rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

֦Odnalazłam go w sposób, w jaki odnajduje się na mapie niegdyś dobrze znaną ścieżkę, gdy goni się za znajomym, i przypomina się sobie to, co zostało zapomniane.ˮ

Seria Samanthy Shannon czekała kilka lat na mojej półce. Pewnego dnia jednak się przemogłam i w końcu mogę powiedzieć, że jestem na bieżąco. Pierwszy tom był ciekawy, drugi był rewelacyjny, za to trzeci... zdecydowanie do mnie nie trafił. Pieśń jutra podobnie, jak dwie poprzednie części jest utrzymywana w zupełnie innych klimatach. Najpierw czytelnik poznawał obóz karny, któremu towarzyszył niepokój, zagubienie i strach. Zakon mimów zapewniał poznanie społeczności jasnowidzów oraz Londynu. Tam zdecydowanie można było odczuć walkę o władzę, jak i jedyny w swoim rodzaju klimat, który towarzyszył "odmieńcom". Pieśń jutra za to jest kompletną niewiadomą. Nic nie jest w niej pewne i wszystko się zmienia. Jednak zacznijmy od początku.

Paige po trudnych walkach zostaje Zwierzchniczką. Dzięki temu ma możliwości, o których marzyła i siłę, by stanąć przeciwko swoim wrogom. Jednak na społeczność jasnowidzów kładzie się blady strach związany z Tarczą Czuciową. Ta nowa technologia ma możliwości wykrywania "odmieńców". Paige za wszelką cenę chcę zlikwidować nowe zagrożenie, które może zakończyć życie jasnowidzów raz na zawsze. Wspierana przez swoich dowódców, przyjaciół i Naczelnika szuka możliwości, aby zapobiec działaniu nowej broni.

֦Nigdy nie dopuszczaj do siebie myśli, że powinnaś zamilknąć.ˮ

Z jednej strony powinnam się cieszyć, że autorka potrafi zaskakiwać. Ponieważ nigdy nie wyobrażałam sobie takiej fabuły, jaka została zaserwowana w tym tomie. Podejrzewałam, iż wzmianki o nowej broni przeciwko jasnowidzom, nie są rzucane na wiatr, jednak nie sądziłam, że rozrośnie się ona na tak ogromną skalę. Nie mówiąc już o tym, że zajmie ona cały trzeci tom. Nie ma co ukrywać. Pieśń jutra krąży wokół jednego tematu i jednego celu. Z tego też powodu trzeci tom nie przypadł mi do gustu. Nie powiem, że był on zły, bo wbrew pozorom był znakomity. Jednakże główna linia fabularna mnie rozczarowała i nie zachwyciła.
Kolejnym powodem, dla którego uważam Pieśń jutra za najsłabszą część, jest panujący w powieści klimat. W Czasie żniw kolonia karna była ciekawym i odważnym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, iż była to część rozpoczynająca cykl. Jednak to właśnie dzięki Zakonowi Mimów doceniłam wyobraźnie autorki i zobaczyłam prawdziwe społeczeństwo jasnowidzów. Mim-królowie, faworyci, szary rynek, walka o dominacje. Dopiero wtedy poczułam intrygujący oraz oryginalny klimat. Dlatego miałam ogromną nadzieję, że autorka będzie kontynuować go w kolejnych częściach. Jednak już od połowy Pieśni jutra znikał on i został zastąpiony czymś nowym. Zdecydowanie nowe rozwiązanie nie przypadło mi do gustu. Czułam, że oryginalny klimat, który był obecny w poprzedniej części i nierozerwalnie związany z jasnowidzami, został utracony. Ze względu na kierunek, w jakim idzie ten cykl, było to z pewnością nieuniknione. Jednakże nie zmienia to faktu, że brakowało mi go i zapewne w kolejnej części się to nie zmieni.

Paige zdecydowanie zasługuje na sympatię czytelnika. Młoda kobieta nie ma łatwego zadania. Będąc nową Zwierzchniczką, ma rolę, do której nie była nigdy nieprzygotowana. Pomimo tego, uważam, że doskonale daje sobie radę. Autorka kreuje postać silną i zdecydowaną. Nawet jeśli popełnia ona błędy, bierze odpowiedzialność za nie i łatwo się nie poddaje. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej zżywam się z Paige i wraz z nią przeżywam wszystkie wydarzenia. Mam nadzieję, że kolejne części jedynie bardziej rozwiną jej charakter, bym mogła z ręką na sercu powiedzieć, iż nigdy mnie nie rozczarowała.
Tak jak główna bohaterka jest wyrazistą i pełną życia postacią, tak Naczelnik jest jej przeciwieństwem. Moja opinia o nim nie uległa zmianie. Nadal pozostaje milczącym, nieodgadnionym dodatkiem od Paige. Ćma byłaby bardziej intrygująca niż on. Mogę jedynie liczyć, że w kolejnym tomie autorka w końcu nada mu jakieś cechy charakteru.
Postacie drugoplanowe są lepiej wykreowani niż Naczelnik. Mówię o Elizie, Nicku, Mari i wielu innych. Każdy z nich ma wyjątkowy charakter i ani przez chwilę nie wydają się papierowi.

֦Już raz powstałaś z popiołów. Jedynym sposobem na przeżycie jest wiara, że tym razem też ci się uda.ˮ

Autorka wysoko stawia sobie poprzeczkę w tej części. Z każdym kolejnym wydarzeniem czytelnik oczekuje czegoś więcej i więcej. Jak na razie widać, że pisarka wykorzystuje potencjał innych państw. Jak do tej pory jasnowidzenie było przedstawiane jedynie na terenach londyńskich. Fabuła trzeciego tomu pozwala na poznanie ich również na innych ziemiach. Czytelnik otrzymuje obraz społeczności, która nie funkcjonuje jedynie w pierwotnym mieście przygód Paige. Co więcej, kolejna część pozwoli nawet jeszcze lepiej poznać jasnowidzów w nowym miejscu.

Pieśń jutra jest dobrą książką i ciekawą kontynuacją. Autorka podeszła do tego tomu w zupełnie inny sposób niż się spodziewałam. Cały czas rozwija pomysł na ten cykl, wykorzystując jej potencjał całkowicie. Dba również, aby czytelnik nie nudził się podczas lektury i cały czas zapewnia nowe zwroty akcji. Pomimo wszystkich plusów, sama nie wczułam się całkowicie w klimat Pieśni jutra. Mimo że, jest naprawdę znakomitą kontynuacją Śniącego wędrowca, mi do końca nie przypadł do gustu. Tak czy inaczej, czekam na dalsze części przygód Paige i Naczelnika.

֦Odnalazłam go w sposób, w jaki odnajduje się na mapie niegdyś dobrze znaną ścieżkę, gdy goni się za znajomym, i przypomina się sobie to, co zostało zapomniane.ˮ

Seria Samanthy Shannon czekała kilka lat na mojej półce. Pewnego dnia jednak się przemogłam i w końcu mogę powiedzieć, że jestem na bieżąco. Pierwszy tom był ciekawy, drugi był rewelacyjny, za to trzeci......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Zaczynałam jednak rozumieć, że życie to nie tyle twoja opowieść, co opowieść o tobie.”

Z reguły trzymam się z dala od książek obyczajowych. Bardzo rzadko czytam powieści z tego gatunku, gdyż najzwyczajniej w świecie nudzą mnie one. Preferuję bardziej żywe przygody z mnóstwem zwrotów akcji. Niemniej jednak jest pewien autor, którego historie są niezwykle piękne, mądre oraz jedyne w swoim rodzaju. Oczywiście chodzi o Johna Greena. Jak do tej pory udało mi się przeczytać Gwiazd naszych wina i Papierowe miasta. Mimo że czytałam te powieści kilka lat temu, to nadal pamiętam, jak duże wrażenie na mnie wywarły. W końcu po długim okresie przerwy od twórczości Greena sięgnęłam po jego najnowszą książkę, której tytuł jak zawsze był owiany nutką tajemnicy.

Aza Holmes jest dziewczyną, która zdecydowanie różni się od swoich rówieśników. Zmaga się ona z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Choroba ta nie pozwala jej żyć normalnie, gdyż odbiera jej radość życia. Dziewczyna ma tylko jedną, bliską przyjaciółkę - Daisy. Pomimo tak długiej przyjaźni z nią, nadal mają pomiędzy sobą mur. Życie Azy zapewne toczyłoby się bez żadnych niezwykłych przygód, gdyby nie zniknięcie miliardera. Za namową przyjaciółki, Aza postanawia uczestniczyć w amatorskim śledztwie Daisy. Pomóc ma w tym syn zaginionego - David, który niegdyś był blisko z Azą.


„Najlepsze w nauce jest właśnie to, że w miarę uczenia się tak naprawdę nie otrzymuje się odpowiedzi, tylko coraz lepsze pytania.”

Czytanie książek Johna Greena jest niezwykłe. Pierwotny zarys fabuły przedstawiony na okładce książki jest zaledwie nakreśleniem ogólnej sytuacji. Dopiero zagłębiając w historii, widać, że autor kreuje zupełnie inny obraz. Obraz, który jest znacznie bardziej skomplikowany. Co więcej, za każdym razem John Green mierzy się z innym problemem, który dotyka zwykłych ludzi. W przypadku Gwiazd naszych wina była to choroba, w Papierowych miastach szukanie własnego ja, a w Żółwiach aż do końca zmierzenie się z własnym umysłem.
Autor w najnowszej powieści przedstawia historię osoby z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. I tak jak w poprzednich swoich książkach John Green przedstawia temat niełatwy, który opisuje po mistrzowsku. Pisarz potrafi opisywać walkę, jaka toczy się w głowie bohaterki. Jednak co ważniejsze, potrafi to przekazać czytelnikowi. Laikowi, który być może nigdy się nie spotkał z takim tematem, a dzięki tej książce zrozumie problemy oraz myśli, z jakimi musi się zmierzyć osoba z takimi zaburzeniami.

Główna historia miała przedstawiać śledztwo na temat miliardera. Na początku sądziłam, że autor stworzy z bohaterek Sherlocka w spódnicy. Aczkolwiek postaciom daleko było do detektywów, a fabule do kryminału. Wątek z szukaniem poszlak został zepchnięty na dalszy plan i to prawie od samego początku. Moim zdaniem brak takiej akcji nie miał złego wpływu na książkę. Wbrew pozorom bardzo dobrze czytało mi się o zwykłych życiu Azy, nie wypełnionym żadnymi nieprawdopodobnymi wydarzeniami.
Bohaterowie książki są postaciami żywymi, których losy dotykają czytelnika. Moja ulubioną postacią była główna bohaterka. Zaciekawiła mnie ona od samego początku. Nie tylko ze względu na nerwicę natręctw, ale przede wszystkim na swój charakter. Nie udawała ona filozofa. Jej wypowiedzi dawały za każdym razem do myślenia czytelnikowi. Inne postacie były równie niesztampowe i prawdziwe.
Autor w każdej ze swojej książek zaskakuje. W tym przypadku jednak nie ograniczył się tylko do niezwykłej fabuły, ale także zakończenia. Wcześniejsze przeczytane przeze mnie pozycje miały finał, który łapał za serce, jednocześnie pozostawiając pewne sprawy niewyjaśnione. W przypadku Żółwi aż do końca przedostatnia strona daje czytelnikowi wiele odpowiedzi odnoszących się do wydarzeń, których nie miałby okazji poznać. Bardzo się cieszę, gdyż nie muszę sama tworzyć zakończenia historii Azy, tylko miałam je klarownie przedstawione.

„Bynajmniej Holmesy. Sama wybierasz swoje zakończenia i rozpoczęcia. Wybierasz ramę, wiesz? Może nie wybierasz tego, co będzie na obrazku, ale ramę tak.”

Żółwie aż do końca nie są lekturą, o której łatwo się zapomni. John Green porusza temat trudny, ale jednocześnie ciekawy. Dzięki swojemu talentowi autor umie przekazać czytelnikowi najbardziej skomplikowane sprawy. Książka ta, podobnie zresztą jak poprzednie pozycje pisarza, daje wiele do myślenia. Oprócz spędzania miłego czasu podczas czytania powieści, czytelnik uczy się i poznaje świat z innej strony, dzięki historii autora.

„Zaczynałam jednak rozumieć, że życie to nie tyle twoja opowieść, co opowieść o tobie.”

Z reguły trzymam się z dala od książek obyczajowych. Bardzo rzadko czytam powieści z tego gatunku, gdyż najzwyczajniej w świecie nudzą mnie one. Preferuję bardziej żywe przygody z mnóstwem zwrotów akcji. Niemniej jednak jest pewien autor, którego historie są niezwykle piękne, mądre oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakiś czas temu na rynku wydawniczym pojawiły się pozycje, których akcja dzieje w gorącym, pustynnym klimacie.
Jedną z nich jest Gniew i świt. Oczarował mnie on swoim klimatem i obecnie czekam na ciąg dalszy. Następnie postanowiłam poznać Buntowniczkę z pustyni, z którą się ociągałam długi czas. Przymierzałam się do niej kilka razy, jednak zasłyszane opinie, wręcz obrzydziły mi tę historię. Słyszałam, iż jest ona niskich lotów oraz nie czaruje swoim pustynnym klimatem. W końcu na własnej skórze postanowiłam się o tym przekonać i bardzo dobrze zrobiłam.

Amani żyje w dziurze zabitej deskami. I to dosłownie. Nie ma tam żadnej przyszłości, nie licząc, że wyjdzie za mąż z obowiązku. Gdy dziewczyna przez przypadek słyszy plany swojego wujka, który chce ją wziąć za żonę, przelewa się szala goryczy. Za wszelką cenę Amani natychmiast postanawia uciec. Chcąc zarobić pieniądze na ucieczkę postanawia wziąć udział w konkursie strzeleckim. Podczas turnieju poznaje tajemniczego obcokrajowca. Jednak nim zdążą się bliżej poznać, każdy idzie we własną stronę. Nie mija wiele czasu, gdy oboje znowu się spotykają, akurat gdy chłopak ucieka przed strażą. Amani widzi w nim szansę na pomoc w ucieczce. Tym oto sposobem losy Jina i młodej dziewczyny splatają się w najmniej oczekiwanym momencie.

Opis książki nie za wiele mówi. Przedstawia tylko dziewczynę, która chce uciec ze swojego świata i tajemniczego chłopaka, który ma jej to umożliwić. Pierwsze rozdziały przedstawiały płytką historię. Jednak dopiero dalsze strony ujawniają znacznie ciekawszą powieść, przy której nie można ani na chwilę się nudzić. Dlaczego tak uważam? Autorka stworzyła żywy oraz pełen barw świat. On jest podstawą całej historii i właśnie on sprawia, że Buntowniczka z pustyni jest intrygującą i pełną niespodzianek lekturą.
Bardzo mi przypadł do gustu klimat powieści. Oczywiście od samego początku, aż do ostatniej strony towarzyszy czytelnikowi gorący, pustynny klimat. Moim zdaniem jest on bardzo dobrze oddany. Podczas przemierzania bezkresnych wydm, nie raz można poczuć piasek na skórze.

Przez większą część powieści czytelnik towarzyszy przede wszystkim Amani oraz Jinowi. Dziewczyna jest postacią, która bez większych problemów przypadnie do gustu czytelnikowi. Przebiegła, silna oraz pewna siebie bohaterka będzie idealną towarzyszką podczas przygód. Nie da się eównież ukryć, że z wielką przyjemnością śledzi się jej losy i kibicuje na każdym kroku.
Tajemniczy obcokrajowiec nie jest daleki od ideału. Jin jest czarującym oraz charyzmatycznym bohaterem.

Tak jak wspominałam wcześniej największym plusem tej powieści jest świat. Pełen tajemniczych, starych istot czaruje od pierwszej strony. Każda informacja o magicznych stworach była na wagę złota. Czytelnik z kolejnymi stronami powieści, coraz bardziej wciąga się w świat Buntowniczki z pustyni.
Akcja książki jest bardzo dynamiczna. Nigdy tak naprawdę nie wiadomo co czyha za rogiem, z czym będą musieli zmierzyć się bohaterowie. Cała historia jest jedną, wielką niewiadomą. Niczego nie można z góry zakładać, gdyż niczego nie można przewidzieć w stu procentach.

Buntowniczka z pustyni okazała się niesamowitą przygodą na pustyni wśród mistycznych stworów. Autorka prawie od samego początku czaruje czytelnika intrygującą historią ze wspaniałymi bohaterami. Teraz jedynie muszę sięgnąć po drugą część, by ponownie przenieść się na magiczną pustynię.

Jakiś czas temu na rynku wydawniczym pojawiły się pozycje, których akcja dzieje w gorącym, pustynnym klimacie.
Jedną z nich jest Gniew i świt. Oczarował mnie on swoim klimatem i obecnie czekam na ciąg dalszy. Następnie postanowiłam poznać Buntowniczkę z pustyni, z którą się ociągałam długi czas. Przymierzałam się do niej kilka razy, jednak zasłyszane opinie, wręcz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawno nie miałam okazji czytać powieści o złodziejach, oszustach i zbrodniarzach. Dlatego też ,,Szóstka wronˮ, była jedną z pozycji, która zapewniła mi zupełnie inne przygody niż zwykle. Pokochałam historię oraz bohaterów wykreowanych przez autorkę. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam kontynuacji, która była praktycznie potrzebna od zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu. Przez kilka tygodni sprawdzałam księgarnię, by móc kupić tę książkę jeszcze w przedsprzedaży. Moje szczęście było przeogromne, gdy w końcu dostałam tę powieść do ręki, by poznać dalsze losy moich ukochanych bohaterów.

Po włamaniu się do więzienia, do którego nikt się nie włamał. Po wykradnięciu najlepiej strzeżonego więźnia. Po wydostaniu się z potrzasku, gdzie zewsząd otaczali ich wrogowie, Kaz ze swoją ekipą mieli być najbogatszymi mieszkańcami Ketterdamu. Jednak zamiast pływać w złocie, młoda drużyna po raz kolejny wykorzystać swoje umiejętności, by odebrać zapłatę oraz Inej. Nie mając innego wyboru Kaz i reszta muszą zaryzykować życie w kolejnej grze, gdzie toczą się losy ich przyszłości.

,,- Panie Brekker... A może po prostu Kaz, jeśli pan pozwoli? Moja sytuacja jest delikatna. Jestem królem kraju, którego skarbiec zieje pustką i któremu ze wszystkich stron zagrażają wrogowie. Ba, istnieją także siły wewnętrzne, które mogą wykorzystać moją nieobecność i podjąć próbę przejęcia władzy.
- Sugerujesz, że świetnie nadałbyś się na zakładnika.ˮ

Recenzje drugiej części, jak i każdej kolejnej, są bardzo trudne. Mowa o takich, gdzie tomy trzymają dobry poziom poprzednich i trudno doszukać się w nich wad. Podobnie jest z Królestwem kanciarzy. Bardzo przypomina on pierwszą część. Jest równie znakomity, co ,,Szóstka wronˮ i brak w nim minusów. Aczkolwiek należy wziąć pod uwagę fakt, iż jest to ostatnie spotkanie z bohaterami. Autorka wspominała, że w przyszłości może wróci do niektórych postaci, jednak nie ma co liczyć na najbliższą przyszłość. Dlatego też czytelnik należycie powinien pożegnać postacie w tym tomie, poznając finał ich przygód.

Główną zaletą serii ,,Szóstki wronˮ jest intrygująca fabuła, która trzyma w napięciu do ostatnich stron. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części autorka zadbała, by czytelnik cały czas odczuwał niepokój o los swoich ukochanych bohaterów. Ponieważ nic nigdy nie jest pewne w tej powieści. Za każdym razem widać niebezpieczeństwo za rogiem, które może skończyć się tragicznie. Jednak to jest tylko jedna strona medalu. Za to z drugiej strony medalu nie można zapomnieć o geniuszu postaci. Przez co w tej samej chwili drży się ze strachu o życie bohaterów i ze zniecierpliwieniem oczekuje czasu, gdy wszystkich zrobią na szaro.


,,Przyszedłbym po ciebie. Przyszedłbym. A gdybym już nie mógł chodzić, przyczołgałbym się do ciebie i choćbyśmy nie wiem jak bardzo byli połamani, razem wywalczylibyśmy sobie drogę na wolność, z nożem w zębach i pistoletem w garści. Bo tacy właśnie jesteśmy. Zawsze walczymy do końca.ˮ

Bohaterowie są jednym z większych plusów obu części. Wszystkie przedstawione postacie są niesamowite żywe, nie są jedynie pustymi, papierowymi osobowościami. Mają charakter, który nie raz "wychodzi" na wierzch podczas powieści. Tym samym czytelnik utwierdza się w przekonaniu, że niczego im nie brakuje. Mają zarówno wady, jak i zalety, dzięki czemu bez problemu można wczuć się w nich i poznać ich na wylot.
Oczywiście pierwsze miejsce na podium zajmuje Kaz. Tę postać pokochałam całym sercem i mam nadzieję, że w przyszłości autorka zawrze kolejne jego losy w innej serii. No bo jak można nie polubić oszusta, którego geniusz przechodzi sam siebie. Nie raz nie mogłam uwierzyć, jak potrafi on lawirować, wymyślać i kombinować.
Reszta bohaterów wcale nie odstaje od wspaniałego Kaza. Szczególnie, że w tej części autorka dała reszcie postaci większe pole do popisu. Dzięki czemu czytelnik poznaje jeszcze lepiej ich charaktery, które do tej pory były przyćmione przez główną wronę.

Autorka mimo tego, że osadziła akcję w świecie girszów, który wykreowała na potrzeby poprzedniej serii, to nie osiada na laurach. Ponieważ Ketterdam tętni życiem złodziei i oszustów. Pisarka stworzyła całkiem nową lokalizację, do której nie raz jeszcze chciałabym wrócić. Mimo że, jest pełne niebezpieczeństw i przemocy, to oczarowuje czytelnika swoją tajemniczością i zapowiedzią niesamowitej przygody.
W poprzedniej części nie zwracałam uwagę na wiek bohaterów. Jednak w tej stwierdziłam, że autorka mogła bez problemu podnieść ich lata, ponieważ byłoby to realniejsze. Trudno uwierzyć, iż są oni jedynie nastolatkami.
Jest tylko jedna rzecz, której nie mogę wybaczyć autorce. Podczas "Królestwa kanciarzy" pojawia się spojler dotyczący zakończenia poprzedniej serii. Czytając inną recenzję, zanim jeszcze zaczęłam drugą część ,,Szóstki wronˮ, słyszałam o tym, jednak nie sądziłam, że to będzie spojler taki rozmiarów. Niestety osoby, które zaczęły poprzednią trylogię, a jej nie skończyły, zdecydowanie powinny, przed rozpoczęciem przygód Kaza i reszty.

,,-Czy nikt z was nie zastanawiał sie nad tym, co zrobiłem z pieniędzmi od Pekki Rollinsa? (...) Jak myślicie, na co wydałem tę kasę?
-Na broń? - spytał Jesper.
-Statki? - zasugerowała inej.
-Bomby? - podsunął Wylan.
-Łapówki dla polityków? - strzeliła Nina.
Wszyscy spojrzeli na Matthiasa.
-To jest ta chwila - szepnęła Nina - w której mówisz nam, jacy jesteśmy okropni.
Matthias wzruszył ramionami.
-Kiedy to wszystko są bardzo rozsądne pomysły...- odparł ˮ

,,Królestwo kanciarzˮ trzyma poziom poprzedniej części. Mogę nawet stwierdzić, że druga część była minimalnie lepsza. Jednakże cała seria zasługuje na uwagę czytelników, ponieważ historia stworzona przez autorkę jest intrygująca i wciągająca. Trudno znaleźć drugą taką trylogię, dlatego z pewnością zapewni ona niesamowite przygody.

Dawno nie miałam okazji czytać powieści o złodziejach, oszustach i zbrodniarzach. Dlatego też ,,Szóstka wronˮ, była jedną z pozycji, która zapewniła mi zupełnie inne przygody niż zwykle. Pokochałam historię oraz bohaterów wykreowanych przez autorkę. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam kontynuacji, która była praktycznie potrzebna od zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Feyra nie mając innego wyboru wraca na Dwór Wiosny razem z Tamlinem. Aczkolwiek nie już jako pionek w grze, ale jako gracz. Dziewczyna odgrywa rolę szpiega, który zbiera informacje o ruchach wroga. Jej zawiły i jednocześnie genialny plan przewiduje nie tylko odkrycie planów Hyberii, ale także pogrążenie dawnego ukochanego. Feyra osamotniona prowadzi niebezpieczną grę, a stawką w niej jest życie jej przyjaciół i całego świata, jakie zna. Jednakże tak łatwo złamać nowe wcielenie dziewczyny.

Na trzeci tom czekałam bardzo długo. Po skończeniu Dworu mgieł i furii nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przez kilka dni kręciłam się wokół regału, spoglądając na tę książkę z uwielbieniem i jednocześnie ze złością. Jak można zostawić czytelnika w takim momencie? Przez drugą część Dworu cierni i róż nie byłam w stanie rozpocząć innej powieści, ponieważ nadal żyłam przygodami Feyre, Rhysa i pozostałych bohaterów. W głowie miałam tysiące scenariuszy, jak mogą potoczyć się ich dalsze losy. Gdy w końcu dorwałam tę książkę, przepadłam na niecałe dwa dni. Dokładnie po tym czasie z uśmiechem na twarzy i ze łzami szczęścia skończyłam ACOWAR, który był jednym słowem rewelacyjny.

Nie wiedziałam, w jaki sposób autorka zaplanuje akcję. Po skończeniu drugiej cześci ACOTAR'u w głowie miałam tysiące różnych scenariuszy. Począwszy od najgorszych z możliwych, aż do tych najlepszych. Oczywiście Sarah J. Maas całkowicie mnie zaskoczyła, Początek książki był spokojny... Chociaż właściwie nie jest to odpowiednie słowo dla tej powieści. Pierwsze kilka rozdziałów nie wrzucało czytelnika od razu w wir akcji, ale zapewniało niesamowite emocje. Powoli tkana akcja była przesiąknięta intrygami raz tajemnicami. Na każdym kroku czuło się na sobie oddech wroga i nigdy nie można było ani na chwilę odpocząć. Późniejsze strony jedynie zapewniły jeszcze więcej przygód, które spędzały sen z powiek. Nie raz nie mogłam odłożyć książki, ponieważ pojawiał się kolejny, i kolejny, i kolejny wątek.

Bohaterowie przeszli fenomenalną zmianę. Widać to było już w trakcie drugiej części. Największą przemianę oczywiście przeszła Feyra, którą wtedy pokochałam całym sercem. Jednak w tym tomie serce skradła mi nie tylko główna bohaterka, ale także Rhys, Mor, Azriel... W Dworze mgieł i furii uwielbiałam ich, a Rhysa praktycznie czciłam. Aczkolwiek Sarah J. Maas dopiero teraz w pełni odsłoniła ich charaktery. Z czym musieli i z czym muszą się zmierzyć, jakie są ich marzenia i obawy. Właśnie dzięki poznaniu ich od podszewki, stali się jeszcze bardziej wyraziści, prawdziwi oraz oryginalni.
Autorka przy okazji pokazała naturę człowieka (lub fae w zależności na kogo patrzymy). Uważam, że właśnie ten wątek sprawił, iż ta powieść jest taka niezwykła. Sarah J. Maas dodała realizmu, zwracając uwagę czytelnika na wady postaci, które mimo ran nadal potrafią odnaleźć dobroć. Jednocześnie nie umniejsza to zła, które kryje się w większym, bądź mniejszym stopniu w nich samych. Bohaterowie, stojąc przed wyborami są niejednokrotnie zmuszani do wybierania pomiędzy większym a mniejszym złem. Problemy natury etycznej pokazały mi, jak prawdziwe mogą być postacie na kartach powieści. Jak łatwo się z nimi utożsamić i zarazem pokochać.

Oczywiście oprócz Rhysa i całej jego gromadki, czekałam na Tamlina. Czemu miałabym z niecierpliwością oczekiwać na osobę, której nienawidzę? Po prostu skakałam z radości, wyobrażając sobie moment, kiedy to Feyra wbije mu nóż w plecy. Oczywiście nic nie mogłoby być takie proste z tą autorką. Gdzie tam... Sarah J Maas sprawiła, że moje marzenia finalnie spełzły na dalszy plan i czułam się zagubiona. Byłam zbita z pantałyku. Właśnie w takich momentach autorka udowodniła, że niczego nie można być pewnym. Nawet wypadku największego wroga.
Definitywnie mogę stwierdzić, iż ta książka jest zdecydowanie za krótka. Tak naprawdę mogłaby liczyć kolejne 800 stron i twierdzę, że byłaby ona nadal interesująca. Pierwszego dnia przeczytałam 550 stron i nawet nie wiedziałam, kiedy mi się to udało. Dosłownie przepadłam w tej powieści i nie mogłam się od niej oderwać.

Powyższe akapity jednak nie oddają w pełni, dlaczego ta książka jest taka cudowna (oczywiście sam Rhys jest powodem, dla którego powinno się przeczytać tę serię, ale o tym wszyscy wiedzą).
Autorka stworzyła świat, który rozwijał się w ciągu trzech części. Jest on barwny, niezwykły i po prostu piękny. Nie mogłabym oczekiwać od niego niczego więcej. Jednak najbardziej niezwykłe czekało mnie na końcu Dworu skrzydeł i zguby. Gdy przeczytałam ostatnie zdanie, chciałam ponownie wejść do tego świata, w którym pozostało jeszcze tyle do odkrycia. Czytelnik czuje, że Prynthian skrywa w sobie jeszcze wiele tajemnic. Mimo tego, iż on sam był zmuszony opuścić barwny świat, historie w nim nadal się toczą. Jednocześnie pojawiają się one perypetie, w których biorą udział ukochani bohaterowie. Prynthian żyje na kartach powieści i w głowach czytelnika. Właśnie w tym momencie Sarah J. Maas udowodniła, jak potrafi tworzy rzeczywistość. Rzeczywistość, której nikt nie chce opuszczać, by poznawać kolejne, niezwykłe przygody.

Czytałam już kilka opinii na temat ostatniej części ACOTAR'u i nie podzielam niektórych zdań innych czytelników. Uważam, że Dwór skrzydeł i zguby jest doskonały. Różni się od poprzednich części, jednak do tego wszyscy powinni się przyzwyczaić. Autorka za każdym razem zaskakuje czytelnika, aczkolwiek zawsze pozytywnie. Nie spodziewałam się, że akcja potoczy się w taki sposób, jednakże uważam, że wszystko było doskonałe i bardzo dobrze przemyślane. Oczywiście moje serce skradło zakończenie. Właśnie dla takich momentów, jak tamto warto czytać książki. Teraz jedynie oczekuję kolejnych, niezwykłych historii z Rhysem i Feyrą w roli głównej.

Feyra nie mając innego wyboru wraca na Dwór Wiosny razem z Tamlinem. Aczkolwiek nie już jako pionek w grze, ale jako gracz. Dziewczyna odgrywa rolę szpiega, który zbiera informacje o ruchach wroga. Jej zawiły i jednocześnie genialny plan przewiduje nie tylko odkrycie planów Hyberii, ale także pogrążenie dawnego ukochanego. Feyra osamotniona prowadzi niebezpieczną grę, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Za tych, którzy spoglądają w gwiazdy i marzą, Rhys.ˮ

Sarah J. Maas ma na swoim koncie już kilka książek, które są kochane i uwielbiane przez czytelników na całym świecie. Pierwsza jej seria Szklany trony jest dla wielu strzałem w dziesiątkę. Ja sama jestem wielką fanką twórczości autorki. Do tej pory nie mogę się nadziwić, jak perfekcyjne przygody Celaeny zostały zaplanowane, sprawiając, że kolejne części nie są jedynie pustą opowiastką o zabójczyni.
Jednak ta recenzja, nie jest od tego, by rozpływać się nad Szklany tronem, a opowiedzieć o drugiej serii autorki, która nie ukrywając, jest równie dobra, a skuszę się nawet na końcu moich wywodów o inne słowo...
Mowa oczywiście o Dworze mgieł i furii. Niecierpliwie oczekiwanym, przez fanów twórczości pani Maas, drugim tomie Dworu cierni i róż. Pierwsza część opierała się na opowiedzeniu na nowo baśni o Pięknej i Bestii. Bardzo miło spędziłam czas podczas poznawania historii o Feyre i Tamlinu, jednak nie byłam, aż tak bardzo zakochana, jak w Szklanym tronie. O taka lekka opowiastka na wieczór. Dlatego też nie do końca rozumiałam, czemu autorka zaplanowała kontynuacje. Uważałam, że wszystko było wyjaśnione i wszelkie dalsze przygody, nie będą lepsze, niż te przedstawione w pierwszej części. Jednak teraz pojmuję, jak bardzo nie doceniłam autorki! Dwór cierni i róż okazał się jedynie preludium prawdziwej historii, która bezapelacyjnie skradła moje serce i zostawiła w świecie wykreowanym przez panią Maas.

Feyre wbrew oczekiwaniom pokonała Amaranthe w jej własnej grze. Pokonując wszelkie przeciwności losu, może w końcu odetchnąć u boku swojego ukochanego. Jednak życie nie jest wcale takie różowe, jakby się wydawało. Od dnia popełnienia największej możliwej zbrodni, dziewczynę dręczą koszmary i wyrzuty sumienia. Mimo świadomości uratowania całego kraju nie umie sobie wybaczyć. Tamlin widząc cały czas zagrożenia dla swojej ukochanej, z całej siły stara się ją trzymać na dworze, zamkniętą i pozostawioną ze swoimi myślami. Jednak nim dziewczyna ma uczynić najważniejszy krok w swoim życiu, sprawy się komplikują, gdyż pojawia się Rhysand żądając dotrzymania umowy, jaką zawarł pod górą z Feyre. Z początku wydaje się, że Książę Dworu Nocy okaże się mężczyzną ze wszystkich strasznych opowieści. Tymczasem nad Prythianem zbierają się kolejne czarne chmury, które mogą przynieść większe cierpienie, niż podczas rządów Amaranthy.


,,Kiedy spędzasz tak wiele czasu uwięziony w ciemności,
Lucienie, odkrywasz, że ciemność zaczyna patrzeć na ciebie.ˮ

Wprowadzenie powinno już przedstawić, w jakim kierunku będzie zmierzała ta recenzja. Oprócz zachwalania wszystkiego i wszystkich nie raz będę mówiła o geniuszu i wyobraźni autorki. Dlatego moim wypocinom daleko do recenzji. Lepiej nazwać dzisiejszy post "Powody, dla których MUSISZ sięgnąć po Dwór mgieł i furii".

Na pierwszy ogień idzie fabuła, która okazała się jeszcze bardziej wciągająca, jeszcze bardziej magiczna i jeszcze bardziej wspaniała, niż dotychczas. Dwór cierni i róż był zaledwie zapowiedzią niezwykłych wydarzeń, które uświadczy w drugim tomie czytelnik. Mowa w tym wypadku o miłości, poświęceniu, wojnie, lojalności, braterstwie, przyjaźni..., a to dopiero początek listy. Autorka w tym opasłym tomie zawarła niesamowitą ilość różnorakich wątków, które czarują czytelnika od pierwszej strony. Niektóre są zaledwie wspomniane, inna bardziej rozbudowane, jednak wszystkie tworzą spójną całość. Czytelnicy, którzy już mieli okazje, przeczytać tę część wiedzą, jak wiele różnych sytuacji oraz wydarzeń pojawia się na przestrzeni prawie 800 stron. Pomimo ogromu akcji, zdarzenia nie przytłaczają czytelnika. Jedynie coraz bardziej wciągają go w świat Fae, tym samym sprawiając, że czytający nie odłoży tej książki na moment.

,,Ukląkł na tych gwiazdach i górach wytatuowanych na jego kolanach. Nie ukłoniłby się przed nikim i niczym... Poza swoją towarzyszką. Kimś równym jemu.ˮ

Jeżeli nadal opis fabuły nie zachęca Was do sięgnięcia po ten majstersztyk, może opis bohaterów przekona niedowiarków.
Feyre z początku mi się nie spodobała. Ba! Mówiłam przy okazji poprzedniej recenzji, że brakuje jej temperamentu, życia i tego "czegoś", tym samym nie przypadła mi ona do gustu. Jednak zmiana, jaką przeszła bohaterka była niesamowita. Feyre nie zmienia się jednak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Postać otoczona nowymi osobami i biorąca udział w kolejnych wydarzeniach stopniowo przechodzi przemianę. Już w połowie powieści pokochałam "nową" wersję Feyre, aczkolwiek zakończenie, w którym pokazana jest ona w 100 procentach powaliło mnie. Nigdy chyba nie widziałam, żeby bohater tak się zmienił. Co więcej, nie raz wydawało mi się, że Feyre bez problemu mogłaby być człowiekiem z krwi i kości, a nie jedynie postacią literacką. Jej charakter nie ukazywał papierowego bohatera, a jedynie osobę, która mogłaby stać w tej chwili obok czytelnika i niczym się nie wyróżniać od prawdziwych ludzi.
Rhysand był jedną z niewielu postaci, które pokochałam od pierwszego wejrzenia. Jednak dopiero w tej części ukazał pełną osobowość. Jest zapewne jedną z najbardziej kochanych, wielbionych i mających własny piedestał postaci. Ja również dałam się zauroczyć tym bohaterem i uwielbiam go całym sercem. Bardzo dawno nie miałam styczności z tak pełnokrwistą postacią, która bezprecedensowo zasługuje na wszystkie pozytywne opinie i maślane spojrzenia. Właściwie, nawet jeżeli autorka zepsułaby wszystkie inne aspekty tej książki, które tak bardzo uwielbiam to i tak przeczytałabym tę powieść dla samego Rhysa. #TeamRhys
Bardzo mi się spodobało, że pisarka odstawiła Tamlina na boczny (bardzo daleki) tor. W końcu mogłam również dać argumenty przyjaciółce, dlaczego uważałam go za najgorszą ze wszystkich postaci, jakie pojawiają się we Dworze. Pierwotny partner Feyre okazał się dokładnie takim łajdakiem, za jakiego go brałam od samego początku. Okazuje się, że miałam nosa i mam nadzieję, że w trzeciej części wyleci on przez okno (czekałam na taką sytuację podczas czytania Dworu mgieł i furii. Może w trzecim tomie autorka spełni moje marzenie).
W innej sytuacji zapewne skończyłabym swoje wywody na temat bohaterów. Jednak trudno mi się powstrzymać przed dopowiedzeniem, chociaż kilku słów o wewnętrznym kręgu Rhysa, ponieważ odgrywają oni również istotną rolę i trudno ich nie pokochać. Cała czwórka jest wspaniała, kochana, niesamowita. Aż brakuje słów, by opisać w jak genialny oraz przemyślany sposób autorka dodała kolejne postacie, które zachwycają czytelnika. Obawiałam się, że Dwór Nocy będzie niepotrzebnym dodatkiem i jedynie główna para, będzie dobrze wykreowana. Po raz kolejny żałowałam swoich słów. Od pierwszego spotkania z nimi wiedziałam, że do zbędnego "dodatku" im bardzo daleko. Byli i są nieodłączny elementem przygód Feyre, Rhysa oraz czytelnika.

,,Dlaczego istoty lgną do innych istot? Może kochają miejsce, w które się udają, tak bardzo, że uznają podróż za wartą ryzyka. Może będą tak wracać, aż zostanie jedna gwiazda. Może ona będzie powtarzać tę podróż po kres czasów w nadziei, że kiedyś pewnego dnia, jeśli będzie wracać wystarczająco często i wytrwale, jakaś inna gwiazda znów ją odnajdzie.ˮ

Autorka w pierwszym tomie magicznie i plastycznie opisywała świat Feyre. Był to nieodłączny element głównej bohaterki. Dzięki temu łatwiej było wczuć się w postać oraz zobaczyć świat jej oczami. W tej części jednak wszystko ulega zmianie, w tym również opisy. Zamiast skupiać się na pięknie przyrody i miejsc, autorka kreuje opisy uczuć. I to nie byle jakich. Przez całą książkę przewija się gamma różnorakich emocji różnych postaci. Począwszy od Feyre, po Castiela, Mor..., a skończywszy na Rhysandzie. Sarah J. Maas nie ukrywa żadnych uczuć, jakie towarzyszą bohaterom, zagłębiając się nawet w najgorsze wspomnienia. Dzięki temu czytelnik czuje całym sobą, przez co przeszli jego ukochani bohaterowie, by znaleźć się w miejscu, w którym byli obecnie. Jakiej niesprawiedliwości, bólu, odrzucenia, samotności doświadczyli, aby stać się takimi osobami, jakimi są w danym momencie.

Dwór mgieł i furii zdecydowanie trwał za krótko. Nawet kolejne 500 stron byłoby zdecydowanie za mało. Kartki po prostu przelatywały jedna za drugą, a ja nie mogłam przerwać tej powieści, ani na moment. Dlatego też jeszcze pierwszego dnia uświadczyłam uczucia, że zdecydowanie za mało książki mi zostało, mimo że miałam jeszcze przed sobą prawie 400 stron.
Prythian okazuje się z każdym tomem bardziej magicznym miejsce niż dotychczas. Poza znanym wszystkich fanom Fae, autorka kreuje kolejne potwory i stworzenia, która oczarowują czytelnika. Z każdą stroną mogłam się przekonać, jak wiele pomysłów ma Sarah J. Maas, które cały czas dziwią i fascynują czytelnika.

,,- Jesteś wolna - powiedziała napiętym głosem. - Jesteś wolna.
Nie bezpieczna. Nie chroniona.
Wolna.ˮ

Dwór mgieł i furii przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Spodziewałam się, że autorka stworzy bardzo dobrą powieść, która będę długo wspominać. Jednak okazało się, iż drugi tom jest wspanialszy, niż mogłam przypuszczać. Zdecydowanie Sarah J. Maas stworzyła powieść niezwykłą oraz jedyną w swoim rodzaju. To prawdziwy majstersztyk. Dawno nie czytałam tak genialnej powieści i zanosi się, że długo poczekam na kolejną tak świetną powieść. Co więcej, mam teraz problem, która seria autorki jest lepsza. Ponieważ z początku przed poznaniem drugiego tomu Dworu cierni i róż, mogłam bez zawahania się wybrać pierwszą serię. Obecnie mam duży problem, by wskazać, która seria jest lepsza. Nie mniej jednak polecam Dwór mgieł i furii, wszystkim czytelnikom. Z pewnością każdy znajdzie tam coś dla siebie. No bo w końcu jak można nie kochać Rhysa?

,,Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia, które się spełniają.ˮ

,,Za tych, którzy spoglądają w gwiazdy i marzą, Rhys.ˮ

Sarah J. Maas ma na swoim koncie już kilka książek, które są kochane i uwielbiane przez czytelników na całym świecie. Pierwsza jej seria Szklany trony jest dla wielu strzałem w dziesiątkę. Ja sama jestem wielką fanką twórczości autorki. Do tej pory nie mogę się nadziwić, jak perfekcyjne przygody Celaeny zostały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzadko czytam polskich autorów. Dotychczas przeczytałam zaledwie kilka powieści, które wyszły spod pióra rodzimych pisarzy.
Nie było to nigdy spowodowane tym, że uważałam, iż są oni gorsi od zagranicznych. Jedynie nie mają takiej promocji, przez co są mniej znani. Chcą zmienić swój nawyk, sięgania po autorów za granicy, postawiłam sobie za cel przeczytania jednej z nowości polskiego autora. Widząc nową pozycję na rynku wydawniczym, pasującą do mojego postanowienia, zapisałam ją na mojej liście i kilka miesięcy na nią polowałam, aż w końcu dorwałam ją w swoje łapki niezmiernie z tego powodu szczęśliwa.
Pusta noc zapowiadała się bardzo ciekawie. Mało miałam okazji poczytać o stworach ze słowiańskiej mitologii. Z wielkimi nadziejami rozpoczęłam przygodę ze Żniwiarzami, oczekując bardzo dobrej lektury.

Od niepamiętnych czasów ludzie snuli powieści o zmorach, które kryją się pod osłoną nocy. Towarzyszyły one codziennie ludziom wyjaśniając wszelkie zjawiska nieobjęte umysłem. Wbrew pozorom, nie są one jedynie grą wyobraźni i od zarania dziejów istnieją wśród ludzi, by stanowić często zagrożenie. Jednak zanim wyrządzoną one większą krzywdę, zostają wypędzone przez Żniwiarzy. Są to wolni strzelcy, którzy zabiją wszelkie niebezpieczeństwa nie z tego świata. Pomimo wyglądu ludzkiego, nie można powiedzieć, że są ludźmi. Magda żyje właśnie obok jednego z nich, który jest jej wujkiem. Od wielu lat poznaje tajniki pracy Żniwiarza, chcą pomagać Felixowi. Życie toczy się normalnym torem, do czasu dziwnych wydarzeń na terenie ich miasteczka i okolic. Nastaje bowiem czas, gdy nic nie jest pewne, i zarówno Magda, jak i Felix muszą się zmierzyć z czymś zupełnie nowym.

Pierwszą rzeczą, która mnie zainteresowała i dla której sięgnęłam po tę powieść jest mitologia słowiańska. Od kilku miesięcy zastanawiałam się nad kupnem zbioru mitów słowiańskich. Jednak nad rozmyślaniami się na razie skończyło. Dlatego też będąc zaciekawiona tym tematem postanowiłam sięgnąć po Pustą noc, aby poznać potwory z rodzimych ziem. Aczkolwiek trochę się rozczarowałam tym co znalazłam na kartkach powieści. Z każdą stroną chłonęłam każdą informację, jaką zawierała autorka o stworach oraz o sposobie ich wygnania. Jednakże w pewnym momencie (i tak okrojone informacje) skończyły się. Cały czas powtarzało się to co było wspominane wcześniej. Pomimo tego, że nie znam się na słowiańskich wierzeniach, sądzę iż bez problemu autorka mogła rozwinąć ten temat. Każda informacja zdawała się być okrojona i powierzchownie przedstawiona. Zamiast poznania dogłębnie słowiańskich stworów, można dowiedzieć się o nich zaledwie strzępków informacji.

Początek książki był bardzo trudny. Pomimo tego, że autorka nie używa wyszukanego języka, jej opisy wydawały mi się wyjątkowo nużące. Bardzo lubię plastyczne przedstawienie świata, jednak w tym przypadku wyczekiwałam dialogów, które więcej wnosiły i mnie nie nudziły.
Skoro jesteśmy przy świecie, trudno nie wspomnieć o Żniwiarzach. Autorka w tym przypadku się nie popisała moim zdaniem. Wydawali mi się oni niedopracowani i podobnie jak stwory, powierzchownie opisani. Byłam przekonana, że tajemni obrońcy ludzkości, zostaną żywiej przedstawieni. Nie oczekiwałam opisów w samych superlatywach, jednak "doszlifowania" funkcji, jak i samych Żniwiarzy.

Magda była kreowana na sympatyczną, bystrą i zaradną kobietę. Wszystkie te cechy były jedynie połowicznie. Nie raz zastanawiałam się, czy główna bohaterka jest taka inteligentna, jak mi się wydawało jeszcze pięć stron temu, czy nie. Nie do końca polubiłam się z dziewczyną i jej przygody nie wciągnęły mnie w taki sposób, w jakie powinny.
Felix niestety nie okazał się bardziej intrygującym bohaterem, niż Magda. Obojgu z nich brakowało pewnej iskry oraz cech, dzięki którym śledziłabym ich historię z wypiekami na twarzy.

Pusta noc rozczarowała mnie. Zarówno pod względem fabularnych, jak i kreacji bohaterów. Wszystkiemu "czegoś" brakowało, przez co ta powieść jest średnich lotów. Z chęcią poznam dalsze losy postaci, jednak nie będę ich z taką niecierpliwością wyczekiwała. Poleciłabym tę książkę osobom, które nie oczekują nie wiadomo jak dobrej lektury, tylko niezobowiązującej historii.

Rzadko czytam polskich autorów. Dotychczas przeczytałam zaledwie kilka powieści, które wyszły spod pióra rodzimych pisarzy.
Nie było to nigdy spowodowane tym, że uważałam, iż są oni gorsi od zagranicznych. Jedynie nie mają takiej promocji, przez co są mniej znani. Chcą zmienić swój nawyk, sięgania po autorów za granicy, postawiłam sobie za cel przeczytania jednej z nowości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po przeczytaniu kilku książek polskich autorów nabrałam ochoty na poznawanie dalej literatury z rodzimego kraju. Tym razem postanowiłam sięgnąć po Szeptuchę, która zaintrygowała mnie występowaniem słowiańskich wierzeń. Po Pustej nocy Pauliny Hendel miałam niedosyt w kwestii polskich potworów i zabobonów. Byłam bardzo zaintrygowana tym tematem, więc liczyłam, że kolejna lektura dostarczy mi więcej informacji.

Gosia jest młodą kobietą, która właśnie ukończyła studia medyczne. Cała w skowronka odebrała dyplom i snuje swoje wielkie plany na przyszłość. Jednak zanim udaje jej się spełnić swoje marzenia, najpierw jest zmuszona przejść roczny staż u Szeptuchy. Dziewczyna przeprowadza się na wieś, której nie cierpi. Wszędzie widzi kleszcze, zarazki i niebezpieczeństwa. Jednakże początkowe złe doświadczenia zostają zatarte za sprawą Mieszka. Młody mężczyzna okazuje się pobierać nauki u miejscowego Żercy. Gosia jest zauroczona przystojnym młodzieńcem, ale nie zdaje sobie sprawy, że ukrywa on wielki sekret, który zmieni jej dotychczasowe postrzeganie świata.

Szeptucha zapowiadała się intrygująco z dwóch powodów. Jednym z nich był świat, w którym to autorka stworzyła alternatywną wersję historii. Bardzo mi to przypadło do gustu, gdyż właściwie nigdy nie zastanawiałam się, w jaki sposób potoczyłyby się losy państwa, gdyby niektóre wydarzenia zostałyby rozwiązane inaczej. W taki oto sposób poznałam Polskę, jako miejsce, w którym nadal wierzy się we własnych bogów, gdyż chrześcijaństwo nie przyjęło się na ziemiach. Byłam jednym słowem zachwycona. Prosty zabieg, stworzył intrygujące tło dla równie niesamowitych wydarzeń.
Drugi powód bezpośrednio łączy się z pierwszym. Nie mogłam się doczekać, by ponownie zagłębić się w słowiańskich wierzeniach. Po lekturze Szeptuchy jeszcze bardziej wciągnęłam się w poznawanie dawnych bogów, świąt oraz zabobonów. Zdecydowanie autorka zadbała, by czytelnik czuł słowiański klimat na każdym kroku.

Najgorzej rzecz miała się z główną bohaterką, która wkurzała mnie bardzo długo. Jej zachowanie było śmieszne, dziecinne i irracjonalne. Dziwię się jak ona w ogóle przeżyła w tej "głuszy". Pod koniec na szczęście było minimalnie lepiej. Dawno nie poznałam tak przerażonej wszystkim postaci.
Mieszko po części uratował tę powieść swoim charakterem. Jednakże nie jest on jednocześnie moich ulubionym bohaterem. Często nie rozumiałam jego motywów bądź toku myślenia. Trudno go było rozgryźć nawet po odkryciu jego tajemnicy.
Oczywiście Szeptucha ma do zaoferowania więcej postaci. Pomimo tego, że nie wszyscy zyskali moją sympatię, jak to się ma w przypadku Gosi, to i tak każdy bohater jest unikalny.

Wątek miłosny jest jednym z głównych tematów. Dawno nie czytałam książki, w której był on prawie na pierwszym miejscu, jednak o dziwo nie przeszkadzał mi on. Nie było maślanych oczu ani miłości od pierwszego wejrzenia. Mimo iż, zachowanie głównej bohaterki było często śmieszne podczas wątku miłosnego, to na szczęście mnie tym nie odstraszyła.

Szeptucha jest ciekawą lekturą, która gwarantuje niesamowity, słowiański klimat. Nie da się ukryć, że jest to książka, gdzie wątek miłosny gra jedną z głównych ról, aczkolwiek nie jest on jedyny. Bardzo miło będę wspominać tę historię i nie mogę się doczekać, aż poznam kolejne części.

Po przeczytaniu kilku książek polskich autorów nabrałam ochoty na poznawanie dalej literatury z rodzimego kraju. Tym razem postanowiłam sięgnąć po Szeptuchę, która zaintrygowała mnie występowaniem słowiańskich wierzeń. Po Pustej nocy Pauliny Hendel miałam niedosyt w kwestii polskich potworów i zabobonów. Byłam bardzo zaintrygowana tym tematem, więc liczyłam, że kolejna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,- Od dzisiaj po wsze czasy - głos Adama wydobywał mnie z czeluści, w której się znajdowałam. - Moja dla mnie, tylko moja. Moje stado, moja miłość. - Jego twarz i palce, którymi muskał mój policzek, też były umazane krwią.
- Twoja dla ciebie, tylko ja - odpowiedziałam, choć głos, który się dobył, był chrapliwym szeptem.ˮ

Ledwie skończyłam Pocałunek żelaza, a już zaczynałam kolejną część przygód Mercy. Nie da się ukryć, że Patricia Briggs z każdym kolejnym tomem coraz bardziej wciąga czytelnika w świat wilkołaków, kojotów i wampirów. Z tego powodu bardzo trudno zrobić przerwę w poznawaniu kolejnych perypetii sławnej mechanik. Ja nie dałam sobie szansy na chwilę oddechu, ponieważ czekał na mnie Znak kości.

Mercy po wydarzeniach z nieludźmi jest rozbita. Ciągle rozpamiętuje swoje koszmary i trudno jest jej się pozbierać. Aczkolwiek długie roztrzasanie nie należy w naturze kobiety. Z pomocą Adama oraz przyjaciół powoli wraca do normalnego życia, cokolwiek miałoby to oznaczać w słowniku kojota. Jednak długa przerwa od wszelakich niebezpieczeństw okazuje się niemożliwa. Wampiry wydają na nią wyrok śmierci. Nie chcą komplikować napiętych stosunków z krwiopijcami Mercy postanawia pomóc dawnej znajomej, u której zalągł się duch.

Fabuła kolejnej części jest równie dobra i nieprzewidywalna, jak to się miało w przypadku poprzednich tomów. Tym razem autorka oprócz wampirów, które uwielbiam, dodaje ducha. Od początku przygody z tą serią zjawy były owiane tajemnicą. Nigdy nie było konkretnych informacji o tych niematerialnych postaciach. Dlatego też czwarty tom przynosi więcej faktów o marach, które są widziane przez Mercy. Bardzo mi się podobał pomysł z użyciem nawiedzonego domu, gdyż był lepszy niż nie jeden horror. Znak kości nie był przerażający, jednak posiadał klimat, jak z filmu zgrozy.

,,Jak on może twierdzić, że „Dragon Ball Z" jest lepszy „od Scooby - Doo"? Żadnego szacunku dla klasyki!ˮ

Po raz kolejny serię o Mercy Thompson łączą jedynie bohaterowie oraz tło wydarzeń. Postacie podobnie jak w poprzednich częściach są wyraziści i pełni życia. Najlepiej przedstawiona została główna bohaterka. Po traumie, jaką przeżyła w poprzedniej części, nadal potrafi wziąć sprawy w swoje ręce i nie cackać się z innymi. Jednakże wydarzenia z Pocałunku żelaza równocześnie zostały zapomniane. Autorka pokazuje problemy, z jakimi musi zmierzyć się Mercy.
Pozostali bohaterowie są uroczy i czarujący, czyli pod tym względem nic się nie zmieniło. Oczywiście bardzo się cieszyłam, mając okazję czytać o Stefanie. Jego charakter oraz postawa jest perfekcyjna, tym samym uważam go za jedną z najlepszych postaci.
Nareszcie mogę opowiedzieć trochę o wątku miłosnym. Pojawiał się on od pierwszego tomu, jednak tak naprawdę dopiero w tym nabrał rumieńców. Od początku był do bólu przewidywalny, aczkolwiek nie zabrało mi to radości podczas czytania perypetii Mercy. Krótko mówiąc, wątek miłosny był na tle uroczy i prawdziwy, iż finalnie nie mam nic do zarzucenia autorce.

Akcja w czwartym tomie pędzi na łeb, na szyję. Sądziłam, że autorka będzie za każdym razem prowadzić fabułę spokojnie. Jednak Znak kości jest całkowitym przeciwieństwem powolnego tempa. Właściwie brakuje czasu, aby odetchnąć pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami, gdyż co chwilę dzieje się zupełnie coś zaskakującego. I jak wtedy niby można odłożyć książkę?

Znak kości jest kolejny świetnym tomem przygód Mercy. Widać, że od trzeciej części autorka coraz bardziej rozkręca się z historią kojota i wilkołaków. Każda fabuła jest nieprzewidywalna oraz wyjątkowa. Trudno jest znaleźć inną serię, która z każdym kolejnym tomem staje się coraz lepsza.

,,- Od dzisiaj po wsze czasy - głos Adama wydobywał mnie z czeluści, w której się znajdowałam. - Moja dla mnie, tylko moja. Moje stado, moja miłość. - Jego twarz i palce, którymi muskał mój policzek, też były umazane krwią.
- Twoja dla ciebie, tylko ja - odpowiedziałam, choć głos, który się dobył, był chrapliwym szeptem.ˮ

Ledwie skończyłam Pocałunek żelaza, a już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeszcze do niedawna na swoim koncie miałam jedynie jedną przeczytana książkę Dmitrija Glukhovskiego. Metro 2035 było pierwszą powieścią, jaką poznałam. Bardzo mi się ono podobało i miałam plany, by poznać pozostałe części z serii. Na planach na razie się skończyło, aczkolwiek mając okazję, postanowiłam przeczytać inną książkę tego samego autora. W taki oto sposób poznałam historię tłumacza, który wyrusza w podróż wraz z odkrywcami księgi Majów.

Pewnego dnia rosyjski tłumacz mając dość monotonnej pracy, postanawia podjąć się przetłumaczenia hiszpańskiego tekstu. Początki są dość trudne, gdyż rzadko używał tego języka. Jednakże każda kolejna strona idzie mu coraz łatwiej, ponieważ wciąga się w przedstawioną historię odkrywców księgi Majów. W międzyczasie na świecie dzieją się różne kataklizmy. Co wspólnego ma tajemnicza hiszpańska historia z nieprawdopodobnymi zniszczeniami?

Początki Czasu zmierzchu były bardzo trudne. Nie mogłam "wbić" się w przedstawioną historię, dlatego też pierwsze kilkanaście rozdziałów było mordęgą. Dopiero po jakimś czasie coraz szybciej pochłaniałam historię z wypiekami na twarzy. Dlaczego to tak długo trwało? Autor stopniuje wydarzenia, przez co z początku wszystko szło mozolnie. Czytanie histori hiszpańskiej wyprawy prawie mnie usypiało. Musiało minąć trochę czasu nim przyzwyczaiłam się do stylu pisarza i jedynie wtedy potrafiłam docenić pomysł na tę książkę.
Nie da się ukryć, że Dmitry Glukhovsky ma oryginalne rozwiązania. Fabuła tej powieści z początku prosta i nużąca, po jakimś czasie staje się niezwykle intrygująca. Niestety w Czasie zmierzchu nic nie jest podane na tacy. W takim przypadku trzeba mieć wiele cierpliwości, by przebrnąć przez trudne wprowadzenie.

Tak jak wspominałam wyżej, styl autora jest specyficzny. Podczas Metra 2035 nigdy nie odczuwałam, żeby pisarz zawarł za dużo opisów, bądź informacji. W przypadku Czasu zmierzchu było na odwrót. Trudno mi było przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy przez bardzo długi czas. Nawet po tym, jak wciągnęłam się w historię, to i tak odczuwałam, że wszystkiego jest po trochu za dużo. Jakby autor chciał zawrzeć wszystko, co tylko przyszło mu do głowy. Po części odczuwałam również zagubienie w historii, która stała się w pewnym momencie przekombinowana.

Czas zmierzchu jest nieprzewidywalny. Początek powieści jest dość zwyczajny (obojętnie co by to miało oznaczać w przypadku tłumaczenia starej historii) jednak im dalej w las, tym bardziej akcja się zagęszcza. Z jednej strony rozwiązania wydarzeń są nieprzewidywalne, i to się chwali, jednak z drugiej w moim odczuciu fabuła była przekoloryzowana.
Bohater książki jest zwykłym zjadaczem chleba. Nie wyróżniałby się on niczym, gdyby nie wydarzenia, w jakie się wplątał. Ogólnie wspominam go dobrze, jednak z upływem czasu zapewne o nim zapomnę, gdyż nie zapadł mi on w pamięci.

Czas zmierzchu jest specyficzną historią. Ma ciekawą fabułę, aczkolwiek nie jest to do końca to, o czym chciałabym czytać. Zdecydowanie Metro 2035 będę wspominać milej i znacznie dłużej. Nie mniej jednak nie odradzam tę książki czytelnikom. Jest to powieść, która może przypaść do gustu wielbicielom Dmitrija Glukhovskiego.

Jeszcze do niedawna na swoim koncie miałam jedynie jedną przeczytana książkę Dmitrija Glukhovskiego. Metro 2035 było pierwszą powieścią, jaką poznałam. Bardzo mi się ono podobało i miałam plany, by poznać pozostałe części z serii. Na planach na razie się skończyło, aczkolwiek mając okazję, postanowiłam przeczytać inną książkę tego samego autora. W taki oto sposób poznałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzeci tom o niezwykłej mechanik zapowiadał się tak samo intrygująco, jak dwa poprzednie tomy. Dlatego też z niecierpliwością wypatrywałam kolejnych przygód Mercy i spółki. Nie da się ukryć, że już po samym opisie widać, iż za każdym razem autorka wykorzystuje inne społeczeństwo magiczne, na którym w danym tomie się skupia. Z tego powodu jeszcze bardziej wyczekiwałam premiery trzeciego tomu, aby móc lepiej poznać jej przyjaciela Zee oraz nieludzi.

Po wydarzeniach z wampirami Mercy ma chwilę oddechu. Nie trwa jednak on długo, gdyż jej stary przyjaciel oraz mentor prosi ją o pomoc. Nie mogąc zostawić Zee na lodzie (nie wspominając, że chce spłacić dług wdzięczności), pani mechanik zgadza się bez wahania. W taki oto sposób Mercedes wplątuje się w kolejną aferę. Jednak te kłopoty mogą być jeszcze znacznie bardziej niebezpieczne. Dowiadując się o problemach nieludzi w rezerwacie Mercy postanawia na własną rękę szukać sprawcy całego zamieszania. Niestety ta wiedza może przynieść jej wiele cierpienia.

Wielu czytelników, którzy są na bieżąco ze wszelkimi informacjami, wie, że wydawnictwo jakiś czas temu postanowiło na nowo wydać przygody sławnej pani mechanik. Za granicą w tym roku został wydany już 10 tom perypetii Mercedes i widać, że pisarka planuje już kolejną część. Czytając Zew księżyca, nie byłam pewna, czy losy Mercy nie przejedzą mi się w czasie 3/4 tomu. Jednak już teraz definitywnie mogę stwierdzić, że przygody kojota i wilkołaków po 10 części (którą skończyłam tydzień temu) są równie intrygujące i nieprzewidywalne, jak to się miało w czasie pierwszego tomu. Patricia Briggs z każdą książką stawia coraz wyżej poprzeczkę. Pocałunek Żelaza jest idealnym dowodem na to. Przygody Mercy w tej części są po prostu genialnie. Od początku do końca perypetie Mercedes są nieprzewidywalne, ciekawe oraz bardzo dobrze zaplanowane. Co więcej, tym razem autorka poprowadziła w książce śledztwo, które było miłą niespodzianką dla czytelnika, gdyż przyniosło dodatkowe emocje.

,,Kurdebalans, Mercedes, gdyby głupota była lżejsza od powietrza, latałabyś jak gołębica.ˮ

Tak jak w pierwszej części czytelnik poznał wilkołaki, a w drugiej wampiry, tak w trzeciej ma się do czynienia z nieludźmi. Zarówno w Zewie księżyca, jak i w Więzach krwi, społeczeństwo tych magicznych istot było owiane tajemnicą. Dlatego też nie mogłam się doczekać, by móc lepiej poznać nieludzi, jak i samego Zee, którego swoją drogą uwielbiam.
Ta część przyniosła kolejne niespodziewane fakty oraz jeszcze lepiej przedstawiła wykreowany przez autorkę świat. Z każdym tomem pisarka uchyla jedynie rąbka tajemnicy na temat rzeczywistości. Dzięki czemu czytelnik czeka niecierpliwie na kolejne relacje z rzeczywistości Mercy.

Bohaterowie z każdym kolejnym tomem jedynie zyskują w oczach. Bez problemu przywiązuje się do nich i z niecierpliwością śledzi się ich przygody. Ponadto każda kolejna część dostarcza nowych, nieznanych do tej pory informacji na temat uwielbianych bohaterów. Jeżeli w czasie dwóch pierwszych tomów nie pokochaliście Mercy, Adama bądź któregokolwiek z bohaterów, to macie jeszcze wiele okazji, by obdarzyć ich sympatią, gdyż zdecydowanie na to zasługują.
Oprócz starej, dobrej paczki czytelnik poznaje również nowych bohaterów. Na szczęście nie są oni jedynie dodatkiem do przygód ukochanego kojota. Są pełnoprawnymi postaciami, które się równie mocno kocha lub nienawidzi, jak znanych już bohaterów.

Pocałunek Żelaza było wspaniałą, nieprzewidywalną częścią. Co więcej, po skończeniu jej ma się ochotę sięgnąć od razu po następny tom. Nie da się ukryć, że autorka dba, by czytelnik nie czuł przejedzenia tematem wilkołaków oraz innych magicznych istot. Wszystkie części mają unikalną fabułę, równocześnie utrzymując klimat przygód Mercy. Nie mogę już się doczekać kolejnych części o kojocie oraz wilkołakach.

Trzeci tom o niezwykłej mechanik zapowiadał się tak samo intrygująco, jak dwa poprzednie tomy. Dlatego też z niecierpliwością wypatrywałam kolejnych przygód Mercy i spółki. Nie da się ukryć, że już po samym opisie widać, iż za każdym razem autorka wykorzystuje inne społeczeństwo magiczne, na którym w danym tomie się skupia. Z tego powodu jeszcze bardziej wyczekiwałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Nadzieja to fundament rewolucji. Bez niej jesteśmy tylko prochem, który czeka, aż porwie go wiatr.ˮ

,,Czas żniwˮ był niezwykle dobrym debiutem młodej pisarki Samanthy Shannon. Pomimo początkowej niechęci do tej historii, w końcu polubiłam przygody Paige i Naczelnika. Z ciekawością czekałam na dalsze losy bohaterów, by przekonać się jak autorka zaplanowana kolejne przygody. Od początku podejrzewałam, że druga część będzie osadzona w zupełnie innych klimatach niż pierwszy tom. Z tego właśnie powodu jeszcze bardziej oczekiwałam początku ,,Zakonu mimówˮ, licząc na jeszcze lepszą historię.

Paige udaje się uciec z koloni. Wraz z pomocą przyjaciół z Siedmiu Pieczęci oraz Naczelnika może cieszyć się wolnością na ulicach Londynu. Jednak taka sytuacja nie może trwać wiecznie. Sajon zwraca bowiem swe oczy na jasnowidzów, chcą za wszelką cenę znaleźć uciekinierów. Paige nie mając innego wyboru, ukrywa się pośród przyjaciół, planując odwet na wrogach. Aczkolwiek przekonanie niedowiarków może być równie trudne, co ucieczka z koloni, jeżeli nie trudniejsza. W tym samym czasie Refaici również próbują rozpocząć działanie pośród ludzi. Rozpoczyna się wyścig z czasem dla wszystkich jasnowidzów, nawet jeżeli nie zdają sobie z tego sprawy.


,,Jest w tym coś pięknego, prawda? - wymruczał Nick.- Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Londyn, zapragnąłem być jego częścią. Wszystkie te warstwy historii, śmierci i majestatyczności... Tu masz poczucie, że możesz być każdym, dokonać wszystkiego.ˮ

Akcja tej części dzieje się w Londynie, który był zaledwie muśnięty w poprzednim tomie. Zatem w ,,Zakonie mimówˮ autorka kreuje przed czytelnikiem widok miasta ogarniętego jasnowidzami, wojną i nieprawnym rządem. Bardzo spodobało mi się miejsce akcji tego tomu. Co więcej, miałam wrażenie, że znacznie lepiej czuję się poznając historię Paige w zakamarkach Londynu niż w koloni karnej.
Z pewnością na takie wrażenie miał wpływ również fakt zupełnie innego klimatu. Fascynowały mnie zwyczaje jasnowidzów w mieście, które jak do tej pory były zaledwie wspomniane na kilku stronach ,,Czasu żniwˮ. Tymczasem podczas drugiej części autorka nie szczędzi żadnych szczegółów, dzięki czemu czytelnik ma okazję poznać od podszewki świat jasnowidzów w Londynie. Czarny rynek, aukcje, duchy, to zaledwie początek niezwykłego otoczenia wykreowanego przez pisarkę. Poznanie wszystkich faktów o życiu w Londynie daje prawdziwy obraz jasnowidzów. Moim zdaniem poprzednia część nie dawała takiej możliwości i dopiero teraz mogę stwierdzić jak żywy, ambitny oraz pełen barw świat wykreowała Samantha Shannon.

Pomimo poznania dogłębnie Londynu czytelnik nie czuje się przytłoczony przez cały czas pędzącą akcje. Jednocześnie autorka dba, by podczas przeżywania kolejnych przygód nikt się nie nudził. Zatem Samatha Shannon znalazła tak zwany złoty środek, gdzie żaden wątek nie dłuży się, a jedynie bawi czytającego.
Dynamiczna akcja oraz wielowątkowa fabuła potrafi długimi godzinami czarować czytelnika, tak że zapomina on o prawdziwym świecie i zatraca się w rzeczywistości jasnowidzów.


,,Słowa dodają skrzydeł nawet tym zdeptanym, załamanym i pozbawionym całej nadziei.ˮ

Bohaterowie w tej części zyskali więcej mojej sympatii. Paige od początku powieści przechodzi przemianę, która rozciąga się w czasie całego tego tomu. Nie mogłam się doczekać, by zobaczyć efekt finalny i poznać odmieniony charakter głównej bohaterki. Końcowe strony uświadomiły mi, że bardzo polubiłam tę postać i ze zniecierpliwieniem oczekiwałam, jak potoczą się jej losy. Drugi tom pozwolił także na lepsze przedstawienie Siedmiu pieczęci, które były zaledwie powierzchownie opisane w czasie poprzedniej części. Bardzo spodobały mi się ich charaktery i co ważniejsze, każdy z nich był wyjątkowy, zatem nie uświadczy się dwóch takich samych bohaterów.

Kolejna część rozpoczyna się dokładnie w tym momencie, w którym czytelnik zmuszony był zakończyć ,,Czas żniwˮ. Przez co czytelnik czuje ciągłość akcji, mimo zakończenia jednego tomu. Wbrew pozorom jednak autorka nie wrzuca czytającego w sam wir wydarzeń. Od pierwszej strony pisarka dopowiada fakty i informacje, które mogły zostać zatarte przez czas w pamięci czytelnika. Dzięki czemu nikt nie odczuje zagubienia w historii Paige.


,,Rzadko kiedy opowieść zaczyna się od początku. Bywa jednak, że to właśnie koniec jest początkiem.ˮ

,,Zakon mimówˮ okazał się godną kontynuacją ,,Czasu żniwˮ. Pełna niebezpieczeństw, intryg i tajemnic książka jest dobrym wyborem dla wszystkich fanów fantastyki. Autorka jeszcze lepiej podkreśla wyjątkowy oraz pełen barw świat, który wykreowała. Od pierwszej, aż do ostatniej strony czytelnik jest zauroczony tą powieścią, a po jej zakończeniu koniecznie chce rozpocząć kolejny tom.

,,Nadzieja to fundament rewolucji. Bez niej jesteśmy tylko prochem, który czeka, aż porwie go wiatr.ˮ

,,Czas żniwˮ był niezwykle dobrym debiutem młodej pisarki Samanthy Shannon. Pomimo początkowej niechęci do tej historii, w końcu polubiłam przygody Paige i Naczelnika. Z ciekawością czekałam na dalsze losy bohaterów, by przekonać się jak autorka zaplanowana kolejne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie da się ukryć, że dzisiejszym światem rządzi internet. On pomaga wielu osobom się wybić i sprawić, że z dnia na dzień będą oni sławni oraz rozchwytywani. Nie da się również zaprzeczyć, iż taka sława może mieć dobre, jak i złe strony. W końcu nie wszyscy rozpływają się na każdym, tym samym ich wypowiedzi ociekają krytyką oraz nienawiścią.

Tash ma własnej skórze doświadcza właśnie sławy, która ma dwie strony medalu. Wszystko zaczęło się za sprawą rosyjskiego pisarza - największej miłości dziewczyny. Pewnego dnia kierowana impulsem postanawia nakręcić serial, na podstawie Anny Kareniny. Nie ma to jednak być dokładnie odwzorowany pierwowzór. Tash z przyjaciółmi przedstawia uwspółcześnioną wersje klasycznej powieści. Z początku serial nie miał wielkiej publiczności. Zaledwie garstka fanów śledziła odcinki z wypiekami na twarzy. Dopiero za sprawą znanej youtuberki serial ֦Nieszczęśliwe rodzinyˮ zyskał sławę w internecie. Jednak nie jest ona usłana różami, podobnie z resztą jak życie Tash.

֦Nie należy bać się zmian, ponieważ zmiany przypominają ci, że żyjesz, że w twoim życiu coś się dzieje.ˮ

Rzadko czytam książki, które nie są fantastyką. Na palcach jednej ręki mogłabym podać przeczytane przeze mnie tytuły, gdzie nie wsytępuje magia. Dlatego też sięgnięcie po typową młodzieżówkę, nawet mnie samą zdziwiło. Jednak miałam przeczucie, że ta książka zapewni mi niesamowite przygody, mimo że bohaterowie nie ciskali w siebie gromami. Oczywiście się nie pomyliłam.

Fabuła jest oryginalna i nietypowa. Jak do tej pory nie spotkałam się z takim pomysłem. Autorka wbrew pozorom nie przedstawia oklepanej historii o sławie. Na życie Tash nakłada się wiele czynników, tym samym historia w książce jest ambitniejsza, niż mogłam się spodziewać.
Pod fasadą serialu autorka ukryła również problemy nastolatków, z którymi muszą się borykać w dzisiejszym świecie. W takich momentach poważnie żałuję, że rozpoczęłam taką powieść. Zwykle wydawały mi się na siłę wciśnięte do powieści, by zatkać dziurę. Nie miałam nigdy dobrego zdania przy opisach "wielkich" problemów nastolatków. Tym razem jednak nie odniosłam takiego wrażenia. Wręcz przeciwnie, autorka dobrze wszystko zaplanowała, ukazując w przystępny sposób wszystkie sprawy i problemy. To był jedyny raz, kiedy naprawdę uwierzyłam w ciężkie życie bohaterów.

֦Ludzie w dzisiejszych czasach uwielbiają snuć wizje nadchodzącej apokalipsy i rozważać różne wersje naszego ostatecznego kresu: wojna nuklearna, epidemia zombie czy inwazja z kosmosu. Ja jednak sądzę, że nasz koniec nastąpi pewnego całkiem zwyczajnego dnia, kiedy wszyscy przestaną się zastanawiać nad tym, dlaczego osoby w ich otoczeniu zachowują się tak, a nie inaczej, kiedy wszyscy pozamykają się w swoich czterech ścianach i zgniją w samotności.ˮ

Na samym początku mogę stwierdzić, iż Tash nie jest kolejną wkurzającą bohaterką. W pierwszym momencie sądziłam, że niczym mnie nie zaskoczy i jedynie będzie mnie denerwowała. Na szczęście po kilku stronach przekonałam się, że nie miałam czego się obawiać. Dziewczyna jest ambitna i nie poddaje się łatwo. Mimo iż, nie za każdym razem zdobywała moją przychylność, swoimi wyborami, to i tak obdarzyłam ją sympatią.
Oprócz głównej bohaterki czytelnik poznaje od podszewki zaledwie dwójkę jej przyjaciół. Są oni wykreowani w przystępny sposób i trudno doszukać się w nich podobieństwa.
Reszta postaci, która również brała udział w serialu Tash, jest zaledwie wspomniana i niestety czytelnik nie dostaje szansy, by wyrobić sobie o nich zdanie.

֦Milion odsłon Tash֦ˮ nie obfituje w niesamowite zwroty akcji. Jednak brak tego nadrabia wciągająca fabuła. Nie da się też ukryć, że ta pozycja jest skierowana wyłącznie do nastoletnich czytelników. Zdecydowanie starsi nie odczują takiej satysfakcji i nie znajdą rozrywki w poznawaniu przygód Tash.

֦Jeśli chcesz szansy na szczęście, trwaj. Tak, życie potrafi dokopać, ale dopóki żyjesz, masz szansę na szczęście.ˮ

֦Milion odsłon Tashˮ okazało się miłą i wciągającą lekturą. Poznawanie Tash oraz jej przyjaciół było czystą przyjemnością, ponieważ u ich boku poznawałam zalety i wady sławy. Oprócz tego doświadczyłam ich radości, jak i smutków. Z pewnością nie spodziewałam się tak pozytywnej i innej powieści po pierwszych stronach tej książki. Jednak jak się okazuje, nie raz coś mnie może zaskoczyć.

Nie da się ukryć, że dzisiejszym światem rządzi internet. On pomaga wielu osobom się wybić i sprawić, że z dnia na dzień będą oni sławni oraz rozchwytywani. Nie da się również zaprzeczyć, iż taka sława może mieć dobre, jak i złe strony. W końcu nie wszyscy rozpływają się na każdym, tym samym ich wypowiedzi ociekają krytyką oraz nienawiścią.

Tash ma własnej skórze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Pewnego razu był sobie człowiek tak wspaniały jak bogowie. Ale nawet to, co wspaniałe, może drżeć ze strachu. Nawet to, co wspaniałe, może upaść.ˮ

Kilka lat temu, przeglądając pozycje zagraniczne, natrafiłam na książkę, która zaciekawiła mnie samą okładką. Po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że koniecznie chcę poznać tę historię. Byłam przekonana, że w 100% trafi w mój gust zapewniając niesamowite przygody. Jednakże, nigdy nie miałam i nie mam cierpliwości do anglojęzycznych książek, które zawsze zajmują więcej czasu. Tym samym, porzuciłam swoje postanowienia. Minęły kolejne lata, aż w końcu polskie wydawnictwo pokusiło się o wydanie tej intrygującej powieści. Od razu rozpoznałam tę pozycję, mimo zmienionej okładki i od nowa zapragnęłam przeczytać tę książkę.

Lia jest pierwszą córką królewskiego rodu. Jej dzieciństwo było wypełnione beztroskimi dniami i zabawą ze starszymi braćmi. Jednak z mijającymi latami, wolność dziewczyny była ograniczana, aby mogła zrozumieć swoją przyszłą rolę. Obecnie księżniczka ma stanąć na ślubnym kobiercu, z mężczyzną, którego nie zna, by zapewnić swojemu państwu sojusz. Jednakże Lia nie pragnie takiego życia i ucieka w dzień ślubu. Oddalona od swojego świata, młoda kobieta, postanawia pracować w pocie czoła, nie chcąc już nigdy wracać do dawnego życia. W między czasie, w mieście, w którym postanawia żyć księżniczka, pojawia się dwójka młodzieńców. Na pierwszy rzut oka, wydają się być zwykłymi przejezdnymi. Jednakże, daleko im do zwykłych ludzi. Jeden z nich jest porzuconym księciem, a drugi zabójcą mającym zamordować Lie. Aczkolwiek żadne zadanie nie okazuje się takie proste.

,,Gdybym tylko mogła wyciągnąć rękę i sięgnąć gwiazd, posiadłabym całą wiedzę. Zrozumiałabym.
Co byś zrozumiała, kochanie?
To, odparłabym, przyciskając dłoń do piersiˮ

Powrót do opisu tej książki, uświadomił mi, że w ciągu kilku lat zupełnie inaczej patrzę na powieści. Opis, kiedyś intrygujący, dziś przypominał zarysem inne historie. Nie byłoby żadnego problemem znaleźć serię, która fabułą nie odstawałaby od ,,Fałszywego pocałunkuˮ.
Tak czy inaczej, postanowiłam zaufać mojemu dawnemu przeczuciu i rozpoczęłam przygody u boku Lii. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam zaskakującą historię. Wbrew wykorzystywaniu znanych motywów, autorka kreuje wspaniałą historię, z nieprzewidywalnymi zwrotami akcji.
Pierwsze kilka rozdziałów ukazuje powieść, którą można wyczytać z opisu. Dopiero później, pisarka zaskakuje w książce, ukazując historię z oryginalnymi pomysłami. Ogólny zarys fabuły nie pokazuje trudu, jaki włożyła autorka w wykreowaniu ciekawej lektury.

,,- Ja widzę tylko przypomnienie faktu, że nic nie trwa wiecznie, nawet wspaniałość.
- Niektóre rzeczy trwają
Spojrzała na niego.
- Naprawdę? Co na przykład.
- To, co jest ważne.ˮ

Autorka wykreowała fascynujący świat. Nie sądziłam, że tematy tradycji panujących w przedstawionych krajach zostanie tak dalece rozwinięty. Spodziewałam się, iż informacje ograniczą się do zaledwie kilku zdań, które z biegiem czasu zostaną zapomniane. Dopiero w czasie kolejnych rozdziałów wszystko stawało się klarowane oraz coraz bardziej intrygujące. Począwszy od kraju bohaterki, po dalej położone ziemie, autorka przedstawia niesamowite, odległe państwa. Każde z nich miało swój unikalny charakter oraz klimat.
Wiele kwestii zostaje poruszonych w czasie 400 stron, przez co czytelnik poznaje wiele wydarzeń. Jednakże prawie żadne nie zostają wyjaśnione. Z tego powodu, kolejne części zapowiadają się jeszcze bardziej interesująco. Finalnie ,,Fałszywy pocałunekˮ wydaje się jedynie preludium niesamowitych wydarzeń, które mają nadejść w kolejnych tomach.

Bohaterowie ,,Fałszywego pocałunkuˮ są niesamowitym zbiorowiskiem różnorodnych postaci. Na pierwszy ogień idzie Lia. Córka królewskiego rodu, która od zawsze była tłamszona przez rodziców. Miała więcej obowiązków, niż przyjemności oraz praw. Pomimo takiego wychowania, dziewczyna nie traci charakteru. Nie raz, na przestrzeni książki, czytelnik poznaje prawdziwą osobowość bohaterki, która jednym słowem zachwyca. Dawno nie czytałam o postaci, która wykazuje się nieugiętą wolą i dąży do zrealizowania swoich marzeń. Oczarowałam się kreacją głównej bohaterki, tym samym pokochałam Lie i wraz z nią przeżywałam wszystkie wydarzania.
Jedną z głównych zalet tej powieści jest wciągnięcia czytelnika w wykreowany przez autorkę świat. Oprócz uczestnictwa we wszystkich wydarzeniach, to czytający musi zgadnąć, który z mężczyzn jest księciem, a który zabójcą. Ja sama trzy razy czytałam ich opis wyglądu i dokładnie śledziłam akcję, by zdecydować, kto jest kim.
Rafe oraz Kaden są niesamowitymi postaciami, które bez problemu można pokochać. Każdy z nich cechuje się wyjątkowym oraz oryginalnym charakterem. Z wypiekami na twarzy poznaje się ich losy i dzięki nim, trudno oderwać się od powieści.


,,W tym życiu sama mogłam decydować o swoim marzeniach, a ograniczać mnie miała wyłącznie moja wyobraźnia. Sama rządziłam swoim życiem.ˮ

,,Fałszywy pocałunekˮ jest intrygującą pozycją, która ma w sobie niesamowity potencjał. Przesiąknięta magią, zdradą oraz nadziejami historia pochłania czytelnika od pierwszej strony. Z pewnością ta książka przypadnie do gustu wszystkich fanom fantastyki. Nie sposób przejść obojętnie obok przygód silnej księżniczki i jej towarzyszy. Nie mogę się już doczekać kolejnych części, by poznać losy moich nowych, ukochanych bohaterów.

,,Pewnego razu był sobie człowiek tak wspaniały jak bogowie. Ale nawet to, co wspaniałe, może drżeć ze strachu. Nawet to, co wspaniałe, może upaść.ˮ

Kilka lat temu, przeglądając pozycje zagraniczne, natrafiłam na książkę, która zaciekawiła mnie samą okładką. Po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że koniecznie chcę poznać tę historię. Byłam przekonana, że w 100% trafi w mój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyjaźń jest jednym z najważniejszych elementów w życiu człowieka. Bez względu na wiek czy płeć, każdy marzy o jednym prawdziwym przyjacielu. Takim, którym w każdej chwili wysłucha go i pomoże. Nie raz można czytać w książkach o prawdziwych przyjaźniach, które tworzą się wbrew przeciwnościom losu. Jednakże rzadko zdarza się powieść, gdzie wątek ten jest głównym tematem perypetii postaci. Aczkolwiek zaradzić temu ma nowość od wydawnictwa Insignis pt.: ,,Piękne złamane sercaˮ.

Caddy i Rosie są najlepszymi przyjaciółkami do dzieciństwa. Wspólnie dorastały, przeżywały przygody i po prostu ze sobą były. Ich więź nie zerwała się nawet w momencie pójścia do innych szkół. Nadal spędzają ze sobą wspaniały czas. Jednak pewnego dnia zaraz po rozpoczęciu nowego roku szkolnego w klasie Rosie pojawia się nowa uczennica. Piękna i urocza Suzanne czaruje od pierwszego dnia klasę oraz samą Rosie. Caddy jednak nie daje się tak łatwo podejść. Czuje, że nowa koleżanka jej przyjaciółki skrywa pewien sekret. Chcą nie stracić Rosie, próbuje odkryć sekret nieznajomej.


,,To bardzo dobra lekcja życia, kiedy można się czegoś nauczyć na cudzych błędach. Czasem zerwanie z kimś lub z czymś jest równie ważne jak bezwarunkowa wierność.ˮ

Jak do tej pory nie spotkałam się z historią której główna linia fabularna opiera się na więzi, jaką jest przyjaźń. Pomimo tego z początku sądziłam się, że autorka powieli pewne schematy, pisząc książkę do bólu przewidywalną. Skoro w innych historiach pojawia się wątek przyjaźni, dlaczego nie przerobić tych powieści, odgrzewając stare kotlety?
Z jednej strony tak się stało, z drugiej nie. Pisarka główny wątek rozwinęła w odmienny sposób, niż sądziłam, jednak obrana ścieżka nie okazała się równocześnie całkowitą niespodzianką. Aczkolwiek bardzo spodobał mi się pomysł autorki. Jest on czymś "świeżym" i oryginalnym, pomimo tego, iż całkowicie mnie nie zszokował. Nie spotka się drugiej podobnej historii w innej książce. ,,Piękne złamane sercaˮ oferują czytelnikowi nowe, do tej pory nie odkryte przygody.

Ze względu na obraną "ścieżkę" autorka porusza tematy, które dla niektórych są wręcz śmieszne i niedorzeczne. Sama często nie mogłam wierzyć w irracjonalne, idiotyczne i nieodpowiedzialne zachowanie bohaterów. Picie, palenie, ucieczka z domu to zaledwie szczyt góry lodowej.
Jak osoba szesnastoletnia może jedynie marzyć o posiadaniu chłopaka? Załamywałam ręce nie raz podczas książki. Jednocześnie wszystkie sytuacje nie były bardzo oddalone od dzisiejszych zachowań nastolatków. Nie raz można usłyszeć o głupocie młodzieży, która przechodzi najśmielsze pojęcie.

,,(...) Nie lepiej znaleźć sobie kogoś wartego zatrzymania przy sobie na zawsze?
Ludzie potrafią spędzić całe życie, rozumując w ten sposób. Ale c, których kochamy, przychodzą i dochodzą, Caddy. Nie znaczy, że kochaliśmy ich mniej, kiedy pojawili się w naszym życiu.ˮ

Bohaterowie byli dość specyficzni. Autorka skupiła się przede wszystkim na trójce głównych postaci. Reszta osób w książce była zaledwie tłem i zapychaczem dziur.
Z całej trójki jedynie Rosie miała najwięcej rozumu. Była ona "książkowym" przykładem przyjaciółki, o której marzy każdy z nas. Dobra, ale i jednocześnie do bólu prawdomówna, była postacią bardzo przeze mnie lubianą. Jednocześnie żałuję, że tak naprawdę najmniej pojawiała się w powieści, ponieważ ze względu na swój charakter zasługiwała na większą rolę w książkę.
Caddy za to była typową szarą myszką, marzącą o wielkich przygodach, które omijają ją ze względu na jej charakter. Z tej strony zżyłam się z bohaterką i z początku zyskała moją sympatię. Jednak każda kolejna strona uświadamiała mi, jak daleko jest jej do mojej ulubionej postaci. Ja dużo mogę zrozumieć, jednakże jej wybory, nie mówiąc o jej celach, przerażały mnie. Moim zdaniem zdecydowanie nie zasługiwała na przyjaźń Rosie.
Suzanne idealnie za to wpasowuje się w typową nastolatkę z problemami. Nie mam o niej konkretnego zdania, ponieważ autorka wykreowała ją na postać, która była prowodyrem wszelkich kłopotów, jednocześnie sama mająca ze sobą problem.


,,Skrzywdzeni ludzie potrafią być bardzo destrukcyjni w stosunku do samych siebie i czasem pociągają za sobą bliskie im osoby, chociaż często nie zdają sobie z tego sprawy.ˮ

Autorka oprócz pokazywania codziennych sytuacji w życiu dzisiejszych nastolatków, którym zdecydowanie przydałaby się terapia szokowa, porusza temat przemocy. Po części pisarka ukazała jaką tragedią jest bicie młodych osób. Jednakże sądzę, że tak naprawdę krążyła obok tego, nie do końca pokazując prawdziwy problem.
Książkę czyta się bardzo szybko. Proste rozmowy pomiędzy dziewczynami, zarówno twarzą w twarz, jak i smsy, przelatywały w zastraszającym tempie. Praktycznie nie ma żadnych opisów, a autorka skupia się jedynie na kolejnych wydarzeniach.

,,Piękne złamane sercaˮ są specyficzną powieścią. Z jednej strony autorka przekazuje trudności życia młodych ludzi w przystępny sposób. Z drugiej przedstawia irracjonalne i często wkurzające zachowanie młodzieży, których nigdy nie rozumiałam i nie zrozumiem.
Czy książkę polecam? Sądzę, że mogę ją polecić. Może akurat jedna, na dwie osoby zżyje się z bohaterkami i utożsami z ich problemami. Natomiast druga doceni wykreowaną przez autorkę historię.

Przyjaźń jest jednym z najważniejszych elementów w życiu człowieka. Bez względu na wiek czy płeć, każdy marzy o jednym prawdziwym przyjacielu. Takim, którym w każdej chwili wysłucha go i pomoże. Nie raz można czytać w książkach o prawdziwych przyjaźniach, które tworzą się wbrew przeciwnościom losu. Jednakże rzadko zdarza się powieść, gdzie wątek ten jest głównym tematem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od początku mojej przygody z książkami uwielbiałam powieści fantastyczne. Wystarczyła wzmianka o występowaniu magii w opisie, bym sięgnęła po daną pozycję w ciemno. Nie inaczej więc było z ,,Czasem żniwˮ. Zakupiłam tę powieść w dniu jej premiery nie wiedząc w ogóle, na co się porywam. Jednak byłam pewna, że się nie rozczaruję, gdyż opis brzmiał niezwykle interesująco i oryginalnie. Tak czy inaczej, próbowałam zacząć tę pozycję dwa razy, za każdym razem kończąc przed zakończeniem drugiego rozdziału. Do tej pory nie umiem stwierdzić dlaczego nie dawałam tej powieści szansy. Nie mniej książka trafiła na półkę nieprzeczytana na blisko cztery lata. Jakimś dziwnym trafem dopiero zapowiedź trzeciej części przypomniał mi o nieprzeczytanym tomie. Zdecydowałam, że zmobilizuję się, aby przeczytać ,,Czas żniwˮ i zrozumieć, czym ta książka zasłużyła na wiele pozytywnych opinii.

,,- Nie jesteś niemową - powiedział. - Odezwij się.
- Myślałam, że nie mam prawa odzywać się bez pozwolenia.
- Zezwalam ci.
- Nie mam nic do powiedzenia.ˮ

Jest rok 2059. Paige nie ma łatwego życia. Pracuje w nielegalnym miejscu, z niebezpiecznymi ludźmi, sama będąc jedną z najbardziej poszukiwanych osób ze względu na swoje umiejętności. Młoda dziewczyna jest bowiem Śniącym wędrowcem. Ma możliwość włamywać się do ludzkich umysłów, by przejąć informacje, bądź ewentualnie zrobić nieco większą krzywdę danemu człowiekowi. Zarabia na życie dzięki swojej umiejętności u Jaxa Halla, który zdecydowanie nie jest niewiniątkiem. Pewnego dnia jednak jej życie całkowicie się zmienia i Paige trafia do Oksfordu, koloni karnej znanej jedynie z legend. Tam prym wiedzie tajemnicza rasa, która poszukuje ludzi ze zdolnościami podobnymi do dziewczyny. Bohaterka trafia pod skrzydła jednego z najniebezpieczniejszych istot. Mimo początkowej niechęci między Naczelnikiem, a Paige uświadamiają sobie, że mogą nawzajem sobie pomóc.

,,Czas żniwˮ ma bardzo trudny początek. Był to z pewnością jeden z powodów, dla których przerwałam tę książkę wcześniej. Autorka od pierwszej strony wrzuca czytelnika w sam środek nowego, niebezpiecznego świata bez słowa wyjaśnienia, gdzie się znalazł. Pierwsze 50 stron, jeżeli nawet nie więcej, było podróżą w całkowitej ciemności. Nic nie jest podane na tacy i długo trzeba czekać, aby poznać szczegóły. Zamiar ten był zapewne zrobiony umyślnie. Autorka starała się stworzyć ambitną powieść, w której wszystkiego czytelnik dowiaduje się stopniowo. Niestety jednocześnie trzeba mieć anielską cierpliwość (której kilka lat temu nie posiadałam), aby poznać szczegóły wykreowanego świata.

,,Nadzieja to jedyna rzecz, która może jeszcze wszystkich nas ocalić.ˮ

Jeżeli już poruszyłam stworzony przez autorkę świat, powinnam się w to nieco przybliżyć, bo jest on tak bogaty i niezwykły, że aż brak słów. Nie może odmówić pani Shannon, iż fundamenty powieści są niesamowicie dobrze dopracowane. Początkowa złość podczas gubienia się w książce przez czytelnika zostanie zapomniana, gdy w pełni pozna ogrom świata w ,,Czasie żniwˮ. Zarówno przeszłość ludzi, jak i tajemnej rasy została dopracowana w najmniejszym calu. Co więcej, każda informacja i wydarzenie jest logiczne oraz spójne z pozostałymi, dzięki czemu nie ma żadnych błędów logicznych, bądź niedopowiedzeń.
Do wspaniałego świata, który jest jednocześnie podobny do naszego, a tak od niego różny, należy dodać jasnowidzów. Nie często ma się okazję czytać o ludziach obdarzonymi takimi zdolnościami. Jakby tego było mało autorka znacznie rozszerzyła definicję jasnowidzów, tworząc co najmniej kilka klas, które są od siebie całkowicie różne. Jest to kolejny dowód na to, że seria jest niesamowicie oryginalna. Na każdym kroku Samantha Shannon udowadnia, iż chce stworzyć niezwykle ambitny i niezapomniany cykl, który pozostanie w sercach czytelników na dłużej.

Najbardziej chyba obawiałam się bohaterów. Nie byłam pewna, czy autorka sprosta wykreowaniu dobrych, wyrazistych postaci, jednocześnie pamiętając, by nie były wyidealizowane. Na szczęście w większości przypadków nie odczuwałam niechęci do występujących bohaterów. Najważniejszą oczywiście okazała się Paige, którą bardzo lubię. Jest jedną z żeńskich postaci nieirytującą swoim zachowaniem. Kolokwialnie mówiąc, nie dała ona w sobie kaszę dmuchać i zawsze trzymała głowę wysoko. Zachwyciła mnie swoją postawą i nie mogę się doczekać, by poznać jej dalsze losy.
Naczelnik niestety, aż tak mnie nie zachwycił. Często odnosiłam wrażenie, że jest zaledwie dodatkiem do Paige.
Należy oddać autorce, iż pomimo dużej liczby bohaterów wszyscy są oryginalni.

,,Zachowałem pewne środki ostrożności. Powtarzam: nigdy nie znalazłaś się w bezpośrednim zagrożeniu życia.
- Gówno prawda. Jeżeli myślisz, że krąg soli jest środkiem ostrożności, musiałeś upaść na łeb.ˮ

,,Czas żniwˮ jest bardzo dobrym debiutem. Co więcej, zapowiada się niesamowity cykl we wspaniałym i barwnym świecie. Jednakże pomimo tylu dobrych słów na temat tej książki nie należy ona do moich ulubionych. Była to dobra historia w żywym świecie, jednak potrzebuję znacznie więcej by naprawdę pokochać serię Samanthy Shannon. Z pewnością sięgnę po kolejne części, gdyż ,,Czas żniwˮ jest dobrą pozycją dla czytelników, którzy uwielbiają fantastykę na dobrym poziomie.

Od początku mojej przygody z książkami uwielbiałam powieści fantastyczne. Wystarczyła wzmianka o występowaniu magii w opisie, bym sięgnęła po daną pozycję w ciemno. Nie inaczej więc było z ,,Czasem żniwˮ. Zakupiłam tę powieść w dniu jej premiery nie wiedząc w ogóle, na co się porywam. Jednak byłam pewna, że się nie rozczaruję, gdyż opis brzmiał niezwykle interesująco i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamiętam jak w zeszłym roku po wielu miesiącach rozmyślań sięgnęłam po "Czerwoną królową". Pomimo początkowego dystansu do fabuły i bohaterów, z każdym rozdziałem coraz bardziej wciągałam się w historię Mary. Prawie z wypiekami na twarzy śledziłam losy Srebrnych i Czerwonych zaplątanych w sieć tajemnic oraz sekretów.
Zdawałam sobie sprawę, że autorka skopiowała kilka motywów z młodzieżowych bestselerów. Jednak było to tak zaplanowane, iż w końcu porzuciłam tę myśl i odkryłam także oryginalne pomysły autorki. Po skończeniu pierwszego tomu byłam pewna, że cała seria znajdzie się na półce ulubionych. Dlatego też czym prędzej sięgnęłam po Szklany miecz, który w tamtym czasie miał premierę. Teraz definitywnie mogę stwierdzić, iż tak wielkiego rozczarowania nie czułam dawno, a drugi tom Czerwonej królowej ciągnął się niemiłosiernie długo.

Nikt nie urodził się złym człowiekiem, tak samo jak nikt nie rodzi się samotny. Stajemy się tacy przez wybory, których dokonujemy, i okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć.

Mare wraz z upadłym następcą tronu ucieka przed Maven'em. Chronią się u Szkarłatnej Gwardii. Jednak schronienie jest tylko tymczasowe. Dziewczyna po odkryciu, że nie jest jedyną władającą magią Srebrnych, jednocześnie będąc nadal Czerwoną, postanawia pomóc podobnym do niej. Wraz z przyjaciółmi wyrusza w podróż, która przemienia się w szaleńczy wyścig z Maven'em.
W tym czasie wojna między Czerwonymi a Srebrnymi wisi na włosku. Mare musi zdecydować, po której stronie barykady stanie. Czerwonej Gwardii, która chce ją wykorzystać, czy niezrównoważonego króla. A może znajdzie inni sposób, by wyjść z tego impasu?

Tak jak wspominałam wyżej, Czerwona królowa zauroczyła mnie. Historię Mary połknęłam w zaledwie dwa dni, by trzeciego rozpocząć drugi tom. Byłam przekonana, że autorka będzie kontynuowała swoją dobrą passę i zaserwuje mi kolejne nieprzespane godziny. Niestety, zawiodłam się. Moje rozczarowanie, zażenowanie oraz znudzenie sprawiło, że przerwałam Szklany miecz w połowie. Stał on ponad rok, podczas którego nie mogłam się przemóc do tej książki. Dopiero zapowiedź trzeciej części nakłonił mnie do skończenia jej. Tak czy inaczej, Szklany miecz był dla mnie katorgą, nawet mimo długiej przerwy. Sumowało się na to kilka aspektów, które wymienię, zgrzytając przy okazji zębami.

Tak jak wspominałam w recenzji Czerwonej królowej, nie wiedziałam, gdzie ustawić Mare. Jako postać, którą lubię za jej nieustępliwość, czy jako irytującą dziewuchę. Na szczęście autorka pomogła mi odpowiedzieć na to pytanie i dziewczyna trafia do drugiej kategorii.
Dawno nie miała okazji czytać o tak wkurzającej, niezdecydowanej oraz użalającej się nad sobą postaci. Przez całą książkę działała mi ona na nerwy i nawet ostatnie strony nie zmieniły mojego zdania o niej.
Natomiast ukochany książę zmienił się w łamagę, podobną do Mare. Przez większość książki robił za tło i często zapominałam o jego obecności. Jednak kiedy się pojawiał, wołałam o pomstę do nieba. Nie miał on za krzty życia w sobie oraz zdecydowania.
Najlepiej ze wszystkich postaci wyszedł Maven. Pomimo tego, że nie występuje on przez prawie całą książkę, to końcowe pojawienie jest mistrzowskie.

Wszyscy i wszystko może nas zdradzić. Nawet nasze własne serce.

"Szklany miecz" miał ukazać rewolucje rozlewającą się na cały świat. Jednak przygody Mary zdecydowanie nie pasują to wielkiej wizji, jaką miałam w głowie. Przez całą powieść nic się nie działo. Działania głównej bohaterki oraz jej przyjaciół były niedorzeczne. Brakowało w nich jakiejkolwiek logiki. Wspaniałe czynny zamieniały się w nic nieznaczące działania. Dokładnie rzecz ujmując były bez ładu i składu.
Pomimo tego, że książka jest strasznie długa czuła, iż nic się w niej nie dzieje. Przez większość czasu bohaterowie krążyli wokół jednego tematu, nie zmieniając swoich działań, bez względu na ich wynik. Sądzę, że było spowodowane niedopracowaniem fabuły ze strony autorki. Chciała ona stworzyć intrygujący wyścig, który ostatecznie ciągnął się niemiłosiernie długo.

Najdziwniejsze jednak w całej powieści były kłótnie między postaciami. Chodzi mi o głośne rozmowy prowadzone pod koniec książki. Dawno się tak nie bawiłam, czytając spory Mare i Cala. Zamiast wzbudzać we mnie żal, rozbawiały mnie do łez. Szkoda, że zamierzony efekt nie wypalił, bo była szansa, aby ta książka uzyskała wyższą ocenę.

"Szklany miecz" okazał się największym rozczarowaniem roku. Dawno nie czytałam tak słabej i nudnej kontynuacji. Co więcej, jest to jedna z niewielu książek, którą porzuciłam w połowie. Nawet mimo powrotu do niej niesmak pozostał, aż do samego końca. Obecnie czytam trzecią część, która wypada trochę lepiej niż poprzedniczka. Jednak pełen obraz uzyskam dopiero po przeczytaniu ostatniej strony. Na razie jestem negatywnie nastawiona do historii Mare i mam nadzieję, że "Królewska klatka" wynagrodzi moje rozczarowanie.

Pamiętam jak w zeszłym roku po wielu miesiącach rozmyślań sięgnęłam po "Czerwoną królową". Pomimo początkowego dystansu do fabuły i bohaterów, z każdym rozdziałem coraz bardziej wciągałam się w historię Mary. Prawie z wypiekami na twarzy śledziłam losy Srebrnych i Czerwonych zaplątanych w sieć tajemnic oraz sekretów.
Zdawałam sobie sprawę, że autorka skopiowała kilka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Marie Lu zyskała rozgłos dzięki swojej pierwszej trylogii "Legenda". Do tej pory pamiętam, jak oczarowałam się światem, bohaterami oraz fabułą stworzoną przez autorkę. Czułam, że uczestniczyłam we wszystkich wydarzeniach obok moich ukochany postaci i wraz z nimi przeżywałam wzloty oraz upadki. Wszystkie części bardzo miło wspominam. Do tej pory czuję rozczarowanie, gdy musiałam się pożegnać z Day'em oraz Jules na zawsze. Jednak nowa trylogia przyniosła nadzieję na kolejne niezwykłe przygody stworzone przez pisarkę. Jednakże seria Malfetto zupełnie nie przypomina debiutu autorki. Tym razem Marie Lu stworzyła powieści, które wychodzą poza jakiekolwiek schematy. Okrucieństwo i brutalność nie są tuszowane, a wręcz przeciwnie, są głównym tematem każdej części oraz nieodłączną częścią bohaterki. Aczkolwiek jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej, ponieważ autorka stworzyła znacznie ambitniejszą trylogię.
Recenzja pierwszego tomu jest na blogu, niestety drugiego nigdy nie skleciłam. Nie mniej, nie mogłam przepuścić okazji, aby naskrobać kilka słów o ostatniej części, która wbiła mnie w fotel. Ponieważ jedynie Marie Lu potrafi sprawić, by czytelnik jednocześnie ją kochał i nienawidził.


Powiedział człowiek do słońca:
,,Chcę, by twoje światło opromieniało każdy dzień mojego życia!ˮ.
Powiedziało słońce do człowieka:
,,Ale tylko z deszczem i nocą możesz docenić me światło. ˮ

Adelina dostaje w końcu to, czego tak bardzo pragnęła. Posiada władzę, pozycję oraz pieniądze. Od momentu zabicia jej największych wrogów zasiada na tronie, rządząc twardą ręką. Nie ma bowiem miejsca na żal. Za każdym bowiem rogiem czai się zdrajca, który czeka na okazję, by zgładzić despotyczną królową. Mimo wszystko nie jest to największe jej zmartwienie. Moce, którymi są obdarzeni Malfetto zaczynają się wymykać spod kontroli zabijając ich właścicieli. Chcą nie dopuścić do zagłady świata Adelina wraz ze swoimi jedynymi towarzyszami musi połączyć siły z dawnym sojusznikiem - Bractwem sztyletu. Tylko to wątłe przymierze może uratować cały świat.

Pierwszy tom Malfetto mnie zachwycił i z niecierpliwością wyglądałam zapowiedzi drugiej części. Jednak miałam spore problemy, by poznać datę ostatniej powieści. Nie dość, że premiera była przesunięta, to nigdzie nie było o niej słychać. Nadal nie mogę uwierzyć, że finalny tom został potraktowany po macoszemu. Nie było żadnych zapowiedzi, żadnej wzmianki, kiedy wydawnictwo wypuści na rynek Północną gwiazdę. Strasznie tego żałuję, gdyż poprzednie części były wystarczająco mało znane, a o ostatniej w ogóle nie było słychać.
Niestety co się stało, to się nie odstanie. Mogę się na szczęście cieszyć, że w ogóle Północna gwiazda ujrzała światło dzienne i zapewniła mi mnóstwo wzruszeń oraz łez.


,,Nikt z nas nie jest święty - powiedział Magiano - Wszyscy możemy być lepsi.ˮ

Fabuła książki jest niezwykle oryginalna. Wspominałam już to podczas recenzji pierwszej części, jednak muszę to powtórzyć co najmniej kilkanaście razy. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że podobną fabułę można spotkać w pierwszej lepszej powieści. Jednak zapewniam, iż tak nie jest, bynajmniej nie w takim stopniu, jak większość czytelników myśli. Autorka stworzyła wielowątkową powieść, w której nigdy nie jest wszystko czarno-białe. Bardzo cenię takie książki, ponieważ poruszają one inne tematy niż zwykle. Przyznajcie sami, gdzie znajdziecie antybohaterkę, świat pełen przemocy oraz przyszłość widziana w czarnych barwach?

Ostatnia część Malfetto wygląda dość mizernie na półce w porównaniu z poprzednimi. Jest on najkrótszym tomem, jednak wnoszącym najwięcej odpowiedzi. Ta zaledwie 300-stronicowa powieść odpowiada na wszystkie pytania oraz niuanse stworzone przez autorkę podczas poprzednich lektur. Nie mogłam się nadziwić, jak klarownie zostało wszystko wytłumaczone. Miałam obawy, że niektóre pytania pozostaną nadal owiane tajemnicą. Na szczęście tak się nie stało. Czytelnik dowiaduje się o początkach mocy Malfetto, bogach oraz wielu innych wydarzeniach, które zostały wspomniane na przestrzeni dwóch części.

,,Strach jest twoim mieczemˮ

Bohaterów można jednocześnie wielbić oraz nienawidzić w takim samym stopniu. W Północnej gwieździe autorka nie zapomina o żadnym z nich, dają duże pole do popisu wszystkim po równo. Oczywiście największą zagadkę stanowi sama główną bohaterką, która jest jedną z niewielu postaci literackich stanowiąca zło, brutalność oraz przemoc w najczystszej postaci. Ta seria stanowiła pierwsze spotkanie z antybohaterką. Jednakże będę je wspominać bardzo dobrze. Marie Lu wykreowała postać trudną, która jest niełatwa w odbiorze. Zazwyczaj czyta się o heroicznych czynach głównych bohaterów walczących ze złem. W tym przypadku było na odwrót. Nie da się ukryć, że Adelina była zła i często niegodziwa. Może się to kłócić ze wszystkimi normami, jakie są przedstawiane w społeczeństwie. Dla wielu podróż z tą bohaterką może się okazać nie do zniesienia. Aczkolwiek nie radzę jej skreślać, ponieważ jak to ktoś powiedział "w każdym kryje się ziarno dobra". Adelina może zaskoczyć nawet największego jej wroga.
Pozostali bohaterowie są równie cudowni, jak w poprzednich częściach. Jednak za fasadą uśmiechu kryją się znaczne bardziej przenikliwe oraz wrażliwe postacie. Autorka nie raz subtelnie zwraca uwagę czytelnikowi na ich zachowanie, by ukazać bohaterów, które mają duszę, nawet jeśli jest ona jedynie wykreowana na kartach powieści.

Autorka od samego początku stawia na wartką akcję. Nie ma praktycznie chwili oddechu pomiędzy wydarzeniami, ponieważ ciągle coś się dzieje, bądź staje na drodze bohaterom. Nie mogłam się oderwać od tej książki, tym samym kończąc ją w ciągu kilku godzin. Książkę tę czyta się strasznie szybko. Marie Lu nie kreuje długich opisów. Jest to jednocześnie plus, jak i minus tej powieści. Z jednej strony czytelnika nie przytłaczają niepotrzebne opisy, mogąc poznawać cały czas losy bohaterów. Jednakże czasami ich ewidentnie brakowało. Przede wszystkim mój zarzut dotyczy już końcówki powieści. Uważam, że autora miała niesamowitą okazję, aby popisać się swoim piórem, tworząc niezwykły świat bóstw. Niestety pisarka nie zwróciła na to szczególnej uwagi i jedynie minimalnie porusza opis świata, który w tamtym przypadku był niezmiernie ważny.


,,Bez względu na to, co się stanie, patrzymy w przyszłość. Radość jest gdzieś tam, za tymi murami.ˮ

Marie Lu stawia czytelnika w bardzo trudnej i niekomfortowej sytuacji. Ponieważ za każdym razem, gdy kończę jej książkę, mam ochotę nią rzucić o ścianę oraz o niej zapomnieć. Jednak nigdy tego nie czynię, gdyż za bardzo pokochałam świat, bohaterów wykreowanych przez pisarkę. Aczkolwiek zakończenia, które serwuje autorka są smutne, brutalne oraz gorzkie. Co więcej, nawet pierwszy finał nie jest tym ostatnim, ponieważ na kolejnych dwóch stronach sytuacja obraca się o 180 stopni, by jeszcze bardziej zranić czytelnika i złamać jego serce. Przyznaje się, że zarówno przy zakończeniu "Legendy" oraz "Malfetta" polały się łzy, gdyż słodko-gorzkie zakończenia są specjalnością tej autorki.

Malfetto jest olśniewające, wspaniałe oraz cudowne. Żałuję, iż tak mało osób mówi o tej trylogii. Ponieważ zdecydowanie mogę zaliczyć ją do perełek. Ostatni tom posiada niezliczoną ilość zalet oraz plusów. Mimo że bez problemu można doszukiwać się w nim wad, ja tego nie zrobię. Darzę wielkim sentymentem każdy tom. Przyniosły mi one wiele przygód, wzruszeń oraz łez. Północna gwiazda jest wspaniałym zwieńczeniem trylogii. Jest wisienką na torcie przygód Adeliny oraz Magiano. Z całego serca polecam wszystkim czytelnikom zaznajomienie się z całą serią, która przyniesie Wam złość, miłość oraz bezgraniczny smutek po przeczytaniu ostatniej strony Północnej gwiazdy.

Marie Lu zyskała rozgłos dzięki swojej pierwszej trylogii "Legenda". Do tej pory pamiętam, jak oczarowałam się światem, bohaterami oraz fabułą stworzoną przez autorkę. Czułam, że uczestniczyłam we wszystkich wydarzeniach obok moich ukochany postaci i wraz z nimi przeżywałam wzloty oraz upadki. Wszystkie części bardzo miło wspominam. Do tej pory czuję rozczarowanie, gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z dzieciństwa mam najróżniejsze wspomnienia. Niektóre wydarzenia znam świetnie, a niektóre po prostu się rozmazują. Pomimo tylu lat pamiętam, jakby to było wczoraj, pięknie oprawione baśnie Andersena i braci Grimm stojące na mojej półce. Byłam wielką fanką bajek, jednak wydaje mi się, że nigdy nie zapoznała się z Baśniami tysiąca i jednej nocy. Jedyną znaną mi historią są przygody Aladyna. Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad poszerzeniem swojej wiedzy w tym kierunku. Usłyszawszy o "Gniewie i świcie" postanowiłam nie zmarnować okazji i spróbować spojrzeć na klasyczne baśnie nowoczesnym okiem.

Niektóre rzeczy istnieją w naszym życiu jedynie przez krótką chwilę. I musimy pozwolić im odejść, by oświetlały inne niebo.

Chorosan nie słynie ze spokojnego życia. Codziennie okrutny kalif - Chalid, bierze za żonę nową dziewczynę, by o świcie owinąć jej szyje jedwabny szalem i skazać ją na śmierć. Takie wydarzenia trwają od dłuższego czasu. Zmiana jednak zachodzi, gdy pewnego dnia nowa narzeczona sama się zgłasza. Jednak nie jest ona taka sama jak jej poprzedniczki. Szachrzad zamierza zgładzić obecnego kalifa, tym samym chcąc pomścić śmierć przyjaciółki. Dlatego też co wieczór snuje historię fascynując Chalida i odwlekając własną śmierć. Jednakże w czasie spędzania czasu u boku kalifa poznaje jego prawdziwe oblicze, które jest dalekie od jej wyobrażeń.

Coraz częściej widać na rynku powieści, w których autorzy odnawiają klasyczne opowiadania, tworząc własną wersję. Bardzo mi się podobają książki tego typu, gdyż dzięki nim mogę spojrzeć innym okiem na tradycyjne opowiadania. Dlatego też nie mogłam odpuścić sobie poznania "Gniewu i świtu" reklamowanego jako odnowienie baśni Tysiąca i jednej nocy.
Pomysł autorki uważam za strzał w dziesiątkę. Stworzyła ona nową wersję tradycyjnych bajek. Jednak one pomimo "odświeżenia" nadal posiadały nieodparty urok, a także magię. Zarówno główna linia fabularna, jak i powieść snuta przez Szachrzad, była niezwykle wciągająca oraz dobrze zaplanowana. Czytelnik zatracał się bez reszty w świecie baśni, by poznać losy głównych bohaterów.

Szachrzad miała według mnie trudny charakter. Z początku sądziłam, że pokocham tę bohaterkę. Byłam pewna, iż autorka stworzy pewną siebie dziewczynę, która dąży do wyznaczonych przez siebie celów. W trakcie powieści było z tym trudno. Przez jedną trzecią książki dziewczyna biła się ze swoimi myślami, co rozdział zmieniając zdanie. W późniejszym etapie było na szczęście lepiej. Wzięła się ona w garść, mimo podejmowania niedorzecznych decyzji.
Chalid za to był taki, jaki podejrzewałam.
Trochę się rozczarowałam, gdyż sądziłam, że autorka wykreuje bardziej skomplikowaną postać. Niestety nie było powiewu świeżości. Takiego bohatera można spotkać co w drugiej powieści. Jednak i tak okazał się o niebo lepszy, niż Tarik. Tej postaci nie mogłam zdzierżyć. Jego charakter i zachowanie działo mi na nerwy. Najchętniej omijałambym wszystkie rozdziały z jego udziałem.

- Miłość jest siłą samą w sobie, sajjidi. Z miłości ludzie doświadczają tego co niewyobrażalne... I często dokonują niemożliwego. Nie drwiłabym z jej potęgi.

Wielkim plusem książki jest atmosfera. Autorka dopilnowała, by czytelnik wczuł się w pustynne, arabskie klimaty. Pisarka zadbała o najdrobniejsze szczegóły. W historii ukazany jest od samej podszewki świat "arabski". Występują tu wstawki językowe, których wyjaśnienie jest na samym końcu książki. Co więcej, w powieści zawarta jest nawet hierarchia, dodające jedynie realizmu powieści.
Muszę ostrzec wszystkich głodomorów, aby zapewnili sobie dużo jedzenia, bo inaczej nie raz zaburczy im w brzuchu. Autorka opisuje wspaniałe i wykwitnie dania, które prawie można dotknąć oraz poczuć ich zapach. To było coś niesamowitego. Dawno nie miałam takiej ochoty, by wejść do książki i spróbować posiłków bohaterów (jeżeli w ogóle kiedyś tak miałam).

Powieść można przeczytać w ciągu jednego dnia, a nawet w ciągu jednego wieczoru. Autorka posługuje się lekkim językiem i nawet przerwy w zaglądaniu do słowniczka, nie zabierają dużo czasu. Pomimo prostego stylu, pisarka nie rezygnuje z plastycznych opisów świata. Wszystko jest idealnie wyważone, aby nie znudzić czytelnika oraz nie zabierać mu rozrywki.
Jednym z minusów "Gniewu i świtu" jest brak powieści Szachrzad w dalszych rozdziałach książki. Z jednej strony fabuła nie pozwalała na to, jednak z drugiej uważam to za nieodłączny element tej pozycji. Snute opowiadania przez bohaterkę dodawały jedynie uroku tej książce i czyniły ją bardziej oryginalną.

Cudu pierwszej miłości nie da się z niczym porównać.

Nie trudno domyślić się, że wątek miłosny gra jest mocno podkreślony, a właściwie powinien być. Miłość Szachrzad i Chalida rozwija się bardzo powoli. Nawet w połowie powieści bohaterowie nie wyznają swoich uczuć na głos. Było ta odmiana od książek, w których postacie zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Autorka stworzyła wolno rozwijający się związek, gdzie nikt nie wyznaje sobie na samym początku miłości. Pomimo pozytywnego zaskoczenia, czułam neutralne nastawienie odnośnie do wielkich uczuć głównych bohaterów. Podczas ich wspólnych chwil zalewie dwa razy odniosłam wrażenie, iż jest to piękna opowieść miłosna.

"Gniew i świt" jest miłą lekturą na wieczór. Pomimo swojej prostoty, wciąga czytelnika w arabski klimat. Zarówno główna linia fabularna, jak i opowiadania Szachrzad są czymś oryginalnym. Dlatego też z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim czytelnikom, którzy szukają zarówno intrygującej, jak i lekkiej książki. Sama nie mogę się doczekać tomu drugiego, aby poznać dalsze losy bohaterów

Z dzieciństwa mam najróżniejsze wspomnienia. Niektóre wydarzenia znam świetnie, a niektóre po prostu się rozmazują. Pomimo tylu lat pamiętam, jakby to było wczoraj, pięknie oprawione baśnie Andersena i braci Grimm stojące na mojej półce. Byłam wielką fanką bajek, jednak wydaje mi się, że nigdy nie zapoznała się z Baśniami tysiąca i jednej nocy. Jedyną znaną mi historią są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Coraz częściej natrafiam na książki, które są popularne dzięki panującej obecnie modzie. Konkretne tematy, bądź motywy występujące w powieści potrafią zapewnić duże grono odbiorców. Ta sytuacja występowała, występuje i występować będzie. Nic zapewne się nie zmieni w ciągu najbliższych lat. Jednak czasami autorzy mają swoje własne, oryginalne pomysły. Wtedy faktycznie można znaleźć perełkę wśród książek, która porusza inną tematykę niż zwykle. Jednakże, należy pamiętać, że trzeba wykorzystać potencjał powieści, by odnieść sukces na rynku czytelniczym. Jedna z nowości wydawnictwa Bukowy Las zapowiadała się doprawdy dobrze. "Czytelniczka", pierwsza część cyklu Morza atramentu i złota opowiada o temacie, który wcześniej nie był wykorzystywany za często (jeżeli w ogóle był wykorzystywany). Byłam pewna, że zakocham się w tej książce, jednak rzeczywistość była zgoła inna.

" Książki to osobliwe stworzenia. Potrafią cię uwięzić, przenieść w czasie i przestrzeni - a nawet przeobrazić, jeśli masz szczęście. "

Sefia była niegdyś zwykłą dziewczynką, która mogła żyć beztrosko oczekując z niecierpliwością kolejnego dnia. Otoczona miłością rodziców nie musiała się o nic martwić. Jednak w ciągu kilku lat jej życie się diametralnie zmieniło. Po śmierci obojga rodziców wraz z ciocią Nin musi uciekać przed tajemniczymi wrogami. Tuła się po różnych częściach kraju, nigdzie nie osiadając na dłużej. Jedyną rzeczą, która jej towarzyszy jest dziwny przedmiot ukrywany z początku przez rodziców Sefi, a obecnie przez nią samą. Jednak pewnego dnia świat dziewczyny ponownie wali się, gdy jej ukochana ciocia zostaje porwana. Sefia przysięga, że za wszelką cenę odnajdzie Nin.

"Czytelniczka" zapowiadała się świetnie. Nigdy wcześniej nie miałam szansy czytać książki, która opowiada o książce. Pomysł autorki uważam za bardzo oryginalny, jednak mam zastrzeżenia dotyczące wykorzystania potencjału i wykonania. Pisarka zaledwie musnęła temat tajemniczego tomu pozostawiając wiele wątków nieporuszonych. Żałuję tego, ponieważ ta część nie ukazała całego możliwości fabuły, dużo pozostawiając wyobraźni czytelnika. Obecnie mogę liczyć jedynie, że kolejne tomy spiszą się lepiej.

Początek powieści był bardzo dobry. Autorka zadbała o nutkę tajemnicy towarzyszącą zarówno historii głównej bohaterki, jak i tajemniczej książce. Niestety z każdym rozdziałem coraz bardziej męczyłam się z tą powieścią. Wydawało mi się, że wszystko pozostaje w jednym miejscu, pomimo tego, że w międzyczasie było kilka wydarzeń. Akcja była często nużąca i jedynie mnie usypiała. Jednak było to spowodowane bardzo prostym językiem. Często nie byłam przekonana, czy jest to opowiastka dla dzieci, czy pełnoprawna powieść z gatunku young adult.


" Mądrość jest przeceniana. Najlepsze historie powstają przy udziale odwagi, głupoty i ciekawości. "

Bohaterowie nie przypadli mi do gustu. Wszyscy wydawali mi się mdli i pozbawieni jakichkolwiek cech charakteru. Przez całą powieść, która jest naprawdę długa, nigdy nie odczułam przywiązania do postaci. Byli zaledwie niezauważalnymi towarzyszami w mozolnej podróży przez książkę.
Sefia była kreowana na sympatyczną i pewna siebie dziewczynę, która jest w stanie pomścić swoich ukochanych rodziców. Jednak finalnie okazała się bohaterką bez wyrazu. Podobnie było z tajemniczym Łucznikiem. Z początku byłam bardzo zaintrygowana tą postacią. Jednakże im dalej w las tym było gorzej. Był on zaledwie dodatkiem podążającym ślepo za Sefi. Nawet jego heroiczne czyny, były dla mnie bezwartościowe.

W tej książce spodobały mi się zaledwie trzy rzeczy. Jedną z nich była fabuła, która mimo tego, że nie była do końca wykorzystana, to i tak stanowiła "powiew" świeżości. Drugą za to był tajemniczy zakon oraz magia wykreowana przez autorkę. Trzeba przyznać, że Traci Chee ma bogatą wyobraźnię, która potrafi nie raz zaskoczyć czytelnika. Bardzo spodobały mi się pomysły, stanowiące kolejną oryginalną rzecz w tej książce. Zauroczyłam się dziwnymi i nie do końca wyjaśnionymi zdolnościami Sefi. Były miłą odmianą między nudnymi fragmentami powieści. Właściwie jedynie te momenty potrafiły mnie wciągnąć.
Ostatnia rzecz, która przypadła mi do gustu jest dość niecodzienna. Właściwie nigdy nie zwracam uwagi na oprawę graficzną, gdyż uważam, że jest to zbyt subiektywne, aby to oceniać. Jednak w tym przypadku muszę to poruszyć. Zarówno okładka "Czytelniczki", jak i środek powieści jest bardzo dobrze zrobiony i idealnie pasuje do powieści. Nie raz między kartkami wydać dodatkowe zdobienia na stronach oraz ukryte słowa, które podsumowując, układają zdania.

"Czytelniczka" okazała się inna, niż sądziłam. Liczyłam na lepszą powieść okraszoną magią oraz tajemnicami. Na końcu jednak otrzymała książkę z ciekawą fabułą i kiepskim wykonaniem. Autorka z pewnością ma bogatą wyobraźnię, co nie raz udowodniła, jednakże jej styl pozostawia wiele do życzenia. Książkę poleciłabym zdecydowanie młodszym czytelnikom, gdyż moim zdaniem nie nadaje się dla bardziej wymagających i starszych odbiorców.

Coraz częściej natrafiam na książki, które są popularne dzięki panującej obecnie modzie. Konkretne tematy, bądź motywy występujące w powieści potrafią zapewnić duże grono odbiorców. Ta sytuacja występowała, występuje i występować będzie. Nic zapewne się nie zmieni w ciągu najbliższych lat. Jednak czasami autorzy mają swoje własne, oryginalne pomysły. Wtedy faktycznie można...

więcej Pokaż mimo to