Ciekawa lektura publicystyczna, ale… No właśnie, publicystyczna, a nie naukowa czy nawet popularno-naukowa, tymczasem sporo ludzi, co widać nawet w niektórych opiniach tutaj, sugeruje się autorytetem Haidta jako profesora psychologii społecznej i uważa, że ta książka niesie jakąś obiektywną prawdę. A przecież ta teoria trzech wielkich nieprawd nie jest żadną teorią naukową, zweryfikowaną empirycznie, a po prostu zbiorem obserwacji. Owszem, są odwołania do różnych ciekawych badań i momentami ciekawe obserwacje, np. dotyczące polaryzacji politycznej, dającej się we znaki także w Polsce, ale sporo rzeczy jest naciąganych i pod tezę. Sama bardzo cenię psychoterapię poznawczo-behawioralną, ale tłumaczenie, że trigger warnings są złe, bo specjaliści od CBT udowodnili, że ekspozycja na stresory pozwala sobie lepiej z nimi radzić, jest po prostu kuriozalne. Przecież w trakcie psychoterapii triggerujące bodźce nie wyskakują jak Filip z konopi nie wiadomo skąd, tylko to pacjent i terapeuta decydują, jakie będzie tempo ekspozycji na nie. Tak więc jeśli już ekstrapolować wnioski z psychoterapii na życie codzienne, to trigger warnings są raczej czymś dobrym, bo pozwalają osobie przygotować się na zetknięcie z bodźcami budzącymi trudne emocje. Jeszcze ciekawiej robi się w jednym z kolejnych rozdziałów, gdzie autor pokazuje badania, z których wynika, że depresja jest częściej diagnozowana, niż kiedyś i krytykuje obniżenie poprzeczki diagnozowania depresji, które może działać jak samospełniająca się przepowiednia. Nie wiem, czy autor tęskni za czasami, w których osoba cierpiąca na depresję mogła liczyć głównie na złote rady typu “weź się w garść”. Ja nie tęsknię. A samospełniająca się przepowiednia w diagnozie psychologicznej czy psychiatrycznej owszem, istnieje, ale to chyba problem z kompetencjami niektórych psychologów i psychiatrów, a nie z tym, że depresja jest częściej diagnozowana, niż kiedyś. Dobry diagnosta pomoże pacjentowi zadbać, żeby diagnoza nie zadziałała jak samospełniająca się przepowiednia. I też bardzo ważna jest uwaga zawarta w jednej z krytycznych recenzji tej książki (na końcu podam linki): to, że niektórzy przezwyciężają rozmaite traumy i dramaty i czasami nawet wynoszą z nich coś dla siebie, wynika z ich siły i zdolności radzenia sobie, a nie z tego, że silnie stresujące wydarzenia same w sobie są czymś dobrym. Czytając literaturę naukową na temat wzrostu potraumatycznego, można zresztą dojść do podobnego wniosku, co autor/ka recenzji. Rozdział o mikroagresjach też jest fascynujący. Oczywiście to pojęcie jest bardzo szerokie i bywa nadużywane, ale autorzy ewidentnie mają problem z samą koncepcją mikroagresji, bo, olaboga, przecież osoby stosujące mikroagresje nie mają złych intencji i w ogóle do czego to podobne, że w ocenie czynu miejsce zamiaru zastąpił skutek (no straszne! może jeszcze domagać się, żeby ludzie zastanawiali się nad skutkami swoich zachowań i, nie daj borze szumiący, uczyli się na błędach? :D). No litości, przecież nikt nie twierdzi, że np. powiedzenie, że jakiś kolor jest “pedalski”, to takie samo przewinienie, jak pobicie kogoś ze względu na jego orientację seksualną. Ale użalanie się, że jak to tak, czyny są oceniane przez pryzmat ich skutków, jest doprawdy kuriozalne. Idąc tym tropem, należałoby wykreślić z Kodeksu Karnego artykuł dotyczący nieumyślnego spowodowania śmierci. Autorzy ewidentnie mają też problem z myślą, że słowa potrafią być aktem przemocy. No doprawdy, myślałam, że takie zjawiska, jak mowa nienawiści czy przemoc psychiczna i jej skutki są powszechnie znane, a już na pewno są znane w gronie osób zajmujących się naukami społecznymi… Autorzy mają też problem z tym, że niektóre pojęcia psychologiczne, jak np. trauma (pierwotna definicja wydarzenia traumatycznego, na którą powołują się autorzy i którą wydają się uznawać za jedyną słuszną, wskazuje, że takie zdarzenie wykracza poza normalne ludzkie doświadczenie… Tak, jakby definicja tego, czym jest “normalne ludzkie doświadczenie”, była jednoznaczna i obiektywna…), ulegają przeobrażeniom. No rzeczywiście, to niebywały skandal, żeby w nauce pojawiały się nowe definicje różnych pojęć :D Książka porusza różne konflikty dziejące się w USA. Jak czytałam o nich, to zastanawiałam się, czy na pewno to wszystko musiało aż tak wyeskalować. Książka stawia ważne pytania dotyczące m.in. polaryzacji światopoglądowej i jej skutków, ale odpowiedzi na te pytania poszukam jednak gdzie indziej. Jeśli ktoś chciałby poczytać polemikę z autorami po angielsku, to polecam recenzje z “The Guardian”:
https://www.theguardian.com/books/2018/sep/20/the-coddling-of-the-american-mind-review
i “PS Mag”:
https://psmag.com/education/the-coddling-of-the-american-mind-is-sort-of-brainless
Ciekawa lektura publicystyczna, ale… No właśnie, publicystyczna, a nie naukowa czy nawet popularno-naukowa, tymczasem sporo ludzi, co widać nawet w niektórych opiniach tutaj, sugeruje się autorytetem Haidta jako profesora psychologii społecznej i uważa, że ta książka niesie jakąś obiektywn...
Rozwiń
Zwiń