Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Prawdę mówiąc nie wiem, czego spodziewałam po tej książce. A co dostałam? Potężną dawkę emocji, które trzymają do ostatniego zdania! Naprawdę nie sądziłam, że będzie to aż tak dobra lektura. Nie będzie to szczególnie długa recenzja i będzie raczej obfitowało w "ochy" i "achy", ale mimo to zapraszam.

1. Styl
To, w jaki sposób pisze Filip Zając to według mnie mistrzostwo świata. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że ja się lubię przyczepić. A tu naprawdę nie miałam do czego! Nic mi nie zgrzytało, nie chrzęściło, wszystko było pięknie.

2. Historia
Troszkę mi się nie spodobało, gdy (oczywiście już po zamówieniu, bo po co czytać wcześniej opisy...?) przeczytałam, że "Wigilia dnia zmarłych" to połączenie fantastyki i science fiction, w których to kompletnie nie gustuję. Spodziewałam się latających hobbitów czy coś równie kosmicznego i dość sceptycznie rozpoczęłam lekturę. Jednak tyle fantastyki, ile było w książce pana Zająca mogę spokojnie znieść ;) Do końca zastanawiałam się kim są Zozym, Nicol i Beatrice i to było fajne.

3. Filozofia
Filozofii jest w "Wigilii dnia zmarłych" dużo, nawet bardzo dużo. Chwilami czułam się przytłoczona, gdy jedna odpowiedź powodowała piętnaście kolejnych pytań. I tak właściwie jest to jedyna rzecz w książce, do której mogłabym się przyczepić. Ale to tylko mały, niemal niewidoczny minus.

4. Ilustracje
Oprawa graficzna książki jest po prostu obłędna! Gdyby na wyobraźnię czytelnika nie zadziałała treść (w co wątpię), to dzieła dokończą ilustracje. Mnie zauroczyła już okładka, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Na tych rysunkach jest tyle detali, tyle szczególików, że miałam problem, by oderwać od nich wzrok.

5. Zozym
Wszyscy bohaterowie są fantastycznie skonstruowani, jednak to Zozym ujął mnie najbardziej. Jego sposób bycia, jego styl - rewelacja!

6. Podsumowanie
Jedno słowo: warto! "Wigilia dnia zmarłych" bardzo wciąga.

"Wigilię dnia zmarłych" przeczytałam dzięki CzytamPierwszy.pl.

Prawdę mówiąc nie wiem, czego spodziewałam po tej książce. A co dostałam? Potężną dawkę emocji, które trzymają do ostatniego zdania! Naprawdę nie sądziłam, że będzie to aż tak dobra lektura. Nie będzie to szczególnie długa recenzja i będzie raczej obfitowało w "ochy" i "achy", ale mimo to zapraszam.

1. Styl
To, w jaki sposób pisze Filip Zając to według mnie mistrzostwo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podsumowując: cieszę się, że przy czytaniu moje oczy nie zostały wypalone. I aż żal serce ściska na samą myśl o tym, że niektóre wartościowe książki leżą nietknięte u wydawców, a taki chłam został uznany za godny publikacji i zaproponowany polskim czytelnikom. Nigdy więcej.


Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/11/365-dni.html

Podsumowując: cieszę się, że przy czytaniu moje oczy nie zostały wypalone. I aż żal serce ściska na samą myśl o tym, że niektóre wartościowe książki leżą nietknięte u wydawców, a taki chłam został uznany za godny publikacji i zaproponowany polskim czytelnikom. Nigdy więcej.


Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/11/365-dni.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Człowiek ma tylko jedno życie.
I właściwie ma obowiązek wykorzystać je najlepiej, jak się da.

Niby to takie oczywiste: po to człowiek ma życie, aby żył. No po prostu banał. Ale najłatwiej powiedzieć tak osobie, która ma dwie zdrowe ręce, dwie zdrowe nogi, zdrowe wszystkie organy wewnętrzne i jeszcze zdrowy umysł. Bo ci, dla których każda godzina jest jedną wielką męką, niekoniecznie traktują życie jak cud. I tak właśnie było z Willem...

Zanim zaczniesz czytać: Uwaga, spojler!
Do tej pory moja znajomość Zanim się pojawiłeś kończyła się na plakacie filmowym, który swego czasu można było zobaczyć dosłownie wszędzie. Nie wiem jak to możliwe, ale naprawdę nie miałam pojęcia o czym jest ta książka. Jako że lubię "nadawać" książkowym bohaterom twarze realnych ludzi, a twarzą Willa stał się megapiękny Sam Claflin, to sięgnęłam po książkę z podwójną przyjemnością. A później... okazało się, że jestem cyborgiem 😶 ...bo nie płakałam. Ale może zacznę od początku.

Biedny, pokrzywdzony i... samolubny Will
Zanim Will stał się opryskliwym i chamskim gburem, był radosnym młodzieńcem, który brał z życia tyle, ile dawał mu świat, a nawet jeszcze więcej. Był silny, rozrywkowy, a dzięki dużym pieniądzom prowadził lekkie, luksusowe życie. Dziewczyny w jego życiu pojawiały się tylko na krótkie epizody, a ich następczynie były coraz ładniejsze i łatwiejsze. Słowem: uważał, że jest bogiem swojego życia. A później uległ wypadkowi, w skutek którego został inwalidą w 100% uzależnionym od innych. I się zaczęło... Teraz cechuje go wyjątkowy egoizm i snobizm. Jest uciążliwy nie tylko dla swojej rodziny, ale i opiekunek, które co i rusz rezygnują z pracy z nim. Wtedy zjawia się ona: Louisa Clark.

"– Boże słodki – powiedział mój ojciec. – Wyobrażacie sobie?
Nie dość, że człowiek wylądował na cholernym wózku inwalidzkim,
to jeszcze będzie miał naszą Lou za towarzystwo!

Wesoła, serdeczna i... fajtłapowata Louisa
No wyobrażacie to sobie? Opiekunką Willa zostaje Louisa – dziewczyna, która nie wie czego chce. Ma problemy z podejmowaniem decyzji i jest zahukaną ciapą. Lou odznacza się "wyjątkowym" doborem ubrań, tzn. miesza wszystkie możliwe wzory, ze wszystkimi możliwymi kolorami i generalnie jej zdaniem wszystko pasuje do wszystkiego. Odniosłam wrażenie, że to miała być jej główna cecha: misz-masz ubraniowy. Dla mnie jednak nie było to jakieś "wow", które sprawiłoby, że pokocham Lou. Jasne, Louisa jest niezwykle sympatyczna, bardzo miła, ciepła, optymistyczna, lecz – niestety – jest przy tym nijaka. Ratuje ją jednak jej ciepłe serduszko.

Kiedy Lou spotyka Willa...
Nietrudno się domyślić, że początki ich znajomości są baaardzo trudne. Zagubiona Louisa nie radzi sobie ze egoizmem Willa. Ale gdy pierwsze lody zostają przełamane, ich relacja zacieśnia się, by z czasem przerodzić się w miłość. Niestety, jest to miłość jednostronna: Louisa zakochuje się w Willu, który jednak kocha tylko samego siebie. Jego stosunek do opiekunki jest wręcz irytujący: ciągle krytykuje jej życie, mówi, jakie decyzje powinna podejmować, wmawia, że jej życie jest beznadziejne, bo zamiast skoków na bungee woli poczytać książkę czy obejrzeć komedię... Sam uważa siebie za globtrotera. Zadziera nosa, bo ogląda zagraniczne filmy, słucha muzyki klasycznej i zwiedził pół świata. A to, jak potraktował Lou przy końcu swojego życia pokazuje dobitnie, jak wielkim #?&*! jest Will!

Ten trudny temat...
Eutanazja. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i mam nadzieję, że nigdy nie będę. Uważam, że życie należy szanować bez względu na wszystko, jednak moja opinia nie ma tutaj żadnego znaczenia. Zresztą, nikt nie jest w stanie powiedzieć jakby się zachował w danej sytuacji, dopóki się w niej nie znajdzie. Mam wrażenie, że Jojo Moyes potraktowała temat eutanazji bardzo powierzchownie. Niby Autorka przytacza opinie kilku osób, ale jednak ten wątek potraktowany jest jak poboczny. Zupełnie, jakby stał gdzieś na marginesie i Jojo czasami przypominała sobie, że miał być właściwie wątkiem wiodącym.

Podsumowując...
"Zanim się pojawiłeś" to dobra książka. Nie zachwycająca, nie wyciskająca miliona łez, nie taka jakiej oczekiwałam po tych wszystkich ochach i achach, ale dobra. Może za wiele się po niej spodziewałam i dlatego teraz czuję się tak zawiedziona.
No i chyba bardzo złe jest to, że morałem z tej książki jest dla mnie wniosek, że od miłości i moralności ważniejsze są pieniądze i wygodne życie.


PS Jest inna książka, której główny bohater jest w identycznej sytuacji jak Will. On jednak pokazuje, że mimo wszystko warto żyć. O, to ta książka: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/10/wozkiem-przez-swiat.html

Człowiek ma tylko jedno życie.
I właściwie ma obowiązek wykorzystać je najlepiej, jak się da.

Niby to takie oczywiste: po to człowiek ma życie, aby żył. No po prostu banał. Ale najłatwiej powiedzieć tak osobie, która ma dwie zdrowe ręce, dwie zdrowe nogi, zdrowe wszystkie organy wewnętrzne i jeszcze zdrowy umysł. Bo ci, dla których każda godzina jest jedną wielką męką,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W czwartym tomie opowieści o Filipie i jego leśnych przyjaciołach, zajączek nie jest już bezbronnym dzieckiem. Coraz dalej oddala się od domu i zagłębia w lesie, a także poznaje słowa, zachowania i emocje, które jego rodzice niekoniecznie chcieliby, by znał.


Ogromnym plusem są ilustracje. Klara Wicenty zrobiła w tej książce coś absolutnie cudnego. Nie jestem specjalistką od grafiki, ale połączenie prawdziwych zdjęć (bo chyba takie są?) ze rysunkowymi postaciami wyglądają według mnie pięknie.
Następnie, na końcu książki znajduje się coś, co bardzo mnie ucieszyło: teatrzyk kukiełkowy! Pamiętam, jak w dzieciństwie razem z siostrą uwielbiałyśmy wystawiać przedstawienia papierkowych postaci. Dlatego uważam, że te wycinane zwierzątka to fantastyczny pomysł.
Zdecydowaną zaletą książki pani Elżbiety Zubrzyckiej jest przybliżenie czytelnikom zabawy w "Ja jestem". To gra, dzięki której Filip i jego zajęcze rodzeństwo lepiej poznało siebie. Dzięki temu, że w bajce zasady zabawy są wyjaśnione, każdy rodzic wspólnie z dzieckiem może odkryć swoje zalety i wady.

Minusem książki było dla mnie to, że lis i koń nie dostali imion, a nawet byli pisani małymi literami. Odniosłam wrażenie, jakby byli traktowani jako "ci gorsi". Bo dlaczego zając, pies i łabędź mają imiona, a oni nie? Może się czepiam, ale kłuło mnie to w oczy.
Mam również wrażenie, że Autorka chciała zawrzeć w tej jednej bajce wszystkie zasady dobrego wychowania. Przez to książka zrobiła się dość "ciężka", straciła jakby łatwość i przejrzystość przekazu. Wiem, że bajki dla dzieci muszą mieć morał i być mądre, w "Filipie..." jednak tej mądrości było – moim zdaniem! – troszkę za dużo.

Ale!, mimo tych minusów, wiem, że książka pani Elżbiety Zubrzyckiej jest bardzo dobrą bajką dla dzieci, która z pewnością przyczyni się do większej pewności siebie wielu dzieci. I w dużej mierze ułatwi rodzicom wytłumaczenie pociechom kilku spraw ;)


Za możliwość przeczytania "Filipa, lisa i magii słów" dziękuję CzytamPierwszy.pl

Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/11/filip-lis-i-magia-sow.html

W czwartym tomie opowieści o Filipie i jego leśnych przyjaciołach, zajączek nie jest już bezbronnym dzieckiem. Coraz dalej oddala się od domu i zagłębia w lesie, a także poznaje słowa, zachowania i emocje, które jego rodzice niekoniecznie chcieliby, by znał.


Ogromnym plusem są ilustracje. Klara Wicenty zrobiła w tej książce coś absolutnie cudnego. Nie jestem specjalistką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co jest fajnego w książce Love & Gelato? Opowiada o takiej delikatnej, kruchej, pierwszej miłości. Bohaterami są nastolatkowie, którzy są sympatyczni, autentyczni i prawdziwi. Ich relacje są naturalne i zachęcają, by poznać ich bliżej i zaangażować w ich codzienność.

A co mi się nie spodobało w książce? To, że Lina jest w gorącej wodzie kąpana, jeśli chodzi o pamiętnik jej mamy. Działa, zanim zdąży pomyśleć, a już na pewno zanim przeczyta dziennik do końca. I w tym przypadku pojawiło mi się lekkie zagięcie czasoprzestrzeni. Mianowicie, w momencie, gdy Lina i Ren jechali do Rzymu, dziewczyna niemal kończyła już lekturę pamiętnika. I choćby nie wiem jak gruby był ten zeszyt, to na pewno zdążyłaby przeczytać go podczas godzinnej podróży pociągiem. Wtedy nie zrobiłaby afery w Rzymie i nie wyszłaby na idiotkę... Tak, tak, wiem, że wątki nie połączyłyby się w spójną całość, jednak dla mnie to zbyt naciągane.
Nie przepadam także za tym, gdy w tekst wplątane są obcojęzyczne zwroty. W Love & Gelato jest ich całkiem sporo. Język włoski jest piękny i melodyjny, jednak wolę go w wersji mówionej, niż pisanej. A poza tym jestem leniwa, dlatego nie chce mi się co kilka zdań odrywać od czytania, by sprawdzić tłumaczenie.

Lubię książki młodzieżowe. Może dlatego, że już powoli zaczynam zapominać swoją młodość i fajnie jest sobie przypomnieć te pierwsze zakochania. Love & Gelato spełnia swoją rolę. Książka jest ciepła, relaksuje i wprowadza w dobry, melancholijny nastrój. Polecam, zwłaszcza w leniwe, letnie popołudnia.

Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/10/love-gelato.html

Co jest fajnego w książce Love & Gelato? Opowiada o takiej delikatnej, kruchej, pierwszej miłości. Bohaterami są nastolatkowie, którzy są sympatyczni, autentyczni i prawdziwi. Ich relacje są naturalne i zachęcają, by poznać ich bliżej i zaangażować w ich codzienność.

A co mi się nie spodobało w książce? To, że Lina jest w gorącej wodzie kąpana, jeśli chodzi o pamiętnik jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pan Zbigniew udowadnia, że kiedy chcemy realizować swoje marzenia, to nic nie jest w stanie nam przeszkodzić, a ograniczenia istnieją tylko w naszej głowie."Wózkiem przez świat" to opowieść o sile ludzkich marzeń, o ogromnej determinacji i walce o swoje. Myślę, że pan Zbigniew Graczyk to człowiek, który niejednego pełnosprawnego człowieka mógłby nauczyć bardzo wiele.

Minusy książki?
Według mnie zdecydowanie jest nim okładka. Wolałabym albo całą rysunkową, albo całą "realną", żeby zamiast szkicu Big Bena czy Statuy Wolności były prawdziwe zdjęcia. Coś mi ewidentnie nie gra w tej okładce.
Poza tym – minusów brak.

Bardzo, bardzo polecam tę książkę. Zwłaszcza marzycielom, którzy często wmawiają sobie, że spełnianie marzeń jest niemożliwe, niewykonalne, nierealne albo jeszcze inne "nie". Pan Zbigniew udowadnia, że "nie da się" nie istnieje.

Książka przeczytana dzięki portalowi czytampierwszy.pl.

Więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/10/wozkiem-przez-swiat.html

Pan Zbigniew udowadnia, że kiedy chcemy realizować swoje marzenia, to nic nie jest w stanie nam przeszkodzić, a ograniczenia istnieją tylko w naszej głowie."Wózkiem przez świat" to opowieść o sile ludzkich marzeń, o ogromnej determinacji i walce o swoje. Myślę, że pan Zbigniew Graczyk to człowiek, który niejednego pełnosprawnego człowieka mógłby nauczyć bardzo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek Francesca Cavallo, Elena Favilli
Ocena 7,2
Opowieści na d... Francesca Cavallo, ...

Na półkach:

"Była raz sobie dziewczynka o imieniu..." – tutaj każda z nas powinna wstawić swoje imię i napisać o tym, jak spełnia swoje marzenia. Bo o tym jest ta książka: o marzeniach i ich spełnianiu mimo przeszkód, które stają nam na drodze. Życie nie jest usłane różami i przeszkody są lub będą. Wiadomo, że ich rozmiary bywają różne, ale są. I kropka.

Bohaterkom książki świat próbował wmówić, że dziewczyny nie mogą m.in. grać na bębnach, założyć zespół grający rock'n'roll, nosić krawat, jeździć na motorze czy samochodem Formuły 1. Na szczęście dziewczyny są mądre i odpowiedziały: "Nie mogę? No to patrz!". I to robiły.

Wśród stu bohaterek znalazły się trzy Polki: Irena Sendlerowa, Maria Skłodowska-Curie i Tamara Łempicka. To dobrze, bo nawet Polacy nie zawsze znają ich historie. Chociaż osobiście dodałabym do tego grona panią Irenę Szewińską ;)

"Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek" to fantastyczna lektura! Inspiruje i udowadnia, że jak się chce, to można. Ale... nie rozumiem niestety wyboru niektórych bohaterek. Pływaczki, bokserki, kolarki, pisarki, malarki – super! Czarnoskóre dziewczyny, które spotykały się z segregacją rasową, muzułmanki walczące o swoje prawa – jeszcze lepiej! Ale np. caryca Katarzyna? To, że zamordowała swojego męża i prowadziła wojny, jest godne naśladowania? Albo chłopiec, który postanowił, że będzie dziewczynką, więc rodzice zmienili mu płeć. Czy naprawdę jest to temat na dobranoc dla małych dzieci? Wydaje mi się (a przynajmniej mam nadzieję), że jest to historia dużo za nowoczesna dla Polski.
Na szczęście tych niezrozumiałych dla mnie postaci nie jest dużo.


Minusem jest także to, że historie przedstawionych kobiet zostały potraktowane bardzo powierzchownie. Rozumiem, że miały to być krótkie opowiastki, ale jednak zdania typu "Lubiła magnesy, więc wynalazła polon" (to nie dosłowne zdanie, tylko przykład) są bez sensu. Niektóre opowiadania brzmią jakby były pisane na kolanie i nie jest to fajne.

Mimo wszystko treść jest świetna, a ilustracje... bajkowe! Bajki zostały zilustrowane przez sześćdziesiąt rysowniczek z całego świata. I, oczywiście, są ilustracje lepsze i gorsze, ale cała oprawa graficzna książki wygląda po prostu idealnie. Naprawdę, nie ma się do czego przyczepić.


Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/10/opowiesci-na-dobranoc-dla-modych.html

"Była raz sobie dziewczynka o imieniu..." – tutaj każda z nas powinna wstawić swoje imię i napisać o tym, jak spełnia swoje marzenia. Bo o tym jest ta książka: o marzeniach i ich spełnianiu mimo przeszkód, które stają nam na drodze. Życie nie jest usłane różami i przeszkody są lub będą. Wiadomo, że ich rozmiary bywają różne, ale są. I kropka.

Bohaterkom książki świat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moim zdaniem "Małgośka" jest idealnym uzupełnieniem zestawu łóżko + koc + herbata z cytryną.

Widać, że Autorka "Małgośki" od wielu lat mieszka w USA. Można wyczuć autentyczną pasję, z jaką pisze ona o poszczególnych miejscach i sytuacjach. Fajnie się czyta książkę, w której aż namacalne jest zaangażowanie Autorki. Mimo, iż sama książka nie jest bezbłędna i można w niej uchwycić kilka zgrzytów.

Więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/09/magoska.html

Moim zdaniem "Małgośka" jest idealnym uzupełnieniem zestawu łóżko + koc + herbata z cytryną.

Widać, że Autorka "Małgośki" od wielu lat mieszka w USA. Można wyczuć autentyczną pasję, z jaką pisze ona o poszczególnych miejscach i sytuacjach. Fajnie się czyta książkę, w której aż namacalne jest zaangażowanie Autorki. Mimo, iż sama książka nie jest bezbłędna i można w niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Obiad w restauracji dla samotnych to dziwna książka. Trochę jakby awangardowa, niecodzienna, a nade wszystko bardzo, bardzo smutna. Nie jest to książka dla osób szukających akcji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. To bardziej psychologiczna opowieść, dająca do myślenia. Zdecydowaną zaletą tej książki jest to, że dobrze się ją czyta.

Historia rodziny, która chyba niezbyt się lubi. W ich zachowaniu brakuje wzajemnego szacunku, choćby tyle, by wystarczyło na wspólny obiad w restauracji. Przez całe wspólne życie nie udało im się to ani razu...

Więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/09/obiad-w-restauracji-dla-samotnych.html

Obiad w restauracji dla samotnych to dziwna książka. Trochę jakby awangardowa, niecodzienna, a nade wszystko bardzo, bardzo smutna. Nie jest to książka dla osób szukających akcji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. To bardziej psychologiczna opowieść, dająca do myślenia. Zdecydowaną zaletą tej książki jest to, że dobrze się ją czyta.

Historia rodziny, która chyba niezbyt się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałabym dzisiaj mieć taki zasób słów i taką łatwość opowiadania, jaką miał baśniarz. Bo muszę przyznać, że nie wiem co napisać, co opowiedzieć Wam o tej książce. Choć początkowo trudno było mi wejść w jej klimat, to z czasem zaczęła mnie wchłaniać w swój świat i razem z Michi i Anną czekałam z niecierpliwością na dalszy ciąg baśni. I, tak jak one, dałam się zmanipulować, całkowicie pozwoliłam omotać się baśniarzowi. A na koniec czułam się przeciorana, rozdarta i wykorzystana.

Tak się zastanawiam, po czym poznać, że książka jest dobra.

Bo Baśniarz nie jest arcydziełem literatury światowej i prawdopodobnie nigdy nie zapisze się w żadnym kanionie lektur obowiązkowych. Ale mimo to przez kilka dni po przeczytaniu nie dawał mi spokoju, ciągle siedział mi gdzieś z tyłu głowy i zmuszał o myśli o nim. Może to właśnie o to chodzi? Nie o styl, nie o przesłanie, ale właśnie o wywołanie emocji. Jeśli tak, to Baśniarz jest bardzo dobrą książką.

Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/09/basniarz.html

Chciałabym dzisiaj mieć taki zasób słów i taką łatwość opowiadania, jaką miał baśniarz. Bo muszę przyznać, że nie wiem co napisać, co opowiedzieć Wam o tej książce. Choć początkowo trudno było mi wejść w jej klimat, to z czasem zaczęła mnie wchłaniać w swój świat i razem z Michi i Anną czekałam z niecierpliwością na dalszy ciąg baśni. I, tak jak one, dałam się zmanipulować,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mayte została wepchnięta (i to dosłownie) w ramiona Prince'a przez swoją matkę, która była przekonana o wyjątkowości córki. Była zdesperowana, by dopiąć swego. I w końcu jej się to udało: gwiazdor dostrzegł Mayte.

Kurcze... Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, jakbym wątpiła w to, że tę parę połączyła prawdziwa miłość. Nie wątpię, że Mayte kochała Prince'a i nadal kocha, ale opowiedziana historia wydaje mi się... dziwna. Przez sporą część książki słyszałam, jak Mayte mówi ja, ja, ja, ja... Podobnie jest z galerią: Prince jest na trzynastu z trzydziestu czterech zdjęć. A czy to nie o nim miała być ta książka?

____________________________________________________________

(...) myślę teraz o scenie w Purpurowym deszczu,

w której tata Kida spogląda na jego mamę i mówi: "Umarłbym za ciebie".

Wydaje mu się, że to największe poświęcenie,

ale tak naprawdę to życie dla kogoś jest znacznie większym wyzwaniem.

____________________________________________________________


To jest przesłanie, które – mimo wszystkich gorzkich rzeczy, które napisałam w tej recenzji – chcę zapamiętać z historii opowiedzianej przez Mayte. Gdy człowiek decyduje się na trwanie przy kimś, to czyni to na dobre i na złe, mimo jego wad, grymasów czy dziwactw. Chociaż najlepiej jest zaakceptować te wady. To trudne, ale konieczne, by być szczęśliwym.

Dlatego mimo wszystko cieszę się, że mogłam chociaż przez kartki książki poznać prywatnie Prince'a i Mayte.


Książkę miałam okazję przeczytać dzięki CzytamPierwszy.pl
Więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/08/the-most-beautiful-moje-zycie-z-princeem.html

Mayte została wepchnięta (i to dosłownie) w ramiona Prince'a przez swoją matkę, która była przekonana o wyjątkowości córki. Była zdesperowana, by dopiąć swego. I w końcu jej się to udało: gwiazdor dostrzegł Mayte.

Kurcze... Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, jakbym wątpiła w to, że tę parę połączyła prawdziwa miłość. Nie wątpię, że Mayte kochała Prince'a i nadal kocha, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczęło się słabo. Nic oryginalnego, ale za to mało zachęcającego. Rose – bezrobotna posiadaczka złamanego serca i kilkukilogramowej nadwagi wyjeżdża do kraju na odległym kontynencie, gdzie będzie pracować dla przystojnego, kilka lat starszego mężczyzny, którego właśnie zostawiła żona. Co dzieje się dalej, bardzo nietrudno się domyślić. Rose jednak nie przylatuje do Australii z całkiem czystymi zamiarami: dostała od swojego brata misję do wykonania. I choć wydaje się to być jednym z głównych wątków powieści, Autorka potraktowała to jako skutek uboczny nowego miejsca pobytu swojej bohaterki. Na temat tajemniczej misji pada kilka, dość wymijających, zdań i to nawet nie w każdym rozdziale.
Ale!:
Winnicę Rose czyta się szybko, jest lekka i przyjemna. A to to, czego oczekuje się od tego typu książki.

Gdy sięgałam po tę książkę, chciałam dostać chwilę relaksu, odrobinę romansu, zajęcie gorącego popołudnia (zbyt upalnego, by robić cokolwiek) i tzw. odmóżdżenie. I w moim przypadku Winnica Rose, choć nieidealna, zdała egzamin.

Więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/08/winnica-rose.html

Zaczęło się słabo. Nic oryginalnego, ale za to mało zachęcającego. Rose – bezrobotna posiadaczka złamanego serca i kilkukilogramowej nadwagi wyjeżdża do kraju na odległym kontynencie, gdzie będzie pracować dla przystojnego, kilka lat starszego mężczyzny, którego właśnie zostawiła żona. Co dzieje się dalej, bardzo nietrudno się domyślić. Rose jednak nie przylatuje do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ukrywam, że Colina Firtha darzę wielką miłością (nie tylko za pana Darcy'ego) i nie powiem o nim złego słowa. Jednak książka o nim jest... słaba.
Treść mało ciekawa, styl pisania słaby, brak udziału Colina, brak ciekawostek, brak chociaż jednego zdjęcia... Generalnie książka sprawia wrażenie napisanej na siłę i bez pomysłu. Brak jakiejkolwiek chronologii, jakiegokolwiek polotu.

Przed przystąpieniem do lektury przeczytałam opinię, że ta książka to prezent dla fanów Colina. Kompletnie się z tym nie zgadzam! Nie chcę dostawać takich prezentów! To jak zgniłe jajo w ozdobnej torebce.
Jedyne, co czuję po przeczytaniu "Colin Firth. Zostać królem" to złość i wielki smutek, że ktoś aż tak bardzo to zmaślił.

Więcej: https://acojatamwiem.blogspot.com/2018/08/colin-firth-zostac-krolem.html

Nie ukrywam, że Colina Firtha darzę wielką miłością (nie tylko za pana Darcy'ego) i nie powiem o nim złego słowa. Jednak książka o nim jest... słaba.
Treść mało ciekawa, styl pisania słaby, brak udziału Colina, brak ciekawostek, brak chociaż jednego zdjęcia... Generalnie książka sprawia wrażenie napisanej na siłę i bez pomysłu. Brak jakiejkolwiek chronologii, jakiegokolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo trudno było mi się wgryźć w tę powieść. Być może jestem już za stara na piratów, podróże w czasie i tajemnicze przedmioty zmieniające wszystko. Na pewno nie pomógł mi też fakt, że praktycznie wcale nie czytuję książek tego gatunku i o takiej tematyce. Być może czytelnicy młodsi ode mnie szybciej wczują się w opowiadaną historię.
Rzeczą, którą zaliczam raczej do minusów, jest to, że w sposobie wypowiedzi osób z XVI, XVII, XVIII, XIX, XX i XXI wieku nie widać żadnej różnicy.
Najbardziej nie podobało mi się to, w jaki sposób kończy się powieść. Rozumiem, że gdy w planach jest napisanie kolejnej części książki, musi pozostać jakiś rąbek tajemnicy, coś nieodkrytego, co sprawi, że czytelnicy będą chcieli (i musieli) sięgnąć po kontynuację. Ale "Pasażerka" urywa się naprawdę w połowie historii. Nie odpowiada mi to ;)

No to teraz miłe słowa na temat "Pasażerki".
Po pierwsze: cudna okładka, która zauroczyła mnie w pierwszym momencie, gdy ją zobaczyłam. Aż słyszałam jak krzyczy: "Przeczytaj mnie!!!". Uległam.
Podoba mi się to, że Nicholas jest czarnoskóry i że w książce poruszony jest zarówno wątek rasizmu, jak i równouprawnienia. Nie do końca jest to rozwinięty wątek, ale jednak jest i to jest fajne.
Autorka przemyca w powieści ważne treści i zachęca do refleksji nad nimi.

Czy polecam "Pasażerkę"? Nie powiem, żeby była zła, bo to nieprawda. Myślę, że spokojnie można ją polecić tym, których fascynują podróże w czasie. Fani powieści przygodowych powinni być usatysfakcjonowani.

Książkę miałam okazję przeczytać dzięki CzytamPierwszy.pl
Więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/07/pasazerka.html

Bardzo trudno było mi się wgryźć w tę powieść. Być może jestem już za stara na piratów, podróże w czasie i tajemnicze przedmioty zmieniające wszystko. Na pewno nie pomógł mi też fakt, że praktycznie wcale nie czytuję książek tego gatunku i o takiej tematyce. Być może czytelnicy młodsi ode mnie szybciej wczują się w opowiadaną historię.
Rzeczą, którą zaliczam raczej do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko mam tak, że od pierwszej strony czuję, że już siedzę w opisywanej historii. W przypadku "Zimowego wiatru..." tak się stało. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dosłownie od pierwszego zdania poczułam się wchłonięta w życie Leny, a później Guillena. Bardzo szybko poczułam się zafascynowana i zauroczona losami bohaterów, ale i stylem pisania Carli Montero. W książce znajduje się tak niesamowicie dużo faktów z historii tak naprawdę całego świata, że za samo spójne połączenie wszystkiego w logiczną i ciekawą całość należą jej się brawa.
Ciekawe jest umieszczenie w powieści "statystów" w postaci autentycznych postaci, które nie odgrywają wielkich ról, lecz jednak ożywiają historię: Antoine de Saint-Exupery, Mordechaj Anielewicz, Wilhelm Canaris czy Maria Dąbrowska (o której nie wiedziałam, że była biseksualna).


Z reguły jestem dość czepliwa, gdy chodzi o pojmowanie Polski i Polaków w świecie. Bardzo nie lubię, gdy jesteśmy oceniani stereotypowo lub, co gorsze, wyśmiewani w książkach. Dlatego nieco bałam się, gdy przeczytałam, że w "Zimowym wietrze" jest wątek polskiego ruchu oporu. Na szczęście niepotrzebnie, bo Carla Montero pokazała Polaków jak prawdziwych patriotów i za to jestem jej wdzięczna.


Więcej na blogu: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/07/zimowy-wiatr-na-twojej-twarzy.html

Rzadko mam tak, że od pierwszej strony czuję, że już siedzę w opisywanej historii. W przypadku "Zimowego wiatru..." tak się stało. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dosłownie od pierwszego zdania poczułam się wchłonięta w życie Leny, a później Guillena. Bardzo szybko poczułam się zafascynowana i zauroczona losami bohaterów, ale i stylem pisania Carli Montero. W książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siostra Marie de la Visitation (siostra Maria od Nawiedzenia) w czterdziestu krótkich rozdziałach przytacza czterdzieści historyjek ze swojego życia. A później w komentarzu objaśnia sens tego, co jej się przydarzyło. Zakonnica wspomina osoby, z którymi zetknęła się podczas swojej drogi; opowiada o spotkaniu z kanadyjskim leśnikiem, z amerykańskim kierowcą kabrioletu, z bezdomnymi, z muzułmanami, z wieloma nieszczęśliwymi osobami z paryskiego metra, czy z tytułową prostytutką.
Bardzo łatwo okazuje się, że każdy, pozornie błahy szczegół naszego życia jest ważny. Każde przypadkowe spotkanie może stać się początkiem rozważań nad miłością, przyjaźnią, przeznaczeniem, modlitwą czy relacją z Bogiem.

więcej: http://acojatamwiem.blogspot.com/2018/07/anio-prostytutka-i-inne-przebyski-nieba.html

Siostra Marie de la Visitation (siostra Maria od Nawiedzenia) w czterdziestu krótkich rozdziałach przytacza czterdzieści historyjek ze swojego życia. A później w komentarzu objaśnia sens tego, co jej się przydarzyło. Zakonnica wspomina osoby, z którymi zetknęła się podczas swojej drogi; opowiada o spotkaniu z kanadyjskim leśnikiem, z amerykańskim kierowcą kabrioletu, z ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy nie przepadałam za Harrym, za to moim ulubieńcem był William: wysoki blondynek, dobrze wychowany i z uroczym uśmiechem. Totalne przeciwieństwo rozwydrzonego hulaki, który w dodatku jest rudy… Z czasem moje myślenie zaczęło się zmieniać (ale nie tylko dlatego, że William zaczął łysieć ;)). Teraz zdecydowanie jestem fanką Harry’ego. Biografia Harry’ego zmieniła moje myślenie. Owszem, nie brakuje w niej również tych skandalicznych historii, ale Katie Nicholl ukazuje księcia z każdej strony. Pisze o jego żałobie i młodzieńczych wybrykach, ale także dużo miejsca poświęca jego bezgranicznej miłości do Afryki, opowiada o tak dla niego ważnym zawodzie żołnierza i pilota helikoptera, działaniach charytatywnych, o jego pierwszych wielkich miłościach: Chelsy i Cressidzie oraz o tej, która stała się tą jedyną: Meghan Markle. Katie Nicholl pokazuje światu tę intymną stronę Harr’ego, nie celebrytę, ale zagubionego chłopaka.

Nigdy nie przepadałam za Harrym, za to moim ulubieńcem był William: wysoki blondynek, dobrze wychowany i z uroczym uśmiechem. Totalne przeciwieństwo rozwydrzonego hulaki, który w dodatku jest rudy… Z czasem moje myślenie zaczęło się zmieniać (ale nie tylko dlatego, że William zaczął łysieć ;)). Teraz zdecydowanie jestem fanką Harry’ego. Biografia Harry’ego zmieniła moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muminki są dobre zawsze i na wszystko! <3

Muminki są dobre zawsze i na wszystko! <3

Pokaż mimo to


Na półkach:

Okładka jak zwykle w przypadku książek Natalii Sońskiej – zachwycająca i urocza, aż zachęca do zajrzenia do środka.
W środku nieco gorzej: niestety, bardzo przewidywalna historia. Nie ma żadnych niespodzianek, nagłych zwrotów akcji... No kompletnie nic.
Ale mimo wszystko, nie wiem dlaczego, ale mam słabość do Natalii Sońskiej. Chyba podziwiam ją za to, że w tak młodym wieku ma już na swoim koncie tyle wydanych książek. I troszkę też jej tego zazdroszczę ;)

Okładka jak zwykle w przypadku książek Natalii Sońskiej – zachwycająca i urocza, aż zachęca do zajrzenia do środka.
W środku nieco gorzej: niestety, bardzo przewidywalna historia. Nie ma żadnych niespodzianek, nagłych zwrotów akcji... No kompletnie nic.
Ale mimo wszystko, nie wiem dlaczego, ale mam słabość do Natalii Sońskiej. Chyba podziwiam ją za to, że w tak młodym wieku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nic odkrywczego w tej książce nie ma. Styl pisania też nie jest jakiś szczególny. Gdy nie ma pod ręką nic innego do poczytania, to ok, ale żeby szczególnie na nią polować, to nie zachęcam.

Nic odkrywczego w tej książce nie ma. Styl pisania też nie jest jakiś szczególny. Gdy nie ma pod ręką nic innego do poczytania, to ok, ale żeby szczególnie na nią polować, to nie zachęcam.

Pokaż mimo to