Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz Manfred Deselaers, Piotr Żyłka
Ocena 8,4
Niemiecki ksią... Manfred Deselaers, ...

Na półkach: ,

27 stycznia 1945 roku Armia Czerwona wyzwoliła obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Dzisiaj przypada również Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.

Uważam, że trzeba było mieć dużą odwagę, by zamieszkać w Oświęcimiu będąc niemieckim księdzem. Zdecydował się zostać, bo chciał i dalej chce budować mosty pojednania. Ksiądz Deselaers przez te lata nawiązał wyjątkową więź z wieloma osobami w naszym kraju, przede wszystkim z ocalałymi z Holokaustu. Być może właśnie świadomość tego skąd pochodzi była dla nich kluczowa. Co ciekawe pisał doktorat na temat komendanta Auschwitz Rudolfa Hoessa, który został raczej dobrze przyjęty. Niepojęte jak kochający mąż i ojciec (co jest potwierdzone w relacjach byłych więźniów) był jednocześnie zarządzającym fabryką śmierci.

Ksiądz stara się spojrzeć na piekło Auschwitz z punktu widzenia wiary. Ciężko nie zadać sobie pytania gdzie był Bóg widząc gazowanie matek z dziećmi, starców, mężczyzn. To trudne pytanie, nie chcę się zagłębiać w konteksty religijne, nie jestem ekspertem. Bardzo podoba mi się postawa księdza, który dużo mówi o szacunku do drugiego człowieka niezależnie od tego jakie ma poglądy. Mówi o tym, że warto wzajemnie się słuchać i nie wskazywać na nasze różnice, ale szukać takich płaszczyzn, na których można dojść do porozumienia i coś dobrego wypracować. Wspomina jedną z ocalałych Halinę Birenbaum, która mówiła, że w Auschwitz żadnego miłosierdzia Boga nie spotkała. Ksiądz Deselaers mówi, że kim on w takim razie jest, by mówić, że Bóg tam był i on wie lepiej?

Jestem zdania, że dopóki nie staniemy przed konkretną sytuacją, nigdy nie mamy 100% pewności jak się zachowamy. Ostatnio tak sobie myślałem, że gdyby ktokolwiek z nas urodził, wychowywał się w Trzeciej Rzeszy, to istnieje całkiem spora szansa, że nie mielibyśmy nic przeciwko działaniom Hitlera. To jest przerażające, że każdy z nas może być dobrym i złym w zależności od sytuacji w jakiej się znajdujemy.

Duże wrażenie robi przytoczona w książce droga krzyżowa prowadzona na terenie obozu. Dla osób wierzących to musi być ogromne przeżycie. Niewierzących myślę też poruszy. Chociaż w niektórych przypadkach nie podobały mi się słowa modlitwy, to są tylko moje odczucia. Rozumiem, a przynajmniej staram się, że ksiądz Deselaers mówi z punktu widzenia wiary, kościoła.

Zbiór rozmów to uniwersalne świadectwo na temat pojednania, szanowania się nawzajem, szukania tego co nas łączy, a nie dzieli. Musimy pamiętać, że jeśli coś tak strasznego jak Holokaust już się wydarzyło, to może wydarzyć się jeszcze raz.

27 stycznia 1945 roku Armia Czerwona wyzwoliła obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Dzisiaj przypada również Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.

Uważam, że trzeba było mieć dużą odwagę, by zamieszkać w Oświęcimiu będąc niemieckim księdzem. Zdecydował się zostać, bo chciał i dalej chce budować mosty pojednania. Ksiądz Deselaers przez te lata nawiązał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo mocna książka. Niecałe 200 stron, ale mocno trafia do czytelnika.

Głównym bohaterem powieści jest ksiądz psychopata, który uważa się za wysłannika Boga, nazywany Mesjaszem, który ma do spełnienia misję. Morduje grzeszników, wyzwala ich dusze. Do pewnego momentu w tym księdzu jest coś intrygującego. Tak, że człowiek niekoniecznie pała do niego niechęcią. Owszem, z jednej strony psychopata kierujący się szalonym „powołaniem” od Najwyższego. Z drugiej widać oznaki dobroci, chociażby po jego relacji z dziećmi. Jednak od pewnego momentu to się zmienia. Zastanawiam się co by było, gdyby Autorka do końca utrzymała postać księdza psychopaty, do którego można czuć jakąś sympatię. Moim zdaniem jednak nie o to w tej książce chodziło.

Autorka w teraźniejszość wplotła trochę przeszłości. Powieść według mnie nie miała za zadanie skupić się na samych morderstwach, raczej na stanie psychicznym księdza i ogólnie na psychice konkretnej jednostki. Cała reszta jest tylko otoczką, która fantastycznie się połączyła.

Bardzo ciekawy pomysł, żeby zastosować cytaty z Pisma Świętego. Dopasowane do konkretnych sytuacji tylko wzmacniają sceny. Świetna książka.

Bardzo mocna książka. Niecałe 200 stron, ale mocno trafia do czytelnika.

Głównym bohaterem powieści jest ksiądz psychopata, który uważa się za wysłannika Boga, nazywany Mesjaszem, który ma do spełnienia misję. Morduje grzeszników, wyzwala ich dusze. Do pewnego momentu w tym księdzu jest coś intrygującego. Tak, że człowiek niekoniecznie pała do niego niechęcią. Owszem, z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Krwawa środa. 3 listopada 1943 w pamięci świadków Kamila Czuryszkiewicz, Beata Siwek - Ciupak
Ocena 8,9
Krwawa środa. ... Kamila Czuryszkiewi...

Na półkach: ,

Książka przedstawia zbiór relacji świadków dnia 3 listopada 1943 roku. Tego dnia na Majdanku w ramach akcji „Erntefest” (Dożynki) doszło do wymordowania 18 tysięcy Żydów. Rozstrzelano ich w specjalnie do tego przygotowanych rowach. Tego dnia nad obozem grała głośna muzyka, żeby zagłuszyć odgłos karabinów maszynowych. Egzekucja trwała cały dzień. Tego typu egzekucja była największą w historii niemieckich obozów koncentracyjnych. Ten dzień przeszedł do historii jako „krwawa środa”. Bardzo ważne relacje, które nie pozwolą zapomnieć o tych strasznych wydarzeniach.

Wymordowanie 18 tysięcy osób w ciągu kilkunastu godzin brzmi makabrycznie. Nie potrafię sobie wyobrazić tego co czuli Żydzi idący na śmierć i pozostali więźniowie będący świadkami tej przerażającej scenerii. Nie da się takich rzeczy wyobrazić, wczuć się w ich emocje. To trzeba przeżyć. Mam nadzieję, że my nigdy nie przeżyjemy takiego piekła. Przerażające jest to, że to „ludzie ludziom zgotowali ten los”.

Poniżej cytat o ocalonych kobietach z masakry 3 listopada.
„Los Żydówek wydawał się wszystkim przesądzony. One też zrozumiały. I wtedy stała się dziwna rzecz. Lekarz Niemiec, esesman Betman, który od czasu do czasu wizytował z urzędu blok żydowski, zaczął je zapewniać, że wie o tym, iż nie mają być wykończone, że do Oświęcimia jadą na ‘życie’, a gdy nie wierzyły, przyrzekł im, że pojedzie w jednym z nimi wagonie. Rano w dzień transportu odwołał swoją obietnicę. Było to ogłoszenie wyroku. Od koleżanek, które pojechały do Oświęcimia, dowiedziałyśmy się potem, że istotnie żadna z naszych Żydówek nie weszła na teren obozu w Oświęcimiu”.

Książka przedstawia zbiór relacji świadków dnia 3 listopada 1943 roku. Tego dnia na Majdanku w ramach akcji „Erntefest” (Dożynki) doszło do wymordowania 18 tysięcy Żydów. Rozstrzelano ich w specjalnie do tego przygotowanych rowach. Tego dnia nad obozem grała głośna muzyka, żeby zagłuszyć odgłos karabinów maszynowych. Egzekucja trwała cały dzień. Tego typu egzekucja była...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mężczyzna, który zjadł orzeszki Marta Guzowska, Leszek K. Talko
Ocena 6,9
Mężczyzna, któ... Marta Guzowska, Les...

Na półkach: ,

Lucja Słotka jest Home Disaster Manager, kobietą od zadań specjalnych, wręcz beznadziejnych. Dostaje zlecenie zorganizowania 60 urodzin znanego reżysera. Wśród gości będą również sławy, które niekoniecznie za sobą przepadają. Główna bohaterka musi tak naprawdę robić wszystko. Gotować, przyjmować gości, udzielać porad. W końcu okazuje się też, że musi z pomocą pewnego policjanta rozwikłać zagadkę kryminalną.

„Mężczyzna, który zjadł orzeszki” to bardzo krótka komedia kryminalna idealna na przerwę pomiędzy cięższymi gatunkami. Czyta się błyskawicznie, rozdziały są krótkie, a Lucję bez wątpienia można polubić. Trochę ironiczna, pewna siebie kobieta. Bardzo miło spędzony czas. :)

Lucja Słotka jest Home Disaster Manager, kobietą od zadań specjalnych, wręcz beznadziejnych. Dostaje zlecenie zorganizowania 60 urodzin znanego reżysera. Wśród gości będą również sławy, które niekoniecznie za sobą przepadają. Główna bohaterka musi tak naprawdę robić wszystko. Gotować, przyjmować gości, udzielać porad. W końcu okazuje się też, że musi z pomocą pewnego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Innego cudu nie będzie. Rozmowy o wierze i niewierze Damian Jankowki, Wacław Oszajca SJ
Ocena 7,5
Innego cudu ni... Damian Jankowki, Wa...

Na półkach: ,

Trafiłem dzisiaj na artykuł, w którym jednemu proboszczowi nie spodobał się wynik wyborów. Podobno miał powiedzieć, że osoby, które nie głosowały na wiadomą partię mają „krew na rękach”. Z drugiej strony jest jezuita Wacław Oszajca, który ma niesamowitą wrażliwość, empatię i dobroć dla drugiego człowieka niezależnie od jego poglądów. Można tak i tak. Tylko stosując metodę proboszcza nie dziwmy się, że ludzie odwracają się od Kościoła. Nie jest to wina żadnego szerzącego się „lewactwa” czy „zgniłego Zachodu” jak próbują nam wmówić hierarchowie kościelni. Jest to przede wszystkim wina takich duchownych, którzy każdą krytykę traktują jak atak na wartości chrześcijańskie.

Wyznacznikiem tego czy osoba duchowna działa z powołania może być sposób odnoszenia się do drugiego człowieka niezależnie od jego poglądów. Jeśli ktoś taki potrafi przyciągnąć do siebie nawet osoby niewierzące, to znaczy, że jest cudownym księdzem, zakonnikiem czy zakonnicą. Wacław Oszajca do tej grupy należy. Kocha drugiego człowieka, otwarcie mówi o problemach Kościoła, bez żadnego upiększania. Zdaje sobie sprawę z rzeczywistości, w której żyjemy. Taką twarz powinien przyjąć Kościół, a gwarantuję, że młodzi ludzie zaczną lgnąć na msze. ;) Jezuita pięknie mówi o samej wierze. Wielokrotnie powołuje się na poezje, jest zdania, że powinna odgrywać ważniejszą rolę w Kościele. Bardzo ciekawa książka dla każdego, nawet ateiści znajdą coś dla siebie i docenią postawę Wacława Oszajcy.

Trafiłem dzisiaj na artykuł, w którym jednemu proboszczowi nie spodobał się wynik wyborów. Podobno miał powiedzieć, że osoby, które nie głosowały na wiadomą partię mają „krew na rękach”. Z drugiej strony jest jezuita Wacław Oszajca, który ma niesamowitą wrażliwość, empatię i dobroć dla drugiego człowieka niezależnie od jego poglądów. Można tak i tak. Tylko stosując metodę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak się ostatnio zastanawiałem czy ten reportaż nie powinien być obowiązkową lekturą w szkole średniej jako ostrzeżenie przed fanatyzmem. Jeśli uświadomimy sobie jak to wszystko wyglądało, w jakim zakresie Hitler wprowadził swoją chorą ideologię, od jakiego etapu się zaczynało, jakie instytucje to obejmowało, to można się przerazić. Dziecko należało do Partii jeszcze przed urodzeniem. Nie umiało dobrze mówić, a już uczyło się pieśni na cześć Hitlera. Wpajanie od małego, że chłopiec będzie wiernym żołnierzem Führera, a dziewczynka jak dorośnie ma rodzić dzieci, żołnierzy wodza. Dziewczynki i chłopcy, kobiety i mężczyźni są przeszczęśliwi, to ich jedyny cel. Służyć wiernie wodzowi, oddać za niego życie, przysłużyć się państwu.

Nazistowskie Niemcy były opanowane totalną indoktrynacją. Ludzie ogłupieni chorą ideą nienawiści, ślepo wierzących w kult Führera, nazizmu i potęgi Niemiec. Wiemy jak to się skończyło. Niepojęte jak można zawładnąć milionami ludzi, doprowadzić ich do takiego stanu, gdzie z uśmiechem na ustach oddaliby życie za przywódcę. Można było wmówić im dosłownie wszystko i tak też robiono. Cały system edukacyjny propagandy został zaplanowany bardzo drobiazgowo. Trzeba przyznać i to oczywiście nie jest żadna pochwała, że pod tym względem szkoły w nazistowskich Niemczech działały wręcz wybitnie. Państwo miało nad tym pełną kontrolę.

Nie jestem w stanie zrozumieć jak ktoś dzisiaj może mieć podobne poglądy. Musimy pamiętać, że każda skrajność jest niebezpieczna, niezależnie czy z lewej, czy z prawej strony. Zło było jest i będzie. Człowiek jest po prostu głupi, że nic się nie uczy z przeszłości. Widzimy co się dzieje na świecie. Szkoda tylko, że ZAWSZE cierpią osoby, które z konfliktami nie mają nic wspólnego. Ludność cywilna cierpi najbardziej.

A na koniec takie przykłady. Kobieta z pewnej organizacji opiekującej się dziećmi do określonego roku życia idzie sprawdzić jak się ma sytuacja z dzieckiem. Matka oznajmia jej, że córka zmarła. Co robi kobieta? Zero współczucia, zrozumienia, od razu pretensje, że dlaczego tego nie zgłosiła, że nie może płakać, ma urodzić więcej dzieci itp. Chłopiec nie zostaje dopuszczony do ćwiczeń na zakończenie szkolenia jego oddziału. Powód? Ojciec nie jest wystarczająco dobrym nazistą. Dziecko próbuje popełnić samobójstwo. Dziewczynka, która każdego wieczoru klęka przy łóżku i się modli. Oczywiście nie do Boga, tylko do Adolfa Hitlera. Dziewięcioletni chłopiec poszedł na długi marsz, chociaż nie był zdrowy. Dostał zapalenia płuc. Chłopiec powtarza, że musi umrzeć dla Hitlera, żeby mu na to pozwolono.

Tak się ostatnio zastanawiałem czy ten reportaż nie powinien być obowiązkową lekturą w szkole średniej jako ostrzeżenie przed fanatyzmem. Jeśli uświadomimy sobie jak to wszystko wyglądało, w jakim zakresie Hitler wprowadził swoją chorą ideologię, od jakiego etapu się zaczynało, jakie instytucje to obejmowało, to można się przerazić. Dziecko należało do Partii jeszcze przed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka liczy niecałe 400 stron, podzielona jest na 30 rozdziałów, w których przedstawione są sylwetki seryjnych morderców. Nie jest to bardzo głęboka analiza konkretnych przypadków, raczej krótkie opisanie każdego z nich. Autorka podzieliła książkę na 5 części: rozwój technik kryminalistycznych, procedury policyjne, błędy i złe decyzje, relacje świadków, poddanie się. Katherine Ramsland prezentuje jak na przestrzeni lat rozwijała się kryminalistyka, metody działania policji itp.

Mnie chyba najbardziej obrzydziły słowa z rozdziału o Hamiltonie Howardzie Fishu. Nawet nie będę tego przytaczał. Każdy z rozdziałów jest wstrząsający, mówimy o potworach w ludzkiej skórze. Niestety wielu z nich idealnie wtapiało się w otoczenie, stawało się przeciętnymi obywatelami, co jest jeszcze bardziej przerażające. Oburzył mnie również rozdział opowiadający o Stephenie Port. Seryjny morderca działający w Anglii w latach 2014-2015, więc bardzo niedawno. Doszło do takich zaniedbań ze strony policji, takiego zlekceważenia, że to się w głowie nie mieści. A co gorsza żaden z nich tak naprawdę za to nie odpowiedział.

Nie wszystkich seryjnych morderców/morderczyń kojarzyłem. Książka napisana w bardzo ciekawy sposób. Opisuje sposób działania, złapanie, rozprawy sądowe, wyroki. Skierowana raczej do osób, które zaczynają się interesować podobną tematyką. Dla czytelników, którzy zgłębiają tematykę seryjnych morderców od lat raczej nic nowego nie będzie. Mimo wszystko polecam każdemu zainteresowanemu. :)

Książka liczy niecałe 400 stron, podzielona jest na 30 rozdziałów, w których przedstawione są sylwetki seryjnych morderców. Nie jest to bardzo głęboka analiza konkretnych przypadków, raczej krótkie opisanie każdego z nich. Autorka podzieliła książkę na 5 części: rozwój technik kryminalistycznych, procedury policyjne, błędy i złe decyzje, relacje świadków, poddanie się....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Morderstwa i woń migdałów” to książka składająca się z trzech króciutkich nowel, minipowieści, biografii Camilli Läckberg oraz kilku rad dla osób chcących napisać powieść kryminalną.

Nowele bardzo mi się podobały, każda przedstawia jakiś problem występujący w życiu. Ciągłe poronienia i depresja z tym związana. Przemoc domowa wobec kobiet. Pokusa wzbogacenia się za wszelką cenę. Wszystko to ze zbrodnią w tle. Najbardziej podobało mi się opowiadanie zatytułowane „Kawiarnia wdów”. Poczułem ogromną sympatię do właścicielki kawiarni Marianne. ;) W jednym z nich spotykamy starych znajomych z Fjällbacki.

W krótkiej powieści „Zamieć śnieżna i woń migdałów” główną rolę odgrywa Martin Molin, policjant również znany z serii o Fjällbace. :) Zostaje zaproszony przez dziewczynę na wyspę, gdzie ma spędzić weekend z jej rodziną. Bogata głowa rodziny niespodziewanie umiera, wyspa z powodu zamieci śnieżnej zostaje odcięta od świata. Martin będzie musiał rozwiązać zagadkę. Bardzo przyjemnie to się czytało. Nie za długa, nie za krótka. W sam raz.

Następnie poznajemy krótką historię życia Camilli Läckberg. Dowiadujemy się o jej dzieciństwie, rozpoczęciu kariery pisarki. Wychowywała się we Fjällbace, dlatego jej książki są bardzo autentyczne. Kryminał łączy się tutaj z warstwą obyczajową. Bardzo lubię takie połączenie, chociaż „Niemieckiego bękarta” (ostatnia przeczytana przeze mnie książka autorki) czytałem 3 lata temu. :D

Na końcu pisarka daje kilka rad jak napisać powieść kryminalną. Chyba wielu czytelników gdzieś tam ma takie marzenie, żeby napisać książkę. Ja również się do nich zaliczam. Mam nadzieję, że kiedyś to się spełni 😊

„Morderstwa i woń migdałów” to książka składająca się z trzech króciutkich nowel, minipowieści, biografii Camilli Läckberg oraz kilku rad dla osób chcących napisać powieść kryminalną.

Nowele bardzo mi się podobały, każda przedstawia jakiś problem występujący w życiu. Ciągłe poronienia i depresja z tym związana. Przemoc domowa wobec kobiet. Pokusa wzbogacenia się za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Niezbity dowód” to trzeci tom opowiadający o prywatnej detektyw Celinie Stefańskiej. Tym razem kobieta ma za zadanie znaleźć zabójcę kobiety z antykwariatu oraz rozwiązać historię dwóch unikatowych lamp, które miały spłonąć przed dwudziestu laty w pożarze. Okazało się jednak, że przetrwały.

Chociaż w kryminałach niekoniecznie oczekuję realizmu i wiarygodności fabuły, to jest to na pewno zaletą. Książki Małgorzaty Rogali są bardzo prawdziwe. Tak jak i cały cykl z Górską i Tomczykiem (oby wrócili) był taki nasz swojski, tak i tutaj fabuła sprawia, że myślisz sobie „to się naprawdę mogło wydarzyć”. Oczywiście nie wszystko, ale moim zdaniem większa część powieści jest całkiem realna.

Celina w trzecim tomie jest już zupełnie innym człowiekiem, pokonała swoje traumy i lęki, agencja detektywistyczna dalej się rozwija. Zdarza jej się popełniać proste błędy, ale może właśnie ta jej nieporadność pomaga jej rozwiązywać sprawy. Główna bohaterka z wykształcenia jest historykiem sztuki, także zna się na rzeczy. Bardzo podoba mi się pomysł autorki, by osadzać książki wokół tematyki sztuki, chociaż kompletnie się na niej nie znam. Kryminały ze Stefańską są bardzo lekkie i przyjemne do czytania.

Mam nadzieję, że w planach jest czwarty tom i kolejne europejskie miasto. :)

„Niezbity dowód” to trzeci tom opowiadający o prywatnej detektyw Celinie Stefańskiej. Tym razem kobieta ma za zadanie znaleźć zabójcę kobiety z antykwariatu oraz rozwiązać historię dwóch unikatowych lamp, które miały spłonąć przed dwudziestu laty w pożarze. Okazało się jednak, że przetrwały.

Chociaż w kryminałach niekoniecznie oczekuję realizmu i wiarygodności fabuły, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wreszcie wróciłem. Myślałem, że ostatnie książki przeczytane w czerwcu przywrócą mnie do żywych, ale znowu złapał mnie czytelniczy dół na kilka miesięcy. Mam nadzieję, że teraz to już przeszłość. :)

Viktor E.Frankl był więźniem obozów koncentracyjnych i twórcą logoterapii. Według autora wszystko w życiu ma jakiś sens, cierpienie również. A każdy w nawet najbardziej skrajnej sytuacji może zdecydować jak się zachować. Książka przedstawia pobyt w obozach koncentracyjnych z trochę innego punktu widzenia, bardziej naukowego. Jak sam Frankl pisze, książka ma podjąć próbę odpowiedzi na pytanie „w jakim stopniu codzienna rzeczywistość obozu koncentracyjnego znajdowała odbicie w umyśle przeciętnego więźnia”? Dzieli się na dwie części. W pierwszej autor opisuje przeżycia z piekła obozów koncentracyjnych, w drugiej wyjaśnia pokrótce na czym polega logoterapia. Oczywiście druga część jest nieco trudniejsza, trzeba być mocno skupionym, nie zawsze mi się udawało. Jednak książka zdecydowanie warta przeczytania.

„Nie mnie jednak osądzać więźniów, którzy faworyzowali w ten sposób swoich krajan. Czyż można rzucić kamieniem w kogoś, kto ponad wszystko stawia swoich przyjaciół, zwłaszcza w sytuacji gdy – prędzej czy później – jeden przyjazny gest może zadecydować o życiu lub śmierci? Żaden człowiek nie powinien osądzać innych, jeśli sam całkowicie szczerze nie odpowie w głębi serca na pytanie, czy w podobnych okolicznościach nie postąpiłby tak samo”. Uważam, że szczerze nie można sobie odpowiedzieć na to pytanie. Trzeba znaleźć się w takiej sytuacji. W każdej, nawet najbardziej skrajnej sytuacji człowiek może zdecydować jak się zachować. Moralnie czy niemoralnie. Trzeba tylko pamiętać, że w kontekście obozów koncentracyjnych moralność czy brak moralności przyjmują inną definicję. „Nienormalna reakcja na nienormalną sytuację jest normą”.

Wreszcie wróciłem. Myślałem, że ostatnie książki przeczytane w czerwcu przywrócą mnie do żywych, ale znowu złapał mnie czytelniczy dół na kilka miesięcy. Mam nadzieję, że teraz to już przeszłość. :)

Viktor E.Frankl był więźniem obozów koncentracyjnych i twórcą logoterapii. Według autora wszystko w życiu ma jakiś sens, cierpienie również. A każdy w nawet najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Gdy mrok zapada” to 11 tom z serii o Williamie Wistingu. Jednak znacznie się różniący. Główny bohater zabiera nas w przeszłość do roku 1983. Widzimy początki młodego Wistinga w pracy policjanta. Jest niedługo po ślubie, na świat dopiero co przyszły bliźniaki Line i Thomas. Już od początku widać, że Line jest ciekawa świata. W końcu została dziennikarką. ;)

Dochodzi do napadu, jednak sprawę przejmują doświadczeni śledczy. Natomiast Wisting przypadkiem trafia na zabytkowe auto, które rozpocznie jego śledztwo, moim zdaniem jeszcze bardziej ciekawe dla czytelnika. Wisting zaczynał od samego dołu, jednak patrolowanie ulic od początku mu nie wystarczało. Marzył o zostaniu śledczym. Ta pierwsza sprawa będzie niesamowitym doświadczeniem dla komisarza. Już wtedy było widać niesamowitą intuicję i inteligencję Wistinga.

Powieść jeszcze bardziej przekonuje mnie do tego jak fantastycznym pisarzem kryminałów jest Jorn Lier Horst. Mistrz detali, szczegółowego śledztwa i przede wszystkim autentyczności fabuły. Nawet w takiej sprawie jak ta, czytelnik wierzy, że to się mogło wydarzyć naprawdę. Autor stworzył bohatera prawdziwego, bez żadnych demonów, nałogów, odchyleń. Zwykłego gościa, z którym każdy z nas może się identyfikować. Jestem ogromnym miłośnikiem serii, dlatego mam nadzieję, że William Wisting długo nie pójdzie na emeryturę.

„Gdy mrok zapada” to 11 tom z serii o Williamie Wistingu. Jednak znacznie się różniący. Główny bohater zabiera nas w przeszłość do roku 1983. Widzimy początki młodego Wistinga w pracy policjanta. Jest niedługo po ślubie, na świat dopiero co przyszły bliźniaki Line i Thomas. Już od początku widać, że Line jest ciekawa świata. W końcu została dziennikarką. ;)

Dochodzi do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od ostatniej przeczytanej przeze mnie książki autora minął ponad rok. Ogólnie w ostatnim czasie miałem mocny zastój czytelniczy. Ale cieszę się, że pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że naprawdę chce mi się czytać. :D

„Ślepy trop” to już 10 tom z serii o norweskim śledczym Williamie Wistingu, który staje przed jedną z najtrudniejszych spraw w swojej karierze. Pewne wydarzenia sprawią, że niewyjaśnione śledztwo wróci i przysporzy Wistingowi wielu kłopotów. Oczywiście będzie mógł liczyć na wsparcie swoich najbliższych współpracowników. Chociaż główny bohater jest szefem wydziału śledczego, to od razu widać, że jest to szef bardzo sprawiedliwy. Od siebie wymaga najwięcej, pozwala na burzę mózgów, wymianę przeróżnych teorii i hipotez. Nie twierdzi, że ZAWSZE ma rację.

Fabuła bardzo ciekawa, śledztwo bardzo drobiazgowe, pojawia się wiele interesujących wątków. Dużo się dzieje. W tej części swój udział ma również córka Williama, Line, chociaż w nieco skromniejszym wydaniu.

Według mnie największą wartością całej serii jest jej autentyczność. Jorn Lier Horst przez kilkanaście lat sam był szefem wydziału śledczego, więc o tej pracy ma niesamowite pojęcie i to widać w jego książkach. Pewnie William Wisting w jakimś stopniu jest cząstką samego autora. Przede wszystkim da się go lubić. Widzimy, że zarówno on jak i współtowarzysze to normalni ludzie, popełniający błędy, mający swoje przemyślenia itp. Dlatego jeśli ktoś lubi w kryminałach prawdziwość, to ta seria jest idealnym przykładem.

Od ostatniej przeczytanej przeze mnie książki autora minął ponad rok. Ogólnie w ostatnim czasie miałem mocny zastój czytelniczy. Ale cieszę się, że pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że naprawdę chce mi się czytać. :D

„Ślepy trop” to już 10 tom z serii o norweskim śledczym Williamie Wistingu, który staje przed jedną z najtrudniejszych spraw w swojej karierze. Pewne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Karmił nas pan dwa razy dziennie. O osiemnastej dawano nam trzy czwarte litra brukwi lub marchwi. Ile tam było tłuszczu i mięsa, wiedział tylko kucharz i pan. O dziewiętnastej zaczynała się godzina śpiewania. Kto miał trudności z nauką, wędrował do karceru. Pan sam urządzał owo pomieszczenie. Takich szczurów nie widziałem nigdy. Z zepsutej rury wodociągowej sączyła się woda. Kiedy zamykał pan drzwi obite gumą, woda sięgała kolan. Bywał też pobyt w karcerze zaostrzony. Na przykład cztery dni bez jedzenia i bez koca. Płakaliśmy z głodu”.

Przerażające wspomnienia w formie listów Czesława Czubaka, które skierował do swojego kata, komendanta obozu dziecięcego w Lubawie Ottona Kluge. Listy pełne pytań, bolesne, a jednocześnie tak proste.

Czy bestia potrafi być dobrym ojcem i mężem? Potrafi kochać, zachwycać się sztuką, muzyką? Mieć duszę artystyczną? Wychodzi na to, że tak.

Otto Kluge w Lubawie stworzył kwartet. Wszyscy razem dogrywają utwór. Następuje przerwa. Komendant bierze klucze i wchodzi na oddział z celami pełnymi przerażonych dzieci. Otwiera jedną z nich i pyta dziecko czy jest głodne. Słysząc potwierdzenie, daje mu do zjedzenia klucz. Musi gryźć tak długo aż nie wypadnie co najmniej jeden ząb. Kilka minut później zadowolony siedzi w swoim mieszkaniu, gdzie znowu słychać muzykę. Nie do wyobrażenia jest fakt, że ktoś z czułością traktujący własne dzieci, bez mrugnięcia okiem jest w stanie katować i mordować inne. Nie do pojęcia jest fakt, że ktoś mający żonę, rodziców, bez ani jednej emocji skazuje ich na cierpienie w komorach gazowych.

„Karmił nas pan dwa razy dziennie. O osiemnastej dawano nam trzy czwarte litra brukwi lub marchwi. Ile tam było tłuszczu i mięsa, wiedział tylko kucharz i pan. O dziewiętnastej zaczynała się godzina śpiewania. Kto miał trudności z nauką, wędrował do karceru. Pan sam urządzał owo pomieszczenie. Takich szczurów nie widziałem nigdy. Z zepsutej rury wodociągowej sączyła się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ferdinand ma wiele wspólnego ze swoim szwedzkim „przyjacielem” Ove. Arogancja, złośliwość, zrzędzenie, ogromna niechęć do ludzi. Jest zgorzkniały, ma swoje przyzwyczajenia. Jedyne stworzenie jakie naprawdę kocha, to suczka Daisy. Jej zniknięcie załamuje Ferdinanda. Do tego dochodzi próba umieszczenia w domu starców przez córkę, a także wredna dozorczyni i sąsiadka w jednym Pani Suarez, która chce się mężczyzny pozbyć. Ale główny bohater łatwo się nie da, bo wkurzanie sąsiadki sprawia mu mnóstwo frajdy. Ferdinand jaki jest, to jest, ale Pani Suarez w swojej perfidii przechodziła samą siebie i akurat tej postaci nie dało się polubić.

Nagle staruszek przechodzi powolną przemianę. A to wszystko za sprawą dziewczynki imieniem Juliette i sąsiadki z naprzeciwka Pani Beatrice Claudel. Ferdinand okazuje się sympatycznym staruszkiem i dobrym sąsiadem, który swoją dobroć ukrywa pod szorstkością i niechęcią. Sam jest zaskoczony swoją zmianą, zastanawia się kiedy tak bardzo stracił panowanie nad swoim życiem.

Książkę czyta się szybko, chociaż czytałem ją bardzo długo. Jest bardzo lekka i przyjemna, momentami zabawna. Jak widać można się zmienić w każdym wieku. Dla mnie gorsza od „Mężczyzna imieniem Ove”, ale w podobnym klimacie. Warto przeczytać.

Ferdinand ma wiele wspólnego ze swoim szwedzkim „przyjacielem” Ove. Arogancja, złośliwość, zrzędzenie, ogromna niechęć do ludzi. Jest zgorzkniały, ma swoje przyzwyczajenia. Jedyne stworzenie jakie naprawdę kocha, to suczka Daisy. Jej zniknięcie załamuje Ferdinanda. Do tego dochodzi próba umieszczenia w domu starców przez córkę, a także wredna dozorczyni i sąsiadka w jednym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy „Prosta sprawa” jest prawdopodobną książką? Niektóre elementy pewnie tak, ale ogólnie nie. Czy główny bohater przypomina mi kogoś? Tak. Czy tym kimś jest Jack Reacher? Oczywiście. ;)

Ciężko by mi było uwierzyć, gdyby Pan Chmielarz w jakimś stopniu nie zainspirował się bohaterem stworzonym przez Lee Childa. Moim zdaniem czytelnicy brytyjskiego pisarza znajdą sporo podobieństw. Bezimienny i Reacher cenią sobie prywatność. Nie chcą wchodzić w kontakty z władzami, starają się być niewidoczni, na uboczu. Znajdują się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie (albo właśnie odpowiednim). Potrafią rozbroić każdego i są niezniszczalni. Dodatkowo inteligentni. Tego typu literatura na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Pościgi, strzelaniny, bójki, które wydają się być nierealne. Czasami można kręcić głową z niedowierzania, ale ostatecznie świetnie się przy tym bawię. To była idealna rozgrzewka przed najnowszą powieścią braci Child.

Według mnie ciekawe jest umieszczenie „amerykańskiego” bohatera w polskich realiach i wyszło to naprawdę dobrze, chociaż dziwnie się czyta o takich wyczynach w Polsce. Bezimienny przyjeżdża do Jeleniej Góry, żeby spłacić swój dług i od razu zostaje wciągnięty w gangsterskie porachunki, które z czasem urosną do znacznie większych rozmiarów.

To nie jest literatura dla każdego. Pewnie można ją było napisać z większym realizmem, ale akurat ja nie oczekuję od powieści sensacyjnych wiarygodności, tylko akcji. A tego tutaj nie brakowało. Kiedyś tak sobie myślałem, że fajnie byłoby zobaczyć Reachera w Polsce. To nie jest On, ale Bezimiennego też można polubić. Bardzo chciałbym, żeby to był dość długi cykl, liczę na kolejne powieści. Jeśli ktoś lubi tego typu powieści, to polecam.

Czy „Prosta sprawa” jest prawdopodobną książką? Niektóre elementy pewnie tak, ale ogólnie nie. Czy główny bohater przypomina mi kogoś? Tak. Czy tym kimś jest Jack Reacher? Oczywiście. ;)

Ciężko by mi było uwierzyć, gdyby Pan Chmielarz w jakimś stopniu nie zainspirował się bohaterem stworzonym przez Lee Childa. Moim zdaniem czytelnicy brytyjskiego pisarza znajdą sporo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do tej pory zastanawiam się kim jest szanowna autorka Aleksandra Rumin. Bardzo przypadły mi do gustu jej poprzednie komedie kryminalne i jakiś czas temu śledziłem czy są na horyzoncie jakieś nowości. No i po dwóch latach wyszła książka „Głosuj na Polaka”. Książki autorki cechują się bardzo mocnym przerysowaniem. Podoba mi się takie poczucie humoru, chociaż wiadomo, że nie trafi do każdego.

Tym razem Pani Rumin zabrała się za politykę. Myślę, że postać na okładce kojarzy się jednoznacznie z jednym politykiem, który jako zwykły poseł jest jednocześnie najważniejszą osobą w państwie. ;) Zresztą książka jasno pokazuje, że z pewną partią polityczną pisarce nie po drodze. I to jej najbardziej się „obrywa”. Tylko czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Powieść została napisana w takim, a nie innym czasie. Taki mamy klimat.

To fantastyczna satyra polityczna. Chociaż niektóre podobieństwa widać wyraźnie, co jak czytamy na wstępie jest czystym zbiegiem okoliczności ;), to przede wszystkim przedstawia bagno zwane polityką. Tam nie ma żadnych granic. My o wielu działaniach nie mamy żadnego pojęcia. Widzimy tylko, że absurd goni absurd, kolejne doniesienia przebijają kolejne, ludzie są coraz bardziej podzieleni i tak w kółko. Polityka w naszym polskim wydaniu chyba zadomowiła się na samym dnie i z przyjemnością schodzi jeszcze niżej. Chociaż się nią nie interesuję, to to co gdzieś tam zobaczę w zupełności mi wystarcza, żeby trzymać się swojego zdania. :D

Barwne postaci, barwne i absurdalne miejsca, bo żeby w takiej gminie jak Grzeszyn spotkać tylu wyrazistych bohaterów, to niesamowite i absurdalne wydarzenia. To do mnie trafiło i mam nadzieję, że nie trzeba będzie czekać dwóch lat na kolejną książkę autorki.

Do tej pory zastanawiam się kim jest szanowna autorka Aleksandra Rumin. Bardzo przypadły mi do gustu jej poprzednie komedie kryminalne i jakiś czas temu śledziłem czy są na horyzoncie jakieś nowości. No i po dwóch latach wyszła książka „Głosuj na Polaka”. Książki autorki cechują się bardzo mocnym przerysowaniem. Podoba mi się takie poczucie humoru, chociaż wiadomo, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niedawno oglądałem dwuodcinkowy serial na Netflixie opowiadający o jednej z największych legend koszykówki i Boston Celtics Billu Russellu. Teraz tak się złożyło, że wziąłem się za czytanie książki o Celtach i erze, gdzie główną rolę odgrywała inna legenda Larry Bird, ale nie tylko. Wielką trójkę oprócz Birda tworzyli jeszcze Kevin McHale i Robert Parish.

Dziennikarz Dan Shaughnessy przez kilka lat jeździł z drużyną Celtics na wszystkie mecze, zajmował się tą drużyną. Wchodził w kontakt z wieloma koszykarzami, nie zaprzyjaźniał się z nimi, bo chciał być jak najbardziej obiektywny. Pisał mocno, ale wydaje się, że większość zawodników go lubiła (na pewno Robert Parish go nie cierpiał). W książce dzieli się wieloma anegdotami, przedstawia ligę z czasów, która była na zupełnie innym etapie niż jest teraz. W książce daje się wyczuć pewną nostalgię za czasami, które nie wrócą. Oba światy łączy gra w koszykówkę, ale tak naprawdę dzieli przepaść. Bardzo fajnie został pokazany sezon 85/86, transfer Billa Waltona i ta niesamowita atmosfera w drużynie, dzięki której ten sezon okazał się mistrzowskim.

Oczywiście pojawiają się opisy finałów z największym wrogiem Celtics w NBA, czyli Los Angeles Lakers. Ta wzajemna niechęć pozostaje do dziś. Opisując tamte czasy nie można nie wspomnieć o Redzie Auerbachu, ojcu sukcesów Celtics, twórcy być może największej dynastii w historii sportu (w 13 sezonów Boston aż 11 razy zostawał mistrzem, w tym 8 razy pod rząd). Drużyna Celtów to bez wątpienia jeden z największych klubów w historii NBA. Razem z Los Angeles Lakers mają po 17 tytułów (zdecydowanie najwięcej). Dla fanów koszykówki i Bostonu lektura obowiązkowa. ;) Czyta się bardzo przyjemnie, bo nie skupiamy się tylko na samych meczach.

Niedawno oglądałem dwuodcinkowy serial na Netflixie opowiadający o jednej z największych legend koszykówki i Boston Celtics Billu Russellu. Teraz tak się złożyło, że wziąłem się za czytanie książki o Celtach i erze, gdzie główną rolę odgrywała inna legenda Larry Bird, ale nie tylko. Wielką trójkę oprócz Birda tworzyli jeszcze Kevin McHale i Robert Parish.

Dziennikarz Dan...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Początkowa informacja dla więźniów brzmiała prosto i przerażająco. Jest jedno wyjście z obozu. Prowadzi przez komin. Komin krematorium. Jak dowodzi ta książka, były możliwości ucieczki z piekła. Oczywiście wiązały się z ogromnym ryzykiem, ale czy ludzie z obawy przed śmiercią, tak doświadczeni przez to wszystko czego widzieli i czego doświadczyli nie są w stanie zaryzykować?

Gdyby nie świadomość, że to prawdziwe historie, można byłoby odnieść wrażenie, że to bardzo dobra powieść sensacyjna czy szpiegowska, bo tak momentami się czytało tę książkę. Ruch oporu w Auschwitz, wsparcie przyobozowego ruchu oporu i ludności cywilnej, organizacje ucieczek, przedzieranie się. No i rzecz najważniejsza. Same momenty ucieczek, które bywały brawurowe. Jak chociażby ta czwórki więźniów: Eugeniusza Bendery, Stanisława Jastera, Józefa Lemparta i Kazimierza Piechowskiego. Przebrani w mundury esesmańskie ukradli samochód z garażów SS i opuścili obóz.

Każda książka opowiadająca o tematyce obozów koncentracyjnych jest ważna. Każdy aspekt obozowego życia jest bardzo interesujący i istotny. Niektóre ucieczki były mi znane, zdawałem sobie sprawę, że przy obozie działa ruch oporu, że mnóstwo ludzi jest zaangażowanych w pomoc uciekinierom, ale też więźniom w obozie. Jednak dobrze zagłębić się w to wszystko. Książka upamiętniająca wszystkie ofiary i wszystkich bohaterów.

Początkowa informacja dla więźniów brzmiała prosto i przerażająco. Jest jedno wyjście z obozu. Prowadzi przez komin. Komin krematorium. Jak dowodzi ta książka, były możliwości ucieczki z piekła. Oczywiście wiązały się z ogromnym ryzykiem, ale czy ludzie z obawy przed śmiercią, tak doświadczeni przez to wszystko czego widzieli i czego doświadczyli nie są w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytając opinię na temat książki Elie Wiesela, dowiedziałem się, że był posądzony o plagiat. Być może tak było. Nie będę w to wnikał.

Choćby przeczytało się setki książek, tysiące wspomnień o Holokauście, każde kolejne będzie takim samym strasznym przeżyciem. A może nawet jeszcze gorszym. Za każdym razem można pisać o tym samym. Tym razem za opinię niech posłużą poniższe cytaty. Nie oceniam tych postaw.

„Gdyby mnie ktoś spytał: jaka, twoim zdaniem, książka najbardziej oddaje istotę otchłani, w której znalazło się człowieczeństwo – odpowiedziałbym bez wahania: Noc Elie Wiesela. W tej wątłej pod względem objętości książeczce pomieściło się wszystko: i niewinność, i złudzenia, i nadzieje, i cierpienie, i rozpacz, i siła, i słabość, i zaparcie się, i bohaterstwo, i poświęcenie, i egoizm, i znieczulica, i wiara, i utrata wiary... Elie Wiesel otrzymał Pokojowego Nobla, za Noc powinien był otrzymać Nobla literackiego.” – Marian Turski

„Przed nami płomienie. W powietrzu zapach spalonego ciała. Musiała być północ. Przyjechaliśmy. Do Birkenau”.

„Ojciec najpierw skulił się od ciosów, potem zgiął się wpół jak suche drzewo trafione przez piorun, i upadł. Obserwowałem tę scenę bez ruchu. Milczałem. Raczej myślałem o tym, żeby się oddalić i nie narażać na ciosy. Nawet więcej: jeśli w tym momencie odczuwałem gniew, to nie w stosunku do kapo, ale mojego ojca. Obwiniałem go za to, że nie potrafił uniknąć ataku Idka. To właśnie uczyniło ze mnie życie koncentracyjne…”

„W Bunie nienawidziliśmy ‘pipli’: często bywali bardziej okrutni niż dorośli. Pewnego dnia widziałem jak jeden z nich, trzynastoletni chłopak bił swojego ojca za to, że źle pościelił swoje łóżko. A ponieważ stary cicho płakał, ‘pipel’ wrzeszczał: ‘Jeśli natychmiast nie przestaniesz płakać, już nigdy nie przyniosę ci chleba! Zrozumiano?”.

Czytając opinię na temat książki Elie Wiesela, dowiedziałem się, że był posądzony o plagiat. Być może tak było. Nie będę w to wnikał.

Choćby przeczytało się setki książek, tysiące wspomnień o Holokauście, każde kolejne będzie takim samym strasznym przeżyciem. A może nawet jeszcze gorszym. Za każdym razem można pisać o tym samym. Tym razem za opinię niech posłużą poniższe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O lwowskiej szkole matematycznej słyszałem, tylko to. Gdybym miał powiedzieć coś więcej, nie zrobiłbym tego. Do momentu spotkania z książką Pana Mariusza Urbanka nie miałem świadomości, że mieliśmy tak genialnych matematyków, których wpływ na tę dziedzinę nauki był przeogromny.

Podobała mi się przedstawiona atmosfera przedwojennego Lwowa. Spotkania w kawiarni Szkockiej, gdzie spotykali się matematycy, słynna Księga Szkocka, gdzie zapisywali problemy do rozwiązania. Niektóre z nich dalej pozostają nierozwiązane. Autor naprzemiennie przedstawia życiorysy czołowych przedstawicieli lwowskiej szkoły matematycznej. Jest trochę humoru, możemy poznać naprawdę wielkich geniuszy, oryginalnych i niekonwencjonalnych jak chociażby Banach (jedna z czołowych postaci w książce). Po latach Hugo Steinhaus stwierdził, że to właśnie Stefan Banach był jego największym odkryciem matematycznym. Nie miałem pojęcia, że Stanisław Ulam brał udział w projekcie Manhattan przy produkcji bomby atomowej, a po wojnie również bomby wodorowej. Nie słyszałem wcześniej o mordzie profesorów lwowskich dokonanych przez nazistowskie Niemcy w 1941 roku.

Chociaż tematem książki byli matematycy, książka nie jest niezrozumiała. Oczywiście niektóre pojęcia są mi kompletnie obce, matematyka nie jest moją ulubioną dziedziną. Wydaje mi się, że najważniejsze dla autora było przedstawienie samych postaci Banacha, Steinhausa, Mazura, Ulama i wielu innych. Dowiedziałem się naprawdę wielu rzeczy. Długo czytałem tę książkę (kryzys czytelniczy dopada wiele osób). Ciężko było mi się skupić, bo te naprzemienne opisy mogą wprowadzić zamęt, jednak warto po książkę sięgnąć.

O lwowskiej szkole matematycznej słyszałem, tylko to. Gdybym miał powiedzieć coś więcej, nie zrobiłbym tego. Do momentu spotkania z książką Pana Mariusza Urbanka nie miałem świadomości, że mieliśmy tak genialnych matematyków, których wpływ na tę dziedzinę nauki był przeogromny.

Podobała mi się przedstawiona atmosfera przedwojennego Lwowa. Spotkania w kawiarni Szkockiej,...

więcej Pokaż mimo to