rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Bardzo ciekawa próba zrozumienia, skąd się wzięły prześladowania albinosów, trwające od lat w Afryce subsaharyjskiej. Jedna z hipotez jest taka, że albinosi swoim istnieniem podważają zero-jedynkowy podział na dobrych-czarnych i złych-białych. Książka przykra i momentami dość męcząca, czytałam ją przez prawie miesiąc, ale nie żałuję, że dobrnęłam do końca. Przykre i porażające historie ludzi, którzy niczym nie zawinili, po prostu urodzili się z "niewłaściwym" kolorem skóry. Widać wyraźnie rolę pradawnych wierzeń i rozmaitych czarowników i "uzdrowicieli" podtrzymujących te wierzenia. Widzimy jak obrońcy tradycyjnych wierzeń radzą sobie z dysonansem poznawczym - np. gdy matka jednego z bohaterów, albinosa-aktywisty Kusekwy choruje, bo (według owych wierzeń) czarownica rzuca na nią urok, lud zabija rzekomą "czarownicę" bo matka ma od tego wyzdrowieć, a gdy jednak matka umiera to... to i tak wina czarownic (a nie np, tego że może trzeba było poszukać lekarza zamiast rzucać się w pogoń za czarownicą)! Myliliby się jednak ci, którzy pomyśleliby, że dzięki białemu, "cywilizowanemu" człowiekowi sytuacja się poprawiła. Tym bardziej, że mamy np. wzmiankę o księdzu, który miał swój udział w zaginięciu nastoletniego albinosa, a przy okazji mamy też to i owo o wpływie kolonizacji na środowisko, np dowiadujemy się, czym się skończyło posadzenie hiacynta zwanego "pięknym niebieskim złem" i rozmożenie latesa nilowego w Jeziorze Wiktorii. Ciekawy, choć smutny obraz współczesnej (choć trudno w to uwierzyć!) Tanzanii.

Bardzo ciekawa próba zrozumienia, skąd się wzięły prześladowania albinosów, trwające od lat w Afryce subsaharyjskiej. Jedna z hipotez jest taka, że albinosi swoim istnieniem podważają zero-jedynkowy podział na dobrych-czarnych i złych-białych. Książka przykra i momentami dość męcząca, czytałam ją przez prawie miesiąc, ale nie żałuję, że dobrnęłam do końca. Przykre i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Widać, że dla autorki neuroróżnorodność to prawdziwa pasja. Autorka w ciekawy sposób przeplata ze sobą wyniki badań naukowych z opowieściami z własnego życia (opowieść o mamie idącej do sklepu odstawionej jak na rozdanie Oscarów mnie urzekła). Autorka bardzo przystępnie i ciekawie opowiada o takich zjawiskach jak stimy czy maskowanie, podając przykłady, które sprawiają, że chyba każdy będzie w stanie zrozumieć te zjawiska, nieważne, czy ma coś wspólnego z psychologią i czy sam jest na spektrum, czy nie. Niektóre spostrzeżenia mi trochę zalatują efektem horoskopowym (np. w opisie profilu sensorycznego spostrzeżenie, że osoby z ASD lubią być dotykane pod warunkiem, że robi to osoba, którą darzą głębokim uczuciem... A to nie każdy albo prawie każdy tak ma?) ale ogólnie zdecydowanie warto.

Widać, że dla autorki neuroróżnorodność to prawdziwa pasja. Autorka w ciekawy sposób przeplata ze sobą wyniki badań naukowych z opowieściami z własnego życia (opowieść o mamie idącej do sklepu odstawionej jak na rozdanie Oscarów mnie urzekła). Autorka bardzo przystępnie i ciekawie opowiada o takich zjawiskach jak stimy czy maskowanie, podając przykłady, które sprawiają, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Sporo rzeczy o przemyśle mięsnym i nabiałowym już wiedziałam, ale jednak natężenie okrucieństwa porażające. Podoba mi się, że autor stara się uwzględnić różne punkty widzenia, rozmawia z aktywistami, z naukowcami, ale stara się usłyszeć też głos drugiej strony, choć ta druga strona często nie chce rozmawiać. Ważna i potrzebna książka, biorąc pod uwagę, że nieraz nawet inteligentni i wykształceni ludzie wydają się myśleć, że mięso bierze się z supermarketu, a krowy dają mleko ot tak, po prostu, żeby człowiek miał co wlać do kawusi albo do płatków. W książce możemy przeczytać m.in. co się robi, żeby kury (i to nawet te z chowu niby ekologicznego) nie dziobały się nawzajem, co się robi z męskim potomstwem kur niosek, jak wygląda inseminacja krowy (spoiler: słowo "gwałt" jest jak najbardziej na miejscu) i co się dzieje z produktami ubocznymi (będącymi stworzeniami posiadającymi układ nerwowy, ale producenci wolą o tym nie pamiętać, ważne, by się odbyło jak najwięcej cykli produkcyjnych) tejże inseminacji i czym jest tzw. przyłów. To wiedza, która boli, ale zdecydowanie warto.

Sporo rzeczy o przemyśle mięsnym i nabiałowym już wiedziałam, ale jednak natężenie okrucieństwa porażające. Podoba mi się, że autor stara się uwzględnić różne punkty widzenia, rozmawia z aktywistami, z naukowcami, ale stara się usłyszeć też głos drugiej strony, choć ta druga strona często nie chce rozmawiać. Ważna i potrzebna książka, biorąc pod uwagę, że nieraz nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka chyba miała być reportażem, ale przypomina bardziej publicystykę, bo autor nawet nie próbuje być obiektywny, momentami można odnieść wrażenie, że chce wbić czytelnikowi swój punkt widzenia łopatą do głowy. Jako feministka powinnam być zachwycona narracją zapoczątkowaną przez Ostałowską, a doszlifowaną przez Tochmana, o tym, jak to społeczeństwo widziałoby główną bohaterkę w kuchni, a ona z tej kuchni wyszła i wkroczyła do mieszkania na warszawskiej Białołęce, ale, no nic nie poradzę, nie zachwyca. Tym bardziej, że przykłady narracji medialnej podane przez autorów, np. krzykliwe tytuły w prasie, skupiają się raczej na młodym wieku całej trójki sprawców, niż na tym, że sprawczynią jest kobieta. Nie jestem pewna też, czy akurat ta sprawa jest najlepszym przykładem tego, jak niehumanitarną karą jest dożywocie. Tochman pisze wręcz, że to kara śmierci rozłożona na raty, a tymczasem Osa wyszła na wolność będąc zaledwie po czterdziestce. Jeszcze kawał życia przed nią, czego nie da się powiedzieć o Joli Brzozowskiej. Na pewno warto jednak przyjrzeć się temu, co nie tylko sam autor, ale też osoby eksperckie, z którymi rozmawiał, mówią na temat dożywocia - np. że dożywocie to w istocie kara eliminacyjna, mająca być substytutem kary śmierci, że dożywocie psuje istotę resocjalizacji, bo żeby kogoś zresocjalizować, potrzebny jest cel, a w sytuacji, gdy istnieje spore prawdopodobieństwo, że osoba umrze za kratami, żadnego celu nie ma. To ważne, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedawne zaostrzenie kodeksu karnego, w tym wprowadzenie bez możliwości warunkowego zwolnienia. I że biorąc pod uwagę stres, jakość opieki medycznej etc, wiele osób nie dożywa nawet tego czasu, kiedy prawo pozwala starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Jak już tu ktoś słusznie napisał, warto przeczytać, nawet po to, żeby się finalnie z Tochmanem nie zgodzić.

Książka chyba miała być reportażem, ale przypomina bardziej publicystykę, bo autor nawet nie próbuje być obiektywny, momentami można odnieść wrażenie, że chce wbić czytelnikowi swój punkt widzenia łopatą do głowy. Jako feministka powinnam być zachwycona narracją zapoczątkowaną przez Ostałowską, a doszlifowaną przez Tochmana, o tym, jak to społeczeństwo widziałoby główną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Małgorzata Halber napisała, że książka Dłużewskiej to przede wszystkim wielkie dzieło pełne genialnych metafor, a nie książka o depresji. Cóż, ja czytałam tę książkę przede wszystkim jak książkę o depresji. Ale za to jaką! Myślę, że każdy, kto choć raz miał depresję, ma sporą szansę choć raz w trakcie czytania tej książki pomyśleć "aha, to totalnie o mnie". Te koszmarne poranki, gdy wstanie z łóżka jest wielkim wyzwaniem, ta ulga, gdy kolejny dzień się skończył i można choć na parę godzin zanurzyć się w niebyt, te chwile, gdy np. człowiek sobie przypomina, że trzy lata temu powiedział coś głupiego i nie może przestać o tym myśleć. A wszystko to, mimo powagi tematu, z humorem i dystansem. Styl książki trochę mi się skojarzył ze stylem Janiny Bąk, a to oznacza, że momentami miałam wrażenie pewnego przerostu formy nad treścią, ale ogólnie książkę czytało mi się bardzo dobrze - Dłużewska świetnie pokazuje, jak genialnym mechanizmem obronnym bywa humor.

Małgorzata Halber napisała, że książka Dłużewskiej to przede wszystkim wielkie dzieło pełne genialnych metafor, a nie książka o depresji. Cóż, ja czytałam tę książkę przede wszystkim jak książkę o depresji. Ale za to jaką! Myślę, że każdy, kto choć raz miał depresję, ma sporą szansę choć raz w trakcie czytania tej książki pomyśleć "aha, to totalnie o mnie". Te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Emilia Dłużewska w "Jak płakać w miejscach publicznych"napisała, że literatura z wyższej półki nie walczy o naszą uwagę, to my musimy się starać o nią. I taka właśnie jest "Połówka żółtego słońca". Książka jest ciężka i przytłaczająca, parę razy miałam ochotę ją rzucić w kąt, ale to już kolejna czytana przeze mnie książka Ngozi, więc wiedziałam, że warto dokończyć. Książka bez owijania w bawełnę, ale bez zbędnego epatowania okrucieństwem pokazuje okropności wojny o Biafrę. Gdzieniegdzie przewijają się w niej wspomnienia okresu kolonialnego (np. wstęp tylko dla białych do kina w Kinszasie), a przede wszystkim widać w niej trudne początki tworzenia się Nigerii i dysonans między tożsamością narodową, sztucznie wytworzoną przez podział granic po dekolonizacji i plemienną, obecną od wieków. Znamienna jest tu wypowiedź jednego z bohaterów, który twierdzi, że jest Nigeryjczykiem, bo to mu narzucili biali, a byłby Igbo nawet, gdyby biali nigdy nie pojawili się w Afryce. Jak na dłoni widzimy to, o czym pisał Kapuściński - jak bardzo sztuczny był podział granic po dekolonizacji. Widzimy też, jak z jednej strony wielu Nigeryjczyków wykazywało się skrajną służalczością wobec  białych (np obsługiwanie poza kolejką na lotnisku), z drugiej, jak niektórzy bohaterowie poszukują swoich korzeni i tożsamości nieskażonej kolonizacją np. Olanna twierdzi, że wolałaby znać język igbo, niż łacinę i francuski (które zna dzięki swojemu wykształceniu). Widzimy, jak wojna desensytyzuje ludzi na okrucieństwo, poczynając już od dzieciństwa - fragment o małej dziewczynce, która z rezolutną miną mówiła na lekcji, że chce zabić wszystkich barbarzyńców, porażający. Jeszcze mocniejsze wrażenie książka wywiera, gdy weźmiemy pod uwagę, że wśród wielu Nigeryjczyków z plemienia Igbo do dziś kultywuje pamięć o Biafrze (warto przeczytać artykuł w miesięczniku "Znak" na ten temat). Ważna lektura dla wszystkich, którzy chcieliby zrozumieć współczesną Afrykę.

Emilia Dłużewska w "Jak płakać w miejscach publicznych"napisała, że literatura z wyższej półki nie walczy o naszą uwagę, to my musimy się starać o nią. I taka właśnie jest "Połówka żółtego słońca". Książka jest ciężka i przytłaczająca, parę razy miałam ochotę ją rzucić w kąt, ale to już kolejna czytana przeze mnie książka Ngozi, więc wiedziałam, że warto dokończyć. Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Autorka przedstawia problemy związane z bliskimi relacjami z osobą uzależnioną. W książce widać, jak wielki jest to problem i do jakich nieraz desperackich pomysłów posuwają się osoby współuzależnione. Książka jest bardzo przystępna, widać, że jest przeznaczona dla szerokiego kręgu odbiorców. Do pełnego obrazu brakowało mi jakichś dłuższych historii, a nie tylko przykładów pojedynczych zachowań, ale ogólnie książka jest bardzo dobra, choć jej lektura nie jest przyjemna - jeśli ktoś łudzi się, że osobę uzależnioną można wyprowadzić z nałogu, nawet jak ona sama tego nie chce, to ta książka jest niezłym kubłem zimnej wody.

Autorka przedstawia problemy związane z bliskimi relacjami z osobą uzależnioną. W książce widać, jak wielki jest to problem i do jakich nieraz desperackich pomysłów posuwają się osoby współuzależnione. Książka jest bardzo przystępna, widać, że jest przeznaczona dla szerokiego kręgu odbiorców. Do pełnego obrazu brakowało mi jakichś dłuższych historii, a nie tylko przykładów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gorzka opowieść o dojrzewaniu. Styl jest surowy, bez jakichś wyrafinowanych środków stylistycznych, nie brakuje też wulgaryzmów - czytając "Grubego", czułam się trochę jakbym słuchała wynurzeń kolegi przy piwku. Główny bohater jest gruby, samotny, prześladowany przez rówieśników, z wyjątkiem swojego wieloletniego przyjaciela Mareczka (a i to do czasu). Plus ciekawy, potransformacyjny kontekst społeczny. Jeśli dorastaliście w latach 90-tych, to jest spora szansa, że częściowo odnajdziecie się w tej książce. Książka jest dość krótka, przez co sylwetki bohaterów są dosyć powierzchowne, ale czyta się świetnie.

Gorzka opowieść o dojrzewaniu. Styl jest surowy, bez jakichś wyrafinowanych środków stylistycznych, nie brakuje też wulgaryzmów - czytając "Grubego", czułam się trochę jakbym słuchała wynurzeń kolegi przy piwku. Główny bohater jest gruby, samotny, prześladowany przez rówieśników, z wyjątkiem swojego wieloletniego przyjaciela Mareczka (a i to do czasu). Plus ciekawy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie do końca przemówiła do mnie chronologia, momentami miałam wrażenie, że kolejność opisywania wydarzeń jest zupełnie losowa, ale ogólnie książka ciekawa i wciągająca, dobitnie pokazuje dramat alkoholizmu w rodzinie. Opis "poradzenia sobie" z Esperalem porażający. Historia dzieciństwa autorki (a w każdym razie głównej bohaterki, nazywającej się tak samo jak autorka), która jako 3-letnie dziecko siedziała w piaskownicy, gdy ojciec leżał pijany w mieszkaniu, a dzień przed maturą musiała iść spać do koleżanki, żeby uniknąć pijackiej awantury ojca, naprawdę poraża. Widać też zresztą, że alkoholizm rodziców kładzie się cieniem na całym życiu, także tym dorosłym i to nawet, gdy człowiek zdecyduje się zamieszkać kilka tysięcy km od rodzinnego domu. Ciekawe jest też dzieciństwo Mireczka, który był świetnym uczniem i bardzo pomocnym i grzecznym dzieckiem, ładnie pokazuje, że alkoholik to nie jest ktoś z gruntu gorszy od innych, a w kraju, gdzie wóda jest stałym elementem życia społecznego (co również jest pokazane w książce), a to raczej abstynencja nieraz jest uważana za coś nienormalnego, niemal każdy może nim zostać. Mocna i ważna książka.

Nie do końca przemówiła do mnie chronologia, momentami miałam wrażenie, że kolejność opisywania wydarzeń jest zupełnie losowa, ale ogólnie książka ciekawa i wciągająca, dobitnie pokazuje dramat alkoholizmu w rodzinie. Opis "poradzenia sobie" z Esperalem porażający. Historia dzieciństwa autorki (a w każdym razie głównej bohaterki, nazywającej się tak samo jak autorka), która...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ciekawe, bardzo wglądowe ćwiczenia. Trochę jedynie mam wątpliwości co do opisu procesu godzenia się z chorobą na podstawie stadiów wg Kubler-Ross, powstałych w odniesieniu do godzenia się z chorobą terminalną, a od jakiegoś czasu używanych w niemal każdym możliwym kontekście, ale ogólnie wartościowa pozycja.

Ciekawe, bardzo wglądowe ćwiczenia. Trochę jedynie mam wątpliwości co do opisu procesu godzenia się z chorobą na podstawie stadiów wg Kubler-Ross, powstałych w odniesieniu do godzenia się z chorobą terminalną, a od jakiegoś czasu używanych w niemal każdym możliwym kontekście, ale ogólnie wartościowa pozycja.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Autorka jest starsza ode mnie, ale jej opis dzieciństwa i adolescencji trochę do mnie przemówił, bo ja też niestety miałam wątpliwą przyjemność załapać się jeszcze na czasy, kiedy o nieheteronormatywności się prawie nie mówiło, a
przeciętne dziecko wiedziało jedynie tyle, że słowo "pedał"
oznacza coś niefajnego. No i ciekawym, choć smutnym
doświadczeniem było też przyjrzenie się temu, jak w Polsce już od 20 lat trwa walka o równość małżeńską. W opowieści
autorki widać jak na dłoni widać absurdy prawne związane z brakiem równości małżeńskiej, np. kwestia dziedziczenia czy
dostępu do informacji o stanie zdrowia osoby partnerskiej (spoiler: nie, akt notarialny nie jest cudownym lekiem na
wszystko). Książkę mi się po prostu dobrze czytało, nie tylko dlatego, że interesują mnie tematy około LGBT+. Ciekawy
jest opis warszawskiej Pragi późnego PRL-u, gdzie autorka spędzała dzieciństwo - poczułam się przez chwilę, jakbym tam była. Sporo dają do myślenia też ostatnie części, poświęcone chorobie samej autorki oraz matki autorki i to, jak trudne bywa (i to nawet osobom zainteresowanym smutnymi i mrocznymi tematami w kontekście np. literatury czy nauk społecznych) uświadomienie sobie pozornie oczywistego faktu, że jesteśmy śmiertelni.

Autorka jest starsza ode mnie, ale jej opis dzieciństwa i adolescencji trochę do mnie przemówił, bo ja też niestety miałam wątpliwą przyjemność załapać się jeszcze na czasy, kiedy o nieheteronormatywności się prawie nie mówiło, a
przeciętne dziecko wiedziało jedynie tyle, że słowo "pedał"
oznacza coś niefajnego. No i ciekawym, choć smutnym
doświadczeniem było też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo ciekawy obraz Nigerii przełomu stuleci i skomplikowanej pozycji osób z Afryki w krajach anglojęzycznych. Dowiadujemy się, jak wojna o Biafrę wpłynęła na relacje między plemionami w Nigerii, dlaczego wdowy w Nigerii są uważane za wymagające szczególnej ochrony i dlaczego to podejście ściśle się wiąże z partiarchatem, czym różni się Afroamerykanin od amerykańskiego Afrykanina, czym charakteryzuje się Afroamerykanin chodzący na spotkania amerykańskich Afrykanów, a czym amerykański Afrykanin chodzący na spotkania Afroamerykanów. Widzimy (i przypominam, to nie jest opowieść z zamierzchłych czasów!) jak to jest być osobą czarnoskórą w USA i odczuwać to w drobnych, codziennych sytuacjach np. jak kuzyn Ifemelu zostaje oskarżony bez żadnych podstaw (poza taką, że jest czarny) przez personel szkoły o włamanie się na serwer. Takich sytuacji jest w książce dużo więcej. Widzimy też reakcje, z jakimi mierzy się Ifemelu, pisząc swojego bloga, gdzie zwraca uwagę na sytuację czarnych
i jak to niektórzy biali nie mogą się pogodzić, że coś jest nie o nich. Trochę mi to przypomina reakcje niektórych mężczyzn na ruch #metoo. Widać też, jak niektórzy czarni
internalizują sobie przekonanie, że biały = lepszy, np. dziewczyna, która w czasach licealnych po pobycie w USA udaje, że przestała rozumieć język joruba, albo jak czarni chłopcy (!) bili syna jednego z bohaterek za to, że ma afrykański akcent. Mnie ta książka trochę uwrażliwiła na różnice rasowe (znaczy, związane z pochodzeniem, bo teraz już chyba się nie mówi o rasach). Oczywiście nie brak też i wątków feministycznych - Ifemelu trafia ze skrajnie patriarchalnego społeczeństwa Nigerii do społeczeństwa, które mogłoby się wydawać bardziej postępowe, ale szybko okazuje się, że takie nie jest. Zwłaszcza, gdy się jest czarnoskórą kobietą i potrzebuje się natychmiast pracy, by zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby. Wątek miłosny właściwie dość przewidywalny, trochę już znam opowieści o ludziach, którzy, choć rozdzieleni, tęsknią za sobą przez lata, ale podoba mi się, jak wątek miłosny splata się z wątkiem rasowym, biorąc
pod uwagę to, co sprawiło, że Ifemelu odsunęła się od swojej pierwszej (i jedynej?) wielkiej miłości (spoiler: jest wątek molestowania seksualnego i to, że Ifemelu jest czarna, ma tu ogromne znaczenie). Ciekawy był też wątek małżeństw aranżowanych w UK w celu uzyskania obywatelstwa. Mnie, jako psycholożce, trochę dało też do myślenia spostrzeżenie, jak abstrakcyjnym tworem jest psychologia dla (przynajmniej niektórych) ludzi spoza zachodniego kręgu kulturowego - vide np. wypowiedź bohaterki, która twierdzi, że jest gruba, bo lubi smak jedzenia, a tutaj w USA psycholog jej wmawia, że idą za tym jakieś głębokie i złożone mechanizmy. Można się dowiedzieć też trochę o kulturze Nigerii - poezji, ale też np. jedzeniu. Dzięki "Amerykanie" i "Fioletowemu hibiskusowi" Adichie zostaje jedną z moich ulubionych osób autorskich. Pora wziąć się za "Połówkę żółtego słońca".

Bardzo ciekawy obraz Nigerii przełomu stuleci i skomplikowanej pozycji osób z Afryki w krajach anglojęzycznych. Dowiadujemy się, jak wojna o Biafrę wpłynęła na relacje między plemionami w Nigerii, dlaczego wdowy w Nigerii są uważane za wymagające szczególnej ochrony i dlaczego to podejście ściśle się wiąże z partiarchatem, czym różni się Afroamerykanin od amerykańskiego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od jakiegoś czasu staram się napisać coś na temat każdej książki, którą przeczytam, bo po prostu nie ufam swojej pamięci, ale teraz jest mi trudno - po przeczytaniu tej książki poczułam się, jakby mnie walec rozjechał. Widać, że Żulczyk zna problem uzależnienia od alkoholu z własnego doświadczenia, bo niektóre opisy przeżyć bohatera nie brzmią jak coś, co można by było po prostu wymyślić, nawet mając bogatą wyobraźnię i robiąc porządny research na temat alkoholizmu. Widzimy, jak żona i dzieci stopniowo stawały się zbędnym balastem, przeszkadzającym głównemu bohaterowi w piciu, widzimy, jak trudno jest dzieciom, pamiętającym z dzieciństwa głównie ojca leżącego pijanego w przedpokoju, czy zasypiającego na widowni po "trzydniówce" w czasie turnieju szachowego syna. Mocna lektura, raczej ciężko pozostać wobec niej obojętną, plus ciekawy wątek afery reprywatyzacyjnej.

Od jakiegoś czasu staram się napisać coś na temat każdej książki, którą przeczytam, bo po prostu nie ufam swojej pamięci, ale teraz jest mi trudno - po przeczytaniu tej książki poczułam się, jakby mnie walec rozjechał. Widać, że Żulczyk zna problem uzależnienia od alkoholu z własnego doświadczenia, bo niektóre opisy przeżyć bohatera nie brzmią jak coś, co można by było po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo ciekawa książka, w całości oddaje głos osobom LGBT+ bez oceniania i próby ujęcia życia problematyki nieheteronormatywności w jakieś ramy czy schematy. Biorąc pod uwagę ciężar w sensie dosłownym, przeczytanie całej książki od deski do deski mogłoby być dość trudnym zadaniem, ale na początku książki mamy mapę tematyczną, dzięki której można się zorientować, w których historiach pojawia się biseksualność, w których transpłciowość, w których doświadczenie przemocy, a w których np. nieodwzajemniona miłość do osoby heteroseksualnej. W książce nie brakuje trudnych doświadczeń (do jednego z nich odnosi się już sam tytuł książki), w jednej z historii jest nawet wątek zabójstwa w bliskim otoczeniu, ale widać też, jak bohaterowie stopniowo wychodzą na prostą i odnajdują samych siebie. Szczególnie przemówiła do mnie historia panseksualnego chłopaka, który już w dzieciństwie widział, że nie pasuje do tradycyjnych wzorców męskości. Chociaż jestem kobietą, to częściowo odnalazłam się w tej historii. Historie są tak różnorodne, że chyba każda lub prawie każda osoba nieheteronormatywna odnajdzie w tej książce część siebie.

Bardzo ciekawa książka, w całości oddaje głos osobom LGBT+ bez oceniania i próby ujęcia życia problematyki nieheteronormatywności w jakieś ramy czy schematy. Biorąc pod uwagę ciężar w sensie dosłownym, przeczytanie całej książki od deski do deski mogłoby być dość trudnym zadaniem, ale na początku książki mamy mapę tematyczną, dzięki której można się zorientować, w których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciekawa i wciągająca, choć momentami czułam pewien przerost formy nad treścią, np. jak zaczęły się rozważania o początku picia, to liczyłam, że będzie coś o tym, jak główny bohater zaczął pić, a nie tylko abstrakcyjne rozważania o początku i końcu różnych rzeczy, no ale bez przesady, w końcu to literatura piękna, a nie reportaż czy biografia. Postać profesora "Kolumba Odkrywcy" dobrze pokazuje, że alkoholik to nie musi być śmierdzący żul stojący pod monopolowym - uzależnienie nie wybiera, nie obchodzi go intelekt człowieka czy jego status społeczny. Niestety, jakkolwiek nie neguję, że Pilch wielkim pisarzem był, to momentami wątek miłosny trochę mi zapachniał tandetnym romansidłem - oto nagle piękna brunetka w żółtej sukience zstępuje z nieba niczym anioł i nawraca alkoholika na drogę trzeźwości. A przecież wiemy, ile kobiet (zazwyczaj kobiet, chociaż mężczyźni pewnie też się trafiają) się łudzi, że uda im się zmienić uzależnioną osobę i czym się to zazwyczaj kończy... Ogólnie jednak książka mi się bardzo podobała, cieszę się, że odświeżyłam ją sobie po latach i myślę, że kiedyś jeszcze sięgnę po inne dzieła Pilcha.

Ciekawa i wciągająca, choć momentami czułam pewien przerost formy nad treścią, np. jak zaczęły się rozważania o początku picia, to liczyłam, że będzie coś o tym, jak główny bohater zaczął pić, a nie tylko abstrakcyjne rozważania o początku i końcu różnych rzeczy, no ale bez przesady, w końcu to literatura piękna, a nie reportaż czy biografia. Postać profesora "Kolumba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W ostatnich latach czytałam mało literatury pięknej, ale Ngozi przekonała mnie, że chyba czas to zmienić, bo dawno mnie tak nie wciągnęła żadna książka. Książka pokazuje obraz skrajnie patriarchalnego społeczeństwa postkolonialnej Nigerii, szarpanej podziałami i zamachami stanu. Historia jest opowiadana oczami 15-letniej dziewczyny, Kambili, która opowiada o swojej rodzinie, w tym ojcu, zamożnym, powszechnie szanowanym i uwielbianym (do którego nawet przychodziły matki z prośbą, by zapłodnił ich córki…), a jednocześnie tyranie stosującym przemoc (włącznie z polewaniem córce stóp wrzątkiem) w imię swoich religijnych obsesji, w których zjedzenie płatków śniadaniowych przed mszą urasta do rangi śmiertelnego grzechu. Widzimy tę historię oczami dziecka, które wcale nie uważa tego człowieka za tyrana, a za ukochanego “papę”, którego po prostu należy się słuchać. Dopiero pobyt u ciotki, wykładowczyni jednego z nigeryjskich uniwersytetów, pokazał jej i jej bratu, że można żyć inaczej, chociaż tak naprawdę ta ciotka też była dosyć konserwatywna, bo i KK pełnił ważną rolę w jej domu, i nawet kary fizyczne się zdarzały. Książka dobrze pokazuje tragizm sytuacji Kambili i jej brata, którzy, chcąc być wolni, musieli posunąć się do ostateczności… Książka jest ciekawym obrazem Nigerii lat 80-tych XX w. (choć chyba nie jest wprost powiedziane, kiedy dzieje się akcja; ale internety mówią, że zabity dziennikarz Ade Coker, występujący w książce, to tak naprawdę Dele Giwe, zabity w 1986 r.), na przykładzie ojca Kambili widzimy, jak język angielski był utożsamiany z wysokim statusem społecznym, a lokalny język igbo - z językiem ludowym i jak, zupełnie inaczej niż u nas, to KK jest utożsamiany z postępem (w opozycji do przedkolonialnych wierzeń, np. w duchy). Można też się np. dowiedzieć, co się je w Nigerii. Polecam.

W ostatnich latach czytałam mało literatury pięknej, ale Ngozi przekonała mnie, że chyba czas to zmienić, bo dawno mnie tak nie wciągnęła żadna książka. Książka pokazuje obraz skrajnie patriarchalnego społeczeństwa postkolonialnej Nigerii, szarpanej podziałami i zamachami stanu. Historia jest opowiadana oczami 15-letniej dziewczyny, Kambili, która opowiada o swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ciekawa lektura, widać, że autor niemal dosłownie zjadł zęby na włoskiej kulturze i że pała sympatią do tego narodu, ale jest to raczej taka miłość “pomimo, że”, a nie “dlatego, że”. Widzimy w książce np. Jak bardzo dla Włochów ważne jest jedzenie, dowiadujemy się np., że to właśnie we Włoszech powstał ruch slow food (w odpowiedzi na budowę McDonald’sa obok Schodów Hiszpańskich), a w miejscowości Bra obok Turynu jest nawet uniwersytet slow foodu. Autor jednak zdecydowanie wykracza poza lukrowany wizerunek radosnych, otwartych i kochających życie Włochów, wskazując, że, paradoksalnie, mimo pozornej otwartości, Włosi są jednym z najbardziej nieufnych narodów w Europie, widzimy też, jak ważną rolę u Włochów odgrywają pozory i konwenanse, co ma m.in. implikacje dla tego, jak postrzegane we Włoszech są osoby z niepełnosprawnościami. Widać też nieszablonowy tok myślenia autora - widzimy np. Jaki jest związek między stosunkiem Włochów do ruchu drogowego a ich stosunkiem do czegoś takiego jak prawda obiektywna (spoiler: po włosku jest jedno słowo oznaczające “prawdę” i “wersję”). Bardzo cenna lektura dla wszystkich, którzy wybierają się do Włoch lub po prostu chcą się dowiedzieć więcej o tym kraju.

Ciekawa lektura, widać, że autor niemal dosłownie zjadł zęby na włoskiej kulturze i że pała sympatią do tego narodu, ale jest to raczej taka miłość “pomimo, że”, a nie “dlatego, że”. Widzimy w książce np. Jak bardzo dla Włochów ważne jest jedzenie, dowiadujemy się np., że to właśnie we Włoszech powstał ruch slow food (w odpowiedzi na budowę McDonald’sa obok Schodów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ciekawa i wciągająca powieść dla młodzieży, z dużą dawką realizmu magicznego. Uwrażliwia na to, że czasami zło czai się tam, gdzie się go najmniej spodziewamy.

Ciekawa i wciągająca powieść dla młodzieży, z dużą dawką realizmu magicznego. Uwrażliwia na to, że czasami zło czai się tam, gdzie się go najmniej spodziewamy.

Pokaż mimo to

Okładka książki Afryka. Opowieści podróżne Anna Alboth, Anna Arno, Artur Gutowski, Szymon Hołownia, Wojciech Jagielski, Marcin Jamkowski, Iza Klementowska, Marcin Kydryński, Piotr Lipiński, Mateusz Marczewski, Arun Milcarz, Marek Pernal, Bartek Sabela, Krzysztof Środa, Paulina Wilk
Ocena 6,6
Afryka. Opowie... Anna Alboth, Anna A...

Na półkach: , , , ,

Dużo opowieści i dużo autorów, więc wiadomo, że jedne przemówiły do mnie bardziej, a inne mniej. Szczególnie zapadł mi w pamięć tekst o plemieniu Himba, z którego możemy się dowiedzieć np. czy konserwatyzm wyklucza istnienie otwartych związków (spoiler: niekoniecznie) i czy edukacja zawsze jest przepustką do lepszego świata (spoiler: również niekoniecznie). Ciężko też przejść obojętnie obok tekstu o losach albinosów w Tanzanii i o tym, jak rozmaite zabobony panujące w społeczeństwie nieraz ściągają na nich śmierć - szczególnie paradoksalne wydało mi się połączenie tradycji z nowoczesnością, tzn przesąd, że pokropienie taśmy w fabryce krwią albinosa zapewnia sprawniejszą produkcję, a także straszna sytuacja kobiet-albinosek, które, gdy znajdą czarnoskórego męża, nie mogą być pewne, że ten nie zamierza ich sprzedać na "części". W połączeniu z ogólnym parciem na posiadanie rodziny tworzy się z tego naprawdę niezły koszmar. Ciekawy też był tekst Jagielskiego na temat Thomasa Sankary, pierwszego prezydenta Burkina Faso. Przydałby się nam taki prezydent, chociaż ciężko stwierdzić, ile w tym wszystkim prawdy, a ile legendy, Jagielski nie podaje bowiem żadnych źródeł, a, jak już ktoś tutaj słusznie zauważył, raczej mało prawdopodobne, by usłyszał aż tak szczegółową opowieść od mieszkańców "kraju prawych ludzi". Ciekawa była też opowieść Izy Klementowskiej o pozostałościach kolonializmu w Mozambiku, zwłaszcza o tym, jak ścierają się perspektywy Portugalczyków i mieszkańców Mozambiku - widać było, że zostawienie cmentarza przez Portugalczyków po dekolonizacji musiało być niezrozumiałe dla Mozambijczyków, dla których tak ważne jest czczenie przodków. Ciekawy i wielowątkowy zbiór reportaży, polecam.

Dużo opowieści i dużo autorów, więc wiadomo, że jedne przemówiły do mnie bardziej, a inne mniej. Szczególnie zapadł mi w pamięć tekst o plemieniu Himba, z którego możemy się dowiedzieć np. czy konserwatyzm wyklucza istnienie otwartych związków (spoiler: niekoniecznie) i czy edukacja zawsze jest przepustką do lepszego świata (spoiler: również niekoniecznie). Ciężko też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rzeczy, które pisze Adichie, powinny być oczywistą oczywistością niewartą w ogóle wspomnienia, no ale niestety nie są. Trochę przykre, że nadal nie dla wszystkich jest oczywiste, że małżeństwo nie powinno być jedynym celem życiowym kobiety i jak ważna jest edukacja i niezależność finansowa. Podtrzymuję to, co pomyślałam po przeczytaniu "Wszyscy powinniśmy być feministami" - podoba mi się feminizm, który opisuje Adichie, w tym - bardzo podoba mi się to, że Adichie wskazuje, że nie ma jednej, jedynej słusznej definicji feminizmu i np. chodzenie w butach na obcasach czy wybaczenie partnerowi zdrady nie musi oznaczać, że się nie jest "prawdziwą feministką". "Kochana Ijeawele" zawiera ważne refleksje dotyczące wychowywania dziewczynek. W dodatku refleksje uniwersalne, celne także tysiące kilometrów od Nigerii.

Rzeczy, które pisze Adichie, powinny być oczywistą oczywistością niewartą w ogóle wspomnienia, no ale niestety nie są. Trochę przykre, że nadal nie dla wszystkich jest oczywiste, że małżeństwo nie powinno być jedynym celem życiowym kobiety i jak ważna jest edukacja i niezależność finansowa. Podtrzymuję to, co pomyślałam po przeczytaniu "Wszyscy powinniśmy być...

więcej Pokaż mimo to