-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-08-04
2019-03-20
2019-03-11
Na wstępie chcę powiedzieć, że nie miałam wcześniej styczności z twórczością Agathy Christie i nie mogę porównać tej książki do innych jej pozycji.
Już od początku poznajemy masę bohaterów i może się wydawać, że ciężko będzie ich spamiętać, w końcu to tylko 160 stron! Jednak nie było z tym aż tak dużego problemu. Za to myślę, że jest to dość dobry zabieg w kryminale, w którym przestępcą jest raczej ktoś z wewnątrz. Wtedy czytelnik nie ma za mało podejrzanych i nie wie z góry kto popełnił zbrodnię, ale też ma wystarczająco materiału do własnych rozważań. I w ogóle może cokolwiek rozważać, bo nie okazuje się, że sprawcą jest ktoś kto nagle ni z gruszki, ni z pietruszki wyskoczy na ostatnich stronach książki.
Pan Hastings jest narratorem tej historii, a czytelnik jest świadkiem jego próby rozwiązania tej zagadki. Jednak z czasem na scenę wchodzi też i znany detektyw Herkules Poirot ze swoimi sposobami. I jak wszystko było naprawdę zgrabnie poprowadzone, tak myślę, że właśnie na linii Hastings - Poirot coś mi zgrzytało. Były żołnierz z jednej strony naprawdę szanował belgijskiego detektywa, ale w pewnym momencie bardzo sceptycznie podchodził do jego metod rozwiązania zagadki i uważał nawet, że jego znajomy ześwirował. Choć jako fan Sherlocka Holmesa powinien zdawać sobie sprawę, że Belg wcale się od angielskiego detektywa nie różni, bo i jego metody były niekonwencjonalne.
Cieszę się też, że pomimo fałszywych tropów, które zostawiła autorka, a które z góry odrzuciłam, po uznaniu ich za zbyt oczywiste i podążyłam inną ścieżką, udało się mnie jej zaskoczyć. Takiego scenariuszu, jakim podążyła fabuła w końcowej fazie, nie przewidziałam w ogóle. Choć zastanawia mnie czy aby na pewno dało się to wszystko wykombinować z faktów, które czytelnik otrzymał.
Nie wiem czy to najlepszy wybór na początek przygody z tą autorką. Mimo wszystko "Tajemniczą historię w Styles" czytało się szybko i przyjemnie. Zaskoczyła mnie, a to się w kryminałach chyba ceni. No i sprawiła, że z pewnością sięgnę po inne książki Królowej Kryminału.
Więcej: https://literkowymelonik.blogspot.com/2019/05/tajemnicza-historia-w-styles-agatha.html
Na wstępie chcę powiedzieć, że nie miałam wcześniej styczności z twórczością Agathy Christie i nie mogę porównać tej książki do innych jej pozycji.
Już od początku poznajemy masę bohaterów i może się wydawać, że ciężko będzie ich spamiętać, w końcu to tylko 160 stron! Jednak nie było z tym aż tak dużego problemu. Za to myślę, że jest to dość dobry zabieg w kryminale, w...
2018-01-16
2018-02-18
2018-11-03
Lubię retellingi, dlatego pewnie nie ma w tym nic dziwnego, że chciałam sięgnąć po tę książkę, zwłaszcza jeśli doda się fakt, że już od dłuższego czasu cieszy się ona popularnością, więc w końcu postanowiłam i ja sięgnąć po ten Dwór. Pierwszą rzeczą jaką chciałabym zaznaczyć jest to, że choć z pozoru może wydawać się, że jest to tylko romans, bo w końcu jest to historia Pięknej i Bestii opowiedziana na nowo, to w rzeczywistości jest troszkę inaczej. Ważnymi elementami tej powieści są również te fantastyczne i choć może się wydawać, że sięgając po tę powieść unikniecie wszelkiego rodzaju ratowania świata czy życia wielu osób, to tak naprawdę nie jest prawdą, bo ten motyw też tu znajdziecie.
Książkę można podzielić na dwie części, pierwsza to taka poniekąd trochę sielankowa i spokojniejsza, jednak nie nudnawa. W drugiej natomiast akcja nabiera tępa i dzieje się naprawdę wiele.
Przyznam, że nie sądziłam, że świat w tej książce jest aż tak rozbudowany, ale kiedy już zrozumiałam co i jak, ta złożoność, koncepcja wszystkich dworów i wydarzenia historyczne naprawdę mi się spodobały i choć widać pewne podobieństwa do innych dzieł kultury, mimo wszystko zaliczam to na plus. Pojawia się też motyw zagadki. Spotkałam się z opinią, że była ona bardzo prosta, jednak ja sama wpadłam na nią niewiele przed jej rozwiązaniem, nie jest ona taka typowa jak się może wydawać, osobiście wydaje mi się, że nigdy wcześniej jej nie słyszałam, czego na przykład nie mogę powiedzieć o zagadce Sfinksa.
Przez karty tej powieści przewija się dość sporo bohaterów, jednak są to bohaterowie dobrze zarysowani, więc zupełnie nie miałam problemu z ich rozróżnianiem. Polubiłam wszystkich, poza nielicznymi wyjątkami, a jeśli o te wyjątki chodzi, to myślę, że autorka tworząc te postacie zdawała sobie sprawę (a może i nawet chciała), że czytelnicy nie będą za nimi przepadać.
Książka ta naprawdę mi się spodobała i z pewnością sięgnę po drugą część, jednak mimo wszystko zabrakło mi tego bum. Dobrze mi się czytało tę powieść i nie żałuję, że po nią sięgnęłam, bo naprawdę miło spędziłam czas, ale nie uważam, że jest to pozycja którą mogę polecić wszystkim i wszystkiemu, nie wynika to jednak z jej wad, a z tego, że dość sporo jest teraz powieści takich jak ta. Choć światy są różne, bohaterowie, wątki i przygody też, to jednak opiera się ona na tym, ostatnio bardzo często spotykanym, schemacie - mamy młodą bohaterkę (bądź bohatera), której życie zmienia się, z różnych względów, nieodwracalnie. Nie powiem teraz, że ja nie lubię takich powieści, bo byłoby to nieprawdą, bo jest wręcz przeciwnie, ale nie mogłabym nazwać tej powieści arcydziełem, jedyną w swoim rodzaju, dla mnie jest to po prostu pozycja bardzo, bardzo dobra.
Więcej: http://literkowymelonik.blogspot.com/2019/01/dwor-cierni-i-roz-sarah-j-maas.html
Lubię retellingi, dlatego pewnie nie ma w tym nic dziwnego, że chciałam sięgnąć po tę książkę, zwłaszcza jeśli doda się fakt, że już od dłuższego czasu cieszy się ona popularnością, więc w końcu postanowiłam i ja sięgnąć po ten Dwór. Pierwszą rzeczą jaką chciałabym zaznaczyć jest to, że choć z pozoru może wydawać się, że jest to tylko romans, bo w końcu jest to historia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-29
2018-08-08
Już ponad roku temu, jeśli nie więcej, obejrzałam film, który bardzo mnie poruszył - "Szkołę uczuć". Jakiś czas później dowiedziałam się, że film ten był na podstawie książki, więc pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że postanowiłam tę książkę przeczytać. Przy okazji chciałam też przeczytać jakąś książkę Nicholasa Sparksa, a tak się złożyło, że to właśnie on napisał "Jesienną miłość", z której później powstała "Szkoła uczuć". Przed przeczytaniem spotkałam się z opiniami, że pierwowzór nie dorównuje wersji filmowej, jednak sama postanowiłam sprawdzić jak to właściwie jest. A więc jak było?
Na wstępie chciałabym jeszcze zaznaczyć, że już nie za dobrze pamiętam film, więc nie będę porównywała go do pierwowzoru, jednak poznałam już tę historię i wiedziałam co się wydarzy. "Jesienna miłość" to typowy gorzki romans, mamy dwójkę siedemnastolatków, chłopaka i dziewczynę, którzy powoli mają się ku sobie, oczywiście wszyscy widzą, że do siebie nie pasują, on jest niegrzecznym chłopcem, ona grzeczną dziewczynką, a mimo to ich losy złączają się ze sobą. Oczywiście nie może być tylko kolorowo. Pojawia się wątek duchów przeszłości i okazuje się, że Carterowie i Sullivanowie już od dawna się znają i wcale nie są najlepszymi przyjaciółmi. Ponadto duże znaczenie w tej powieści ma również przedstawienie teatralne, w którym Jamie i Landon biorą udział.
W tej książce nie znajdziecie nagłych zwrotów akcji czy jakichś mrocznych tajemnic, to jest po prostu opowiedziana historia młodego człowieka, który zakochuje się naprawdę. Choć nie nazwałabym tej historii słabą, to jednak przyznam, że trochę się zgadzam się z opiniami wielu innych osób, że jest to powieść dość przeciętna, a "Szkoła uczuć" wypada lepiej przy "Jesiennej miłości". Zazwyczaj nie czytam tego typu literatury i być może nie są to moje klimaty, a prawdziwym fanom romansów ta powieść może się spodobać (o ile już się nie spodobała).
Więcej: http://literkowymelonik.blogspot.com/2018/09/jesienna-miosc-nicholas-sparks.html
Już ponad roku temu, jeśli nie więcej, obejrzałam film, który bardzo mnie poruszył - "Szkołę uczuć". Jakiś czas później dowiedziałam się, że film ten był na podstawie książki, więc pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że postanowiłam tę książkę przeczytać. Przy okazji chciałam też przeczytać jakąś książkę Nicholasa Sparksa, a tak się złożyło, że to właśnie on napisał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-20
"Zwiadowcy" to taki mój drugi czytelniczy grzeszek, zaraz po "Zmierzchu", czyli seria, którą wszyscy znają, ale nie ja. Z tą różnicą, że saga Stephenie Meyer nie wszystkim się spodobała, a o serii Johna Flanagana nie usłyszałam nic złego. Więc miałam co do niej pewne oczekiwania, a jak wyszło?
Sam pomysł na fabułę jest ciekawy, mamy wygnanego barona, który chce się zemścić i gromadzi armię złożoną z potworów zwanych wargalami. Do jego szeregów należą również dwa kalkary - kreatury, które bardzo ciężko pokonać, między innymi dlatego, że ich wzrok paraliżuje. No i jest też główny bohater Will, który przystaje do zwiadowców. W międzyczasie w dziwnych okolicznościach giną różne ważne osobistości, jak to się wszystko skończy?
Nie ubawiłam się przy tej pozycji tak jakbym chciała, choć nie była zła. Mam wrażenie, że to nie jest już mój target wiekowy, więc poleciłabym ją głównie młodszej młodzieży. Sama dam drugą szansę "Zwiadowcom" i mam nadzieję, że z czasem seria bardziej przypadnie mi do gustu i zrozumiem wreszcie te zachwyty, w końcu bohaterowie też powinni się zestarzeć i dorosnąć.
Więcej: http://literkowymelonik.blogspot.com/2018/08/zwiadowcy-john-flanagan.html
"Zwiadowcy" to taki mój drugi czytelniczy grzeszek, zaraz po "Zmierzchu", czyli seria, którą wszyscy znają, ale nie ja. Z tą różnicą, że saga Stephenie Meyer nie wszystkim się spodobała, a o serii Johna Flanagana nie usłyszałam nic złego. Więc miałam co do niej pewne oczekiwania, a jak wyszło?
Sam pomysł na fabułę jest ciekawy, mamy wygnanego barona, który chce się zemścić...
2018-06-06
2018-05-20
2018-04-22
W tej książce absurd goni absurd, a zostało to wszystko tak dobrze przedstawione, że czytelnik tylko przewraca kartki z ciekawością chcąc wiedzieć czym go jeszcze autor zaskoczy. Wiem też, że w wielu książkach absurd jest czymś negatywnym, sama nie lubię jak z rękawa wyskakuje coś, co drastycznie zmienia losy bohaterów, jednak nie u Pratchetta. Bo cały jego świat taki jest i przez wszelkie niespodziewane zabiegi nie czujemy, że równowaga danego uniwersum została zachwiana.
Bardzo polecam, nie wiem czy dobrze zrobiłam zaczynając od tej części, ale nie żałuję, bo i ona potrafiła przekonać mnie do sięgnięcia po kolejne tomy. To jest tylko dwieście stron i to takiej nietypowej fantastyki, która może się spodobać również antyfanom tego gatunku, dlatego po prostu polecam samemu sprawdzić. "Kolor magii" to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w tym roku i mam nadzieję, że pozostałe tomy będą równie dobre, jak nie lepsze, a jest ich z czterdzieści, więc naprawdę liczę na świetną zabawę!
Więcej: https://literkowymelonik.blogspot.com/2019/06/kolor-magii-terry-pratchett.html
W tej książce absurd goni absurd, a zostało to wszystko tak dobrze przedstawione, że czytelnik tylko przewraca kartki z ciekawością chcąc wiedzieć czym go jeszcze autor zaskoczy. Wiem też, że w wielu książkach absurd jest czymś negatywnym, sama nie lubię jak z rękawa wyskakuje coś, co drastycznie zmienia losy bohaterów, jednak nie u Pratchetta. Bo cały jego świat taki jest...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to