-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-14
2023-10-09
Jak człowiek gubi się w świecie? Łatwo. Coraz łatwiej. Przede wszystkim rozmywa się, przestaje być indywidualny. Przestaje być.
Jak człowiek gubi się w świecie? Łatwo. Coraz łatwiej. Przede wszystkim rozmywa się, przestaje być indywidualny. Przestaje być.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-16
Przede wszystkim przedstawiona historia Eileen Gray jest atrakcyjna wizualnie. Świetne rysunki, dość oszczędny w kresce i kolorze, charakterystyczny. Kunszt i dzieło Gray, jej osiągniecia w dziedzinie projektowania wnętrz i architektury zobrazowane w sposób zachęcający do dalszego szperania.
Przede wszystkim przedstawiona historia Eileen Gray jest atrakcyjna wizualnie. Świetne rysunki, dość oszczędny w kresce i kolorze, charakterystyczny. Kunszt i dzieło Gray, jej osiągniecia w dziedzinie projektowania wnętrz i architektury zobrazowane w sposób zachęcający do dalszego szperania.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-03
Publikacja autorstwa długoletniego proboszcza i rezydenta parafii św. Mikołaja w Końskich (właściwie św. Mikołaja i Wojciecha) - ks. Józefa Barańskiego - człowieka lubianego i poważanego.
Rzeczowe studium z krótką historią powstania kościoła oraz opisem z zewnętrz i wewnątrz kolegiaty, z detalami architektonicznymi i elementami wyposażenia wnętrza. Ewidencja kamiennych epitafiów, ołtarzy i obrazów z uzupełniłem w postaci zdjęć archiwalnych (przeobrażenia bryły i wnętrza świątyni, unikatowe detale) Całość bliżej w nawiązaniach do obrządku liturgicznego i scen z Biblii niż do historii sztuki, jednakże dla mieszkańców miasta i sympatyków - bardzo wartościowa.
Publikacja autorstwa długoletniego proboszcza i rezydenta parafii św. Mikołaja w Końskich (właściwie św. Mikołaja i Wojciecha) - ks. Józefa Barańskiego - człowieka lubianego i poważanego.
Rzeczowe studium z krótką historią powstania kościoła oraz opisem z zewnętrz i wewnątrz kolegiaty, z detalami architektonicznymi i elementami wyposażenia wnętrza. Ewidencja kamiennych...
2023-01-16
Cesia Żak to świetna, mądra, sympatyczna, ale bardzo naiwna uczennica. Tak jest na początku jej historii w „Szóstej klepce” - czuje się gorsza, brzydsza, głupsza od swoich rówieśników oraz od swojej wybitnie pięknej starszej siostry. A ma coś w sobie – niezaprzeczalnie, bo rwie spojrzenia i serca chłopaków.
Zastanówmy się kiedy mogłam przeczytać po raz pierwszy „Szóstą…” , sprawdzałam że 1 wydanie było w 1977- czyli zdecydowanie za wcześnie dla mnie. Mogłam to czytać w końcówce lat 80-tych, albo później nawet. Mniejsza, bo i tak nie pamiętam, czy uradowała mnie wtedy nastoletnia miłość, skoro namiętnie zaczytywałam się w historycznych tomiszczach i miłościach bardziej dorosłych bohaterów.
W każdym razie, z dzisiejszej perspektywy, choć powieść traci myszką i jest ciut za bardzo peerelowska (zwłaszcza w odniesieniu do życia szkolonego), to i tak Cesia jest sympatyczna i chciałby się mieć ja za koleżankę, przyjaciółkę. Rodzina Żaków jest mniej „nadmuchana” niż Borejkowie, więc jednak ten tom sprawił mi przyjemność. W każdym razie, w tym świecie, mimo, ze dawno miniony nadal czuje się dobrze.
Ilustracje autorki i okładki to także jak starzy znajomi (znam tylko stare wersje wydań).
Cesia Żak to świetna, mądra, sympatyczna, ale bardzo naiwna uczennica. Tak jest na początku jej historii w „Szóstej klepce” - czuje się gorsza, brzydsza, głupsza od swoich rówieśników oraz od swojej wybitnie pięknej starszej siostry. A ma coś w sobie – niezaprzeczalnie, bo rwie spojrzenia i serca chłopaków.
Zastanówmy się kiedy mogłam przeczytać po raz pierwszy „Szóstą…”...
2022-11-24
Cała książka potworów, szkaradzieństw, wrednych i złośliwych stworzeń, a tylko jedna piękna i dobra Jadzierka.
Cała książka potworów, szkaradzieństw, wrednych i złośliwych stworzeń, a tylko jedna piękna i dobra Jadzierka.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-29
Wciąż i wciąż się zastanawiam: jak temu Małeckiemu takie historie się rodzą! Różne światy. Piękne światy.
W samym bólu, stracie, w codzienności i miłości, odcieni tysiące. Prawd tysiące. A w każdym życiu zagadka, niewiadoma i niedokończoność. Piękna niedokończoność, prawdziwa.
Mam takie wrażenie, jak przy czytaniu Szymborskiej – że nie ma tematu, zagadnienia, takiego samego, żadnej powtórki, sama świeżość, unikatowość.
Chyba nie chce wszystkiego napisać o tej książce, chyba chce wrażenia jeszcze zachować dla siebie, dla swojej radości.
Tylko jedno – przyznaję 11 na 10 gwiazdek.
Wciąż i wciąż się zastanawiam: jak temu Małeckiemu takie historie się rodzą! Różne światy. Piękne światy.
W samym bólu, stracie, w codzienności i miłości, odcieni tysiące. Prawd tysiące. A w każdym życiu zagadka, niewiadoma i niedokończoność. Piękna niedokończoność, prawdziwa.
Mam takie wrażenie, jak przy czytaniu Szymborskiej – że nie ma tematu, zagadnienia, takiego...
Myślałam o bardziej mrocznej historii, taka ktora błyskawicznie dech zapiera i nie da się jej strząsnąć z siebie. Taka, która siedzi i gryzie niemiłosiernie.
No tak, ale z drugiej strony to komiks.
I tu autor i rysownik doskonale się wywiązał z opowiadania historii, pokazał życie ojca w dwóch czasach, przeszłość i ciężką teraźniejszość. Bolesny czas w dwóch wymiarach.
Myślałam o bardziej mrocznej historii, taka ktora błyskawicznie dech zapiera i nie da się jej strząsnąć z siebie. Taka, która siedzi i gryzie niemiłosiernie.
No tak, ale z drugiej strony to komiks.
I tu autor i rysownik doskonale się wywiązał z opowiadania historii, pokazał życie ojca w dwóch czasach, przeszłość i ciężką teraźniejszość. Bolesny czas w dwóch...
2021-07-28
Ileż tu fascynujących historyjek, opisów. Same nazwy bestii, dobrych i złych duchów, stworów - fascynujące. Dziady, wiły, syreny, trusie, strzygi, kanie, bełty, bożątka, chochliki, bzionki, dziwnożony, ciche, gumienniki, frygi, błotniki, biesy, baby, rodzajnice, plonniki, mrozy, dwornice, paskudniki, marudy, majki, planetnice, nocnice, mrozy, bazyliszki, biedy, dzicy, mrucki, morowe dziewice, diabły, duchy i zjawy.
Mamuna- boginka, czarciuch, dekla, łamija, małpa, oćwiara, odmienica, pałuba, sibiela, zmiennica.
Nie znałam Julków (nie tylko ich, ale te wzbudziły moją sympatię od razu) - dobrodusznych duszków. Słodziaki.
Prześliczna grafika, opracowanie i wydanie.
Ileż tu fascynujących historyjek, opisów. Same nazwy bestii, dobrych i złych duchów, stworów - fascynujące. Dziady, wiły, syreny, trusie, strzygi, kanie, bełty, bożątka, chochliki, bzionki, dziwnożony, ciche, gumienniki, frygi, błotniki, biesy, baby, rodzajnice, plonniki, mrozy, dwornice, paskudniki, marudy, majki, planetnice, nocnice, mrozy, bazyliszki, biedy, dzicy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-15
Przy opinii "Wanny z kolumnadą" napisałam, że warto pośledzić bloga autora i projekt reporterskiej podróży Miasto Archipelag. I doczekałam się. Skorzystałam z oferty czytaj.pl (warto! zachęcam!).
Springer znów stanął na wysokości zadania. Książka to reportaże z miast, które kiedyś były stolicami województw. Czy to szczęście czy nieszczęście, to jest trochę różnie, ale to co po tym fakcie "Bycia" zostało to już cała historia. Najczęściej - mimo wielu podobieństw - jednak jednostkowa, bo tam się coś udało, a coś innego pękło i załamało się totalnie i nieodwracalnie, gdzieś sobie radzą, albo radzi sobie tylko lokalny biznesmen. Gdzieś się zapomina o historii, wymazuje gumką "Szalom Alejhem", gdzieś przechowuje się okruch świetności albo prawdziwy skarb.
Ta książka pokazuje nasz kraj. Nas.
Jesteśmy tym wszystkim, tu żyjemy, coś wiemy, czegoś nie pamiętamy, mamy kopalnie, szmateksy i pomysły. Orzemy na ugorze. Dbamy o trawnik przed domem. Wyciągamy rękę po pomoc społeczną. Nie pozwalamy za siebie myśleć. Płaczemy nad klęską. Zbieramy bursztyn. Cieszymy się. Oddychamy.
Jest miejsce na Siedlce, Ełk i Piotrków Trybunalski. Kto powiedział, że tylko Wa-wa żyje! Ja żyje, więc i moje miasto lepiej lub gorzej, mniej szaro lub bardziej artystycznie. Dość. Przecież wszędzie może być, znaleźć się prawdziwy El Greco.
Przy opinii "Wanny z kolumnadą" napisałam, że warto pośledzić bloga autora i projekt reporterskiej podróży Miasto Archipelag. I doczekałam się. Skorzystałam z oferty czytaj.pl (warto! zachęcam!).
Springer znów stanął na wysokości zadania. Książka to reportaże z miast, które kiedyś były stolicami województw. Czy to szczęście czy nieszczęście, to jest trochę różnie, ale to...
2021-05-03
Zastanawiam się, czemu często piszący o fantastycznych ludziach, pełnych pasji, dynamicznych i żyjących na krawędzi tworzą tak mało ciekawe biografie. Może to takie moje odczucie, że powinno być inaczej, szybciej, chłodniej, ostrzej. Że powinno się czuć zamarzający oddech, na przykład.
Ta biografia była ciut lepsza, od innych opisujących ludzi gór. Bo jakoś bardziej zobaczyłam w Berbece człowieka codziennego (szkoda, że rozdział o synach tak krótki…). Szanuje go za to, w jaki sposób organizował swoje wyprawy i jak pokazywał góry innym. Szanuje za miłość, która miał w sobie do swojej rodzinnym do ludzi w ogóle.
Pamiętam szok po tragedii i burzę o etyce himalaistów. Pamiętam wyprawę po ciało Berbeki z Jackiem Hugo-Baderem – to jakoś za dużo już.
Myślę, że ludzi nie należy oceniać linearnie, albo w ogóle nie oceniać.
PS. To, co mi się w tej publikacji podobało na 100 procent to wydanie. Dobrze dopasowane w całości. Piękne zdjęcia, przejrzysty tekst – staranność
Zastanawiam się, czemu często piszący o fantastycznych ludziach, pełnych pasji, dynamicznych i żyjących na krawędzi tworzą tak mało ciekawe biografie. Może to takie moje odczucie, że powinno być inaczej, szybciej, chłodniej, ostrzej. Że powinno się czuć zamarzający oddech, na przykład.
Ta biografia była ciut lepsza, od innych opisujących ludzi gór. Bo jakoś bardziej...
2021-04-18
2021-04-06
Uwielbiam książeczki dla dzieciaków, zwłaszcza te z dobrym tekstem i oprawą graficzną.
Jest bardzo ciekawie w tekście i kolorach.
Uwielbiam książeczki dla dzieciaków, zwłaszcza te z dobrym tekstem i oprawą graficzną.
Jest bardzo ciekawie w tekście i kolorach.
2021-04-04
Książka fantastyczna, przepięknie wydana.
Dzieciaki, na pewno pozostaną pod ważeniem niezwykłych bohaterów i ich historyjek. Nic nie jest niemożliwe, jeśli się czegoś bardzo pragnie, lub ma się jakąś pasję. Pchła psia Zenuś chciała zostać skoczkiem, a mol Jędruś niechcący zaprojektował kolekcje odzieży jesień-zima i pomógł pewnej sympatycznej staruszce. Urocze.
Sympatyczni i pozytywni bohaterowie, to zawsze atut. Jeśli dzieciaki czytają lub czytają dla nich rodzice to niewątpliwie taka książeczka będzie super. W kreskówkach nie ma pozytywnych bohaterów i zbyt mało wyraźnie zaznaczone są charaktery (dobry – zły) i nie zawsze dobro zwycięża. No dobra, w długometrażowych kreskówkach Disneya tak jest, ale w większości krótkich bajeczek na popularnych kanałach jest średnio artystycznie i wychowawczo.
Kolega mojej córki namiętnie lubił robale, ponieważ mieszkał w miasteczku, i na co dzień nie miał możliwości spaceru po lesie, grzebał w ziemi. Mój mąż nie mówi na niego inaczej jak Motyl. Chłopak miał wiele uroku. Jako pierwszak gąsienicami i pająkami straszył dziewczynki, które z czasem się do tego przyzwyczaiły, ponieważ w straszeniu wydobytymi z ziemi robalami był równie wytrwały jak w tropieniu tychże. W domu miał profesjonalne skrzyneczki, gdzie na szpilach przytwierdzał znalezione okazy. Z biblioteki pożyczał tylko książki, o robakach, motylach, larwach, na ich temat wiedział niemal wszystko. Wreszcie nadszedł czas podrywania dziewczyn, ale na robale, a nawet motyle nie bardzo mu to szło. Cóż.
Taka dygresja, bo nasz znajomy Motyl jest bardzo pozytywny. Może dziewczyny nie bardzo „lecą” na jego pasje, ale dla młodszych dzieciaków jest bożyszczem podwórka.
Uwielbiam ilustrację książkową, choć nie jestem na bieżąco zauważyłam trend ilustracyjny i wydawniczy w wielu współczesnych publikacjach dla dzieci, na razie mi on jeszcze nie przeszkadza, ale co za dużo to nie zdrowo.
Generalnie jestem bardzo na tak, i dziękuje wydawnictwu że miałam przyjemność takie opowiadana przeczytać.
Książka fantastyczna, przepięknie wydana.
Dzieciaki, na pewno pozostaną pod ważeniem niezwykłych bohaterów i ich historyjek. Nic nie jest niemożliwe, jeśli się czegoś bardzo pragnie, lub ma się jakąś pasję. Pchła psia Zenuś chciała zostać skoczkiem, a mol Jędruś niechcący zaprojektował kolekcje odzieży jesień-zima i pomógł pewnej sympatycznej staruszce. Urocze....
2018-01-04
Cieszę się, że mogłam sięgnąć po kolejną książkę Filipa Springera o architekturze. Temat mnie całkowicie pochłonął, czytałam jednym tchem.
Była to dla mnie - poza przyjemnością - też edukacja. Wydaje mi się, że architektura współczesna, jest gdzieś tak na obrzeżach naszej świadomości i myślenie o niej nie jest takie samo jak o architekturze dawnej - zabytkowej. Często się ją pomija, czy uznaje za mało ważną. Przejawy tej architektury nie są tak rozpoznawalne, jak inne historyczne dzieła gotyku modernizmu, czy innego lepiej sprecyzowanego nurtu.
Cieszę się, że mogłam sięgnąć po kolejną książkę Filipa Springera o architekturze. Temat mnie całkowicie pochłonął, czytałam jednym tchem.
Była to dla mnie - poza przyjemnością - też edukacja. Wydaje mi się, że architektura współczesna, jest gdzieś tak na obrzeżach naszej świadomości i myślenie o niej nie jest takie samo jak o architekturze dawnej - zabytkowej. Często się...
2021-02-26
Nie myślałam, że to będzie przewodnik po miejscach, raczej po stanach. Stanach uczuć, luźnych skojarzeń z pamięcią o muzyce, muzykach. Żaden konkret.
Nie potrzeba więcej. Przewodniki już napisane. I nawet jeśli Lizbona nie doczekała się, według pana Marcina, oddającego jej piękna i uroku publikacji w literaturze pięknej, to wszelkie impresyjne myśli jakoś do niej przystają i dookreślają. I muzyka, w której dźwiękach można przepaść.
Dla mnie Lizbona (wciąż nie odwiedzona) zaistniała jednak w powieści Merciera „Nocny pociąg do Lizbony”, bo wystarczyły mi te skrawki odczuć, nocny spacer, czy widok z zaułka, które tam zawarł. Zaistniała jako miłość – kiedyś się dopełni. To już wiem, że kiedyś się dopełni. Pokochałam już tak kilka miejsc dzięki przeczytanym książkom, w niektórych nadal nie byłam. Dopełniam jednak nie wiedzę na ich temat, ale właśnie impresje i wrażenia z nimi związane czytając kolejne powieści i wiersze. Nawet bardzo nie tęsknię do realizacji realnej.
Teraz wiem, że kiedyś, kiedy Lizbona mnie przywita – ja oszaleję ze szczęścia. W albumie pana Marcina odlazłam kolory – te jaskrawe, jak najbardziej porażające, ostre, kontrastowe aż do bólu oczu. Te żółte, prawie kanarkowe, plamy w świetle, tą niebieskość dziwaczną nieba i morza. Czekam na to. Żeby nasycić się właśnie tymi wrażeniami, zamykałam na chwilę oczy przy każdej fotografii, nie starałam się przeskoczyć do kolejnych, tylko cierpliwie czytałam wspominki i wrażenia okraszone wszystkimi dygresjami i kwiecistością stylu, która nie przeszkadza, bo buduje obraz. Taki obraz, że kolejna fotografia jest jeszcze jaskrawsza, mocniejsza.
Nie myślałam, że to będzie przewodnik po miejscach, raczej po stanach. Stanach uczuć, luźnych skojarzeń z pamięcią o muzyce, muzykach. Żaden konkret.
Nie potrzeba więcej. Przewodniki już napisane. I nawet jeśli Lizbona nie doczekała się, według pana Marcina, oddającego jej piękna i uroku publikacji w literaturze pięknej, to wszelkie impresyjne myśli jakoś do niej...
2020-03-08
Jest to jedna z najlepszych biografii jakie czytałam. Cały czas jestem przekonana, że nie jest to mój ulubiony gatunek literacki, ale jestem czasem zainteresowana pogłębieniem wiedzy na temat osób, które lubię. W takich przypadkach najczęściej czekam na te aspekty dotyczące twórczości jednak, a nie życia.
W tym przypadku jest to nie tylko biografia, ale kawał naprawdę dobrej literatury.
Przypomniało mi się, że czytałam tej autorki również „Papuszę” i wtedy też oczarowała mnie jej opowieść. Do świetnych biografii zaliczę jeszcze „Beksińskich. Portret podwójny” Grzebałkowskiej. Nad innymi nie będę się zastanawiać, ponieważ mam świadomość swoich braków czytelniczych pod tym względem.
Biorąc książkę do ręki to pierwsze na co zwróciłam uwagę to fakt, że jest ona świetnie wydana Bardzo pasuje do epoki. Przepiękne sepiowe zdjęcia, czytelny rozkład, podpisy, wszystko to sprawia, że z przyjemnością przekłada się kolejne strony. Ponieważ zawsze zwracam uwagą na opracowanie graficzne to tu daje wielki plus.
Fakty z życia Olgi Boznańskiej, jej rodziny i nawiązania do osób z którymi bywała, z którymi się przyjaźniła, których lubiła lub nie lubiła, którzy u niej bywali, którzy ją wykorzystywali, którzy z niej czerpali, którzy jej pomagali – przeplatają się i urywkami tworzą obraz artystki. Jej charakter, ale przede wszystkim jej podejścia do sztuki i swojego malarstwa. Całe szczęście, że nie jest to powierzchowna wyliczanka, tylko właśnie czerpanie/wnikanie do końca. Wyczerpanie tematu.
Świetnie, że jest to biografia literacka, bardzo literacka. Przepiękny język, fantastyczna – wymyślona na potrzeby tylko tej treści, tej jednej biografii– forma. Wielkie brawa.
Pochłaniałam tę opowieść także dlatego, że utknęłam w tym czasie… w przełomie epok i wieków. Uwielbiam ten czas dziejów, i w historii, w każdym właściwie przejawie sztuki: czy to jest literatura, rzeźba, architektura… Nie powiem, że znam ten czas bardzo dobrze, ale mam orientację. Znam historię sztuki trochę i czytając nie muszę zastanawiać się nad kolorem, kształtem, dziełem, nazwiskiem.
Dlatego, dla mnie wciąż, opis jest tylko dookreśleniem tego co widzę w dziele sztuki.
Pani Angelika Kuźniak zrobiła mi wielką przyjemność – opisała jak Boznańska kładła farbę, jak wydobywa kolory, i jak szarość okazywała się tylko pozorna i jakie emocje wyzwalała. Fascynujące.
Jest to jedna z najlepszych biografii jakie czytałam. Cały czas jestem przekonana, że nie jest to mój ulubiony gatunek literacki, ale jestem czasem zainteresowana pogłębieniem wiedzy na temat osób, które lubię. W takich przypadkach najczęściej czekam na te aspekty dotyczące twórczości jednak, a nie życia.
W tym przypadku jest to nie tylko biografia, ale kawał naprawdę...
2020-10-19
Nie wiedziałam jak określić Czechów jako naród i trafiłam w „Osobistym przewodniku…” na słowa Vaclava Havla „Nas było mniej, ale byliśmy dowcipniejsi” (co prawda Prezydent mówił o czechosłowackiej opozycji, ale – czy nie pasują doskonale?)
Kiedy w 2001 byłam w Pradze po raz pierwszy oniemiałam kilkakrotnie.
Nie zagłębiłam się z ciemne zaułki (choć nasz hotel był w dzielnicy dziwacznej, szemranej, mieszkaliśmy w robotniczym, a w hotelu obok z gwiazdkami, pierwszy raz do mnie ktoś powiedział po francusku Mademoiselle, a ja uciekłam spłoszona…), nie zachodziłam do knajpek (prócz jednej, gdzie zjedliśmy niedopieczony (krwawy!) stek z jakąś dziwną papą i wielkim talerzem jakiś kapust na gorąco i z dziwnymi przyprawami…, i kucharz w brudnym fartuchu przeszedł i przedstawił się nam zachwycony daniem, które mi rosło w gardle), nie widziałam wiele, ale…
(przeraziły mnie czołgi koło Ambasady Amerykańskiej)
(weszłam do Muzeum Narodowego, a tam trup dinozaura czy innego ssaka)
(na Złotej Uliczce poczułam się jak w bajce o krasnoludkach)
(przeszłam przez most Karola i weszłam niemal na płynące kamienice)
(biegałam po całkiem pustej Galerii Sztuki jak nawiedzona, znalazłam się w nowoczesnej przestrzeni, a tu Van Gogh, Pissarro, Mucha i Gauguin , i wszystko tylko dla mnie , w oryginale, na nieograniczony czas, z początkowo zakłopotaną panią muzealniczką, a potem coraz bardziej roześmianą, kiedy pokrzykiwałam I TO MAJĄ! I TO! – pełnia szczęścia i zachwyt totalny, kilka dzieł nawet udało mi się „pomacać”…)
(Alfons Mucha wszędzie, na ołówkach i zakładkach do książek – nigdy wcześniej tego nie widziałam)
Tyle wrażeń – moich osobistych, a teraz za Szczygłem bym poszła poszukać Cernego!
Nie wiedziałam jak określić Czechów jako naród i trafiłam w „Osobistym przewodniku…” na słowa Vaclava Havla „Nas było mniej, ale byliśmy dowcipniejsi” (co prawda Prezydent mówił o czechosłowackiej opozycji, ale – czy nie pasują doskonale?)
Kiedy w 2001 byłam w Pradze po raz pierwszy oniemiałam kilkakrotnie.
Nie zagłębiłam się z ciemne zaułki (choć nasz hotel był w...
2020-07-31
Na taką powieść czekałam, na taką szczerość.
Najkrócej: to co proste - jest proste, to co trzeba przetrawić, przeżyć – jest do przeżycia i uporania się, a potem trzeba iść dalej.
Antek obserwuje, wyciąga wnioski, uczy się, słucha innych głosów, cierpi, trawi, pożąda, płynie z nurtem, pamięta o rodzinie, ulega wpływom i swoim potrzebom, realizuje zamierzenia, robi karierę, zarabia. Dojrzewając zyskuje, niemal wszystko. Trochę gmatwa, trochę prostuje swoje ścieżki. Jak każdy.
Kiedyś, duże wrażenie na mnie zrobiła książka „Całe życie” Roberta Seethalera, a teraz po lekturze „Złodziei bzu” przypominają mi się tamte wrażenia. Jak to człowiek jest maleńką cząstką, która tworzy swój świat.
Świat, jako całość w ogóle i w powieści, jest bezwzględny, chory na punkcie władzy i posiadania, dyktatury mocniejszego, podzielony na swój – obcy . To boli. Niewoli w stereotypach. Autor potrafił jednak tak wypośrodkować i dobrać słowa, żeby wyszło bez zadęcia, bez moralizowania.
Jeszcze raz powtórzę, że ta szczerość opowiadania mnie uwiodła.
Słowo o wydawnictwie: książka jest przyjaźnie wydana, okładka sugeruje reportaż (tak mi się zdawało, jak fajnie, że się na nią złapałam – bo to muszę przyznać!), a całość tak leży w dłoniach, że nie chce się odkładać.
Na taką powieść czekałam, na taką szczerość.
Najkrócej: to co proste - jest proste, to co trzeba przetrawić, przeżyć – jest do przeżycia i uporania się, a potem trzeba iść dalej.
Antek obserwuje, wyciąga wnioski, uczy się, słucha innych głosów, cierpi, trawi, pożąda, płynie z nurtem, pamięta o rodzinie, ulega wpływom i swoim potrzebom, realizuje zamierzenia, robi karierę,...
2020-07-21
Niepokojąco dobra fabuła, drażniąco abstrakcyjny ale doskonały dialog. Tu dzieje się wszystko, bardzo silne, gwałtowne emocje stykają się z codziennością wakacyjną wolnych ludzi.
Bohaterowie mają czas i przestrzeń oraz pieniądze, na to żeby podczas nieustającego urlopu trochę popracować, trochę zaznać przyjemności. Przede wszystkim mają przestrzeń, na to żeby się nie ograniczać. Korzystają z tego. Wolność, którą dają sobie bez ograniczeń nawzajem, szkodzi im dosłownie, jakby bez ram nie było możliwe szczęście wieczne.
W powieści jest namiętność i zniszczenie. Dosłowne i mięsiste. W słowach, w krótkich zdaniach, rzeczowe. Dobre. Bardzo dobre.
Zawsze uważałam Hemingwaya za mistrza. A w nowych tłumaczeniach jest rewelacyjny i zachwyca ponownie, nie wiem czy nie bardziej!
Niepokojąco dobra fabuła, drażniąco abstrakcyjny ale doskonały dialog. Tu dzieje się wszystko, bardzo silne, gwałtowne emocje stykają się z codziennością wakacyjną wolnych ludzi.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBohaterowie mają czas i przestrzeń oraz pieniądze, na to żeby podczas nieustającego urlopu trochę popracować, trochę zaznać przyjemności. Przede wszystkim mają przestrzeń, na to żeby się nie...