Okrucieństwo idei tkwi w założeniu, że istoty ludzkie można tak nagiąć, że będą do nich pasowały.
Najnowsze artykuły
Artykuły
Jon Fosse: Pisanie uratowało mi życieKonrad Wrzesiński2Artykuły
Świąteczny prezentownik, czyli pomysł na prezent. Literatura obyczajowa i romansLubimyCzytać1Artykuły
Mary Sue, czyli przekleństwo pisarzaSonia Miniewicz51Artykuły
7 mroźnych książek, które musisz przeczytać tej zimyKonrad Wrzesiński31
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Paul Johnson

26
6,9/10
Urodzony: 02.11.1928
Angielski historyk i dziennikarz.
Kształcił się w Stonyhurst i Magdalen College w Oksfordzie. W latach 1955-1970 był redaktorem londyńskiego tygodnika „New Statesman” − od 1965 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Współpracował też z wieloma innymi czasopismami w Wielkiej Brytanii, USA i innych krajów. Paul Johnson jest autorem książek popularnonaukowych z zakresu historii XX wieku, dziejów kultury i religii.
Kształcił się w Stonyhurst i Magdalen College w Oksfordzie. W latach 1955-1970 był redaktorem londyńskiego tygodnika „New Statesman” − od 1965 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Współpracował też z wieloma innymi czasopismami w Wielkiej Brytanii, USA i innych krajów. Paul Johnson jest autorem książek popularnonaukowych z zakresu historii XX wieku, dziejów kultury i religii.
6,9/10średnia ocena książek autora
486 przeczytało książki autora
1 491 chce przeczytać książki autora
26fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Historia świata XX wieku. Od Rewolucji Październikowej do "Solidarności". Tom 1
Paul Johnson
8,3 z 30 ocen
191 czytelników 7 opinii
2009
Historia świata XX wieku. Od rewolucji Październikowej do "Solidarności". Tom 2
Paul Johnson
8,5 z 17 ocen
88 czytelników 3 opinie
2009
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Niektóre ważne formy twórczości są i niematerialne, i nietrwałe. Należy do nich chociażby sztuka doprowadzania ludzi do śmiechu. Żyjemy w do...
Niektóre ważne formy twórczości są i niematerialne, i nietrwałe. Należy do nich chociażby sztuka doprowadzania ludzi do śmiechu. Żyjemy w dolinie łez; płacz dziecka towarzyszy narodzinom, a w miarę jak zbliżamy się do starości, nasze istnienie staje się jeszcze smętniejsze. Humor, który choć na chwilę podnosi nas na duchu, jest wyjątkowo cenną ludzką pociechą, a umiejętność wzbudzania śmiechu - rzadkim i bezcennym talentem.
2 osoby to lubiąGdyby zebrać razem whisky i brandy, jakie w życiu wypiłem, przelałaby się z tej sali na sufit.
0 osób to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Intelektualiści Paul Johnson 
7,2

Lubię często podawać jako atut książki to, że jest krótka. Ta nie jest, ale jej objętość i mnogość wątków, trochę przytłaczających w przypadku mniej znanych postaci, nie popsuła ogólnego wrażenia. Jest to książka świetna. Świadczą o tym tematyka, źródła i komentarz autora, któremu zarzucają niektórzy stronniczość. Prawdą jest, że mamy tu głównie myślicieli lewicowych i Johnson pozwala sobie nie raz na dość złośliwy humor, ale biorąc pod uwagę, co wyczyniali bohaterowie tej książki, to cudem jest, że czytelnik ma do czynienia tylko z drobnymi przytykami, bo mnie nasuwałyby się na myśl głównie przekleństwa.
Ależ gdzie moje maniery! Opowiadam, a nie przedstawiłem was sobie. „Intelektualiści", to są czytelnicy recenzji; czytelnicy recenzji, to są „Intelektualiści". Jest to zbiór biografii bardziej i mniej znanych postaci, których żywoty miały duże znaczenie w przekształcaniu roli całej grupy społecznej, jaką są intelektualiści. A że tak się składa, że jest to współcześnie grupa skompromitowana i mająca wiele za uszami, to i jej twórcy aniołami nie są. Słusznie mógłby ktoś teraz zauważyć, że nikt nie jest idealny; widziałem na portalu Lubimy czytać opinie w stylu, że można napisać książkę o prawicowych intelektualistach, czy że każda osoba „wybitna" jest ekscentryczna i odstaje od realiów swojego świata. To drugie jest tak oczywistą bzdurą, że nawet nie będę się nad tym pochylać, a co do pierwszego – litości! Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Abstrahując już od tego, że podział na lewicę i prawicę jest współcześnie trochę bezsensowny – oponenci książkowych intelektualistów, chcących zmieniać całe fundamenty społeczności czy naturę człowieka, nie głosili nigdy nic tak skrajnego, by ich hipokryzja była aż tak kłująca w oczy, jak hipokryzja Rousseau, Marksa, Tołstoja, czy Sartre'a. Możemy sobie wyobrazić np. katolickiego konserwatystę, który na co dzień głosi czystość, a sam się łajdaczy, ale idee takowego uwzględniają ułomność człowieka i skłonność do upadania. To lewicowcy lubią opowiadać o zupełnym i ostatecznym rozwiązaniu ludzkich problemów, gdy tylko spełni się pewne warunki, czy też lubują się w nazywaniu normalnych, cywilizacjo-twórczych czynników wynaturzeniami, więc ciężko traktować ich poważnie, gdy nauczają na temat wychowania dzieci, swoje oddając do sierocińca, jak Rousseau, czy gdy całe życie narzekają na rzekomy wyzysk robotników, samemu trzymając w domu niewolnicę jak Marks.
Przedstawianie poszczególnych biografii nie ma sensu, bo każda nadawałaby się na osobny artykuł, ale spróbuję zbudować ogólny portret intelektualisty-świeckiego kapłana, którego szkic odnajdujemy w tej pozycji. Poszczególne postacie oczywiście różniły się między sobą i potrafiły w poszczególnych kwestiach wyróżnić się pozytywnie, ale kompensowały to sobie większym zepsuciem w innej dziedzinie, więc tak czy siak, mowa o jednostkach zdegenerowanych.
No to tak. Archetyp nowożytnego intelektualisty stworzył Jan Jakub Rousseau, inni go pogłębiali i rozwijali. Jako pierwszy skumulował w sobie wszystkie cechy „prometejczyka" tj. odrzucanie w całości istniejącego porządku, ufność w swoją zdolność zbudowania nowego według wymyślonych przez siebie zasad, wiara w osiągnięcie tego środkami politycznymi i uznanie roli instynktu, intuicji i impulsu w działaniu człowieka. I to będzie typowe dla wszystkich kolejnych, zwłaszcza skrajny irracjonalizm i poddawanie się emocjom. Nawet u Bertranda Rusella, który deklaratywnie był fetyszystą rozumu, a w praktyce rezygnował z jego używania jak mało kto.
Z Rousseau nadeszła też nienawiść do własności prywatnej, mieszczaństwa, racjonalnego egoizmu; skłonność do uważania się za jednostkę wybitną i bardzo wrażliwą, przekonanie o konieczności pouczania tłumów i obrony tych klas społecznych, z którymi nigdy się nie miało de facto do czynienia i której problemów się nie zna; przeświadczenie o byciu „przyjacielem całej ludzkości" i niezdolności do negatywnych emocji przy jednoczesnej kłótliwości i wręcz kipieniu zazdrością, zawiścią i nienawiścią. Opatentował też specyficzny, grubiański sposób bycia, oparty na jego koncepcji dobrego dzikusa, nieskrzywionego cywilizacją. Był skrajnie chamski, nieprzyjemny, niewdzięczny i dawał do zrozumienia swoim gospodarzom, mecenasom i wszelkim innym dobrodziejom, że wyświadcza im łaskę, korzystając z ich hojności. Ciężko to zrozumieć, ale podejrzewam, że po prostu natrafiał na ludzi z odwrotnymi jemu brakami intelektualno-emocjonalnymi i dochodziło do specyficznej symbiozy, trochę jak w mechanizmie kat-ofiara. A propos problemów z psychiką, to od Marksa częstą cechą intelektualistów był wyniszczający styl życia, wymagający jakiejś podświadomej nienawiści do samego siebie i życia jako takiego. Mnóstwo alkoholu, papierosów, niedbanie o higienę, załamania nerwowe, rozwiązłość. Późniejsi odkryli też narkotyki i choroby weneryczne.
Z Henrykiem Ibsenem, norweskim dramaturgiem, który miał olbrzymią zasługę w przekształceniu społeczeństwa końca XIX wieku poprzez przekonanie ludzi, że indywidualne sumienie i wyobrażenie wolności mają moralne pierwszeństwo nad wymaganiami społeczeństwa, doszła mizoginia. To widać i dzisiejszych lewicowców, że im więcej ktoś gada o prawach kobiet, emancypacji, równości itd., tym bardziej skrycie gardzi kobietami, nie wierzy w ich równość, nie traktuje partnersko i wykorzystuje głównie do zaspokajania potrzeb seksualnych.
Ostatnim najważniejszym twórcą tej instytucji-plagi, nękającej nas po czasy współczesne, był Lew Tołstoj. Żądał, by jego żona czytała wszystkie jego Dzienniki, zawierające najbardziej intymne szczegóły jego życia, w ramach polityki pełnej otwartości, ale z czasem zaczął taić przed nią fakty związane z seksem. Ten postulat jawnej rozwiązłości również głosili i zatajali Hemingway, Russell, czy Sartre i za każdym razem było to ze szkodą dla którejś ze stron i było źródłem cierpienia, wstydu, upokorzenia, zazdrości, czy załamań nerwowych i prób samobójczych.
Ale nie na tym polega główna „zasługa" Tołstoja. Jest nią to, że ustanowił urząd świeckiego kapłana-intelektualisty, zabierającego głos w każdej możliwej sprawie, udzielającego poparcia danym grupom, publikującego oświadczenia, podejmującego „problemy" i proponującego rozwiązania. Potem już każdy ważniejszy myśliciel miał to w nawyku i wypowiadał się na multum tematów spoza swojej dziedziny. Nie tylko na takie oczywiste jak ekonomia i polityka, ale też czy używać szminki oraz czy bić żonę, jakie to ma na koncie Rusell. Prawdziwie destrukcyjna siła tego gatunku demonów, nękających naszą cywilizację objawiła się w dobie totalitaryzmów. Intelektualiści potrafili usprawiedliwiać komunizm nie tylko przez swoją naiwność i zaczadzenie ideologiczne, ale też potrafili bez zająknięcia kłamać, mimo widzenia na własne oczy jak się żyje w ZSRE. Taki np. Sartre mówił bez żadnego skrępowania w wywiadzie do gazety France Obsevateur, że sowieci nie podróżują po świecie, bo tak jest im dobrze w ich kraju. Po latach się przyznał do kłamstwa i usprawiedliwiał się tym, że nieładnie byłoby mówić źle o państwie, które go dopiero co ugościło. Ręce opadają. Zresztą to wyjątkowo obrzydliwa postać, bo jego nawoływanie lewaków do aktów przemocy zrodziło wiele organizacji terrorystycznych, czarny rasizm w Afryce i ludobójstwo w Kambodży. Ale nie psujmy już sobie humoru.
Książkę tę uważam za bardzo ważną i jest na pewno cennym źródłem informacji na temat wielu niesłusznie wielbionych dziś osób. Nawet jak nie całość, to polecam gorąco rozdziały o Marksie, Tołstoju i tym zezowatym karle, o którym już miałem nie mówić. Johnson na koniec stara się nazwać swoje przesłanie do świata, ale mam wątpliwości co do jego słuszności. Twierdzi on, że należy przestać przywiązywać uwagę do wypowiedzi intelektualistów i oprzeć się na własnym sądzie. Jest to wezwanie o tyle nietrafione, że jest niemożliwe do spełnienia. Musimy słuchać autorytetów w dziedzinach, o których nie mamy pojęcia, bo inaczej będziemy skazani na los antyszczepionkowców, czy innych dzikusów. Musimy wierzyć nauce, że Ziemia nie jest płaska, albo, że na Alasce jest dość zimno, bo nie osiągniemy nic w życiu, jeśli będziemy odkrywać koło na nowo. Sztuka polega na tym, by umieć rozpoznawać autorytety i nasze emocjonalne skłonności do wierzenia w coś, co nie musi być wcale prawdą. Nie wydaje mi się, by było to możliwe na dużą skalę, z uwagi na naturę ludzką, więc raczej należałoby walczyć z egalitarną i obowiązkową edukacją, a nie z instytucją autorytetu. Szkoda, że taki postulat spotka się z mniejszą przychylnością, niż chwytliwe hasło „myśl samodzielnie".
Intelektualiści Paul Johnson 
7,2

W „Intelektualistach” Paul Johnson opisuje prywatne życie kilkunastu znanych ludzi, którzy w jakiś sposób pretendowali do miana intelektualisty. Są wśród nich głównie filozofowie oraz ludzie kultury. Skupia się na ich prywatnych życiach, ich stosunku do społeczeństwa, rodziny, znajomych oraz do własnych głoszonych tez.
Każdy rozdział jest poświęcony innemu autorowi. W każdym z nich znajdziemy krótką notkę biograficzną oraz opis zachowań, wśród których część z nich uchodzi wśród większości ludzi za patologiczne. Autor w ramach tych mini biografii stara się nakreślić archetyp świeckiego intelektualisty, który w współczesnych czasach zastąpił duchowieństwo. Według autora wiele poglądów znanych intelektualistów wynikało z nich własnych braków (np. niechęć do kapitalizmu często szła w parze z bardzo wystawnym życiem, za którym to ciągnęły się długi i oszustwa). Lubili głosić, że kochają całą ludzkość przy jednoczesnym złym traktowaniu swoich kochanek, znajomych, służących itd. Odrzucali zastany porządek i uważali, że są wstanie rozwiązać problemy ludzkości za pomocą swojego własnego rozumu. Wypowiadali się na wszelkie tematy i widzieli siebie w roli nauczycieli ludzkości. Jednak osiąganie dla nich celów politycznych i osobistych stało dużo wyżej niż prawda czy uczciwość. Mają świetne zdolności autoreklamy, które objawiają się między innymi w pisaniu zakłamanych autobiografii. Wielu z nich miało okresy utożsamiania się ze „zwykłymi ludźmi” i twierdzenia, że są ich reprezentantami, chociaż żyli jak arystokracja. Według autora, w okresie drugiej wojny światowej, intelektualiści stopniowo przechodzi z pozycji utopijnych na hedonistyczne. Nie brakowało też ludzi, którzy byli chętni pełnienia roli pożytecznego idioty w rękach ZSRR.
W tym dziele opisywane są takie nazwiska jak: Rousseau, Shelley, Marks, Ibsen, Tołstoj, Hemingway, Brecht, Russell, Sartre, Edmund Wilson, Gollancz, Hellman oraz wielu innych w skrócony sposób w ostatnim rozdziale.
Według mnie autor mógł poświęcić trochę więcej miejsca na nakreślenie poglądów niektórych ludzi, bo czasami ciężko wyłuskać coś poza tym, że ktoś był socjalistą i fanem Stalina. Warto też zwrócić uwagę na to, że autor jest konserwatystą, więc nie uświadczymy tu opisu grzechów takich intelektualistów (ale na obronę autora trzeba wspomnieć o tym, że tacy intelektualiści zazwyczaj nie głoszą aż tak górnolotnych tez, jak towarzystwo przedstawione w tej książce). Pod koniec książki autor nawołuje do sceptycyzmu w stosunku do tego, co głoszą intelektualiści, ponieważ zazwyczaj ich kompetencje w kierunku udzielania rad ludzkości są podobne lub nawet mniejsze niż losowych osób napotkanych na ulicy. O ile pewna doza podejrzliwości jest wskazana, to jednak należy pamiętać o tym, że nie należy odrzucać wszystkiego i „myśleć samodzielnie”, ponieważ zazwyczaj nie kończy się to dobrze. Nikt nigdy nie będzie ekspertem od wszystkiego i często trzeba mieć przynajmniej minimalne zaufanie do autorytetów w danej dziedzinie. Kolejnym zarzutem jaki można by poczynić wobec autora to deprecjonowanie idei reprezentowanych przez intelektualistów na podstawie ich prywatnego życia. Zgodzę się z takim zarzutem ale jednocześnie warto pamiętać o tym, że o ile nie mówi to zbyt wiele o samych ideach, to mówi to bardzo dużo o ich autorach i głównych propagatorach.
Książkę można polecić ludziom zainteresowanym życiem wskazanych wyżej autorów oraz ogólnie pojętą polityką.