Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Młoda malarka zostaje uduszona we własnej pracowni. W poniedziałkowy poranek komisarz Paweł Góralczyk, nie może sobie przypomnieć co robił dzień wcześniej. Z nagrań monitoringu dowiaduje się, że wraz ze studentami ASP opuszcza pub w centrum Katowic. Komisarz jest uzależniony od leków, dlatego na własną rękę szuka wszelkich informacji, co robił kiedy zamordowano kobietę. Nie ma pewności, czy jest niewinny.
Problem pojawia się, gdy śledztwo w sprawie artystki dostaje komisarz Bartłomiej Wilczek, który chce zaszkodzić koledze. Pewnego dnia dojdzie do konfrontacji obu policjantów. W jakie kłopoty wpakował się Góralczyk, czy odnajdzie alibi na noc, w której doszło do usłyszenia kobiety?

W trakcie czytania miałam mieszane uczucia co do "Amnezji". Pióro autora jest lekkie, dlatego przez kryminał się płynie. Jednak sporą ilość bohaterów i wiele wątków sprawiało, że momentami się gubiłam, musiałam zastanawiać się o którym bohaterze w danym momencie jest mowa.
Ogólnie sama fabuła książki mi się podobała, w szczególności wątek uzależnionego policjanta. Byłam ciekawa jak zakończy się jego historia. Akcja rozgrywa się w szybkim tempie, a na końcu czeka na nas zaskakujące zakończenie.

Zapewne jeszcze kiedyś sięgnę po książki autora.

Młoda malarka zostaje uduszona we własnej pracowni. W poniedziałkowy poranek komisarz Paweł Góralczyk, nie może sobie przypomnieć co robił dzień wcześniej. Z nagrań monitoringu dowiaduje się, że wraz ze studentami ASP opuszcza pub w centrum Katowic. Komisarz jest uzależniony od leków, dlatego na własną rękę szuka wszelkich informacji, co robił kiedy zamordowano kobietę. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A gdyby tak rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. Pewnie nie raz mieliście w swoim życiu sytuację, w której to chcieliście zostawić wszystko za sobą, wrzucić do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyć szlakiem na Tarnicę czy Połoninę Caryńską. Takim tropem poszła autorka książki „Lekarka więzienna”. Co prawda nie wyruszyła na górski szlak, a do więzienia.

Amanda Brown wiodła spokojne i miarę poukładane życie u boku ukochanego męża. Miała pracę, którą lubiła i pacjentów, którzy byli jej całym światem. Każdego podopiecznego traktowała z olbrzymim szacunkiem, nie raz z narażeniem własnego życie ratowała cudze, bo dobro drugiej osoby było dla niej najważniejsze. Często te formalne spotkania w gabinecie przeradzały się w przyjaźń. Nie ma co się dziwić, po przeczytaniu kilku, może kilkunastu stron ukazuje się nam obraz lekarza idealnego. Takiego, do którego nie boimy się pójść z zapytanie o nasze dolegliwości. Jednak mimo to autorka postanowiła odejść. System sprawił, że postanowiła zmienić swoje życie. I to w sposób dosłowny.

Bycie lekarzem w więzieniu to ciągła huśtawka. Raz jest mniej pacjentów, a raz więcej. Nigdy nie wiesz, z czym przyjdzie do ciebie pacjent. Czy się pociął jakimś dziwnym przedmiotem, czy może postanowił coś połknąć dla żartu? Z taką rzeczywistością na co dzień musi mierzyć się Amanda Brown. Każdego dnia boryka się z dziwnymi przypadkami i mało śmiesznymi żartami.

Po chichu liczyłam na mocną lekturę. Czytałam już sporo książek, na temat zakładów karnych więc mniej więcej wiem, jak to wszystko wygląda. Jednak podczas lektury miałam wrażenie lekkiego przesłodzenia. Większość pacjentów jest miła, szef nie ma uwag, osadzeni nie dają mocno w kość. Co prawda autorka opisała kilka przykrych zdarzeń, ale to kropla w lukrze, jakim nas karmi Brown. Nie zauważyłam też zbytniej różnicy pomiędzy męskim a żeńskim więzieniem. A przecież takie zakłady różnią się od siebie.

Mimo to warto przeczytać książkę. Zapoznać się ze wstrząsającą historią osadzonej kobiety, która dopiero w więzieniu odnalazła spokój i bezpieczeństwo, którego nie zaznała na wolności.

A gdyby tak rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. Pewnie nie raz mieliście w swoim życiu sytuację, w której to chcieliście zostawić wszystko za sobą, wrzucić do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyć szlakiem na Tarnicę czy Połoninę Caryńską. Takim tropem poszła autorka książki „Lekarka więzienna”. Co prawda nie wyruszyła na górski szlak, a do więzienia.

Amanda Brown...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiele hałasu swego czasu wywołała ta książka. Zebrała mnóstwo znakomitych opinii i wielu zwolenników. Zazwyczaj nie czytam od razu książek, wokół których narasta mit arcydzieła tuż po premierze, nie raz i nie dwa bardzo się nimi rozczarowałam. Kiedy cichną wybuchy euforii, ja w spokoju zaczynam lekturę. Czy „Pacjentka” zasługuje na tak wysokie oceny, czy w moim mniemaniu jest to arcydzieło literackie? Zawsze jestem trochę na przekór, tym razem też tak było. Owszem, jest to sprawnie skonstruowany thriller, poprawny i miejscami naprawdę zaskakujący, ale nie na tyle, żeby wychwalać pod niebiosa. Jest wiele lepszych thrillerów, a ich popularność może nie być tak olbrzymia z prostego powodu: ich reklamy nie atakują czytelnika na każdym kroku, nie wyskakują z każdego kąta, nie są tak nachalne. Muszę jednak sprawiedliwie oddać, że biorąc pod uwagę fakt, że „Pacjentka” to debiut Alexa Michaelidesa, zasługuje on na uwagę.

„Alicia Berenson miała trzydzieści trzy lata, gdy zabiła męża” tymi słowami rozpoczyna się „Pacjentka”. Alicia jest sławną malarką, jej mąż Gabriel fotografem. Kiedy dochodzi do jego morderstwa, sprawa nie schodzi z nagłówków, wszyscy żyją tą historią, tylko Alicia milczy. Nie wypowiada ani jednego słowa od czasu tej tragedii. Zostaje umieszczona w zakładzie psychiatrycznym, gdzie poddawana jest terapii.

Theo Faber jest psychoterapeutą i za wszelką cenę próbuje dotrzeć do Alicii, ma przeczucie, że tylko on może wyrwać ją ze szponów milczenia, pomóc wrócić do normalnego życia i wyjaśnić, co właściwie stało się tego strasznego dnia. Nie wierzy, że kobieta byłaby zdolna do popełnienia tak straszliwej zbrodni. Jego chęć pomocy wydaje się przeradzać w obsesję.
Czy Theo odniesie sukces? Czy Alicia w końcu przemówi?

Krótkie rozdziały i przyjemny język powieści, prowadzą nas w miarę płynnie przez kolejne wydarzenia. Lektura nie jest wymagająca i w miarę rozwoju akcji, już domyślamy się finału. Może nie przewidzimy zakończenia w stu procentach, ale wielu możemy się domyśleć.
Nie jest to zła lektura, jest nawet całkiem niezła, ale jednego jestem pewna, na pewno nie zasługuje na miano arcydzieła.

Wiele hałasu swego czasu wywołała ta książka. Zebrała mnóstwo znakomitych opinii i wielu zwolenników. Zazwyczaj nie czytam od razu książek, wokół których narasta mit arcydzieła tuż po premierze, nie raz i nie dwa bardzo się nimi rozczarowałam. Kiedy cichną wybuchy euforii, ja w spokoju zaczynam lekturę. Czy „Pacjentka” zasługuje na tak wysokie oceny, czy w moim mniemaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kryminały to zdecydowanie mój konik, dlatego też musiałam mieć te pozycję biorąc pod uwagę, że jest to komedia kryminalna i takiej odmiany tego gatunku jeszcze w swoich rękach nie miałam. Cóż, niestety moje oczekiwania wobec tej książki były zdecydowanie za wysokie. Jest to jedno z największych rozczarowań tego roku. Czytając te wszystkie pochlebne opinie, czuję się okrutnie dając tak niską ocenę książce, której głównym bohaterem jest kot! To wręcz nieludzkie, ale pozwólcie mi uzasadnić swoją ocenę.

Cała fabuła opowiada o perypetiach mruczącego czworonoga i jego pani, którzy przebywają w domu bogatego artysty gdzie Alicja, właścicielka kociego detektywa, bierze udział w konkursie malarskim, w którym wygraną jest odziedziczenie fortuny właściciela. Dzień po dniu uczestnicy konkursu zaczynają znikać w tajemniczych okolicznościach a kot, snując się po wentylacji willi, wpada na trop i próbuje chronić swoją ukochaną panią przed najgorszym. Sam kot, jak to kot. Zainteresowany tylko i wyłącznie czubkiem własnego nosa, pełną miską i ciepłym legowiskiem. Ponadto, bardzo kocha swoją panią, ale ta jego miłość momentami jest bardzo dwuznaczna i były chwile kiedy czytając kocie komentarze czułam się wręcz zażenowana. Książka na jeden wieczór jeśli się ktoś uprze, ale zdecydowanie nie jest to TA fabuła która wciąga. Narracja z perspektywy kota jest bardzo banalna i monotonna. Książka bardzo przewidywalna, akcji brak. Powiedziałabym, że ani to kryminał, ani to komedia tylko wielkie rozczarowanie. Nie miałam okazji przeczytać innych książek tej autorki, ale na ten moment raczej nie sięgnę po jej twórczość, ponieważ pierwsze wrażenie zrobiła na mnie nie najlepsze. Sam pomysł i zamysł książki nie był najgorszy, natomiast wykonanie bardzo słabe. Postacie bardzo zwyczajne, absolutnie zero w nich polotu. Alicja, to taka naiwna i nieporadna dziewczyna, niemniej jednak wszystko uchodzi jej na sucho. Cóż, takie rzeczy w prawdziwym życiu się nie zdarzają. Zabawne jest to, że ze wszystkich bohaterów najbardziej polubiłam złego bandziora, który nienawidzi całego świata, natomiast jego jedyna słabość to koty!

Kryminały to zdecydowanie mój konik, dlatego też musiałam mieć te pozycję biorąc pod uwagę, że jest to komedia kryminalna i takiej odmiany tego gatunku jeszcze w swoich rękach nie miałam. Cóż, niestety moje oczekiwania wobec tej książki były zdecydowanie za wysokie. Jest to jedno z największych rozczarowań tego roku. Czytając te wszystkie pochlebne opinie, czuję się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Twórczość Pauli Hawkins do dzisiaj w moim przypadku spotyka się dość mieszanymi uczuciami. Zawsze mam do jej powieści jakieś uwagi, czasem mniejsze, czasem większe. Pomysły na fabułę zdecydowanie przebijają niejeden dobry kryminał. Natomiast jak to wygląda z wykonaniem?

Kilka dni przed śmiercią Nel Abbott dzwoni do swojej siostry. Jules nie odbiera, ignorując jej prośbę o pomoc. Nel umiera. Mieszkańcy miasteczka mówią, że „skoczyła”. A Jules musi wrócić do miejsca, z którego kiedyś uciekła miała nadzieję, że na dobre, aby zaopiekować się swoją piętnastoletnią siostrzenicą. Julia się boi. Dawno pogrzebanych wspomnień, starego młyna, świadomości, że Nel nigdy by tego nie zrobiła. Ale najbardziej boi się wody i zakola rzeki, które miejscowi nazywają Topieliskiem.

Czytałam ,,Zapisane w wodzie" zaraz po premierze książki, a przed kilkoma dniami wróciłam do niej ponownie. Już po kilku stronach przypomniałam sobie, czemu wcześniej byłam niezadowolona, chociaż miałam nadzieję, że z perspektywy czasu trochę inaczej odbiorę tę powieść.
Odbiór tej książki wywołał we mnie wiele emocji, głównie takich, przez które traciłam chęć do jakiegokolwiek funkcjonowania. Ta książka jest tak przygnębiająca. Nie sama historia, ale sposób, w jaki jest napisana. Czytając, momentami wzdychałam i kartkowałam dalej, ponieważ miałam już dość przemyśleń bohaterów i zdania, które wprost opisuje tę książkę. ,,Skoczyła, czy nie?"
Rozumiem, że powieść miała być dramatyczna, pełna grozy i niepewności, ale w tym wypadku moim zdaniem bohaterowie zostali wykreowani wręcz do przesady. Mam wrażenie, że autorka za bardzo chciała oddać klimat całej sprawy, ponieważ bohaterowie wyszli przy tym strasznie blado i wręcz nijak. Każdy był na swój sposób irytujący, a całe czytanie ciągnęło mi się niemiłosiernie i zrozpaczona wyglądałam końca, którego niestety nie było widać.

Intryga na swój sposób była naprawdę niezła, było dużo wątków, czasem ciężko było się już połapać, ale to mi się podobało. Najczęściej ten zabieg można spotkać w literaturze skandynawskiej, gdzie do samego końca nie jesteśmy w stanie sami rozwiązać sprawy.

Twórczość Pauli Hawkins do dzisiaj w moim przypadku spotyka się dość mieszanymi uczuciami. Zawsze mam do jej powieści jakieś uwagi, czasem mniejsze, czasem większe. Pomysły na fabułę zdecydowanie przebijają niejeden dobry kryminał. Natomiast jak to wygląda z wykonaniem?

Kilka dni przed śmiercią Nel Abbott dzwoni do swojej siostry. Jules nie odbiera, ignorując jej prośbę o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówi się, że to właśnie we wtorki o 11:45 ludzie są najbardziej przemęczeni pracą, a ich frustracja sięga zenitu. To właśnie wtedy w czterech różnych miastach w Polsce zupełnie obce sobie osoby wpadają w szał i na oczach świadków zabijają przypadkowych ludzi. Dlaczego? Nie wiedzą. Co łączy pogrążoną w depresji nauczycielkę, gnębioną przez szefa pracownicę korporacji, zmagającego się z poważnymi oskarżeniami księdza i wycieńczonego pracą po godzinach lekarza? Tego musi się dowiedzieć bezkompromisowy komisarz Konrad Tajner.

Nie będę ukrywać, że jestem ogromną fanką pióra autora i nigdy on mnie nie zawiódł. Mało tego za każdym razem zaskakuje i nie mogło być inaczej tym razem. NIe dość, że poznajemy go w nowym gatunku literackim to jeszcze otrzymujemy świetny kryminał z dokładnie przemyślaną fabułą, która jest nie tylko na czasie, ale i dająca do myślenia. Od samego początku czuć napięcie i zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń, które pędzą jak szalone. Strona za stroną przekonujemy się, że nie tak łatwo będzie nam odgadnąć jaki finał przyniesie ze sobą ta historia. A uwierzcie, że z całą pewnością będziecie bardzo zaskoczeni. Autor w swojej najnowszej książce poruszył temat mobbingu w pracy, wypalenia zawodowego, przepracowania, czy konfliktów pracownik-pracodawca. Czyli tematu naprawdę ważnego, bo dotykającego tak naprawdę większości z nas. Pomimo, że jest to kryminał to uwierzcie, z tej książki dowiedziecie się o tym naprawdę wiele.

Samo śledztwo zostało poprowadzone genialnie, a postacie Zuzanny i Konrada zyskują sympatię. Bohaterowie występujący w książce są bardzo realistyczni, a ich zachowanie kompletnie nie odbiega od naszego. Widzimy jak pogoń za marzeniami i sukcesami zawodowymi może przynieść odwrotne skutki niż byśmy się spodziewali. Widzimy do czego to może tak naprawdę prowadzić.

„Furia” to kolejny dowód na to, że po książki autora warto sięgać.

Mówi się, że to właśnie we wtorki o 11:45 ludzie są najbardziej przemęczeni pracą, a ich frustracja sięga zenitu. To właśnie wtedy w czterech różnych miastach w Polsce zupełnie obce sobie osoby wpadają w szał i na oczach świadków zabijają przypadkowych ludzi. Dlaczego? Nie wiedzą. Co łączy pogrążoną w depresji nauczycielkę, gnębioną przez szefa pracownicę korporacji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kate Granger po zdradzie męża przeprowadza się do domu rodziców, którzy mieszkają nad Jeziorem Górnym. Kobieta szuka tam schronienia po rozpadzie swojego małżeństwa. Ma ona nadzieję, że pozbiera się po ciężkich chwilach i dojdzie do siebie. Pewnego dnia na brzegu jeziora Kate znajduje ciało kobiety, która ma na sobie staroświecką suknię, a w jej fałdach ukryte jest niemowlę. Nikt oprócz Kate, która widziała wcześniej znalezioną kobietę w swoich snach, nie potrafi zidentyfikować jej, ani jej dziecka. Z czasem wychodzi na jaw coraz więcej sekretów dotyczących tej sprawy.

W książce narracja prowadzona jest w trzeciej osobie. Są dwie płaszczyzny czasowe. Częściej występują wątki dziejące się w teraźniejszości, kiedy to Kate próbuje rozwiązać zagadkę dotycząca kobiety znalezionej na brzegu jeziora oraz to, jaki ma ona związek z jej snami. Co jakiś czas cofamy się też do przeszłości, która miała miejsce około stu lat temu. Opisuje ona losy Addie, czyli kobiety znalezionej na brzegu jeziora, głównie jej młodość i życie miłosne. Ogólnie w książce tej występuje wątek nieszczęśliwej miłości, która skończyła się tragicznie, a duchy przeszłości powracają, ponieważ sprawa morderstwa sprzed stu lat do tej pory nie została rozwiązana. Powieść ta bardzo potrafiła mnie zaciekawić, bo lubię czytać o tajemnicach z przeszłości i tym samym cofać się do bardzo odległych czasów tak jak w tej książce. Tak więc czytałam ją z dużym zainteresowaniem, bo było też wiele opisów, które na szczęście mnie nie nudziły, a zaciekawiły. Czasami, szczególnie pod koniec książki, kiedy to już wszystkie sekrety wychodziły na jaw, powieść ta trochę mnie przerażała za sprawą paranormalnych zjawisk
występujących w niej.

"Córki jeziora" jest piękną, choć trochę smutną powieścią obyczajową. Nie brakuje w niej wątku miłości, która zakończyła się tragicznie, sekretów sprzed stu lat oraz ogólnie tajemniczego klimatu, jakie sprawia jezioro. Jeśli lubicie historie, które na pierwszy rzut oka wydają się niemożliwe, ale potrafią tak wciągnąć, tak aż że trudno się od nich oderwać, to z pewnością spodoba Wam się ta książka.

Kate Granger po zdradzie męża przeprowadza się do domu rodziców, którzy mieszkają nad Jeziorem Górnym. Kobieta szuka tam schronienia po rozpadzie swojego małżeństwa. Ma ona nadzieję, że pozbiera się po ciężkich chwilach i dojdzie do siebie. Pewnego dnia na brzegu jeziora Kate znajduje ciało kobiety, która ma na sobie staroświecką suknię, a w jej fałdach ukryte jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Główna bohaterka, Haelyn to postać, z którą bardzo mocno się zżyłam i utożsamiłam. Bywały chwile, gdy miałam wręcz wrażenie, że ona to moje książkowe alter ego (choć zdaję sobie sprawę z tego, jak może to brzmieć). Emocje, jakie towarzyszyły mi podczas lektury tej książki, były... dość trudne. Dlatego też musiałam sobie ją podzielić na części pierwszą połowę przeczytałam jednego dnia, a drugą dopiero jakiś czas później. Nie było to związane z tym, że jest to nudna czy słaba książka, a z tym, jak mocno we mnie uderzała. W każdym razie kreację głównej bohaterki oceniam na ocenę bardzo dobrą i czekam na więcej.

Rion... co z tym chłopakiem się działo, to ja nie mam pytań. Jest to bohater, który wyjątkowo mocno mnie do siebie przyciągał, a jednocześnie wzbudzał moje przerażenie i taką niepewność. Autorce doskonale udało się oddać ten cały mrok, który towarzyszył mu na każdej stronie, na której się pojawiał. Nie jest to bohater, którego można polubić na amen, ale jest to bohater, który zyskuje przy bliższym poznaniu, tak po prostu.

Sama powieść porusza bardzo trudną tematykę, m.in. problemy psychiczne, co zawsze sprawia mi pewnego rodzaju trudność podczas czytania, a jednocześnie odrobinę mocniej mnie do siebie przyciąga. Aleksandra Muraszka zdecydowanie zadbała o to, by w tej historii działo się dużo, a moje serce co rusz biło mocniej. Bywały momenty, gdy emocje były tak silne, że nie do końca potrafiłam sobie z nimi poradzić, ale moja ciekawość była silniejsza brnęłam więc w to wszystko dalej. Nie wiem nawet sama, jak mam ubrać w słowa swój zachwyt tą historią, która nie była wcale tak idealna, jakby się mogło wydawać, a jednak... tym brakiem perfekcyjności absolutnie mnie porwała.

Pióro autorki oceniam bardzo dobrze i zdecydowanie będę sięgać po inne jej powieści. Jeśli one również są tak angażujące i łamiące serce, co Nadzieja umiera ostatnia, to ja jestem już z miejsca kupiona. Ta powieść zdecydowanie nie jest dla wszystkich bardziej wrażliwi mogą czuć się przytłoczeni takimi emocjami, jakie wylewają się z kart tej książki, jednak jeśli czują się oni na siłach, to myślę że warto!

Główna bohaterka, Haelyn to postać, z którą bardzo mocno się zżyłam i utożsamiłam. Bywały chwile, gdy miałam wręcz wrażenie, że ona to moje książkowe alter ego (choć zdaję sobie sprawę z tego, jak może to brzmieć). Emocje, jakie towarzyszyły mi podczas lektury tej książki, były... dość trudne. Dlatego też musiałam sobie ją podzielić na części pierwszą połowę przeczytałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta część to taki dodatek do historii. Podczas wyjazdu Layken poprosiła Willa, by opowiedział jej jakie emocje towarzyszyły i kierowały nim w poszczególnych momentach ich historii. Także teraz cała powieść jest opowiedziana z jego perspektywy.

Powiem Wam, że nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie to ciąg dalszy, a nie wspomnienie wszystkiego, tylko z innej perspektywy. Oczywiście, dowiadujemy się więcej szczegółów, ale jak dla mnie ten tom był trochę zbędny. Może historia stała się ciut pełniejsza, ale i bez tego czytelnik by przeżył.

O bohaterach nie mam co nowego powiedzieć. Will nadal był uroczy i kochany, ale też trochę sztywny i czasami wręcz nudny. Jego zachowanie potrafiło czasami irytować, bo niby chciał postąpić słusznie, ale to łamało serce. Layken za to wiele od drugiego tomu się nie zmieniła. W sumie, w tym tomie stała się dla mnie wręcz obojętna. Za to chyba bardziej w moich oczach zyskała Julia, czyli matka Lake. Ta postać w poprzednich częściach została trochę pominięta, ale w tym została znacznie lepiej pokazana.

Nie mam pojęcia co mogłabym jeszcze powiedzieć Wam o tym książce. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Akcji nie ma zbyt dużo i jest mało zaskoczeń. Poznajemy dlaczego Will robił takie rzecz a nie inne i co nim kierowało. Także ta książka to całkiem niezłe dopełnienie historii.

Także Ta dziewczyna nie jest rewelacyjnym zakończeniem trylogii. Może za wiele wymagałam od tej książki, czy po prostu była średnia. Wiele nowego do powieści nie wnosi, jednak pozwala nam bardziej poznać Willa i jego historię. Jeżeli zaczęliście tę historię to przeczytajcie ten tom, tak dla pełnego zakończenia, a jeżeli tego nie zrobiliście, to w sumie wiele nie stracicie. Także nie polecam, ani nie odradzam.

Ta część to taki dodatek do historii. Podczas wyjazdu Layken poprosiła Willa, by opowiedział jej jakie emocje towarzyszyły i kierowały nim w poszczególnych momentach ich historii. Także teraz cała powieść jest opowiedziana z jego perspektywy.

Powiem Wam, że nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie to ciąg dalszy, a nie wspomnienie wszystkiego, tylko z innej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Małe życie” Hanya Yanagihara to powieść wymagająca. Spora objętościowo, wielowątkowa, ze specyficznym sposobem prowadzenia narracji; mnóstwem opisów, retrospekcji, małą ilością dialogów. Początkowo można by sądzić, że to historia czwórki przyjaciół rozpięta na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Willema, JB, Malcolma i najbardziej tajemniczego i wycofanego z nich – Jude'a. Młodzi, ambitni, pełni nadziei, tuż po ukończeniu studiów osiadają w Nowym Jorku. Z biegiem czasu robią zawrotne kariery, tworzą związki, zawierają nowe znajomości, tylko ich przyjaźń niezmiennie trwa, choć przeobraża się i ewoluuje. Wyjściowo Yanagihara charakteryzuje bohaterów. Kreśli obraz ich dzieciństwa, niełatwych rodzinnych relacji. Pisze o nadziejach, marzeniach, poszukiwaniach i planach na przyszłość. Z czasem jednak, podporządkowuje narrację historii Jude'a, a pozostała trójka pojawia się na kartach powieści tylko w kontekście jego osoby. „Małe życie” jest opowieścią o ogromie krzywd doznanych w dzieciństwie, które odciskają piętno na dorosłym życiu. Historią o złu, którego doświadczenie nieodwracalnie zmienia sposób postrzegania siebie, świata i ludzi. Sprawia, że trudno uwierzyć w to, że zasługuje się na ludzką dobroć, bezinteresowność uczuć, a przede wszystkim w to, że one w ogóle istnieją.

Tłem powieści i jej drugoplanowym bohaterem jest świetnie sportretowany Nowy Jork. Miasto wielkich możliwości, miejsce gdzie pośród różnorodności etnicznej, klasowej, płciowej i seksualnej, każdy z bohaterów czuje się u siebie.

Szczególnie ujęła mnie postać Harolda. To na jego przykładzie pokazuje Autorka istotę rodzicielstwa i uczucia towarzyszące stracie. Ukazuje śmierć dziecka jako sytuację graniczną, której doświadczenie nierozerwalnie łączy rodziców i jednocześnie sprawia, że nie są już w stanie wspólnie funkcjonować.

Hanya Yanagihara stworzyła historię, która emocjonalnie miażdży. Piękną, do bólu prawdziwą, zmuszającą do refleksji. Żałuję, że tak późno, ale cieszę się, że w ogóle po nią sięgnęłam. Ze względu na objętość pewnie do całości już nie wrócę, ale do fragmentów na pewno.

„Małe życie” Hanya Yanagihara to powieść wymagająca. Spora objętościowo, wielowątkowa, ze specyficznym sposobem prowadzenia narracji; mnóstwem opisów, retrospekcji, małą ilością dialogów. Początkowo można by sądzić, że to historia czwórki przyjaciół rozpięta na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Willema, JB, Malcolma i najbardziej tajemniczego i wycofanego z nich – Jude'a....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak jestem przesłodzona historiami z miłością na pierwszym planie, zawsze sięgam po kryminał, albo thriller. To takie powieści, które powodują chwilami gęsią skórkę na moich rękach, a umysł w dziwny sposób odpoczywa – czy to już są zapędy psychopatyczne?

Fran (Francesca) jest specyficzną postacią. Zazdroszczę jej oficjalnie pracy, ale ogólnie jest to wycofana babeczka, która ma dziwne relacje… w sumie z każdym. Za młodu dręczona, obecnie ma manię na punkcie jedynego kolegi – chłopaka – mężczyzny, który okazał jej życzliwość. Nie ważny jest fakt, że gość ma rodzinę. Przecież jak głosi przysłowie: „nie ma wagonu, którego nie można odczepić”, prawda? Kiedy ginie ich wspólny kolega, którego sama kobieta nie najlepiej wspomina, wszystko przybiera na sile.

Akcja dzieje się dwutorowo – mamy teraźniejszość po śmierci oprawcy, jak i retrospekcje, dzięki czemu możemy lepiej poznać Fran. Naczytałam się wiele opinii, ze jednak babka nie jest za specjalnie lubiana, ale we mnie obudziła dziwną przychylność – dobrze, że mam męża i mogę na legalu go stalkować. Ta powieść jest doskonale skonstruowana, niby nie specjalnie wyróżniająca się historia, która zawładnie naszymi myślami i jeszcze „chwilę” po jej zakończeniu będziemy się zastanawiać, co tam właściwie się wydarzyło! Akcja rozwija się porządnie, ani nie pędzi na złamanie karku, gdzie raz dwa, można zagubić, ani nie nudzi do zaśnięcia – jest wyważona idealnie!

Całość jest obarczona mocną dawką obsesji kobiety. Historia, która jest ogromnie podszyta strachem, powoduje, że nie chce kończyć jej czytać. Doskonała historia, idealnie skonstruowana, napisana konkretami. Nie ukrywam jednak, że początek nie zapowiadał, aż takiej opowieści. Myślałam, że to będzie statyczne spotkanie dwojga ludzi, a tu taka niespodzianka. Spokojnie mogę namawiać Was na tę historię. Myślę, że nie tylko ja będę miała z nią dobrze spędzony czas.

Jak jestem przesłodzona historiami z miłością na pierwszym planie, zawsze sięgam po kryminał, albo thriller. To takie powieści, które powodują chwilami gęsią skórkę na moich rękach, a umysł w dziwny sposób odpoczywa – czy to już są zapędy psychopatyczne?

Fran (Francesca) jest specyficzną postacią. Zazdroszczę jej oficjalnie pracy, ale ogólnie jest to wycofana babeczka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Start a fire” to książka, która jest chyba najbardziej rozpoznawalną historią, na jaką trafiłam na tej platformie. Gdy ją znalazłam, można było przeczytać już tylko pierwsze rozdziały, ale od samego początku czułam, że to będzie coś dobrego, choć niepokój nie opuścił mnie całkowicie. Nie ma co ukrywać, że czasy nastoletnie mam już dawno za sobą, jednak książki o młodych ludziach zawsze były dla mnie ważne, a ja po prostu lubię je czytać. I choć może początkowo bałam się tej książki, to mój strach był całkowicie bezpodstawny.

Mogłabym napisać, że ta historia jest dobra, jednak to w żaden sposób nie oddałoby tego, jak wiele emocji wywoła we mnie opowieść Victorii i Nate’a. Ta ich naprawdę pokręcona relacja, a właściwie jej początek był jednocześnie tak zły i tak świetny. Doskonale zdaje sobie sprawę, że to było toksyczne, to było popieprzone i nie powinno mieć miejsca, jednak nic nie mogę poradzić na to, że każde spotkanie tej dwójki było jak jazda na kolejce górskiej, którą nie wiadomo jak mogła się skończyć.

Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak tak młoda, debiutująca autorka potrafiła przelać na papier wszystkie uczucia, jakie targały bohaterami. Czy ich zachowania były złe i nieodpowiedzialne? Oczywiście! Czy to jednak miało jakikolwiek wpływ na odbiór tej powieści? Nie! To tylko sprawiało, że czytałam jeszcze szybciej, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej.

„Start a Fire. Runda pierwsza” to napisana niezwykle dojrzale i przemyślanie historia pełna skrajnych emocji. To opowieść o przyjaźni, swego rodzaju obsesji i decyzjach, które całkowicie zmieniają życie. Pełna tajemnic, niedopowiedzeń i niebezpieczeństwa historia, która pochłania i nie pozwala o sobie zapomnieć. Pomimo dużej ilości stron i dość drobnej czcionki przez tę historię po prostu się płynie. Może i znajdziemy w niej sporo opisów, które bardziej nazwałabym przemyśleniami, jednak ja już wielokrotnie powtarzałam, że uwielbiam to w książkach, wiec dla mnie nie było to żadnym minusem.

9/10 ⭐

„Start a fire” to książka, która jest chyba najbardziej rozpoznawalną historią, na jaką trafiłam na tej platformie. Gdy ją znalazłam, można było przeczytać już tylko pierwsze rozdziały, ale od samego początku czułam, że to będzie coś dobrego, choć niepokój nie opuścił mnie całkowicie. Nie ma co ukrywać, że czasy nastoletnie mam już dawno za sobą, jednak książki o młodych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

📖 Mieczysław Gorzka - Lilie

" Lilie "Mieczysława Gorzki to wielowątkowy kryminał, w którym wydarzenia bieżące wpłynęły na odnalezienie kobiet, które zaginęły w ciągu ostatnich lat. Jednak nie tylko. Nadkomisarz Zakrzewski postanowił powrócić do bardzo odległej sprawy gwałtu, za sprawstwo, którego został skazany niewinny człowiek. Dużo tych wątków i początkowo nic się nie klei. Każde z tych wydarzeń jest traktowane indywidualnie.

Rozwścieczona żona Jakuba Bernatowicza, znanego ginekologa, w chwili, gdy odkryła, że on ją zdradza w ataku szału morduje go, a ciało ukrywa w dole wykopanym nad rzeką. O zdarzeniu informuje swojego ojca chrzestnego, który ma za sobą wyrok i odsiadkę w więzieniu za czyn, którego się nie dopuścił. Ten podpowiada kobiecie co ma zrobić, aby prawda nie wyszła na jaw. Wprowadzona w błąd policja wraz z mieszkańcami Kamiennej, przeszukuje pobliski las i bagna, aby odnaleźć Jakuba.

Tak zaczyna się historia, która w trakcie prowadzonego śledztwa doprowadza do odkrycia zwłok w stanie rozkładu, kilkunastu kobiet. Policjanci, łącząc wszystkie informacje ze sobą, wpadają na pewien trop, którym podążają. Tą częścią śledztwa zajął się Marcin Zakrzewski wraz z młodą, ale bardzo ambitną policjantką Kariną. W tym momencie zaczyna się pościg za bestią.

Czytanie książki wymaga większego skupienia. Wielowątkowość, przeskoki czasowe, oraz zwroty akcji komplikują i znacznie utrudniają. Wydaje mi się, że w fabułę wdarło się sporo nieuporządkowanego chaosu, tak jakby autor pisał trochę po omacku. Odczuwałam trochę przypadkowości, jaka towarzyszy najczęściej, gdy autor, siadając do pisania nie ma gotowego planu, tylko zdaje się na los. Najbardziej było to odczuwalne przy zakończeniu. Osoba, która okazała się bestią, była mocno naciągana i padło na nią chyba z braku lepszego kandydata. Szkoda, bo mogłaby to być najlepsza książka Pana Mieczysława.

Książka trochę inna od tych, do których przyzwyczaił nas autor. Jest dużo wątków kryminalnych i odrobina strachu związanego z bagnistym kamiennym lasem. Nie horror, nie thriller, ale ciekawa atmosfera i emocje.



#mieczysławgorzka #lilie #recenzja #book #czytaniejestfajne #czytaj #czytanienieboli #blogger

📖 Mieczysław Gorzka - Lilie

" Lilie "Mieczysława Gorzki to wielowątkowy kryminał, w którym wydarzenia bieżące wpłynęły na odnalezienie kobiet, które zaginęły w ciągu ostatnich lat. Jednak nie tylko. Nadkomisarz Zakrzewski postanowił powrócić do bardzo odległej sprawy gwałtu, za sprawstwo, którego został skazany niewinny człowiek. Dużo tych wątków i początkowo nic się nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

📖 Wojciech Kowalski - Droga na cmentarz TOM. I

Książki bywają naprawdę różne, czasem bardzo interesujące, innym razem do tego stopnia irytujące,
że ma się ochotę rzucić nimi o ścianę. Rzadko zdarza się jednak, że gdy wezmę książkę do ręki,
nie jestem w stanie wypuścić jej choćby na chwilę, dopóki jej nie przeczytam.
To właśnie stało się w przypadku książki Wojciecha Kowalskiego ''Droga na cmentarz''.

''Droga na cmentarz, to książka po której przeczytaniu musiałam najzwyczajniej w świecie
usiąść i wszystko sobie poukładać w głowie. Choć i tak nie dało to rezultatu, ponieważ
tak wiele chciałby się napisać ,ale najzwyczajniej w świecie brakuje słów..

Głównym bohaterem jest tutaj Natan. Od urodzenia miał wszystko. Poznajemy wszystkie jego etapy życia.
Chłopcem zajmuje się opiekunka, a świat rodziców został taki jak był.
Ojciec Father zarabia na rodzinę, a mama Wiktoria dba o siebie.
Oni wiecznie nie mieli czasu. Pomimo zapewnionych przez rodziców zajęć dodatkowych, Natankowi
zaczęły podobać się inne zajęcia. Był to seks, alkohol, narkotyki.

Jest to książka po której przeczytaniu gwarantuje wam, że na pewno będziecie musieli na chwilę stanąć,
przystopować i usiąść do refleksji. Będzie to refleksja nad tym w jakim świecie żyjemy. Będzie to
refleksja nad tym czy będąc rodzicem dajemy dziecku dobre wzorce.
Czytałam dużo opinii, że w tej książce jest dużo, za dużo przekleństw i to jest minus. A więc kochani, uważam
że w tej książce te przekleństwa są potrzebne i uargumentowane. Bez tego pokazany prawdziwy świat Natana, nie byłby
prawdziwym jego światem. Książka byłaby mdła.
Książka napisana jest w bardzo specyficzny sposób, jeszcze nigdy nie czytałam debiutu z takim stylem.
Sięgnijcie po tę książkę, to zrozumiecie. Tytuł książki stanie się dosłownym przeznaczeniem i będzie ,to jego
prawdziwa droga na cmentarz. Co takiego wydarzy się w życiu Natanka, że to będzie jego droga cmentarz? Jak sobie poradzi z tym co spotka jego ojca?
Na to pytanie już odpowiecie sobie sami czytając książkę Wojciecha Kowalskiego. Polecam ten debiut z całego serca!

10/10 ⭐

Dziękuję autorowi za zaufanie @_wojciechkowalski 😊 I gratuluję 🔥

📖 Wojciech Kowalski - Droga na cmentarz TOM. I

Książki bywają naprawdę różne, czasem bardzo interesujące, innym razem do tego stopnia irytujące,
że ma się ochotę rzucić nimi o ścianę. Rzadko zdarza się jednak, że gdy wezmę książkę do ręki,
nie jestem w stanie wypuścić jej choćby na chwilę, dopóki jej nie przeczytam.
To właśnie stało się w przypadku książki Wojciecha...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kobieta w oknie" miała być nieodkładana, porywająca, pełna zwrotów akcji. A jaka była? Zmuszałam się do czytania, bo staram się nie porzucać książek, nudziłam się przy niej i zastanawiałam się, czy autor w ogóle do czegoś zmierza, czy tylko wypełnia strony. Zakończenie okazało się oryginalne, więc poczułam się jeszcze bardziej rozczarowana tym, że ciekawy pomysł został tak marnie zrealizowany.

Życie Anny zamknęło się w ścianach jej domu. Kobieta boi się wyjść choćby do ogrodu. Kontakt ze światem zapewnia jej Internet, udziela się na jednym forum, gdzie stara się pomagać rozwiązywać problemy ufnych osób. Jest w tym dobra, w końcu pracowała jako psycholog dziecięcy. Wbrew pozorom nie spędza jednak w sieci całego dnia, dużo czasu poświęca na podglądanie sąsiadów. Szczególnie upodobała sobie rodzinę, która niedawno wprowadziła się na ich ulicę. Jakie sekrety skrywają Russellowie? Czy to, co odkryje Anna, sprowadzi na nią niebezpieczeństwo? A może to ona stanowi zagrożenie?

Brzmi ciekawie, prawda? Właśnie to miałam na myśli, sam zarys fabuły zapowiada dobry thriller, jednak zamiast niego dostaliśmy strony wypełnione monotonnymi opisami kolejnych takich samych dni. Czytałam wiele świetnych thrillerów psychologicznych, w których także pozornie nic się nie działo, z tą jednak różnicą, że w każdym zdaniu dało się wyczuć napięcie. "Kobieta w oknie" to raczej powieść obyczajowa, dla fanów tego odłamu może być wartościową lekturą, może spełnić ich oczekiwania. Ja sięgając po coś, co opisuje się jako thriller, liczę na coś więcej niż oryginalne zakończenie. Przeczytać ponad czterysta stron, żeby dotrzeć do dziesięciu interesujących? To raczej strata czasu.

"Kobieta w oknie" miała być nieodkładana, porywająca, pełna zwrotów akcji. A jaka była? Zmuszałam się do czytania, bo staram się nie porzucać książek, nudziłam się przy niej i zastanawiałam się, czy autor w ogóle do czegoś zmierza, czy tylko wypełnia strony. Zakończenie okazało się oryginalne, więc poczułam się jeszcze bardziej rozczarowana tym, że ciekawy pomysł został tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do tej powieści podeszłam z pewnymi oczekiwaniami, ale nie były one na tyle wysokie, bym rzeczywiście nastawiała się na najlepszą powieść roku. Znałam opinie innych czytelników. Już po lekturze pierwszych stu stron wiedziałam, że ja raczej skłaniam się ku tej drugiej opcji.
Główna bohaterka, Kissen, wydała mi się całkiem ciekawa, jednak nie do końca wiem z jakiego powodu, ale nie potrafiłam zżyć się z nią tak mocno, jak przeważnie ma to miejsce podczas lektury wszelkich powieści. Ta postać jakoś nie zagrzała sobie miejsca w moim sercu na dłużej, a i mam wrażenie, że dość szybko uleciała z mojej pamięci. Czy to wina kreacji tej postaci, czy też mojego braku koncentracji i umiejętności wciągnięcia się w tę historię? No cóż, trudno powiedzieć. W każdym razie jest, jak jest. Podobnie sprawa wygląda, jeśli chodzi o Elogasta. Momentami miałam wrażenie, że zaczynam poznawać go bardziej i faktycznie bardziej wczuwać się w jego przeżycia, jednak to odczucie dosyć szybko gdzieś uleciało, a ja pozostałam z pewnego rodzaju niedosytem. Tak bardzo chciałam polubić tych bohaterów bezgranicznie, ale ta książka mi tego nie ułatwiała, po prostu nie byłam w stanie tego zrobić.

Hannah Kaner ma ciekawe pióro, ale podczas lektury miałam wrażenie, że nie jest one jeszcze na tyle dobre, bym faktycznie mogła bezsprzecznie stwierdzić, iż ta książka jest rewelacyjnie napisaną powieścią. Sama fabuła od początku wydawała mi się bardzo ciekawa, jednak sposób jej przedstawienia i osadzenia w całej historii wyszedł dość... przeciętnie. Bogobójczyni, która tak kusiła mnie piękną okładką i ciekawym opisem okazała się dosyć średnią książką.

Pozycja ta jest debiutem literackim i faktycznie dało się to odczuć. Autorka delikatnie eksploruje meandry fantastycznego świata, ale gdzieś zabrakło mi takiej pewności w tym wszystkim. Nie mówię, że jest to zła książka, bo nie jest i wiem, co tak bardzo przypadło do gustu innym czytelnikom. Dla mnie jednak okazała się jedną z wielu powieści fantasy, które można przeczytać i odstawić na półkę, a które nie pozostawiają po sobie głębszych przemyśleń i uczuć.

Do tej powieści podeszłam z pewnymi oczekiwaniami, ale nie były one na tyle wysokie, bym rzeczywiście nastawiała się na najlepszą powieść roku. Znałam opinie innych czytelników. Już po lekturze pierwszych stu stron wiedziałam, że ja raczej skłaniam się ku tej drugiej opcji.
Główna bohaterka, Kissen, wydała mi się całkiem ciekawa, jednak nie do końca wiem z jakiego powodu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam, kiedy debiutanckie powieści stają się mocnym, odważnym głosem.
Zwłaszcza w przypadku thrillerów i kryminałów, które są wymagającą formą.
Niełatwo przecież wpaść na coś ożywczego w tym gatunku. Monice Brańskiej się udało.

Mogłoby się wydawać, że mając pieniądze, rodzinę i nie musieć codziennie wstawać na wyznaczoną
godzinę do pracy na etacie to marzenie i raj dla kobiety. Nic podobnego.
Z pozoru szczęśliwe życie głównej bohaterki nie jest wcale takie, jakie dla sobie wymarzyła.
Mając wszystko, brakuje jej prawdziwego szczęścia, miłości i szacunku.

Kamila z Filipem poznali się przypadkiem, dla dziewczyny chłopak jest chodzącym ideałem.
Czarujący, przystojny i zamożny. Kamila zdaje się myśleć, że zapała Pana Boga za nogi.
Myśli, że już nic więcej nie jest jej potrzebne do szczęścia..
Tymczasem Filip nie jestem takim jakim się wydaje. Ma w głowie już ułożony swój plan,
aby Milka stała jego jedyną własnością na wyłączność! I to wcale nie głupi, sama
dałam się nabrać na jeden z nich.

Książka składa się z dwóch części. Pierwsza część to losy opisane rok wcześniej, a druga opisuje teraźniejszość.
Lubię takie połączenia, ponieważ wtedy mogę sobie bardziej wszystko wyobrazić. Wszystko jest tak przedstawione i poukładane
,że nie musiałam się denerwować powracając do poprzedniej części, aby wszystko poukładać sobie w głowie.
Od samego początku fabuła wciąga i ciężko jest książkę odłożyć na bok. Język autorki sprawia, a może i nawet potęguje to,
że chcemy wiedzieć o dalszych losach. Narracja pierwszoosobowa daje nam możliwość wejścia w skórę pomiędzy czytelnikiem,
a bohaterem. Natomiast zakończenie? Zakończenie jest wielkim, ale wielkim zaskoczeniem.
Nie będziecie w stanie ot tak spokojnie odłożyć książkę i przejść do życia codziennego.
Ja jestem już prawie tydzień po lekturze i dalej kotłują i tworzą mi się wizje, ale że co?! ale że jak?! Zrozumiecie jak sami przeczytacie! Jest to, aż 196 stron genialnego debiutu! Gratulacje Monika Brańska i oczekuje więcej!

Uwielbiam, kiedy debiutanckie powieści stają się mocnym, odważnym głosem.
Zwłaszcza w przypadku thrillerów i kryminałów, które są wymagającą formą.
Niełatwo przecież wpaść na coś ożywczego w tym gatunku. Monice Brańskiej się udało.

Mogłoby się wydawać, że mając pieniądze, rodzinę i nie musieć codziennie wstawać na wyznaczoną
godzinę do pracy na etacie to marzenie i raj dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krzysztof Jóźwik po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać. " Druciarz" to druga kryminalna odsłona, w której poszukiwaniami mordercy zajmują się Ewa Jędrycz i Hubert Zaniewski. Tym razem ścigają prawdziwego zwyrodnialca, który nie tylko zabił młodą kobietę, ale również torturował ją w niezwykle wymyślony sposób. Zwłoki porzucił w odludnym miejscu na terenie zakładów azotowych w Puławach. Prowadzone śledztwo doprowadza do potencjalnego podejrzanego.

Fabuła jest prowadzona dwutorowo. Wydarzenia bieżące przeplatają się z tymi sprzed lat. Dzięki tej perspektywie łatwiej zrozumieć, dlaczego rejonowa policja zawęża zakres poszukiwań. Jednak jak to u Jóźwika bywa nic nie jest takie proste, a morderca wciąż chodzi na wolności. W książce są pokazane bardzo brutalne sceny seksu oraz morderstw. Autor nie zna litości i kontynuuje cykl powieści, w których wizualizacja okrucieństwa gra główną rolę. Po raz kolejny udowadnia, że człowiek potrafi być perfidnym zwyrodnialcem, który nie potrzebuje ważnego powodu, aby komuś zrobić krzywdę. Akcja książki opiera się na dewiacjach seksualnych i chorych podnietach, które podążają w bardzo niebezpieczne rewiry. Po przeczytaniu tej powieści nasunęły mi się wnioski, że przeszłość ma ogromne znaczenie dla tego, w jakim kierunku potoczą się ludzkie losy. To okres dojrzewania ukształtowuje charaktery i daje impulsy do działania w przyszłości.

Tym razem fabuła nie jest tak bardzo zawiła, jak w innych powieściach autora oraz ograniczona do mniejszego grona bohaterów. Mimo wszystko dałam się zwieść i po raz kolejny moje typowanie mordercy poszło w innym kierunku. W momencie, w którym dowiedziałam się kto jest sprawcą i dlaczego doprowadził do tak brutalnej śmierci, byłam niezwykle zdziwiona.

"Druciarz" to bardzo mocna książka. Sięgając po nią trzeba się nastawić, że nie jest to lekka lektura. Odsłania najbrudniejszą naturę człowieka, która potrafi się ujawnić w najmniej oczekiwanym momencie. Jak lubicie takie książki to śmiało sięgnijcie po tę pozycję, a nie będziecie zawiedzeni.

Krzysztof Jóźwik po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać. " Druciarz" to druga kryminalna odsłona, w której poszukiwaniami mordercy zajmują się Ewa Jędrycz i Hubert Zaniewski. Tym razem ścigają prawdziwego zwyrodnialca, który nie tylko zabił młodą kobietę, ale również torturował ją w niezwykle wymyślony sposób. Zwłoki porzucił w odludnym miejscu na terenie zakładów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy, kto żyje już trochę na tym łez padole, zdaje sobie sprawę z faktu, że więzi rodzinne są najważniejsze, silne i czasem nierozerwalne. Bywają rodziny, w których każdy za każdego skoczyłby w ogień. Wiadomo też, że każda rodzina skrywa jakieś mniejsze lub większe tajemnice..

Krystal i Nichole. Dwie dziewczynki z różnymi historiami z wczesnego dzieciństwa. Spotykają się w rodzinie zastępczej i stały się nierozłączne jak prawdziwe siostry. Przyjaźnią się i wzajemnie wspierają również jako dorosłe kobiety. Mimo przeciwności losu zdobyły wykształcenie i wyszły na prostą. Nichole jest nauczycielką i kocha swoją pracę na równi ze swoim mężem. Krystal jest prawniczką i walczy o szczęście i prawa poszkodowanych ludzi w sprawach rodzinnych. Jednak pewnego dnia jeden telefon zmienia wszystko, co do tej pory Krystal znała i w co wierzyła. Nichole trafiła do szpitala psychiatrycznego na dodatek oskarżona o podpalenie swojego domu i usiłowanie zabójstwa męża.
Jak wygląda prawda?

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Lucindy Berry, ale z pewnością nie ostatnie. Intrygująca fabuła, strzeżony sekret, niepokojący klimat, traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa to elementy, które sprawiają, że książka przykleiła się do ręki i nie dawała o sobie zapomnieć. Historia wciąga, tym bardziej że poznajemy ją z perspektywy przybranych sióstr: Krystal przedstawia nam wydarzenia w czasie teraźniejszym, a wraz z Nichole poznajemy ich losy z przeszłości. Pozwala to w pełni wczuć się w emocje bohaterek, a jednocześnie na tyle gmatwa historię, że w pewnym momencie czytelnik nie ma pojęcia komu wierzyć i której bohaterce zaufać. Bardzo spodobała mi się warstwa psychologiczna, była rozwinięta i sprawnie poprowadzona. Przedstawiona historia idealnie obrazuje, że wydarzenia z przeszłości zawsze będą nam deptać po piętach, wrócą do nas jak bumerang w najmniej odpowiednim momencie i zaburzą funkcjonowanie w teraźniejszości. Jeśli szukacie wciągającej, dobrej książki ze spokojną akcją i z lekkim przytupem w finale, to Sekret sióstr jest idealną pozycją na wydłużające się wieczory.

Każdy, kto żyje już trochę na tym łez padole, zdaje sobie sprawę z faktu, że więzi rodzinne są najważniejsze, silne i czasem nierozerwalne. Bywają rodziny, w których każdy za każdego skoczyłby w ogień. Wiadomo też, że każda rodzina skrywa jakieś mniejsze lub większe tajemnice..

Krystal i Nichole. Dwie dziewczynki z różnymi historiami z wczesnego dzieciństwa. Spotykają się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sara, kobieta, która nigdy nie zostanie matką, choć bardzo tego pragnie. Ma wszystko – urodę, pieniądze, dom. Zawsze stara się aby wyglądała pięknie. Jedynie czego brakuje jej do pełni szczęścia jest dziecko. Podczas jednej z wizyt w galerii handlowej na swojej drodze spotyka Kim – kobietę, która jest w zaawansowanej ciąży a obok niej kroczy dwoje dzieci i jedno pcha w wózku. Dla Sary ta kobieta jest brudaską, a dziewczynka, którą szarpie matka jest jak zdziczały zwierzak.
Sara podejmuje decyzję. Chce żeby to właśnie ta dziewczynka stała się jej córką. Dlatego łapie ją za rękę i wyprowadza z galerii i zabiera do siebie do domu.

Dziewczynka ma na imię Tonya i pomimo iż wyglądała na nieszczęśliwą to bardzo kocha swoich rodziców i brata. Każdego dnia będą w domu Sary walczy o przetrwanie. Kobieta robi wszystko, aby mała stała się jej posłuszna. Chce aby z dzikiego zwierzątka stała się oddaną księżniczką.
Kim wraz ze Stevem robią wszystko aby odnaleźć dziewczynkę. Może i Kim nie była przykładną matką, ale stracenie córki doprowadza ją na skraj załamania. Policja nie ma punktu zaczepienia, brak jakichkolwiek śladów. W mediach Kim została nazwana „Wyrodną matką”.

Jak się okaże Sara będzie musiała stoczyć walkę z demonami przeszłości. Czy Tonya się do niej przekona? Niestety, kobieta na każdym kroku będzie karać dziewczynkę, głodzić, zamykać w pokoju. To właśnie u Sary przeżyje koszmar. Jej rodzinny dom był pełen miłości. Czy dziewczynka jeszcze kiedyś ujrzy swoich rodziców?

„Zła mamusia” to bardzo dobry thriller psychologiczny. Sara od zawsze czuła się gorsza, gdyż rodzice zawsze więcej uwagi poświęcali jej siostrze. To ona dostała wszystko to co najlepsze, a jej pozostawały same ochłapy. Nigdy nie doświadczyła miłości w domu rodzinnym. A jej mąż mimo zapewnień również okazał się bydlakiem, który zrujnował ją psychicznie. Chciała jedynie aby ktoś ją bezwarunkowo pokochał. Wybrała nieodpowiednie dziecko, gdyż Tonya nigdy by jej tej miłości nie odwzajemniła.

Od samego początku wciąga i ciężko odłożyć na bok książkę. Ciągły strach, który jedynie potęguję chęć poznania dalszych losów bohaterów.

Sara, kobieta, która nigdy nie zostanie matką, choć bardzo tego pragnie. Ma wszystko – urodę, pieniądze, dom. Zawsze stara się aby wyglądała pięknie. Jedynie czego brakuje jej do pełni szczęścia jest dziecko. Podczas jednej z wizyt w galerii handlowej na swojej drodze spotyka Kim – kobietę, która jest w zaawansowanej ciąży a obok niej kroczy dwoje dzieci i jedno pcha w...

więcej Pokaż mimo to