-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz2
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant3
Biblioteczka
2013-01-15
2015-08-13
https://panikultura.pl/ukryta-brama-eva-voller/
https://panikultura.pl/ukryta-brama-eva-voller/
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-08-21
II wojna światowa. Kto o niej nie słyszał? A szczególnie Polacy, bo to nas bardzo dotkliwie ona dotknęła. Czasy, w których panował Hitler nie należały dla nas do najlepszych. Ani dla nas, ani dla Żydów, bo kto nie słyszał także o Holokauście? Pewnie gdzieś tam przewinęło się to słowo, choćby raz. Holokaust, Holocaust, … Co to tak naprawdę było? Młode pokolenie tego nie wie i miejmy nadzieję, że nie zobaczy na własne oczy, jednak nasi dziadkowie czy pradziadkowie pewnie to widzieli. Byli świadkami prześladowania tych ludzi. Widzieli to, co się działo na ulicach. Widzieli spadające bomby i pewnie większość z nich broniła naszego kraju, aby nam, teraz żyło się dobrze.
II wojna światowa. Opowiadającym jest Śmierć, bo kto jak nie ona wie najlepiej ile ludzi zginęło, ile ludzi musiała zabrać z tego świata podczas wojny i nie tylko. Podczas całego istnienia ludzkości. Jednak jak na razie zatrzymajmy się do okresu za panowania Hitlera. Śmierć opowiada nam historię dziewczynki. Liesel Meminger. Tak, to o niej mówi. Dziewczynka, jak każda inna. Co w niej jest takiego, aby o niej opowiadać? A która dziewczynka zdobyłaby się na kradzież książki? Która dziewczyna w wieku dziesięciu lat, w tych czasach tak zawzięcie pragnęła nauczyć się czytać i pisać? To właśnie jest historia o takiej dziewczynce. Dziewczynce, która wiele przeżyła i która wiedziała, czego chce. Straciła brata podczas podróży pociągiem do zastępczej rodziny. Jej pierwszą ukradzioną książką był „Podręcznik grabarza” zabrany o nic niepodejrzewającemu grabarzowi, który pochował jej brata. To na niej nauczyła się czytać. Powiecie pewnie, że to nie jest odpowiednia książka dla dziesięcioletniej dziewczynki. I tak, muszę przyznać wam rację. Ale co miała zrobić Liesel, kiedy nie było takiej możliwości z kupnem książki co teraz. Obiecała sobie, że kiedyś ją przeczyta w całości i tak się stało. A pomógł jej w tym Hans Hubermann, papa, bo tak nazywała swojego przybranego ojca, którego nigdy nie miała, ponieważ swojego nigdy nie widziała. To on nauczył ją pisać i czytać po nocnych koszmarach, po których zawsze się budziła. Zawsze przy niej był i zawsze ją wspierał. A kim była jej przybrana matka? Rosa Hubermann z najbardziej ciętym językiem na Himmelstrasse. Choć nie pokazywała tego w sposób oczywisty Liesel i tak wiedziała, że jest to kobieta o wielkim sercu, nawet ze swoim ciętym językiem. Ile i jakie książki jeszcze ukradła Liesel? Jakich ludzi spotkała na swej drodze? Czy przeżyła wojnę wraz ze swoimi rodzicami? A co z Rudym? Tak, nie można zapomnieć o jej najlepszym przyjacielu. Czy przeżył? Kim był żydowski bokser, który wielokrotnie walczył z Früherem?
Pierwszy raz spotkałam się z książką, w której narratorem była Śmierć, ale było to chyba najlepsze rozwiązanie, bo chyba żadna inna postać, jako narrator nie sprawdziłby się tak jak ona. W ten sposób jeszcze bardziej porusza zakamarki naszej duszy. Bo to ona najlepiej wie jak zakończył się żywot danego człowieka, jak wyglądała jego dusza, którą niosła na swoich ramionach. Postać Śmierci wyobrażamy sobie najczęściej, jako zjawę, albo kościotrupa w czarnej szacie, tudzież pelerynie z kosą lub sierpem w ręku. Bezlitosna postać, bez serca. Jest tutaj jest przedstawiona w zupełnie inny, odbiegający od naszych wyobrażeń sposób.
Z Markusem Zusakiem spotkałam się już po raz drugi, bo pierwszą moją książką był „Posłaniec”. Tamto spotkanie nie było najgorsze, ale nie należało także do wybitnych. Teraz wiem, dlaczego większość zachwyca się „Złodziejką książek”, bo nie sposób tego nie robić. Naprawdę nie wiem jak autor mógł pokazać nam obraz hitlerowskich Niemiec, jeśli sam tego nie przeżył i w tak ciekawy, interesujący i naprawdę realistyczny sposób.
"Złodziejka książek" autorstwa Markusa Zusaka jest naprawdę godna uwagi. Jest to historia tak realistyczna, że jestem i będę godna podziwu dla autora. Nie można się od niej oderwać już od pierwszych stron. Markus ma naprawdę świetny warsztat pisarski. Wyrazy, zdania i skróty, które zostały przez niego użyte w języku niemieckim są od razu również przez niego tłumaczone, a właśnie te obcojęzyczne zwroty powodują, że można bardziej wczuć się w powieść, poczuć naprawdę niemiecki klimat powieści, choć sam autor jest Australijczykiem. Polecam ją każdemu, tym, którzy interesują się historią, a szczególnie największym konfliktem zbrojnym w historii świata, oraz wszystkim innym, którzy chcieli zapoznać się z tą powieścią, ale mieli przed tym opory.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/08/zodziejka-ksiazek-markus-zusak.html
II wojna światowa. Kto o niej nie słyszał? A szczególnie Polacy, bo to nas bardzo dotkliwie ona dotknęła. Czasy, w których panował Hitler nie należały dla nas do najlepszych. Ani dla nas, ani dla Żydów, bo kto nie słyszał także o Holokauście? Pewnie gdzieś tam przewinęło się to słowo, choćby raz. Holokaust, Holocaust, … Co to tak naprawdę było? Młode pokolenie tego nie wie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-18
Dominikana. XX wiek. I władający nią Trujillo. Jakie skrywa tajemnice? Jak doszedł do władzy? Co łączy go z siostrami Mirabal, znanymi także jako Motyle? Cztery siostry, trzy z nich zaangażowane w działalność polityczną w walce o wolność dla narodu. Dla siebie, dla swojej rodziny, przyjaciół i wszystkich rodaków. Co je spotkało? Jakim sposobem stały się bohaterkami Republiki Dominikańskiej? Co je skłoniło do poświęcenia się dla dobra ogółu? Jaką drogę przeszły?
Julia Alvarez jest urodzoną w 1950 roku pisarką i eseistką pochodzenia dominikańskiego, piszącą po angielsku. How the García Girls Lost Their Accents to jej debiut literacki, niestety niewydany w Polsce. Pierwszą powieścią wydaną na naszym rynku wydawniczym jest właśnie Czas Motyli, który w oryginale został opublikowany w 1994 roku.
Lektura ta nie wywołała u mnie potoku łez, jak przez chwilę się spodziewałam. Wprowadziła mnie jednak w stan głębokiej refleksji i zdumienia. Pomimo tego, że jest to powieść fabularyzowana, jak sama autorka napisała, to daje do myślenia. Podczas czytania, jak i już po nadal zastanawiam się, czy naprawdę tak musiało być. Czy te trzy piękne, pracowite, mające swoje rodziny, plany i marzenia kobiety musiały zginąć w tak okrutny sposób. Przypomina to tylko ile okrucieństwa jest na tym świecie i jacy ludzie dochodzą do władzy. Hitler, Trujillo i zapewne wiele było, jest i będzie wiele takich osób, które za wszelką cenę chcą zdobyć wszystko i nie liczy się dla nich absolutnie nic, zwłaszcza ludzkie życie.
Choć Czas Motyli nie jest całkowitym odwzorowaniem się na prawdzie, nie musi taki być. Z pewnością chciałabym się dowiedzieć, jakie były naprawdę słynne siostry Mirabal. Co lubiły, co robiły, jakie były ich relacje, co tak naprawdę miało miejsce w niektórych momentach. Jednak Julia Alvarez sprostała temu zadaniu i wykreowała je na swój sposób. W bardzo prosty, dogłębny i niezwykle prawdziwy. Nie ukazała ich, jako cudowne bohaterki, które absolutnie niczego się nie bały i były po prostu bez wad. Pokazała je, jako kobiety, którym swego czasu daleko było od odwagi, które miały swoje troski, zmartwienia, plany na przyszłość, każda niejako związane z czymś innym. Nie przedstawiła ich, jako cudowne rodzeństwo, a takie, które także się kłóci, nie odzywa się do siebie, ale mimo wszystko się o siebie troszczy. Każdą z nich poznajemy bardzo dokładnie, a to za sprawą narracji i ich własnych rozdziałów. Takim oto sposobem możemy zapoznać się z pamiętnikiem Marii Teresy, przemyśleniami Patrii i planami Minervy, a także z Dede i jej duchami przeszłości, które nawiedzają ją, jako jedyną ocalałą z sióstr.
Alvarez pisze prostym i obrazowym językiem, jednak nie wszystko przedstawia wprost, niektóre wydarzenia tylko sugeruje. Fakty te są, bowiem jeszcze badane i nie do końca poznane, więc nie chcąc pisać czegoś, co później może być nieaktualne zostaje w sferze domysłów. Jestem naprawdę pod wrażeniem jej pióra, dlatego też mam nadzieję, że po tylu latach zostaną wydane inne jej powieści.
Jestem niezwykle wdzięczna wydawnictwu Black, że postanowiło wydać Czas Motyli. Po dwudziestu latach wreszcie ukazała się ona na polskim rynku wydawniczym. Może dobrze, że tyle czekała. Że dzięki temu doczekała się pięknej oprawy graficznej, a co najważniejsze naprawdę dopracowanego wnętrza. Seria Kaszmirowa, do której należy Czas Motyli, jak i wcześniej recenzowana Sucha sierpniowa trawa rozpoczyna się naprawdę dobrze. Sądząc po opisach kolejnych powieści będą to naprawdę świetne historie, które z pewnością przeczytam. Mam nadzieję, że będzie takich jeszcze więcej, bo właśnie takie powieści warto czytać. Warto je wyszukiwać i publikować na naszym rynku. To dowodzi tylko, że czasami lepiej poszukać czegoś już wydanego wcześniej niż skupiać się tylko na nowościach, które często są nic niewarte.
Powieść Alvarez skłoniła mnie także do bliższego zapoznania się z życiem i działalnością Motyli, a także ogromem okrucieństwa Trujillo. Dzięki tej książce zapragnęłam odwiedzić Dominikanę. Pooddychać powietrzem, którym kiedyś oddychały te cztery wspaniałe siostry, odwiedzić zakątki, w których bywały, jak i muzeum im poświęcone, zapalić znicze na ich grobach, zobaczyć wszystko na własne oczy, a nie tylko na zdjęciach.
Szkoda, że nie mówi się, ba nawet o tym nie wspomina na lekcjach w szkole. Nie mówi się, że 25 listopada obchodzimy Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet, ustanowione przez ONZ w 1999 roku, aby uczcić rocznicę tragicznej śmierci, jakim było brutalne morderstwo Patrii, Minervy i Marii Teresy Mirabal. Szkoda, bo z pewnością wiele osób, by ona w jakiś sposób zainteresowała. A to ważna część historii. Może nie bezpośrednio dla Polski, ale choćby dla Republiki Dominikańskiej.
Czas Motyli to piękna opowieść o życiu, sile miłości siostrzanej, jak i partnerskiej, przyjaźni, ale co najważniejsze o pragnieniu wolności. Dla siebie i dla kraju. O walce o nieodległość. O brutalnym w skutkach reżimie. O odwadze i chęci zmiany na lepsze. O sile wiary. A także o cenie tego wszystkiego, co ważne. Warto się za nią rozejrzeć i przeczytać o sile kobiecej odwagi. Zapoznać się z historią Las Mariposas.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/03/czas-motyli-julia-alvarez.html
Dominikana. XX wiek. I władający nią Trujillo. Jakie skrywa tajemnice? Jak doszedł do władzy? Co łączy go z siostrami Mirabal, znanymi także jako Motyle? Cztery siostry, trzy z nich zaangażowane w działalność polityczną w walce o wolność dla narodu. Dla siebie, dla swojej rodziny, przyjaciół i wszystkich rodaków. Co je spotkało? Jakim sposobem stały się bohaterkami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-08
Rutynowa, niby prosta, ale odpowiedzialna misja polegająca na odebraniu nowej partii atomium w XVIII-wiecznej Szwecji zamienia się w katastrofę. Gdyby tego było jeszcze mało znana w kręgach Strażników Historii demoniczna Agata Zeldt planuje zagładę historii, przejmując kontrolę nad legionami rzymskimi, a tym samym zawładając całą starożytnością. Czy jej się to uda? Jak to wszystko zaplanowała? Czy zdrajca jest tylko jeden i kto się nim okaże? Czy niebezpieczna misja w dwudziestym siódmym roku naszej ery za czasów panowania cesarza Tyberiusza także zakończy się niepowodzeniem?
Druga część „Strażników Historii” okazała się o wiele lepsza od swojej poprzedniczki. To ta część bardziej mnie poruszyła i wywołała u mnie więcej emocji. Jest w niej więcej akcji, intryg, czy zadziwiających zwrotów akcji. Nawet bohaterowie bardziej mnie do siebie przekonali, oprócz denerwujących wciąż chichoczących Miriam i Alana, ale za to nowe postaci za nich nadrabiają. Niesamowita zmiana po niezbyt dobrych „Strażnikach Historii. Nadciąga burza”. Jednak i w tej części nie obuło się bez długich i nużących opisów, których nie darzę sympatią.
Muszę jednak przyznać, że i po tych, choć długich opisach, których nie lubię chciałam znaleźć się tam, gdzie byli bohaterowie. Chciałam podróżować razem z grupą agentów i razem z nimi zwiedzać świat. Co tam świat! Całą historię. Chciałabym zobaczyć to wszystko na własne oczy. Starożytny Rzym, czy też jeden a największych cyrków w historii, jakim jest Circus Maximus i wspólnie z tamtejszą ludnością emocjonować się podczas oglądania wyścigów rydwanów, zobaczyć ludzi, ich stroje i zwyczaje, a także piękną starożytną architekturę.
Styl autora jest podobny, ale jakby inny. Nie wiem, czym jest to spowodowane. Bez długich opisów byłoby znacznie lepiej. Plusem też jest zrezygnowanie z tak dużej ilości żenujących żartów, na „nawet nie wiem, jakim” poziomie. Gdyby tak wyzbył się jeszcze tych, co chwile bez sensu chichoczących rodziców Jake’a, byłoby jeszcze ciekawiej, bo bardziej mnie oni denerwują, aniżeli bawią czy śmieszą. Jest to dla mnie tak wymuszone, tak sztuczne, że nawet nie chce mi się tego czytać.
Ale co jest z tego wszystkiego najlepsze? Że dzięki Dibbenowi zrobiłam dobrze jedno zadane z geografii na testach gimnazjalnych (:D). Tak, dziwne, bo to raczej powinno chodzić o historię, ale jak widać mnie się przydała ta książka do innego przedmiotu. Gdyby nie to, że właśnie czytałam jego debiut, może z tego stresu zapomniałabym o tak prostych rzeczach. Nie zapamiętałam tej informacji z lekcji, ale właśnie z jego książki. I to jest właśnie dowód na to, że czytając książki także się uczysz, ale w jeszcze ciekawszej formie niż na lekcyjnych wykładach. Szkoda tylko, że nadal tak mało osób czyta książki, nawet nie wiedząc, co i jaką część nowej wiedzy tracą.
„Circus Maximus” jest o wiele lepszą kontynuacją, po którą warto sięgnąć. Nie żałuję, że to zrobiłam. Jestem zadowolona ze swojej ciekawskiej natury, bo gdyby nie ona, może zakończyłabym przygodę z tą serią już na pierwszym tomie. Jeśli każda kolejna część ma być lepsza, to jestem ciekawa, co takiego autor wymyślił w następnych częściach. Widać, ze Brytyjczyk dopiero się rozkręca i mam nadzieję, że trzeci tom „Strażników Historii” będzie jeszcze lepszy od dotychczasowych.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/05/straznicy-historii-circus-maximus.html
Rutynowa, niby prosta, ale odpowiedzialna misja polegająca na odebraniu nowej partii atomium w XVIII-wiecznej Szwecji zamienia się w katastrofę. Gdyby tego było jeszcze mało znana w kręgach Strażników Historii demoniczna Agata Zeldt planuje zagładę historii, przejmując kontrolę nad legionami rzymskimi, a tym samym zawładając całą starożytnością. Czy jej się to uda? Jak to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-21
Rodzice czternastoletniego Jake’a zaginęli, a jest to o tyle straszne, bo zaginęli gdzieś w odmętach historii świata. Mogą być wszędzie, a co straszniejsze w każdym czasie, wieku, momencie historii. Jedna pochmurna noc, w której młody chłopiec został „porwany” zmienia wszystkiego w jego życiu, bowiem dowiaduje się, że jego szaleni rodzice należą do Tajnych Służb Straży Historii, które mają na celu chronić historię. Jake chcąc ich odnaleźć przenosi się z Londynu dwudziestego pierwszego wieku do szesnastowiecznej Francji, do głównej siedziby stowarzyszenia. Tam poznaje innych agentów z różnych epok. Podstępem dostaje się na statek grupy, która ma za zadanie odnaleźć jego rodzicieli, a także uratować świat przed obłąkanym Zeldtem, który ma zamiar zniszczyć historię, którą znamy, o której uczymy się na lekcjach. Czy im się uda? Czy Jake odnajdzie swoich rodziców? Czy udaremnią plany Zeldta? Czy jednak Zeldt dokona zagłady świata? Cóż za misterny plan uknuł książę ciemności?
Damian Dibben jest zakochanym w swoim mieście londyńczykiem. „Strażnicy historii. Nadciąga burza” to jego debitu literacki. Zanim zaczął pisać książki, pracował, jako scenarzysta przy przeróżnych projektach filmowych, takich jak „Kot w butach” czy „Upiór w operze”, zaś jego własny scenariusz „Seventh Heaven” ma niedługo wejść do produkcji. Interesuje się historią starożytną, naukami przyrodniczymi oraz powieściami przygodowymi.
Sam pomysł z Tajnymi Służbami Straży Historii jest naprawdę ciekawy. Sama od zawsze chciałam przenieść się w czasie. Zobaczyć jak kiedyś wszystko wyglądało, bo nie wiem, czemu patrząc na stare czarno-białe fotografie wyobrażam sobie świat również w takich barwach. A przecież było w nim tyle kolorów! Oj, chciałabym się przenieść od wiktoriańskiej Anglii i sama założyć piękną suknię, albo zobaczyć starożytny Egipt. Strażnicy historii i cała podróż w czasie są mocnymi plusami tej książki.
Autor posługuje się łatwym w odbiorze językiem, choć tłumaczenie procesu podróży w czasie Itak nie zrozumiałam, ale w końcu był on związany z fizyką, a jej chyba nigdy dobrze nie zrozumiem. Pomimo tego, że posługuje się on prostym językiem nie czytało mi się jego książki zbyt dobrze. Nie wiem dlaczego. Niby temat i wykonanie dobre, ale do mnie ono nie przemówiło.
W powieści nic nie było dobrze zarysowanie. Bohaterowie w ogóle mnie do siebie nie przekonali. Byli jacyś dziwni. Sam główny bohater nie przypominał mi czternastoletniego chłopca. Czułam, jakby został na siłę ukazany z jak najlepszej strony. Nie zauważyłam u niego żadnych wad. Jakąś minimalną dozą sympatii obdarzyłam tylko Charliego, ale tylko małą i tylko jego, niestety.
Akcja jest, a niby jej nie ma. Niby dzieje się coś ciekawego, ale nie porwało mnie tak jak miało. Nie wiem, cały czas mam do tej powieści mieszane uczucia. Jednak wiem i czuję, że powieść nie spodobała mi się tak jak miała. Nie czytałam jej z zapartym tchem. Czytałam ją chyba tylko po to, żeby ją dokończyć i tylko po to, aby dać jej jednak szanse. Przekonać się czy jednak autor czymś mnie zaskoczy. Niestety przeliczyłam się.
Jak widać moja opinia jest pełna sprzeczności, dlatego najlepiej samemu się zapoznać się ze „Strażnikami historii. Nadciąga burza” Damiana Dibbena. Nie twierdzę jednak, że powieść się nikomu nie spodoba. Może do kogoś ona przemówi, w końcu każdy ma inny gust. Nie wiem, jakoś nie umiem z czystym sercem jej odradzić, ale mogę jedynie powiedzieć, że znam o wiele lepsze książki młodzieżowe czy przygodowe. Jeśli jesteście zainteresowani przeczytajcie, choćby po to, żeby wyrobić sobie własną opinię, jeśli od początku was nie zainteresowała, nie musicie po nią sięgać. Nawet po przemyśleniu nie wiem, co mam o niej sądzić i muszę przyznać, że jest to chyba pierwsza taka książka, a już na pewno pierwsza od bardzo długiego czasu. Mam jednak nadzieję, że Dibben przekona mnie do siebie drugim tomem serii, bo jak zwykle moja ciekawość nie zna granic i muszę się dowiedzieć, co będzie dalej. Mogę jeszcze dodać, że niesamowicie mi się podoba tył okładki, piękne kolory i piękne widoki, to jest coś co lubię.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/04/straznicy-historii-nadciaga-burza.html
Rodzice czternastoletniego Jake’a zaginęli, a jest to o tyle straszne, bo zaginęli gdzieś w odmętach historii świata. Mogą być wszędzie, a co straszniejsze w każdym czasie, wieku, momencie historii. Jedna pochmurna noc, w której młody chłopiec został „porwany” zmienia wszystkiego w jego życiu, bowiem dowiaduje się, że jego szaleni rodzice należą do Tajnych Służb Straży...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-01
Młody hrabia Dorset nie ma łatwego zadania. Po śmierci ojca musi jakoś zadbać o swój lud i dorobić się majątku, który został przez zmarłego roztrwoniony. Aby go odbudować musi ożenić się z posażną panną, która wniesie do jego rodziny niezły majątek. Jednak niezbadane są losy tego świata i zamiast bliżej zainteresować się, jakąś damą pasującą do jego wymagań, jego serce jest innego zdania, bowiem bije szybciej na widok pięknej, uczonej i niezwykle bystrej, lecz nic niewnoszącej do jego domu dziewczyny. Jednak to lady Jane jest wybranką jego i jego rodziny. Jakiego wyboru dokona młody hrabia Dorset? Czy w tej trudnej sytuacji wybierze głos rozsądku czy serca? Czy ta historia skończy się dla niego szczęśliwie?
Eve Edwards jest angielską autorką powieści historycznych. Co ciekawe, na użytek Kronik Rodu Lacey, oglądała wnętrza z epoki, oglądała rycerskie turnieje i uczestniczyła w ucztach w tylu elżbietańskim. To z pewnością pomogło jej w pisaniu tej serii. Do tego stopnia wczuła się w rolę szesnastowiecznej Angielki, że opanowała sztukę eleganckiego jedzenia bez widelca, znaną w epoce Tudorów.
Miałam wiele obiekcji, związanych z tą książką, ale po raz kolejny pozytywne recenzje i bądź, co bądź moje zamiłowanie do Wielkiej Brytanii i jej historii zrobiły swoje. I po raz kolejny nie żałuję. Tak jak było z Cinder tak i tym razem naprawdę jestem wdzięczna za moją chorobliwą ciekawość, bo dzięki niej poznaję tak interesujące lektury. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła… Z pewnością wiele by mnie bez niej ominęło. Mówi się, że „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Jeśli te stopnie są tak intrygujące, to ja nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń.
Powieść pochłonęła mnie już od pierwszych stron. Sama byłam zdziwiona, kiedy pierwsze pięćdziesiąt stron było za mną i nawet nie wiedziałam, kiedy one minęły. Zaledwie pięćdziesiąt stron może dziwić, ale Alchemię miłości zaczęłam o dość później porze nocnej, więc myślałam, że prędzej usnę niż tyle przeczytam. Ale zamiast ukołysać mnie do snu z bardziej negatywnych niż pozytywnych względów, ona jeszcze bardziej mnie pobudziła i tak mijały mi kolejne godziny. Zima rządzi się swoimi prawami, ale jestem pewna, że latem już by świtało i mogłabym podziwiać kolejny z rzędu wschód słońca.
Eve Edwards nie przysłania swojej powieści tylko wątkiem romantycznym. Oprócz niego porusza kilka ważnych tematów za panowania królowej Elżbiety I, jakimi niezaprzeczalnie są: prześladowania katolików czy konflikty z Hiszpanią. Wiernie ukazuje także życie i realia szesnastowiecznej Anglii, czy to na dworze królowej, czy to nawet w zwykłych wioskach. Choć język nie jest zbytnio stylizowany, to jednak można wyczuć nutkę tego oficjalnego tonu, jakim posługują się bohaterowie.
Ostatnio często narzekałam na bohaterów, jak to dobrze, że tutaj jest inaczej, bowiem wreszcie doczekałam się swoich ulubionych. Już od pierwszych stron Ellie ujęła mnie swoją mądrością, ciętym językiem i siłą. Pomimo tylu przeciwności losu potrafiła jakoś unieść brzemię i bez żadnych sprzeczek, żalów czy płaczów iść przez życie, które nie było usłane różami. Gdybym jakimś trafem mogła znaleźć się, choć na jeden dzień w szesnastowiecznej Anglii chciałabym, aby moją towarzyszką była właśnie ona. Z ogromną chęcią chciałabym się z nią zapoznać. A co do drugiej postaci to chyba nie ma wątpliwości, że jest to nikt inny, jak Will. Romantyczny, opiekuńczy, niezwykle rodzinny, prawdziwy młody dżentelmen. Nie jest bez wad, to jasne i bardzo dobrze, bo każdy z nas je posiada i to go czyni właśnie postacią z krwi i kości. I z nim z chęcią bym zamieniła kilka zdań. W ogóle cała jego rodzina wydaje się niezwykle ciekawa.
Jestem również zadowolona z pięknej oprawy graficznej. Jest ona o wiele ciekawsza i bardziej intrygująca niż ta oryginalna, która jakoś nie zachwyca i kojarzy się raczej z jakąś tanią powiastką erotyczną, a nie tak dobrą powieścią historyczną. Ma swój urok i klimat, tak jak i jej kontynuacje.
Pierwszy tom Kronik Rodu Lacey jest wręcz cudowny! Świetnie napisany, wciągający, z ciekawym tłem historycznym. Uwielbiam zaczynać rok z takimi właśnie lekturami. Mam nadzieję, że to zwiastuje dwanaście miesięcy z tak dobrym pozycjami właśnie. Po przeczytaniu Alchemii miłości żałuję, że nie mam pod ręką kolejnego tomu, bo z pewnością bym się za niego zabrała. Na razie pozostaje mi czekać na dzień, kiedy ze spokojem będę mogła zapoznać się z dalszymi losami Ellie i Willa w Demonach miłości i z niecierpliwością czekam na premierę Gry o miłość, trzeciej i niestety ostatniej części tychże kronik, która jeśli mnie wzrok nie myli odbędzie się już w lutym tego roku.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/01/alchemia-miosci-eve-edwards.html
Młody hrabia Dorset nie ma łatwego zadania. Po śmierci ojca musi jakoś zadbać o swój lud i dorobić się majątku, który został przez zmarłego roztrwoniony. Aby go odbudować musi ożenić się z posażną panną, która wniesie do jego rodziny niezły majątek. Jednak niezbadane są losy tego świata i zamiast bliżej zainteresować się, jakąś damą pasującą do jego wymagań, jego serce jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-29
Luca Vero wraz ze swoimi towarzyszami podróży dostaje kolejne ważne zadanie. Jednak po drodze zatrzymuje ich dziwne zajście. Dziecięca krucjata, która wyrusza do Ziemi Świętej z pewnością zainteresuje najwyższych z Zakonu Ciemności. Czy jest to kolejne zjawisko rozpoczynające koniec świata? Co tam się wydarzy?
Niestety Krucjata w moich oczach ukazuje spadek formy. O ile Odmieńcem byłam oczarowana, to ta część nie zachwyciła mnie, choć w podobnym stopniu. Owszem, jesteśmy świadkami interesujących wydarzeń, jednak nie były one specjalnie ciekawie opisane. Może po prostu postawiłam tej powieści za wysoką poprzeczkę? Wszystko możliwe, bo moje oczekiwania były z pewnością dużo większe.
Cała recenzja: http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/05/krucjata-philippa-gregory.html
Luca Vero wraz ze swoimi towarzyszami podróży dostaje kolejne ważne zadanie. Jednak po drodze zatrzymuje ich dziwne zajście. Dziecięca krucjata, która wyrusza do Ziemi Świętej z pewnością zainteresuje najwyższych z Zakonu Ciemności. Czy jest to kolejne zjawisko rozpoczynające koniec świata? Co tam się wydarzy?
Niestety Krucjata w moich oczach ukazuje spadek formy. O ile...
2014-02-09
Anna po przygodach w Wenecji oficjalnie dołączyła do grona podróżników w czasie. Jej życie zostało ubarwione niesamowitymi przygodami w historii tego malowniczego kraju. Wszystko szło dobrze. Do czasu. W okresie egzaminów maturalnych dostaje wiadomość. Jej chłopak jest w niebezpieczeństwie. XVII-wieczny Paryż. Rządy kardynała Richelieu. Czasy muszkieterów. I on. Ukochany, który nie wie, kim jest Anna i czego od niego chce. Jakie zadanie otrzymał? Dlaczego utknął w przeszłości? Co zrobi Anna? Czy istnieją jakieś środki umożliwiające odzyskanie pamięci? Czy uda się Annie odzyskać Sebastiana?
Eva Völler po raz kolejny uraczyła czytelników kawałkiem świetnej historii. Historii Anny i Sebastiana, jaka i tej, która wydarzyła się w XVII-wiecznej Francji Intryga godni intrygę. Cała akcja jest przedstawiona w naprawdę świetny sposób, zaś w dłużej mierze odwołuje się do Trzech muszkieterów Aleksandra Dumasa, o czym nawet jest mowa w powieści. Po tym na pewno się z nimi zapoznam.
Tym razem na wątku miłosnym się nie zawiodłam. Po przeczytaniu opisu, a jeszcze przed rozpoczęciem powieści miałam pewne obawy, o których nawet wspominałam przy okazji recenzji Magicznej gondoli. W kontynuacji chciałam jeszcze więcej Sebastiana i Anny. Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam to. Może w trochę innej wersji, ale pomimo mojego sceptycznego nastawienia nie rozczarowałam się.
Jestem także pod wrażeniem niejakiego talentu pisarskiego. Nie jest on wyśmienity, ale Niemka posługuje się naprawdę świetnie młodzieżowym językiem. Nie robi z niego wulgarnego czy także ogłupiającego. Tym bardziej, że powieść jest pisana w narracji pierwszoosobowej, tak więc nadaje on jeszcze większej autentyczności i prostoty w przekazie. Autorka w obu częściach napomina do znanych nam współcześnie książek czy też innych rzeczy, także objawia nam to Annę, jako bohaterkę z krwi i kości.
Cała recenzja: http://szeptksiazek.blogspot.com/2014/02/zoty-most-eva-voller.html
Anna po przygodach w Wenecji oficjalnie dołączyła do grona podróżników w czasie. Jej życie zostało ubarwione niesamowitymi przygodami w historii tego malowniczego kraju. Wszystko szło dobrze. Do czasu. W okresie egzaminów maturalnych dostaje wiadomość. Jej chłopak jest w niebezpieczeństwie. XVII-wieczny Paryż. Rządy kardynała Richelieu. Czasy muszkieterów. I on. Ukochany,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-04-19
Gdyby nie wyzwanie „Czytam Kinga” pewnie znowu za książkę nie zabrałabym się tak szybko. Jednak kolejka w bibliotece na nią i wcześniej wymienione wyzwanie tylko nakręciły mnie do tego, aby szybciej po nią sięgnąć. Kinga uwielbiam jego książki zawsze wywołują u mnie dużo emocji, np. strach czy zaskoczenie. Czy z tą było tak samo? O tym w dalszej części…
„Cztery pory roku” to zbiór opowiadań jak każdy się domyślił na każdą z nich. Każda jest, o czym innym, ale jednak każda ma w sobie elementy horroru. Nawet sam King o tym mówi w „Posłowiu” zamieszczonym na końcu.
WIOSNA NADZIEI: Skazani na Shawshank
Pewnie większość z Was oglądała film pod tym samym tytułem. Jednak słowo pisane o wiele bardziej przekazuje nam odczucia i myśli bohatera. Narratorem jest Ellis Boyd "Red" Redding, który opowiada nam historię pewnego mężczyzny, a później także jego przyjaciela – Andy’ego Dufresne’a. Tą historią pokazuje nam także życie w więzieniu Shawshank, a także, co jeden człowiek może zrobić uporem i ciężką pracą. To, czego dokonał Andy zdziwiło wszystkich łącznie ze mną.
LATO ZEPSUCIA: Zdolny uczeń
Straszna i zaskakująca opowieść o pewnym chłopcu. Bardzo bystrym chłopcu jak na swój wiek. Chłopcu, który odkrył prawdziwą tożsamość swojego sąsiada, pewnego samotnie mieszkającego starszego pana. Wiem, nie jest to zbyt ciekawe, ale to nie byle kto. Bo co byście czuli, gdybyście dowiedzieli się, że ten starszy pan, który mieszka parę ulic dalej jest imigrantem, a wszystkie gazety określały go, jako „Krwiożerczą bestię”? Bestię, która była kimś ważnym w niemieckim obozie koncentracyjnym, która robiła takie rzeczy, o których nawet nie oglądaliście w horrorach. A co jeśli ów chłopiec byłby tak zainteresowany historią, ale nie wszystkim, lecz najbardziej tymi najstraszniejszymi szczegółami. A po pewnym czasie miał myśli i sny straszniejsze niż niejeden horror.
JESIEŃ NIEWINNOŚCI: Ciało
Czwórka dwunastoletnich chłopaków, którzy prowadzą się w swoim klubie na domku na drzewie. Jeden z nich schowany pod werandą, dowiaduje się z rozmowy swojego brata o ciele chłopca, którego wszyscy szukają od bardzo dawna. Myśląc, że to będzie niezapomniana przygoda i świetna zabawa, nawet nie wiedzieli jak pomylili się z tym drugim określeniem. Bo niezapomniane przeżycie to na pewno było dla głównego bohatera Gordona, który jako jedyny przeżył do tego czasu, aby nam o tym opowiedzieć.
ZIMOWA OPOWIEŚĆ: Metoda oddychania
Historia, która najbardziej mną poruszyła. Pan Adley, człowiek starszy zostaje zaproszony przez swojego szefa do pewnego klubu. Co pewien czas mężczyźni opowiadają sobie różne historie, a na poprzedzającą Wigilię noc pozostawiając sobie historię z dreszczykiem. Niejaki Emlyn McCarron postanawia wreszcie opowiedzieć swoją. Za czasów, gdy był młodym lekarzem ginekologiem, przyszła do niego niezwykła kobieta, pełna siły, gracji i świadoma, czego chce od życia. Poznajemy jego odczucia jej jak i jego. Jednak tej młodej ciężarnej kobiecie nie będzie dane ujrzeć swojego dziecka, ponieważ zginie przy porodzie, ale nie z przyczyn naturalnym, lecz w wypadku samochodowym, tuż przed szpitalem. Cóż za ironia losu… Jednak co z dzieckiem? Czy przeżyło? I co zdarzyło się przy tym „niezwykłym porodzie” jak to głosi opis na obwolucie książki?
King i tym razem mnie nie zawiódł. Pokazał to, że nawet krótkimi opowiadaniami może nas, a przynajmniej mnie zaskoczyć. Każda historia opowiedziana przez bohaterów mnie poruszyła, zaskoczyła. Jednak „Metoda oddychania” wywarła na mnie największe wrażenie i czytałam ją z otwartą buzią i wypiekami na twarzy. Nie mogłam uwierzyć w to co czytałam. King jak zwykle zrobił kawał dobrej roboty i jeszcze więcej. Moim zdaniem w pełni zasłużył na swoje miano „Króla horrorów”. Czytelnicy jego twórczości wiedzą, że pan Stephen używa trochę niecenzuralnego języka, ale mi to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Wręcz nie zwracałam na to uwagi. Jeśli kochacie Kinga, a nie czytaliście jeszcze tej książki to musicie koniecznie to nadrobić. Jeśli lubicie opowiadania z dreszczykiem to także pozycja dla Was, a także dla wielu wszystkich tych, którzy nie zapoznali się jeszcze z twórczością tego pana. Z całą pewnością polecam i już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne książki Stephena Kinga.
Żródło: http://szeptksiazek.blogspot.com/2012/04/cztery-pory-roku-stephen-king.html
Gdyby nie wyzwanie „Czytam Kinga” pewnie znowu za książkę nie zabrałabym się tak szybko. Jednak kolejka w bibliotece na nią i wcześniej wymienione wyzwanie tylko nakręciły mnie do tego, aby szybciej po nią sięgnąć. Kinga uwielbiam jego książki zawsze wywołują u mnie dużo emocji, np. strach czy zaskoczenie. Czy z tą było tak samo? O tym w dalszej części…
„Cztery pory roku”...
2013-07-26
Katie jest normalnym amerykańskim dzieckiem. Dom, mama, gosposia, nauka, szkoła. Jednak by oderwać się od rzeczywistości czyta książki. Wszystkie. Powieści, listy, poradniki, naukowe. Interesuje ją świat i nauka. Pewnego dnia niepostrzeżenie przenosi się do pałacu Buckingham za czasów panowania królowej Wiktorii. Nie wiedząc, jak i dlaczego się tam znalazła poznaje jedną z księżniczek. Razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi musi odkryć prawdę i odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Jakim sposobem i z jakiego powodu się tam znalazła? Kim są zamachowcy, którzy krążą po tajnych przejściach pałacu? Kim są kolejni podróżnicy w czasie i ilu ich jest? Jakie zadanie zostało przydzielone Katie? I najważniejsze… jak może wrócić do domu?
K.A.S. Quinn, a właściwie Kimberly Quinn to amerykańska dziennikarka, wydawca „Spectatora”. Pisała do takiej gazety, jak „The Times”. Razem z mężem, Stephenem Quinnem dyrektorem wydawniczym „Vogue’a” i dwójką dzieci mieszka w Londynie. Wieczorem, po zgaszeniu światła, lubi czytać przy latarce książki dla dzieci.
Bohaterowie są naprawdę wyraziści i ukazują inne cechy osobowości, a także inne zachowania związane z kulturą i z wiekiem, choć są dopiero dziećmi. Dzięki temu można się dowiedzieć, jakie zachowanie panowało na dworze królowej Wiktorii, a i nawet znaleźć można krótką wzmiankę o zachowaniu na dworach innych władców. W sposób prosty i przyjemny można dowiedzieć się, co nieco o bardzo interesujących czasach w historii Londynu i życiu jednej z księżniczek.
Szkoda, że wątek wszystkich podróżników w czasie nie został bardziej rozbudowany. Informacje są jedynie ogólnikowe, a z chęcią zapoznałabym się z dokładniejszymi. Dlaczego oni, jakie mają dokładnie zadanie, co z tym zrobią. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach zostanie to przedstawione bardziej szczegółowo. Za to ciekawie opowiedziana została historia innych ludzi, którą znajdziemy dopiero na końcu książki, więc nie chcę zdradzać, o co dokładnie chodzi. Pomysł jest naprawdę ciekawy i tutaj także jestem ciekawa, jak on się rozwinie w kontynuacjach.
Piękna, magiczna okładka z pewnością zauroczy nie jednego czytelnika – tego starszego i tego młodszego. Wydanie jest niezwykle estetyczne, czcionka jest duża, więc czyta się ją naprawdę dobrze. Twarda oprawa sprawia, że książka się tak szybko nie zniszczy. Już nie mogę się doczekać kolejnych pięknych okładek do tej serii, bo z tego, co zdążyłam zauważyć polska wersja jest chyba najbardziej magiczna i najbardziej przykuwająca wzrok. Zaś sama historia jest napisana łatwym w odbiorze językiem, więc czyta się ją naprawdę szybko.
„Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć” to książka wręcz stworzona dla trochę starszych dzieci i młodszej młodzieży. Starsi, jeśli nie będą wymagać od niej zbyt wiele również będą się przy niej dobrze bawić. Jest za to opowieść o sile przyjaźni, zrozumieniu rodzicielskiej miłości, lojalności, a co najważniejsze o życiu w wiktoriańskiej Anglii. Może nie czuć tak dobrze tego klimatu, nie ma tego specyficznego języka, ale jak dla dzieci w sam raz. Młodsza młodzież powinna być zachwycona perspektywą podróży w czasie, spotkaniem się z księżniczkami, książętami, a także z samą królową Wiktorią. Dzięki tej pozycji mogą, co nieco dowiedzieć się o życiu, obyczajach i rodzinie królewskiej za czasów panowania królowej Wiktorii, a sama autorka tłumaczy na końcu, co jest prawdą, a co literacką fikcją. W przygotowaniu jest już drugi tom przygód Katie „Królowa na wojnie” i z wielką chęcią się z nim zapoznam.
____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Katie jest normalnym amerykańskim dzieckiem. Dom, mama, gosposia, nauka, szkoła. Jednak by oderwać się od rzeczywistości czyta książki. Wszystkie. Powieści, listy, poradniki, naukowe. Interesuje ją świat i nauka. Pewnego dnia niepostrzeżenie przenosi się do pałacu Buckingham za czasów panowania królowej Wiktorii. Nie wiedząc, jak i dlaczego się tam znalazła poznaje jedną z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
O „Gorączce” było głośno. Dla innych mniej, dla innych bardziej. Naczytałam się już wielu recenzji, opinii czy komentarzy, w większości niezbyt pochlebnych. Jednak ja to ja. Istota nazbyt ciekawska, która musi wszystko sprawdzić na własnej skórze, jeśli chodzi o książki oczywiście. Jeśli nawet do jakieś książki mnie nie ciągnie to i tak wiedziona jakimś impulsem, jeśli tylko zobaczę ją w bibliotece, wkrótce ją wypożyczę. Co rozgłos robi z człowiekiem takim jak ja sami widzicie… No, ale jak jest z „Gorączką”?
Ewa Koretsky już dwa razy została wydalona ze szkół. Nie czuła się w nich dobrze. Jednak prawdziwą przyczyną nie było jej zachowanie, a brak możliwości, uczucie zamknięcia w klatce. Jednak dużym zdziwieniem, a zarazem powodem do szczęścia dla rodziców powinno być to, że dostała się do elitarnej szkoły St. Magdalene’s. Matka jednak czuje tylko ulgę, że ma problematyczną córkę z głowy. Życie dziewczyny w St. Mag’s ulega zmianie. Odnajduje się w nowym, tak zupełnie innym środowisku. Wreszcie czuje, że jest we właściwym miejscu i może się rozwijać. Gdy nagle coś się zmienia. Głód wiedzy, chwila nieuwagi powodują, że atakuje ją tajemniczy wirus, wywołujący groźną gorączkę, od której na chwilę umiera, ale zaraz powraca do życia. Co to za wirus? I kim jest nowy tajemniczy Sethos Leontis, który wywołuje w niej uczucia i reakcje, których jeszcze nigdy nie doznała? Jak to możliwe, że Seth rozpoznaje w niej swoją ukochaną Liwię, zamordowaną dwa tysiące lat wcześniej? Czym jest Parallon i dlaczego Seth tam trafił?
Minusem tej całej powieści jest dla mnie wątek Sethosa, który był dla mnie męską wersją Belli lub innych tego typu bohaterek. Przystojny, silny, nieustraszony gladiator zachowujący się za przeproszeniem jak baba. To ja już chyba wolę damskie odpowiedniki. Nużyła mnie z początku jego historia. Dopiero w drugiej części zaczęłam bardziej się nim interesować. Za to Ewa jak najbardziej jest plusem tej historii. To jej losy śledziłam z zapartym tchem, to o niej chętniej czytałam. Inteligentna, stąpająca twardo po ziemi. Nie dziwię się również jej zachowaniu. Matka, która po śmierci męża, a jej ojca, nie zwraca na nią uwagi i traktuje tylko, jako problem, nic więcej. Jak dla mnie była bez jakikolwiek uczuć do własnego dziecka, jakby wykluczyła ją z rodziny. Owszem, jestem w stanie zrozumieć zrezygnowanie po tym jak wywalono Ewę ze szkół, ale każda normalna matka moim zdaniem powinna się cieszyć, kiedy jej jedyne dziecko dostaje się do elitarnej szkoły dla wybitnie uzdolnionych, powinna sobie poukładać w głowie, że musiało być coś nie tak, że dla córki było za mało możliwości w tamtych, a nie czuć ulgę z pozbycia się problemu. Możliwe, że ja patrzę na to wszystko inaczej, bardziej z perspektywy Ewy, bo łatwiej mi się z nią utożsamić, ale i tak nie jestem w stanie zrozumieć jej rodzicielki.
Po kontynuacje „Gorączki” Dee Shulman z pewnością sięgnę, bo zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło. Mam jednak nadzieję, że będzie o wiele ciekawsza od pierwszego tomu. Zrezygnuje tego wzdychania wielce nieustraszonego Setha nad stratą swojej ukochanej i wreszcie pokaże, że jest prawdziwym mężczyzną i gladiatorem, który walczy z przeciwnościami losu, a nie chowa się za swoją pożal się Boże rozpaczą. Mam również nadzieję, że akcja nabierze tempa, bo tutaj takowej dla mnie nie było, a raczej mogłoby być lepiej prowadzona. Jednak książkę czyta się naprawdę szybko i spędziłam przy niej miłe chwile, ale obym przy kontynuacjach spędziła je jeszcze milej i żeby okładki do niej były tak samo magiczne jak do tej, bo uważam, że pani Katarzyna Borkowska wykonała kawał dobrej roboty.
___
http://szeptksiazek.blogspot.com/
O „Gorączce” było głośno. Dla innych mniej, dla innych bardziej. Naczytałam się już wielu recenzji, opinii czy komentarzy, w większości niezbyt pochlebnych. Jednak ja to ja. Istota nazbyt ciekawska, która musi wszystko sprawdzić na własnej skórze, jeśli chodzi o książki oczywiście. Jeśli nawet do jakieś książki mnie nie ciągnie to i tak wiedziona jakimś impulsem, jeśli...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to