Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Iwona Kowalska
1
6,3/10
Pisze książki: literatura obyczajowa, romans
Z wykształcenia jest prawnikiem – czynnym zawodowo radcą prawnym. Mieszka w małej miejscowości, w której wystarczy wyłączyć komórkę, by poczuć się jak na urlopie. W takim miejscu pogodne historie pojawiają się same, prosząc nachalnie o spisanie, co posłusznie czyni.http://www.iwonakowalska.pl
6,3/10średnia ocena książek autora
41 przeczytało książki autora
41 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraTen autor należy do naszej społeczności, ma 73 książek w swojej biblioteczce.Sprawdź co czyta autor
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Co czyta Iwona Kowalska
Ta autorka należy do naszej społecznościZobacz profil autorki
Najnowsze opinie o książkach autora
Coś do ukrycia Iwona Kowalska
6,3
Zawiodłam się na tej książce...
... a przecież opis zapowiadał tak świetną zabawę. Julia wraz z Filipem planują powiadomić jego rodzinę o planowanych zaręczynach. Pomimo tego, że Julia ulega wypadkowi w pracy, młodzi postanawiają nie odwoływać wizyty. Okazuje się, że złamana noga i liczne siniaki to najmniejszy problem przyszłej panny młodej, bowiem podczas spotkania na jaw wychodzi wstydliwa tajemnica z jej przeszłości, która dyskredytuje ją w oczach Filipa i jego bliskich. Ze ślubu nici! A miało być tak pięknie...
Julia czuje się upokorzona. Za namową przyjaciół, Basi i Mietka, postanawia się nie poddawać i poszperać trochę w przeszłości rodziny jej eksnarzeczonego. Chce wszystkich zdemaskować, aby oni poczuli się równie podle jak ona w dniu tej przeklętej wizyty, a przy okazji uratować swój honor i odzyskać ukochanego. I tak oto rozpoczyna się wspólne "śledztwo", które lekko komplikuje pojawienie się Marka, kuzyna Filipa.
Nawet nie wiecie jak bardzo żałuję, że tym razem recenzja nie będzie pozytywna, ale nie mogę napisać, że było super skoro moim zdaniem nie było.
Zaczęło się od tego, że nie bardzo rozumiałam, czemu Julii tak bardzo zależy na odzyskaniu Filipa. Ja rozumiem - z miłością się nie dyskutuje, ale mężczyzna jej życia od początku był przedstawiony jako cholerny dupek, z którym nie sposób wytrzymać.
Ale ok, miłość to miłość, a urażona duma pragnie zemsty. Nie będę z tym dyskutować.
Julia wraz z przyjaciółmi "przenika" w otoczenie swoich ofiar, przebywa z nimi, nawet dla nich pracuje (!),ale dzięki odpowiednim kamuflażom nikt jej nie poznaje. Wszak jest dobrą aktorką. Jednak jeżeli liczycie, że Julka, Basia lub Mietek znajdą w czyjejś szafie jakiegoś trupa, to... się mylicie i myliłam się ja. Trupów nie będzie.
Doskonale sobie zdaję sprawę, że te odkryte sekrety miały dotknąć i pogrążyć członków rodziny Filipa, jak również pokazać mentalność nas samych - przecież my też czasami, z różnych przyczyn, zakładamy maski i udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Autorka chciała pokazać, że każdy ma coś do ukrycia. Ale brakowało mi tego WOW. Przyznaję, że te sekrety poszczególnych osób były czymś, co trzymało mnie przy tej książce, bo byłam niesamowicie ciekawa, co też takiego może ukrywać była posłanka, psycholog, ksiądz proboszcz, czy szlachcianka (głównie ona). Ale niestety po pełnym oczekiwania akcie (tak, tak - bohaterowie są aktorami, więc rozdziały są właśnie aktami) myślałam sobie "ooo, tylko tyle?".
Tym, co przelało czarę goryczy był humor. A ściślej rzecz ujmując za dużo humoru, który w moim odczuciu wcale nie był śmieszny. Zaśmiałam się w trakcie lektury jeden raz. Jeden malutki raz. Przez resztę wyglądałam jak smerf maruda, który w drugiej części przygód o niebieskich stworkach nagle postanowił zostać optymistą i zamiast uśmiechu na jego twarzyczce pojawił się bliżej nieokreślony grymas. Ja tak właśnie wyglądałam - już myślałam, że zaraz nastąpi przełom i wreszcie będę miała okazję do śmiechu, ale treść szybko sprowadzała mnie na ziemię.
Nie zrozumiałam też kompletnie zabiegu nie wymieniania nazw miejscowości. Autorka we wstępie napisała "Ponieważ wszelkie imiona w istocie należą do bohaterów tej historii, postanowiłam dla przyzwoitości chociaż nazwy miast skrócić do jednej, symbolicznej litery". A ja się pytam, po co? Po to, żeby pokazać, że taka historia może zdarzyć się w każdym zakątku świata (w tym wypadku Polski) ? Po to, żeby uzmysłowić czytelnikom, że tacy ludzie są wszędzie? A może po to, żeby było anonimowo? Być może, ale to sprawiło, że te miasta i miejscowości stały się dla mnie takie ... bezpłciowe.. Nie wiedziałam, czy W. to Warszawa, Wrocław, czy Bóg wie, co jeszcze.
Szkoda, wielka szkoda, że nie mogę wyrazić się o tej powieści pozytywnie, tym bardziej, że na początku zarys fabuły naprawdę wydawał mi się ciekawy. Nie ukrywam, że były chwile, w których nie mogłam oderwać się od czytania; momentami dostrzegałam przebłyski geniuszu. Nagle akcja nabierała fajnego tempa i zaczynała iść w konkretnym kierunku, dialogi między bohaterami nie były wymuszone ani sztuczne, ale te wszystkie elementy złożone w całość po prostu według mnie nie do końca do siebie pasowały. Tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo.
To pierwsza opublikowana powieść autorki i doskonale wiem, że chciała dobrze. Zresztą to oczywiste, że każdy autor, także ten debiutujący chce dla czytelnika jak najlepiej. W zależności od gatunku chce go wzruszyć, przestraszyć, rozśmieszyć. I w tym konkretnym przypadku mam wrażenie, że pani Iwona dołożyła wszelkich starań, żeby tych zabawnych sytuacji było jak najwięcej, tylko że to nie zawsze o to chodzi. Czasami mniej znaczy lepiej.
Nie chcę odwodzić Was od przeczytania tej książki, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że wśród Was jest wiele osób, którym ta powieść przypadnie do gustu. I być może większość z Was będzie przy niej pękać ze śmiechu. Ja nie pękałam, nie zżyłam się też z bohaterami. Liczyłam na dobrą zabawę, ale z przykrością muszę stwierdzić, że historia Julii nie przypadła mi do gustu. Kompletnie mnie nie porwała. Szkoda, wielka szkoda...
Coś do ukrycia Iwona Kowalska
6,3
Nawet nie wiecie jak się przy tej książce ubawiłam i uśmiałam! Autorka miała pomysł na książkę, więc go spisała. Leżał w szufladzie i dobrze, że z niej wyfrunął, bo spędziłam świetnie czas z tą powieścią. Pomysł oryginalny, obmyślony i dopięty na ostatni guzik. Bohatrzy barwni, niesamowicie pozytywni i ciekawi Polubiłam tę ich spontaniczność, chęć pokazania innym, że nikt nie jest idealny, że każdy ma coś do ukrycia. Nieraz rozbawili mnie do łez.
Filip zabiera połamaną, wyglądającą jak po zderzeniu ze statkiem kosmicznym Julię ( aktorkę w teatrze dla dzieci ) na kolację zapoznawcż do swojej rodziny. Jednak kolacja okazuje się jedną wielką katastrofą. I to nie fakt, że Julia ledwo się toczy oraz, że jest cała opuchnięta i posiniaczona był początkiem wielkiej klęski , a odkrycie wstydliwego epizodu z jej życia przez rodzinę Filipa. Po tym incydencie Filip do niedoszłej narzeczonej nie dzwoni i urywa kontakt. Jednak urażona Julkowa duma i chęć zemsty na całej rodzinie to dopiero początek przygody. Wraz ze zwariowaną przyjaciółką i mężczyzną o aparycji mopa obmyślają plan szalonej zemsty i przystępują do jej realizacji. Postanawiają utrzeć nosa rodzince, zmieniają więc wygląd i ruszają w drogę ku pokrzepieniu serc. A raczej ku wyjawienia co wstydliwszych sekrecików z życia pana psychologa, byłej posłanki, wziętego biznesmena, księdza proboszcza oraz babci o korzeniach szlacheckich. W tej właśnie kolejności. Sprawy komplikuje jeszcze bardziej kuzyn Filipa - Marek, kórego spotykają na swojej drodze. Sami się przekonajcie co z tego przebiegłego planu wyniknie. Mogę Wam zagwarantować, że się ubawicie!