Biblioteczka
2019-02-02
2019-01-22
2016-07-16
Drogie dzieci, róbcie research nim sięgniecie po książkę. Zaintrygowana tytułem, bez wahania wybrałam tę powieść, w trakcie lektury orientując się, iż stanowi ona kontynuację. I pluję sobie w brodę, gdyż obawiam się, że 1 tom przygód Helen Grace nie zdoła przyćmić fenomenalnego wrażenia, jakie wywarło na mnie "Powiedz panno...". Autor nie bawi się w dawkowanie akcji - wszystko nieustannie leci na łeb, na szyję. Arlidge przeskakuje między postaciami, ukazując historię z różnych perspektyw, każdej równie istotnej, każdej równie intrygującej. Kupuję jego twórczość całym sercem i polecam z obsesją w oczach, gdyż ten człowiek jeszcze nie jedną intrygę poprowadzi w mistrzowskim stylu.
Drogie dzieci, róbcie research nim sięgniecie po książkę. Zaintrygowana tytułem, bez wahania wybrałam tę powieść, w trakcie lektury orientując się, iż stanowi ona kontynuację. I pluję sobie w brodę, gdyż obawiam się, że 1 tom przygód Helen Grace nie zdoła przyćmić fenomenalnego wrażenia, jakie wywarło na mnie "Powiedz panno...". Autor nie bawi się w dawkowanie akcji -...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-13
Powiem pokrótce: przez ostatnie rozdziały wyszłam z siebie, usiadłam obok, przyssałam się do książki, i choćby Szóstki przymierzały się do wysadzenia mi domu, wiernie trwałam przy lekturze, trąc niecierpliwie kartki o siebie i z całego serca kibicując Parzivalowi.
Nigdy nie spotkałam się z tak oszałamiającym s-f. Czy raczej powinnam rzec, iż śmiałą wizją naszej niedalekiej przyszłości?
Fe-no-men. Gamerzy, odlepcie się od monitora i skupcie swą uwagę na Playerze One, gdyż powieść wciąga lepiej niż nasze rodzime RPG spod znaku CD Project RED.
Powiem pokrótce: przez ostatnie rozdziały wyszłam z siebie, usiadłam obok, przyssałam się do książki, i choćby Szóstki przymierzały się do wysadzenia mi domu, wiernie trwałam przy lekturze, trąc niecierpliwie kartki o siebie i z całego serca kibicując Parzivalowi.
Nigdy nie spotkałam się z tak oszałamiającym s-f. Czy raczej powinnam rzec, iż śmiałą wizją naszej niedalekiej...
2016-03-26
Tę książkę definiuje jej finał, do którego droga niestety prowadzi przez sceptyczne marszczenie brwi i ciche prychnięcia. Cokolwiek nie porywa czytelnika ani swą oryginalnością, ani narracją głównej bohaterki. Bardzo przeciętna heroina (z tendencją do przesadnych konkluzji tudzież irytującego niezdecydowania) zakrawa o nielubiany przeze mnie nieautentyczny typ. Wrażenie wzrasta, gdy z każdym kolejnym rozdziałem jej mierny los przybiera najmniej spodziewany scenariusz, odrealniony nawet jak na powieść fantasy. Pomysł autorki wydaje się mieć luki, historia trąci naciąganiem i niełatwo z jakimkolwiek bohaterem sympatyzować, chociaż świat przedstawiony posiada zalążek potencjału.
Z radością stwierdzam, iż cokolwiek mdławego skrywało się między stronami, podczas kulminacyjnego zwrotu akcji powieść nabrała trzeźwości i surowości. Zaczęła kleić się w całość, zespajać ze sobą w trwały i solidny sposób, porywając mnie do reszty.
Przez połowę książki zastanawiałam się komu opchnąć tę przecenianą historyjkę. Pod sam koniec zachodziłam w głowę skąd wytrzasnąć drugi tom. I właśnie dla tak obezwładniającego wrażenia warto przemęczyć ten baaardzo długi początek.
Tę książkę definiuje jej finał, do którego droga niestety prowadzi przez sceptyczne marszczenie brwi i ciche prychnięcia. Cokolwiek nie porywa czytelnika ani swą oryginalnością, ani narracją głównej bohaterki. Bardzo przeciętna heroina (z tendencją do przesadnych konkluzji tudzież irytującego niezdecydowania) zakrawa o nielubiany przeze mnie nieautentyczny typ. Wrażenie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-13
To absolutnie niesamowite jak ta seria człowieka porywa. Raz rozpoczęta nie pozwala o sobie zapomnieć i niczym niemowle upomina się krzykiem o uwagę. A obdarzałam ją szczególną opieką z niezaprzeczalną przyjemnością i gdybym spotkała na ten czas w drodze na uczelnię kogoś zaczytanego w Kosogłosie, siłą odebrałabym mu tom, byle tylko dokończyć rozpoczęty poprzedniego wieczoru wątek. Teraz rozumiem Johannę i jej guilty pleasure w postaci morfiny - Kosogłos znieczulał mnie na świat.
Wchodząc w Panem postrzegane oczami Katniss, odczuwałam lęki, obawy, jak również determinację i zafascynowanie. Prezydent Snow skradł me serce, po raz kolejny rozgrywając partię gry rozbrajająco mocnymi kartami. Jego obsesja na punkcie Kosogłosa, jak i jej nienawiść do Snowa jest moim zdaniem największym fabularnym atutem tej serii. Nie porwały mnie romanse Kosogłosa, nie współczułam Peecie ani nie kibicowałam Gale'owi. W zasadzie ta ckliwa strona Igrzysk wyjątkowo mnie mdli. Mimo to Katniss w końcu zyskuje jako postać, ostatecznie dojrzewając do sprostania konsekwencjom wynikającym z jej decyzji. Wspaniale było oglądać jej przemianę z nieświadomej swych czynów dziewczynki do pewnie brzmiącego i twardego głosu rebeli.
Mankamentem dla mnie jest epilog, bo choć zawierający bardzo dobry cytat, sceneria cokolwiek nie budzi mojej sympatii. Chyba podświadomie oczekiwałam, iż na podobieństwo Haymitcha Katniss utopi przeszłość w alkoholu, tracą ową rebeliancką siłę ducha, gdy tylko Kosogłos zostanie pogrzebany wraz z wojną - pod setką ofiar i stertą gruzu.
To absolutnie niesamowite jak ta seria człowieka porywa. Raz rozpoczęta nie pozwala o sobie zapomnieć i niczym niemowle upomina się krzykiem o uwagę. A obdarzałam ją szczególną opieką z niezaprzeczalną przyjemnością i gdybym spotkała na ten czas w drodze na uczelnię kogoś zaczytanego w Kosogłosie, siłą odebrałabym mu tom, byle tylko dokończyć rozpoczęty poprzedniego...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-05
Fizycy najprawdopodobniej zmieszają tę książkę z błotem, gdyż zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, komu wytykanie błędów przychodzi z łatwością. Na szczęście nie jestem ani fizykiem, ani biologiem, ani inżynierem, co pozbawia mnie punktu odniesienia do przedstawionych wydarzeń. Astronatua w sumie też ze mnie żaden.
Nie patrząc na książkę przez pryzmat naukowy, jest to pozycja bardzo dobra. Mark Watney nie wnosi monotonii, nie drażni i nie męczy, lecz prowadzi absurdalnie zabawny monolog, którego nie zakłóca nawet groza, w której przyszło mu żyć.
Książka bardzo pozytywna, polecam.
Fizycy najprawdopodobniej zmieszają tę książkę z błotem, gdyż zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, komu wytykanie błędów przychodzi z łatwością. Na szczęście nie jestem ani fizykiem, ani biologiem, ani inżynierem, co pozbawia mnie punktu odniesienia do przedstawionych wydarzeń. Astronatua w sumie też ze mnie żaden.
Nie patrząc na książkę przez pryzmat naukowy, jest to...
2015-09-06
One does not simply read "Catching Fire".
To, co się rozgrywało na łamach tych trzystu stron, mogę skwitować wyłącznie słowem fenomen, chociaż spodziewam się pełnych politowania spojrzeń ze strony innych czytelników.
Nie oczekiwałam od tej serii większych emocji, lecz jak pierwsza część zasiała we mnie ziarno wątpliwości, tak druga postarała się, aby masywny dąb wyrósł na jego miejscu, ryjąc mój mózg grubymi korzeniami. Nie potrafię teraz z głowy wyrzucić Rogu Obfitości na środku barbarzyńskiego cyferblatu areny, ani świadomości buntu, która ugrzęzła mi pod skórą niczym drzazga, a tym bardziej poczucia grozy, szczególnie mrożącej mą krew podczas finałowej sceny z Galem.
Mimo iż znałam przebieg drugiej części z filmu, nie straciłam przyjemności z jej czytania. Ponadto autorka opanowała do perfekcji zrzucanie bomby na czytelnika pod dosłowny koniec każdego rozdziału, więc kulturalne odłożenie książki na bok nie wchodziło w rachubę, gdyż apetyt rósł i rósł.
Nadal nie darzę sympatią głównej bohaterki - nawet stwierdziłabym, że odczuwam wobec niej rosnącą niechęć, jednakże fenomenem dla mnie wciąż pozostaje prezydent Snow, którego persony nieustannie jest za mało, choć nie sposób wyzbyć się wrażenia, iż jak ten Duży Brat patrzy i nie omieszka surowo oceniać, a potem jakże okrutnie ukarać.
One does not simply read "Catching Fire".
To, co się rozgrywało na łamach tych trzystu stron, mogę skwitować wyłącznie słowem fenomen, chociaż spodziewam się pełnych politowania spojrzeń ze strony innych czytelników.
Nie oczekiwałam od tej serii większych emocji, lecz jak pierwsza część zasiała we mnie ziarno wątpliwości, tak druga postarała się, aby masywny dąb wyrósł na...
2015-08-31
Skłamałabym, twierdząc, iż patrzyłam na trylogię neutralnie nim wreszcie wygospodarowałam czas na zapoznanie się z pierwszym tomem. Niestety smak na Igrzyska zepsuła mi ekranizacja, którą zaryzykowałam ze względu na piejącą z zachwytu znajomą. Film pozostawił po sobie druzgocące wrażenie, którego nie potrafiłam zmyć przez bardzo długi czas.
Jak to mówią "co się odwlecze, to nie uciecze".
Rozbawię pewnie niejednego czytelnika, wyznając, że obejrzane z braku lepszej łóżkowej perspektywy następne części rozpaliły we mnie głód na Głodowe Igrzyska. Czy ówczesna gorączka spotęgowała wrażenie, czy ostatecznie zaskoczył ociągający się do tej pory trybik w mej głowie, nie umiem powiedzieć, jednak fakt faktem pozostanie - potrzeba przeczytania Igrzysk stała się niemal fizjologiczną potrzebą ciała, która nie mogła znieść dłuższej zwłoki!
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam przed rozpoczęciem pierwszego rozdziału, była kąpiel w wannie we wczesnowieczornych godzinach. Pierwszą rzeczą, którą uświadomiłam sobie, przekraczając granicę II części powieści, był środek nocy oraz 80 litrów cholernie zimnej wody.
Nie kupiła mnie Katniss - ani nie wzruszyła mnie jej ofiara, ani nie zaimponowała impulsywność podczas indywidualnego pokazu. Nie przekonał mnie Peeta w swej dobroci i odgrywanych uczuciach. Może troszkę sympatii zaskarbił sobie Haymitch, lecz tym, co mnie szczerze przyssało do tej książki, było zafascynowanie mentalnością ludzi Kapitolu. Okrutni, manipulacyjni rządzący; naiwni, wręcz upośledzeni we współodczuwaniu mieszkańcy. Gdy Katniss przytacza anegdotę o urlopowiczach, którzy odwiedzają Arenę w celach turystycznych i chętnie podejmują się inscenizowania śmierci trybutów, już mam stuprocentową pewność, iż pragnę wchłonąć logikę Kapitolu, zrozumieć oraz poczuć powody podżegające ich do barbarzyństwa w cukrowej otoczce luksusu oraz domniemanej wspaniałomyślności. Pragnę również na własnej skórze doświadczyć, jak ten sam Kapitol upada z porażającym impetem.
Już ostrzę pazury na drugi tom cyklu, nie mogąc doczekać się kreacji Prezydenta Snowa. Oczekuję od niego takiego zepsucia i odczłowieczenia, od którego aż oczy sczernieją mi z nienawiści, a cała trylogia na długo ugrzęźnie mi pod skórą.
Skłamałabym, twierdząc, iż patrzyłam na trylogię neutralnie nim wreszcie wygospodarowałam czas na zapoznanie się z pierwszym tomem. Niestety smak na Igrzyska zepsuła mi ekranizacja, którą zaryzykowałam ze względu na piejącą z zachwytu znajomą. Film pozostawił po sobie druzgocące wrażenie, którego nie potrafiłam zmyć przez bardzo długi czas.
Jak to mówią "co się odwlecze, to...
2015-07-12
Byłam furiatem i złośnicą, byłam rozanielona i zadowolona.
Książka oddziaływała na mnie niczym silny nurt rzeki na kamień - rzucała mną, poniewierała, dominowała i porywała. Chociaż pierwsza część zmęczyła mnie misterną plątaniną dezinformacji, nieścisłości, naciągania i mieszanych uczuć (czytając wersję Amy, nienawidziłam Nicka; czytając wersję Nicka, nie cierpiałam Amy), okazała się ona bardzo solidnym podłożem dla późniejszych rozdziałów. Przekroczywszy magiczną barierę połowy, wchłonęłam powieść niczym Zakochany Kundel talerz spaghetti.
Tę historię jednocześnie się kocha i nienawidzi. Flynn po raz kolejny nie pozwala jednoznacznie opowiedzieć się za bohaterami. Są pełni wad, wręcz antypatyczni, jednak nie sposób wzbronić się przed uczuciem fascynacji. Mam tylko nadzieję, iż "Zaginiona Dziewczyna" nie okazała się szczytem jej literackich umiejętności i w przyszłości sprawi mi kolejny emocjonalny rollercoaster.
Byłam furiatem i złośnicą, byłam rozanielona i zadowolona.
Książka oddziaływała na mnie niczym silny nurt rzeki na kamień - rzucała mną, poniewierała, dominowała i porywała. Chociaż pierwsza część zmęczyła mnie misterną plątaniną dezinformacji, nieścisłości, naciągania i mieszanych uczuć (czytając wersję Amy, nienawidziłam Nicka; czytając wersję Nicka, nie cierpiałam Amy),...
2015-06-12
Fenomenalne pod każdym względem - od narracji, poprzez kadry, na pracy kamery kończąc. Album jest pełen metafor, niedopowiedzeń, pytań bez odpowiedzi, które trzymają czytelnika w garści. Emocje targające bohaterami są intymne, zupełnie niepasujące do kanonów określających ich mianem herosów. Nie są wielcy, nie są niepokonani - pod siejącą postrach maską widzimy ludzkie oblicza, niedoskonałe i pełne człowieczych słabości.
Silny w przekazie komiks. Bardzo dobra pozycja.
Fenomenalne pod każdym względem - od narracji, poprzez kadry, na pracy kamery kończąc. Album jest pełen metafor, niedopowiedzeń, pytań bez odpowiedzi, które trzymają czytelnika w garści. Emocje targające bohaterami są intymne, zupełnie niepasujące do kanonów określających ich mianem herosów. Nie są wielcy, nie są niepokonani - pod siejącą postrach maską widzimy ludzkie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-08
"Prawdopodobnie" moje naiwne dwudziestoletnie ego, które nie zdążyło ochłonąć jeszcze po licealnych doznaniach, nie jest w stanie pojąć świata trzydziestosiedmioletniego Hajime ani utożsamić się z jego rozterkami.
"Prawdopodobnie" docenienie tej historii wymaga ode mnie skompletowania doświadczenia, na które przeznaczony życiowy bagaż wciąż świeci pustkami i domaga się uwagi.
"Prawdopodobnie" kiedyś ujrzę geniusz kryjący się między wersami; geniusz, za który Murakami jest cenionym pisarzem na całym świecie.
Póki co "Na południe od granicy..." pozostanie dla mnie powieścią zagadkową. Mimo iż pochłonęłam ją w całości, historię odbierałam na zasadzie "z daleka", jakby dobiegała do mnie w postaci echa, zniekształcona i niekompletna. Nie zrozumiałam jej, lecz docenię za niebanalność. Niby jest to historia prosta, jednak posiada w sobie jakąś niewysłowioną magię, która wyróżnia tę książkę na tle innych przeze mnie przeczytanych. Zapewne do niej wrócę w przyszłości, aby ponowić próbę spojrzenia na życiowe dylematy oczami głównego bohatera. Być może wtedy zdołam wciągnąć z nich więcej niż niezrozumiałe zmarszczenie brwi.
"Prawdopodobnie" moje naiwne dwudziestoletnie ego, które nie zdążyło ochłonąć jeszcze po licealnych doznaniach, nie jest w stanie pojąć świata trzydziestosiedmioletniego Hajime ani utożsamić się z jego rozterkami.
"Prawdopodobnie" docenienie tej historii wymaga ode mnie skompletowania doświadczenia, na które przeznaczony życiowy bagaż wciąż świeci pustkami i domaga się...
2015-04-05
Ja mam jakiś niuzasadniony problem z twórczością Sapkowskiego - ilekroć wezmę w ręce książkę, tyle samo razy ją odłożę. Nie potrafię się wciągnąć i budzi to we mnie pewnien niedosyt. Wielokrotnie wysłuchiwałam opinii ludzi, którzy wsiąkali w historię niczym atrament w papier, gdy ja, wmusiwszy w siebie dwie strony, mówiłam pass. Nie zrozumcie mnie źle, powieść jest naprawdę dobrym kawałkiem historii i niewątpliwie należy zapoznać się z uniwersum Wiedźmina; nie należy się jednak frustrować, jeżeli po mimo dobrych chęci człowiek mija się z książką niczym czapla z żurawiem w wierszu Brzechwy - nie wszyscy muszą od razu czcić twórczość Andrzeja Sapkowskiego.
Jednak fakt faktem, "Miecz przeznaczenia" czytało mi się znacznie lepiej od "Ostatniego Życzenia". Widocznie mam słabość do relacji opiekun-podopieczny, lecz nie dziwi mnie to, zważywszy na mą miłość do filmu "Leon".
Zapewnie sięgnę po resztę tomów o Białym Wilku, lecz na dany moment biorę urlop.
Ja mam jakiś niuzasadniony problem z twórczością Sapkowskiego - ilekroć wezmę w ręce książkę, tyle samo razy ją odłożę. Nie potrafię się wciągnąć i budzi to we mnie pewnien niedosyt. Wielokrotnie wysłuchiwałam opinii ludzi, którzy wsiąkali w historię niczym atrament w papier, gdy ja, wmusiwszy w siebie dwie strony, mówiłam pass. Nie zrozumcie mnie źle, powieść jest naprawdę...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-03
Zwykle omijam pierwszoosobową narrację szerokim łukiem, zwłaszcza jeżeli główną bohaterką jest kobieta. Przywykłam do tych ckliwych narracji książek młodzieżowych, w których głowy dziewcząt umęczone są rozterkami sercowymi, i z czasem zaczęły mnie mierzić. Tu zachwyt nad sobą, tu z kolei głęboka rozpacz oraz użalanie się - nie, podziękuję.
Bardzo sceptycznie podeszłam więc do tej książki. Miałam jednak cichą nadzieję, że motyw morderstw odsunie na drugi plan refleksyjne bójki narratorki. Stąd też wzięło się moje niedowierzanie, gdy przebrnęłam przez pierwsze dwa rozdziały i spostrzegłam, iż narracja - nadal pierwszoosobowa - jest tak umiejętnie poprowadzona, że zachowuje zdrowy dystans między czytelnikiem a bohaterką. Postać Camille nie była wylewna, lecz krytyczna, nawet wobec samej siebie, także z fascynacją czytałam kolejne strony, niemal czcząc krótkie, porozrzucane łaskawie fragmenty, ukazujące w lepszym świetle jej tajemniczą osobę/przeszłość. Wydała mi się szczera, więc i szczerą sympatią ją obdarzyłam.
W sumie większość bohaterów wypadła przekonująco. Jedyną karykaturą była dla mnie trzynastoletnia Amma, na którą w żaden sposób nie mogłam spojrzeć przez pryzmat jej małoletności. Jej zachowanie, wypowiadane przez nią słowa, opisy jej ciała - nie pasowało mi to do własnego wyobrażenia dziewcząt w tym wieku. Może jednak powinnam przywyknąć do tego amerykańskiego obrazu, biorąc pod uwagę film "Trzynastka" oraz zbliżoną w nim wizję zepsutej młodzieży.
Trzeba przyznać, że "Ostre Przedmioty" to bardzo dobry debiut. Książka, choć ponura od pierwszych stron, prawdziwej złowieszczej mocy nabiera dopiero pod koniec. Zakończenie okazało się tak niewiarygodne do tego wszystkiego, co przewidywałam w trakcie powieści, że w pierwszych chwilach nie zrozumiałam całego obrotu sprawy. Trochę boli mnie jednak pęd ostatnich stron, który opisać mogę jako zrzucenie ze szczytu klifu ogromnego głazu, który wtaczałam, wyciskając z siebie siódme poty, po stromej krawędzi zbocza. Fatyga wydaje się wręcz prześmiewcza, biorąc pod uwagę fakt, że głaz bez większego wysiłku przepadł w wodę.
Mimo wszystko jest to bardzo dobra książka, która nie pozostawia obojętnym.
Zwykle omijam pierwszoosobową narrację szerokim łukiem, zwłaszcza jeżeli główną bohaterką jest kobieta. Przywykłam do tych ckliwych narracji książek młodzieżowych, w których głowy dziewcząt umęczone są rozterkami sercowymi, i z czasem zaczęły mnie mierzić. Tu zachwyt nad sobą, tu z kolei głęboka rozpacz oraz użalanie się - nie, podziękuję.
Bardzo sceptycznie podeszłam więc...
2015-02-27
Nosiłam się z zamiarem przeczytania tej książki już jakiś czas, lecz zawsze mój wybór padał na inne lektury. Przypomniałam sobie o "Jednym Dniu", kiedy ujrzałam ten tytuł na wyprzedaży, więc pomyślałam "Why not?".
Ze zdumieniem wyznam, iż ówczesne lekceważące "why not" zamieniło się w nałóg. W każdej wolnej chwili porywałam książkę w dłonie, wertując kolejne strony. Przerzucałam kartki z częstotliwością karabinu maszynowego, gdyż tę książkę czyta się porażająco lekko i szybko. Owszem, przedstawiona historia nie zakrawa o wydarzenia rzeczywiste, i owszem, jedyną interesującą, wypadającą nawet rzetelnie postacią jest Emma, lecz niezaprzeczalnie wkupuje się w łaski. Historia jest tak opowiadana, że czytelnik wyczekuje momentu zbliżenia między Em a Dexem, gdyż związek tych dwoje wydaje się oczywistą koleją rzeczy, a niestety wlecze się niczym sójka wyruszająca za morze.
Osobiście liczyłam na to, iż ostatecznie drogi tych dwojga się rozejdą. Nie rozumiałam miłości Em do kolesia, który swą osobą psuł mi większą część książki. Niestety jest coś w tej niezdrowej ciągocie kobiet do drani i "Jeden Dzień" temu dowodzi. Gdy akcja książki ograniczyła się wyłącznie do retrospekcji i do historii Dexa, w wielkich trudach wytrwałam do zakończenia.
Historia nie wnosi niczego nowego, czego człowiek - wertujący więcej niż jedną książkę rocznie - nie zdążył przeczytać. Czasem bawi, czasem smuci, czasem irytuje, lecz w mym odczuciu pozostaje bajką, w którą w najmniejszym stopniu nie zawierzyłam, acz którą w porządku się czytało.
Nosiłam się z zamiarem przeczytania tej książki już jakiś czas, lecz zawsze mój wybór padał na inne lektury. Przypomniałam sobie o "Jednym Dniu", kiedy ujrzałam ten tytuł na wyprzedaży, więc pomyślałam "Why not?".
Ze zdumieniem wyznam, iż ówczesne lekceważące "why not" zamieniło się w nałóg. W każdej wolnej chwili porywałam książkę w dłonie, wertując kolejne strony....
2015-02-23
Po bardzo długim urlopie (bo kilkuletnim) od perypetii Bridget Jones, bez większych nadziei, acz z sentymentem, podeszłam do wertowania trzeciej części. I przyznam szczerze: początki były horrendalne. Nic mi nie pasowało, ani w stylu, ani w życiu Bridget. Czytanie ze zrozumieniem przychodziło mi z trudem, lecz nie potrafię określić czy ja z wiekiem zgłupiałam, czy nasza tytułowa bohaterka.
Z czasem obraz zaczął nabierać kształtów i dzięki bogu, że ostałam przy lekturze, gdyż przekroczywszy połowę powieści, Bridget znów okazała się bliska mojemu sercu. Zaakceptowałam ten rozdział w jej życiu i przeżywałam każdą banalną męską rozterkę, jednocześnie odczuwając rosnącą sympatię do jej dojrzalszej odsłony, którą przejawiała w miłości do dzieci (oraz ostatecznie w zakończeniu wątku z Roxterem).
Książkę czytało się lekko i przyjemnie. Jest mimo wszystko napisana w pozytywnym tonie. Haczykiem okazuje się jednak magiczna granica połowy książki, do której trzeba dotrwać, aby zacząć szczerze cieszyć się powieścią.
Po bardzo długim urlopie (bo kilkuletnim) od perypetii Bridget Jones, bez większych nadziei, acz z sentymentem, podeszłam do wertowania trzeciej części. I przyznam szczerze: początki były horrendalne. Nic mi nie pasowało, ani w stylu, ani w życiu Bridget. Czytanie ze zrozumieniem przychodziło mi z trudem, lecz nie potrafię określić czy ja z wiekiem zgłupiałam, czy nasza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zabolała mnie przeciętność tej pozycji, choć mnie samą dziwi ten osąd, skoro "Mroczniejszy Odcień Magii" to początek baśni o alternatywnych światach, magii i polityce. Nasłuchałam się wiele dobrego o tej pozycji, stąd też z żalem - już na etapie pierwszych rozdziałów - dostrzegłam, iż treść przed moimi oczami nie dorównuje wyobrażeniom z mojej głowy. Nie zachwyciło mnie w niej nic - ani bohaterowie, ani skoncentrowane na nich rozdziały, ani wewnętrzne dylematy czy konflikty z postaciami, z którymi wchodzą w interakcję, ani intryga i świat wykreowany. Wszystko było płaskie jak metafora, którą Kell wykorzystał do opisania istnienia alternatywnych Lodynów - kartka na kartce na kartce. Nie dostrzegłam obiecanej charyzmy w bohaterach, gdyż wypadali schematycznie, jakby pisani z lenistwa pod istniejące i przetarte w literaturze "young adult novel" stereotypy. Nie odczułam polotu, ponieważ zanim doszło do zawiązania akcji, rozdziały poświęcone na ekspozycję bohaterów powieści były miałkie i nieporywające, a koniec tomu nadszedł raptownie i na wzruszenie ramion. Waga wydarzeń fabularnych również nie niosła żadnej siły, ponieważ coś jest w tej książce, co pozwala zgadywać, iż cała sztampa jest sztuczna, a historia skończy się dobrze. Skończyłam ją czytać z wnioskiem, że akcja w tej historii nie ma żadnych realnych i poważnych konsekwencji, trywializując wszelkie zawarte w niej wydarzenia. Nie wyniosłam z lektury nic, oprócz przekonania, że Schwab, jak i Cassandra Clare, to autorka ukierunkowana w swej prozie przede wszystkim do nastoletnich gustów. Ot czytadło, po którego kontynuację nie sięgnę.
Zabolała mnie przeciętność tej pozycji, choć mnie samą dziwi ten osąd, skoro "Mroczniejszy Odcień Magii" to początek baśni o alternatywnych światach, magii i polityce. Nasłuchałam się wiele dobrego o tej pozycji, stąd też z żalem - już na etapie pierwszych rozdziałów - dostrzegłam, iż treść przed moimi oczami nie dorównuje wyobrażeniom z mojej głowy. Nie zachwyciło mnie w...
więcej Pokaż mimo to