Nowa Fantastyka 442 (07/2019) Jewgienij T. Olejniczak 6,5

ocenił(a) na 74 lata temu No tak, ten numer naznaczony jest odejściem Redaktora z okładki.
Cóż tu można powiedzieć więcej, skoro wszystko już zostało powiedziane? Może tylko…
Dziękuję, panie Maćku!
Bez Pana na pewno nie byłbym takim, jakim jestem dziś!
No to wróćmy do treści numeru. Wspomnienia o redaktorze Parowskim – piękne, no i dzięki nim dotarła do nas kolejna smutna wiadomość: nie żyje Sapkowski junior. Zdecydowanie coś się kończy! Pytanie tylko, czy coś się zaczyna, bo jakoś nie widać?
W publicystyce jeszcze średni Vargas, mocno przeciętne koty jako Obcy, w większości banalna Tokarczuk. Oraz gość od komiksów, którego nie znam. Nawet Kołodziejczak i Orbitowski bez błysku, a Watts o serialu, o którym nawet nie słyszałem. Średnio!
A jakie w lipcu redakcja zaprezentowała nam opowiadania? Niezłe.
„Sprzedawca gołębi” Jewgienija T. Olejniczaka – kolejna wersja dziejów Jezusa. Mocno zbrutalizowana gra służb specjalnych, polityków, tych, którzy posługują się innymi. Całkiem ciekawe, acz zakończenie wyskakuje trochę jak diabełek z pudełka. W każdym razie – lubię takie znane historie opowiadane na nowo. Podobało mi się, choć może ciut przydługie!
„Bohaterowie nie umierają nigdy” Pauli Wanarskiej – uch, sztafaż high fantasy, że aż zęby bolą. Cudowne kryształy, smoki… No nic, dałem radę! Przesłanie niegłupie, acz historia trochę naciągana. Zawsze mnie fascynowało, jak to jest, że ci „źli” są zawsze tacy monolityczni, fanatyczni, bez skrupułów i wahań? Opowiadanie całkiem całkiem, choć ta scenografia męcząca okrutnie.
„Małpa i dama” Neila Gaimana – bajka. Właściwie mógłbym podać chyba z dziesięć interpretacji tego tekstu. I to chyba jest jego minus – coś, co jest tak wieloznaczne, w końcu żadnego znaczenia nie przekazuje. A może po prostu, jak zwykle, nie zrozumiałem?
„Reputacja” Karla Schroedera – zawsze mnie śmieszą próby zbudowania, przez zachodnich pisarzy, nowego, znacznie szczęśliwszego niż kapitalizm, ustroju. Bo zawsze jakoś wychodzi im komunizm. A jak to z komunizmem było, to my, Polacy, akurat dobrze wiemy… No dobra, wobec tego jaki jest nowy cudowny pomysł na ocalenie świata? Hierarchia społeczna zbudowana nie na posiadaniu pieniędzy, a na prestiżu. Fajna idea, nie? Komunizm też jest w założeniach fajny. Tak to jednak bywa, że zawsze znajdzie się taki, co wykorzysta system niezgodnie z przeznaczeniem. I kończy się to milionami ofiar. Aha, i żeby nie było. Takie systemy, oparte na prestiżu już były. Jest tylko mały haczyk – wszyscy muszą znać się osobiście, bo tylko wtedy wiadomo, że nikt nie oszukuje… Bo inaczej wyjdzie, co zawsze wychodziło naprawiaczom świata.
„Marsjański obelisk” Lindy Nagaty – że uratowanie jednego życia liczy się bardziej niż wiekopomne dzieło sztuki? Przyklaskuję! Pełzający koniec świata? Chyba już się zaczął. I tylko jakoś zawsze ta Ameryka to oaza cywilizacji? Hmm… W każdym razie – ciekawe, acz czegoś mi tu zabrakło.
W erpegi nie gram, to scenariusz do „Zewu Cthulhu” pominąłem.
Aha, może to dzisiejsze kręcenie nosem wynika z mojego nastroju.
Smutek…