Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Lidka – dziewczyna, która miała właśnie zacząć pracę w firmie Agaty Brok, ginie w nieszczęśliwym wypadku na przejściu dla pieszych. Okazuje się także, że Lidka jest związana z rodziną Kermita – chłopaka Agaty, 25 lat temu ich rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi, teraz w obliczu tej tragedii rodziny odnawiają kontakt, aby wspierać się w tych trudnych chwilach. W mieszkaniu rodziców Lidki pojawia się także Kermit i Agata, która przysłuchując się rozmowom odkrywa jedną ważną rzecz - śmierć jej niedoszłej koleżanki z pracy, wcale nie była przypadkiem. Agata Brok, nie byłaby Agatą Brok, gdyby nie obudził się w niej jej detektywistyczny zmysł.

Czy uda się odkryć kto stoi z potrąceniem Lidki? Dlaczego przyjaźnie rodziców naszych bohaterów się rozpadły? I czy śmierć dziewczyny ma coś z tym wspólnego? Czy Agata znów odkryje to, czego inni nie dostrzegają?

Jakiś czas temu, po ponad roku od przesłuchania „Nikt nie słucha starych ludzi” postanowiłam powrócić do cyklu „Prywatne śledztwo Agaty Brok”. Pamiętałam, że była to książka z pokroju tych, po które lubię sięgnąć, gdy chce pozostać w klimatach kryminalnych, ale nie jest to czas na ciężkie i mroczne thrillery. Tym razem znów się nie zawiodłam. Autorka wykreowała bohaterkę, która nawet nieproszona lubi wetknąć nos w kryminalne sprawy ze swojej okolicy i mimo częstej niechęci osób zamieszanych w zdarzenie, jest ona w stanie dotrzeć do wielu poszlak, a nawet rozwiązania sprawy szybciej niż policja. I chociaż czasem człowiekowi może przemknąć przez myśl „no na pewno, jakaś zwykła dziewczyna da sobie radę lepiej niż policja, już każdy biegnie jej się zwierzać, i „hop” i wszystko wiadomo”, to jednak atmosfera i główne postaci cyklu nie pozwalają się nie lubić i nie wciągnąć w historię.

Możliwe też, że na odbiór książki wypłynęło to, że wszystkie części dane mi było słuchać w audiobooku – w tej postaci, przygody Agaty Brok naprawdę świetnie „wchodzą”, zarówno podczas podróży samochodem, jak i wieczornych spacerów.

Lidka – dziewczyna, która miała właśnie zacząć pracę w firmie Agaty Brok, ginie w nieszczęśliwym wypadku na przejściu dla pieszych. Okazuje się także, że Lidka jest związana z rodziną Kermita – chłopaka Agaty, 25 lat temu ich rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi, teraz w obliczu tej tragedii rodziny odnawiają kontakt, aby wspierać się w tych trudnych chwilach. W mieszkaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

4 osoby. 4 różne osoby.

Różne zainteresowania, różne upodobania spędzania wolnego czasu, różne plany, różne style ubierania się, różne postrzeganie świata, różna sytuacja prywatna.

Łączy ich 1 rzecz, a właściwie 2... Pracują w tej samej korporacji i wszyscy poznali tę samą osobę...

Vincent, Jules, Sylvie oraz Sam dostają zaproszenie, które mówi że muszę dzisiaj pilnie stawić się w biurze w jednym z wieżowców w pobliży East River. Mimo innych planów na wieczór są też oni mocno nastawieni na sukces zawodowy, liczą na podwyżkę i dobrą ocenę w zbliżających się ocenach rocznych i wiedzą, że nie pojawienie się w tym miejscu o wyznaczonej porze może być dla nich ogromną stratą w oczach przełożonych. Kiedy wszyscy wsiadają do windy nie spodziewają się że nie zawiezie ich ona na żadne spotkanie, a jest ona sprytnie zastawioną pułapką. Escaperoomem, z którego ucieczka wcale nie będzie taka prosta.

Dosyć ciekawa interpretacja popularnych w ostatnich czasach zagadek typu escaperoom. Jednak gra toczy się na mikroskopijnej powierzchni biurowej windy - czy w takim miejscu można skonstruować skomplikowaną zagadkę? Jak pokazuje nam książka, jest to jak najbardziej możliwe. Co prawda podczas lektury byłam dosyć zdziwiona, escaperoomy kojarzyły mi się jednak z większą przestrzenią, tym bardziej że nie była to moja pierwsza książka w tym stylu, ale po przemyśleniu sprawy w tym większy szacun dla autorki że zdecydowała się umieścić akcje i motyw pokoju zagadek w malutkiej windzie. Szczególnie że upchała też do niej 4 osoby.

Opowiadana równocześnie historia Sary Hall sprawia, że książka zaczyna nabierać drugiego dna. Ale przecież Sara… Nie mogła tego zrobić.

Czyżby?

No i wypadałoby napisać kilka słów podsumowania prawda? Ale w sumie sama nie wiem co powinnam powiedzieć. Może streszczę to jednym „to była nawet dobra książka”.

4 osoby. 4 różne osoby.

Różne zainteresowania, różne upodobania spędzania wolnego czasu, różne plany, różne style ubierania się, różne postrzeganie świata, różna sytuacja prywatna.

Łączy ich 1 rzecz, a właściwie 2... Pracują w tej samej korporacji i wszyscy poznali tę samą osobę...

Vincent, Jules, Sylvie oraz Sam dostają zaproszenie, które mówi że muszę dzisiaj pilnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasami nie wiem od czego mam zacząć, ale już dawno nie byłam tak bardzo pewna co muszę powiedzieć na początku.

Ja naprawdę nie spodziewałam się, że książka „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy”, a szczególnie jej końcówka tak mnie rozwali na kawałki. Nie pamiętam nawet kiedy zżyłam się z jakąś postacią tak mocno. I w sumie już od jednej trzeciej pozycji wiedziałam co może wywołać u mnie złamane serduszko, ale tego co się wydarzyło na ostatnich stronach w życiu bym się nie spodziewała.
A tym bardziej bym się nie spodziewała, że tak bardzo mnie to poruszy.

W czasach kiedy przeczytałam tę książkę musiałam odczekać chyba ze 3 tygodnie, żeby móc napisać moją opinię bez prawdopodobieństwa uszkodzenia komputera przez zalanie... Jak tylko sobie przypominałam zakończenie, to znów zalewałam się potokiem łez.

Nawet teraz, nadal czuję smutek na serduszku, ale absolutnie nie powiem Wam dlaczego, bo nie jestem fanką spoilerów. Ale za to jestem wielką fanką tej książki i już teraz na tym przy długim początku bardzo wam ją polecam.

"Stara Słaboniowa i Spiekładuchy" autorstwa Joanny Łańcuckiej to książka o chyba ostatniej wiedźmie, nie wiem czy w Polsce, ale na pewno na wsi, w której mieszka. Tylko ona jeszcze wierzy, a właściwie wie że dookoła nas żyją diaboły, zmory i inne kikimory. Także tylko ona wie, jak z nimi skutecznie rozprawić się raz na zawsze. A przez jej umiejętności, chociaż niechętnie zawsze znajdzie się ktoś, kto uwierzy jej na słowo i uda się do niej po pomoc.

To dzięki Słaboniowej możemy dowiedzieć się, co należy zrobić po tym, jak złapiemy już zmorę w butelkę. Poznamy właściwości wielu dzikich ziół, o których już praktycznie każdy z nas zapomniał. Spotkamy południcę i dowiemy się co może ona zrobić z kimś, kto zalazł jej za skórę.

Zobaczymy też co to znaczy być dobrym człowiekiem. Bo mimo tego, że młodość Słaboniowej nie była najjaśniejszą kartą w jej życiu, a teraz na starość jest ona krnąbrną staruszką to zawsze wyruszy ona na pomoc sąsiadom, czy poczęstuję ich ziemniakami i z zsiadłym mlekiem. Dodatkowo, staropolski język jakim posługuje się główna bohaterka, a który mi osobiście strasznie kojarzy się z moją babcią, której też czasami wymknie się „na jidz” dodaje całej tej opowieści jakiegoś uroku, a także realności.

I teraz nie wiem czy to skojarzenie z babcią, czy zamiłowanie do słowiańskiej mitologii, a może w ogóle cała ta ciekawa otoczka, oryginalny pomysł i niecodzienne przygody głównej bohaterki sprawiają, że ja kocham Słaboniową i ja chcę jeszcze, i chcę wrócić do Capówki. Tak bardzo, że zastanawiam się czy nie zacząć czytać tej książki jeszcze raz już teraz. A jeśli Wy jeszcze nie znacie Teofilii Słaboniowej, to koniecznie sięgnijcie po książkę Joanny Łańcuckiej.

Czasami nie wiem od czego mam zacząć, ale już dawno nie byłam tak bardzo pewna co muszę powiedzieć na początku.

Ja naprawdę nie spodziewałam się, że książka „Stara Słaboniowa i Spiekładuchy”, a szczególnie jej końcówka tak mnie rozwali na kawałki. Nie pamiętam nawet kiedy zżyłam się z jakąś postacią tak mocno. I w sumie już od jednej trzeciej pozycji wiedziałam co może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wybrałam ją bo krótka, w czasach gdy cierpiałam na permanentny brak czasu na czytanie. Naprawdę nie wiem co mam więcej powiedzieć na temat tej książki.

Do sięgnięcia po ten tytuł przyczyniła się jeszcze jedna rzecz, otóż nigdy nie czytałam nic Kinga, a bardzo chciałam zaliczyć chociaż jeden tytuł tego autora. I chociaż przed zdecydowaniem się na sięgnięcie po uniesienie przeczytałam kilka recenzji i już wiedziałam że książka ta bardzo odbiega od standardowego lub typowego stylu autora, możliwość przeczytania czegoś szybkiego wygrała.

W książce poznajemy historię z kota który nagle zaczyna tracić na wadze chociaż jego wizualna postać wcale się nie zmienia. Z dnia na dzień, jego waga pokazuje coraz mniej kilogramów a on czuje że jego ciało jest coraz lżejsze i traci przyczepność do podłoża. Scott nie wiedząc co stanie się gdy waga w końcu pokaże 0 postanawia zrobić jeszcze w życiu coś dobrego. Akurat pojawia się ku temu możliwość, gdyż do jego sąsiedztwa wprowadzają się dwie kobiety, które jako para postanawiają otworzyć w mieście restaurację. Jednak przez swoją orientację seksualną nie zostają życzliwie przyjęte w okolicy. Scott postanawia pomóc z sąsiadkom, ale jego inicjatywa uniesie biznes kobiet na wyżyny? Jak zakończy się dziwna przypadłość Scotta? I czy uda się wyjaśnić co się z nim dzieje?

Napisałam już trochę o tym dlaczego „Uniesienie” trafiło w moje ręce, napisałam trochę o fabule, myślałam że w zakończeniu uda mi się naskrobać coś jeszcze o tym co o niej myślę… Ale nie znajduje innych słów niż „ot po prostu była”. Nie żałuję że ją przeczytałam, ale na pewno nie trafi ona do zakamarków mojego umysłu, tak żebym myślała o niej dłużej. Chociaż na pewno nie przestanę myśleć osiągnięciu po coś innego, tym razem z „klasyki” Kinga.

Wybrałam ją bo krótka, w czasach gdy cierpiałam na permanentny brak czasu na czytanie. Naprawdę nie wiem co mam więcej powiedzieć na temat tej książki.

Do sięgnięcia po ten tytuł przyczyniła się jeszcze jedna rzecz, otóż nigdy nie czytałam nic Kinga, a bardzo chciałam zaliczyć chociaż jeden tytuł tego autora. I chociaż przed zdecydowaniem się na sięgnięcie po uniesienie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już kilka lat temu usłyszałam o Przełęczy Diatłowa, a konkretniej o wschodnim stoku góry Chołatczachl, na którym w tajemniczych okolicznościach, w 1959 roku zginęła grupa 9 turystów. Mimo dużego doświadczenia w takich wyprawach, profesjonalnego przygotowania i kilometrów, które już przeszli, nawet w gorszych warunkach, coś poszło nie tak. Dziś, ponad 60 lat od tragedii nadal nie wiemy co tak naprawdę wydarzyło się na szlaku na szczyt Otorten. Ilu ludzi, tyle teorii – od sił natury, np. lawiny, przez rosyjskie próby atomowe, po UFO. Anna Matwiejewa jest kolejną osobą, która postanowiła poruszyć ten temat i spróbować odkryć prawdę.

Autorka, Anna Matwiejewa, jest również główną bohaterką tej książki. Pewnego dnia dowiaduje się o śmierci swojego sąsiada. Smutek przyćmiewa jednak zdziwienie, gdy jego synowa chce przekazać Annie stos dokumentów dotyczących tragedii na Przełęczy Diatłowa, mówiąc przy tym, że taka była wola jej teścia. Głowna bohaterka planuje przyjąć dokumenty, ale wcale jej do tego nieśpieszno. W tym samym czasie niespotykany przypadek sprawia, że autorka spotyka na swojej drodze Swietę która także chce jej podarować dokumenty… dotyczące tej samej sprawy.

Akta, które dostała Anna miałyby posłużyć jako podstawa do napisania książki, reportażu o Diatłowcach, jednak autorka ma już inne zobowiązania – jest w trakcie pisania innej książki, a w dodatku literatura faktu to nie jej konik. Wtedy w jej otoczeniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a jeden przeczytany dokument, ciągnie za sobą coraz większą chęć na poznawanie kolejnych tajemnic Uralu.

Jak wspomniałam na wstępie, początek książki potężnie nadwyrężył moje oczy – i to nie przez drobny druk, czy inne problemy graficzne – po prostu głowa mnie rozbolała od wywracania nimi. Wiem, że sięgnęłam po dokument fabularyzowany, ale jednak duchy Diatłowców same piszące na komputerze autorki kawałki swojej historii, to już była leciuteńka przesada. Dodatkowo, jak sama autorka mówi o sobie na początku książki – pisze ona raczej romanse – i to było straaasznie widać w fabularyzowanych częściach książki. Styl pisania bardziej jak „drogi pamiętniczku…”. Co ciekawe, części dokumentalne, pisane na podstawie akt, były naprawdę dobre i rzetelne, czytało mi się je z zaciekawieniem i chęcią poznania prawdy… Czyli może… To faktycznie duchy?

Książkę oceniam na „+”, ale taki lekki, bo historia Diatłowców jest przedstawiona naprawdę ciekawie, gdyby styl pisania wątków fabularno/prywatnych był chociaż odrobinę lepszy „+” byłby dużo większy.

Już kilka lat temu usłyszałam o Przełęczy Diatłowa, a konkretniej o wschodnim stoku góry Chołatczachl, na którym w tajemniczych okolicznościach, w 1959 roku zginęła grupa 9 turystów. Mimo dużego doświadczenia w takich wyprawach, profesjonalnego przygotowania i kilometrów, które już przeszli, nawet w gorszych warunkach, coś poszło nie tak. Dziś, ponad 60 lat od tragedii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Komisarz Karen Eiken Hornby już w pierwszej sekundzie po przebudzeniu wie, że pójście z własnym szefem do łóżka było fatalną pomyłką. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy okazuje się że rankiem, gdy ona przemykała się do własnego domu, ktoś zamordował jej sąsiadkę. A konkretniej Susanne – byłą żonę szefa Karen. Dokładnie tego samego, z którym spędziła noc.

Sprawa od samego początku jest skomplikowana – Karen widziała Susanne nad ranem, jest tego praktycznie pewna, czy to znaczy że ktoś popełnił morderstwo w biały dzień? Tylko kto? Społeczność małego miasteczka niechętnie współpracuje z policją. Policja również niechętnie współpracuje sama ze sobą, zwłaszcza kiedy okazuje się że to Karen będzie prowadziła śledztwo (No bo jak to?! Kobieta?!). Żadnych śladów, żadnych poszlak, żadnych świadków.

Śledztwo zaczyna się przenikać z historią Doggerlandu – niewielu zostało mieszkańców, którzy pamiętają pierwszych osadników na tych ziemiach. Kiedyś komuna założona przez grupkę wizjonerów, dziś zwykłe szare miasteczko. I chociaż w wielu opiniach spotykałam się ze zdaniem, że te wstawki były nudne, niepotrzebne i za bardzo rozwleczone, to dla mnie właśnie one sprawiły, że czasami wręcz czułam się jakbym naprawdę była na archipelagu Doggerland, czuła ten chłód wiejący od morza i siedziała z Karen w pubie Zając i Wrona, a takie uczucie bardzo cenię sobie w książkach.

Dodatkowo jeszcze wgniatające w fotel zakończenie, którego troszeczkę się domyślałam, ale w jeszcze innej formie – czyli wgniecenie w fotel x2 i już wiem, że mogę Marię Adolfson wstawić na listę ulubionych autorek. I chociaż nie dane mi było jeszcze sięgnąć po kolejną część „Doggerland. Sztorm.” to już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Karen.

Komisarz Karen Eiken Hornby już w pierwszej sekundzie po przebudzeniu wie, że pójście z własnym szefem do łóżka było fatalną pomyłką. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy okazuje się że rankiem, gdy ona przemykała się do własnego domu, ktoś zamordował jej sąsiadkę. A konkretniej Susanne – byłą żonę szefa Karen. Dokładnie tego samego, z którym spędziła noc.

Sprawa od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię serię o Agacie Brok, o czym wspominałam już przy okazji recenzji dwóch poprzednich części – „Nikt nie słucha starych ludzi” oraz „Gwiaździsta noc”. Przyszedł czas sięgnąć po kolejną część „Strata”. A po książki (a właściwie audiobooki) Iwony Wilmowskiej sięgam zazwyczaj, kiedy potrzebuję fajnego „akompaniamentu” do codziennych czynności. I znów się nie zawiodłam 👌

U Agaty i Kermita same nowości -przeprowadzili się na przedmieścia Warszawy, oczekują dziecka, remontują dom… I jak to na „szczęście” Agaty przystało, szykuje się też nowa sprawa do rozwiązania.

Bolo to znany w okolicy pijaczek, niestety, pewnego ranka znaleziono go martwego. Jak przystało na małe miejscowości – cała okolica zadrżała – wszyscy szepczą po kątach, wszyscy mają swoje teorie, wszyscy są ciekawi, co się stało? Agata nie jest w tym przypadku wyjątkiem, jednak z małą różnicą – u niej znów uruchomiła się detektywistyczna smykałka.

Śledztwo nie będzie łatwe – Agata mieszka w nowym miejscu, nie ma tu jeszcze znajomych, starzy mieszkańcy nie ufają „świeżakom”, a w dodatku co to za pomysł, żeby obca i to jeszcze w ciąży mieszała się w takie sprawy? Jednak nasz główna bohaterka ma przeczucie. Czy i tym razem intuicja jej nie zawiedzie? Co takiego mogło przydarzyć się w podwarszawskich Michałowicach? Czy faktycznie Agata nie powinna wtrącać się w sprawy hermetycznej społeczności?

„Znów się nie zawiodłam” tak zakończyłam wstęp tego wpisu. Teraz może czas trochę rozwinąć tę myśl - autorka ma dar pisania lekko, miejscami zabawnie ale miejscami i poważnie. Ma dar do nadawania postaciom wyraźnych cech i sprawiania, że człowiek wkręca się w historię jak za młodu nogawka w łańcuch roweru. Mimo tego, że w serii o prywatnych śledztwach Agaty Brok nie ma spektakularnego rozlewu krwi, nie ma ciśnienia 460/320 i potu na całym ciele podczas czytania, to mądrze poprowadzona akcja sprawia, że stwierdzam jednogłośnie – to kolejna dobra książka z wątkiem kryminalnym.

Lubię serię o Agacie Brok, o czym wspominałam już przy okazji recenzji dwóch poprzednich części – „Nikt nie słucha starych ludzi” oraz „Gwiaździsta noc”. Przyszedł czas sięgnąć po kolejną część „Strata”. A po książki (a właściwie audiobooki) Iwony Wilmowskiej sięgam zazwyczaj, kiedy potrzebuję fajnego „akompaniamentu” do codziennych czynności. I znów się nie zawiodłam 👌

U...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja opinia powstaje na bardzo gorąco, dosłownie 4 minuty po skończeniu audiobooka „Paradoks kłamcy”, który już jakiś czas temu otrzymałam od autora @michalkuzborski_koosby i ja mam kilka pytań:

- jakim cudem dopiero kilka miesięcy temu dowiedziałam się o Michale Kuzborskim i jego książce?

- dlaczego tyle odwlekałam zabranie się za lekturę?

- kiedy kolejna część i dlaczego tyle trzeba czekać?

- dlaczego wszystkie debiuty nie mogą być takie 100/10?

Naprawdę, ale to naprawdę, już dawno żadna książka nie wciągnęła mnie tak, żeby nie chcieć jej wyłączyć czy odłożyć nawet na 2 minuty (z tego miejsca chciałabym przeprosić mojego męża, który chciał się tylko zapytać czy jabłka trzeć na dużych czy małych oczkach a ja miałam mord w oczach, bo musiałam zastopować książkę 😅)

S. – główny bohater „Paradoksu kłamcy” to bezwzględny, przebiegły i bezkompromisowy specjalista od wizerunku. Nakryto Cię na przyjmowaniu koperty z łapówką? Dzwoń po S. on wszystkim wyjaśni, że ty tylko przechodziłeś obok. Przyłapano cię na zataczaniu się na branżowej imprezie? S. na pewno przekona wszystkich, że był to spadek cukru i złe samopoczucie.

Tym razem S. dostaje sprawę, która na pierwszy rzut oka wydaje się być szybka do rozwiązania. Ktoś nagrał filmik, którym łatwo mógłby zaszantażować syna jednego z największych biznesmenów w okolicy. W celu uniknięcia skandalu prawnicy zatrudniają S. Ten jednak czuje, że nagranie to tylko mały element większej układanki. Czy ma rację? I czy uda się uniknąć afery?

Politycy, dziennikarze, mafia, biznesmeni, związki zawodowe, nietypowa rodzinka i ponętna pani dyrektor… To mieszanka tak wybuchowa i tak intrygująca, że książkę naprawdę chce się pochłonąć jednym tchem.

Dodatkowo sam styl narracji jest na tyle przystępny i ciekawy, że podczas słuchania audiobooka uprasowałam stertę ubrań, ugotowałam obiad i posprzątałam w kuchni – a to w mojej ocenie jest naprawdę wielki plus – świadczy on o dobrym i przejrzystym sposobie pisania, takim, że mogę robić coś innego, a jednocześnie być myślami przy książce i rozumieć akcję w niej rozgrywaną – a właśnie po to zazwyczaj sięgam po audiobooki.

Podsumowując na szybko – koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę. Jest tego warta 👌

Moja opinia powstaje na bardzo gorąco, dosłownie 4 minuty po skończeniu audiobooka „Paradoks kłamcy”, który już jakiś czas temu otrzymałam od autora @michalkuzborski_koosby i ja mam kilka pytań:

- jakim cudem dopiero kilka miesięcy temu dowiedziałam się o Michale Kuzborskim i jego książce?

- dlaczego tyle odwlekałam zabranie się za lekturę?

- kiedy kolejna część i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci Witold Bereś, Janusz Schwertner
Ocena 7,4
Szramy. Jak ps... Witold Bereś, Janus...

Na półkach:

Płakałam. A wielka gula w gardle niesamowicie mnie dusiła.

Takie są moje główne wspomnienia z lektury „Szram”.

Część historii przedstawionych na kartach książki już znałam, ponieważ autor jest dziennikarzem Onetu, i to właśnie na tym portalu poznałam np. historię Wiktora. Jednak chyba nie ważne ile razy usłyszałoby się o tych wydarzeniach, zawsze trącą one w nas jakąś strunę – czy to wrażliwości, czy złości, czy poczucia bezradności.

Książka w dobitny i bardzo obrazowy sposób pokazuje nam, w jakim stanie jest polska psychiatria, zwłaszcza dziecięca, na co mogą „liczyć” młodzi pacjenci szpitali psychiatrycznych i czy pomoc jest dostępna dla każdego. Homofobia, znieczulica, stereotypy, ciągłe oceny… To tylko nieliczne ze zjawisk, które znajdziemy na kartach „Szram”. Dodatkowo niedofinansowanie, przestarzałe metody i braki kadrowe to także codzienność szpitali i oddziałów psychiatrycznych. Aż człowiek jest w stanie zadać sobie tylko jedno pytanie: „i jak ma być dobrze?”.

„Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci.” to niełatwa lektura, ale bardzo potrzebna. Potrzebna rodzicom, potrzebna osobom starszym i młodszym, nauczycielom, pracownikom biurowym czy informatykom, potrzebna każdemu, bo każdemu mogą przydarzyć się historie opisane w książce. Chociaż z nikomu tego nie życzę. Życzę natomiast, aby takie pozycje otwierały oczy i docierały do decyzyjnych osób, żeby w Polsce można było liczyć na godną opiekę, zrozumienie i pomoc.

Płakałam. A wielka gula w gardle niesamowicie mnie dusiła.

Takie są moje główne wspomnienia z lektury „Szram”.

Część historii przedstawionych na kartach książki już znałam, ponieważ autor jest dziennikarzem Onetu, i to właśnie na tym portalu poznałam np. historię Wiktora. Jednak chyba nie ważne ile razy usłyszałoby się o tych wydarzeniach, zawsze trącą one w nas jakąś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Sowniki” to debiut Kamili Bryksy i od razu muszę powiedzieć, że całkiem udany debiut. Książka nie jest długa, ale zawiera w sobie wszystko, czego jej fabuła potrzebowała. Autorka dobrze ukazała obraz hermetycznych, plotkujących i często znających każdą „tajemnicę”, małych społeczności. Poradziła sobie także z głównym bohaterem, pokazując jak bardzo zagubiony może być człowiek w kryzysie żałoby, na którego dodatkowo spadło tak wiele tajemnic i niedopowiedzeń. „Sowniki” to świetna książka, można wręcz powiedzieć „na raz” – wciągająca i o optymalnej długości, idealna dla fanów kryminałów, tajemnic, ale także i powieści obyczajowych.

„Sowniki” to debiut Kamili Bryksy i od razu muszę powiedzieć, że całkiem udany debiut. Książka nie jest długa, ale zawiera w sobie wszystko, czego jej fabuła potrzebowała. Autorka dobrze ukazała obraz hermetycznych, plotkujących i często znających każdą „tajemnicę”, małych społeczności. Poradziła sobie także z głównym bohaterem, pokazując jak bardzo zagubiony może być...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Motyw ukryty. Z archiwum profilera Katarzyna Bonda, Bogdan Lach
Ocena 7,0
Motyw ukryty. ... Katarzyna Bonda, Bo...

Na półkach:

Uwielbiam kryminalne podcasty, towarzyszą mi praktycznie cały czas – w samochodzie, podczas sprzątania czy gotowania. Więc historie prawdziwych zbrodni, tym razem na papierze, od razu bardzo mnie zainteresowały.

Co prawda niektóre z nich już znałam, ze wspomnianych wcześniej podcastów, ale to absolutnie nie przeszkadzało mi w poznaniu ich kolejny raz, a wręcz ciekawie było spojrzeć na nie od strony innego twórcy.

Pisarka Katarzyna Bonda oraz profiler Bogdan Lach to naprawdę świetny i zgrany duet. Pisanie na temat tak makabrycznych wydarzeń jakie opisane są w książce na pewno nie jest łatwą sprawą, a do tego informacje na ich temat trzeba przekazać czytelnikom w sposób przystępny, zrozumiały i taki, który nie wystraszy ich po 10 stronach. Wg mnie, ta sztuka jak najbardziej się udała. Dodatkowo w książce znaleźć możemy także części poświęcone profilowaniu kryminalnemu, to bardzo ciekawa strona poznawania historii przestępstw, motywów osób które ich dokonały oraz ich umysłów.

W książkę „wsiąknęłam” naprawdę szybko i ciężko było mi się od niej oderwać. Już dawno książka na faktach tak bardzo mnie nie wciągnęła. Może jest to sprawka mojego indywidualnego zainteresowania sprawami kryminalnymi i psychologią śledczą, a może dobrze napisane przez autorkę reportaże. A może jedno i drugie, co już w ogóle jest połączeniem wręcz perfekcyjnym.

I mimo tych pochlebnych słów powyżej, chciałabym jednak zaznaczyć, że nie jest to książka dla każdego – sprawy w niej przedstawione nie są sprawami łatwymi ani przyjemnymi, jednak dla pasjonatów true crime, kryminałów i historii ”z dreszczykiem” powinna być to jedna z obowiązkowych pozycji.

Uwielbiam kryminalne podcasty, towarzyszą mi praktycznie cały czas – w samochodzie, podczas sprzątania czy gotowania. Więc historie prawdziwych zbrodni, tym razem na papierze, od razu bardzo mnie zainteresowały.

Co prawda niektóre z nich już znałam, ze wspomnianych wcześniej podcastów, ale to absolutnie nie przeszkadzało mi w poznaniu ich kolejny raz, a wręcz ciekawie było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Anastazja przejęła biznes po babci - małą agroturystykę pośrodku niczego. Zbliża się pierwszy świąteczny sezon kiedy to ona będzie zarządzała posiadłością. W sezonie tym miejsce to odwiedza zawsze Hubert - dość nietypowy gość, który ma równie nietypowe zasady i żądania co do personelu i całego swojego pobytu. Czy Anastazja i jej metody prowadzenia biznesu zadowolą stałego klienta pensjonatu? Czy Hubert jest naprawdę tak specyficzny jak przedstawiła go babcia? I dlaczego to właśnie w tym roku Szczawinę - Zdrój musiała nawiedzić śnieżyca jakiej od lat nikt nie widział?

Tego dowiecie się z powyższej książki, którą polecam nawet teraz - aby poczuć zimowy klimat, którego w zimie często brakuje za oknami (przynajmniej w Warszawie) 🙈
Polecam ją także tak po prostu, bo jest to fajna i ciepła lektura, która może nam całkiem dobrze umilić jakiś szary i ponury wieczór i idealnie uzupełni kubek pełen gorącej herbaty 😁

Anastazja przejęła biznes po babci - małą agroturystykę pośrodku niczego. Zbliża się pierwszy świąteczny sezon kiedy to ona będzie zarządzała posiadłością. W sezonie tym miejsce to odwiedza zawsze Hubert - dość nietypowy gość, który ma równie nietypowe zasady i żądania co do personelu i całego swojego pobytu. Czy Anastazja i jej metody prowadzenia biznesu zadowolą stałego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Lista Niegrzecznych Prezentów Ewelina Dobosz, Anna Langner, Monika Magoska-Suchar, Katarzyna Mak, Ada Nowak, Alicja Sinicka, Monika Skabara, Ludka Skrzydlewska, Agata Sobczak, Emilia Szelest
Ocena 6,6
Lista Niegrzec... Ewelina Dobosz, Ann...

Na półkach:

Co ja mogę powiedzieć? Pewnie niejeden coach byłby ze mnie dumny – bo sięgając po tę książkę wyszłam ze swojej strefy komfortu. I to bardzo daleko. Świąteczna antologia składająca się z romansów i erotyków? Nie wiem… Może tego dnia wjechało za dużo grzanego wina 🤔

No ale czym to się skończyło?

-> Bolącym czołem od kilku facepalmów.

-> Przypomnieniem sobie, że to nie na moje nerwy.

-> Zrozumieniem dlaczego wybieram jednak inny gatunek.

-> W kilku miejscach odrobinę roztopionym serduszkiem…

Chyba nawet nie będę się dalej rozpisywać, bo po prostu totalnie nie jestem fanką tego typu literatury, a to może znacznie wpłynąć na obiektywną ocenę książki jako całej, zwłaszcza na tle zwolenników erotyków.

Więc tak – jeśli jesteście fanami harlequinów w formie instant – to polecam.
Ja wracam prędko do kryminałów.

Co ja mogę powiedzieć? Pewnie niejeden coach byłby ze mnie dumny – bo sięgając po tę książkę wyszłam ze swojej strefy komfortu. I to bardzo daleko. Świąteczna antologia składająca się z romansów i erotyków? Nie wiem… Może tego dnia wjechało za dużo grzanego wina 🤔

No ale czym to się skończyło?

- Bolącym czołem od kilku facepalmów.

- Przypomnieniem sobie, że to nie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Harper przedświąteczny czas spędza między pracą a walizkami, bo już niedługo wyprowadza się z Londynu, aby przejąć zagraniczny dział swojej firmy. Niestety, w wyniku komplikacji wyjazd musi zostać przesunięty o miesiąc. Tylko co teraz, skoro umowa najmu mieszkania została wypowiedziana? Na szczęście przyjaciółka podsyła Harper numer do kobiety, która zajmuje się krótkoterminowym wynajmem mieszkań.

Holden przylatuje do Londynu tylko na miesiąc – musi tu załatwić kilka biznesowych spraw i wraca do Nowego Jorku, gdzie mieszka na stałe. Co ciekawe, on też skontaktował się z kobietą od krótkoterminowego wynajmu mieszkań…

A teraz spójrzcie jeszcze raz na tytuł książki – no chyba wszyscy wiemy jak to potoczy się dalej.

Po ugodzie z właścicielką Harper i Holden zamieszkują razem – w końcu to tylko miesiąc, co przez ten czas może się wydarzyć?

Oprócz choinkowo-szalonej przyjaciółki Harper i zbliżających się świąt mało jest w książce tego motywu, więc możecie ją przeczytać nawet i teraz. Dodatkowo (lekki spojler!) para nie zakochuje się w sobie jak za dotknięciem magicznego kopytka renifera Rudolfa (czy co tam w grudniu lata w powietrzu), a pozostałe wątki nie sprawiają że człowiek łzawi brokatem, tylko spędza całkiem miły czas, nad całkiem przyjemną obyczajówką, która nawet mi potrafiła utkwić w serduszku.

Harper przedświąteczny czas spędza między pracą a walizkami, bo już niedługo wyprowadza się z Londynu, aby przejąć zagraniczny dział swojej firmy. Niestety, w wyniku komplikacji wyjazd musi zostać przesunięty o miesiąc. Tylko co teraz, skoro umowa najmu mieszkania została wypowiedziana? Na szczęście przyjaciółka podsyła Harper numer do kobiety, która zajmuje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim zabrałam się za pisanie tej opinii, skusiłam się na przejrzenie kilku innych recenzji książki „Czas huraganów” i co ciekawe, jedno słowo przewija się w wielu z nich – „dziwne”. I ja się całkowicie zgadzam. To było dziwne doświadczenie i to od pierwszych chwil, bo kiedy w trzeciej minucie czytania trafiasz na zdanie, które jest dosłownie na całą stronę masz w głowie tylko „😶”

A dalej jest jeszcze dziwniej...

La Matosa - ukryta między trzcinowiskami, skrywająca niejeden sekret wioska w Meksyku. To właśnie tu, na brzegu kanału, grupa młodzieży odkrywa makabryczne znalezisko – ciało miejscowej Wiedźmy. Jednak książka nie zabierze nas w kuluary śledztwa nad morderstwem, zabierze nas znacznie głębiej. Pokaże nam ludzkie dramaty, codzienne problemy, mentalność i zwyczaje jakimi rządzi się La Matosa – odzwierciedlenie wielu innych wiosek i małych miast Meksyku. Na kartach książki spotkamy się z ubóstwem, przemocą, pr0$tytucj@, alkoholizmem, nark0tyk@mi, które tu wydają się być codziennością...

To wszystko, pokazywane z perspektywy trzecioosobowego narratora sprawia, że czujemy jakbyśmy sami stali przy płocie jednego z domów La Matosy i słuchali opowieści sąsiadki „jak to kiedyś było”. I to takiej sąsiadki, która chce nam opowiedzieć wszystko tu, teraz i najlepiej na jednym wdechu, czasem plącząc wątki, czasem przypominając sobie coś sprzed dawien dawna, a czasem wybiegając myślami w przód – i to jest właśnie jedna z głównych cech tej książki, która ciągle mi każe myśleć o niej w kategorii „to było dziwne doświadczenie” . Tak, ja wiem, że to się profesjonalnie nazywa narracja nieliniowa – ale ta była naprawdę dziwna. Choć jednocześnie, kiedy już człowiek przyzwyczaił się do stylu autorki, naprawdę wciągała.

Podsumowując Fernanda Melchor dała mi możliwość sięgnięcia po coś całkowicie dla mnie nowego - i może to przez tą dziwność, może przez sceny przedstawione w książce, a może przez to, że nigdy wcześniej nie miałam uczucia zadyszki czytając książkę (a jak się okazuje zdania na pół strony potrafią to sprawić) „Czas huraganów” na pewno zostanie w mojej pamięci na dłużej.

Zanim zabrałam się za pisanie tej opinii, skusiłam się na przejrzenie kilku innych recenzji książki „Czas huraganów” i co ciekawe, jedno słowo przewija się w wielu z nich – „dziwne”. I ja się całkowicie zgadzam. To było dziwne doświadczenie i to od pierwszych chwil, bo kiedy w trzeciej minucie czytania trafiasz na zdanie, które jest dosłownie na całą stronę masz w głowie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Cymanowski chłód Stefan Darda, Magdalena Witkiewicz
Ocena 6,6
Cymanowski chłód Stefan Darda, Magda...

Na półkach:

Nadchodzi zima, Pensjonat Cymanowski Młyn szykuje się do niskiego sezonu, spadający na okolice śnieg powinien przynieść mieszkańcom ukojenie – nie tylko dzięki stworzeniu magicznej atmosfery, ale przede wszystkim przez to, co może on przysłonić.

Ale tak naprawdę okazuje się, że nie będzie to spokojna zima. W okolicy duch, ducha, duchem bandytów pogania… Ale żeby na duchach się nie skończyło znów mamy romans, tajemnice i trupy. Mamy też pieniądze, strzelaniny, porachunki, krwawiący naszyjnik, laleczki voodoo i na pewno coś jeszcze, tylko że po prostu tego natłoku wszystkiego nie sposób zapamiętać… Czyli jednak znów to samo – wszystko i nic w klimatach trochę liceum, trochę dorosłych problemów.

Kurczę… Teraz tak siedzę i myślę… Nie lubię tak „jechać” po książkach, ale naprawdę takie wrażenie i wspomnienia ta pozycja we mnie zostawiła.

Chociaż… Czytało się szybko. Taki plusik.

Nadchodzi zima, Pensjonat Cymanowski Młyn szykuje się do niskiego sezonu, spadający na okolice śnieg powinien przynieść mieszkańcom ukojenie – nie tylko dzięki stworzeniu magicznej atmosfery, ale przede wszystkim przez to, co może on przysłonić.

Ale tak naprawdę okazuje się, że nie będzie to spokojna zima. W okolicy duch, ducha, duchem bandytów pogania… Ale żeby na duchach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Matko jedyna… Jak ja sobie pomyślę o tym co ja przeżywałam kiedy pierwszy raz „spotkałam się” z Zofią Wilkońską… Gdyby nie to, że czytam na czytniku, to książka poleciałaby przez okno naprawdę bardzo szybko. Co byłoby później dosyć problematyczne, bo jednak książki Jacka Galińskiego chce się czytać dalej i dalej, a ja nie mam dostępu do podwórka, na które wychodzi moje okno 🙊

No i trwając tak w tym uczuciu chęci uduszenia Pani Zofii sięgnęłam po drugą książkę i trzecią, i czwartą....

Tym razem Zofia Wilkońska znów postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, ale tym razem będzie to skala narodowa – otóż nasza dziarska staruszka postanawia założyć partię emerytów. A dodatkowo jak to ona raz przypadkiem, raz ukradkiem wplątuje się w polityczne układy i układziki, śledztwa, korupcje, bijatyki i przepychanki. Czy i tym razem wyjdzie z nich obronną ręką? Jak daleko zawędruje jej kariera? Jakie są obecnie najbardziej chodliwe propozycje na łapówkę? I co znajduje się za drzwiami gabinetów poselskich? – odpowiedzi na te pytania na pewno znajdziecie w książce „Konkurenci się pani pozbyli”.

Czytałam już niektóre opinie na temat tej części, wiele z nich brzmi „to nie to samo”, „mniej śmieszne”, „polityka mnie nie bawi” – a mnie właśnie to, jak autor przedstawił nasze obecne realia dosyć mocno ujęło. Trochę śmiechem przez łzy, ale przedstawienie Polski w krzywym zwierciadle to naprawdę spory wyczyn, bo przecież i tak już jest mocno krzywo.

Także jeśli lubicie nieskomplikowany humor lub potrzebujecie czegoś na totalne „oderwanie” – Zofia Wilkońska do usług. Polecam także przynajmniej fragment książki przesłuchać w audiobooku x2 – jak dla mnie jest to totalnie głos Zośki!

Matko jedyna… Jak ja sobie pomyślę o tym co ja przeżywałam kiedy pierwszy raz „spotkałam się” z Zofią Wilkońską… Gdyby nie to, że czytam na czytniku, to książka poleciałaby przez okno naprawdę bardzo szybko. Co byłoby później dosyć problematyczne, bo jednak książki Jacka Galińskiego chce się czytać dalej i dalej, a ja nie mam dostępu do podwórka, na które wychodzi moje okno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No cóż. Stało się. Zofia Wilkońska opuściła ziemski padół i stoi u wrót – jeszcze tylko nie wie gdzie jej doczesne uczynki ją zaprowadzą. Jedno jest jednak pewne – ani na górze, ani na dole nie spodziewają się co ich czeka…

Albo przyzwyczaiłam się już na tyle do pióra Jacka Galińskiego i obecności Zofii w moim życiu, albo to jest najlepsza dotychczas część. To było naprawdę świetne – kilka razy ryknęłam tak śmiechem, że wzroku ludzi dookoła nie zapomnę chyba nigdy. I zaraz po tym jak powycierałam łzy płynące ze śmiechu screenowałam fragmenty i wysyłałam je do męża, żeby jego przypadkiem nie ominęły te nowinki.

Jest piekło, jest niebo jest Bóg i są… Zaświaty jakich na pewno nikt z Was się nie spodziewał. A z Panią Wilkońską w składzie to już w ogóle zapnijcie pasy! Drobna pomyłka sprawia, że główna bohaterka przekracza nie te drzwi, które powinna. Tam spotyka ekipę do spraw produkowania dobrych uczynków. Ekipa ta urabia się po kokardy, ale licznik uczynków tych mniej dobrych ciągle ich wyprzedza. Pani Zofia już ma plan, jak usprawnić pracę zespołu. A nie jest to byle jaki zespół! Borewicz, Danuta Szaflarska, generał Jaruzelski… A to dopiero początek osobistości, którym Zofia da się poznać. Tylko z której strony? Jaki plan ma nasza stara znajoma? Co wskóra? Do czego może nas doprowadzić tęsknota? I przede wszystkim – do czego służy lotnisko w Radomiu? – chyba już wiecie co chcę powiedzieć 😅 „Koniec się pani nie udał” na pewno odpowie Wam na te pytania.

A ja naprawdę polecam Wam poznać odpowiedzi 👌

No cóż. Stało się. Zofia Wilkońska opuściła ziemski padół i stoi u wrót – jeszcze tylko nie wie gdzie jej doczesne uczynki ją zaprowadzą. Jedno jest jednak pewne – ani na górze, ani na dole nie spodziewają się co ich czeka…

Albo przyzwyczaiłam się już na tyle do pióra Jacka Galińskiego i obecności Zofii w moim życiu, albo to jest najlepsza dotychczas część. To było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sprawa połaniecka. Słyszałam już na jej temat niejeden podcast kryminalny. Więc po co jeszcze książka? Nie wiem. Pewnie dlatego, że lubię zgłębiać tematy truecrime i po tej pozycji stwierdzam, że to był dobry krok.

Boże Narodzenie 1976, tradycyjnie praktycznie cała parafia w Połańcu zgromadziła się o północy na pasterce, ten wyjątkowy czas nie zapowiadał tego, co już za chwilę wydarzy się na oczach kilkudziesięciu osób. Trójka młodych ludzi zostaje zamordowana na poboczu drogi. Poboczu na którym stoi autokar pełen ludzi.

Jak to możliwe że nikt nic nie widział? A no okazuje się, że z autokaru wszystko było doskonale widoczne. Więc dlaczego wszyscy milczą?

W drogę do poznania historii tamtej grudniowej nocy, okoliczności zbrodni, mieszkańców Zrębina skąd pochodziły ofiary, rodzin zabójców a także pracy polskiego wymiaru sprawiedliwości zabiera nas w swoim reportażu Wiesław Łuka.

„Nie oświadczam się” to strony zapełnione ogromem pracy i warsztatu autora, który podjął się śledzenia sprawy połanieckiej, spraw sądowych, pracy śledczych, a przy tym także spotkań z rodzinami, poznania sąsiadów i całej społeczności, którą łączy wspólna tajemnica.

Książka napisana jest dosyć specyficznym językiem, ale nie dziwiło mnie to, ani nie denerwowało, ponieważ jest to styl charakterystyczny styl dla okresu, w którym powstało jej pierwsze wydanie,. Jedynie dłuższą chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do tego, ale z każdą minutą audiobooka jest to język coraz bardziej przystępny dla mózgu, tym bardziej, że ważniejsze od niego są fakty. Fakty, które powodują ciarki, przyspieszone bicie serca oraz chęć rwania sobie włosów z głowy. Fakty, które pokazują prawdziwe polskie społeczeństwo z małych miejscowości w czasach PRL. Fakty, które zostały zatajone, bo przysięgło się na różaniec. Fakty, które i Wy powinniście poznać.

Sprawa połaniecka. Słyszałam już na jej temat niejeden podcast kryminalny. Więc po co jeszcze książka? Nie wiem. Pewnie dlatego, że lubię zgłębiać tematy truecrime i po tej pozycji stwierdzam, że to był dobry krok.

Boże Narodzenie 1976, tradycyjnie praktycznie cała parafia w Połańcu zgromadziła się o północy na pasterce, ten wyjątkowy czas nie zapowiadał tego, co już za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Finowie lubują się w słowach, które nie są przetłumaczalne wprost na żaden inny język, a dla nich stanowią swego rodzaju podwalinę ich kultury. Dawno, dawno temu pisałam o „Kalsarikänni”. Dziś nadszedł czas na „Sisu” i książkę, która stara się wyjaśnić nam co oznacza to słowo, które nie jest tylko i wyłącznie słowem, bo jest też stylem życia, zachowaniem, czymś, co jak według autora pokazują sami Finowie, pochodzi z naszego wnętrza.

Szymon Kudła, autor książki „Sisu. Wzmocnij hart ducha i odporność psychiczną” za pomocą historii swojej rodziny, znajomych, a także znanych nam osób publicznych stara się wyjaśnić czym jest życie zgodne z zasadami Sisu. I chociaż przez większość książki przewijają się takie słowa jak „hart ducha”, „optymizm”, „zaangażowanie”, „wyzwania”, „odwaga”, to mi najbardziej w pamięć zapadło wspomnienie o fińskich kierowcach rajdowych, które taki ich opisuje: „Co myśli kierowca rajdowy przed szczytem zakrętu? Trzeba zwolnić, bo za szczytem może być zakręt. A co myśli fiński kierowca rajdowy? Trzeba przyspieszyć, bo dalej może być prosta”. I to właśnie jest jedna z podstaw sisu – nie poddawanie się, zwłaszcza jeśli nie wiemy co czeka na nas „za zakrętem”.

Chociaż nie jestem wielką fanką książek motywacyjnych, to ta naprawdę przypadła mi do gustu. Czyta się ją bardzo przyjemnie, zarówno dzięki językowi jakim została napisana, jak i jej oprawie graficznej – mamy w niej wytłuszczone najważniejsze frgmenty, ramki z „Sisu w pigułce”, propozycje kolejnych pozycji do przeczytania lub wysłuchania. Polecam, jeśli ktoś poszukuje przystępnej dawki motywacji 👌

Finowie lubują się w słowach, które nie są przetłumaczalne wprost na żaden inny język, a dla nich stanowią swego rodzaju podwalinę ich kultury. Dawno, dawno temu pisałam o „Kalsarikänni”. Dziś nadszedł czas na „Sisu” i książkę, która stara się wyjaśnić nam co oznacza to słowo, które nie jest tylko i wyłącznie słowem, bo jest też stylem życia, zachowaniem, czymś, co jak...

więcej Pokaż mimo to