-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-04-29
2024-04-15
„Pieśń miecza” to czwarty tom o walecznych wikingach Bernarda Cornwella i jak dotąd oceniam go najniżej spośród wszystkich. Dlaczego? Niby wszystko jest na swoim miejscu- są intrygi, polityczne rozgrywki, krwawe potyczki, jest namiętność i przygoda, ale zabrakło mi tutaj jakiejś iskry, która rozpaliłaby tą historię i uczyniła powieść fascynującą. Być może Autor popadł już w niebezpieczną rutynę i zaczyna powielać samego siebie, nie wiem. Faktem jest jednak, że brakuje tu świeżych pomysłów i ciekawych rozwiązań fabularnych. Większość książki to walka, która nie przeczę jest opisana sprawnie, ale bez większych zaskoczeń czy zwrotów akcji. Więc tych elementów mi tutaj zabrakło, choć książka prezentuje przyzwoity i dobry poziom, poniżej którego pan Cornwell nie schodzi. Niestety jest trochę nużąco i wydaje mi się, że dało się wycisnąć więcej z tej historii. Czy będę dalej czytał tą serię? Raczej tak, z tym, że jeśli w dalszym ciągu będę znużony to ją sobie po prostu odpuszczę. A na razie jestem umiarkowanie zadowolony. Sześć gwiazdek (dobra).
„Pieśń miecza” to czwarty tom o walecznych wikingach Bernarda Cornwella i jak dotąd oceniam go najniżej spośród wszystkich. Dlaczego? Niby wszystko jest na swoim miejscu- są intrygi, polityczne rozgrywki, krwawe potyczki, jest namiętność i przygoda, ale zabrakło mi tutaj jakiejś iskry, która rozpaliłaby tą historię i uczyniła powieść fascynującą. Być może Autor popadł już w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-07
Choć literatura jest niewątpliwie zdominowana przez anglojęzycznych autorów, to czasem sięgam po coś z naszego podwórka, aby przekonać się, że w kraju nad Wisłą również powstają ciekawe i wartościowe książki. A taką jest niewątpliwie „Chrobot” Tomasza Michniewicza czyli zbiór reportaży na temat życia w najróżniejszych rejonach świata. Poznajemy tutaj: Ugandyjkę, mieszkańca Zimbabwe, Amerykanina, Kolumbijkę, Hinduskę, Fina i Japonkę. Możemy towarzyszyć im od momentu bycia nastolatkami przez wchodzenie w dorosłość po doczekanie się przez nich dzieci a w niektórych przypadkach nawet i wnuków. Autor jest przy tym dość mocno zaniepokojony kondycją współczesnego świata. Czy materializm i pogoń za pieniądzem zawsze mają sens? Czy poszukiwanie szczęścia za wszelką cenę jest tego warte? A może czasem warto zwolnić i obejrzeć się dookoła siebie, docenić to co się ma? Odpowiedzi na te pytania są raczej niejednoznaczne, bo w różnych częściach świata różnie pojmuje się szczęście i poczucie spełnienia. Bohaterowie reportażu będą poszukiwać, błądzić aż w końcu będzie dane im odnaleźć własną ścieżkę. Czy wszystkim będzie dane spełnić swoje marzenia lub chociaż niewygórowane cele życiowe?
„Chrobot” to reportaże, które czyta się z przyjemnością, ale i nie bez pewnej refleksji. Jak to ktoś powiedział, że jeśli ktoś jest najmądrzejszy to wcale nie oznacza, że ma najwięcej pieniędzy, bo tak naprawdę tym światem rządzi przypadek. Jeśli urodziłeś się w danym kraju to może być to dla ciebie przekleństwem bądź też szczęściem. Charakter też jest wynikiem genów i środowiska, w którym się dorasta. Tak więc przypadek i nic więcej. Trochę to smutna refleksja, ale człowiek ma jeszcze wolną wolę i może zawsze starać się być najlepszą wersją samego siebie. Sęk w tym, aby nie mierzyć zbyt wysoko, bo tym łatwiej się rozczarować a do celu dążyć metodą małych kroków i jeśli jest się wytrwałym to można dojść do zadziwiających rezultatów. Tak odczytuję przesłanie książki, którą pragnę z tego miejsca polecić. Osiem gwiazdek (rewelacyjna).
Choć literatura jest niewątpliwie zdominowana przez anglojęzycznych autorów, to czasem sięgam po coś z naszego podwórka, aby przekonać się, że w kraju nad Wisłą również powstają ciekawe i wartościowe książki. A taką jest niewątpliwie „Chrobot” Tomasza Michniewicza czyli zbiór reportaży na temat życia w najróżniejszych rejonach świata. Poznajemy tutaj: Ugandyjkę, mieszkańca...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-29
IRA to jeden z moich ulubionych polskich rockowych zespołów. Na dobrą sprawę na jej muzyce wychowywałem się w latach 90-tych. To opracowanie to próba przybliżenia fenomenu radomskiej grupy, która istnieje i działa do dziś. Na czym polega wielkość tego zespołu? Według mnie na dobrych melodiach z rockowym pazurem a także dobrych, zapadających w pamięć tekstach. A także na charyzmatycznym frontmanie i wokaliście Arturze Gadowskim, choć wszyscy członkowie formacji są na swój sposób interesujący i są bardzo sprawnymi muzykami. Moja ulubiona płyta? Chyba „Mój dom” z 1991 roku, chociaż po reaktywacji w 2002 roku nagrali niejeden dobry album. Wielu fanów niestety popełnia błąd mówiąc, że „nowa IRA” to już nie to samo co „stara IRA” i odwraca się od niej plecami. Tymczasem grupa cały czas idzie do przodu i nieustannie się rozwija toteż nic dziwnego, że nie jest w stanie zadowolić wszystkich. W przeciwieństwie do niektórych zespołów, które bardzo się skomercjalizowały, aby przetrwać na rynku muzycznym IRA nie straciła swojej rockowej zadziorności, choć umie też pokazać łagodniejsze oblicze pod postacią nastrojowych ballad. Co do książki to wydaje się być solidną dziennikarską robotą, choć taki fan jak ja nie znalazł w niej wielu informacji, o których by już wcześniej nie wiedział. Ale książka jest fajnie napisana i lekko się ją czyta. Czy polecam? Fanom jak najbardziej a pozostałym osobom na zasadzie muzycznej ciekawostki. Sześć gwiazdek (dobra).
IRA to jeden z moich ulubionych polskich rockowych zespołów. Na dobrą sprawę na jej muzyce wychowywałem się w latach 90-tych. To opracowanie to próba przybliżenia fenomenu radomskiej grupy, która istnieje i działa do dziś. Na czym polega wielkość tego zespołu? Według mnie na dobrych melodiach z rockowym pazurem a także dobrych, zapadających w pamięć tekstach. A także na...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-26
„Upadek Númenoru” to kolejna książka z bogatego uniwersum Tolkiena zredagowana tym razem przez Briana Sibleya. Co można o niej powiedzieć? Bardzo wciągająca historia, rzecz napisana z pietyzmem i z dbałością o szczegóły, ale wypadałoby chyba zacząć od nakreślenia fabuły. To jednak trochę trudne, bo dzieło ma charakter kroniki i opowiada o wzlotach i upadkach, triumfach i porażkach królestwa Númenoru, które przetrwało dwa tysiące lat nim pogrążyło się w morskich odmętach. Wszystko działo się w Drugiej Erze, która zaczęła się jak i zakończyła wojną z panem ciemności Sauronem. Poznajemy więc królów jacy rządzili tym państwem, niektórym z nich poświęcono więcej miejsca a niektórzy tak szybko jak się pojawiają znikają. To epicka saga w której mamy trochę walki o tron, żeglowania, elementy mitów i podań a także wyniszczającą walkę z wrogiem. Możemy dowiedzieć się na przykład dlaczego elfy i ludzie zawarli przymierze przeciw wspólnemu wrogowi jakim był Sauron. Dzieje tej wyspy czy też państwa to też jakby przedsmak „Władcy Pierścieni”, dowiadujemy się co nieco o Pierścieniach Władzy i jak to się stało, że jedyny, najważniejszy Pierścień zaginął.
„UN” to według mnie udana książka, napisana bardzo poetyckim językiem i momentami zachwycająca. Chyba „must read” dla każdego fana uniwersum Śródziemia. Warto wspomnieć też o ładnym i estetycznym wydaniu tej pozycji a całości dopełniają piękne kolorowe i czarno- białe pobudzające wyobraźnię ilustracje. Jak dla mnie super. Siedem gwiazdek (bardzo dobra).
„Upadek Númenoru” to kolejna książka z bogatego uniwersum Tolkiena zredagowana tym razem przez Briana Sibleya. Co można o niej powiedzieć? Bardzo wciągająca historia, rzecz napisana z pietyzmem i z dbałością o szczegóły, ale wypadałoby chyba zacząć od nakreślenia fabuły. To jednak trochę trudne, bo dzieło ma charakter kroniki i opowiada o wzlotach i upadkach, triumfach i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-14
Robiłem do tej książki aż trzy podejścia a jak to mówią do trzech razy sztuka, bo za tym trzecim razem wreszcie coś „zażarło” i udało mi się ją ukończyć. Minęło trochę czasu odkąd ostatnio wybrałem się do Kingsbridge za sprawą pióra Kena Folleta, toteż zdążyłem już zapomnieć jak potrafi on zaczarować słowem i jaki z niego magik. W „Zbroi światła” przenosimy się do Anglii przełomu XVIII i XIX wieku i możemy poobserwować jak ludzie pracują przy krosnach i wytwarzają tkaniny oraz jesteśmy świadkami historii jaka zapisuje się w annałach złotymi zgłoskami za sprawą Napoleona Bonaparte. Bohaterowie powieści to zwykli ludzie ze swoimi słabościami i przywarami, jednakowoż to co trochę uderza to fakt, że u Folleta zawsze mamy jasny podział na tych dobrych i tych złych. Źli to najczęściej pracodawcy i bogacze a dobrzy to pracobiorcy i biedota. To dość jednoznaczny i czarno-biały podział, no ale nie chcę się czepiać. Żeby nie przedłużać napiszę, że książka podobała mi się i była warta poświęconego jej czasu. Co do całego cyklu „Kingsbridge” to została mi jeszcze jedna pozycja i być może wkrótce się za nią zabiorę. Siedem gwiazdek (bardzo dobra).
Robiłem do tej książki aż trzy podejścia a jak to mówią do trzech razy sztuka, bo za tym trzecim razem wreszcie coś „zażarło” i udało mi się ją ukończyć. Minęło trochę czasu odkąd ostatnio wybrałem się do Kingsbridge za sprawą pióra Kena Folleta, toteż zdążyłem już zapomnieć jak potrafi on zaczarować słowem i jaki z niego magik. W „Zbroi światła” przenosimy się do Anglii...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-06
Świetne. To już trzeci tom serii „Wojny wikingów” i Autorowi udało się utrzymać poziom z dwóch poprzednich części. „Panowie Północy” nie są co prawda tak bardzo krwawi, sceny batalistyczne pojawiają się dopiero pod koniec, ale moim zdaniem co innego świadczy o wysokiej wartości tej książki. Co zatem? Ciekawie przedstawiony świat, frapująco opisane rozgrywki polityczne, wyraziści bohaterowie, zapadające w pamięć sceny (nie tylko batalistyczne) i mógłbym tu jeszcze długo wymieniać. Główny bohater imieniem Uhtred będzie niestrudzenie tropił swych wrogów a także zostanie sprzedany w niewolę. Jak wyjdzie z tych potyczek? Czy będzie mu dane pomścić śmierć najbliższych?
„Panowie Północy” to ze wszech miar udana powieść. Losy Uhtreda nie pozostawiają obojętnym więc możemy albo go znienawidzić, albo mu kibicować. Jak już pisałem ten tom jest dość nietypowy, mamy mniej walki a więcej polityki i przygody. To jednak mi się podoba, bo stanowi miłą odmianę od poprzednich, wypełnionych walką po brzegi tomów. Nie napiszę już nic oryginalnego za to pragnę polecić PP. Siedem gwiazdek (bardzo dobra).
Świetne. To już trzeci tom serii „Wojny wikingów” i Autorowi udało się utrzymać poziom z dwóch poprzednich części. „Panowie Północy” nie są co prawda tak bardzo krwawi, sceny batalistyczne pojawiają się dopiero pod koniec, ale moim zdaniem co innego świadczy o wysokiej wartości tej książki. Co zatem? Ciekawie przedstawiony świat, frapująco opisane rozgrywki polityczne,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-25
„Nowolipie” i „Najpiękniejsze lata” to zbiór wspomnień polskiego pisarza żydowskiego pochodzenia Józefa Hena skompilowanych w jedną książkę. Może zacznę od „Nowolipia”, które obrazuje żydowski świat przedwojennej Warszawy. Pan Hen opisuje swoje dzieciństwo ze swadą i nie bez poczucia humoru. Jest również uważnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości i człowiekiem umiejącym wyciągać z niej wnioski, co niewątpliwie zdeterminowało to, że gdy dorósł został pisarzem. Może jest to trochę podkoloryzowany portret jego dzieciństwa, ale tak umie przedstawić swój świat tylko człowiek o bogatej wyobraźni. Nie twierdzę, że to co pisze odbiega od rzeczywistości, ale wiele rzeczy tak naprawdę determinuje to jak je sami widzimy. „ Nowolipie” oceniam na osiem gwiazdek a teraz przejdę do „Najpiękniejszych lat”. Napisane w sześć lat po „Nowolipiu” może już nie są tak barwne, ale trudno się dziwić, wszak opisują rzeczywistość po wybuchu Drugiej Wojny Światowej a ta była jak wiadomo trudna i gorzka. Wielu postradało na niej życie, ale Autor dzięki wrodzonemu sprytowi i inteligencji zdołał sobie w niej poradzić i przetrwać. Nie brak tu też jednak zabawnych historii jak choćby ta o jego znajomym, który przechodził krótko obłęd pomalaryczny. Sam Hen choć wcielony do Armii Czerwonej uniknął walki na froncie. Widać pisane mu było przetrwać, aby móc opisać swoje przygody. „Najpiękniejsze lata” podobały mi się ciut mniej, dlatego oceniłbym je na sześć gwiazdek. Za całą książkę to daje średnią siedmiu gwiazdek i taką też ocenę wystawiam. Siedem gwiazdek (bardzo dobra).
„Nowolipie” i „Najpiękniejsze lata” to zbiór wspomnień polskiego pisarza żydowskiego pochodzenia Józefa Hena skompilowanych w jedną książkę. Może zacznę od „Nowolipia”, które obrazuje żydowski świat przedwojennej Warszawy. Pan Hen opisuje swoje dzieciństwo ze swadą i nie bez poczucia humoru. Jest również uważnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości i człowiekiem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-16
Przerost formy nad treścią. Tak najkrócej można by scharakteryzować tę powieść. Ale po kolei. „Wartka śmierć” to już siódmy tom przygód pary detektywistycznej Cormorana Strike’a i Robin Ellacott. W tej części do detektywów zgłasza się mocno zaniepokojony klient, którego syn wstąpił do sekty i od tamtej pory nie daje znaku życia. Detektywi uzgadniają, że Robin przeniknie do szeregów sekty i będzie pracować pod przykrywką. Jakie mroczne sekrety skrywa Powszechny Kościół Humanitarny? Czego jeszcze Robin dowie się o tej organizacji? Czy uda się wyciągnąć z niej syna klienta?
„Wartka śmierć” to nienajgorsza książka, ale tak jak pisałem na samym początku zbyt rozwleczona i zbyt szczegółowa. Autorka cyklu o Harrym Potterze niewątpliwie przyłożyła się do jej napisania tylko pytanie czy wszystko było tutaj potrzebne, bo moim zdaniem nie. Powieść byłaby bardziej efektowna gdyby była krótsza. Takie jest moje zdanie. Poza tym nienajgorzej się ją czyta, ponieważ zawarto w niej kilka ciekawych pomysłów, ale wadą jest zbytnia ich powtarzalność. Pani Rowling w kółko wałkuje te same tematy i po jakimś czasie staje się to męczące. Ale całość jest całkiem sympatyczna toteż moja ocena jest pozytywna. Co do całej serii książek to zdarzały się tomy lepsze i gorsze a ten umieściłbym gdzieś pośrodku, może trochę bliżej tych lepszych. To tyle. Sześć gwiazdek (dobra).
Przerost formy nad treścią. Tak najkrócej można by scharakteryzować tę powieść. Ale po kolei. „Wartka śmierć” to już siódmy tom przygód pary detektywistycznej Cormorana Strike’a i Robin Ellacott. W tej części do detektywów zgłasza się mocno zaniepokojony klient, którego syn wstąpił do sekty i od tamtej pory nie daje znaku życia. Detektywi uzgadniają, że Robin przeniknie do...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-04
"Zwiastun burzy” to już drugi tom wspaniałej serii „Wojny wikingów”. Co tu dużo mówić, poziom poprzedniej części został utrzymany a mam nawet wrażenie, że „dwójka” jest jeszcze lepsza od poprzedniczki. Znów mamy wspaniałe sceny bitewne, pojedynki, różne knowania a także trochę humoru. Powieść angażuje w stu procentach i ani na chwilę nie pozwala się od niej oderwać. Dalsze losy Uhtreda czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem, możemy obserwować jak z młodego chłopaka stał się zaprawionym w boju mężczyzną. Bernard Cornwell to niekwestionowany mistrz w budowaniu napięcia i w kreowaniu świetnych scen bitewnych. Jak dla mnie „Zwiastun burzy” ma wszystko to czego się oczekuje od takiej książki, spełnia swoją rolę dobrej i solidnej rozrywki. Polecam. Siedem gwiazdek (bardzo dobra).
"Zwiastun burzy” to już drugi tom wspaniałej serii „Wojny wikingów”. Co tu dużo mówić, poziom poprzedniej części został utrzymany a mam nawet wrażenie, że „dwójka” jest jeszcze lepsza od poprzedniczki. Znów mamy wspaniałe sceny bitewne, pojedynki, różne knowania a także trochę humoru. Powieść angażuje w stu procentach i ani na chwilę nie pozwala się od niej oderwać. Dalsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-28
Drugi Sherlock Holmes to to nie jest, ale nawet sympatycznie się to czyta. Niestety nie znajduje w tym kryminale nic co by go wyróżniało spośród setek innych, którymi zalewany jest rynek. Schematyczność, powtarzalność i nuda. Tym razem nie porwało mnie. Póki co nie czuję się też zachęcony do sięgnięcia po kontynuację mimo, że powieść kończy się cliffhangerem i ma skłonić do kontynuacji przygody z komisarzem Krukiem. Całość to niestety chyba nie moja bajka. Być może bardziej odnajduję się w kryminałach w starym stylu jakie pisali Joe Alex czy Jerzy Edigey. Nie polecam. Maks co mogę dać to pięć gwiazdek (przeciętna).
Drugi Sherlock Holmes to to nie jest, ale nawet sympatycznie się to czyta. Niestety nie znajduje w tym kryminale nic co by go wyróżniało spośród setek innych, którymi zalewany jest rynek. Schematyczność, powtarzalność i nuda. Tym razem nie porwało mnie. Póki co nie czuję się też zachęcony do sięgnięcia po kontynuację mimo, że powieść kończy się cliffhangerem i ma skłonić do...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-23
Sięgnąłem po tę powieść z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że nigdy jej wcześniej nie czytałem a jeśli przerabiano ją u mnie w szkole jako lekturę, to musiałem być chyba nieobecny, bo sobie tego faktu nie przypominam. A drugi powód jest taki, że Władysław Stanisław Reymont dostał za „Chłopów” Literacką Nagrodę Nobla równo sto lat temu czyli w 1924 roku. Co mogę powiedzieć? Dzieło wspaniałe i genialne chyba pod każdym względem. Jest rozmach, jest epickość, są wspaniałe opisy, jest zbrodnia i miłość, jest przygoda. „Chłopi” to portret polskiej wsi sprzed wieku, który doskonale ją uwiecznił i dał wyobrażenie o tamtej rzeczywistości. Bohaterowie Reymonta to ludzie prości, ale nie pozbawieni bynajmniej życiowej mądrości i roztropności, choć nie są też idealni, bo miotają nimi najróżniejsze namiętności. Czyta się to wyśmienicie i duże brawa za to, że powieść mimo nieco archaicznego języka nie zestarzała się i nadal rozpala wyobraźnię kolejnych pokoleń czytelników. Chociaż inną sprawą jest to czy człowiek w wieku lat kilkunastu jest w stanie w pełni ją docenić. Ja przeczytałem po raz pierwszy i doceniam za wszystko to co wymieniłem. Mogę spokojnie i z czystym sumieniem polecić tę książkę bo jest wielka i wielowymiarowa. Ocena maksymalna.
Sięgnąłem po tę powieść z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że nigdy jej wcześniej nie czytałem a jeśli przerabiano ją u mnie w szkole jako lekturę, to musiałem być chyba nieobecny, bo sobie tego faktu nie przypominam. A drugi powód jest taki, że Władysław Stanisław Reymont dostał za „Chłopów” Literacką Nagrodę Nobla równo sto lat temu czyli w 1924 roku. Co mogę...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-18
Tak jak wcześniej "odgrażałem się", że sięgnę jeszcze po coś Bernarda Cornwella to udało mi się to spełnić, a wybór padł na cykl „Wojny wikingów” i jego pierwszy tom „Ostatnie królestwo”. Co mogę powiedzieć? Bardzo udany mix faktów historycznych i wymyślonej fabuły, który daje wciągającą powieść. Poznajemy w niej młodego chłopaka imieniem Uhtred, który dorasta w Anglii lecz pewnego razu zostaje uprowadzony przez Duńczyków. Wszystko dzieje się pod koniec IX wieku n.e. Co ciekawe Autor unika określenia „wikingowie”, których utożsamia z dzikimi ludami północy, które pływając na statkach rabują napotkane inne statki. Są to więc raczej piraci a lud, który najechał Anglię nazywa się tu Duńczykami. Co takiego przeżyje Uhtred? I po czyjej stronie stanie w zmaganiu Anglików z Duńczykami?
„Ostatnie królestwo” to według mnie bardzo udane otwarcie nowej serii historycznej. Zawiera bardzo plastyczne sceny walk, namiętności, trochę polityki i miłości. Tak jak przy „Trylogii arturiańskiej” tego Autora bawiłem się dobrze i nie wiem co mógłbym jeszcze dodać. To na pewno książka z gatunku lekkich i łatwych, choć nie zawsze przyjemnych, bo zawiera brutalne opisy walk i pewną dawkę okrucieństwa. Jeśli jednak kogoś to nie odpycha to zalecam mu sięgnięcie po Ok. To tyle. Siedem gwiazdek (bardzo dobra).
Tak jak wcześniej "odgrażałem się", że sięgnę jeszcze po coś Bernarda Cornwella to udało mi się to spełnić, a wybór padł na cykl „Wojny wikingów” i jego pierwszy tom „Ostatnie królestwo”. Co mogę powiedzieć? Bardzo udany mix faktów historycznych i wymyślonej fabuły, który daje wciągającą powieść. Poznajemy w niej młodego chłopaka imieniem Uhtred, który dorasta w Anglii...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-06
„Odwet oceanu” to thriller ekologiczny lub też katastroficzny, ale to tylko szufladka a chciałbym przyjrzeć się tu jego treści. Opowiada on o odkrytych pewnego razu anomaliach w środowisku wodnym. Czy gdzieś na dnie oceanu, gdzie nie dociera człowiek istnieje inteligentna forma życia? A co w wypadku jeśli właśnie się zbuntowała i morduje ludzi w odwecie za to co oni robią zwierzętom wodnym i ich całemu środowisku? Na te pytania będzie musiała odpowiedzieć grupka naukowców zepchnięta w tej walce do defensywy. Kto ostatecznie triumfuje?
Powieść jest dość ciekawa i nie najgorzej się ją czyta, ale przede wszystkim jest strasznie długa i pełna technicznych szczegółów co sprawia, że jest raczej „ciężkostrawna” i trzeba czytać ją powoli. Niestety Autor nie ominął pewnej pokrętnej logiki i pseudofilozofii co obniża w moich oczach wartość tej powieści. Poza tym jeśli ktoś pisze taką cegłę to może rzeczywiście ma coś do powiedzenia, ale nie zawsze jest to tutaj podane w atrakcyjnej formie. Pisać tak grube powieści też trzeba umieć a już mistrzami w tym są choćby tacy autorzy jak King czy Sanderson. Nie chcę jednak ujmować chwały Pisarzowi, bo poradził sobie nieźle, ale wyszła mu rzecz niepotrzebnie pogmatwana i mało przejrzysta. Czasem czyta się ją płynnie, innymi razy trzeba przedzierać się przez skomplikowane opisy lub mało klarowne spostrzeżenia. Podsumowując jest to książka dobra, czuć w niej pasję Autora do nauki, ale nie do końca udało mu się mnie porwać i przekonać. Sześć gwiazdek (dobra).
„Odwet oceanu” to thriller ekologiczny lub też katastroficzny, ale to tylko szufladka a chciałbym przyjrzeć się tu jego treści. Opowiada on o odkrytych pewnego razu anomaliach w środowisku wodnym. Czy gdzieś na dnie oceanu, gdzie nie dociera człowiek istnieje inteligentna forma życia? A co w wypadku jeśli właśnie się zbuntowała i morduje ludzi w odwecie za to co oni robią...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-21
Lekkie rozczarowanie, choć wielkiej klapy też nie było. Ale po kolei. „Lawinia” to powieść inspirowana wielkim poematem „Eneida” Wergiliusza. Postać Lawinii co prawda pojawia się w nim, lecz nie wypowiada ani słowa. Pisarka oddała więc głos tej kobiecie, która stała się współzałożycielką przyszłego imperium Rzymskiego. Obiecana mężczyźnie, którego nie kochała, wzięła w ręce swój własny los i tak pokierowała życiem, aby być szczęśliwą. Niestety przepowiednia, którą usłyszała nie zawierała tylko fortunnych zdarzeń, ale również te przykre. Jak Lawinia poradzi sobie z przeznaczeniem? Co jeszcze na nią czeka? Czy przepowiednia wypełni się co do joty?
Ta powieść to niestety zaledwie przeciętna pozycja tej wybitnej pisarki. Jako wielki fan Ursuli Le Guin wiem, że stać ją było na więcej. Przestoje, nudniejsze fragmenty- to wszystko sprawia, że książka nie jest taka jak oczekiwałem. Bohaterowie też niestety lekko papierowi i bez wyrazu. Całość taka sobie i mało wciągająca. Nie mogę polecić tej powieści, czytajcie na własną odpowiedzialność, być może dostrzeżecie w niej coś czego ja nie dostrzegłem. Pięć gwiazdek (przeciętna).
Lekkie rozczarowanie, choć wielkiej klapy też nie było. Ale po kolei. „Lawinia” to powieść inspirowana wielkim poematem „Eneida” Wergiliusza. Postać Lawinii co prawda pojawia się w nim, lecz nie wypowiada ani słowa. Pisarka oddała więc głos tej kobiecie, która stała się współzałożycielką przyszłego imperium Rzymskiego. Obiecana mężczyźnie, którego nie kochała, wzięła w ręce...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-12
„Biały towar” to kolejna książka autorstwa Mariusz Wollnego, którą przeczytałem i którą chciałbym pokrótce skomentować. Jest to ponoć powieść historyczno-kryminalna, ale tutaj mam kilka wątpliwości. Historyczna? Owszem, zostajemy przeniesieni do Krakowa przełomu XIX i XX wieku a treść zahacza o ważne wydarzenia i ważne osobistości związane z tym miastem z tamtego okresu. Kryminalna? No chyba nie do końca, bo wątek kryminalny właściwie jest żaden a motyw handlu białymi kobietami (skąd tytuł) podciągnąłbym raczej pod powieść sensacyjną. Natomiast zacytowanie w paru miejscach kilku fragmentów z „Sherlocka Holmesa” też nie czyni jeszcze tej książki kryminałem. Zatem jest to bardziej w moim odczuciu dzieło historyczno- sensacyjno- obyczajowe, no ale to już według uznania. Co poza tym? Książka jest niestety niemiłosiernie rozwleczona i dłużyzny trochę do niej zniechęcają, ale dobrnięcie do emocjonującej oraz satysfakcjonującej końcówki jest wynagrodzeniem wysiłku czytającego. Nie jest to w żadnym razie zła książka, tylko lekko nudnawa i zbyt szczegółowa. Widać, że pan Mariusz Wollny przyłożył się do roboty jaką było jej pisanie, ale wyszło z tego coś, co nie do końca jest atrakcyjne w czytaniu, choć oczywiście znajdą się osoby, które będą twierdzić inaczej. Mimo wszystko cieszę się z przeczytania „Białego towaru” bo w ogólnym zarysie jest on wciągający i ciekawy. Nie polecam i nie zniechęcam, najlepiej samemu wyrobić sobie zdanie. Jak dla mnie jest całkiem nieźle, poprawnie i dobrze. Sześć gwiazdek (dobra).
„Biały towar” to kolejna książka autorstwa Mariusz Wollnego, którą przeczytałem i którą chciałbym pokrótce skomentować. Jest to ponoć powieść historyczno-kryminalna, ale tutaj mam kilka wątpliwości. Historyczna? Owszem, zostajemy przeniesieni do Krakowa przełomu XIX i XX wieku a treść zahacza o ważne wydarzenia i ważne osobistości związane z tym miastem z tamtego okresu....
więcej mniej Pokaż mimo to
„Kroniki Czarnej Kompanii” to właściwie nie jedna książka a trzy, z tym, że zebrane w jedną całość. Na ten zbiór składają się:
1. Czarna Kompania.
2. Cień w ukryciu.
3. Biała Róża.
Jako, że z natury jestem leniwy to nie będę ich oceniał osobno a pokuszę się o jedną zbiorczą opinię. Książka Glena Cooka przyniosła podobno przełom w literaturze fantasy, ale jest to dla mnie o tyle dziwne, ponieważ nie rozumiem jej fenomenu. Dla mnie jest to niestety całkiem przeciętne czytadło, nie angażujące zbyt emocjonalnie ani nie niosące ze sobą jakichś głębszych treści. O ile dwie pierwsze części byłem jeszcze w stanie jakoś przełknąć to przy trzeciej (Biała Róża) całkowicie poległem i nie doczytałem jej do końca. Rzecz pisana na siłę i bez większego polotu. Może jeśli ktoś zadowala się ogólnikami to będzie zadowolony, ale już w przypadku bardziej wymagającego czytelnika powieść nie zdaje egzaminu. Nic mnie niestety do niej nie przekonuje. Ani wydarzenia ani postaci, których jest multum i wszystkie są do siebie podobne a jak by tego było mało to mają jeszcze idiotyczne pseudonimy. Zdecydowanie nie moja bajka, toteż nie będę czytał kolejnych tomów, ale nie wykluczam, że komuś może spasować tego rodzaju dzieło. Jak dla mnie jednak słabo. Pięć gwiazdek (przeciętna).
„Kroniki Czarnej Kompanii” to właściwie nie jedna książka a trzy, z tym, że zebrane w jedną całość. Na ten zbiór składają się:
więcej Pokaż mimo to1. Czarna Kompania.
2. Cień w ukryciu.
3. Biała Róża.
Jako, że z natury jestem leniwy to nie będę ich oceniał osobno a pokuszę się o jedną zbiorczą opinię. Książka Glena Cooka przyniosła podobno przełom w literaturze fantasy, ale jest to dla mnie o...