rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Dość długo męczyłam się z tą książką, mimo że wiele wątków naprawdę i szczerze bardzo mnie zaciekawiło.

To porządne, encyklopedyczne kompendium na temat kariery Anny Dymnej - zarówno tej czynnej, aktorskiej jak i obok - "zawodowej" twórczyni profesjonalnych saloników poezji, wykładowczyni, a w końcu prezeski-wolontariuszki fundacji "Mimo wszystko".

Książka okraszona jest wieloma fotografiami komentowanymi przez aktorkę. Zabrakło mi jednak "duszy" tej biografii. To poprawne dzieło, ale bardzo sztampowe i niczym się nie wyróżniające.

Być może sięgając po nią, miałam większą nadzieję na wywiad-rzekę (jeden z podrozdziałów ma taki charakter), a niestety czegoś takiego nie dostałam. W ogóle wypowiedzi Dymnej jest tu jak na lekarstwo.

Czy polecam?
Fanom i miłośnikom talentów oraz dobrego serca aktorki TAK, choć nie wiem czy znajdzie się tu cokolwiek więcej niż na stronach i forach internetowych.
Zdecydowany plus stawiam opisom kontekstów, czasów i realiów, w jakich dorastała, budowała swą karierę i w końcu pracowała aktorka. Mamy tu panoramę teatru, filmografii oraz wymagań reżyserskich, które wówczas stanowiły kanon.

Dość długo męczyłam się z tą książką, mimo że wiele wątków naprawdę i szczerze bardzo mnie zaciekawiło.

To porządne, encyklopedyczne kompendium na temat kariery Anny Dymnej - zarówno tej czynnej, aktorskiej jak i obok - "zawodowej" twórczyni profesjonalnych saloników poezji, wykładowczyni, a w końcu prezeski-wolontariuszki fundacji "Mimo wszystko".

Książka okraszona jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Cztery pory magii Aneta Jadowska, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Milena Wójtowicz
Ocena 7,1
Cztery pory magii Aneta Jadowska, Mar...

Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że bardzo polubiłam słowiańskie antologie, choć jak na wstępie zaznacza Aneta Jadowska, słowiańszczyzna wyszła z autorek tych czterech opowiadań przypadkiem. Bardzo spodobała mi się koncepcja stworzenia zbioru oscylującego wokół czterech pór roku.

Wiosnę reprezentuje Milena Wójtowicz, ze swoją "Cichą wodą" i jest to opowiadanie, które podobało mi się najmniej. Brakowało tego "czegoś", co przyciągnęłoby moją uwagę. Rozpraszałam się. Humor nie trafił w moje gusta, postacie wydawały się nijakie, ogólnie cała fabuła była mocno naciągana... Bałam się, że jeśli pozostałe trzy opowiadania też trącą czymś podobnym, znów będę się męczyć bezskutecznie poszukując czegoś, co sprawi, że oczy rozbłysną, a książki nie będę potrafiła odłożyć.

Na szczęście Jadowska (tu nie było zaskoczenia), Kisiel i Kubasiewicz (tu BARDZO się zdumiałam, bo z książkami tych autorek po prostu się nie polubiłam) stanęły na wysokości zadania.

"Żar i wicher" (lato, M. Kubasiewicz), które było niezwykle liryczne, piękne i przywodzące na myśl sielskie krajobrazy południc z Wiedźmina (gry komputerowej, tej pierwszej) totalnie kupiło moje serce, tym bardziej, że klimatem odbiegało od dowcipnego stylu Jadowskiej, Kisiel i Wójtowicz. Pokochałam czarownicę Sarę i jej nieodłącznego towarzysza i wsiąknęłam w intrygę, którą przyszło jej rozwikłać.

Aneta Jadowska w swoich jesiennych "Listopadowych dzieciach" zabiera nas do Thornu i opowiada kolejną przygodę Dory Wilk. Mroczną, ciężką i lepką jak listopadowa pogoda. Choć nie brak tu oczywiście typowych dla niej dowcipnych wstawek i ciętego języka Dory.

Dużym zaskoczeniem była dla mnie Marta Kisiel z zimowym "Jak trawi lew", bo poza kilkoma momentami wywracania gałkami ocznymi na wszystkie strony (nabijanie wersów niepotrzebnymi powtórzeniami), bawiłam się naprawdę świetnie. Opowieść o trzech niezwykłych przyjaciółkach i planowanym przez nie morderstwie ubawiła mnie całkiem nieźle :)

Antologię oczywiście polecam! Świetna lektura na każdą porę roku.

Muszę przyznać, że bardzo polubiłam słowiańskie antologie, choć jak na wstępie zaznacza Aneta Jadowska, słowiańszczyzna wyszła z autorek tych czterech opowiadań przypadkiem. Bardzo spodobała mi się koncepcja stworzenia zbioru oscylującego wokół czterech pór roku.

Wiosnę reprezentuje Milena Wójtowicz, ze swoją "Cichą wodą" i jest to opowiadanie, które podobało mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo lubię wracać do Bielin i ponownie przeżywać przygody z mieszkańcami tej niezwykłej wioski. Kwiat Paproci Katarzyny B. Miszczuk to jedna z moich ulubionych, lightowych serii, przy których po prostu odpoczywam. A seria o Jadze irytuje mnie mniej niż ta o Gosławie, nie tylko ze względu na bardziej charakterystyczną i arogancką naturę tytułowej bohaterki, ale także ze względu na to, że widać tutaj rozwój warsztatu pisarskiego autorki.

W "Mszczuju", tytułowego kapłana nie ma za wiele, choć przyznam, że otrzymuje on urocze wątki i momenty. Duży plus za ciekawą interpretację podania o Dziadku Mrozie. Miszczuk po raz kolejny wplotła w swoją opowieść mityczną postać lelenia - słowiańskiego demona, jednak tu, w "Mszczuju" jest to zrobione o niebo lepiej niż w opowiadaniu, zamieszczonym w antologii "Kwiat Paproci i inne legendy słowiańskie". Zapowiada się też na to, że nie powiedziała ostatniego słowa i jeszcze będzie nam dane przeczytać kolejną powieść o Jadze. Zacieram więc ręce :)

Bardzo lubię wracać do Bielin i ponownie przeżywać przygody z mieszkańcami tej niezwykłej wioski. Kwiat Paproci Katarzyny B. Miszczuk to jedna z moich ulubionych, lightowych serii, przy których po prostu odpoczywam. A seria o Jadze irytuje mnie mniej niż ta o Gosławie, nie tylko ze względu na bardziej charakterystyczną i arogancką naturę tytułowej bohaterki, ale także ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

No i kolejna książka z serii trudnych do oceny... Bo o ile faktycznie końcowe rozdziały mają sens i wiele mówią o tym co się dzieje współcześnie i jak bardzo to szkodzi relacjom, nie tylko tym damsko-męskim, ale relacjom w ogóle, o tyle początkowe rozdziały sprawiały, że miałam ochotę tę książkę odłożyć i dać sobie spokój.

Bardzo podobał mi się "Powrót z Bambuko" Nosowskiej, lubię jej słuchać, lubię rozmyślać nad jej argumentami. Jednak "Nie mylić z miłością" jest dla mnie książką nieco obrzydliwą w wymowie, momentami bardzo organiczną i naturalistyczną, choć oczywiście rozumiem zamysł jaki miała autorka.

Nie sądzę, by była to niezbędna pozycja do zaczerpnięcia wiedzy na temat miłości i różnych jej objawów. Można sobie spokojnie ją podarować. Ja się wymęczyłam. Cieszę się, że ostatnie trzy rozdziały odrobinę wynagrodziły mi cierpliwość.

No i kolejna książka z serii trudnych do oceny... Bo o ile faktycznie końcowe rozdziały mają sens i wiele mówią o tym co się dzieje współcześnie i jak bardzo to szkodzi relacjom, nie tylko tym damsko-męskim, ale relacjom w ogóle, o tyle początkowe rozdziały sprawiały, że miałam ochotę tę książkę odłożyć i dać sobie spokój.

Bardzo podobał mi się "Powrót z Bambuko"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Zaginiona Siostra" to najsłabsza opowieść z serii o Siedmiu Siostrach.

Maja, Ally, CeCe, Star, Tiggy i Elektra oraz ich partnerzy i przyjaciele spotykają się na jachcie, by złożyć wieniec w miejscu, gdzie do wody zostało wrzucone ciało ich adopcyjnego ojca. Jednak, by spełnić jego wolę muszą do tej podróży zaprosić ostatnią siostrę, która... wymyka im się z rąk, niemalże dosłownie.
Zdaje się, że Merry McDougal ma klucz do zagadki i potrafi powiedzieć kim jest tajemnicza Merope, siódma siostra?
Czy uda im się spełnić życzenie ich ojca?

Książka przenosi nas głównie do Irlandii, do lat 20., gdy tamtejsze patriotyczne bojówki walczyły o niepodległość spod angielskiego reżimu. Poznajemy Nualę i jej rodzinę oraz zaangażowanie w Cumann na mBan - irlandzką radę kobiet. Dużo tu wzruszeń, trudnych momentów i sytuacji, ale mam wrażenie, że książka jest mocno przeciągnięta. Są wątki, które można by ukrócić, bo ciągną się zbyt niemiłosiernie. Do tego polecam czytać z dużą uwagą, bo mnogość postaci i zawiłości między nimi mogą srogo namieszać w głowie i odebrać radość z rozwiązywania zagadki. Muszę przyznać, że Riley zaserwowała tu swoim czytelnikom i czytelniczkom niezłą telenowelę.

Czy to znaczy, że się nudziłam? Nie. Momentami irytowałam i owszem, zdarzało mi się odpłynąć myślami gdzie indziej, ale ogólnie nadal polecam, bo widać warsztat autorki oraz solidny research, którym poprzedziła pisanie, przygotowując swoją historię. Wciąż trzeba jednak pamiętać, że oprócz faktów, Riley dodaje dużo baśniowej otoczki, niemożliwych do zaistnienia w realnym życiu.

"Zaginiona Siostra" kończy się w takim momencie, że na pewno sięgnę po ostatnią część cyklu, opowiadającą historię najbardziej tajemniczej postaci w tej opowieści - Atlasa, Pa Salta, ojca wszystkich dziewczyn.

"Zaginiona Siostra" to najsłabsza opowieść z serii o Siedmiu Siostrach.

Maja, Ally, CeCe, Star, Tiggy i Elektra oraz ich partnerzy i przyjaciele spotykają się na jachcie, by złożyć wieniec w miejscu, gdzie do wody zostało wrzucone ciało ich adopcyjnego ojca. Jednak, by spełnić jego wolę muszą do tej podróży zaprosić ostatnią siostrę, która... wymyka im się z rąk, niemalże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oczywiście, że jestem potterhead. Trudno nim nie być, gdy do dziś pamiętam te emocje otwierania kolejnego tomu o Harrym, które wpłynęły na moje życie i po dziś dzień lubię do nich wracać.

Potem były filmy, które oglądałam najczęściej z moją przyjaciółką (notabene mieszka ona dziś w Surrey, w Epsom - w miejscowości, w której urodził się Tom Felton). Postać Draco Malfoy'a ani uroda Toma Feltona mnie nie porywała - zdecydowanie byłam Team Daniel. A jednak z dużą uwagą przeczytałam biografię najsłynniejszego Ślizgona.

To nie tylko opowieść o dorastaniu, pojawianiu się na planach filmowych i kolejnych - mniej lub bardziej - ważnych i zauważalnych rolach. To także przestroga przed tym co sława może zrobić z młodym człowiekiem, jakie pułapki czekają na - wydawałoby się - czerwonym, nieskazitelnym dywanie.

Książkę czyta się bardzo przyjemnie, szybko i z dużym zainteresowaniem. Felton ma lekkie pióro, dowcipny sposób pisania i wyrażania swoich myśli. Dla fanów "Harry'ego Pottera" to pozycja obowiązkowa - dużo jest smaczków z planu filmowego oraz opowieści o relacji, jaka wytworzyła się między aktorami poza nim.

Oczywiście, że jestem potterhead. Trudno nim nie być, gdy do dziś pamiętam te emocje otwierania kolejnego tomu o Harrym, które wpłynęły na moje życie i po dziś dzień lubię do nich wracać.

Potem były filmy, które oglądałam najczęściej z moją przyjaciółką (notabene mieszka ona dziś w Surrey, w Epsom - w miejscowości, w której urodził się Tom Felton). Postać Draco Malfoy'a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Almond" to powieść brutalna. Brutalna, okrutna i... smutna. Czytając, zastanawiałam się, dlaczego autorka opisała właśnie taką historię. Dopiero posłowie pozwoliło mi na zrozumienie jej motywacji. Motywacji, która była dla mnie bardzo wzruszająca.

"Almond" to opowieść o Yunjae - chłopcu, który rodzi się z uszkodzonym mózgiem. Jego ciała migdałowate nie działają tak, jak powinny. Co oznacza, że chłopak nie czuje emocji. Potrafi patrzeć na masakrę, w której ginie jego babcia, a mama zostaje poważnie ranna, przez co zapada w śpiączkę, potrafi znosić bluzgi, bicie i obelgi ze strony Gona - równolatka, który po latach tułaczki po poprawczakach i rodzinach zastępczych w końcu trafia z nim do jednej klasy. Dopiero pojawienie się w jego życiu Dory oraz poświęcenie dla drugiej, niespodziewanej osoby sprawia, że w Yunjae coś zaczyna drgać i pojawiają się pierwsze uczucia...

Trudno mi powiedzieć, czy polecam tę książkę. Dla mnie była wstrząsająca, okrutna, ale dała mi do myślenia. Na początku wzbudziła strach, po przeczytaniu posłowia od autorki - przyniosła zrozumienie. Warto, by każdy rodzic zapoznał się z tą opowieścią.

"Almond" to powieść brutalna. Brutalna, okrutna i... smutna. Czytając, zastanawiałam się, dlaczego autorka opisała właśnie taką historię. Dopiero posłowie pozwoliło mi na zrozumienie jej motywacji. Motywacji, która była dla mnie bardzo wzruszająca.

"Almond" to opowieść o Yunjae - chłopcu, który rodzi się z uszkodzonym mózgiem. Jego ciała migdałowate nie działają tak, jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla mnie każdy kolejny tom "Arystokratki" jest po prostu dobrą zabawą. Kilkukrotnie wybucham śmiechem przy lekturze - podobnie było również w przypadku "Pod ostrzałem miłości".

Maria zmaga się z problemami natury sercowej - z jednej strony bogaty holenderski pilot Mark, który z pewnością zostałby przyjęty z otwartymi ramionami (i sejfem) przez swego potencjalnego teścia, a z drugiej - Maks, książę z upadłej rodziny Launów, który w ramach protestu zamieszkuje leśniczówkę na włościach znienawidzonego przez głowę rodu Kostków księcia Schwarzenberga. W tle całe mnóstwo innych wydarzeń - od doprowadzania do porządku szczątków kuchni (dzieło Deniski) po opanowanie kataklizmu w postaci zjazdu miłośników psów na zamkowym dziedzińcu.

Moją ulubioną postacią nadal pozostaje Józef, choć pani Cicha też wysuwa się na prowadzenie. A riposty ojca powodują, że naprawdę śmieje się na głos :)

Dla mnie każdy kolejny tom "Arystokratki" jest po prostu dobrą zabawą. Kilkukrotnie wybucham śmiechem przy lekturze - podobnie było również w przypadku "Pod ostrzałem miłości".

Maria zmaga się z problemami natury sercowej - z jednej strony bogaty holenderski pilot Mark, który z pewnością zostałby przyjęty z otwartymi ramionami (i sejfem) przez swego potencjalnego teścia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na Zielone Wzgórza trafiłam jeszcze w zasadzie jako dziecko, zupełnie jak Ania. To od tego cyklu rozpoczęła się moja książkowa podróż, która trwa aż do dzisiaj. Niezapomnianą i szczególną rolę odkryła tutaj moja nieżyjąca już ciocia, będąca dla mnie jak babcia, która tom po tomie podsuwała mi przygody rezolutnej dziewczyny z Wyspy Księcia Edwarda.

Fabułę zna prawie każdy - perypetie Anne rozpoczynają się od niespodziewanej pomyłki, gdy przybywa ona do domu Matthew i Marilli Cuthbertów, zamiast chłopca, którego rodzeństwo chciało adoptować jako swojego parobka do pomocy w gospodarstwie. Pojawienie się rudowłosej, piegowatej, chudej, jedenastoletniej sieroty obdarzonej niezwykle bujną wyobraźnią zmieniło życie i serca tych dwoje na zawsze. Z resztą nie tylko ich - całe Avonlea odmieniło się pod wypływem Anne, która potrafiła dotrzeć nawet do najbardziej skrytych i oschłych serc.

Skusiłam się na tłumaczenie Anny Bańkowskiej, wokół którego narosło tyle kontrowersji, których zupełnie nie rozumiem. Świat się otworzył, dostaliśmy nowe narzędzia, dzieci są bardziej świadome (nie wspominając już o nastolatkach) - dlaczego wciąż mamy to ukrywać i udawać, że spolszczone imiona i nazwy bohaterów kanadyjskiej powieści są OK? Mnie nie raziło czytanie o Anne, Marilli, Matthew czy Zielonych Szczytach! Wręcz przeciwnie - książka nabrała nowego wymiaru i w pewnym sensie nowego znaczenia. A ja z dużą przyjemnością odbyłam tę sentymentalną podróż i zamierzam ją kontynuować wraz z kolejnymi tomami o Anne, w tłumaczeniu Bańkowskiej oczywiście.

Czy polecam? No ba! Oczywiście, że polecam! :)

Na Zielone Wzgórza trafiłam jeszcze w zasadzie jako dziecko, zupełnie jak Ania. To od tego cyklu rozpoczęła się moja książkowa podróż, która trwa aż do dzisiaj. Niezapomnianą i szczególną rolę odkryła tutaj moja nieżyjąca już ciocia, będąca dla mnie jak babcia, która tom po tomie podsuwała mi przygody rezolutnej dziewczyny z Wyspy Księcia Edwarda.

Fabułę zna prawie każdy -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Północ w Everwood" M.A. Kuzniar to powieść fantasy, bazująca na balecie "Dziadek do orzechów", a cytaty z książki autorstwa E.T.A. Hoffmanna pod tym samym tytułem stanowią początek każdego aktu/części powieści.

"Dziadek do orzechów" to zdecydowanie moja ulubiona opowieść zarówno zimowa jak i baletowa. Nie przepadam za oryginałem Hoffamanna, ale Czajkowski zrobił z tego istny majstersztyk. Moją ulubioną interpretacją do dziś jest występ baletowy Teatru Maryjskiego z 2014 roku. W zamierzeniu Kuzniar, miało być magicznie, baśniowo, nieco mrocznie i nostalgicznie... Ale nie wyszło.

W "Północy w Everwood" brakuje TEGO RODZAJU MAGII magii, którą emanuje balet, spójności w powieści, wyrazistych postaci i rozsądnej głównej bohaterki. Niepotrzebny wątek miłosny całkowicie wywraca do góry nogami zrozumienie epilogu - dlaczego Marietta Stelle, dwudziestoletnia, zamożna mieszkanka Nottingham wybrała taką drogę życia, a nie inną.

Główna bohaterka, wspomniana już Marietta w ogóle nie wzbudziła we mnie sympatii. Na wskroś egoistyczna i zadufana we własnym talencie, tkwiąca w feministycznych przekonaniach, których chyba do końca nie rozumie, jest bardzo nieautentyczna i niesamowicie irytująca. Trafia za pomocą czarów do magicznej krainy Everwood, gdzie rządy sprawuje krwawy król Gelum, a ilość słodkości wywierająca z każdej ze stron i przy każdej możliwej okazji w pewnym momencie wywołuje po prostu mdłości.

Fabuła się nie klei, wyłapałam też parę błędów i nieścisłości.
Najbardziej nie mogę wybaczyć zrobienia z fantastycznej i nieco tajemniczej (w oryginale) postaci Drosselmeiera okrutnego antagonisty! Do ostatnich stron miałam nadzieję na jakiś rozsądny plot-twist, gdzie autorka wytłumaczy jakoś sensownie jego uczynki i zostaną one zrewanżowane w przychylny dla niego sposób. Tak się nie dzieje.

Nie polecam, bo można się srogo zawieść oczekując nowej, przemyślanej i wartej uwagi interpretacji jednego z najbardziej znanych baletów na świecie.

Plus jednak za dość wartką akcję, motyw siostrzeństwa (choć mocno, mocno naciągany!), postać Dellary (czyżby wariacja na temat postaci Cukrowej Wróżki?) oraz dość dokładny i różnorodny opis figur baletowych.
Niestety jak na ponad 300 stron powieści to za mało, by móc wybaczyć tak sponiewieraną wersję "Dziadka do orzechów".

"Północ w Everwood" M.A. Kuzniar to powieść fantasy, bazująca na balecie "Dziadek do orzechów", a cytaty z książki autorstwa E.T.A. Hoffmanna pod tym samym tytułem stanowią początek każdego aktu/części powieści.

"Dziadek do orzechów" to zdecydowanie moja ulubiona opowieść zarówno zimowa jak i baletowa. Nie przepadam za oryginałem Hoffamanna, ale Czajkowski zrobił z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Długo mi zeszło przy czytaniu "Siostry Słońca". Od początku jakoś nie mogłam polubić się z Elektrą i Cecily, mimo że były to chyba najbardziej żywiołowe bohaterki całego cyklu.

Być może klimat afrykański nie przypadł mi do gustu, a może poruszane przez Lucindę Riley tematy takie jak rasizm, uprzedzenia, nierówność w traktowaniu były dla mnie za ciężkie w ostatnim, trudnym czasie.

Niemniej oczywiście jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy pokochali ten cykl całym sercem - jak ja :)

A zakończenie jest tak napisane, że po prostu nie sposób nie sięgnąć po tom ósmy!

Długo mi zeszło przy czytaniu "Siostry Słońca". Od początku jakoś nie mogłam polubić się z Elektrą i Cecily, mimo że były to chyba najbardziej żywiołowe bohaterki całego cyklu.

Być może klimat afrykański nie przypadł mi do gustu, a może poruszane przez Lucindę Riley tematy takie jak rasizm, uprzedzenia, nierówność w traktowaniu były dla mnie za ciężkie w ostatnim, trudnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo lubię sposób, w jaki o świecie opowiada Martyna Wojciechowska. Mam poprawkę na pewne neokolonialne zachowania, jakie przejawia, ale nie drażni mnie to tak bardzo jak np. u Cejrowskiego ;)

Bardzo się ucieszyłam, gdy zaczęła realizować projekt "Kobieta na krańcu świata" i z ciekawością śledziłam historie bohaterek poszczególnych odcinków.

Wydawało mi się, że jej najnowsza książka "Co chcesz powiedzieć światu", bazująca na "Kobiecie..." będzie doskonałym uzupełnieniem domowej biblioteczki.
I nie pomyliłam się.

W środku znajdziemy 10 opowieści kobiet w różnym wieku, z różnych szerokości geograficznych i kultur. Jedne bardzo wstrząsające, inne dające nadzieję, jeszcze inne zmieniające perspektywę patrzenia na niektóre problemy społeczne. Ich historie wzbogacają fotografie, które pomagają nam uzmysłowić sobie jak rozmówczynie Wojciechowskiej wyglądają.

Bardzo dobrze się ją czytało. Polecam!

Bardzo lubię sposób, w jaki o świecie opowiada Martyna Wojciechowska. Mam poprawkę na pewne neokolonialne zachowania, jakie przejawia, ale nie drażni mnie to tak bardzo jak np. u Cejrowskiego ;)

Bardzo się ucieszyłam, gdy zaczęła realizować projekt "Kobieta na krańcu świata" i z ciekawością śledziłam historie bohaterek poszczególnych odcinków.

Wydawało mi się, że jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Historia Tiggy - piątej z sześciu sióstr D'Apliese najmniej przypadła mi do gustu. Nie potrafiłam jej do końca polubić, a w porównaniu z pozostałymi siostrami (nawet z bardzo delikatną i wrażliwą Star), młoda weterynarz wydawała mi się po prostu... nijaka.

Równolegle czytamy o losach przodkini Tiggy - ognistej i bezkompromisowej Lucíí "La Candeli" Amayi-Albaycín. Ta niewielka osóbka, w której duszy tkwiło "duende", szturmem zdobyła swym flamenco cały świat - od Hiszpanii przez Amerykę Łacińską po Stany Zjednoczone. Życie jej nie oszczędzało, jednak przebojowa kobieta nie poddawała się i bez większych sentymentów sięgała po swój cel - zostać najsłynniejszą tancerką flamenco na świecie. Co z resztą jej się udało.

Historia odkrywania swej tożsamości, właśnie u Tiggy wydała mi się najmniej interesująca. Jej pewnego rodzaju ślamazarność, podszyta nutką przesadnego wycofania po prostu mnie drażniła. Być może Lucinda Riley właśnie taką postać chciała stworzyć, jednak mnie do niej nie przekonała.

Natomiast bardzo spodobało mi się osadzenie powieści w społeczności hiszpańskich Cyganów z Granady, a konkretnie - dzielnicy Sacromonte. Bardzo wiele nawiązań do ich kultury i sposobu życia zbiega się z prawdą. Również ich odbiór przez współczesnych im Hiszpanów był bardzo autentycznie nakreślony.

W epilogu wkracza na scenę ostatnia z sióstr - Elektra. I po ten tom sięgnę z największą ciekawością, bowiem supermodelka wydaje się totalnie różną i o wiele bardziej złożoną kobietą niż jej siostry.

Cykl niezmiennie polecam!

Historia Tiggy - piątej z sześciu sióstr D'Apliese najmniej przypadła mi do gustu. Nie potrafiłam jej do końca polubić, a w porównaniu z pozostałymi siostrami (nawet z bardzo delikatną i wrażliwą Star), młoda weterynarz wydawała mi się po prostu... nijaka.

Równolegle czytamy o losach przodkini Tiggy - ognistej i bezkompromisowej Lucíí "La Candeli" Amayi-Albaycín. Ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z wszystkich komiksów, które do tej pory przeczytałam (a pożyczony stosik jest naprawdę pokaźny), ten autorstwa Herzyk zdecydowanie spodobał mi się najbardziej!

"Wojna albo śmierć" opowiada o losach Franciszki Barre - więźniaki Spilberga, jednego z najbardziej rygorystycznych więzień w XVIII-wiecznej Europie. Więźniarkę odwiedza tam arystokrata, cesarski oficer Juliusz von Mensdorff i składa jej propozycję nie do odrzucenia. Wówczas Franciszka przyjmuje imię Augusta i opuszcza Wiedeń, by trafić w samo centrum rewolucji francuskiej. Na miejscu okazuje się, że będzie również miała okazję wyrównać prywatne porachunki...

Kreska, którą posługuje się autorka absolutnie odpowiada mojej estetyce, a przygodowy charakter tej historii nie pozwolił mi na nic innego jak łyknąć te 264 strony w jeden dzień.
Do tego historia ówczesnej Francji, pogrążonej w rewolucyjnym chaosie, dodatkowo przykuła moją uwagę i sprawiła, że nadrobiłam wiadomości ze szkolnych lekcji.

Z przyjemnością i ciekawością sięgnę po II tom! Zwłaszcza, że pierwszy kończy się w bardzo emocjonującym momencie :)

Z wszystkich komiksów, które do tej pory przeczytałam (a pożyczony stosik jest naprawdę pokaźny), ten autorstwa Herzyk zdecydowanie spodobał mi się najbardziej!

"Wojna albo śmierć" opowiada o losach Franciszki Barre - więźniaki Spilberga, jednego z najbardziej rygorystycznych więzień w XVIII-wiecznej Europie. Więźniarkę odwiedza tam arystokrata, cesarski oficer Juliusz von...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Obsesja piękna" dr Renee Engeln to książka obowiązkowa na półce kobiety. To, co tam zawarte przyda się zarówno singielkom, matkom, córkom, siostrom, przyjaciółkom... Każdej z nas, która uległa chorobliwej gloryfikacji idealnego ciała i piękna, wpajanych nam przez popkulturę.

Książka nie jest remedium na wszystkie bolączki i w pewnych aspektach trzeba przymrużyć oko, ale bardzo dobrze się ją czytało i co ważniejsze, zawiera kilka wskazówek, jak wcielić w życie rezygnację z samo-uprzedmiotowienia swojego ciała. Czytając, nie miałam poczucia, że otacza mnie pseudo-feministyczny bełkot, ale dr Engeln udało się przekonać mnie, że jej zależy na odczarowaniu świata. Mało tego, nie spycha ona winy na mężczyzn, ale udowadnia, że i oni są ofiarami tego nurtu, dominującego w modzie, marketingu czy edukacji.

Szczególny szok i przemyślenia wywołały we mnie fragmenty, w których autorka wspomina o badaniach przeprowadzonych wśród swoich studentek. Wypisane kwoty i ilości pieniędzy oraz czasu, które kobiety i dziewczyny pompują w kosmetyki czy zabiegi estetyczne, są po prostu porażające. To dobre ćwiczenie, które może wykonać każda z nas w dowolnym momencie. Tego typu ćwiczeń w tej książce jest więcej i można je z powodzeniem samemu przeprowadzić.

"Obsesja piękna" jest napisana bardzo przystępnym językiem, bez naukowego zadęcia. Książka posiada bibliografię i odwołania do badań, przeprowadzonych przez dr Engeln i nie tylko.

Bardzo polecam ją każdej kobiecie. W rozsądny sposób otwiera oczy na nową perspektywę i zdecydowanie wpisuje się w nurt ciałopozytywności. Ja odkładam ją na półkę z zamiarem podzielenia się nią w przyszłości z moimi córkami.

"Obsesja piękna" dr Renee Engeln to książka obowiązkowa na półce kobiety. To, co tam zawarte przyda się zarówno singielkom, matkom, córkom, siostrom, przyjaciółkom... Każdej z nas, która uległa chorobliwej gloryfikacji idealnego ciała i piękna, wpajanych nam przez popkulturę.

Książka nie jest remedium na wszystkie bolączki i w pewnych aspektach trzeba przymrużyć oko, ale...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hotel na skraju lasu Magdalena Hińcza, Michał Hińcza
Ocena 6,4
Hotel na skraj... Magdalena Hińcza, M...

Na półkach:

Kolejna przygoda z komiksem niestety nieudana. Historia wymyślona przez Magdalenę i Michała Hińcza w ogóle do mnie nie przemówiła.

"Hotel na skraju lasu" jest napisany i narysowany bardzo chaotycznie. Kreska, która w zamyśle miała być pewnie artystyczna niestety tutaj okazała się nieczytelna do tego stopnia, że momentami - mimo naprawdę dobrego światła - nie byłam w stanie rozszyfrować na co właśnie patrzę.

Sama opowieść również mnie nie urzekła ani nie wkręciła. Czas nie jest tu dookreślony, zarysy postaci nieprecyzyjne, dziwne zwierzęta pojawiają się nie wiadomo skąd. Do tego wiele wątków, które - moim zdaniem - się nie kleją i w żaden sposób nie splatają. Domyślam się, że w przygotowaniu będzie kolejny tom, ale już po niego nie sięgnę, nie czuję się zachęcona.

Ogółem - nie polecam. Myślę, że na komiksowej półce można znaleźć dużo więcej ciekawych pozycji.

Kolejna przygoda z komiksem niestety nieudana. Historia wymyślona przez Magdalenę i Michała Hińcza w ogóle do mnie nie przemówiła.

"Hotel na skraju lasu" jest napisany i narysowany bardzo chaotycznie. Kreska, która w zamyśle miała być pewnie artystyczna niestety tutaj okazała się nieczytelna do tego stopnia, że momentami - mimo naprawdę dobrego światła - nie byłam w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tupeciary 2" to ciąg dalszy opowieści o kobietach, które miały tupet. Opowieści o tych, które nie bały się spełniać swoich marzeń, wychodząc poza schematy, utarte przez mężczyzn i inne kobiety z ich społeczności. Opowieści niejednokrotnie tragiczne, ale wciąż dające nadzieję na to, że kobiety są silne i mogą się realizować na różnych polach: w polityce, nauce, medycynie, aktorstwie, biznesie, a nawet stać na czele bandy wymierzającej lokalną sprawiedliwość.

Komiks jest narysowany prostą i przyjemną kreską, miejscami bywa inteligentnie dowcipny, nie ujmując ani nie infantylizując całej historii ani bohaterek. Myślę, że z powodzeniem może trafiać do starszych dziewczynek (oceniłabym go tak na 12+ z uwagi na tematykę gwałtów, zbiorowych gwałtów, seksu, przemocy).

W drugim tomie "Tupeciar" poznajemy kolejne 17 niezwykłych kobiet:
- Temple Grandin,
- Sonity Alizadeh,
- Cheryl Bridges,
- Therese Clerc,
- Betty Davis,
- Nellie Bly,
- Phoolan Devi - i ta historia najmocniej poruszyła moje serce,
- trzy siostry Wiggin znane jako The Shags,
- Katię Krafft,
- Jesselyn Radack,
- Hedy Lamarr,
- Naziq al-Abid,
- Frances Glessner Lee,
- Mae Jemison,
- Peggy Guggenheim.

Świetnym pomysłem było odkopanie z niebytu historii kobiet zapomnianych przez koleje losu. Dzięki Penelope Bagieu - autorce komiksu, dowiedziałam się o wielu silnych postaciach, które w znaczący sposób zapisały się na kartach dziejowych swoich krajów, czasów czy ludności i z powodzeniem mogą inspirować współczesne kobiety oraz dziewczynki.

Z przyjemnością podrzucę kiedyś ten komiks swoim córkom!

"Tupeciary 2" to ciąg dalszy opowieści o kobietach, które miały tupet. Opowieści o tych, które nie bały się spełniać swoich marzeń, wychodząc poza schematy, utarte przez mężczyzn i inne kobiety z ich społeczności. Opowieści niejednokrotnie tragiczne, ale wciąż dające nadzieję na to, że kobiety są silne i mogą się realizować na różnych polach: w polityce, nauce, medycynie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tupeciary" to komiksowe opowieści o kobietach, które miały tupet. Opowieści o tych, które nie bały się spełniać swoich marzeń, wychodząc poza schematy, utarte przez mężczyzn i inne kobiety z ich społeczności. Opowieści niejednokrotnie tragiczne, ale wciąż dające nadzieję na to, że kobiety są silne i mogą się realizować na różnych polach: w polityce, medycynie, aktorstwie, biznesie, a nawet zostać... cesarzową.

Komiks jest narysowany prostą i przyjemną kreską, miejscami bywa inteligentnie dowcipny, nie ujmując ani nie infantylizując całej historii. Myślę, że z powodzeniem może trafiać do starszych dziewczynek. Dla porządku dodam, że pojawiają się tu tematy takie jak: transpłciowość, trudne porody, przemoc domowa, zaburzenia hormonalne, homoseksualizm.

Książka prezentuje sylwetki 17 niezwykłych kobiet, zamkniętych w 15 historyjkach:
- Clementine Delait,
- Nzingi,
- Margaret Hamilton,
- sióstr zwanych Las Mariposas,
- Josephiny van Gorkum,
- Lozen,
- Annette Kellerman,
- Delii Akeley,
- Josephine Beker,
- Tove Janson,
- Agnodice,
- Leymah Gbowee,
- Giorginy Reid,
- Christine Jorgensen,
- Wu Zeitan.

Świetnym pomysłem było odkopanie z niebytu historii kobiet zapomnianych przez koleje losu. Dzięki Penelope Bagieu - autorce komiksu, dowiedziałam się o wielu silnych postaciach, które w znaczący sposób zapisały się na kartach dziejowych swoich krajów, czasów czy ludności i z powodzeniem mogą inspirować współczesne kobiety oraz dziewczynki.

Z przyjemnością podrzucę kiedyś ten komiks swoim córkom!

"Tupeciary" to komiksowe opowieści o kobietach, które miały tupet. Opowieści o tych, które nie bały się spełniać swoich marzeń, wychodząc poza schematy, utarte przez mężczyzn i inne kobiety z ich społeczności. Opowieści niejednokrotnie tragiczne, ale wciąż dające nadzieję na to, że kobiety są silne i mogą się realizować na różnych polach: w polityce, medycynie, aktorstwie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Skóra z tysiąca bestii" to komiks, który mocno czerpie ze znanych nam baśni i podań ludowych.

Główna bohaterka - księżniczka Jeżynka pada ofiarą swego chorobliwie zazdrosnego ojca - króla Jelonka. Przywdziewa on za pomocą czarów tytułową skórę na swoją córkę, sprawiając, że dziewczyna nade wszystko łaknie ludzkiego mięsa. Przypadłość ta skutecznie utrudnia jej odnalezienie swojego ukochanego - księcia Luca.

Pomysł na historię bardzo mi się podobał, jednak nie mogłam przyzwyczaić się do kreski i same ilustracje w ogóle mnie nie porwały (choć muszę przyznać, że scena erotyczna była rozrysowana bardzo subtelnie i ze smakiem). Sam fortel, jakiego dopuścił się Lou przy pomocy czarowni... to znaczy wróżki Margot też był pomysłowy, dwuznaczny i zdecydowanie wpisujący się w dzisiejsze czasy.

"Skóra z tysiąca bestii" to komiks, który mocno czerpie ze znanych nam baśni i podań ludowych.

Główna bohaterka - księżniczka Jeżynka pada ofiarą swego chorobliwie zazdrosnego ojca - króla Jelonka. Przywdziewa on za pomocą czarów tytułową skórę na swoją córkę, sprawiając, że dziewczyna nade wszystko łaknie ludzkiego mięsa. Przypadłość ta skutecznie utrudnia jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja pierwsza styczność z komiksem "dla dorosłych", który nie jest mangą. Nigdy nie słyszałam o Unce Odya, poleciła mi ją koleżanka, wiedząc jak bardzo lubię klimaty słowiańskie.

To było niezwykle ciekawe doświadczenie. Musiałam się przyzwyczaić do innej niż mangowa kreski, ale szybko wsiąknęłam w historię, która bardzo mi się spodobała.

Ilustracje, które zajmują całą stronę są po prostu piękne i na pewno mogłyby zdobić ścianę :)

Zdecydowanie polecam nie tylko fanom komiksu, ale i słowiańskości :)

Drugi tom jest jeszcze lepszy od pierwszego :) Brom dojrzewa, zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej osobowości i otwiera się na relacje z kobietami. A do tego jeszcze większa dawka słowiańskich stworów i demonów.

To moja pierwsza styczność z komiksem "dla dorosłych", który nie jest mangą. Nigdy nie słyszałam o Unce Odya, poleciła mi ją koleżanka, wiedząc jak bardzo lubię klimaty słowiańskie.

To było niezwykle ciekawe doświadczenie. Musiałam się przyzwyczaić do innej niż mangowa kreski, ale szybko wsiąknęłam w historię, która bardzo mi się spodobała.

Ilustracje, które zajmują całą...

więcej Pokaż mimo to