Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Tony S. Daniel
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:10.10.10TonyDanielByLuigiNovi1.jpg
59
6,6/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,6/10średnia ocena książek autora
595 przeczytało książki autora
379 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Suicide Squad – Oddział Samobójców: Ziemianie w ogniu
Rob Williams, Tony S. Daniel
6,5 z 11 ocen
19 czytelników 1 opinia
2019
Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad
Rob Williams, Tony S. Daniel
6,6 z 33 ocen
48 czytelników 6 opinii
2018
Liga Sprawiedliwości: Maszyny zagłady
Bryan Hitch, Tony S. Daniel
4,8 z 43 ocen
62 czytelników 9 opinii
2017
Superman/Wonder Woman Vol 2: War and Peace
Tony S. Daniel, Charles Soule
Cykl: New 52 (tom 2)
6,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2015
Deathstroke Vol. 1 - Gods of War
Tony S. Daniel, Sandu Florea
Cykl: New 52 (tom 1)
6,3 z 4 ocen
4 czytelników 1 opinia
2015
Najnowsze opinie o książkach autora
Liga Sprawiedliwości: Maszyny zagłady Bryan Hitch
4,8
Odrodzenie dało całemu uniwersum DC masę nowych możliwości, po tym jak doszło do ciekawie przeprowadzonego restartu serii. Chwyciłem zatem bez oporów po nową Ligę Sprawiedliwości, pamiętając wydarzenia z poprzedniej i mając spore nadzieje na ciekawą fabułę. Cóż... nie do końca to wyszło, bo moje oczekiwania zostały dość szybko zgaszone. Nie jest aż tak źle, jakby mogło się zdawać, ale wieje powtórką na kilometr. Niby mamy innego Supermana, nowe Zielone Latarnie i bardziej podejrzliwego Batmana (tak, da się to uczynić),ale jakoś cała główna linia fabularna, jak i przeciwnik Ligi, trącą myszką. Wielki transparent na okładce "Liga, jaką znał świat, już nie istnieje", można między bajki włożyć, bo nowy zespół prezentuje się dokładnie tak samo jak stary, a miejscami nawet gorzej. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka.
Zacznijmy zatem od tego, który mnie najbardziej zabolał - kompletna wtórność. Po raz kolejny mamy ten sam, już monotonny schemat. Coś super złego najeżdża ziemię, grupa superherosów zbiera się w kupie i skopuje temu czemuś dupsko, oczywiście z wielkim poświęceniem. Cholera, to już w serialu z 2001 było bardziej różnorodnie, choć ten motyw się stale przewijał. Teoretycznie członkowie Ligi mają problemy z pokonaniem przeciwnika, który oczywiście jest super potężny, przebiegły i tak dalej, ale na tle innych antagonistów, po prostu wypada jak kolejna kalka czegoś co już i tak kilka razy było kopiowane. Z tego powodu, nawet osoba mojego pokroju, która nie siedzi jakoś super głęboko w świecie herosów DC Comics oraz Marvel, potrafiła ziewać z nudów podczas lektury. Na pocieszenie została mi w tym punkcie wartka akcja oraz w miarę składnie sklecony scenariusz. To jednak za mało, aby komiks jako całość zapadł mi w pamięci na dłużej niż dobę.
Przy tym co oferowało Odrodzenie oraz opowiedziana w nim historia Kid Flasha, naprawdę można było liczyć na coś o wiele ciekawszego. Tajemniczego, niezbadanego, co atakuje z zaskoczenia i wykazuje się sprytem, siedząc w cieniu. Czuć obecność przeciwnika, który na dokładkę zasiewa ziarno niezgody pomiędzy członkami Ligi, obserwując ich ruchy z ukrycia. Nie spieszy się, czeka na dogodny moment, podpuszcza. Wręcz wymarzony scenariusz, szczególnie patrząc na nową postać Supermena, który jest żonaty, ma syna i jego macierzysty świat runął w gruzach, a on sam jako bohater jest o wiele dojrzalszy od swego poprzednika, który zginął ratując bliźniaczy świat. Niestety powyższy opis to tylko moje płonne marzenia, bo nic z tego nie otrzymamy w "Maszynach zagłady". Zamiast tego autorzy dali nam kolejną rozwałkę i "kolosy" rozwalajace wszystko na swej drodze, tylko po to aby skończyć jak cała reszta ich poprzedników. Serio? Tylko na tyle stać Bryan Hitcha, odpowiedzialnego za scenariusz? Jeśli tak, to współczuję fanom Ligi Sprawiedliwych.
Niestety pocieszeniem nie jest też to, jak poprowadzono postać nowego Supermena oraz dwóch nowych Zielonych Latarni, które zastępują Hala Jordana. Jessica Cruz zapadła mi mocno w pamięci podczas lektury "Wojny Darkseida", natomiast Simon Baz kiedyś mi tam przemknął, ale totalnie nie kojarzę wydarzeń związanych z tym bohaterem. Tym razem natomiast obie Zielone Latarnie jakoś nie przykuły mej uwagi. Mieli kilka ciekawych momentów, ale trwały zaledwie chwilę. Co do reszty postaci, to po prostu swoje zrobiły i tyle, co bardzo mnie boli w odniesieniu do mojej ulubionej postaci, czyli Batmana.
Na pocieszenie zostaje rysunek, który bardzo przypadł mi do gustu. Szczególnie sylwetki postaci, ich nowe kostiumy, mające wyraźne różnice względem tych sprzed Odrodzenia, oraz ogólna kolorystyka. Sceny batalistyczne również przyciągały moje oko i tak naprawdę tylko dzięki oprawie wizualnej byłem wstanie ten komiks zmęczyć, choć ziewałem niemal co dziesiątą stronę. Postanowiłem jednak, że dam szansę Hitch'owi i sięgnę po drugi tom jego Ligi Sprawiedliwości, który ukarze się u nas w przyszłym roku. Może się to jakoś rozkręci, ale wątpię aby zbliżyło się choćby na kilometr do "Wojny Darkseida". Czas pokarze, czy moje psioczenie jest uzasadnione, ale póki co czuję się rozczarowany.
Wieczni Batman i Robin: Tom 1 Scott Snyder
7,3
Z nową serią Batmana w New DC Comics mam pewien problem. Z jednej strony ciekawie się zaczęła i ma garść interesujących wątków, czego przykładem jest choćby "Wieczny Batman". Jednak każdy medal ma dwie strony, a ta druga nie wygląda w tym wypadku już tak różowo, gdyż nieraz wieje nudą. Sytuację z Robinami jeszcze jestem wstanie zrozumieć, choć Dick Grayson jako super szpieg średnio mi pasuje. Szczególnie z tymi wszystkimi gadżetami jakie mu wszczepiono w łepetynę, bardziej zaczyna mi przypominać Sheparda z "Mass Effect" niż superbohatera, którego pamiętam z dawnych przygód. To co mi jednak od dawna nie pasuje tonowa rola komisarza Gordona, który biega po mieście w stroju Batmana-policjanta. Gdy zatem sięgnąłem po pierwszy tom"Wieczni Batman i Robin" długi czas miałem problem z napisaniem recenzji. W międzyczasie przeczytałem "Wojnę Robinów" będącą łącznikiem pomiędzy dwoma częściami tutaj omawianego komiksu i szczerze powiedziawszy, po tak długim czasie nieco żałuję lektury tamtego komiksu. "Wieczni Batman i Robin" zapewne spokojnie poradziliby sobie bez niego, a powodów jest kilka.
Pierwszym wielkim plusem jest sama postać Batmana, która przewija się tutaj w formie retrospekcji. Bruce Wayne obecnie nie pamięta swego sekretnego życia, gdyż po ostatnim starciu z Jokerem, co omal nie przypłacił życiem, stracił pamięć. W tym albumie jest go jednak całkiem sporo gdyż występuje zarówno jako Bruce Wayne oraz Batman z czasów gdy towarzyszył my Grayson w osobie Robina. To własnie Dick Grayson, obecnie pracujący dla agencji Spyral, Wpada na trop kobiety o kryptonimie Matka. Tak po prawdzie to ten trop spada mu dosłownie na głowę w osobie młodej, milczącej dziewczyny oraz grupy dzieciaków, która wydaje się być w transie. Dick otrzymuje pendrive na którym jest cała lista nazwisk, w tym wszystkich Robinów. Idąc tym tropem natrafia na sprawę, której korzenie sięgają daleko w przeszłość, gdy wraz z Batmanem ścigali w Europie Stracha na Wróble.
Własnie na tym polu komiks wypada najciekawiej. Mamy tu ciekawą historię Mrocznego Rycerza, który jak się okazuje ma sporo na sumieniu. Interesująco wypada też w tym wszystkim jego relacja z młodym Dickiem Graysonem, który stara się za wszelką cenę mu dorównać. Podczas ich pierwszego tarcia z Strachem na Wróble, mającym miejsce jeszcze w USA, Dick zostaje potraktowany toksyną strachu i skutki tego widać u niego długo. W tym momencie pojawia się druga, wielka zaleta tego albumu czyli postać Matki. Nie jest ona jedynym antagonistą występującym w tym albumie, ale to ona wszystkim zawiaduje. Teoretycznie czytelnik dowiaduje się o niej sporo, z drugiej strony po przeczytaniu finału ma się wrażenie, że nic nie wiemy o tej postaci. Do naprawdę dobry zabieg i zachęca czytelnika aby sięgnąć po kolejny tom.
Ciekawym dodatkiem jest wrzucenie na początku opisu "Między kadrami" zwięźle przedstawiającego dotychczasowe wydarzenia kluczowe. dzięki temu po komiks można sięgnąć nie znając żadnego z poprzednich tomów, choć i tak wiele przez to stracimy. Zatem warto pójść od początku czyli "Trybunału Sów" albo przynajmniej "Ostatecznej rozgrywki" wcześniej sięgając po "Wiecznego Batmana". Co zaś się tyczy rysunku to jak zwykle bywa z tym różnie przy tak ogromnej liczbie rysowników i kolorystów. Mi ten album od tej strony bardzo przypadł do gustu i jedynie przedostatni rozdział za mocno wizualnie odstawał od reszty swym stylem. Czy też raczej część plansz z tego rozdziału, gdyż nie za wszystkie odpowiadała ta sama osoba.
Pierwszy tom "Wieczni Batman i Robin" czytało mi się naprawdę dobrze. Dla mnie był to odcinek ciekawszy od "Ostatecznej rozgrywki" i o niebo lepszy od "Wagi superciężkiej". Nawet jeśli ktoś nie czytał nowej, głównej serii to polecam sięgnąć po ten komiks, najlepiej nadrabiając go "Wiecznym Batmanem". Historia tu przedstawiona potrafi wciągnąć, wizualnie całość jest klimatyczna oraz fabuła jak i postacie są dużo dojrzalsze. Nie bez powodu zatem komiks nosi oznakowanie "Tylko dla dorosłych", gdyż faktycznie poziom brutalności i zawiłości jest tu, jak na Batmana, dość wysoki.