-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2019-08-28
2019-08-26
Słoń. W symbolice kojarzony z potęgą i bogactwem. W przypadku Artura Hajzera miało jeszcze inne znaczenie - himalaista był dość masywnym potężnym facetem, który sprawdzał się w torowaniu. Między innymi. Na pewno znaleźć można jeszcze wiele innych odniesień do tego, dlaczego na Hajzera mówili akurat Słoń.
Z tą książką miałam spory problem. I jeśli chodzi o jej budowę, styl pisania autora... i w stosunku do samego bohatera. Książka składa się z IV części. Jeżeli przetrwamy pierwszą to jesteśmy w domu. To najnudniejsza i najbardziej zawiła część publikacji Bartka Dobrocha. Autor ma dar wplatania, w i tak długie już zdania, różnych dygresji, odniesień, wtrąceń. Ba. Jest mistrzem w robieniu odniesień do odniesień. Naprawdę można się zniechęcić. Dobroch zdecydowanie lepiej radzi sobie w pisaniu o górach niż o ludziach, dlatego następna część kończy nam się zdecydowanie za szybko. Małym prztyczkiem i pozostałością po wcześniejszej części jest jednak lawirowanie między czasem i miejscem, który opisuje autor. Jednak góry nadrabiają wszystko.
Trzecia część skupia się na samym biznesowym aspekcie życia Hajzera. Powstaniu marki Alpinus, a w późniejszym czasie HiMountain. Mimo iż mało dowiemy się z niej o górskim życiu Artura Hajzera, to jest to kluczowy etap w jego życiu - jest to początek końca.
Czwarta część skupia się na samym bohaterze, na jego przemianach, a przede wszystkim na tym, co doprowadziło do jego przedwczesnej śmierci.
Nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. To rzetelny obraz himalaisty, który jest dość kontrowersyjną dla mnie postacią. Abstrahując od jego osiągnięć w górach, nie był dla mnie to człowiek, którego mogłabym polubić. Dokładnie takie odczucie pozostawia we mnie "Droga Słonia". Z jednej strony świadczy to o pełnym obrazie, jaki Dobrochowi udało się stworzyć na kartkach książki. Z drugiej, świadczy to też o tym, jak bardzo skomplikowanym człowiekiem był Hajzer.
Z tą książką jest trochę tak, jak było z twórcą Polskiego Himalaizmu Zimowego - albo się ją polubi, albo nie będzie się chciało do niej nigdy wracać. Po mnie niestety pozostawiła to drugie wrażenie.
Słoń. W symbolice kojarzony z potęgą i bogactwem. W przypadku Artura Hajzera miało jeszcze inne znaczenie - himalaista był dość masywnym potężnym facetem, który sprawdzał się w torowaniu. Między innymi. Na pewno znaleźć można jeszcze wiele innych odniesień do tego, dlaczego na Hajzera mówili akurat Słoń.
Z tą książką miałam spory problem. I jeśli chodzi o jej budowę, styl...
"A ja żem jej powiedziała...", że to kontrowersyjna pozycja. Katarzyna Nosowska, bardzo znana wokalistka o dość osobliwym usposobieniu, robiąca karierę także w social mediach. Jej treści i formę albo się lubi, albo nie. Podobnie jest z książką. Albo przypadnie odbiorcy do gustu, albo nie. Lekka i przyjemna pozycja na lato, pokazująca, że Ci "NAJ", są tak samo przeciętni jak my. I mają tak samo przeciętne (lub nie) problemy jak my.
Treść - jest taka, jak Nosowska, którą poznać można między innymi na Instagramie. Zwariowana, specyficzna, szczera i konkretna. Nie do każdego to trafia, dlatego ta książka nie jest dla każdego. Spodoba się tym, którzy wypowiedzi Nosowskiej po prostu lubią.
Forma - mogę ocenić jedynie przez swój pryzmat: dostosowana do odbiorcy, którego uwaga na danej książce może skupić się na bardzo krótko. Zwięzłe i nie za długie teksty pozwalają na przeskakiwanie między tematami lub doczytywanie ich w wolnych chwilach, w autobusie, w pociągu czy w wannie. Z jednej strony można to ocenić na plus - więcej osób skupi swoją uwagę na tej książce, bo jest zwięzła i łatwa. Z drugiej strony szkoda, że takie formy książkowe stają się coraz popularniejsze. Kasi Nosowskiej można to jednak wybaczyć. Ta książka dokładnie jest taka, jak sama artystka. I chwała jej za to, że została sobą.
"A ja żem jej powiedziała...", że to kontrowersyjna pozycja. Katarzyna Nosowska, bardzo znana wokalistka o dość osobliwym usposobieniu, robiąca karierę także w social mediach. Jej treści i formę albo się lubi, albo nie. Podobnie jest z książką. Albo przypadnie odbiorcy do gustu, albo nie. Lekka i przyjemna pozycja na lato, pokazująca, że Ci "NAJ", są tak samo przeciętni jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Weszli czy nie weszli? Pokłócili się czy nie? Pomogli czy może jednak nie pomogli?
"Nanga Parbat: śmierć, kłamstwa i góra do wyzwolenia" autorstwa Dominika Szczepańskiego i Piotra Tomzy to przykładny reportaż z sezonu wspinaczkowego 2015/2016 pod Nagą Górą. Chociaż w tym momencie nazwałabym tę książkę zbiorem wpisów do pamiętnika. Taka forma sprawia, że historię czyta się lekko i z łatwością, dialogi są naturalne, a opisywane krajobrazy rysują się w wyobraźni. Brzmi cudownie.
Jednak czegoś mi w tej książce brakuje. Czegoś nowego, jakiegoś... polotu, który mógłby pokazać majestat Nanga Parbat - przedostatniej zdobytej zimą góry wznoszącej się powyżej 8 tysięcy metrów nad poziomem morza. Jedna wyprawa wyjechała, druga też, trzecia z czwartą się połączyły, weszli na szczyt. Mackiewicz się nie zgadza. Chce wrócić pod Nanga Parbat. Mimo iż lektura naprawdę była przyjemna, miło było poznać śmietankę himalaizmu oczami dziennikarzy, reporterów, to oczekiwałam czegoś więcej. Może więcej kłamstw i więcej śmierci? Chociaż nie, jestem z tych, którzy wolą by lodowi wojownicy wracali bezpiecznie do domów.
Weszli czy nie weszli? Pokłócili się czy nie? Pomogli czy może jednak nie pomogli?
więcej Pokaż mimo to"Nanga Parbat: śmierć, kłamstwa i góra do wyzwolenia" autorstwa Dominika Szczepańskiego i Piotra Tomzy to przykładny reportaż z sezonu wspinaczkowego 2015/2016 pod Nagą Górą. Chociaż w tym momencie nazwałabym tę książkę zbiorem wpisów do pamiętnika. Taka forma sprawia, że historię czyta się...