-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-01
2021-01
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...
2018-11-06
Broniłam się przed ta serią jak mogłam. Czytałam wszystko inne. Omijałam wzrokiem na półce. Kopałam, krzyczałam i gryzłam! Skoro o gryzieniu mowa…
Bractwo czarnego sztyletu postrzegałam jako serię niezobowiązującą. Kiedy mój wzrok wreszcie padł na „Mrocznego Kochanka” powiedziałam sobie, przeczytasz pierwszy tom, odhaczysz jako zaczęte, ale nie wyszło i siup problem z głowy. Oh jakże się myliłam…!
Pierwszy tom bractwa już po pierwszych stronach wciągnął mnie bez reszty! Sama nie wiem czy to sprawka wampirów, mądrej bohaterki czy seksownej bandy niebezpiecznych, groźnych, nieokrzesanych, rozpustnych mężczyzn. Naprawdę sama nie wiem…
Pierwszy tom skupia się na historii dziennikarki Beth, która jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że zwykłe życie nigdy nie było jej pisane. Z resztą o tej nowinie ma ją poinformować nie kto inny, jak sam szef szefów wampirzej ferajny- Ghrom. Cóż ich pierwsze spotkanie będzie… hmm magiczne i z pewnością nie ostatnie. Po drodze poznajemy jeszcze więcej przystojnych mężczyzn, zabójczych mężczyzn, i tych żądnych krwi.
Książka wbrew pozorom naprawdę nie jest głupia. Okej romanse paranormalne nigdy nie staną się lekturami najwyższych lotów, ale ta część była naprawdę świetna. Nie zabrakło akcentów humorystycznych, poważnych i łapiących za serce- a te w szczególności łapią cię w swoje sidła i nie pozwalają szybko o sobie zapomnieć. Jestem mile zaskoczona.
Polecam wszystkim, którzy lubią wampiry, ciekawe światy no i przystojnych mężczyzn tak jakbym nie wspomniała o nich wcześniej… Pisze tą recenzję z tygodniowym opóźnieniem… Miałam napisać od razu po zakończeniu pierwszej części, a tu zanim się obejrzałam trzymam w ręku piaty tom. Strzeżcie się!
Broniłam się przed ta serią jak mogłam. Czytałam wszystko inne. Omijałam wzrokiem na półce. Kopałam, krzyczałam i gryzłam! Skoro o gryzieniu mowa…
Bractwo czarnego sztyletu postrzegałam jako serię niezobowiązującą. Kiedy mój wzrok wreszcie padł na „Mrocznego Kochanka” powiedziałam sobie, przeczytasz pierwszy tom, odhaczysz jako zaczęte, ale nie wyszło i siup problem z...
2018-10-20
Uwielbiam wkraczać w nowe światy. Szczególnie mocno, odczuwam to
w książkach fantasy, w których każdy świat rządzi się innymi prawami. "Miasto Kości" jest pierwszym krokiem do zupełnie nowej przygody, ciągnącej się przez opasłe sześć tomów serii.
Clary Fray to zwykła, rudowłosa nastolatka, a jak to w takich przypadkach bywa kilka niefortunnych zdarzeń wpływa na jej zwyczajne życie i obraca je do góry nogami. Wraz z nią poznajemy niebezpieczny świat nocnych łowców, nieludzkie istoty kryjące się na ulicach Brooklynu i prawdę o otaczającej ją rzeczywistości. W trakcie wartko toczącej się akcji zakochujemy się w aroganckim Jace’e, podziwiamy piękną Isabelle i współczujemy Simonowi.
Urzekły mnie postacie. Urzekła mnie historia. Przynajmniej do pewnego momentu. Strony czytają się same, fabuła wciąga i wszystko wcześniej czy później się wyjaśnia. Jak to w książkach młodzieżowych mamy niespełnioną miłość, zakazaną miłość i nawet dwie nieodwzajemnione miłości. Nic dodać nic ująć. Akurat romanse w tej powieści są niezwykle skomplikowane.
Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić to jedynie do końcówki książki. Wydarzyło się wiele niejasnych dla mnie rzeczy, autorka trochę zamieszała w życiu naszych głównych bohaterów, ale co ja mogę? Takie ma prawo. Jak a razie mam mieszane uczucia, ale kolejne tomy serii z pewnością naświetlą mi całą sytuację. Ja tymczasem trzymam kciuki za moich ukochanych bohaterów!
Książka jak to młodzieżówka, na pewno nie powali wszystkich na kolana. Trzeba podejść do niej z lekkim przymrużeniem oka, dla młodzieńczej głupoty! Dla mnie była naprawdę przyjemna i świetnie się przy niej bawiłam. Polecam wszystkim fanom lekkiego fantasy z nastawieniem na zabójczo przystojnych chłopaków!
Uwielbiam wkraczać w nowe światy. Szczególnie mocno, odczuwam to
w książkach fantasy, w których każdy świat rządzi się innymi prawami. "Miasto Kości" jest pierwszym krokiem do zupełnie nowej przygody, ciągnącej się przez opasłe sześć tomów serii.
Clary Fray to zwykła, rudowłosa nastolatka, a jak to w takich przypadkach bywa kilka niefortunnych zdarzeń wpływa na jej...
2018-07
Zimna. Surowa. Brutalna.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Może niczego konkretnego. Może czegoś magicznego. Może czegoś skandynawskiego. Może jednak czegoś, co po prostu mnie porwie i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć.
Już po pierwszych stronach powieści wiedziałam, że wdarłam się do innego, niesamowitego świata, który na początku mnie przytłoczył, potem zafascynował by na końcu, brutalnie złamać. Nie na pół, ale na miliony kawałków. Wchodzimy do brutalnego świata magii, zimnych, drewnianych domów, gór i czarnych kruków. Na początku jest się tym wszystkim przytłoczonym, dziwnymi nazwami którymi autorka bombarduje nowych, niczego nieświadomych czytelników. Zarazem sprawia, że sam ów czytelnik z dreszczykiem podekscytowania chce sam ten świat odkrywać, wchodzić coraz głębiej.
Historia skupia się na trzech postaciach. Jedną z nich jest nasza główna bohaterka, rudowłosa Hirka, która od urodzenia była inna niż wszyscy. Druga postać- białowłosy chłopak, który wbrew wszystkim postanowił zmienić swoje przeznaczenie. Oraz Urd, mężczyzna pragnący władzy ponad wszystko inne.
Powieść jest niezwykle dynamiczna, pełna akcji, nie oszczędza a wręcz wymaga ciągłej uwagi i zainteresowania. Czytelnik coraz głębiej wdziera się w świat kłamstw, tajemnic a wszystkiemu towarzyszy zimny, skandynawski klimat.
Lubię mądre książki fantasy. Lubię skandynawski klimat. Jednak najbardziej, ponad wszystko inne lubię mądre bohaterki i bohaterów.
Nie jest to lekka powieść na typowe, leniwe wieczory. Książka opowiada o żądzy władzy, kłamstwach, nieprawościach i niewybaczalnej manipulacji ludźmi.
Oczywiście, że polecam, choć wiem, że nie każdy dotrwał do końca. Jednak myślę, że warto się przełamać.
Zimna. Surowa. Brutalna.
Sama nie wiem czego się spodziewałam. Może niczego konkretnego. Może czegoś magicznego. Może czegoś skandynawskiego. Może jednak czegoś, co po prostu mnie porwie i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć.
Już po pierwszych stronach powieści wiedziałam, że wdarłam się do innego, niesamowitego świata, który na początku mnie przytłoczył, potem...
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
więcej Pokaż mimo toodchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...