jest dla mnie wątek Sethosa, który był dla mnie męską wersją Belli lub innych tego typu bohaterek. Przystojny, silny, nieustraszony gladiator zachowujący się za przeproszeniem jak baba. To ja już chyba wolę damskie odpowiedniki. Nużyła mnie z początku jego historia. Dopiero w drugiej części zaczęłam bardziej się nim interesować. Za to Ewa jak najbardziej jest plusem tej historii. To jej losy śledziłam z zapartym tchem, to o niej chętniej czytałam. Inteligentna, stąpająca twardo po ziemi. Nie dziwię się również jej zachowaniu. Matka, która po śmierci męża, a jej ojca, nie zwraca na nią uwagi i traktuje tylko, jako problem, nic więcej. Jak dla mnie była bez jakikolwiek uczuć do własnego dziecka, jakby wykluczyła ją z rodziny. Owszem, jestem w stanie zrozumieć zrezygnowanie po tym jak wywalono Ewę ze szkół, ale każda normalna matka moim zdaniem powinna się cieszyć, kiedy jej jedyne dziecko dostaje się do elitarnej szkoły dla wybitnie uzdolnionych, powinna sobie poukładać w głowie, że musiało być coś nie tak, że dla córki było za mało możliwości w tamtych, a nie czuć ulgę z pozbycia się problemu. Możliwe, że ja patrzę na to wszystko inaczej, bardziej z perspektywy Ewy, bo łatwiej mi się z nią utożsamić, ale i tak nie jestem w stanie zrozumieć jej rodzicielki.
Po kontynuacje „Gorączki” Dee Shulman z pewnością sięgnę, bo zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło. Mam jednak nadzieję, że będzie o wiele ciekawsza od pierwszego tomu. Zrezygnuje tego wzdychania wielce nieustraszonego Setha nad stratą swojej ukochanej i wreszcie pokaże, że jest prawdziwym mężczyzną i gladiatorem, który walczy z przeciwnościami losu, a nie chowa się za swoją pożal się Boże rozpaczą. Mam również nadzieję, że akcja nabierze tempa, bo tutaj takowej dla mnie nie było, a raczej mogłoby być lepiej prowadzona. Jednak książkę czyta się naprawdę szybko i spędziłam przy niej miłe chwile, ale obym przy kontynuacjach spędziła je jeszcze milej i żeby okładki do niej były tak samo magiczne jak do tej, bo uważam, że pani Katarzyna Borkowska wykonała kawał dobrej roboty.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
O „Gorączce” było głośno. Dla innych mniej, dla innych bardziej. Naczytałam się już wielu recenzji, opinii czy komentarzy, w większości niezbyt pochlebnych. Jednak ja to ja. Istota nazbyt ciekawska, która musi wszystko sprawdzić na własnej skórze, jeśli chodzi o książki oczywiście. Jeśli nawet do jakieś książki mnie nie ciągnie to i tak wiedziona jakimś impulsem, jeśli...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-20
Jedna doba. Cztery katastrofy lotnicze. Troje ocalonych. Czemu akurat oni? Co takiego się wydarzyło? Masa teorii. Która z nich jest prawdziwa? Lub... która jest bliższa prawdy? Co na ten temat sądzą rodziny i świadkowie? Czy istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie?
Sarah Lotz jest autorką dwunastu książek, z czego aż trzy to serie napisane wspólnie z innymi pisarzami pod zmienionym nazwiskiem. Napisała również wiele krótszych form. W Polsce ukazała się tylko jej jedna powieść – Troje. Obecnie mieszka ze swoją rodziną w Kapsztadzie.
Akcja promocyjna Troje była chyba jedna w swoim rodzaju. Dostając tajemnicze maile, muszę przyznać, że towarzyszyło mi uczucie lekkiego niepokoju. Czarne koperty, w których znajdowały się pierwsze rozdziały, później czarne strony powieści. To już zwiastuje dobrą lekturę, bo przecież byle czego by tak nie reklamowano, prawda? Z tego wszystkiego uwierzyłam w to, co mam czytać i szukałam informacji na temat tych wydarzeń. Ale chyba takie wrażenie miała ona sprawiać, prawda?
Właśnie... niepokój. To dość znaczące słowo określające samą powieść. Bo tak się czułam prawie przez całą historię. Może nie trzęsłam się jak galareta, ale gdzieś tam to właśnie on mi towarzyszył. No i absolutnie nic nie nastroi do czytania bardziej jak ciemna noc, trzaskające rolety o okna i odgłos przelatującego gdzieś w pobliżu samolotu. No jak tu się odczuwać, choć lekkiego uczucia lęku? No jak? Ja nie wiem, czy to ktoś mi robi na złość, ale dziwnym trafem podczas dwóch ostatnich nocy spędzonych z tą książką taka sytuacja miała miejsce, gdzie dawno tego typu środki transportu nie podróżowały nad moimi okolicami. I nie, to wcale nie jest śmieszne. Teraz wiem, że dobrze zrobiłam zostawiając sobie tę lekturę na później, bo nie wiem, czy ktoś, choćby siłą wpakowałby mnie do samolotów, którymi miałam okazję lecieć na początku wakacji.
Troje to zlepek różnych punktów widzenia na temat katastrof – swego rodzaju badania przeprowadzone przez autorkę Czarnego Czwartku. Od katastrofy do spisku Elspeth Martins, stworzoną przez Lotz. Rozmowy z osobami z bliskiego otoczenia ofiar i Trojga, jaki i jakoś związanych ze sprawą, artykuły z różnych zakątków świata. To daje naprawdę ciekawy i bardziej rozległy obraz sytuacji niż, gdyby była przedstawiona tylko z jednej perspektywy. Za to należy się duży plus, bo jest to coś innego. Szkoda jednak, że nie była ona pokazana również oczami właśnie tych dzieci. Oczywiście nie jest to minus, a ot takie zwrócenie uwagi na dość ciekawą kwestię. Wiem, że byłoby to trudne z wiadomych względów, jednak nie powiem, że nie ucieszyłabym się, gdyby Sarah Lotz pokusiła się o wydanie drugiej powieści pisanej właśnie z ich perspektywy.
Dopatrzyłam się jednak kilku błędów w książce, które lekko mnie zdezorientowały. I nie, o dziwo, nie są to błędy ortograficzne. I właściwie nie wiem, czy są one winą autorki czy tłumacza. Pierwszym jest jakaś rozdwojona płeć znanego komisarza Ace Kelso. Raz jest kobietą (strona 49), zaś później już mężczyzną (strony 197 i 446). Nie wiem, czy to miała być kolejna zagadka do rozwiązania, czy po prostu pomyłka, choć dość znacząca i dająca się we znaki. Podobnie jest z sytuacją na stronie 421, gdzie artykuł przedstawia sytuację z przyszłości (na szczęście niczego nie zdradza, bo o tym już czytelnik dowiaduje się wcześniej). I po raz kolejny nie wiem, o co w tym chodzi. Czy jest to celowe, czy może ktoś popełnił kolejny błąd, który mąci nieźle w głowie.
Sarah Lotz napisała bardzo dobrą powieść. Troje to dla mnie zupełna nowość, bo jak dotąd nie spotkałam się z tego typu historią i do tego przedstawioną w taki sposób. Jeśli kogoś interesują dobre thrillery, w których aż roi się od spisków, to z pewnością znajdzie coś dobrego w tym tytule. Bo o tym właśnie on jest, o tym całym dziennikarskim zgiełku, który zlatuje się jak mucha do smrodu i tylko co kolejny czeka aż wykryje coś przed innymi, nie postawiając się w sytuacji samych poszkodowanych. Jest także o spiskach i o tym do czego mogą one doprowadzić i co robią z ludźmi, a co najważniejsze, jak każdy zakątek świata na niego reaguje, bo to także jest dosyć wyraźnie pokazane z czego się bardzo cieszę, bo oprócz historii autorka przedstawiła kawałki kultur z różnych kontynentów. Jeśli szukacie ciekawej książki z małą – choć to zależy od czytelnika – niepokoju, to ten tytuł jest jak znalazł.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/08/troje-sarah-lotz.html
Jedna doba. Cztery katastrofy lotnicze. Troje ocalonych. Czemu akurat oni? Co takiego się wydarzyło? Masa teorii. Która z nich jest prawdziwa? Lub... która jest bliższa prawdy? Co na ten temat sądzą rodziny i świadkowie? Czy istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie?
Sarah Lotz jest autorką dwunastu książek, z czego aż trzy to serie napisane wspólnie z innymi pisarzami pod...
2012-06-01
Londyn, lata 20. XX wieku. Trzydziestoletnia Grace Rutherford, felietonistka, która w swoich utworach opisuje życie West Endu. W swoich felietonach opisuje życie "kobiety nowoczesnej". Na co dzień zajmuje się swoją rodziną: matką, siostrą i jej dwójką dzieci. Całe życie rodzinę stawiała na pierwszym miejscu, jednak po pewnym czasie zrozumie, że ona też może oczekiwać coś od losu. Że musi zająć się też swoim życiem. Podczas jednych ze swoich wypadów, w klubie poznaje tajemniczego Amerykanina. Pierwszą randkę z Diabłem, jak nazywa mężczyznę w swoich felietonach, przerywa im zagadkowy gość, jak się później okaże sąsiad Grace. Co łączy tych dwóch mężczyzn? Jaką przeszłość skrywają? Czy Diabeł to właściwy mężczyzna dla Grace? Czy tak jak jest napisane na okładce wydania „będzie w stanie odróżnić zwykłą błyskotkę od prawdziwego diamentu”?
Cała książka jest podzielona na trzy części. Przed każdym kolejnym rozdziałem można przeczytać felieton Grace z danego tygodnia. Są także rozdziały o przeszłości bohaterki, co daje możliwość lepszego zapoznania się z jej obecną sytuacją. Mamy pełen wgląd na jej życie, ale mniej na uczucia, bo stykamy się tutaj z narracją trzecioosobową, więc nie możemy dobrze tego wszystkiego odczuwać, jak przy narracji pierwszoosobowej.
Jest to moja druga książka z serii "Otwarte dla Ciebie" wydawnictwa Otwarte i uważam, że jest o wiele lepsza od poprzedniczki („Włoska tajemnica”). Może, dlatego, że wszystko dzieje się w moim ukochanym Londynie? Pewnie tak, ale to tylko tło. Historia napisana przez Annę Davis jest o wiele ciekawsza. Wiadomo, jak to w romansach bywa jest dany schemat kobieta i dwóch mężczyzn. Kogo, więc wybierze?
„W blask diamentów” to nie literatura najwyższych lotów, ale dobra odskocznia od cięższych lektur i od problemów życia codziennego. Lekki styl autorki sprawia, że książkę czyta się łatwo i szybko. Nawet nie wiadomo, kiedy już przewraca się ostatnie strony powieści. Książkę polecam na pewno miłośnikom romansów, ale także tym, którzy poszukują łatwego, niezobowiązującego czytadła. A londyński klimat lat dwudziestych, po prostu robi wrażenie.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/06/w-blasku-diamentow-anna-davis.html
Londyn, lata 20. XX wieku. Trzydziestoletnia Grace Rutherford, felietonistka, która w swoich utworach opisuje życie West Endu. W swoich felietonach opisuje życie "kobiety nowoczesnej". Na co dzień zajmuje się swoją rodziną: matką, siostrą i jej dwójką dzieci. Całe życie rodzinę stawiała na pierwszym miejscu, jednak po pewnym czasie zrozumie, że ona też może oczekiwać coś od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-13
https://panikultura.pl/ukryta-brama-eva-voller/
https://panikultura.pl/ukryta-brama-eva-voller/
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-31
Tajemnice Amy Snow to lekka powieść z miłością w tle, której akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii. Oprócz historii Amy i Aurelii, pozwala również zwrócić uwagę na rolę kobiet i hierarchii w ówczesnym społeczeństwie. Książkę Tracy Rees czyta się jednym tchem. Mnie ona pozwoliła – po trzech miesiącach stagnacji – cieszyć się lekturą. I za to właśnie dziękuję autorce.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/tajemnice-amy-snow-tracy-rees/
Tajemnice Amy Snow to lekka powieść z miłością w tle, której akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii. Oprócz historii Amy i Aurelii, pozwala również zwrócić uwagę na rolę kobiet i hierarchii w ówczesnym społeczeństwie. Książkę Tracy Rees czyta się jednym tchem. Mnie ona pozwoliła – po trzech miesiącach stagnacji – cieszyć się lekturą. I za to właśnie dziękuję...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-19
"Wypowiedz jej imię" ma jednak swoje plusy. Autor umie utrzymać czytelnika w napięciu, a książka wydała mi się całkiem dobrym materiałem na młodzieżowy horror na Halloween. Nie żałuję, że zapoznałam się z tą historią o Krwawej Mary, bo spędziłam z nią mile czas. Gdyby tylko miała bardziej dopracowanych bohaterów, myślę, że byłoby o wiele lepiej.
Mimo wszystko – jeżeli chcecie przeczytać dobry thriller młodzieżowy, to polecam trylogię o Marze Dyer, w której znajdziecie bardziej wyrazistych bohaterów i o wiele ciekawszą historię. Wypowiedz jej imię Jamesa Dawsona możecie sobie zostawić na koniec października, kiedy to noce są coraz dłuższe, a co za tym idzie klimat do czytania powieści typu młodzież kontra duch znacznie lepszy.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/wypowiedz-jej-imie-james-dawson/
"Wypowiedz jej imię" ma jednak swoje plusy. Autor umie utrzymać czytelnika w napięciu, a książka wydała mi się całkiem dobrym materiałem na młodzieżowy horror na Halloween. Nie żałuję, że zapoznałam się z tą historią o Krwawej Mary, bo spędziłam z nią mile czas. Gdyby tylko miała bardziej dopracowanych bohaterów, myślę, że byłoby o wiele lepiej.
Mimo wszystko – jeżeli...
2017-06-15
Z tego właśnie powodu Pierwszych piętnaście żywotów Harry’ego Augusta pozostaje dla mnie zagadką. Wiem jedno – naprawdę warto ją przeczytać. Nie jest to typowa powieść z gatunku fantastyka. Jest to swego rodzaju książka o ludzkiej psychice, filozoficznych i fizycznych rozważaniach, a także o historii z elementami powieści szpiegowskiej, kryminału i thrillera w jednym. Ja na pewno nie żałuję czasu spędzonego na lekturze, bo było to coś zupełnie innego, nowego i jak najbardziej interesującego.
Cała recenzja: http://panikultura.pl/pierwszych-pietnascie-zywotow-harryego-augusta-claire-north/
Z tego właśnie powodu Pierwszych piętnaście żywotów Harry’ego Augusta pozostaje dla mnie zagadką. Wiem jedno – naprawdę warto ją przeczytać. Nie jest to typowa powieść z gatunku fantastyka. Jest to swego rodzaju książka o ludzkiej psychice, filozoficznych i fizycznych rozważaniach, a także o historii z elementami powieści szpiegowskiej, kryminału i thrillera w jednym. Ja na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-25
Ona i on. Dwa różne czasy, dwa różne światy. Odnaleźli się, mimo wszystko. Przetrwali to, co było najgroźniejsze – atak wirusa. Jednak… czym on tak naprawdę jest? Jakie szkody jeszcze wyrządzi? Czy młodzi znajdą odpowiedzi na trudne pytania? Jaką misję będzie musiał odbyć Seth? Czy ma i będzie miał, do czego wracać? Czy Eva wreszcie wyzdrowieje czy jej stan będzie nadal się pogarszał aż dotrze do granicy wytrzymałości?
Na uwagę zasługuje fakt, że autorka zadbała o swoich czytelników tworząc na początku książki małe streszczenie i spis postaci, a to wszystko podzielone na odpowiednie działy czasowe i miejsca. Bardzo rzadko - a można powiedzieć, że prawie w ogóle – spotykam się z czymś takim w powieściach tego typu.
Narracja prowadzona jest z wielu perspektyw, co czyni Gorączkę 2 jeszcze ciekawszą, bo nie poznajemy przebiegu wydarzeń oczami głównych bohaterów, a także tych nieco pobocznych. Oprócz Ewy i Setha mamy do czynienia również z pewną parą zainteresowaną sprawą wirusa.
Co do bohaterów to żaden z nich nie skradł mojego serca. Ot, nie denerwowali mnie, ale także nie sprawili, że ich pokochałam. Nic nadzwyczajnego. Jedynymi postaciami, którzy naprawdę mnie intrygują to jeden z profesorów i sam Zackary. Ma pewne domysły związane z tym pierwszym, ale niestety nadal nie wiem, czy są one właściwe, czy też znowu doszukuję się czegoś, czego nie ma. Dziwi mnie jednak inna rzecz - mianowicie błąd w pisowni imienia głównej bohaterki na obwolucie książki. W powieści mamy Ewę zaś na okładce Evę, jaki wydawcy sami nie mogli zdecydować się, na jaką formę przystać. Niby małoistotne, ale jednak zahacza o brak konsekwencji w wydaniu.
Cała recenzja: http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/04/goraczka-2-dee-shulman.html
Ona i on. Dwa różne czasy, dwa różne światy. Odnaleźli się, mimo wszystko. Przetrwali to, co było najgroźniejsze – atak wirusa. Jednak… czym on tak naprawdę jest? Jakie szkody jeszcze wyrządzi? Czy młodzi znajdą odpowiedzi na trudne pytania? Jaką misję będzie musiał odbyć Seth? Czy ma i będzie miał, do czego wracać? Czy Eva wreszcie wyzdrowieje czy jej stan będzie nadal się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-20
Dziewczynka, nastolatka, młoda kobieta. Niewiasta, poślubiona mężczyźnie zaledwie w wieku dziecięcym, której od lat wpajano do głowy tytuł królowej Anglii. Dzieciństwo spędzone na wojnie poskutkowało niesamowitym strategicznym myśleniem w przyszłości, a także przyszykowaniem jej na widoki, które są nieodłącznym jej elementem. Później ślub, wdowieństwo, kolejne zamążpójście. I to z jednym z najbardziej znanych monarchów Wielkiej Brytanii, z samym Henrykiem VIII. Po latach ciężkich przeżyć wreszcie osiągnęła swój cel, który przez ten czas był niepewny. Wierna, choć znająca swoje miejsce i wartość kobieta i mężczyzna, który z chęcią przypisuje sobie zasługi innych. Mężczyzna, który choć najpierw uratował swoją żonę, później zniszczył ją, jak nikt inny i w najbardziej dotkliwy sposób.
Philippa Gregory ujęła mnie językiem swojej powieści. Tak zupełnie innego od tego z Odmieńca. Nie dziwi mnie to ani trochę, bowiem lektury całkowicie różnią się od siebie, choć obie mają na celu przybliżenie nam historii, lecz pierwsza część Zakonu ciemności robi to tylko pobieżnie. Po przeczytaniu jedynie kilku stron bałam się, czy będę w stanie napisać cokolwiek o Wiecznej Księżniczce. Obawiałam się także tego, czy podołam tej lekturze. Z literaturą historyczną dopiero się zapoznaję. Dopiero ją odkrywam, choć mam w planach wiele książek z interesujących mnie tematów, jakim jest choćby historia Anglii. Choć z początku byłam pełna obaw, wiem, że były one po prostu oznaką zetknięcia się z nowym gatunkiem, nie zapominając o pierwszej przeczytanej pozycji tego typu - Hiszpana Santiago Posteguillo Africanus. Syn Konsula. Znacznie różniącej się przedstawianym okresem, jak i sposobem podania. Ale co takiego jest w piórze Gregory? Czym zachwyca miliony czytelników? A jest na pewno z jednej stronny lekkość, kiedy już przyzwyczaimy się do sposobu, w jaki pisze, z drugiej zaś jest to niebywała barwność i nutka stylizacji.
Nie ma, co oceniać bohaterów i ich pełnokrwistości, bowiem jak wiadomo są oni autentyczni. Jednak Gregory mogła opisać historię Katarzyny Aragońskiej w taki sposób, że mogłaby się ona wydać papierowa, słabo nakreślona. Autorka jednak wiedziała, co czyni, bowiem stworzyła tak barwny i zaskakujący portret pierwszej żony Henryka VIII, że nadal nie mogę w to uwierzyć. Jest to najmocniejsza postać z którą miałam do czynienia w mojej czytelniczej karierze, a jest ona dosyć długa, jak na mój wiek, bowiem zaczyna się jakieś czternaście lat temu. Nie jeden raz spotkałam się z silną dziewczyną lub kobietą. Lecz Katarzyna jest zupełnie inna. Podziwiam i zapewne będę podziwiać ją za jej opór, dążenie do celu, ale także niezachwianą siłę woli. Podczas lektury niejednokrotnie miałam ochotę jej pomóc, pocieszyć. Niejednokrotnie chciałam także przemówić jej do rozumu, do jej ślepej wiary w swoich najbliższych, jak i Najwyższego. Ale dzięki temu ukazane zostało zupełnie inne oblicze chrześcijaństwa i zupełnie inna wiara, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Na przykładzie tej młodej niewiasty można zobaczyć, jak głęboka i jak silna była religia. A także, do czego ona doprowadziła. Rad byłam, kiedy wreszcie Catalina zaczęła sobie uzmysławiać, kiedy zaczęły targać nią wątpliwości, co do nieomylności największych obrońców chrześcijaństwa, a jej rodziców właśnie w tej kwestii. Jestem wdzięczna również za postać Jusufa, syna Ismaila, który w dużej mierze przyczynił się do analizy i zmiany zdania w pewnych kwestiach przez Katarzynę, który otworzył jej oczy. Jest to jedna z epizodycznych postaci, która wywarła na mnie takie wrażenie i której na pewno nie zapomnę. Królowa zaś z pewnością pozostanie na zawsze w moim sercu, jako silna dziewczyna i kobieta, gdyż nie mogłam wyjść z podziwu nad jej inteligencją, samodzielnością i sprytem już w moim wieku lub nawet młodszym. Polubiłam ją i pokochałam, niemal jak jej poddani. Żałuję tylko, że nie doszła do władzy razem z Arturem. Któż to wie, jaką potęgą byłaby teraz Wielka Brytania i jak może wyglądałaby teraz Europa? Któż to wie, jaką potęgą byłoby chrześcijaństwo?
Autorka oprócz pierwszorzędnych bohaterów obdarowuje czytelników także nienagannym tłem historycznym. Wszystko podaje w tak nienachalny sposób, że nie ma mowy o jakimkolwiek zagubieniu czy też przytłoczeniu faktami. Gregory przedstawia nam funkcjonowanie dworu, osobowości poszczególnych postaci historycznych, tytulaturę obowiązującą w królestwie, zasady kolejności dziedziczenia tronu, ale także różne ciekawostki na temat, na przykład preferowanego jadłospisu czy formy dworskich zabaw i uroczystości.
Powieść czyta się naprawdę świetnie i płynnie, choć ja robiłam to dosyć długo. Po prostu nie potrafiłabym przeczytać ją na raz czy nawet na dwa lub trzy razy. Spędzałam z nią czasami i całe dnie, ale co jakiś czas robiąc sobie przerwy. Wieczna księżniczka nie należy do tego typu literatury, którą pożera się nieprzerwanie kończąc ją po kilkunastu godzinach, czy po dwóch dniach. Ja musiałam ją sobie dawkować, bowiem w innym razie możliwe, że miałabym odczucie jedynie „odbębnienia”. Wolałam dłużej zostać razem z infantką, późniejszą księżniczką, a dalszą królową. Wielokrotnie przerywałam lekturę na potrzeby przemyślenia pewnych spraw. Przemyślenia odwagi i podjętych decyzji przez Katarzynę Aragońską, a także na chłodne traktowanie ją przez rodziców i pozostawienie jej przez nich samej sobie na obcej ziemi. Musiałam uzmysłowić sobie, że nie jest to kolejna powieść wymyślona przez jakiegoś autora, a wszystko, co jest spisane na kartach tej książki miało miejsce w XV i XVI wieku.
Powieść jest napisana w narracji trzecioosobowej. Jest równocześnie przeplatana można by powiedzieć pamiętnikiem i przemyśleniami samej Katarzyny Aragońskiej. To właśnie ten zabieg sprawił, że tak zżyłam się z tą bohaterką. To dzięki temu poznawałam jej psychikę, odczucia, myśli i plany. To dzięki temu poznawałam jej wolę walki, pomimo dramatycznych momentów, które przeszła wielokrotnie. To dzięki temu Wieczna Księżniczka zyskała ducha głównej bohaterki. Cieszę się, że Gregory nie została wierna tylko narracji prowadzonej w trzeciej osobie, bo pewnie wtedy postać pierwszoplanowa nie przedstawiała się w tak okazały sposób. Nie byłaby tak po prostu „żywa”.
Z niecierpliwością czekam aż będzie mi dane zapoznać się z tak sławnymi Kochanicami króla, drugiej części Cyklu tudorowskiego. Philippa Gregory ma niesamowity talent do przedstawiania historii w sposób ciekawy, nienużący i zapierający dech w piersiach, a także intrygujący w taki sposób, że ma się ochotę sięgnąć po więcej powieści historycznych i odkrywać kolejne intrygi i tajemnice danej epoki czy też rodu. Z pewnością Wieczna Księżniczka jest obowiązkowa dla miłośników historii Anglii, jak i tak potężnej dynastii jak Tudorowie. Z takimi powieściami warto się zapoznawać, warto poświęcać im swój czas. Ja teraz nie mam żadnych obaw i będę dążyła do zaznajomienia się ze wszystkimi tytułami Gregory, jak i kolejnych pozycji traktujących o Katarzynie Aragońskiej, Małgorzacie Beaufort, Arturze Tudorze, jego ojcu i bracie.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/02/wieczna-ksiezniczka-philippa-gregory.html
Dziewczynka, nastolatka, młoda kobieta. Niewiasta, poślubiona mężczyźnie zaledwie w wieku dziecięcym, której od lat wpajano do głowy tytuł królowej Anglii. Dzieciństwo spędzone na wojnie poskutkowało niesamowitym strategicznym myśleniem w przyszłości, a także przyszykowaniem jej na widoki, które są nieodłącznym jej elementem. Później ślub, wdowieństwo, kolejne zamążpójście....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-10-12
2014-09-17
Pamiętam ten czas, kiedy zaczytywałam się w kryminałach Agathy Christie. Nie przeczytałam ich w nie wiadomo jak zatrważająco wielkiej ilości, jednak kilka pod rząd się trafiło. Ot, nie mogłam wyjść z podziwu nad kreacją bohaterów, jak i tymi zagadkami, których nigdy nie rozwiązałam, bo za każdym razem, kiedy myślałam, że już oto je znalazłam, niestety Christie umiejętnie wodziła mnie za nos. Jakoś niedawno obiecałam nadrobić zaległości i zapoznać się, chociaż z najbardziej znanymi i cenionymi tytułami - Morderstwo w Orient Expressie czy też Dziesięciu murzynków znanej również jako I nie było już nikogo. Niestety, te tytuły jeszcze przede mną, a ja wcześniej zabrałam się za inną, niedawno wydaną z Poirotem w roli głównej, jednak nieco innym, jak sama go nazwałam – bratem bliźniakiem po innej matce.
Londyn lata 20 XX wieku. Herkules Poirot ma nadzieję na odpoczynek dla siebie i swoich nieustannie pracujących szarych komórek. Niestety los ma zupełnie inne zdanie na temat jego przyszłości. Belg, rozkoszując się jedzeniem i anonimowością w przytulnej knajpie, w jednej chwili zostaje wciągnięty w wir nieprawdopodobnych wydarzeń, bo oto tuż przed jego obliczem staje młoda kobieta, która twierdzi że... że zostanie zamordowana. Co ma zrobić Herkules Poirot? Jak ma nie pomóc tej przestraszonej nieznajomej? I czy zbrodnie w hotelu Bloxham mają z nią jakiś związek? I co mają znaczyć te dziwne spinki do mankietów w ustach każdej ofiary?
Sophie Hannah urodziła się w 1971 roku, w Manchesterze. Jest autorką thrillerów psychologicznych, poezji, jak i książek dla dzieci. Pierwszy tomik wierszy Hero I Girl Next Door wydała w wieku 24 lat, zaś pierwszą powieść – Twarzyczkę w 2006 roku. Od twórczości Agathy Christie uzależniła się, gdy miała zaledwie trzynaście lat, a jej powieści przeczytała i zebrała w ciągu roku. Co najważniejsze, to właśnie Herkules Poirot natchnął ją do pisania kryminałów.
Nie jestem w stanie porównać Poirota stworzonego przez Christie do tego wykreowanego przez Hannah. Niestety powieści królowej kryminału czytałam tak dawno, że nie pamiętam szczegółów. Najistotniejsze jest jednak to, że Belg był gdzieś tam w moich umyśle i jak najbardziej wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Tak też jest i w tym przypadku. „Inna Matka” bądź „Druga Matka”, jak postanowiłam ochrzcić Sophie Hannah – bo co, jak co, ale nie będzie to ten sam Poirot, którego wydała na świat Christie – spisała się jednak naprawdę dobrze i przypomniała mi, za co polubiłam najsłynniejszego i najskuteczniejszego detektywa na świecie.
Co do zagadki, nie ma tutaj najmniejszych wątpliwości – po raz kolejny czytelnicy mają okazję zapoznać się z zawiłą historią, niemal nie do rozwiązania. Na szczęście Anglia lat 20 XX wieku ma możliwość poszczyć się tak znamienitą osobistością, jaką jest Herkules Poirot – detektywem o wielkim i otwartym umyśle. Nie ma, co się oszukiwać, dla niego chyba nie ma zagadki nie do rozwiązania i choć jego powściągliwość i niejako chęć dominacji nad innymi może denerwować to on oczekuje od innych jednego – używania szarych komórek. To właśnie dlatego niemal nigdy nie podaje wszystkiego na tacy na samym początku. On myśli, szuka i choć błądzi, to jednak zawsze znajduje odpowiednią drogę, a ludzie są dla niego niemałą dawką inspiracji.
Obawiałam się początku, który niestety mnie nie porwał. Dość długo się z nim męczyłam, ale na szczęście było to tylko kilka stron, a nie kilkanaście czy wręcz kilkadziesiąt. Ot, musiałam zaczerpnąć tej klimatycznej aury, którą prezentowały sobą Inicjały zbrodni i o ile mnie pamięć nie myli, również powieści spod pióra Agathy Christie.
Jedyną rzeczą, która mnie denerwowała są o ile się nie mylę francuskie zwroty, które nie zostały przetłumaczone. Niestety nie znam tego języka, więc nawet nie wiedziałam o co chodzi, a nie miałam ochoty, co chwilę przerywać lektury, żeby się tego dowiedzieć. Nie wiem jednak, jak jest w ostatecznym wydaniu, bo ja miałam okazję czytać egzemplarz przedpremierowy. Na szczęście nie irytowało mnie to na tyle, żeby nie czerpać przyjemności z lektury.
Cieszę się, że mogłam po raz kolejny spotkać się z ulubionym detektywem. To właśnie dzięki kryminałom Agathy Christie polubiłam ten gatunek i mam nadzieję, że częściej będę po niego sięgała, bo niestety ostatnio go zaniedbałam, nad czym bardzo ubolewam. Dobrze, że pomysł ten popiera wnuk samej Christie – Mathew Prichard. Niby nic, myślę jednak, że właśnie dzięki takim pozycjom, jak Inicjały zbrodni pamięć o tak znakomitej królowej kryminału nie przeminie. Że co jakiś czas będzie ona powracać, a takimi powieściami na pewno co raz to młodsze pokolenia będą kojarzyły tak znane nazwisko. Sophie Hannah podjęła się trudnego i dość stresującego zadania, jednak wykonała je bardzo dobrze i należy ją za to cenić. Ja na pewno sięgnę po jej książki, bo po tym pierwszym spotkaniu jestem ich bardzo ciekawa.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Pamiętam ten czas, kiedy zaczytywałam się w kryminałach Agathy Christie. Nie przeczytałam ich w nie wiadomo jak zatrważająco wielkiej ilości, jednak kilka pod rząd się trafiło. Ot, nie mogłam wyjść z podziwu nad kreacją bohaterów, jak i tymi zagadkami, których nigdy nie rozwiązałam, bo za każdym razem, kiedy myślałam, że już oto je znalazłam, niestety Christie umiejętnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-12
2014-08-10
Dwanaście kobiet. Tak różnych, a jednak tak podobnych. Co je łączy? Europa i władza – mniejsza lub większa. Kim były lub są i co osiągnęły? Co sprawiło, że ich sława nadal nie przemija? Tego dowiecie się po przeczytaniu Kobiet, które zawładnęły Europą.
Jean des Cars jest francuskim dziennikarzem i pisarzem specjalizującym się w tematyce historycznej. Urodził się w 1943. Autor kilkudziesięciu książek. Kobiety, które zawładnęły Europą są dopiero drugą powieścią wydaną w Polsce z tak bogatego dorobku literackiego. Pierwszą jest ukazany w 1997 roku Ludwik II Bawarski. Król rażony szaleństwem, wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy.
Kobiety, które zawładnęły Europą to naprawdę imponująca pozycja, która zachwyca nie tylko wydaniem, ale także zawartością. Coś interesującego, ukazującego potęgę kobiet na europejskiej scenie politycznej. Prawdziwa gratka dla miłośników historii.
Jestem oczarowana tytułem autorstwa Jeana des Carsa, który przedstawił portretów dwunastu dam, które niezaprzeczalnie odcisnęły niezatarte piętno w dziejach swoich państw. Gdyby właśnie w taki sposób były pisane podręczniki szkolne, choćby te do historii z pewnością większość uczniów częściej by do nich zaglądało. Może Francuzowi daleko do Gregory, jednak to dwa różne sposoby przedstawienia wybranych przez siebie postaci i jak dla mnie aż dziwne i niestosownie jest je porównywać.
Najbardziej zainteresowana byłam brytyjskimi władczyniami – Elżbietą I, Wiktorią i Elżbietą II – oraz Marią Antoniną. Mimo to przyjemnością było zapoznać się również z pozostałymi – Katarzyną Medycejską, Krystyną, Marią Teresą, Eugenią, Sisi, Zytą i Astrid. Każda z nich jest intrygującą postacią. Co najważniejsze autor nie przedstawia zupełnie pozytywnie czy negatywnie bohaterek swojej książki. Ukazuje je z wadami i zaletami. Mamy do czynienia z namiastką prawdziwego oblicza danej kobiety, a nie podkoloryzowaną i wyolbrzymioną przez te wszystkie lata panowania, jak i po śmierci. To jest właśnie to, co cenię najbardziej – odejście od stereotypów i plotek, które nadal są w obiegu i z którymi nadal kojarzy się daną postać, szufladkując ją tylko jednym zdaniem zupełnie nieodzwierciedlającym rzeczywistość.
Jedyną największą wadą są braki. Pierwszy tyczy się obrazów i zdjęć o których wspomina des Cars. Trochę irytujące było przerywanie lektury w celu zaspokojenia swojej ciekawości i wyszukiwanie danego dzieła. Szkoda, że wydanie nie zostało wzbogacone o ten element – choćby na końcu książki w postaci dodatku. Drugim mankamentem zaś jest brak bibliografii. Jest to w pewien sposób zadziwiające, że w tego typu pozycji nie ma tak ważnego detalu.
Jeśli zastanawiacie się, czy piękna, przyciągająca okładka i solidne wydanie w twardej oprawie są mylące, z całą stanowczością odpowiadam nie. Kobiety, które zawładnęły Europą są świetną lekturą, która umiliła mi czas, a przy tym w przyjemny sposób mogłam dowiedzieć się o ulubionych postaciach historycznych, jak i poznać zupełnie mi nieznane, podobno legendarne. Jean des Cars rozbudził moją ciekawość i z pewnością będę szukała powieści traktujących o przedstawionych tutaj przedstawicielkach płci pięknej. Żyję jednak nadzieją, że pozostałe książki tego autora również zostaną wydane w Polsce w tak świetnej postaci, jak ta. Choćby na początek Sissi, La saga de los Windsor czy La saga des favorites. Niezmiernie bym się ucieszyła widząc zapowiedzi tych tytułów, bo sądzę, że naprawdę warto. Po przeczytaniu tej pozycji, domyślam się, że zawód byłby mi obcy po ich zakończeniu.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/08/kobiety-ktore-zawadney-europa-jean-des.html
Dwanaście kobiet. Tak różnych, a jednak tak podobnych. Co je łączy? Europa i władza – mniejsza lub większa. Kim były lub są i co osiągnęły? Co sprawiło, że ich sława nadal nie przemija? Tego dowiecie się po przeczytaniu Kobiet, które zawładnęły Europą.
Jean des Cars jest francuskim dziennikarzem i pisarzem specjalizującym się w tematyce historycznej. Urodził się w 1943....
2013-03-29
„Gdy wszyscy wokół kłamią, komu zaufasz?”
Kolejna książka, o której jest niezwykle głośno ostatnimi czasy. Od razu w mojej pamięci pojawia się obraz trylogii „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins, która zyskała największy rozgłos dzięki ekranizacji. Przeczytałam, przekonałam się, pokochałam. Czy tak samo było także z pierwszą częścią trylogii „Akademii Cimmeria”? Czy wywarła na mnie tak dobre wrażenie jak ostatnio na większości czytelników?
„Szczerość może być dobra. […] Ale może też krzywdzić.” [s.200]
Alle Sheridan nie ma w życiu łatwo. Z początku wspaniała, kochająca się rodzina po zaginięciu jej ukochanego brata zmieniła się nie do poznania. Allie nie mogąc sobie z tym wszystkim poradzić, co chwile pakuje się w kłopoty. Wydalenie ze szkoły i dwa aresztowania w roku przelały czarę goryczy. Zdesperowani rodzice postanawiają wysłać ją do elitarnej szkoły z internatem, o której nigdy nie słyszała. Akademia Cimmeria jednak nie jest, jaką zwyczajną elitarną szkoła, gdzie uczą się tylko bogate dzieciaki wpływowych rodziców. Zamordowanie jednej z uczennic, uświadamia Allie jedno. Ten budynek skrywa wiele tajemnic, a ona ma zamiar je odkryć. Kto jej w tym pomoże? Przystojny i pociągający Sylvian czy może outsider Carter? Czy Allie odkryje sekret Akademii? I jaką tajemnice kryje historia jej rodziny? Kim tak naprawdę jest? I komu zaufa?
„Nie wszystko jest tym, na co wygląda, a ludzie nie zawsze są tymi, za których się podają.” [s.233]
C.J. Daugherty miała 22 lata, gdy po raz pierwszy zobaczyła martwe ciało. Pracowała wtedy, jako reporter kryminalny. Nigdy nie przestała fascynować jej natura przestępców. Powieść „Wybrani”, która jest pierwszą częścią trylogii jest właśnie jej efektem. „Wybrani” są podobno skazani na sukces, na który zna przepis brytyjska redaktorka, która odkryła również autorkę jedną z najsłynniejszych sag o wampirach, jaką jest Stephenie Meyer. Czy to oznacza, że „Night School” (ang. Nocna Szkoła, oryginalny, angielski tytuł książki) odniesie równie dobry sukces?
„Początek zawsze jest trudny.” [s.26]
Od razu odpowiem na to pytanie. Uważam, że odniesie ona sukces, jak już go nie odniosła i cały czas nie odnosi patrząc na to, jakie dostaje oceny. Jak można przeczytać na obwolucie książki, prawa do wydania „Wybranych” zostały sprzedane już do osiemnastu krajów, co mówi chyba samo za siebie. Jak widać brytyjska redaktorka ma nosa do świetnych sag. Jestem ciekawa, co jeszcze odkryje.
„Nie bój mówić się prawdy.” [s.63]
Zagadki, morderstwo, martwe ciało, dziwna szkoła, tajemnice, kłamstwa i barwni bohaterowie. To wszystko mają w sobie „Wybrani”. To kolejny thriller dla młodzieży, który wywarł na mnie tak dobre wrażenie. Wszyscy są tacy, jacy być powinni, co świadczy tylko o tym, że autorka świetnie ich wykreowała. A co jest w tym wszystkim najlepsze?! Że nie ma żadnych postaci nadprzyrodzonych! Jeśli szukacie w Akademii Cimmeria wampirów, czarownic, wilkołaków czy jeszcze jakiś innych stworzeń nie z tego świata, to od razu was ostrzegam, że tutaj z pewnością ich nie znajdziecie.
„- Nikt mnie nie rozumie – westchnęła. – Nawet ty. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, ale nie mogę powiedzieć ci prawdy. To takie przygnębiające”. [s.268]
Jejku, jak ja bym chciała chodzić do takiej szkoły. Może zmieniłabym w niej tylko ten dostęp do technologii XXI wieku, ale wszystko inne bym zostawiła. Nie wiem tylko, czy poradziłabym sobie psychicznie z tymi wszystkimi tajemnicami i dziwnymi zdarzeniami, ale cała szkoła, uczniowie, atmosfera naprawdę mi się podobała. Dyrektorka, która nie ma wszystkich gdzieś i wychodzi tylko na obchód szkoły. Tak naprawdę ona żyje tą szkołą, uczniami, rozmawia z nimi, pomaga, zachowuje się jak przyjaciółka, trochę starsza ciocia. Cała społeczność tworzy wielką rodzinę. I co najważniejsze, jak ja bym chciała być na miejscu Allie i poznać takiego Sylviana i Cartera. O boziu, czemu takich chłopaków poznaję tylko w książkach? Idealnych ze swoimi wadami i zaletami. Przystojnych, pociągających, tajemniczych…
„Po prostu… uważaj na siebie, Allie. Tutaj nie wszystko jest takie, jak się wydaje.” [s.98]
Przeczytać książkę i nie wiedzieć, co ze sobą począć… Możecie wierzyć lub nie, ale tak się właśnie czułam. Właśnie takie emocje targają mną po zakończeniu „Wybranych” C.J. Daugherty. Nie wiem, jak autorka mogła zakończyć swoją książkę w tym właśnie momencie! Widząc podziękowania po skończeniu ostatniego rozdziału nie mogłam uwierzyć w to, że muszę teraz czekać kolejne kilka miesięcy, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej. Pani Daugherty, nawet nie wie pani, co ze mną zrobiła! Jestem ciekawa, co też autorka wymyśliła w kolejnych tomach. I naprawdę nie patrzcie na to, że „Wybranych” odkryła ta sama osoba, która odkryła również „Zmierzch”, bo mogę się spodziewać, że niektórzy właśnie po tym skreślą tę pozycję. „Wybrani” są zupełnie inni od sagi Stephenie Meyer, a trzeba pamiętać, ze Stephenie nie jest taka straszna, jak o niej piszą, patrząc na jej świetnego „Intruza”. Dajcie im szansę, nie patrząc na nią, ale patrząc na samą książkę i autorkę. Autorkę, która swoim debiutem pozytywnie mnie zaskoczyła i życzę jej, aby każda kolejna książka była równie dobra, a nawet lepsza od pierwszego tomu jej trylogii.
______
http://szeptksiazek.blogspot.com/
„Gdy wszyscy wokół kłamią, komu zaufasz?”
Kolejna książka, o której jest niezwykle głośno ostatnimi czasy. Od razu w mojej pamięci pojawia się obraz trylogii „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins, która zyskała największy rozgłos dzięki ekranizacji. Przeczytałam, przekonałam się, pokochałam. Czy tak samo było także z pierwszą częścią trylogii „Akademii Cimmeria”? Czy wywarła...
2013-04-03
Ted? Cóż za dziwnie imię, prawda? Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się ono z dziwnym, pluszowym misiem, którego perypetie mogliśmy niedawno oglądać na ekranach kin. Jednak Ted jest tylko skrótem od imienia głównej bohaterki – Edwiny. Jest on dosyć dziwny, bo mnie bardziej pasowałaby choćby Ed. Ale nie tylko jej imię jest inne. Bo czy można tak powiedzieć o niezbyt pochlebnym pseudonimie nadanym przez klasowego kawalarza – Luna Pomyluna? Z pewnością nie.
Nieśmiała i niezbyt ładna Ted wraz ze swoją siostrą wyglądającą jak gwiazda filmowa postanawiają iść na ulicę zarobić, grając na instrumentach. Jak zawsze do tak szalonych pomysłów namówiła Ted starsza siostra. Tak było i tym razem. Jednak z pewnością nie spodziewały się tego, że zaczepi je mężczyzna podający się za kogoś z agencji modelek, do tego wmawiając Ted, że jest niezwykła i musi spróbować swoich sił w tym zawodzie. Sądząc, że spotkany człowiek jest jednym z oszustów, nie zwracają na niego uwagi. Jednak po pewnym czasie wszystko wskazuje na to, ze agencja naprawdę istnieje, a facet jednak nie jest oszustem. Czy Ted poradzi sobie w wielkim świecie mody? Czy spełnianie marzeń będzie dla niej ważniejsze niż pomoc chorej na raka siostrze? Czy wszystko ułoży się po jej myśli? I co tak naprawdę sądzi o niej Nick? Czy rodzące się do niego uczucie zostanie odwzajemnione? Czy w tym wszystkim odnajdzie siebie, swoje szczęście?
Sophia Bennett jest brytyjską pisarką mieszkającą z rodziną w Londynie. Uwielbia sztukę, desgin, swoje dzieci, czasopisma modowe, kawę cappuccino, męża i pracę – koniecznie w tej właśnie kolejności. Opublikowała już cztery książki. Powieść „Projekt C” jej autorstwa ukazała się w Polsce również nakładem wydawnictwa Egmont.
„Look” jest naprawdę świetną młodzieżówką. Czyta się ją w ekspresowym tempie, będąc cały czas ciekawym, co będzie dalej. Jest humor, są ważne tematy i są wątki miłosne, ale bardzo intrygujące, nie ckliwe i przesłodzone. Autorka ma świetny warsztat pisarski i nawet zwykły i krótki opis ojca bohaterki był dla mnie ciekawy i zabawny. Sophia poruszyła ważny temat, jaką jest straszna choroba, bliskiej osoby, a w tym przypadku siostry Ted. Tak samo jak poszukiwanie samej siebie, tego co młoda osoba chce w życiu robić i co jest dla niej ważne. Nie jest sztuką napisać o ważnych tematach, ale zrobić to w sposób nieudolny. Na szczęście Bennett to tej kategorii nie należy, bo zrobiła to bardzo sprawnie.
Bohaterowie są interesujący i co najważniejsze normalni. Dialogi, na co ostatnio zwracam uwagę w powieściach młodzieżowych, są realne, nie są przesadnie stylizowane na język młodzieżowy. Autorka postawiła tutaj na prostotę i osiągnęła zamierzony skutek, co tylko pokazuje, że czasami lepiej z nim nie przesadzać. Lepiej napisać prosto niż starać się przesadnie używać jak się niektórym wydaje „języka młodzieżowego”, bo tak naprawdę nie wychodzi z tego nic godnego uwagi, a grupa docelowa, do której to właśnie głównie mają być kierowane te książki łapią się za głowy przy czytaniu, nie wiedząc, o co chodzi.
Jeśli szukacie ciekawej młodzieżówki, która porusza temat modelingu, poszukiwaniu własnego ja, jak i ciężkiej choroby, jaką jest rak to śmiało możecie sięgnąć właśnie po „Look”. Zabawna i świetnie napisana z pewnością pochłonie was na niejedno popołudnie, choć muszę przyznać, że raczej nie radziłabym wam zabierać się za nią, kiedy macie coś ważnego do zrobienia, bo śmiem twierdzić, że raczej o tym zapomnicie, gdy tylko zapoznacie się z Ted i jej historią. Jestem ciekawa innych książek Bennett i z pewnością po nie sięgnę.
______
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/04/przedpremierowo-look-sophia-bennett.html
Ted? Cóż za dziwnie imię, prawda? Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się ono z dziwnym, pluszowym misiem, którego perypetie mogliśmy niedawno oglądać na ekranach kin. Jednak Ted jest tylko skrótem od imienia głównej bohaterki – Edwiny. Jest on dosyć dziwny, bo mnie bardziej pasowałaby choćby Ed. Ale nie tylko jej imię jest inne. Bo czy można tak powiedzieć o niezbyt pochlebnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-02
Alex Woods jest dość nietypowym nastolatkiem od momentu, kiedy doznał bliskiego spotkania z meteorytem, co oczywiście nie przeszło bez echa w XXI wieku. Jednak rozgłos nie był jednym skutkiem tego wydarzenia, bowiem poważniejszym jest choroba. Dość dokuczliwa, bo właśnie padaczka do takich należy. Ale to właśnie dzięki temu miał okazję odnaleźć swoje pasje: literatura, astronomia i neurologia. Czytanie oraz badanie wszechświata i ludzkiego mózgu stały się dla niego, czymś naprawdę ważnym. Splot przypadkowych zdarzeń postanowił jednak postawić na jego drodze pana Pettersona, który stał się jego prawdziwym przyjacielem. Nie liczyła się różnica wieku, liczyły się tylko wspólne zainteresowania, pomoc i chęć przebywania ze sobą. Czego nauczy Alexa przyjaźń ze starszym panem? Do jakich wniosków dojdzie? Co wspólnego z tym wszystkim ma aresztowanie i twórczość Kurta Vonneguta?
Gavin Extence jest angielskim debiutantem. Urodził się w 1982 roku w Swineshead, w Anglii. Za swoją pierwszą i jak na razie jedyną książkę Wszechświat kontra Alex Woods dostał brytyjską nagrodę The Waterstones 11. Jako dziecko uwielbiał grać w szachy – brał udział w wielu turniejach, gdzie raz wygrał. Obecnie pracuje nad swoją następną książką, a gdy tego nie robi lubi gotować i zagłębiać się w tajniki astronomii.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to naprawdę ciekawy styl, którym posługuje się Extence. Jest dość specyficzny, ale zarazem bogaty. To głównie dzięki niemu zabiera czytelników do literackiej krainy doskonałości. Prosty w odbiorze język nie jest jednocześnie ubogi, co jest jedną z najważniejszych zalet.
Cała recenzja: http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/06/wszechswiat-kontra-alex-woods-gavin.html
Alex Woods jest dość nietypowym nastolatkiem od momentu, kiedy doznał bliskiego spotkania z meteorytem, co oczywiście nie przeszło bez echa w XXI wieku. Jednak rozgłos nie był jednym skutkiem tego wydarzenia, bowiem poważniejszym jest choroba. Dość dokuczliwa, bo właśnie padaczka do takich należy. Ale to właśnie dzięki temu miał okazję odnaleźć swoje pasje: literatura,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-09
2013-04-21
Rodzice czternastoletniego Jake’a zaginęli, a jest to o tyle straszne, bo zaginęli gdzieś w odmętach historii świata. Mogą być wszędzie, a co straszniejsze w każdym czasie, wieku, momencie historii. Jedna pochmurna noc, w której młody chłopiec został „porwany” zmienia wszystkiego w jego życiu, bowiem dowiaduje się, że jego szaleni rodzice należą do Tajnych Służb Straży Historii, które mają na celu chronić historię. Jake chcąc ich odnaleźć przenosi się z Londynu dwudziestego pierwszego wieku do szesnastowiecznej Francji, do głównej siedziby stowarzyszenia. Tam poznaje innych agentów z różnych epok. Podstępem dostaje się na statek grupy, która ma za zadanie odnaleźć jego rodzicieli, a także uratować świat przed obłąkanym Zeldtem, który ma zamiar zniszczyć historię, którą znamy, o której uczymy się na lekcjach. Czy im się uda? Czy Jake odnajdzie swoich rodziców? Czy udaremnią plany Zeldta? Czy jednak Zeldt dokona zagłady świata? Cóż za misterny plan uknuł książę ciemności?
Damian Dibben jest zakochanym w swoim mieście londyńczykiem. „Strażnicy historii. Nadciąga burza” to jego debitu literacki. Zanim zaczął pisać książki, pracował, jako scenarzysta przy przeróżnych projektach filmowych, takich jak „Kot w butach” czy „Upiór w operze”, zaś jego własny scenariusz „Seventh Heaven” ma niedługo wejść do produkcji. Interesuje się historią starożytną, naukami przyrodniczymi oraz powieściami przygodowymi.
Sam pomysł z Tajnymi Służbami Straży Historii jest naprawdę ciekawy. Sama od zawsze chciałam przenieść się w czasie. Zobaczyć jak kiedyś wszystko wyglądało, bo nie wiem, czemu patrząc na stare czarno-białe fotografie wyobrażam sobie świat również w takich barwach. A przecież było w nim tyle kolorów! Oj, chciałabym się przenieść od wiktoriańskiej Anglii i sama założyć piękną suknię, albo zobaczyć starożytny Egipt. Strażnicy historii i cała podróż w czasie są mocnymi plusami tej książki.
Autor posługuje się łatwym w odbiorze językiem, choć tłumaczenie procesu podróży w czasie Itak nie zrozumiałam, ale w końcu był on związany z fizyką, a jej chyba nigdy dobrze nie zrozumiem. Pomimo tego, że posługuje się on prostym językiem nie czytało mi się jego książki zbyt dobrze. Nie wiem dlaczego. Niby temat i wykonanie dobre, ale do mnie ono nie przemówiło.
W powieści nic nie było dobrze zarysowanie. Bohaterowie w ogóle mnie do siebie nie przekonali. Byli jacyś dziwni. Sam główny bohater nie przypominał mi czternastoletniego chłopca. Czułam, jakby został na siłę ukazany z jak najlepszej strony. Nie zauważyłam u niego żadnych wad. Jakąś minimalną dozą sympatii obdarzyłam tylko Charliego, ale tylko małą i tylko jego, niestety.
Akcja jest, a niby jej nie ma. Niby dzieje się coś ciekawego, ale nie porwało mnie tak jak miało. Nie wiem, cały czas mam do tej powieści mieszane uczucia. Jednak wiem i czuję, że powieść nie spodobała mi się tak jak miała. Nie czytałam jej z zapartym tchem. Czytałam ją chyba tylko po to, żeby ją dokończyć i tylko po to, aby dać jej jednak szanse. Przekonać się czy jednak autor czymś mnie zaskoczy. Niestety przeliczyłam się.
Jak widać moja opinia jest pełna sprzeczności, dlatego najlepiej samemu się zapoznać się ze „Strażnikami historii. Nadciąga burza” Damiana Dibbena. Nie twierdzę jednak, że powieść się nikomu nie spodoba. Może do kogoś ona przemówi, w końcu każdy ma inny gust. Nie wiem, jakoś nie umiem z czystym sercem jej odradzić, ale mogę jedynie powiedzieć, że znam o wiele lepsze książki młodzieżowe czy przygodowe. Jeśli jesteście zainteresowani przeczytajcie, choćby po to, żeby wyrobić sobie własną opinię, jeśli od początku was nie zainteresowała, nie musicie po nią sięgać. Nawet po przemyśleniu nie wiem, co mam o niej sądzić i muszę przyznać, że jest to chyba pierwsza taka książka, a już na pewno pierwsza od bardzo długiego czasu. Mam jednak nadzieję, że Dibben przekona mnie do siebie drugim tomem serii, bo jak zwykle moja ciekawość nie zna granic i muszę się dowiedzieć, co będzie dalej. Mogę jeszcze dodać, że niesamowicie mi się podoba tył okładki, piękne kolory i piękne widoki, to jest coś co lubię.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/04/straznicy-historii-nadciaga-burza.html
Rodzice czternastoletniego Jake’a zaginęli, a jest to o tyle straszne, bo zaginęli gdzieś w odmętach historii świata. Mogą być wszędzie, a co straszniejsze w każdym czasie, wieku, momencie historii. Jedna pochmurna noc, w której młody chłopiec został „porwany” zmienia wszystkiego w jego życiu, bowiem dowiaduje się, że jego szaleni rodzice należą do Tajnych Służb Straży...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-03
Aleksander jest młodym człowiekiem, który ma przed sobą całe życie. Obecnie cieszy się wakacjami przed studiami na jednej z najlepszych uczelni w Anglii. Przyjaciele, imprezy, dziewczyny, nowe znajomości. Na jednej z takich imprez poznaje Emmę, dziewczynę inną od wszystkich. Kiedy życie zaczyna mu się układać, a miłość rozkwitać na swojej drodze spotyka dwóch nieznajomych, od których dowiaduje się o swoim przeznaczeniu. Co przekaże im rodzeństwo, które uważa się za wampirów? Czy są nimi w rzeczywistości? Jakie przeznaczenie jest pisane Aleksowi? Czy istnieją inne rozwiązania? Dlaczego akurat on?
Joanna Norowska urodziła się w 1982 roku w Łomży. Ukończyła filologię germańską oraz podyplomowe studia kulturoznawcze. Obecnie jest nauczycielką języka niemieckiego i wiedzy o kulturze w szkole ponadgimnazjalnej, a od ponad dziesięciu lat jest szczęśliwą mężatką i mamą dwójki dzieci. Pasjonuje się literaturą fantastyczną, muzyką klasyczną oraz grą na pianinie.
Wampirów na rynku wydawniczym jest naprawdę dużo. Książki, filmy, seriale – jest, w czym wybierać. Autorzy decydując się na napisanie powieści z tymi bohaterami w roli głównej powinni odznaczyć się naprawdę ciekawą koncepcją. Czy tu taką znalazłam? Niestety nie. W pewnym momencie poczułam się, jakbym czytała o jednym z moich ulubionych seriali. Tak mowa tutaj o tak znanych Pamiętnikach Wampirów. Zdolności, nie są niczym nowym, więc ich się czepiać nie mogę, bo te możemy znaleźć, w co drugiej książce, ale zaczarowany pierścień? Serio? Księga czarownic? Nie no naprawdę tego jeszcze nie było, a tym bardziej we wcześniej wymienionym serialu. Nie odwołuję się tutaj do książek, bo jeszcze ich nie czytałam, ale serial w zupełności wystarczy do wytknięcia tych niezwykle widocznych podobieństw. Czy naprawdę nie można było wymyślić czegoś nowego? Mogę się mylić, ale wygląda mi to na bardzo nieładne ściąganie z popularności tego serialu. No i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że podobieństwo imion bohaterek (Lena – Elena), też jest przypadkowe. Choć w tej sytuacji aż ciśnie mi się znane ostatnio powiedzenie: „Przypadek? Nie sądzę”.
Język tej powieści niby jest plastyczny, przejrzysty, prosty, ale… jakoś mi do niej nie pasował. Może wydać się śmieszne, co właśnie napiszę (a właściwie już to zrobiłam, pokazując tę recenzję), ale jest zbyt poprawny. Cały czas miałam wrażenie, jakby autorka nie chciała się ponieść chwili i słowom, tylko myślała nad nimi z aż za wielkim pedantyzmem. Powiecie - może to i dobrze, w końcu tego oczekuje się od autora. Ja w tym momencie nie zaprzeczę, ale cały ten pedantyzm stworzył wrażenie języka zbyt ciężkiego. Nie jest to, jak snucie opowieści przy kominku czy też czytanie pamiętników nastolatka. Każde słowo jest zbyt wyważone, nie ma w tym żadnej lekkości, co psuje przekaz całej historii. I ja naprawdę nie wiem, co jest tak wspaniałego w zdrobnieniach typu „cichutko?”. Jeżuniu mój wielki, czy coś złego jest w wyrazie „cicho”, kiedy tylko on ciśnie mi się na usta i kiedy mam ochotę sięgnąć po ołówek i zmienić ten wyraz? Zdrobnienia są okej, ale często można je zastąpić jakimś innym wyrażeniem.
To wszystko jest takie rozległe, takie nienaturalne. Czytam wiele książek z czarownicami, wampirami czy upadłymi aniołami w tle, ale ta jakoś nie przypadła mi szczególnie do gustu. Nawet Aleks i jego, że tak to nazwę życie codzienne nie było dla mnie naturalne. Nie mogłam wczuć się w tę historię. Nie zżyłam się szczególnie z bohaterami. Wszyscy są papierowi, przerysowani i niczym nie zaskakują. Aleksander jest niby dojrzałym nastolatkiem, który ma zamiar wyjechać na dobrą angielską uczelnię, ale zachowuje się tak jakby w XXI wieku nie słyszał w ogóle o wampirach. Wszystko jest dla niego niebywałą nowością, choć nawet nie zagłębiając się w ten temat pewnie większość, co nieco o nich wie. Zadaje czasami tak bezsensowne i głupie pytania, że zastanawiałam się czy to on jest tak niedomyślny czy to po prostu moje umiłowanie do tych postaci zrobiło swoje i wiem więcej niż powinnam.
Może jestem masochistką, ale z ciekawości zajrzałabym do kolejnej części Wspomnień wampira. Może to ja jestem zbyt naiwna, ale możliwe też, że znalazłabym w niej coś ciekawszego - lepiej skonstruowanych bohaterów, lekkość języka, bardziej porywającą historię. Przeznaczenie nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych wampirycznych powieści. Jest przewidywalny, przerysowany i żywcem spisany z Pamiętników wampirów. Mam nadzieję, że Joanna Norowska odnajdzie wreszcie własną drogę i stworzy coś swojego, powieść, która będzie miała w sobie, chociaż małą cząstkę tego „czegoś”, co wyróżni ją, choć w małym stopniu na tle innych. Możliwe, że to przez zakończenie jestem ciekawa dalszych losów tego papierowego bohatera, bo autorka zakończyła pierwszą część w miejscu, w którym myślałam, ze akcja się rozwinie i wydarzy się wreszcie coś ciekawego. Skończyła się wtedy, kiedy tak naprawdę powinna się zacząć.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/11/wspomnienia-wampira-przeznaczenie.html
Aleksander jest młodym człowiekiem, który ma przed sobą całe życie. Obecnie cieszy się wakacjami przed studiami na jednej z najlepszych uczelni w Anglii. Przyjaciele, imprezy, dziewczyny, nowe znajomości. Na jednej z takich imprez poznaje Emmę, dziewczynę inną od wszystkich. Kiedy życie zaczyna mu się układać, a miłość rozkwitać na swojej drodze spotyka dwóch nieznajomych,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
1888 rok. Lady Violet właśnie przygotowuje się do debitu (choć nie jest tym faktem zbytnio zainteresowana, wolałaby ten czas przeznaczyć na inne, ciekawsze i bardziej użyteczne sprawy, choćby na pracę nad swoimi wynalazkami), kiedy w arystokratycznych kręgach mają miejsce niespodziewane wydarzenia. Na jej własnym balu zostaje otruty szacowny lord Stanton. A to jeszcze nie koniec. Można by rzec, że to dopiero początek tragicznych sensacji, które wstrząsną nie tylko kręgami towarzyskimi. Śledztwo przejmuje znana i niezwykle skuteczna Królowa Szpiegów Secret Service. Jednak czy jej skuteczność w tym przypadku nie zawiedzie? Kto, jak i po co zabija? Czy istnieje jakieś logiczne wyjaśnienie tej zagadki?
Corina Bomann jest autorką książek dla młodzieży i dorosłych. Urodziła się w 1974 w Parchim (północno-wschodnie Niemcy). Zadebiutowała na polskim rynku wydawniczym powieścią Wyspa Motyli wydaną latem 2013 toku nakładem wydawnictwa Otwarte. Mechaniczne pająki to dopiero jej druga powieść przetłumaczona na język polski, tym razem pod logo wydawnictwa Uroboros.
Violet nie jest jedną z tych, które boją się wszystkich i wszystkiego. Dobrze wie, czego chce i wie, jak to osiągnąć, jednak nic nie może poradzić na konwenanse, jakie panują w kręgach, do których należy. Kobieta ma tylko ładnie wyglądać, a wszelakie zainteresowania nauką są postrzegane jako dziwne i nieprzystające damie z wyższych sfer. Na szczęście, mimo niepowodzeń, ona się nie poddaje i pokazuje, na co ją stać. Jej zachowanie może się jawić jako zbyt heroiczne i na wyrost odważne, jednak... jakoś w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Postaciami, które również zasługują na uwagę są dwaj osobnicy płci męskiej: jej majordomus Alfred oraz tajemniczy mężczyzna. Czy będzie dane zapoznać się bliżej z ich przeszłością?
Nie można zapomnieć również o znakomitym cyrku, azylu dla ludzi innych i wyjątkowych. Pan Blakley jawi się jako ciekawa osobowość, która przyciąga inne, równie intrygujące jak on sam. Mechaniczne pająki są powieścią jednotomową, ale z chęcią przeczytałabym kolejną książkę z tego uniwersum, jednak traktującą już tylko i wyłącznie o postaciach z cyrku. Jak i w którym momencie życia się tam znalazły? Jak do tego doszło i co o tym sądzą? Myślę, że byłoby to świetnym dopełnieniem historii. Jeden rozdział, niczym opowieść snuta przez co kolejnego członka z tej wielkiej mechanicznej rodziny.
Autorka ciekawie przedstawiła realia epoki, jak również relacje pomiędzy poszczególnymi warstwami społecznymi, wplatając w to jeszcze różnorodne nowinki dotyczące wynalazków wykorzystujących takie cuda techniki jak: energia Tesli, para czy kółka zębate. Dzięki zainteresowaniom Violet można dowiedzieć się co nieco o poszczególnych projektach z jej świata. A intryga sprawia, że tytuł ten czyta się z jeszcze większym zainteresowaniem.
Mechaniczne pająki są świetną powieścią na zimowe wieczory. Jeśli kochacie, jak ja, Anglię za czasów królowej Wiktorii, nie powinniście być zawiedzeni. Również może ona ucieszyć fanów steampunku lub osoby, które dopiero chcą zacząć przygodę z tym gatunkiem. Z racji, że jest ona lekka i napisana przystępnym językiem, na początek będzie jak znalazł. Dla już bardziej obytych może być ona aż nazbyt prosta, jednak... czy samymi powieściami cięższego kalibru człowiek żyje? Od czasu do czasu przyda się niezobowiązująca lektura, która umili czas i przeniesie do zupełnie innego świata. Świata konwenansów, intryg, maszyn parowych i zębatych kół.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
1888 rok. Lady Violet właśnie przygotowuje się do debitu (choć nie jest tym faktem zbytnio zainteresowana, wolałaby ten czas przeznaczyć na inne, ciekawsze i bardziej użyteczne sprawy, choćby na pracę nad swoimi wynalazkami), kiedy w arystokratycznych kręgach mają miejsce niespodziewane wydarzenia. Na jej własnym balu zostaje otruty szacowny lord Stanton. A to jeszcze nie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to