-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać229
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać6
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2021-01
2021-01
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy
odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...
2021-01
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć przygodę z kolejną częścią „Wszystkich stron świata”. W moim przypadku jednak tak nie było, po przeczytaniu historii nie kontynuowałam czytelniczej podróży, zatrzymałam się w miejscu, zamyślona, lekko wstrząśnięta, pełna emocji.
„Ci, którzy odeszli z Omelas” to z pozoru prosta konstrukcyjnie historia. Narrator wprowadza nas do miasta idealnego, utopijnego, tytułowego Omelas, które wolne jest od wszelkich chorób i ograniczających zasad. Wszyscy są szczęśliwi, wszystko jest piękne, miejsce wydawałoby się, o którym marzy każdy, dla siebie, swoich bliskich, dzieci. Ale okazuje się, że wszystko ma swoją cenę i ta właśnie cena sprawia, że opowiadanie z cudownej historii staje się trudnym moralnie problemem, który czytelnik rozważa w swojej głowie wraz z opowiadającym. W Omelas, tej cudownej krainie drzemie bowiem „zło”, na które zgadza się każdy mieszkaniec. Każdy?
Opowiadanie pozostawia w głowie mnóstwo pytań, mnóstwo emocji, które zdają się z dnia na dzień coraz bardziej blaknąć, choć pozostają gdzieś na zawsze. Ursula Le Guin w przerażający wręcz sposób odkrywa ludzką naturę i naturę ludzkich sumień. Wydaje mi się, że „Tych którzy odchodzą z Omelas” nie da się po prostu przeczytać, trzeba to po prostu przeżyć na swój własny sposób.
Przechodząc od razu do kolejnego opowiadania lub zatrzymując się na chwilę.
Trochę czasu minęło od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie „Tych, którzy odchodzą z Omelas”. Miesiąc temu. Dwa miesiące. Może nawet trzy. Jednak gdzieś cały czas opowiadanie kołacze mi się w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Opowiadanie jest krótkie, z pozoru kilka kartek, kilka stron wypełnionych czarnym tuszem, przez które przepłynie się wzrokiem by móc rozpocząć...
2018
„Pan Tadeusz” czyli klasyk nad klasykami, z którym każdy musiał się kiedyś zmierzyć. Dla niektórych udręka, przykra konieczność czy po prostu zwykła szkolna lektura. Nie od razu docenia się wyjątkowość mickiewiczowskiego eposu. Nie od razu dostrzega się uczucia poety przelane na papier. Nie od razu odnajdujemy kunszt formy.
Opowieść jest namacalnym dowodem na miłość Adama Mickiewicz do swojego kraju. Epopeja była dla niego swoistą ucieczką do „lat dziecinnych”. W powieści zamknął swoje uczucia, ukrył marzenia i wspomnienia z dawnych lat. To właśnie dlatego epopei towarzyszy wszechobecna idealizacja. Soplicowa. Szlachty. Krajobrazu. Przyrody.
Autor rozpływa się nad pięknem ukochanej Litwy. Jej mieszkańcom przypisuje niemalże same najwspanialsze cechy i zachowania, po to by właśnie te wspomnienia, te blaknące już w jego myślach, zamknąć i nie dać im uciec. Choć fabuła, pozostaje zwyczajnie prosta to autor pomiędzy kolejnymi zdarzeniami ukrywa piękne polskie zwyczaje i wartości. Ich ślady odnajdujemy w całym Soplicowie, wykreowanym przez Mickiewicza, ośrodku polskiej tradycji, kultury i patriotyzmu.
Dopiero z czasem, już po przeczytaniu całej epopei, po wielu godzinach zmuszania się do czytania, lepiących się powiek i ziewania, docenia się formę opowieści, która o niebo przewyższa opowiadaną historię. Pięknie zbudowane opisy, wzruszająca inwokacja i epilog pięknie, zamykający całość świadczą o wyjątkowości dzieła.
Nie powiem czytało się ciężko, mozolnie i po prostu nudno. Dopiero w trakcie omawiania lektury dostrzegłam kryjące się między wierszami marzenia i wspomnienia poety. Tego się nie przeskoczy, każdy kiedyś pozna epopeję. Czy to we fragmentach czy w całości.
Dobrze jest już po przeczytaniu usiąść na chwilkę, spojrzeć przez okno i po prostu pomyśleć o dawnej Polsce, o Mickiewiczu i jego marzeniach. Może wtedy chociaż w małym stopniu uda nam się dostrzec wyjątkowość i nietuzinkowość polskiej epopei narodowej.
„Pan Tadeusz” czyli klasyk nad klasykami, z którym każdy musiał się kiedyś zmierzyć. Dla niektórych udręka, przykra konieczność czy po prostu zwykła szkolna lektura. Nie od razu docenia się wyjątkowość mickiewiczowskiego eposu. Nie od razu dostrzega się uczucia poety przelane na papier. Nie od razu odnajdujemy kunszt formy.
Opowieść jest namacalnym dowodem na miłość Adama...
2018-12-27
Kolejna książka tej autorki. Kolejna inna miłość. Kolejne pozytywne zaskoczenie. Na końcu, kolejna świetna zabawa, która towarzyszyła mi dzielnie do trzeciej w nocy.
Nie powiem, że autorka mnie nie zaskoczyła. My wszyscy, którzy siedzimy zagłębieni w powieściach typu YA/NA wiemy, że pewne schematy lubią się powtarzać, problemy głównych bohaterek też, a szczególnie pewne typy postaci. Co najważniejsze, ciężko jest napisać jednej autorce kilka książek tego typu na wysokim poziomie, zazwyczaj tylko jedna wiedzie prym najlepszej. Mariana Zapata wyrwała się ze schematu.
„Under Locke” w niczym nie przypomina osławionego, ukochanego przeze mnie „Kultiego”. To jest totalnie inna bajka. Zupełnie nowa historia, inni bohaterowie, nowa przygoda, w którą chce się zanurzać do głębi. Co więcej w niczym, nie ustępująca swojej poprzedniczce.
Powieść opowiada o młodych ludziach, którzy biernie lub z własnej woli zostali schwytani w sieć prawdziwego życia, gangów, długów i brudnych pieniędzy. Główna bohaterka Iris, chce wyjść na prostą, na jej nieszczęście może jej w tym pomóc jedynie praca w salonie tatuażu, którego właścicielem jest prawdziwy Bad boy z krwi i kości- Dex. Brzmi sztampowo? Może i tak, jednak cała otoczka świetnie zbudowanych postaci, relacji pomiędzy bohaterami sprawia, że powieść staje się czymś więcej. Może nawet brutalną choć prawdziwą historią o prawdziwym życiu.
Oprócz wspomnianych już przeze mnie świetnych bohaterów oraz dialogów moje serce skradło jednak coś innego. W powieści autorka pięknie przedstawiła różne oblicza miłości. Brata do siostry. Ojca do synka. Kobiety do mężczyzny. Przyjaciół. Ciepło wyziera z ich relacji i wspólnych spotkań.
Chciałabym więcej. Nadal czuję niedosyt. Zdecydowanie będę czekała na kolejne powieści autorki. Powoli zaczynam czuć, że mnie nie zawiedzie. Trzymam kciuki.
Polecam każdemu, kto czytał "Kultiego", kto lubi wytatuowanych, troszkę niegrzecznych mężczyzn. Polecam całym sercem i życzę miłej lektury!
Kolejna książka tej autorki. Kolejna inna miłość. Kolejne pozytywne zaskoczenie. Na końcu, kolejna świetna zabawa, która towarzyszyła mi dzielnie do trzeciej w nocy.
Nie powiem, że autorka mnie nie zaskoczyła. My wszyscy, którzy siedzimy zagłębieni w powieściach typu YA/NA wiemy, że pewne schematy lubią się powtarzać, problemy głównych bohaterek też, a szczególnie pewne...
2018-11-06
Broniłam się przed ta serią jak mogłam. Czytałam wszystko inne. Omijałam wzrokiem na półce. Kopałam, krzyczałam i gryzłam! Skoro o gryzieniu mowa…
Bractwo czarnego sztyletu postrzegałam jako serię niezobowiązującą. Kiedy mój wzrok wreszcie padł na „Mrocznego Kochanka” powiedziałam sobie, przeczytasz pierwszy tom, odhaczysz jako zaczęte, ale nie wyszło i siup problem z głowy. Oh jakże się myliłam…!
Pierwszy tom bractwa już po pierwszych stronach wciągnął mnie bez reszty! Sama nie wiem czy to sprawka wampirów, mądrej bohaterki czy seksownej bandy niebezpiecznych, groźnych, nieokrzesanych, rozpustnych mężczyzn. Naprawdę sama nie wiem…
Pierwszy tom skupia się na historii dziennikarki Beth, która jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że zwykłe życie nigdy nie było jej pisane. Z resztą o tej nowinie ma ją poinformować nie kto inny, jak sam szef szefów wampirzej ferajny- Ghrom. Cóż ich pierwsze spotkanie będzie… hmm magiczne i z pewnością nie ostatnie. Po drodze poznajemy jeszcze więcej przystojnych mężczyzn, zabójczych mężczyzn, i tych żądnych krwi.
Książka wbrew pozorom naprawdę nie jest głupia. Okej romanse paranormalne nigdy nie staną się lekturami najwyższych lotów, ale ta część była naprawdę świetna. Nie zabrakło akcentów humorystycznych, poważnych i łapiących za serce- a te w szczególności łapią cię w swoje sidła i nie pozwalają szybko o sobie zapomnieć. Jestem mile zaskoczona.
Polecam wszystkim, którzy lubią wampiry, ciekawe światy no i przystojnych mężczyzn tak jakbym nie wspomniała o nich wcześniej… Pisze tą recenzję z tygodniowym opóźnieniem… Miałam napisać od razu po zakończeniu pierwszej części, a tu zanim się obejrzałam trzymam w ręku piaty tom. Strzeżcie się!
Broniłam się przed ta serią jak mogłam. Czytałam wszystko inne. Omijałam wzrokiem na półce. Kopałam, krzyczałam i gryzłam! Skoro o gryzieniu mowa…
Bractwo czarnego sztyletu postrzegałam jako serię niezobowiązującą. Kiedy mój wzrok wreszcie padł na „Mrocznego Kochanka” powiedziałam sobie, przeczytasz pierwszy tom, odhaczysz jako zaczęte, ale nie wyszło i siup problem z...
2018-10
Mitologia grecka już dawno zakorzeniła się w moim sercu. Percy Jackson- odhaczone, mitologia Parandowskiego- odhaczona, książki z tagiem bogowie greccy- odhaczone . Nadszedł czas na zupełną nowość, tajemniczą Kirke.
Nie powiem, zaskoczyła mnie. Spodziewałam się zwykłej opowieści osadzonej w realiach starożytnej Grecji, bogów i herosów. Zamiast lekkiej łatwiej i przyjemnej historii dostałam mit- z krwi i kości. Okrucieństwo. Bezwzględność. Samolubność. Zimna stanowczość. W tej książce tak właśnie przedstawiony jest świat starożytnych bogów. Historia skupia się na tytułowej bohaterce- Kirke. Śledzimy kolejne etapy jej życia od narodzenia poprzez dorastanie aż do dorosłości. Opowieść sama w sobie nie jest łatwa. Zimna, stanowcza narracja nie pozwalała na ukazanie silnych emocji, są opisywane z chłodnym dystansem. Chwilami miałam wrażenie, że czytam stary mit grecki, a nie zwykłą powieść napisaną przez współczesną autorkę.
Kirke pokocha każdy miłośnik starożytnego świata greckiego. Jednak tego prawdziwego, zimnego i okrutnego, a nie takiego jaki przedstawiają nam współcześnie w filmach czy książkach. Nie ma tu miejsca na liczne ciepłe akcenty, historia Kirke naznaczona jest cierpieniem, samotnością i głębokim smutkiem.
Zachęcam do jej przeczytania. Uważam , że naprawdę jest tego warta. Już dawno nie spotkałam się z książką, która zaskoczył mnie tak pozytywnie!
Mitologia grecka już dawno zakorzeniła się w moim sercu. Percy Jackson- odhaczone, mitologia Parandowskiego- odhaczona, książki z tagiem bogowie greccy- odhaczone . Nadszedł czas na zupełną nowość, tajemniczą Kirke.
Nie powiem, zaskoczyła mnie. Spodziewałam się zwykłej opowieści osadzonej w realiach starożytnej Grecji, bogów i herosów. Zamiast lekkiej łatwiej i przyjemnej...
Postawmy sprawę jasno. Nie lubię piłki nożnej. Po prostu. Bez żadnego konkretnego powodu. Kiedy nadchodzi pora obejrzenia bardzo ważnego meczu (wszystkie takie są…) zawsze uciekam na drugi koniec domu bądź zaszywam się najdalszym jego kącie. Najczęściej towarzyszy mi w tym książka.
Dlaczego więc, mimo że głównymi bohaterami są piłkarze a połowa fabuły rozgrywa się na boisku, ja totalnie zwariowałam na punkcie tej książki? Wpadłam po uszy.
Długi romans współczesny zawsze mnie przerażał. No bo ile można pisać o zakochanej parze. Poznają się. Idą do łóżka. Zakochują się. Przynajmniej tak to wygląda u większości przedstawicieli gatunku. Kulti jest inny. Owszem jest to romans, ale powiedziałabym, że został zepchnięty na drugi plan. Książka opowiada o przekleństwie sławy, zmaganiach sportowców i przyjaźni przeradzającej się w coś więcej.
Główna bohaterka jest świetna, jej pewność siebie, miłość do rodziny i cięty język. Jej wybranek jest jej absolutnym przeciwieństwem, małomówny, wredny, myślący o sobie. Jednak oboje mają wspólną miłość. Piłkę nożną.
Książka jest lekka, łatwa i bardzo przyjemna. Nie posiada (dzięki, Bogu!) zapychaczy w postaci dziesięciostronicowych scen łóżkowych. Nie, tego tu nie znajdziecie. Najwyżej skrawki gładkich umięśnionych ciał.
Kulti jest po prostu świetny. Język przezabawny a bohaterowie potrafią zawrócić w głowie. Bardzo dobrze się ją czyta gorzej kończy, wtedy się żałuje że tak szybko się ją czytało.
Polecam, choć wiem, że dla niektórych będzie nudna. Cóż, każdy ma inny gust!
Postawmy sprawę jasno. Nie lubię piłki nożnej. Po prostu. Bez żadnego konkretnego powodu. Kiedy nadchodzi pora obejrzenia bardzo ważnego meczu (wszystkie takie są…) zawsze uciekam na drugi koniec domu bądź zaszywam się najdalszym jego kącie. Najczęściej towarzyszy mi w tym książka.
Dlaczego więc, mimo że głównymi bohaterami są piłkarze a połowa fabuły...
2018-09
Grzegorz Przemyk miał dziewiętnaście lat i był w trakcie zdawania matury. Chłopak uwielbiał muzykę, swoją gitarę a na skrawkach papieru zapisywał własną poezję. Miał marzenia, ambicje i plany na przyszłość tą bliższą i dalszą. Po egzaminach chciał podróżować, zwiedzić kawałek świata, który w tamtych czasach był ledwo osiągalny. Jednak nigdy nie było mu dane go zobaczyć…
Cezary Łazarewicz odważnie i konsekwentnie odkopuje prawdę, która nigdy nie miała okazji wyjść na światło dzienne. Istniała jedynie w sercach, w szeptach i ludzkich umysłach. Dzisiaj, choć sama w sobie nie jest już niebezpieczna, przypomina o zdarzeniu, które miało miejsce 12 maja 1983 roku, zdarzeniu które przelało czarę goryczy.
Reportaż przedstawia szczegółowe relacje świadków śmierci chłopaka oraz późniejsze postępowanie polskich władz. Książka opowiada o kłamstwie goniącym kłamstwo, sztuce niszczenia ludzi i okrucieństwie bez poczucia winy.
Nie ukrywam książka nie jest łatwa, i z pewnością nie miała taka być. Każdy kto po nią sięgnie, musi zdawać sobie sprawę, że tak właśnie było. Chłopak istniał, chłopaka zamordowano, bez żadnych konsekwencji. Co więcej sprawa ciągnęła się latami, sukcesywnie zbierając swoje żniwo. Przemyk nie był jedyną ofiarą. Autor opisuje historie ludzi, którzy bezpośrednio mieli styczność z chłopakiem jak i z samą sprawą. Matka. Dziewczyna. Przyjaciele. Funkcjonariusze karetki. Lekarze.
Śmierć, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Oprawcy, którzy nie powinni być bezkarni. Błędy, których nie da się już naprawić. Łazarewicz wyłożył całą prawdę na stół, przypominając tym którzy już zapomnieli, uświadamiając tych którzy nie wiedzieli i wreszcie oskarżając winnych.
Czytało się ciężko. Głownie przez świadomość, że morderstwo Grzegorza Przemyka rzeczywiście miało miejsce i to nie tak dawno temu. Nie żałuję, że przeczytałam choć wiem, że wiedza zostanie ze mną na dłużej i na pewno nie da o sobie zapomnieć. Może to i dobrze.
Cezary Łazarewicz ocalił tą małą cząstkę historii od zapomnienia. Szkoda tylko, że nikt nie zrobił tego wcześniej.
Grzegorz Przemyk miał dziewiętnaście lat i był w trakcie zdawania matury. Chłopak uwielbiał muzykę, swoją gitarę a na skrawkach papieru zapisywał własną poezję. Miał marzenia, ambicje i plany na przyszłość tą bliższą i dalszą. Po egzaminach chciał podróżować, zwiedzić kawałek świata, który w tamtych czasach był ledwo osiągalny. Jednak nigdy nie było mu dane go...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie jest to moje pierwsze spotkanie z książkami autorstwa pani Collen Hoover. Zdążyłam już dobrze zaznajomić się z jej pełnymi emocji historiami, w których opisuje młodych ludzi mierzących się z trudnymi życiowymi problemami.
"It ends with us" było dla mnie książka trudną i zarazem delikatną. Być może dlatego, że sam temat poruszany w tejże lekturze jest niezwykle ciężki. Przemoc rodzinna.
Poznajemy głównych bohaterów kiedy są młodymi, pełnymi ambicji ludźmi. Wkrótce między nimi zaczyna rodzić się uczucie oraz coś jeszcze, co nigdy nie powinno mieć miejsca.
Niełatwo czyta się o takich sprawach, a przecież w prawdziwym życiu zdarzają się one tak często. Książka przepełniona jest emocjami głównej bohaterki, pokazuje proces jej myślenia oraz rozterki związane z zaistniałą sytuacją. Bo przecież jak ukochana osoba może zrobić nam krzywdę? Jak jej tego nie wybaczyć? Jak nie dać drugiej, trzeciej, czwartej szansy? A no właśnie...
Lektura stawia czytelnikowi niewygodne pytania, skłania do rozważań, podświadomie zaczyna on sam stawiać się w sytuacji głównej bohaterki.
Nie potrafię myśleć o tej książce w kategoriach "dobra" bądź "niesamowita". Nie, według mnie jest to poważna, pełna życiowych prawd historia, do której trzeba podejść z pewną dozą dojrzałości.
Jak sama autorka przyznała jest to jej bardzo osobista książka, którą oparła na doświadczeniach z dziecięcych lat. Ta informacja z pewnością jeszcze bardziej zbliża nas do opowiedzianej historii.
Ja sama, znając wcześniejsze dzieła pisarki mogę stwierdzić, że jest to jedna z jej lepszych książek. Zarówno pod względem fabuły jak i dojrzałego podejścia do tematu.
Pełna emocji, miłości i smutku.
Nie polecam tej książki każdemu, a na pewno nie komuś kto szuka rozrywki na nudne wieczory. Jednak jeżeli jesteś gotowy na ciężką, ale jakże prawdziwą historię to powinieneś zawiesić oko na tym tytule.
Nie jest to moje pierwsze spotkanie z książkami autorstwa pani Collen Hoover. Zdążyłam już dobrze zaznajomić się z jej pełnymi emocji historiami, w których opisuje młodych ludzi mierzących się z trudnymi życiowymi problemami.
"It ends with us" było dla mnie książka trudną i zarazem delikatną. Być może dlatego, że sam temat poruszany w tejże lekturze jest niezwykle ciężki....
Muszę przyznać, że „Ukochane równanie profesora” to moje pierwsze zetknięcie z literaturą japońską. Już na wstępie urzekła mnie przepiękna okładka, która swoim minimalizmem i estetyką trafiła w mój gust ,więc nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
Za piękną oprawą kryje się równie piękna historia. Jest to powieść, w której mniej znaczy więcej i w tym wypadku trzej bohaterowie sprawili, że nakreślona przez autorkę historia, łapie za serce oraz powoduje uśmiech na twarzy czytającego.
Fabuła koncentruje się na Profesorze, wybitnym matematyku, chorującym na zanik pamięci, jego nowej opiekunce i jej synu. Całą trójkę niby zwyczajnych bohaterów połączy niezwykła więź, poprzetykana matematycznymi równaniami oraz rozmowami o baseballu.
Historia jest po prostu rozczulająca, czytelnik może wraz z kolejnymi stronami śledzić rozwijającą się relację pomiędzy bohaterami. Kluczową rolę odgrywa tutaj matematyka, która zdaje się być jedyną stałą i miłą rzeczą w życiu Profesora. Nigdy nie powiedziałabym, że spojrzę łaskawym okiem na tą dziedzinę nauki. „Ukochane równanie profesora” wyparło moje złe wspomnienia z czasów szkolnych i pokazało drugie oblicze matematyki jako pasji i czynnika, który może splatać ludzkie losy.
Myślę, że powieść zachęciła mnie do dalszego zgłębiania literatury azjatyckiej. Piękna i pełna miłości historia spodoba się wielu odbiorcom. Gorąco polecam!
Muszę przyznać, że „Ukochane równanie profesora” to moje pierwsze zetknięcie z literaturą japońską. Już na wstępie urzekła mnie przepiękna okładka, która swoim minimalizmem i estetyką trafiła w mój gust ,więc nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZa piękną oprawą kryje się równie piękna historia. Jest to powieść, w której mniej znaczy więcej i w tym wypadku trzej...