-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-08-05
2023-01-07
2022-12-29
2022-11-20
2021-07-15
2022-11-16
2022-09-18
2022-04-13
2022-03-21
2021-10-13
2021-09-19
2021-06-01
2021-03-17
2021-02-03
2018-08-12
2017-11-29
Z wielkim uśmiechem wystawiłam dziewięć gwiazdek tej pozycji, bo już od dawna nie czytałam tak dobrej książki. Oczarowała mnie i dzięki niej wróciła moja chęć do czytania. Choć America nie zdobyła mojej sympatii, tak Aspen i Maxon zdecydowanie (jeśli chodzi o głównych bohaterów). Cały ten świat jest wykreowany bardzo dobrze, ma świetnie przedstawioną historię, ale także urzekającą teraźniejszość, która nie dla wszystkich jest łaskawa. Niezwykły klimat, dobrze dopracowani bohaterowie, cała ta królewska otoczka jak najbardziej na plus. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Jeśli nie wiecie o czym są "Rywalki", to spróbuję przybliżyć fabułę.
W królestwie zostają zorganizowane Eliminacje do znalezienia żony dla księcia Maxona. Spośród wielu dziewcząt z różnych klas społecznych zostaje wyłonionych 35 dziewcząt, które zawalczą o koronę lub serce księcia. Między innymi na zamek przyjeżdża America - Piątka, która pochodzi z biednej rodziny i zarabia grając na instrumentach oraz śpiewając dla zamożnych ludzi. Jednak ona jest tutaj dla swojej rodziny, która dostaje rekompensatę za udział Ami w Eliminacjach. Dziewczyna kocha kogoś z niższych sfer, lecz czy Maxon zdoła ją oczarować, czy tylko pozostaną na przyjacielskich stosunkach? Czy to ona zostanie jego żoną? A może znienawidzona przez wszystkich Celeste, faworytka Marlee lub cicha Ashley?
Czytało się przyjemnie. Polecam każdemu i pozdrawiam!
Z wielkim uśmiechem wystawiłam dziewięć gwiazdek tej pozycji, bo już od dawna nie czytałam tak dobrej książki. Oczarowała mnie i dzięki niej wróciła moja chęć do czytania. Choć America nie zdobyła mojej sympatii, tak Aspen i Maxon zdecydowanie (jeśli chodzi o głównych bohaterów). Cały ten świat jest wykreowany bardzo dobrze, ma świetnie przedstawioną historię, ale także...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-21
"Szeptucha" to świetna książka na nudne wieczory. Na początku podchodziłam do niej dość sceptycznie, ponieważ nie sięgam po polskie pozycje, ale tutaj skusiłam się na namową koleżanki. Na szczęście ta historia przerosła moje oczekiwania. Nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji. Ta kultura, ta alternatywa dla Polski naprawdę mi się spodobała. Polubiłam wszystkich głównych bohaterów, nawet naszą hipochondryczkę Gosię, która niekiedy działała mi na nerwy. Baba Jaga jest dla mnie mistrzynią, a Mieszko nową miłością. Polecam wszystkim tę książkę, a ja mam nadzieję, że wkrótce będę miała szansę przeczytać pozostałe części.
"Szeptucha" to świetna książka na nudne wieczory. Na początku podchodziłam do niej dość sceptycznie, ponieważ nie sięgam po polskie pozycje, ale tutaj skusiłam się na namową koleżanki. Na szczęście ta historia przerosła moje oczekiwania. Nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji. Ta kultura, ta alternatywa dla Polski naprawdę mi się spodobała. Polubiłam wszystkich...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-25
https://recenzuje-od-ksiazki-strony.blogspot.com/
Tę serię chciałam rozpocząć już dawno temu, bowiem słyszałam o niej wiele dobrego. Nadszedł ten moment, kiedy mogę powiedzieć, że nareszcie udało mi się to zrobić. Pierwszy tom mam już za sobą i z chęcią opowiem wam o nim trochę więcej. Z radością stwierdzam, że ta recenzja będzie należeć do pozytywnych.
Mamy rok 2059. Dziewiętnastoletnia Paige to unikat. Posiada dar jasnowidzenia, jednak nie jest tylko wróżem, czytającym z kart czy igieł. Jest sennym wędrowcem. W jej świecie zdradą jest już sam fakt, że oddycha. Dziewczyna pracuje w kryminalnym podziemiu, aby chronić się przed Sajonem, który uważa takich jak ona za chorych. Splot niefortunnych zdarzeń sprawia, że Paige zostaje porwana przez starożytną rasę Refaitów, prowadzących od dwustu lat kolonię karną dla wszelkiego rodzajów jasnowidzów. Ład, dyscyplina, zasady. Blada śniąca trafia pod opiekę tajemniczego Naczelnika, który od teraz jest jej panem, a zarazem naturalnym wrogiem. Aby odzyskać wolność, musi dostosować się do reguł panujących w miejscu, w którym została przeznaczona na śmierć.
"- Rozmawiamy dopiero od dziesięciu minut, Paige. Postaraj się nie wyczerpać całego swego sarkazmu na jednym wydechu."
Przed przystąpieniem do lektury kilku znajomych oraz recenzentów nieco mnie przestraszyło początkiem, twierdząc, że jest niezwykle trudny to zrozumienia, że przez pierwsze sto stron ledwo dajemy radę. Na szczęście nie było tak źle. Z czystym sumieniem przyznaję, iż pierwszy rozdział był skomplikowany, aczkolwiek wstęp do książki fantasy nigdy nie należy do najprostszych, lecz dalej jest już o wiele lepiej. Oczywiście, sięgałam po słowniczek, który znajduje się na ostatnich stronach, aby przypominać sobie, co oznaczają poniektóre nazwy, zerkałam na mapę oraz do innych notatek, lecz były to czynności rzadko wykonywane. Sporo pojęć rozszyfrowałam sama, domyśliłam się z kontekstu. Nie mówię, że kilka nie sprawiło mi trudności, ale też bez przesady. Nie wiem jak wy odbierzecie rozpoczęcie książki, bo to sprawa indywidualna, jednakże ja nie wspominam go wcale aż tak źle. Jeśli zaś chodzi o wcześniej wspomniany słownik, to uważam, że warto by było dodać do niego rozwinięcie paru ważnych skrótów, które po kilkudziesięciu stronach gdzieś mi ulatywały.
Fabuła, jak i jej rozwinięcie, zachwyciła mnie. Wykreowany świat jest naprawdę intrygujący i dopracowany w najmniejszych szczegółach. Nie było chyba momentu, który był nudzący lub niewzbudzający zainteresowania. Cały czas chciałam się dowiedzieć o dalszych losach Paige i innych postaci, które trafiły do mojego serca. Sam pomysł jest genialny, przedstawione wydarzenia spodobały mi się. Wątki dotyczące jasnowidzenia, wkradania się do czyjegoś umysłu, wędrowania po sennym krajobrazie, łączenia się z zaświatami oraz przywoływania duchów ciekawiły mnie, gdyż uwielbiam taką tematykę. Autorka opisała to w łatwy do pojęcia sposób, przez co całość wydawała się niesamowicie interesująca. Zachłysnęłam się tą historią, pochłonęła mnie na dłuższy okres.
"- Nie jesteś niemową - powiedział. - Odezwij się.
- Myślałam, że nie mam prawa odzywać się bez pozwolenia.
- Zezwalam ci.
- Nie mam nic do powiedzenia."
Paige przypadła mi do gustu. Pod względem odwagi, lojalności i takiego poczucia postępowania w właściwy sposób, przypomina mi Penrym z "Angelfall" Susan Ee, którą darzę wielką sympatią. Jednak nasza bohaterka różni się tym, że jest bardziej harda, niewątpliwie sarkastyczna i potrafiąca postawić na swoim. Jej teksty były w punkt. Sposób w jaki traktowała Refaitów był godny podziwu. Kiedy inni trzęśli się ze strachu albo przechodzili na ich stronę, ona potrafiła się im sprzeciwić. Analizowała otaczającą ją przestrzeń, ufała tylko niektórym i nie zamierzała wydawać swoich przyjaciół. Kłamała na ich temat tak długo jak mogła. Zdecydowanie polubiłam również Juliana, Nicka, Liss, Davida oraz Arcturusa. Przy ostatniej postaci chwilę się zatrzymamy. Jego kreacja była wprost genialna. Przekonał mnie do siebie od razu. Czekam na więcej momentów z tym panem. Poza tym uważam, że najlepsze romanse rozpoczynają się albo od opatrzenia ran swojemu wrogowi, albo darowania mu życia. Czas na ocenę końcową.
Podsumowując, "Czas żniw" to bardzo dobra książka. Jestem jak najbardziej na tak. Przyznam, że to jedna z trudniejszych recenzji, jaką napisałam, ponieważ nie do końca wiedziałam, co chcę przekazać. Ta pozycja podobała mi się, ale nie potrafiłam odpowiednio ubrać w słowa swoich myśli. Jednak mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu zachęciłam was do sięgnięcia po tom pierwszy. Polecam z całego serca. Moja przygoda z tą serią dopiero się rozpoczęła, ale z pewnością szybko nie skończy.
https://recenzuje-od-ksiazki-strony.blogspot.com/
Tę serię chciałam rozpocząć już dawno temu, bowiem słyszałam o niej wiele dobrego. Nadszedł ten moment, kiedy mogę powiedzieć, że nareszcie udało mi się to zrobić. Pierwszy tom mam już za sobą i z chęcią opowiem wam o nim trochę więcej. Z radością stwierdzam, że ta recenzja będzie należeć do pozytywnych.
Mamy rok 2059....
2018-03-21
https://recenzuje-od-ksiazki-strony.blogspot.com/
W momencie, w którym piszę tę recenzję jestem świeżo po skończeniu tej książki. Emocje jeszcze nie opadły, ale uważam, że to najlepsza chwila na opisanie swoich uczuć względem tej powieści. Twórczość Colleen Hoover zdecydowanie do mnie przemawia, więc sięgając po "It ends with us" wiedziałam, że się nie zawiodę. Przeczytałam dziesiątki dobrych opinii, więc moje oczekiwania były wygórowane. Na szczęścia autorka spełniła je z nadwyżką. Zapraszam do dalszej lektury.
Lily traci ojca. Mężczyzna umiera na raka po trzech latach walki. Jednak zamiast smutku dziewczyna odczuwa wyłącznie ulgę. Ulgę, że jej mama w końcu uwolniła się od człowieka, który ją bił. Po jego pogrzebie Lily wybiera się na dach apartamentowca, znajdującego się w pobliżu jej mieszkania. Tam po raz pierwszy dostrzega Ryle'a. Niewinne spotkanie przebiega zupełnie inaczej niż można się spodziewać. Zostaje odkryta naga prawda, a my poznajemy sekrety tej dwójki. Ale czy wszystkie? Jak potoczą się ich losy? I co z tym wspólnego ma Atlas, pierwsza miłość Lily? Czy przeszłość będzie determinowała teraźniejszość? Sprawdź!
"Jeśli w przyszłości... jakimś cudem znowu będziesz w stanie się zakochać... zakochaj się we mnie!"
Muszę przyznać, że trudno było mi dobrać etykiety do tego postu, bowiem zakwalifikowanie tej powieści tylko i wyłącznie jako romans byłoby deprecjonujące, ale jedynie ta kategoria wyskakiwała mi, gdy wpisywałam tytuł w wyszukiwarkę. Uważam, że to nie jest zwykła opowieść miłosna. Przedstawiona historia ma w sobie więcej wartości i porusza poważny problem. Będę na tyle dobra, że nie wspomnę o co mi dokładnie chodzi, mimo że opis na okładce zdradza za dużo i po części domyślamy się jak akcja będzie przebiegać. Radzę by go po prostu nie czytać, tylko w ciemno zapoznać się z tą książką. Sama żałuję, że na niego spojrzałam. Myślę, że wtedy dotknęłoby mnie to mocniej i byłoby jakieś zaskoczenie. Aczkolwiek nie sprawiło to, że "It ends with us" nie spodobało mi się. Wręcz przeciwnie! Jestem oczarowana, zakochana, zachwycona i po raz pierwszy aż tak wzruszona. Zostałam pochłonięta po całości, nie potrafiłam oderwać się od tej pozycji. Chwytałam po nią przy każdej możliwej okazji, obiecując sobie, że to już ostatni rozdział. Oczywiście oszukiwałam samą siebie, bo niemożliwością było oderwanie się chociaż na minutę.
Colleen Hoover posiada niezwykły dar do pisania. Uważam, że ma przyjemny, momentami prosty styl, ale chyba za tą ją uwielbiamy (lub też nie). Szybko przebrnęłam przez prawie czterysta stron. Wystarczył mi jeden dzień. Teraz pragnę wymazać sobie pamięć i zabrać się za tę książkę jeszcze raz. Czy to nie jest wystarczająca zachęta? Akcja toczyła się idealnym tempem, fabuła była dokładnie przemyślana. Jestem pełna podziwu dla autorki, której pomysły na przebieg wydarzeń są wręcz fantastyczne. Myślę, że ta lektura przemówiła do mnie jeszcze z jednego, ważnego powodu. Hoover opowiedziałam nam o swoich rodzicach. Wplątała wiele sytuacji z ich życia, co z pewnością nie było też dla niej łatwe. Wyjaśnienie, które zostawiła nam na końcu... Rozdarło moje serce po raz kolejny.
"Możesz już przestać płynąć, Lily. W końcu dotarliśmy do brzegu."
Zauważyłam, że w swoich recenzjach sporą część przeznaczam na zaprezentowanie bohaterów. Teraz postaram się opowiedzieć o nich jak najmniej. Dlaczego? Chcę byście sami ich poznali, byście nie kierowali się moimi spostrzeżeniami i wyrobili własną opinię. Przede wszystkim Lily. Naprawdę ją szanuję. Dawno nie czułam do postaci po prostu szacunku. Jest dobrym człowiekiem, niezwykle ją polubiłam oraz wspierałam na każdym kroku. Ryle był inteligentny, nie mogę tego podważyć. Wykształcony, przystojny, zabawny, pnący się po szczeblach kariery neurochirurga. Kiedy spotyka się z Lily po raz pierwszy, od razu pałam do niego sympatią. Nad Atlasem mogłabym się rozwodzić cały wieczór. Kibicowałam mu, lubiłam go. Wracając do jego przeszłości, chłonęłam słowa z zapartym tchem, chcąc więcej. W sumie mogłoby być go więcej. Niewątpliwie. Wszyscy wydają się idealni, ale nie do końca tak jest. Jedno z nich skrywa pewną tajemnicę. Złą. Sielanka szybko się skończy.
Na szczęście pozwoliłam sobie na opisanie bohaterów pobocznych. Przynajmniej troszeczkę. Od dawna nie miałam jakiejkolwiek więzi z kimś, kto liczy się mniej w całej historii. Brakowało mi tego w innych dziełach. Alyssa, Marshall, nawet mama Lily, czy przyjaciele Atlasa. Są po prostu świetni. Prawdę mówiąc w niektórych z nich czasami wątpiłam, ale na szczęście postępowali słusznie. Moje obawy nie zostały spełnione i chwała ci za to, pani Hoover. Ale wracając. Wprowadzali humor, uśmiech i z niektórych odzywek baaardzo się śmiałam. Byli najlepszym tłem książki, o jakim można marzyć. Nie spodziewałam się.
Podsumowując, "It ends with us" na pewno trafi na listę moich ulubionych jednotomówek. Nie potrafiłam wskazać minusów, bo one nie istnieją. Możliwe, że inni umieli by je wskazać. Ja naprawdę nie byłam w stanie. Zostałam oczarowana i jeszcze długo pobędę pod wpływem tego czaru. Nie przesadzam. Zachęcam do przeczytania, polecam gorąco. Nie zamierzam już lać wody, bo ta recenzja to wyłącznie same pochlebstwa. Aż do znudzenia, prawda? Musicie mi to wybaczyć! Jeszcze raz przypominam, aby nie czytać opisu z tyłu książki.
https://recenzuje-od-ksiazki-strony.blogspot.com/
W momencie, w którym piszę tę recenzję jestem świeżo po skończeniu tej książki. Emocje jeszcze nie opadły, ale uważam, że to najlepsza chwila na opisanie swoich uczuć względem tej powieści. Twórczość Colleen Hoover zdecydowanie do mnie przemawia, więc sięgając po "It ends with us" wiedziałam, że się nie zawiodę....
2018-01-23
https://recenzuje-od-ksiazki-strony.blogspot.com/
Maddy choruje na SCID. W skrócie – ma alergię na cały świat. Nie opuszcza swojego domu nawet przez sekundę, czas spędza wyłącznie z mamą oraz Carlą, jej pielęgniarką, a zarazem przyjaciółką. Dziewczyna uczy się przez Internet, czyta mnóstwo książek i wciąż przegrywa w scrabble. Powietrze, którym oddycha jest filtrowane i zmieniane co godzinę, rzeczy, które przychodzą do niej z zewnątrz są odkażane, mieszka w białej bańce bez szansy na normalne życie. Niespodziewanie na jej drodze pojawia się Olly, który przeprowadza się do domu obok. Ukradkowe spojrzenia, porozumiewanie się za pomocą pantomimy, pisanie wiadomości na oknie. Te niewielkie gesty dają Maddy nadzieję. Nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży. Historia nastolatków, którzy udowadniają, że nie potrzeba fajerwerków, aby się pokochać. Bez smaku, bez dotyku, bez zapachu. Ta opowieść oczaruje Cię od samego początku!
Nie pamiętam, kiedy zakupiłam tę pozycję. Z pewnością było to parę miesięcy temu. Jednak cierpliwie czekała na swoją kolej i w końcu zabrałam się za nią. Zanim przejdę do recenzji, chciałabym wspomnieć o oprawie graficznej. Żadna nowość, że jestem okładkową sroką i zachwycam się nad nimi jak nienormalna, lecz tylko spójrzcie na tę piękną okładkę. W rzeczywistości wygląda jeszcze fantastyczniej niż na zdjęciu. Cieszę się, że nie pokusiłam się na tę filmową. Zresztą w środku jest równie niesamowita. Co jakiś czas pojawiają się obrazki, które wykonał mąż autorki. Dobra robota! Książka posiada również dodatki w postaci spoilerów życiowych Madelaine, spiral życia, wyników lekarskich i e-maili. Całość prezentuje się dobrze. Uwielbiam lektury, które oprócz treści, są przyjemne dla oka. +10 punktów do pozytywnej recenzji.
Po przeczytaniu opisu wydawało mi się, że będzie to schematyczna historia o chorej dziewczynie, których w pewnym okresie było na pęczki. Na szczęście zostałam mile zaskoczona, ponieważ w tym przypadku było to coś, co wywołało we mnie tyle emocji, ile nie wywołała żadna powieść tego typu. Potrafiłam odczuwać wszystko razem z Maddie. Jej smutek, radość, przygnębienie, złość, miłość i rozentuzjazmowanie. Poza tym nastolatka nałogowo czyta książki, co zdecydowanie nas do siebie przybliżyło. Głównych bohaterów bardzo polubiłam. Olly był taki... taki nieprzewidywalny. Rozśmieszał mnie, ale też rozczulał. Ta dwójka została świetnie ze sobą dobrana. Oboje mają trudne życie, lecz potrafią wspierać i pocieszać siebie nawzajem. Carla także przypadła mi do gustu. Była ogromnym wsparciem dla swojej podopiecznej. Jeśli chodzi o mamę Maddie, to... jakoś nie przekonywała mnie do siebie od samego początku. Widać było, że kocha swoją córkę nad życie i niesamowicie o nią dba, ale z drugiej strony jej zachowanie sprawiało, że nie do końca jej ufałam. Przy momentach z Pauline pozostawałam czujna i z uwagą czytałam każde wypowiedziane przez nią słowo. Reszta postaci była mi zupełnie obojętna. Pewnie dlatego, że nie mieliśmy okazji ich bliżej poznać. Oczywiście, rodzina Olivera też odgrywała rolę w tej historii, lecz ten temat jest szeroki i głęboki jak morze. Ich przypadek jest trudny i jedyne, co mogłabym powiedzieć, to współczuję. Współczuję życia przy boku kogoś takiego. Nie toleruję przemocy i alkoholizmu. Ten człowiek zniszczył trzy osoby, a ja najchętniej wymierzyłabym mu najsurowszą karę. Cieszę się, że ten wątek zakończył się w taki sposób, w jaki się zakończył.
Przejdę do zwrotu akcji, który wystąpił w tej książce. Gdyby ktoś spytał mnie w połowie lektury czy podejrzewałam cokolwiek, odpowiedziałbym nie. Dopiero paręnaście stron przed ujawnieniem pewnych wątków, domyśliłam się jak dalej potoczą się losy głównej bohaterki. Szczerze? Czułam się nieco dziwnie. Nie wiem jak zareagowałabym na tę wieść, gdybym była na jej miejscu. W pewnym sensie rozumiem, co skłoniło pewną osobę do tak radykalnych kroków, ale nadal uważam ten czyn za okropieństwo. Ten wątek czytałam z otwartą buzią, nadal nie wierząc w rozwój historii.
Zakończenie było dobre. I tylko dobre. W sumie na tle całej książki wypadło nawet trochę słabo. Liczyłam na zupełnie inne dokończenie opowieści. Przynajmniej ja zrobiłabym inaczej niż autorka. Może roztrzaskałoby to moje serce na milion małych kawałeczków, ale wtedy dałabym największą notę. Czasem te najsmutniejsze rozwiązania, są tymi najlepszymi.
Reasumując, "Ponad wszystko" jest książką, która nie szybko uleci mi z głowy. Naprawdę mi się podobała, stała się jedną z moich ulubionych. Gorąco Wam ją polecam. Jeśli nie mieliście okazji po nią sięgnąć, zróbcie to teraz. Powieść czyta się niezwykle lekko i szybko. Wystarczy jeden wieczór na zapoznanie się z każdym rozdziałem. Jestem zachwycona! Myślę, że będę miała solidnego kaca książkowego.
https://recenzuje-od-ksiazki-strony.blogspot.com/
Maddy choruje na SCID. W skrócie – ma alergię na cały świat. Nie opuszcza swojego domu nawet przez sekundę, czas spędza wyłącznie z mamą oraz Carlą, jej pielęgniarką, a zarazem przyjaciółką. Dziewczyna uczy się przez Internet, czyta mnóstwo książek i wciąż przegrywa w scrabble. Powietrze, którym oddycha jest filtrowane i...
Jedna z nielicznych książek, która tak poruszyła moje serce...
Jedna z nielicznych książek, która tak poruszyła moje serce...
Pokaż mimo to