-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2024-03-18
2024-02-19
Muszę przyznać, że bardzo polubiłam słowiańskie antologie, choć jak na wstępie zaznacza Aneta Jadowska, słowiańszczyzna wyszła z autorek tych czterech opowiadań przypadkiem. Bardzo spodobała mi się koncepcja stworzenia zbioru oscylującego wokół czterech pór roku.
Wiosnę reprezentuje Milena Wójtowicz, ze swoją "Cichą wodą" i jest to opowiadanie, które podobało mi się najmniej. Brakowało tego "czegoś", co przyciągnęłoby moją uwagę. Rozpraszałam się. Humor nie trafił w moje gusta, postacie wydawały się nijakie, ogólnie cała fabuła była mocno naciągana... Bałam się, że jeśli pozostałe trzy opowiadania też trącą czymś podobnym, znów będę się męczyć bezskutecznie poszukując czegoś, co sprawi, że oczy rozbłysną, a książki nie będę potrafiła odłożyć.
Na szczęście Jadowska (tu nie było zaskoczenia), Kisiel i Kubasiewicz (tu BARDZO się zdumiałam, bo z książkami tych autorek po prostu się nie polubiłam) stanęły na wysokości zadania.
"Żar i wicher" (lato, M. Kubasiewicz), które było niezwykle liryczne, piękne i przywodzące na myśl sielskie krajobrazy południc z Wiedźmina (gry komputerowej, tej pierwszej) totalnie kupiło moje serce, tym bardziej, że klimatem odbiegało od dowcipnego stylu Jadowskiej, Kisiel i Wójtowicz. Pokochałam czarownicę Sarę i jej nieodłącznego towarzysza i wsiąknęłam w intrygę, którą przyszło jej rozwikłać.
Aneta Jadowska w swoich jesiennych "Listopadowych dzieciach" zabiera nas do Thornu i opowiada kolejną przygodę Dory Wilk. Mroczną, ciężką i lepką jak listopadowa pogoda. Choć nie brak tu oczywiście typowych dla niej dowcipnych wstawek i ciętego języka Dory.
Dużym zaskoczeniem była dla mnie Marta Kisiel z zimowym "Jak trawi lew", bo poza kilkoma momentami wywracania gałkami ocznymi na wszystkie strony (nabijanie wersów niepotrzebnymi powtórzeniami), bawiłam się naprawdę świetnie. Opowieść o trzech niezwykłych przyjaciółkach i planowanym przez nie morderstwie ubawiła mnie całkiem nieźle :)
Antologię oczywiście polecam! Świetna lektura na każdą porę roku.
Muszę przyznać, że bardzo polubiłam słowiańskie antologie, choć jak na wstępie zaznacza Aneta Jadowska, słowiańszczyzna wyszła z autorek tych czterech opowiadań przypadkiem. Bardzo spodobała mi się koncepcja stworzenia zbioru oscylującego wokół czterech pór roku.
Wiosnę reprezentuje Milena Wójtowicz, ze swoją "Cichą wodą" i jest to opowiadanie, które podobało mi się...
2022-12-27
Mimo, że w serii Kwiat Paproci jest coś, co w pewnym sensie mnie irytuje to jednak za każdym razem, gdy wracam do Bielin czuję, że wróciłam do miejsca, które lubię, w którym dobrze się czuję i z którego ciężko mi wracać.
Postać Jagi tak różna od postaci Gosławy zdecydowanie szybciej zdobyła moją sympatię. Cenię sobie "Gniewę" za to, że Katarzyna Berenika Miszczuk wplotła w opowieść sporą dawkę informacji na temat przedchrześcijańskich zwyczajów, które możemy po dziś dzień odnaleźć w naszych własnych domach przy okazji różnych świąt. Są nawet autentyczne inkantacje do bogów słowiańskich, zaczerpnięte z naukowej literatury.
Jaga oraz Mszczuj stają wobec zagadki niemalże kryminalnej, której ofiara mści się na członkach swojej rodziny. We wszystko wplątani są oczywiście bogowie - w tym przypadku pierwsze skrzypce gra Mokosz.
Opowieść czyta się wartko i przyjemnie, to lektura lekka, momentami nieco rubaszna, ale jest to humor, który można przyjąć i nie wywołuje żenujących reakcji na to, co się czyta.
Myślę, że w przygotowaniu jest III tom przygód Jagi - tak by wskazywał epilog. Czekam i na pewno przeczytam.
Mimo, że w serii Kwiat Paproci jest coś, co w pewnym sensie mnie irytuje to jednak za każdym razem, gdy wracam do Bielin czuję, że wróciłam do miejsca, które lubię, w którym dobrze się czuję i z którego ciężko mi wracać.
Postać Jagi tak różna od postaci Gosławy zdecydowanie szybciej zdobyła moją sympatię. Cenię sobie "Gniewę" za to, że Katarzyna Berenika Miszczuk wplotła w...
2024-01-31
No i kolejna książka z serii trudnych do oceny... Bo o ile faktycznie końcowe rozdziały mają sens i wiele mówią o tym co się dzieje współcześnie i jak bardzo to szkodzi relacjom, nie tylko tym damsko-męskim, ale relacjom w ogóle, o tyle początkowe rozdziały sprawiały, że miałam ochotę tę książkę odłożyć i dać sobie spokój.
Bardzo podobał mi się "Powrót z Bambuko" Nosowskiej, lubię jej słuchać, lubię rozmyślać nad jej argumentami. Jednak "Nie mylić z miłością" jest dla mnie książką nieco obrzydliwą w wymowie, momentami bardzo organiczną i naturalistyczną, choć oczywiście rozumiem zamysł jaki miała autorka.
Nie sądzę, by była to niezbędna pozycja do zaczerpnięcia wiedzy na temat miłości i różnych jej objawów. Można sobie spokojnie ją podarować. Ja się wymęczyłam. Cieszę się, że ostatnie trzy rozdziały odrobinę wynagrodziły mi cierpliwość.
No i kolejna książka z serii trudnych do oceny... Bo o ile faktycznie końcowe rozdziały mają sens i wiele mówią o tym co się dzieje współcześnie i jak bardzo to szkodzi relacjom, nie tylko tym damsko-męskim, ale relacjom w ogóle, o tyle początkowe rozdziały sprawiały, że miałam ochotę tę książkę odłożyć i dać sobie spokój.
Bardzo podobał mi się "Powrót z Bambuko"...
2024-01-23
"Zaginiona Siostra" to najsłabsza opowieść z serii o Siedmiu Siostrach.
Maja, Ally, CeCe, Star, Tiggy i Elektra oraz ich partnerzy i przyjaciele spotykają się na jachcie, by złożyć wieniec w miejscu, gdzie do wody zostało wrzucone ciało ich adopcyjnego ojca. Jednak, by spełnić jego wolę muszą do tej podróży zaprosić ostatnią siostrę, która... wymyka im się z rąk, niemalże dosłownie.
Zdaje się, że Merry McDougal ma klucz do zagadki i potrafi powiedzieć kim jest tajemnicza Merope, siódma siostra?
Czy uda im się spełnić życzenie ich ojca?
Książka przenosi nas głównie do Irlandii, do lat 20., gdy tamtejsze patriotyczne bojówki walczyły o niepodległość spod angielskiego reżimu. Poznajemy Nualę i jej rodzinę oraz zaangażowanie w Cumann na mBan - irlandzką radę kobiet. Dużo tu wzruszeń, trudnych momentów i sytuacji, ale mam wrażenie, że książka jest mocno przeciągnięta. Są wątki, które można by ukrócić, bo ciągną się zbyt niemiłosiernie. Do tego polecam czytać z dużą uwagą, bo mnogość postaci i zawiłości między nimi mogą srogo namieszać w głowie i odebrać radość z rozwiązywania zagadki. Muszę przyznać, że Riley zaserwowała tu swoim czytelnikom i czytelniczkom niezłą telenowelę.
Czy to znaczy, że się nudziłam? Nie. Momentami irytowałam i owszem, zdarzało mi się odpłynąć myślami gdzie indziej, ale ogólnie nadal polecam, bo widać warsztat autorki oraz solidny research, którym poprzedziła pisanie, przygotowując swoją historię. Wciąż trzeba jednak pamiętać, że oprócz faktów, Riley dodaje dużo baśniowej otoczki, niemożliwych do zaistnienia w realnym życiu.
"Zaginiona Siostra" kończy się w takim momencie, że na pewno sięgnę po ostatnią część cyklu, opowiadającą historię najbardziej tajemniczej postaci w tej opowieści - Atlasa, Pa Salta, ojca wszystkich dziewczyn.
"Zaginiona Siostra" to najsłabsza opowieść z serii o Siedmiu Siostrach.
Maja, Ally, CeCe, Star, Tiggy i Elektra oraz ich partnerzy i przyjaciele spotykają się na jachcie, by złożyć wieniec w miejscu, gdzie do wody zostało wrzucone ciało ich adopcyjnego ojca. Jednak, by spełnić jego wolę muszą do tej podróży zaprosić ostatnią siostrę, która... wymyka im się z rąk, niemalże...
2024-01-10
Oczywiście, że jestem potterhead. Trudno nim nie być, gdy do dziś pamiętam te emocje otwierania kolejnego tomu o Harrym, które wpłynęły na moje życie i po dziś dzień lubię do nich wracać.
Potem były filmy, które oglądałam najczęściej z moją przyjaciółką (notabene mieszka ona dziś w Surrey, w Epsom - w miejscowości, w której urodził się Tom Felton). Postać Draco Malfoy'a ani uroda Toma Feltona mnie nie porywała - zdecydowanie byłam Team Daniel. A jednak z dużą uwagą przeczytałam biografię najsłynniejszego Ślizgona.
To nie tylko opowieść o dorastaniu, pojawianiu się na planach filmowych i kolejnych - mniej lub bardziej - ważnych i zauważalnych rolach. To także przestroga przed tym co sława może zrobić z młodym człowiekiem, jakie pułapki czekają na - wydawałoby się - czerwonym, nieskazitelnym dywanie.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie, szybko i z dużym zainteresowaniem. Felton ma lekkie pióro, dowcipny sposób pisania i wyrażania swoich myśli. Dla fanów "Harry'ego Pottera" to pozycja obowiązkowa - dużo jest smaczków z planu filmowego oraz opowieści o relacji, jaka wytworzyła się między aktorami poza nim.
Oczywiście, że jestem potterhead. Trudno nim nie być, gdy do dziś pamiętam te emocje otwierania kolejnego tomu o Harrym, które wpłynęły na moje życie i po dziś dzień lubię do nich wracać.
Potem były filmy, które oglądałam najczęściej z moją przyjaciółką (notabene mieszka ona dziś w Surrey, w Epsom - w miejscowości, w której urodził się Tom Felton). Postać Draco Malfoy'a...
2024-01-07
"Almond" to powieść brutalna. Brutalna, okrutna i... smutna. Czytając, zastanawiałam się, dlaczego autorka opisała właśnie taką historię. Dopiero posłowie pozwoliło mi na zrozumienie jej motywacji. Motywacji, która była dla mnie bardzo wzruszająca.
"Almond" to opowieść o Yunjae - chłopcu, który rodzi się z uszkodzonym mózgiem. Jego ciała migdałowate nie działają tak, jak powinny. Co oznacza, że chłopak nie czuje emocji. Potrafi patrzeć na masakrę, w której ginie jego babcia, a mama zostaje poważnie ranna, przez co zapada w śpiączkę, potrafi znosić bluzgi, bicie i obelgi ze strony Gona - równolatka, który po latach tułaczki po poprawczakach i rodzinach zastępczych w końcu trafia z nim do jednej klasy. Dopiero pojawienie się w jego życiu Dory oraz poświęcenie dla drugiej, niespodziewanej osoby sprawia, że w Yunjae coś zaczyna drgać i pojawiają się pierwsze uczucia...
Trudno mi powiedzieć, czy polecam tę książkę. Dla mnie była wstrząsająca, okrutna, ale dała mi do myślenia. Na początku wzbudziła strach, po przeczytaniu posłowia od autorki - przyniosła zrozumienie. Warto, by każdy rodzic zapoznał się z tą opowieścią.
"Almond" to powieść brutalna. Brutalna, okrutna i... smutna. Czytając, zastanawiałam się, dlaczego autorka opisała właśnie taką historię. Dopiero posłowie pozwoliło mi na zrozumienie jej motywacji. Motywacji, która była dla mnie bardzo wzruszająca.
"Almond" to opowieść o Yunjae - chłopcu, który rodzi się z uszkodzonym mózgiem. Jego ciała migdałowate nie działają tak, jak...
2023-12-30
"Północ w Everwood" M.A. Kuzniar to powieść fantasy, bazująca na balecie "Dziadek do orzechów", a cytaty z książki autorstwa E.T.A. Hoffmanna pod tym samym tytułem stanowią początek każdego aktu/części powieści.
"Dziadek do orzechów" to zdecydowanie moja ulubiona opowieść zarówno zimowa jak i baletowa. Nie przepadam za oryginałem Hoffamanna, ale Czajkowski zrobił z tego istny majstersztyk. Moją ulubioną interpretacją do dziś jest występ baletowy Teatru Maryjskiego z 2014 roku. W zamierzeniu Kuzniar, miało być magicznie, baśniowo, nieco mrocznie i nostalgicznie... Ale nie wyszło.
W "Północy w Everwood" brakuje TEGO RODZAJU MAGII magii, którą emanuje balet, spójności w powieści, wyrazistych postaci i rozsądnej głównej bohaterki. Niepotrzebny wątek miłosny całkowicie wywraca do góry nogami zrozumienie epilogu - dlaczego Marietta Stelle, dwudziestoletnia, zamożna mieszkanka Nottingham wybrała taką drogę życia, a nie inną.
Główna bohaterka, wspomniana już Marietta w ogóle nie wzbudziła we mnie sympatii. Na wskroś egoistyczna i zadufana we własnym talencie, tkwiąca w feministycznych przekonaniach, których chyba do końca nie rozumie, jest bardzo nieautentyczna i niesamowicie irytująca. Trafia za pomocą czarów do magicznej krainy Everwood, gdzie rządy sprawuje krwawy król Gelum, a ilość słodkości wywierająca z każdej ze stron i przy każdej możliwej okazji w pewnym momencie wywołuje po prostu mdłości.
Fabuła się nie klei, wyłapałam też parę błędów i nieścisłości.
Najbardziej nie mogę wybaczyć zrobienia z fantastycznej i nieco tajemniczej (w oryginale) postaci Drosselmeiera okrutnego antagonisty! Do ostatnich stron miałam nadzieję na jakiś rozsądny plot-twist, gdzie autorka wytłumaczy jakoś sensownie jego uczynki i zostaną one zrewanżowane w przychylny dla niego sposób. Tak się nie dzieje.
Nie polecam, bo można się srogo zawieść oczekując nowej, przemyślanej i wartej uwagi interpretacji jednego z najbardziej znanych baletów na świecie.
Plus jednak za dość wartką akcję, motyw siostrzeństwa (choć mocno, mocno naciągany!), postać Dellary (czyżby wariacja na temat postaci Cukrowej Wróżki?) oraz dość dokładny i różnorodny opis figur baletowych.
Niestety jak na ponad 300 stron powieści to za mało, by móc wybaczyć tak sponiewieraną wersję "Dziadka do orzechów".
"Północ w Everwood" M.A. Kuzniar to powieść fantasy, bazująca na balecie "Dziadek do orzechów", a cytaty z książki autorstwa E.T.A. Hoffmanna pod tym samym tytułem stanowią początek każdego aktu/części powieści.
"Dziadek do orzechów" to zdecydowanie moja ulubiona opowieść zarówno zimowa jak i baletowa. Nie przepadam za oryginałem Hoffamanna, ale Czajkowski zrobił z tego...
2023-12-22
Długo mi zeszło przy czytaniu "Siostry Słońca". Od początku jakoś nie mogłam polubić się z Elektrą i Cecily, mimo że były to chyba najbardziej żywiołowe bohaterki całego cyklu.
Być może klimat afrykański nie przypadł mi do gustu, a może poruszane przez Lucindę Riley tematy takie jak rasizm, uprzedzenia, nierówność w traktowaniu były dla mnie za ciężkie w ostatnim, trudnym czasie.
Niemniej oczywiście jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy pokochali ten cykl całym sercem - jak ja :)
A zakończenie jest tak napisane, że po prostu nie sposób nie sięgnąć po tom ósmy!
Długo mi zeszło przy czytaniu "Siostry Słońca". Od początku jakoś nie mogłam polubić się z Elektrą i Cecily, mimo że były to chyba najbardziej żywiołowe bohaterki całego cyklu.
Być może klimat afrykański nie przypadł mi do gustu, a może poruszane przez Lucindę Riley tematy takie jak rasizm, uprzedzenia, nierówność w traktowaniu były dla mnie za ciężkie w ostatnim, trudnym...
2023-10-16
Historia Tiggy - piątej z sześciu sióstr D'Apliese najmniej przypadła mi do gustu. Nie potrafiłam jej do końca polubić, a w porównaniu z pozostałymi siostrami (nawet z bardzo delikatną i wrażliwą Star), młoda weterynarz wydawała mi się po prostu... nijaka.
Równolegle czytamy o losach przodkini Tiggy - ognistej i bezkompromisowej Lucíí "La Candeli" Amayi-Albaycín. Ta niewielka osóbka, w której duszy tkwiło "duende", szturmem zdobyła swym flamenco cały świat - od Hiszpanii przez Amerykę Łacińską po Stany Zjednoczone. Życie jej nie oszczędzało, jednak przebojowa kobieta nie poddawała się i bez większych sentymentów sięgała po swój cel - zostać najsłynniejszą tancerką flamenco na świecie. Co z resztą jej się udało.
Historia odkrywania swej tożsamości, właśnie u Tiggy wydała mi się najmniej interesująca. Jej pewnego rodzaju ślamazarność, podszyta nutką przesadnego wycofania po prostu mnie drażniła. Być może Lucinda Riley właśnie taką postać chciała stworzyć, jednak mnie do niej nie przekonała.
Natomiast bardzo spodobało mi się osadzenie powieści w społeczności hiszpańskich Cyganów z Granady, a konkretnie - dzielnicy Sacromonte. Bardzo wiele nawiązań do ich kultury i sposobu życia zbiega się z prawdą. Również ich odbiór przez współczesnych im Hiszpanów był bardzo autentycznie nakreślony.
W epilogu wkracza na scenę ostatnia z sióstr - Elektra. I po ten tom sięgnę z największą ciekawością, bowiem supermodelka wydaje się totalnie różną i o wiele bardziej złożoną kobietą niż jej siostry.
Cykl niezmiennie polecam!
Historia Tiggy - piątej z sześciu sióstr D'Apliese najmniej przypadła mi do gustu. Nie potrafiłam jej do końca polubić, a w porównaniu z pozostałymi siostrami (nawet z bardzo delikatną i wrażliwą Star), młoda weterynarz wydawała mi się po prostu... nijaka.
Równolegle czytamy o losach przodkini Tiggy - ognistej i bezkompromisowej Lucíí "La Candeli" Amayi-Albaycín. Ta...
2023-09-03
Ocena jest średnią wyciągniętą z recenzji wszystkich opowiadań.
Długo mi zeszło na tej książce... Po trochu dlatego, że wakacje, po trochu dlatego, że dużo się działo i po trochu dlatego, że nie wymagała ona skupienia, kontynuacji i czytania, by nie wypaść z fabuły.
"Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie" to antologia opowiadań autorstwa bodaj najbardziej poczytnych autorek, parających się tematyką słowiańską. Zdecydowanie najbardziej podobały mi się opowiadania Anety Jadowskiej, Agnieszki Kulbat, oczywiście - wspaniałej Marty Krajewskiej i Anny Szumacher.
Pomysł na zatrudnienie do oprawy graficznej Hanny Doli dodatkowo podbija ocenę książki o jedną gwiazdkę :D Jestem absolutną fanką jej twórczości, moje ściany - i nie tylko ściany - zdobi wiele grafik jej autorstwa, śledzę ją w mediach społecznościowych i wiem, że to rzetelna dziewczyna, dobrze przykładająca się do swojej pracy.
Czy warto czytać? Pewnie! To idealna książka na wakacje lub na moment w życiu, gdy tego czasu nie mamy.
Poszczególne oceny prezentowały się u mnie następująco:
- Paulina Hendel "REM-X" 8/10
- Aneta Jadowska "Sezon na nowożeńców" 10/10
- Marta Kisiel "Kukuk" 3/10
- Marta Krajewska "Maliny na śniegu" 10/10
- Agnieszka Kulbat "Dziecina się kwili, matusieńka lili..." 10/10
- Katarzyna B. Miszczuk "Noc nas tu zastanie" 6/10
- Martyna Raduchowska "Iskra niebieska" 3/10
- Jagna Rolska "Wiedźmi kamień" 9/10
- Małgorzata Starosta "Noc Kupały w Babiborze" 7/10
- Anna Szumacher "Na kwiatu urok" 10/10
Ocena jest średnią wyciągniętą z recenzji wszystkich opowiadań.
Długo mi zeszło na tej książce... Po trochu dlatego, że wakacje, po trochu dlatego, że dużo się działo i po trochu dlatego, że nie wymagała ona skupienia, kontynuacji i czytania, by nie wypaść z fabuły.
"Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie" to antologia opowiadań autorstwa bodaj najbardziej poczytnych...
2023-07-23
Zawsze z dużą dozą sceptycyzmu podchodzę do książek, która została napisana przez Chińczyków, Japończyków, Koreańczyków. Przekonałam się już, że jest to nietypowy rodzaj literatury oraz narracji, dość powolny, momentami - nie ukrywam - nudny i przegadany, choć z pewnością często bardzo głęboki w wymowie.
Dużym zaskoczeniem była dla mnie lektura "Pachinko" Min Jin Lee. Być może to wpływy kultury amerykańskiej (autorka studiowała w New Haven oraz w Waszyngtonie, obecnie mieszka w USA) sprawił, że saga rodziny koreańskiej stała się bardziej zjadliwa dla europejskiego odbiorcy.
Główną postacią "Pachinko" jest dla mnie Sunja, bo to właśnie od niej rozpoczyna się ta powieść. I to wokół jej rodziny kręcą się wszystkie wątki. Czytałam tę sagę z naprawdę dużą przyjemnością i zaciekawieniem, często nie mogąc się od niej oderwać i zarywając noce. Napisana jest pięknym, choć nieprzesadnie lirycznym, językiem. Wszystko podane jest ze smakiem, nawet sceny erotyczne, których w książce nie brakuje są jakieś bardziej zmysłowe i nie przeszkadzała mi ich ilość. Dużo też dowiedziałam się o historii Korei oraz losach społeczności koreańskiej w Japonii. Nie miałam pojęcia, że właśnie tak byli oni traktowani w kraju, do którego emigrowali, i który - jakby się wydawać mogło - jest im w pewien sposób bliski kulturowo. Byłam pełna podziwu dla kobiet, które przewijają się przez karty tej powieści. Niejednokrotnie muszą podejmować trudne, tragiczne wybory, by ratować siebie i swoich najbliższych. Nie było też tutaj typowego antagonisty ani postaci, która w jakiś sposób by mnie irytowała. Każdy z bohaterów nosi swoje brzemię codzienności, które kształtuje jego charakter i kieruje jego decyzjami oraz wyborami.
Powieść bardzo mi się podobała i zdecydowanie zachęcam do przeczytania!
Zawsze z dużą dozą sceptycyzmu podchodzę do książek, która została napisana przez Chińczyków, Japończyków, Koreańczyków. Przekonałam się już, że jest to nietypowy rodzaj literatury oraz narracji, dość powolny, momentami - nie ukrywam - nudny i przegadany, choć z pewnością często bardzo głęboki w wymowie.
Dużym zaskoczeniem była dla mnie lektura "Pachinko" Min Jin Lee. Być...
2023-06-26
Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej kocham tę serię!
W "Siostrze Perły" Lucinda Riley zabiera nas w podróż do Australii, gdzie podążamy śladami CeCe i jej korzeni rodzinnych, które główna bohaterka chce odnaleźć. Trop prowadzi ją do Kitty Mercer - właścicielki jednej z najprężniej działających w II połowie XX wieku firmy, zajmującej się poławianiem pereł.
Wyprawa do Australii to nie tylko odnajdywanie swoich korzeni rodzinnych, ale także samej siebie. Do tej pory CeCe stanowiła nieodłączny wręcz tandem ze swoją starszą o kilka miesięcy siostrą - Star. Teraz, zdana na siebie, powoli odkrywa historię Aborygenów, poznaje swoje koneksje z najbardziej znanym aborygeńskim malarzem - Albertem Namatjirą, a także przekonuje się, że miłość niejedno ma imię... Musi się też zmierzyć z wydarzeniem, którego przypadkiem stała się katalizatorem i przez które trafiła na pierwsze strony brytyjskich gazet i serwisów internetowych.
Polecam, polecam, polecam! :)
Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej kocham tę serię!
W "Siostrze Perły" Lucinda Riley zabiera nas w podróż do Australii, gdzie podążamy śladami CeCe i jej korzeni rodzinnych, które główna bohaterka chce odnaleźć. Trop prowadzi ją do Kitty Mercer - właścicielki jednej z najprężniej działających w II połowie XX wieku firmy, zajmującej się poławianiem pereł.
Wyprawa do...
2023-06-13
Trafiła mi się kolejna książka z kategorii trudnych do ocenienia... To moja pierwsza styczność z twórczością Jakuba Ćwieka i choć "Panie czarowne" nie sprawiły, że piszczałam z zachwytu (mimo wiedźmiej tematyki, którą zwykle pochłaniam z przyjemnością), to książkę czytało się dość szybko, z zainteresowaniem przerzucając kolejne strony.
Fabuła rozgrywa się w na poły mitycznym Mieście Kozła - Głuchołazach. Głównymi bohaterkami powieści są cztery kobiety: Bunia, Betka, Królewna i Lilka. Towarzyszy im berserk Gniewomir oraz od pewnego momentu Jagna - dziewczyna mieszkająca na co dzień w Krapkowicach. Poznaje ona wiedźmy w tragicznych dla siebie okolicznościach, jednak z biegiem opowieści staje się dość istotną dla całej fabuły postacią.
Książka jest zapisem walki - a jakże! - Kościoła katolickiego, uosabianego przez ks. Luberta z siedliskiem zła, jakim jego zdaniem stały się Głuchołazy. I ten właśnie pomysł mi mocno zgrzytał. Do znudzenia wałkowane są teraz tematy dość dobitnie, jednostronnie i w sposób niejednokrotnie wyuzdanie okrutny, ukazujący jak bardzo zły jest/był Kościół... Ja nie usprawiedliwiam oczywiście zbrodniczych działań KK wobec ludów rodzimowierczych, ale nudzi mnie już tego typu antagonizm, bo to kolejna książka, gdzie się z tym spotykam dokładnie w tej samej, zero-jedynkowej formie.
Kolejną rzeczą, którą mi nie pasowało jest słownictwo. Bardzo nie lubię przekleństw w książkach, a w "Paniach czarownych" jest tego na pęczki. Podobnie jak - moim zdaniem - zupełnie niepotrzebnych, dość szczegółowych opisów seksu czy gwałtu. Nie wnosiły nic do historii, a czytane któryś raz z rzędu po prostu zaczynały nużyć. Nie usprawiedliwiła tego nawet sukkubia natura jednej z bohaterek (oczywiście spółkująca we snach z wikarym, a jakże!). Do tego dość mroczne tło opowieści i wydarzeń, niejednokrotnie mlaskające, szeleszczące, śmierdzące, gnijące... Za dużo było naturalizmu i momentami naprawdę powodowało intelektualne mdłości i odrzucało od książki...
Ogólnie czytało się szybko, momentami nawet przyjemnie, bo jest kilka dość zaskakujących plot-twistów w tej książce. Sama intryga też wydała się ogólnie ciekawa, choć można było to poprowadzić w inny sposób (np. brakowało mi rozwinięcia wątku Kamila - widać było, że w pewnym momencie chłopakiem miotają wątpliwości, szkoda że Ćwiek nie pociągnął tego dalej). Mimo to nie czuję się jakoś specjalnie ubogacona tą lekturą, darowałam sobie nawet posłowie i z pewnym rodzajem ulgi zamknęłam plik, ciesząc się, że mogę sięgnąć po jakąś przyjemniejszą lekturę.
Trafiła mi się kolejna książka z kategorii trudnych do ocenienia... To moja pierwsza styczność z twórczością Jakuba Ćwieka i choć "Panie czarowne" nie sprawiły, że piszczałam z zachwytu (mimo wiedźmiej tematyki, którą zwykle pochłaniam z przyjemnością), to książkę czytało się dość szybko, z zainteresowaniem przerzucając kolejne strony.
Fabuła rozgrywa się w na poły...
2023-06-06
Po "Legendzie ludowej" spodziewałam się lekkiego, sarkastycznego nieco humoru. Przyciągnęła mnie też piękna okładka, trochę kojarząca mi się z wydawnictwem Papierowy Księżyc i ich serią o W-Rednej.
Na początku spodobało mi się nawet osadzenie fabuły we wsi poza czasem i przestrzenią: bo niby nadal jeżdżą furmankami i "tradycyjnie" pracują na polu, a jednak telefon i miotły motorowe mają, a nawet własny budynek sądu, a w nim - elegancką sędzinę!
Niestety, po kilkunastu akapitach zaczęłam się obawiać z czym mam do czynienia, a po kilku rozdziałach już wiedziałam, że będzie kicha... Same nazwiska (Obszczydupka... matko, jak to w oczy kłuło!) przyprawiały mnie o ciarki, teksty i sposób mówienia (Grabarz, Volkov) rodem ze "Świata według Kiepskich", humor raczej niskich lotów, słabe dialogi i bardzo płaskie charakterologicznie postacie sprawiły, że nie mogę tej książki ocenić wyżej.
Intryga kryminalna owszem jest i nawet jej finał okazuje się dość zaskakujący, ale... banalny.
Czytałam do końca, bo wbrew pozorom czyta się lekko i szybko. Miałam nadzieję, na jakiś zwrot akcji, coś co spowoduje, że dostanę tych wypieków na twarzy, ale niczego takiego nie doczekałam. W ogóle nie czuję się zachęcona do sięgnięcia po II tom, mimo że zakończenie może i dla niektórych jest intrygujące. Ja z ulgą dotarłam do ostatniej strony i zamknęłam czytnik. Nie wrócę.
Po "Legendzie ludowej" spodziewałam się lekkiego, sarkastycznego nieco humoru. Przyciągnęła mnie też piękna okładka, trochę kojarząca mi się z wydawnictwem Papierowy Księżyc i ich serią o W-Rednej.
Na początku spodobało mi się nawet osadzenie fabuły we wsi poza czasem i przestrzenią: bo niby nadal jeżdżą furmankami i "tradycyjnie" pracują na polu, a jednak telefon i...
2023-05-11
Wielki, francuski bestseller, wzruszająca historia, ciekawa bohaterka... Niestety, niczego z tych rzeczy nie zauważyłam, czytając "Życie Violette".
Owszem, główna bohaterka nie ma lekkiego życia: mąż-erotoman, córka traci swe życie nim jeszcze na dobre je rozpoczęła, niełatwe relacje z teściami, tułacza i sieroca przeszłość i niezbyt optymistycznie rysująca się przyszłość.
Do czasu, aż na cmentarzu, gdzie spoczywa jej córka, poznaje dozorcę cmentarnego - Sashę. Od tego momentu życie Violette odmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pojawia się nawet szansa na nową miłość...
Książka mnie rozczarowała. Wiele niespójności zostało ubranych w górnolotne cytaty, tragiczne wydarzenia, nieciekawych i bardzo płaskich charakterologicznie bohaterów. Nie myślę stereotypowo, ale czytając miałam wrażenie, że życie na cmentarzu (jakkolwiek dziwnie to brzmi) to w zasadzie całkiem niezła fucha, która pod płaszczykiem kiru i śmierci (niczym tytułowa Violette, ubierająca czarne i szare płaszcze na frywolne, jedwabne halki i koronkowe sukienki w żywych kolorach) ma szansę rozkwitnąć, a nawet wybuchnąć szczerym śmiechem!
Trudno mi oprzeć się wrażeniu, jakoby Valerie Perrin skorzystała z konotacji męża, by wydać tę książkę. Nic nowego, nic świeżego, niezbyt wciągająca fabuła z dość przewidywalnym rozwiązaniem głównej zagadki. Momentami nie uważałam, co czytam, ale niespecjalnie czułam potrzebę, by wracać do ominiętych uwagą wersów - i w sumie dobrze, bo i bez tego całkiem nieźle da się połapać w treści.
Jeśli szkoda Wam czasu na takie sobie słabe lektury z dobrą reklamą i nachalnym marketingiem - "Życie Violette" można sobie spokojnie odpuścić.
Wielki, francuski bestseller, wzruszająca historia, ciekawa bohaterka... Niestety, niczego z tych rzeczy nie zauważyłam, czytając "Życie Violette".
Owszem, główna bohaterka nie ma lekkiego życia: mąż-erotoman, córka traci swe życie nim jeszcze na dobre je rozpoczęła, niełatwe relacje z teściami, tułacza i sieroca przeszłość i niezbyt optymistycznie rysująca się przyszłość....
2023-04-17
"Siostry", czyli druga część Makowej Spódnicy autorstwa Zofii Mąkosa, jest jeszcze lepsza od pierwszego tomu! Od ostatnich kilkudziesięciu stron nie mogłam się oderwać i musiałam skończyć za jednym razem.
W tej części dowiadujemy się, co się stało z Dorotą, jakie były dalsze losy poznanych już mieszkańców Karge i Unruhstadt, co spotkało Rozalkę oraz kto jest jej ojcem. Ciekawie również rozwiązano wątek miłosny między Rozalią a Jakubem - przyznam, że nie spodziewałam się takiego zakończenia. Na plus również to, że miłosne historie nie wysnuwają się na pierwszy plan i nie dominują opowieści, a są jedynie subtelnym dodatkiem do całości.
Jednak nie będę ukrywać, że największe wrażenie wywarły na mnie opisy procesów o czarostwo. Fakt, że nie tylko kobiety ponosiły śmierć z rąk fanatyków religijnych jest dla mnie dodatkową smutną ciekawostką - jeśli tak można nazwać te ohydne zbrodnie, których dopuszczono się na niewinnych ludziach.
Porażające były opisy tortur i przesłuchań, zwłaszcza mając świadomość, że Mąkosa korzystała z archiwów i wiarygodnych źródeł historycznych.
Ale najbardziej szokującym jest dla mnie uświadomienie sobie, że to jeden człowiek drugiemu człowiekowi zgotował ten los... I nie myślę tutaj o kobietach, które w bólu i cierpieniach psychicznych zostawały niejako zmuszane do wymyślenia i podania imion kolejnych domniemanych służek Szatana, ale o tym, że drobna zwada, nic nieznaczące zawinienie - czasem zupełnie niezamierzone, a czasem wręcz wyssane z palca, prowadziło na stos babki, ciotki, matki, córki... W momencie, gdy kat podpalał suche polana wszystkie były jak tytułowe siostry - niewinne, przerażone, ściągnięte bólem palonych ciał.
Za każdym razem burzę się, gdy czytam te opisy i za każdym razem mam usilną potrzebę moralną, by pamięć o tych kobietach i ich niewinności oraz fanatyzmie i ludzkiej zawiści, które doprowadziły do spalenia wielu tysięcy niewinnych istnień nie przeminęła.
Książkę oczywiście polecam!
"Siostry", czyli druga część Makowej Spódnicy autorstwa Zofii Mąkosa, jest jeszcze lepsza od pierwszego tomu! Od ostatnich kilkudziesięciu stron nie mogłam się oderwać i musiałam skończyć za jednym razem.
W tej części dowiadujemy się, co się stało z Dorotą, jakie były dalsze losy poznanych już mieszkańców Karge i Unruhstadt, co spotkało Rozalkę oraz kto jest jej ojcem....
2021-01-02
Bardzo ostrożnie podeszłam do prozy Anety Jadowskiej, bo nie słyszałam o niej zbyt pochlebnych opinii.
Poza tym miałam ochotę na jakiś "lekki" kryminał, z tajemnicą w tle.
A do tego dostałam historię rozgrywającą się w mojej ukochanej Ustce - czegóż chcieć więcej?
"Trup na plaży i inne sekrety rodzinne" wyróżnił się dla mnie na tle innych powieści kryminalnych tym, że tutaj sam wątek morderstwa staje się wątkiem pobocznym dla wypływających przy okazji ponurych sekretów rodzinnych, bo przecież każdy ma jakiegoś trupa w szafie, o którym niespecjalnie chce mówić. Główną bohaterką jest Magda Garstka - Ustczanka, która po śmierci ukochanego taty wyjeżdża z rodzinnego miasta do Łodzi, gdzie dostaje się pod opiekę cioci Tamary - wziętej fotografki. Jednak na wakacje postanawia odwiedzić Ustkę, no i... zostaje na dłużej.
Książka jest napisana prostym, dowcipnym i nieskomplikowanym językiem. Dłuży się troszkę jedynie na początku, ale później akcja zdecydowanie przyspiesza tempa - nie mogłam się odkleić od czytnika! Napięcie jest budowane stopniowo, momentami przerywane bardzo lekkimi opisami - choćby wieczoru panieńskiego kuzynki głównej bohaterki. Magda jest idealnym zobrazowaniem powiedzenia, że w małym ciele tkwi wielki duch! W moim przypadku było jeszcze wędrowanie dobrze znanymi usteckimi uliczkami, odwiedzanie znanych mi miejsc - plaży, promenady, portu, biblioteki... Czekałam jeszcze na wymienienie znanych nazwisk - choćby w epilogu! Miasteczko doczekało się zasłużonej reklamy!
Historia porusza również bardzo ważną kwestię przemocy domowej oraz tego, jak czują się ofiary i jak bardzo stają się uzależnione od punktu widzenia swojego oprawcy. Taki głos, obecnie, jest bardzo potrzebny!
Książkę polecam jako formę rozrywki na długie, zimowe wieczory. Być może da się od razu przewidzieć zakończenie - mi się nie udało i z niecierpliwością "przerzucałam" kolejne strony, by - wraz z Magdą - znaleźć rozwiązanie sprawy trupa na plaży, ale przede wszystkim, by odkryć wszystkie sekrety rodzinne, jakie skrywała babcia Maria.
Bardzo ostrożnie podeszłam do prozy Anety Jadowskiej, bo nie słyszałam o niej zbyt pochlebnych opinii.
Poza tym miałam ochotę na jakiś "lekki" kryminał, z tajemnicą w tle.
A do tego dostałam historię rozgrywającą się w mojej ukochanej Ustce - czegóż chcieć więcej?
"Trup na plaży i inne sekrety rodzinne" wyróżnił się dla mnie na tle innych powieści kryminalnych tym, że...
2023-04-04
Sama jestem zdziwiona, że "Kamieniowi w wodę", czyli pierwszemu tomowi dwuczęściowego cyklu Makowa spódnica daję aż taką wysoką ocenę, bo mniej więcej pierwsze 100 stron powieści znużyło mnie do tego stopnia, że poważnie rozważałam przerwanie lektury i wrzucenie jej na półkę "Niedokończone". Jednak bardzo się cieszę, że dałam Zofii Mąkosa szansę!
"Kamień w wodę" opowiada o losach mieszkańców wsi Karge i okolic (obecnie województwo lubuskie). Opowieść skupia się wokół losów Wigi - wiejskiej zielarki oraz Baltazara von Lesta - zarządcy wsi, mieszkającego we dworze. Tłem powieści jest burzliwy wiek XVII, a dokładniej czasy potopu szwedzkiego.
Powiedzieć, że ta książka wciąga, to nie powiedzieć nic. Postacie są skonstruowane świetnie, opisy bogate, obfitujące w historyczne wydarzenia, łącznie z jadłospisem na pańskim stole. Ciekawym zabiegiem była narracja w czasie teraźniejszym - dzięki temu można było lepiej wczuć się w historyczny klimat, doskonale z resztą oddany. Łącznie z bogobojnością - choć pozorną, bo ludzie wciąż zachodzili do wiedźm i praktykowali przedchrześcijańskie zwyczaje, które potem - wraz z wiedzącymi kobietami - ostatecznie palili na stosach, z nienawiścią na ustach i kijami w rękach.
"Kamień w wodę" kończy się w takim momencie, że nie wyobrażam sobie nie sięgnąć po "Siostry".
I raz jeszcze powtórzę - bardzo się cieszę, że tej powieści nie odłożyłam niedokończonej na półkę.
Sama jestem zdziwiona, że "Kamieniowi w wodę", czyli pierwszemu tomowi dwuczęściowego cyklu Makowa spódnica daję aż taką wysoką ocenę, bo mniej więcej pierwsze 100 stron powieści znużyło mnie do tego stopnia, że poważnie rozważałam przerwanie lektury i wrzucenie jej na półkę "Niedokończone". Jednak bardzo się cieszę, że dałam Zofii Mąkosa szansę!
"Kamień w wodę" opowiada o...
Dość długo męczyłam się z tą książką, mimo że wiele wątków naprawdę i szczerze bardzo mnie zaciekawiło.
To porządne, encyklopedyczne kompendium na temat kariery Anny Dymnej - zarówno tej czynnej, aktorskiej jak i obok - "zawodowej" twórczyni profesjonalnych saloników poezji, wykładowczyni, a w końcu prezeski-wolontariuszki fundacji "Mimo wszystko".
Książka okraszona jest wieloma fotografiami komentowanymi przez aktorkę. Zabrakło mi jednak "duszy" tej biografii. To poprawne dzieło, ale bardzo sztampowe i niczym się nie wyróżniające.
Być może sięgając po nią, miałam większą nadzieję na wywiad-rzekę (jeden z podrozdziałów ma taki charakter), a niestety czegoś takiego nie dostałam. W ogóle wypowiedzi Dymnej jest tu jak na lekarstwo.
Czy polecam?
Fanom i miłośnikom talentów oraz dobrego serca aktorki TAK, choć nie wiem czy znajdzie się tu cokolwiek więcej niż na stronach i forach internetowych.
Zdecydowany plus stawiam opisom kontekstów, czasów i realiów, w jakich dorastała, budowała swą karierę i w końcu pracowała aktorka. Mamy tu panoramę teatru, filmografii oraz wymagań reżyserskich, które wówczas stanowiły kanon.
Dość długo męczyłam się z tą książką, mimo że wiele wątków naprawdę i szczerze bardzo mnie zaciekawiło.
więcej Pokaż mimo toTo porządne, encyklopedyczne kompendium na temat kariery Anny Dymnej - zarówno tej czynnej, aktorskiej jak i obok - "zawodowej" twórczyni profesjonalnych saloników poezji, wykładowczyni, a w końcu prezeski-wolontariuszki fundacji "Mimo wszystko".
Książka okraszona jest...