365 dni

- Kategoria:
- literatura obyczajowa, romans
- Cykl:
- 365 dni (tom 1)
- Wydawnictwo:
- Edipresse
- Data wydania:
- 2018-07-04
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-07-04
- Liczba stron:
- 472
- Czas czytania
- 7 godz. 52 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788381176477
- Tagi:
- erotyka literatura polska mafia namiętność pożądanie relacje damsko-męskie romans seks szantaż
Obrzydliwie romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca...
Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody don Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł, a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył.
Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i z nim została.
„Ojciec chrzestny” w połączeniu z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Polecane księgarnie
Pozostałe księgarnie
Informacja
Oficjalne recenzje
365 NIE
Blanka Lipińska, autorka „365 dni”, niemal z miejsca stała się wrogiem publicznym purytańskiej rzeszy czytelników (czytelniczek?). Tych samych, którzy ledwie kilka miesięcy wcześniej z wypiekami na twarzy śledzili ekranizację kolejnej części „50 twarzy Greya” i zaczytywali się w książkach Sylvii Day. Co różni autorkę z naszego rodzimego podwórka od E.L. James? Dlaczego „365 dni”, zamiast rozpalić pożądanie między nogami, rozgrzało przede wszystkim hejterów?
Naprawdę szkoda, że z okładki powieści Lipińskiej łypie na mnie tylko jedno oko ciemnowłosego przystojniaka. Chłopak (albo sprawny Photoshop) spogląda na potencjalnych czytelników z błyskiem gniewu i pożądania. Takie spojrzenie mogłoby niejednej zawrócić w głowie. Poza tym połowicznym portretem okładka jest pozbawiona ozdobników. Żadnego zachodzącego słońca, jeleni na rykowisku czy spiętrzonych wodospadów, które kojarzę z Harlequinami. Powiedziałabym nawet, że chociaż obwoluta „365 dni” nie ma w sobie nic oryginalnego, to jest miła dla oka, wręcz z klasą.
Za to toporna okazuje się historia autorstwa Lipińskiej. Massimo Toriccelli to młody szef sycylijskiej mafii. Kiedy zostaje postrzelony, doznaje wizji. W oparach bólu ukazuje mu się ona – kobieta doskonała. Po przebudzeniu się Massimo wie, że pewnego dnia ją odnajdzie i posiądzie. Pięć lat później spotyka Laurę Biel, znudzoną turystkę z Polski. Od razu wie, że była menedżerka hotelu to kobieta z jego marzeń. Nieprzyjmujący odmowy Massimo, by mieć pewność, że dziewczyna będzie jego, porywa ją i pod groźbą zranienia jej najbliższych zmusza ją, by spędziła z nim 365 dni. W tym czasie Laura ma mafiosa… pokochać.
Okej, wiem, co sobie pomyśleliście – to historia grubymi nićmi szyta. Z miejsca w głowie włącza się lampka ostrzegawcza albo neonowe hasło „syndrom sztokholmski”. Z drugiej strony od pokoleń wzrusza nas historia Pięknej i Bestii. Tylko złośliwcy wytykają jej podobieństwo stanu psychicznego Belli do wspomnianej reakcji zakładników. „365 dni” pod względem fabularnym naprawdę miało potencjał. Początkowo autorka dbała o uprawomocnienie akcji. Kiedy bowiem czytelnik poznaje bohaterkę, ta tkwi w nieszczególnie udanym związku. Właściwie wiadomo, że prędzej czy później się on rozpadnie. Kiedy więc Massimo – przystojny i władczy, choć niezamierzający zrobić dziewczynie krzywdy – porywa Laurę, można pomyśleć, że mimo tych dziwnych okoliczności jest szansa, że w ciągu 365 dni coś między nimi zaiskrzy. Zwłaszcza że bohaterka cichą myszką nie jest. Sęk w tym, że Lipińska postanowiła zignorować własną podbudowę czasową, która właściwie wykorzystana mogłaby uczynić jej książkę po prostu sensowniejszą.
Romans między Massimo a Laurą zaczyna się tak naprawdę od pierwszego spotkania. A właściwie zacząłby się, gdyby rozbieranie oczami można było za początek takowego uznać. Bardzo szybko bohaterka jest gotowa na seks ze swoim oprawcą. Do faktycznego stosunku dochodzi zresztą niedługo po tym, jak Laura orientuje się, że właściwie nie miałaby nic przeciwko, by Massimo ją zaspokoił. Zwłaszcza że – jak dowiaduje się czytelnik – jej poprzedni partner nie był jakoś szczególnie zainteresowany zabawami łóżkowymi, a bohaterka apetyt na seks ma spory. Psychologicznie jednak jest to zwyczajnie głupie. O ile byłabym w stanie uwierzyć w stopniowo rozwijający się, namiętny związek między porywaczem a ofiarą (niepewność co do tego, czy to prawdziwe uczucie, czy raczej syndrom sztokholmski, też byłaby ciekawa), o tyle szybkie budowanie relacji z mafiosem (raptem kilka dni?) jest dla mnie zmarnowaną okazją na ciekawą opowieść.
Inna sprawa, że to zabójcze tempo odbiera całej powieści tę seksualną lepkość, napięcie wynikające z oczekiwania. Początkowo Massimo mówi Laurze, że będzie musiała sama do niego przyjść i poprosić o stosunek. Bohaterowie nie potrafią się jednak opanować, co zresztą oboje werbalizują (zarówno w rozmowie, jak i w formie wewnętrznego monologu). Seks między Laurą a Massimo nie jest więc niczym zaskakującym ani wyjątkowym. Kiedy do niego dochodzi, nie budzi to szczególnych emocji, chociaż autorka dwoi się i troi, by czytelnika w jakiś sposób zaszokować. Wielu czytelników dało się jednak złapać w tę pułapkę. Nie wiem, jak to możliwe, że w XXI wieku – czasie łatwego dostępu do porno i wszelkich erotycznych zabawek – kogoś jeszcze szokują opisy palców wkładanych do pochwy czy odbytu albo penisów we wzwodzie. Przypominam tylko, że bestsellerowe „50 twarzy Greya” to historia z BDSM w tle.
Zresztą to chyba właśnie „przyzwyczajenie” do BDSM jest problemem „365 dni”. Czytelnicy przyzwyczaili się już bowiem do historii z zabawami w kontrolę. W tych historiach jednak zawsze są jakieś hasła bezpieczeństwa. U Lipińskiej wszystko zaś dzieje się tu i teraz, nagle, bez zapowiedzi. A przynajmniej tak to ma wyglądać… Weźmy scenę w samolocie (to pierwsze dwie czy trzy strony książki), w której Massimo – podniecony wcześniej przez swoją wyobraźnię – postanawia wykorzystać zainteresowanie stewardessy i ulżyć swoim popędom. Bez ceregieli zamyka dziewczynę w prywatnej kabinie i wpycha jej członek do ust, myśląc przy tym, jak lubi, kiedy partnerki krztuszą się jego penisem. Niby pyta ją o zgodę, ale... co niby miała zrobić zamknięta sam na sam z szefem mafii w jego prywatnym samolocie? Odmówić? Takie mniej więcej pytania zadają przeciwniczki wizji Lipińskiej, zapominając o informacjach pobocznych – że stewardessa nowa nie jest, a zachcianki Massima to powszechnie znana sprawa. W teorii więc, robiąc do niego maślane oczy, doskonale wiedziała, na co się pisze. Więcej: chciała zostać podobnie potraktowana.
I to się właśnie w głowie przeciętnemu wyznawcy pozycji misjonarskiej nie mieści. No bo jak można chcieć się dusić czyimś penisem? Jak można chcieć seksu opartego na nieprzewidywalnej dominacji? Otóż można. I kobieta też może. Może chcieć, żeby ją tak ktoś do ściany przyszpilił, pociągnął za włosy i nawet nieco poddusił. Nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, że nie jest to wizja, która do sporej części czytelników zwyczajnie nie przemawia, ale zaskakuje mnie ta nietolerancja wobec podobnych pragnień innych. Skoro akceptujemy „50 twarzy Greya” i pokoje zabaw, to dlaczego nie jesteśmy w stanie zaakceptować czegoś mniej… przygotowanego? Zwłaszcza że wszystkie opisane w książce stosunki, choć dość gwałtowne i nagłe, odbywają się między ludźmi, którzy w jakimś stopniu się znają. Ich „nie” to zwykle część gry, ich pełna trwogi i oczekiwania uległość – także.
Książka Blanki Lipińskiej nie jest zła z powodu scen seksu. Te opisane są całkiem sprawnie, bez zbędnych szczegółów, komicznej plątaniny kończyn i żałosnych synonimów dla penisa czy łechtaczki. Niestety, z czasem zaczyna być coraz bardziej widoczne podobieństwo tych opisów i całość robi się nijaka. Tak czy siak, fajnie, że ludzie mogą się w „365 dniach” przespać ze sobą bez ślubu i nie robić z tego wielkiego halo. Szkoda jednak, że wszystkie te seksualne ekscesy następują tak szybko. Gdyby bohaterowie poznali się w klubie i poszli ze sobą do łóżka, a potem by to radośnie powtarzali, nie miałabym uwag. Jak jednak można z taką łatwością oddać się komuś, kto grozi twojej rodzinie?
W „365 dniach” męczyły mnie również takie rzeczy, jak ignorowanie pewnych wątków, porażająca wręcz płytkość głównej bohaterki (niepotrzebnie upodobnionej pod pewnymi względami do autorki książki) czy absurdalne zachowania Massima (szczególnie w kontekście jego pozycji, jak nieumiejętność panowania nad sobą). Książka jest momentami przerysowana do granic możliwości, co przesłania jej zalety. Postaci są niewiarygodne i zwyczajnie irytujące. Wątek chorego serca protagonistki, który pojawia się z niewiadomego powodu i wraca w przypadkowych momentach (też nie wiadomo po co), za każdym razem wywoływał na mojej twarzy zdziwienie. To jednak nic w porównaniu z historią dotyczącą dziecka. Nie będę tu o niej pisać, ale jak dla mnie – jakkolwiek można by uznać to rozwiązanie fabularne za w pewnym sensie dekonstrukcyjne – stanowiła gwóźdź do trumny „365 dni”.
Bardzo się cieszę, że erotyczną powieść wreszcie napisał ktoś taki jak Blanka Lipińska – kobieta, która wygląda, jakby była stworzona na rozkładówkę (sesję w CKM-ie widziałam i potwierdzam, że jest na czym oko zawiesić), i która nie boi się o seksie mówić wprost. Ubolewam jednak bardzo, że cała ta seksualna otwartość została przesłoniona w „365 dniach” przez fatalnie poprowadzoną historię i bohaterów, których trudno polubić i zrozumieć. Cel przyświecający autorce był więc zacny, ale droga do niego – powieść – okazała się po prostu kiepska.
Alicja Górska
Popieram [ 179 ] Link do recenzji
OPINIE i DYSKUSJE
Cóż pani Blanka napisał o sobie, że jest grafomanka. Nie wiem nawet czy takie okreslenie pasuje, bo jest aż tak kiepska... Nawet nie mogę powiedziec, że jest kontrowersyjna, bo tego typu "historyjek" jest wiele na rynku i dużo lepiej napisanych.
To że Edipresse wydal - pozostawie bez komentarza. Nakrecenie filmu w oparciu o to, również pozostawię bez komentarza....
Cóż pani Blanka napisał o sobie, że jest grafomanka. Nie wiem nawet czy takie okreslenie pasuje, bo jest aż tak kiepska... Nawet nie mogę powiedziec, że jest kontrowersyjna, bo tego typu "historyjek" jest wiele na rynku i dużo lepiej napisanych.
Pokaż mimo toTo że Edipresse wydal - pozostawie bez komentarza. Nakrecenie filmu w oparciu o to, również pozostawię bez komentarza....
Nie mogę uwierzyć, że choć przez moment wierzyłam, iż swoją oceną podniosę tej książce średnią. Taka byłam naiwna. Szczęśliwie lub nie, Blanka Lipińska pozwoliła mi dołączyć do grona osób, które z pewnością nie wypowiedzą się o niej pozytywnie.
UWAGA, OPINIA MOŻE ZAWIERAĆ SPOJLERY!
Tak jak wspomniałam wyżej, przez 300 stron myślałam, że książka jest o niebo lepsza od filmu. Massimo był bohaterem któremu uwierzyłam, że miał (mówiąc bardzo delikatnie) pokręcone i trudne życie. Nie nauczyło go ono podstawowych zasad funkcjonowania w społeczeństwie bez użycia siły, przemocy, bez rozkazywania innym i bez wymagań. I nagle BAM! na jego drodze staje dziewczyna, przy której musi nauczyć się ogłady i delikatności. Czy to nie jest idealny przykład bohatera gotowego do przemiany?
Massimo w moim wyobrażeniu tylko czekał na spotkanie Laury, dlatego tak mnie cieszyło wszystko to, co razem robili. Czerpałam przyjemność z lektury, do momentu, w którym (strona 282) Massimo przyznał, że on to wcale tej zmiany nie chce i to, że Laurę traktuje inaczej nie znaczy, że dla świata też będzie delikatny. Dalej płyniemy już tylko w gęstym mule złapania dziewczyny na dziecko, wszczepiania jej nadajnika pod skórę, próby zabójstwa Martina i faktycznego zabójstwa jakiegoś byłego chłopaka Laury.
Ten cały muł wzbiera się jeszcze bardziej i sięga nam już ponad szyję, kiedy Laura wyznaje, że czerpie erotyczną przyjemność z faktu, że życie Martina jest w jej rękach, jeśli nie zaspokoi Massimo. Pomijam już nawet fakt jak często bije go po twarzy, momentami kompletnie bez powodu. Dostaje mu się za głupoty, kiedy bez problemu wybacza mu chociażby to, że próbował ją zapłodnić, żeby z nim została.
Wiem, że takich opinii jak moja jest mnóstwo i w sumie niepotrzebnie o tym piszę, ale dobrze jest to z siebie wyrzucić. Potraktujmy to jak oczyszczenie z brudu, by móc iść dalej przez życie i sięgnąć, mam nadzieję, po lepsze książki.
Tej oczywiście nie polecam. Przeczytałam ją z ciekawości, licząc na to, że książka ma więcej szczegółów, fabuły i może jest choć odrobinę lepsza. Teraz nie wiem, które jest gorsze - film chociaż nie dawał tej nikłej nadziei na przemianę bohatera.
Nie mogę uwierzyć, że choć przez moment wierzyłam, iż swoją oceną podniosę tej książce średnią. Taka byłam naiwna. Szczęśliwie lub nie, Blanka Lipińska pozwoliła mi dołączyć do grona osób, które z pewnością nie wypowiedzą się o niej pozytywnie.
więcej Pokaż mimo toUWAGA, OPINIA MOŻE ZAWIERAĆ SPOJLERY!
Tak jak wspomniałam wyżej, przez 300 stron myślałam, że książka jest o niebo lepsza od...
Cała trylogia za mną, ale zdecydowałam się na recenzję każdego tomu z osobna. Książkę przesłuchałam w formie audiobooka, co teraz z perspektywy tych trzech tomów uważam za duży plus. Chwilowe uszkodzenia mózgu i słuchu są do przeżycia.
O tych książkach było bardzo hucznie, więc kiedy opadły wszystkie emocje i ja zdecydowała się przesłuchać jakże poczytną książkę, która miała na zawsze odmienić umysły polek i otworzyć je na nowe doznania seksualne. Cóż, ta książka rzeczywiście odmieniła mój umysł, i raz na zawsze zamknęła mnie na pewnie doznania seksualne, skutecznie mi je obrzydzając.
Żeby była jasność, nie jestem pruderyjna. Rozumiem, że kobiety mają różnorakie fantazję i zachcianki łóżkowe i naprawdę nic mi do tego co dzieję się w czyjejś alkowie, czy tam na stole, wannie, prysznicu, pralce itp, ale trudno mi jest zrozumieć, że polki pragną porwania, obmacywania wbrew twojej woli, podduszenia, brutalnego seksu zakrawającego na gwałt, wciskania penisa tak mocno, że partnerka się dławi, czy tekstów typu „zerżnę cię tak, że twój krzyk usłyszą w Warszawie”, „będę cię pieprzył” i wiele innych tego typu podobnych tekstów. A może to już jest romantyzm wyższego szczebla, którego mój umysł nie pojmuje. Może…nie wiem.
Nie chce tu wybiegać do przodu, wszak trzeba najpierw co nieco opowiedzieć o fabule, która w zasadzie można by streścić w kilku słowach takich jak: gwałt, nuda, porwanie, szantaż, obmacywanie, seks, foch, seks, zakupy, seks, impreza, seks, „intryga”, seks, wolność, zamach, zakochanie się, seks, „śmierć”. No ale spokojnie, postaram się to nieco rozwinąć.
Mamy oto Laurę Biel (swoją drogą jest to bohaterka totalnie inspirowana postacią autorki, czego sama pani Blanka się nawet nie wypiera) ładną, zgrabną, znudzona młoda panna, nimfomanka (trzeba to zaznaczyć od początku), lubiąca bogate życie i drogie ciuchy, zapatrzona w siebie (nie, to nie jest pewność siebie), nieszczęśliwą w związku itp. bohaterkę.
Mamy też Massima (nazwiska nie będę przytaczać, bo nie pamiętam, ale coś od pierożków tortellini). Szef sycylijskiej mafii, wysoki, pełny mroku, ciemne włosy, tatuaże, mięśnie idealne, po prostu facet wyjęty żywcem z fantazji autorki. Massimo pięć lat wcześniej został postrzelony (swoją drogą, gdyby snajper miał lepsze oko, cała ta trylogia by nie powstała). Podczas postrzału doznaje wizji, widzi oto nie kogo innego jak naszą Laurę, nie zna jej, nie wie jak mam na imię, ani kim jest, ale jej obraz w jego głowie jest tak wyryty, że po przebudzeniu zamęcza wszystkich dokoła tą swoją wizją, po czym jak na psychopatę przystało, obwiesza całą swoją wille portretami kobiety, wierząc, że pewnego dnia ją w końcu znajdzie i już zawsze będą razem (czy ona będzie tego chciała, czy nie). Massimo musiał być bardzo grzeczny, bo oto św. Mikołaj spełnia jego życzenie i po pięciu lata spotyka Laurę na lotnisku. Nasza bohaterka przyjeżdża na słoneczną Sycylię na wakacje ze swoim partnerem o jakże polskim imieniu Martin (:/) i tak oto ścieżki tych dwojga głównych bohaterów splatają się ze sobą już na zawsze (a przynajmniej do końca książki).
Laura jeszcze niczego nieświadoma spędza swoje urodziny z chłopakiem i grupą znajomych, a tu już na kark dyszy jej zakochany porywacz. Podczas słuchania audiobooka przespałam moment samego porwania, ale Laura budzi się w łóżku, które nie jest łóżkiem hotelowym, pojawia się jakiś włoski lokaj Domenico, który prowadzi ją do biblioteki, gdzie oto czeka z chmurnym spojrzeniem i pożądaniem w portkach Massimo . Oczywiście to, co zauważa Laura, to to, że jej oprawca jest nieziemsko przystojny. Niestety umyka jej, że jest chamski i wulgarny (jak cała ta książka). Mafioso opowiada tą żenującą historie z postrzałem i wizją, mówi, żeby nawet nie próbowała uciec, bo zabije jej rodzinę, po czym radośnie informuje, że ma rok na zakochanie się w nim. I tak moi drodzy zaczynają się prawdziwe romanse! A nie jakieś spotkania, randki i pytanie o zgodę na pocałunek.
W tym momencie fabuła książki przeradza się w obleśne porno, przeplatane zakupami, imprezami itd. Jest między innymi wspólny prysznic, który Laurę wystraszył, ale i rozpalił (jak to możliwe? Nie wiem) do tego stopnia, że musiała w łazience się zaspokoić, jest też kara, którą Massimo wymierza Laurze za to, że go uderzyła. Ów kara to nic innego jak lizanie Laury tam, gdzie światło nie dochodzi. Scena w samochodzie, foch o prostytutkę, strojenie się i robienie z siebie dziwki, „rycerska” obrona Massima, aż w końcu dochodzi do wyczekiwanego przez wszystkich czytelników seksu. Ach co tam się dzieje, a raczej co się nie dzieje. Chuci nie ma końca, opisy nie pozostawiają pola do wyobraźni, a sam w sobie seks tej dwójki jest dla mnie obrzydliwy, dlatego nie będę się tu o nim rozpisywać. Jedyną nadzieją na zajadliwą scenę erotyczną była ta z jacuzzi, ale autorka i z tego zrobiła tanie porno. Od tego momentu książka znowu wraca na tory seksu przeplatanego różnymi wydarzeniami, dzięki którym w końcu bardzo powoli zbliżamy się do finału tej powieści (tak w dużym skrócie).
Massimo pozwala wrócić Laurze do Polski, na co ta się uśmiecha, Massimo jak przystało na prawdziwego faceta, mylnie to interpretuje i ze złamanym serduszkiem i wyznaniem miłości opuszcza pokój hotelowy. Nasza bohaterka po chwilowym odrętwieniu budzi się i stwierdza, że ona jednak kocha tego swojego porywacza. Niestety po Massimi znika wszelki ślad, a w międzyczasie Laura dowiaduję się z telewizji, że jej ukochany oprawca został zastrzelony w wyniku porachunków gangu. Zrozpaczona i niepewna czy zasłyszane informacje są prawdziwe, wraca do Polski, gdzie czeka na nią ogromny apartament, ogrom gotówki, samochody i przygłupia przyjaciółka.
Obie piją, idą do fryzjera, gdzie Laura robi się na Blankę Lipińską, idą na imprezę, gdzie Laura spotyka oczywiście swojego byłego Martina ( jakże by inaczej, wszak Warszawa jest taka mała) Ten ładuję się do jej mieszkania, gdzie już czeka nie kto inny jak zazdrosny Massimo., który już wcześniej dokonał włamania do tego mieszkania i najpewniej zaciągał się zapachem majtek Larwy.
Szok, że jej ukochany dręczyciel jednak żyje miesza się, ze złością i radością, a wiadomo, że główni bohaterowi najlepiej rozwiązują sytuację poprzez seks, tak więc do wspomnianych figli dochodzi. Podczas harców Laura odkrywa, jak ciężko ranny jest Massimo, ale to nie przeszkadza jej następnego dnia całego we krwi i zerwanych szwach wysłać do sklepu po bułki, po to, tylko żeby ona mogła się podrasować przed lustrem. W międzyczasie mafioso przyznaje się, że uprawiając seks z Laurą, chciał ją złapać na dziecko (płakałam tu ze śmiechu), na co ona wkurzona robi test ciążowy, który początkowo wychodzi negatywny.
Po szyciu Frankensteina…uppss przepraszam Massima, para wraca na Sycylię. W międzyczasie okazuje się, że Laura jednak w ciąży jest, ale jak typowa zakochana kobieta postanawia to ukryć przed swoim partnerem. Ot, to nie jego sprawa. Ku mojemu smutkowi sprowadza na Sycylię swoją psiapię/ sukę Olgę. Zaczyna się picie (spokojnie! Nasza bohaterka ma resztki rozumu i nie pije, co więcej, nawet się nie opala, bo podobno to szkodzi dziecku) i przygotowania do ślubu. Aaaa..umknęło mi to w tym całym chaosie, że Don Tortellini w międzyczasie oświadczył się Larwie, co uczcili, nie zgadniecie czym? Tak!!! Kolejną falą wulgarnego seksu 😉 Tak więc dziewczyny wydają ciężko zarobione na broni, narkotykach i być może handlu ludźmi pieniądze Massima na suknie i planowanie nader skromnego wesela. Kiedy wracają samochodem z przymiarek, dochodzi do próby zabicia Laury, z której cudem (co za pech) uchodzi. Mafioso załamany tym, że Larwa mogłaby stracić życie i tym, że zawiódł w ochronie jej, mówi, żeby się pakowała i wracała do swojego M2 do Polski. Laurze najpewniej włącza przelicznik zysków i strat w głowie i dochodzi do wniosku, że ona chce zostać, więc w złości wykrzykuje Massimo, że jest w ciąży i… Koniec.
Co ja mogę napisać o tej książce. Myślę, że jest to szczyt możliwości pisarskich Pani Blanki, ale ze smutkiem powiem, że nie cieszy mnie to, że dzięki tej powieści Polacy zaczęli czytać. Już bym wolała, żeby nie czytali w ogóle. Książka jest absurdalna od początku do końca i choć to fikcja literacka, to i tak jest to głupie do granic, ale spokojnie, kolejne dwa tomy wzniosą nas na jeszcze wyższe wyżyny absurdu. Poza seksem nie dzieje się nic, a jak już się coś pojawia to, jest żenujące i obraca się z reguły wokół imprez, zakupów i picia.
Na plus jest to, że bardzo szybko słucha się tego tworu, myślę, że z czytaniem jest podobnie. Nie ma co ukrywać, że jest to literatura niskich lotów, ale o wysokiej szkodliwości moralnej. Jest tu za normę uznawane porwanie, czy zmuszanie do seksu. Spuszczę zasłonę milczenia na to, że bohaterka ani razu nie zastanowiła się, na czym jej wybranek zarabia pieniądze. Świadczy to dobitnie o jej inteligencji. Gdyby przystojnego Massimo, zamienić na Josefa Fritzla, to otwiera się zupełnie nowy obraz tej sytuacji, a każda kobieta, która podnieca się tym, że mogłaby zostać porwana, widzi, że nie jest to nic romantycznego. A pamiętajmy, że dużo częściej porywają brzuchate, łyse dziady, które skórują się do komputera, niż przystojni bossowie, którzy mogą mieć kobiet na pęczki.
Pomimo szybkiego czytania/słuchania, tę książkę mogę polecić jedynie osobom, które podejdą do jej czytania jak do przygotowania warsztatu pt.: Jak nie pisać książki, i będą rozumiały absurdy i amoralność tego tworu.
Cała trylogia za mną, ale zdecydowałam się na recenzję każdego tomu z osobna. Książkę przesłuchałam w formie audiobooka, co teraz z perspektywy tych trzech tomów uważam za duży plus. Chwilowe uszkodzenia mózgu i słuchu są do przeżycia.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toO tych książkach było bardzo hucznie, więc kiedy opadły wszystkie emocje i ja zdecydowała się przesłuchać jakże poczytną książkę, która...
Super ksiazka bardzo goraca hahahaha Blania powinna pisac wiecej chce wiecej czytac o massimo itp
Super ksiazka bardzo goraca hahahaha Blania powinna pisac wiecej chce wiecej czytac o massimo itp
Pokaż mimo toSyndrom sztokholmski to jest pierwsze co przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tej książki. Z Greyem to wspólnego niewiele ma, no chyba, że chodzi o to określenie Laury, którego używa w stosunku do Massimo "Czarny", a "Ojciec chrzestny" chyba kogoś poniosło, bo nic gangsterskiego się tu za bardzo nie dzieje. Akcja jest stosunkowo mdła, dialogi drętwe, a bohaterowie irytujący. Jeżeli chodzi o romans to zdarzyło mi się czytać lepsze harlequiny, które miały o wiele mniej stron, a więcej akcji. Mało to zachęcające do kolejnych części. Nie polecam.
Syndrom sztokholmski to jest pierwsze co przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tej książki. Z Greyem to wspólnego niewiele ma, no chyba, że chodzi o to określenie Laury, którego używa w stosunku do Massimo "Czarny", a "Ojciec chrzestny" chyba kogoś poniosło, bo nic gangsterskiego się tu za bardzo nie dzieje. Akcja jest stosunkowo mdła, dialogi drętwe, a bohaterowie...
więcej Pokaż mimo toNie wiem po co ten hejt na książkę. W swoim gatunku nie ma tragedi. Czytałem wiele kryminałów od autorów którzy wydają książki co miesiąc i były one dużo gorsze niż książka Pani Lipińskiej.
Nie wiem po co ten hejt na książkę. W swoim gatunku nie ma tragedi. Czytałem wiele kryminałów od autorów którzy wydają książki co miesiąc i były one dużo gorsze niż książka Pani Lipińskiej.
Pokaż mimo toCiekawość to pierwszy stopień do piekła. Właśnie z ciekawości postanowiłam przeczytać te książkę. Czytam czasem erotyki i pomyślałam, że nie może być źle, wiadomo nie są to książki wysokich lotów. Jednak aż takiej szmiry się nie spodziewałam, nie podołałam.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Właśnie z ciekawości postanowiłam przeczytać te książkę. Czytam czasem erotyki i pomyślałam, że nie może być źle, wiadomo nie są to książki wysokich lotów. Jednak aż takiej szmiry się nie spodziewałam, nie podołałam.
Pokaż mimo tokontrowersyjne tylko dla kasy
kontrowersyjne tylko dla kasy
Pokaż mimo toNie jest źle. Lubię pikantne historyjki.
Nie jest źle. Lubię pikantne historyjki.
Pokaż mimo toMnie się podobała, idealna książka na wakacje.
Mnie się podobała, idealna książka na wakacje.
Pokaż mimo to