-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2024-05-09
2024-05-07
Żona [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Karpie bijem
W sumie czytelnicy opowiadań o Jakubie Wędrowyczu, których autorem jest Andrzej Pilipiuk z grubsza wiedzą czego mogą się spodziewać. Mamy tu najczęściej przygody dwóch wiekowych postaci, samych siebie nazywają menelami, bo trunki wysokoprocentowe piją w ilościach iście rekordowych. Autor puszcza do czytelników oko, nie róbcie tego w domu, więc wiemy co jest grane. Tyle tylko, że nowe tomy trzeba pisać w taki sposób, żeby z jednej strony nie zniechęcić starych czytelników nie wiadomo jakimi eksperymentami, a z drugiej zachęcić tych nowych do czytania tych tomików opowiadań fantastycznych. A już na pewno nie mogą one być nudne. A w przygodach Jakuba i jego kumpla Semena intrygujące jest to, że z reguły są one śmieszne, a w końcu śmiech to zdrowie. Wynika z tego, że czytanie, przynajmniej niektórych opowiadań to zdrowie. Na pewno mają je wiekowi bohaterowie, bo wychodzą cało z mnóstwa opresji i wypijają flaszki.
Niewątpliwie sporo motywów się powtarza, na pewno odwieczny konflikt na linii Wędrowycze – Bardaki, obecny niemal w każdym opowiadaniu. Pojawia się motyw wojennych przygód, kiedy odrobinkę młodsi Semen i Jakub działali w partyzantce Wypruwacza. Interesujący był motyw, że natura potrafi się zbuntować, bo zarówno karpie z Wisły w Warszawie, jak i krakowskie gołębie potrafią namieszać i nawet takim fachowcom od nietypowej roboty jak Jakub i Semen potrafią kłopotów narobić. Domyśleć się z góry można, że panowie dają radę, ale i tak jest ciekawie. Fajne jest opowiadanie o gumofilcach z kosmosu, jedną parę butów od kosmitów dostał Semen. Pech polegał na tym, że wszyscy podarunki pogubili a kosmici po stu latach się o swoje upomnieli. Interesujące są Wędrówki przez portale do alternatywnych światów. Przypomina to wyprawy elfa wiedzącego Awallacha z uniwersum Wiedźmina. Portali nie musiała szukać Ciri, bo ona wędrowała gdzie chce i na tym polegała jej wyjątkowość. Tutaj u Pilipiuka alternatywni Jakubowie i Semenowie pomagali "naszemu" Jakubowi i Semenowi w różnych sprawach,.
Cokolwiek by się nie dało opowiedzieć o tych opowiadaniach Andrzeja Pilipiuka zawartych w tomie pt. "Karpie bijem", to niewątpliwie opowiadanie pod tytułem " Żona" jest fascynujące i oryginalne. Oczywiste, że wszyscy wiedzą, że Jakub ma syna, wnuka, prawnuka. Wszyscy mieszkają w Warszawie i są dobrze sytuowani, często pomagają Jakubowi w problemach z wymiarem sprawiedliwości np. Jak pamiętamy, są koncepcje, młody prawnuk Jakuba w przyszłości będzie rządził światem. Jeden z klanu Wędrowyczów pracuje w branży gier komputerowych, no zapewne tego typu wiedza z innej bajki też Jakubowi przydać się może. Wynika z tego jak mówi pewna piosenka "do tanga trzeba dwojga", więc prosty logiczny wniosek, że musiała być kobieta i to żona, bo inaczej byłyby problemy z kościołem. Choć Jakub przesadnie religijny nigdy nie był, to z proboszczem wolał dobrze żyć. Do sprawy Heleny Wędrowycz, na skutek Bardakowego donosu, dokopali się policjanci z Wojsławic Birski i Rowicki. Rozpoczęto sprawę podejrzenia o morderstwo. Czyli kolejny plan przyskrzynienia Jakuba był już gotowy. Wystarczyło wziąć się za robotę.
Przypadek chciał, że Jakuba odwiedził jasnowidz Kamil, który mówił, że przypadkiem zaszkodził Jakubowi i trzeba to odkręcić. Po pierwsze nadprzyrodzoną akcją Jakub dowiedział się, że mundurowi znowu coś knują przeciwko niemu i że chodziło o jego żonę, która na skutek jakiegoś czaru spała od kilkudziesięciu lat i nawet jeśli dałby radę z tym coś zrobić to śpieszył się z tym powoli. Wiadomo, za picie, sprowadzanie kumpli do domu i kosmiczny bajzel w chacie dostałby zdrowo po głowie od małżonki. Plan polegał na tym, żeby Helenę obudzić na jeden dzień, czyli tyle ile trzeba, żeby policjanci, w tym posiłki z Lublina, zobaczyli co trzeba i pojechali skąd wrócili. No trzeba było troszkę podziałać w chacie Jakuba i dopiero potem przeżyć całkiem przyjemny dzień z Heleną, najeść się bigosu i paru innych przyjemności też zapewne np. Helena pomogła Jakubowi w trudnej sprawie z funkcjonariuszami, a wieczorkiem wróciła do snu. Sprawa załatwiona, tylko Birski i Rowicki zawiedzeni, że Jakub i tym razem zdołał się wykręcić z obławy.
Dużo więcej do dodania już nie mam. Opowiadania jak zwykle są krótkie, czasem dłuższe, czyta się je przyjemnie, szybko. Na pewno jest ciekawie, wesoło, a bywa groźnie, bo panowie policjanci nie żartują i mają całkiem kreatywne pomysły np. wrobienie Jakuba i Semena w terroryzm. Też dobre opowiadanie. Pod tym kątem książka jest świetna, bo praktycznie każde opowiadanie jest dobre i da się coś fajnego na temat opowiedzieć/napisać. No ale jak zwykle wybrałem jedno i jestem przekonany, że to dobry wybór. Książka jest ciekawa. Polecam
Żona [ w: ] Andrzej Pilipiuk, Karpie bijem
W sumie czytelnicy opowiadań o Jakubie Wędrowyczu, których autorem jest Andrzej Pilipiuk z grubsza wiedzą czego mogą się spodziewać. Mamy tu najczęściej przygody dwóch wiekowych postaci, samych siebie nazywają menelami, bo trunki wysokoprocentowe piją w ilościach iście rekordowych. Autor puszcza do czytelników oko, nie róbcie...
2024-04-29
Żywa gotówka [ w: ] Rafał A. Ziemiański, Coś mocniejszego
Wybrałem w tym zbiorze opowiadań w którego autorem jest znany prawicowy publicysta i twórca fantastyki Rafał A. Ziemkiewicz opowiadanie zatytułowane " Żywa gotówka". Jak nie trudno się domyśleć chodzi tutaj o pieniądze, duże pieniądze, które krążą po giełdach, a więc globalnym rynku. Te fluktuacje gospodarcze próbują wprawdzie zrozumieć ekonomiści i specjaliści giełdowi. Jednak dla większości laików to jest właściwie czarna magia, a to już jest dobra podstawa, żeby o tym napisać w opowiadaniu fantastycznym.
Głównym bohaterem jest dziennikarz Gazety Narodowej Rafał Aleksandrowicz, który zapewne, tylko przypadkiem, jest podobny do samego autora tekstu. Jak to zwykle bywa bohater, jako dziennikarz, otrzymał zlecenie napisania tekstu do gazety w której pracuje. Tym razem temat był zagadkowy, bo działy się dziwne rzeczy na giełdzie. Zastosowano w tym tekście iście diabelską metaforę. Dokładnie w sensie że jakiś diabeł wlazł do wewnątrz struktur giełdy i bawił się globalną walutą. Jak wiemy ma ona formę wirtualną, ale widać ten byt z piekła rodem jest wystarczająco dobrze zorientowany pod kątem technologicznym, że, kolokwialnie mówiąc, ogarnia temat. No i związku z tym dziennikarz wziął się za realizację zlecenia i wyjaśnienia o co chodzi z tym czortem?
Temat był na tyle istotny, bo zainteresowały się tym media, szczególnie te brukowe. Siłą rzeczy redakcja w której Aleksandrowicz pracuje również musiała zająć stanowisko w sprawie, żeby czytelnicy mogli sobie wyrobić właściwy punkt widzenia. Jak nietrudno się domyśleć bohater pofatygował się na giełdę, porozmawiał z różnymi osobami, dowiedział się co się dzieje na innych giełdach. No i trzeba było wyciągnąć wnioski. Co prawda wyszło, że rogate indywidua z tym wspólnego nic nie mają. Ale wyjaśnienie jest równie zaskakujące, tak fantastyczne, że niewiarygodne, a wiemy, że świat finansjery z natury rzeczy trzyma się realiów, więc trudne do przyjęcia. Dlatego mamy typowo racjonalne próby wyjaśnienia co i jak działa na giełdach. Tyle, że w tym konkretnym przypadku okazało się, że jeśli jest jakieś działanie, to jest mamy do czynienia z taką skalą, że nie dałby rady policzyć tego żaden człowiek. No i stąd to fascynujące wyjaśnienie. Po prostu wydało się, że pieniądz jest bytem żywym i robi sobie co chce i nikt nie ma na to wpływu. Kompletnie pojęcia nie mam jak takie wyjaśnienie mogłoby się ukazać w prasie?
Odpowiedź jest jedna: chcesz gościu pisać o czymś takim, to weź się za tworzenie fantastyki. Ciekawe i bardzo przewrotne jest to opowiadanie. Pozostałe również są ciekawe, zastanawia dedukcja związana z poglądami politycznymi samego autora, ale tak to jest zrobione, że dobrze się to czyta. Książkę zaczął wstęp Marka Parowskiego, oczywiście sporo napisał o autorze książki, i o doświadczeniu w osobistym poznawaniu autora. Czytelnik dowiaduje się tego, co później sam wywnioskuje z tekstów, że Rafał Ziemkiewicz jest inteligentnym człowiekiem i niezwykle błyskotliwym. A to na pewno dodatkowa zachęta, żeby po książkę sięgnąć. Ja nie żałuję. Ciekawie było. Polecam.
Żywa gotówka [ w: ] Rafał A. Ziemiański, Coś mocniejszego
Wybrałem w tym zbiorze opowiadań w którego autorem jest znany prawicowy publicysta i twórca fantastyki Rafał A. Ziemkiewicz opowiadanie zatytułowane " Żywa gotówka". Jak nie trudno się domyśleć chodzi tutaj o pieniądze, duże pieniądze, które krążą po giełdach, a więc globalnym rynku. Te fluktuacje gospodarcze ...
2024-04-29
Kontynuuję czytanie cyklu "Epoka obłędu" zatytułowany pt. " Mądrość tłumu". To trzecia ostatnia część tej trylogii traktująca niewątpliwie o ciekawych czasach. W recenzji drugiej części zastanawiałem się na ile wpływ postępu będzie miał wpływ na przemiany ideologiczne, które spowodują zmianę myślenia i doprowadzi to do rewolucji. Trudno odpowiedzieć na tak sformułowane zagadnienia, bo jednak autor skupia się na perspektywie klasy dotychczas rządzącej. Cel tych ludzi był prosty, przetrwać nawałnicę, z możliwie najlepszymi możliwościami. Dotyczyło to nawet Sawine i jej męża dan Brooka, jej zdolności do robienia interesów i uzyskiwania wpływów konieczne były w walce o przetrwanie. Czy da radę?
Jestem przekonany jednak, że jakieś zalążki koncepcji intelektualnej musiały być, bo chociaż większość rewolucji kreowały trudne sytuacje, kryzysy, bieda, wręcz głód, to jednak filozofowie działali i miało to przełożenie na politykę. Fakt to byłoby niewątpliwie ciekawe, jednak autor był zainteresowany przemianami historycznymi w tym fantastycznym uniwersum. Opisał dokładnie i precyzyjnie wszystkie etapy transformacji społecznych i politycznych w procesie rewolucyjnym. To po prostu jest wrzący kocioł. Niewątpliwie sytuacji nie ułatwia, że Unia jest wielka zawiera kilkanaście prowincji, dawnych bytów państwowych. A ta rewolucja przelała się przez wszystkie krainy, zaczęło się od strajków robotniczych a potem było jeszcze bardziej ciekawie, mroczniej, przelanej krwi nikt nie żałował. A wszystko to dla dobra Wielkiej Zmiany, jak zdefiniowano to co się dzieje. Nie można mieć wątpliwości, że miało to wpływ na cały kontynent. Władcy krajów ościennych kombinowali jak tą skomplikowaną sytuację wykorzystać na swoją korzyść, a ich obywatele zapewne głowili się czy da się tą rewolucję zaimportować na ich podwórka.
Nie ma wątpliwości, że Abercrombie tworzy ciekawe koncepcje fantastyczne, wręcz fantastycznie realistyczne. I to niewątpliwie jest ciekawe czytelniczo. Na pewno czytelnik jest ciekaw co słychać u bohaterów jak radzą sobie z różnymi trudnościami i wydarzeniami, które ich kreują. Książka jest interesująca. Polecam .
Kontynuuję czytanie cyklu "Epoka obłędu" zatytułowany pt. " Mądrość tłumu". To trzecia ostatnia część tej trylogii traktująca niewątpliwie o ciekawych czasach. W recenzji drugiej części zastanawiałem się na ile wpływ postępu będzie miał wpływ na przemiany ideologiczne, które spowodują zmianę myślenia i doprowadzi to do rewolucji. Trudno odpowiedzieć na tak sformułowane...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-24
Chińska dzielnica [ w: ] Jeonghui Oh, Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania
Czas powrócić po pauzie do Book Trottera, brała się ona z tego, że uczestnicy mogli nadrobić zaległości czytelnicze w styczniu i lutym, z racji, że u mnie takich nie ma, to i wczuwać się potrzeby nie było. Wybór nas czytelników/uczestników akcji podróżniczej, pod kątem literackim oczywiście, padł na Koreę Południową. Chcąc nie chcąc trzeba było coś kombinować. Trafiło na koreańską pisarkę Jeonghui Oh. Tytuł zbioru opowiadań to " Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania". Krótko i na temat są one z grubsza takie jaki ten tytuł, coś tam o miłości , coś tam o innych relacjach mniej lub bardziej skomplikowanych. I właściwie można by przejść obojętnie do tej książeczki. No ale to jedno opowiadanie zatytułowane "Chińska dzielnica" wyróżnia się i warto o tym wspomnieć.
We wstępie do książki czegoś się dowiadujemy o historii tego dalekiego kraju, że próby pisarskie podejmowane przez kobiety w tym kraju doceniane zbytnio nie były. Po drugie mowa o swoistym kulturalnym wybiciu się na niepodległość spod dominacji chińskiej. Pewnie dla nas Europejczyków te dwa alfabety to jeden i ten sam czort. No ale tam to ma znaczenie, elity kulturalne kraju uważały, że chińska kultura jest wyższym poziomie i w tym języku Koreańczycy pisali. Dla nas jest to po trosze zrozumiałe, mimo, że Korea jest na drugim końcu świata, bo trzy sąsiednie kraje posługujące się dwoma językami chciały naszą kulturę zmieść z powierzchni, ale przetrwaliśmy nawałnice i nasza kultura ma się dobrze.
No ale wróćmy do współczesności, autorka napisała większość książek w II połowie XX stulecia, no i nawet nie próbowała ukrywać, że wydarzenia polityczne miały jakieś przełożenie na jej twórczość, zwłaszcza wojna domowa z lat 1950 – 53, no i skutek jaki jest podział kraju. Szczególne znaczenie ma w tym kontekście miasto Inczon, do którego uciekali i pewnie nadal uciekają uchodźcy z Korei północnej.
Wjeżdżamy w ten rozdział na torach kolejowych w pędzącym pociągu i bohaterowie wysiadają na stacji kolejowej w dzielnicy Chińskiej. Główną bohaterką jest dziewczynka. Mamy tu wszystko co w opowiadaniu obyczajowym może się znaleźć, relacje bohaterki z rodziną, szczególnie z babcią. Dalej mamy opisy innych interakcji społecznych w szkole na podwórku, chodzenie po ulicach, czegoś w rodzaju rynku, gdzie można jakieś drobiazgi kupić. Na pewno świetną literacką robotę robią opisy dzielnicy. Na pewno jest to różnorodność kulturowa, bo i Chińczycy są jak nazwa wskazuje i Europejczycy, Amerykanie również. Jedna z bohaterek szykuje się do wyjazdu do Ameryki, bo ktoś obiecał jej zawarcie związku małżeńskiego. Przechadzając się ulicami Inczon widzimy pomnik generała Mac Arthura, znanego z działań w czasie II wojny światowej, ale w czasie wojny domowej jakieś działania były podejmowane przez Armię USA. Ciekawostką jest też, że nasi tam byli, tzn. Wojsko Polskie brało udział w ramach sił rozjemczych ONZ. Przechadzamy się dalej uliczkami Dzielnicy Chińskiej czujemy klimat, zapach, głosy, ta okolica niewątpliwie żyje i autorka z niesamowitym kunsztem pisarskim nam to opisuje.
Podsumowując zachwytów wielkich nie było, że akurat na tą książkę w tym wyzwaniu trafiło, bo nieszczególnie w literaturze obyczajowej gustuję, no ale jakoś poszło i nie było źle. Na pewno czytelnicy poszukujący wrażeń literackich z dalekich krajów, obcych kulturowo w dodatku, będą chętni, żeby się tym zbiorem opowiadań zainteresować. Czy ktoś jeszcze, możliwe, że tak, wszak czytelnicy mają raczej otwarte umysły i próbują szczęścia., Ja nie żałuję. Warto przeczytać.
Chińska dzielnica [ w: ] Jeonghui Oh, Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania
Czas powrócić po pauzie do Book Trottera, brała się ona z tego, że uczestnicy mogli nadrobić zaległości czytelnicze w styczniu i lutym, z racji, że u mnie takich nie ma, to i wczuwać się potrzeby nie było. Wybór nas czytelników/uczestników akcji podróżniczej, pod kątem literackim...
2024-04-18
Książka pt. "Równi Bogom", której autorem jest Isaac Asimov. Pisarz ten znany jest z genialnego cyklu "Fundacja" i jeszcze cyklu "Roboty". Tutaj mamy zupełnie oddzielną koncepcje sf, troszkę zakręconą, i interesującą. Z jednej strony mamy podejrzenie przyjaznych Obcych, którzy obdarowali nas darmową energią. Zapewne ten problem mają wszystkie byty myślące w wielu galaktykach i różnie sobie z tym radzą. Jak nie trudno się domyśleć ten fajny dar został przyjęty u nas z entuzjazmem. Tylko nieliczni głowią się nad tym, czy rzeczywiście nie tworzy to żadnego zagrożenia dla ludzkości i całej planety przecież. Jednak w tego typu kasandryczne wieści nikt nie chciał wierzyć. A tymczasem naukowcy odkrywają, że jakimś tajemniczym zbiegiem okoliczności ma to wpływ na nasze słońce. A jak nie trudno się domyśleć, ma to duży wpływ na nas. Wynika z tego, że darmowa energia taką nie jest i może doprowadzić do zagłady życia na Ziemi.
Książkę autor postanowił podzielić na trzy części, chociażby po to, żeby wyjaśnić jak do tego doszło. Skąd się ta koncepcja wzięła., itp. Naukowcy znaleźli kosmiczny artefakt, coś co u nas nie ma w ogóle racji bytu i udało im się z Obcymi nawiązać jakiś kontakt, dowiedzieli się o zastosowaniu na szeroką skalę darmowej energii, którą czym prędzej wdrożono u nas i wszyscy byli zadowoleni. Pompa pozytonowa zaczęła działać na pełną skalę, a że energia jest potrzebna, szybko doceniono jej zalety. Oczywiście o wadach nikt nie myślał, bo zapewne uznano, że da się je wliczyć w koszta. Tyle, że nikt, prawie nikt, nie przypuszczał nawet, że coś może pójść nie tak. Druga cześć dotyczy tego, że autor uległ prośbom licznych czytelników, żeby napisał coś o kosmitach, bo to będzie fajne. Tym sposobem mamy tu opisaną społeczność z odległej planety. Trzecia część jest również zaskakująca bo opowiada o grupce naukowców, która przeprowadziła się na Księżyc. Istnieje tam społeczność i ma się dobrze, jest na tyle samowystarczalna, że ziemska kuratela jest tam niepotrzebna zupełnie. To rzadko spotykany koncept w literaturze gatunku. Ma to o tyle znaczenie, że księżycowi naukowcy odkrywszy, że Ziemia się kończy, mówiąc dość kolokwialnie, ale treściwie zapewne, doszli do szalonego planu, że trzeba ocalić co się da i uciekać hen daleko w kosmos.
Wszystko to brzmi troszkę dziwnie, jakby to był zapis jakiejś galaktycznej afery. Ale czy takie było zamierzenie pisarza, że my ludzie przyszłości nie powinniśmy się pozbawiać inteligencji i wręcz być nie być frajerami, kompletnie tego nie wiem. Bo jednak z literackiego punktu widzenie to działa. Na pewno jest to specyficznym ekologicznym ostrzeżeniem, nie pierwszym i nie ostatnim w historii science fiction, że zagładę Ziemi zafundujemy sobie sami. Wynika z tego, że będziemy mieli zwyczajnego farta, jak istnieją jakieś inne planety, gdzie można żyć. No i oczywiście będą nas tam chcieli. Książka niewątpliwie jest ciekawa. Warto przeczytać.
Książka pt. "Równi Bogom", której autorem jest Isaac Asimov. Pisarz ten znany jest z genialnego cyklu "Fundacja" i jeszcze cyklu "Roboty". Tutaj mamy zupełnie oddzielną koncepcje sf, troszkę zakręconą, i interesującą. Z jednej strony mamy podejrzenie przyjaznych Obcych, którzy obdarowali nas darmową energią. Zapewne ten problem mają wszystkie byty myślące w wielu...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-02
Anna Brzezińska, Rusałka, [ w: ] Praca zbiorowa, Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2011
Pewnie nie będzie dla was czytelników niespodzianką, jeśli nie wiecie, że nagroda im. Zajdla jest jedną z najważniejszych nagród dla literatów tworzących naszą rodzimą fantastykę. Znaleźć w książeczkach z każdego roku można znaleźć opowiadania i fragmenty powieści nominowane z roku poprzedniego i laureaci zdobywali nagrodę z roku aktualnie bieżącego. Uznałem, że warto spróbować szczęścia i poczytać tom z roku 2011. Tak po za tym tom opowiadań właściwie niczym się nie różni od pozostałych książek z opowiadaniami jakie są dostępne do przeczytania. Dodać warto, że każde opowiadanie lub fragment książki jest innego autorstwa, pewnie wynika to z zasad jakie przyjęła sobie kapituła tej nagrody.
Jak zwykle dokonałem wyboru opowiadania, które mnie zainteresowało. Wybrałem te zatytułowane " Rusałka", którego autorką jest Anna Brzezińska. Ma ona bardzo swojski, średniowieczno – słowiański klimat jak np. uniwersum wiedźmina Sapkowskiego. Tam dziwożonami, jeden z regionalnych odpowiedników rusałek, nazywano leśne driady z Brookilonu. Rusałki były leśnymi lub wodnymi stworzeniami, które objawiały się jako piękne długowłose kobiety, jak udało się taką dorwać, to, według legend, spełniała marzenia.
Tak też się zdarzyło w Wilczyńskiej Dolinie, Paszko pochodzący z bogatej chłopskiej rodziny w czasie jednej z wędrówek po okolicznej puszczy znalazł rusałkę, była ona tak piękna, że zakochał się w niej. To jest początek dość zabawnej historii w świecie fantasy. Nie trudno zrozumieć czemu rodzina Paszka nie była zachwycona tym wyborem. Zapewne ojciec miał jakieś plany matrymonialne, żeby doliczyć się dzięki temu jeszcze więcej złotych lub srebrnych monet. A tu wyszło jak wyszło, nie dało się zapobiec temu mariażowi. Swoją rolę w całym zamieszaniu odegrała wiedźma, szeptucha, zielarka, zwał jak zwał . Miejscowi zwali ją po prostu babunią Jagódką, co i rusz członkowie rodziny i sam Paszko zjawiali się u niej, czasem chcieli jakieś zioła, żeby załatwić drobne sprawki. Czasem z racji, że była uważana za najmądrzejszą osobistość we wsi po prostu po ludzku, pomagała w charakterze rozjemczym, żeby się tam zaraz wszyscy nie potraktowali siekierami np. Stało się, małżeństwo zawarto. Weszła ona w codzienny kierat gospodarskich spraw. Rusałka nie była szczęśliwa z tego tytułu, ale uciec nie miała gdzie, bo groziło jej unicestwienie, po prostu niebyt by ją pochłonął i po sprawie. Czy podobnie skończyła większość jej rusałkowatych koleżanek? Tego nie wiemy jak było.
Opowiadanie niby proste, niby banalne, a jednak ma swój klimat. Jest ciekawe, fajnie opisane. Polecam to opowiadanie i inne publikacje, które w całości lub fragmencie trafiły do tego tomu. Prawdopodobnie jak będę miał okazję zerknę jeszcze do paru tomów z różnych lat nagrody Zajdla. Książkę polecam, jest ciekawa.
Anna Brzezińska, Rusałka, [ w: ] Praca zbiorowa, Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2011
Pewnie nie będzie dla was czytelników niespodzianką, jeśli nie wiecie, że nagroda im. Zajdla jest jedną z najważniejszych nagród dla literatów tworzących naszą rodzimą fantastykę. Znaleźć w książeczkach z każdego roku można znaleźć opowiadania i fragmenty powieści nominowane z roku...
2024-03-27
Jak można dowiedzieć się z pierwszych wersów książki pt. "Diuna – Dżihad Butleriański" księżniczka Irulana, córka ostatniego imperatora z dynastii Corinnów Szaddama IV i żona pierwszego imperatora z dynastii Atrydów, Paula, studiowała i opisywała historię Dżihadu Butleriańskiego i Wielkich Szkół Diuny, żeby zrozumieć w tej odległej historii o co chodzi z dźihadem który rozkręcił Paul Muadib. Trzeci, ostatni tom "Wielkich Szkół Diuny" zatytułowany "Nawigatorzy Diuny" kończy tą niesamowitą, na wpół legendarną epopeję dawnych czasów galaktyki w której Diuna z posiadaną przyprawą jest kluczowa. Zapewne Irulana była przekonana, że świat potrzebuje historyków, którzy nie tylko odkryją dawno zakurzone w pomroce dziejów wydarzenia, ale też było istotne dla niej jest zrozumienie o co tam chodzi? No i jak ma się to do rzeczywistości zastanej, nam współczesnej? I ta perspektywa jest istotna, bo przecież czytelnik ma świadomość, po przeczytaniu ośmiu tomów cyklu "Kroniki Diuny" oczywiście, że robot Erazm przetrwał te 15000 lat. Ale niby skąd o tym miała wiedzieć Irulana, która tworzyła 5000 lat przed Bitwą na końcu czasów, zwaną też Kralizkiem? To podejście do przeszłości jest niesamowite, zbliżone do tego do czego dochodzą współcześni historycy. Widać Herbertowie i Kevin J. Anderson doskonale rozumieli motyw i tak przedstawili genialnie wykreowane Uniwersum Diuna.
Na pewno księżniczka dowiedziała się w czasie przeglądania ksiąg i starych multimediów kim byli Fremeni. Znalazła odpowiedź, że byli Zensunnitami, którzy poszukali szczęścia na nowej planecie. Przypominało to Biblijny exodus, ponieważ na starej planecie byli oni niewolnikami. Uznali więc czas być wolnymi ludźmi nawet na niegościnnej, pustynnej planecie niż być niewolnikami na planecie Poritrin. A że była tam przyprawa, no na pewno był niemały bonus. Bowiem jak wiemy przyprawy potrzebowali mieszkańcy całego kosmicznego Imperium, a w szczególności nawigatorzy, którzy potrzebowali przyprawy do spekulacji intelektualnych na tak wysokim poziomie, że mogli zaginać przestrzeń kosmiczną, co powodowało, że dało się podróżować niemal błyskawicznie po najodleglejszych planetach. Również dla władzy imperatorskiej okazało się to kluczowe, żeby dobrze rządzić. Problemy były, z jednej strony butlerianie, którzy szukają po galaktyce mikrofalówek i innych urządzeń, które mogą pognębić. A z drugiej strony był Joseph Wenport, który podpadł imperatorowi Roderikowi, że zabił swojego nieudolnego brata, Salwatora, poprzednika na tronie. No i prawdziwa gwiezdna wojna musiała wybuchnąć. Działo się naprawdę sporo. Czytelnik z pewnością nie zawiedzie się licznymi opisami galaktycznych bitew. Akcja pędzi tak szybko, bo autorzy uznali zapewne, że czas zakończyć w miarę szybko i sprawnie tą całą historię.
W teorii, każdy z tomów trylogii poświęcony był innej Wielkiej Szkole, ale nie do końca tak jest, bo motywy tych organizacji zwanymi szkołami się przeplatają i kształtują rzeczywistość. Tu spoiler jest niepotrzebny bo czytelnik z góry się tego domyśla, że celem tych książek jest poznanie czasów legendarnych, kiedy galaktyka otrząsnęła się po rebelii ludzkości, która zmiotła myślące maszyny. To oczywiste, że przy okazji poznajemy lepiej to całe uniwersum, bo przecież dokładnie tego my jako czytelnicy chcemy i dokładnie to otrzymujemy. Poznajemy coraz lepiej to uniwersum i to jest naprawdę niezwykle fascynujące.
Niewątpliwie ciekawe są swego rodzaju interakcje kulturowe z uniwersum Diuna i na odwrót, tego typu motywów jest całe multum. O pisaniu w tym kontekście na temat "Gwiezdnych wojen" nie ma się co trudzić, bo to jest przecież najbardziej oczywiste. Ale nie tylko tutaj znajdziemy motywy związane z "Diuną". Polecam rozważenie nasze rodzime uniwersum wiedźmińskie w tym zakresie. Tego odkrycia dokonałem, nie wiem który raz oglądając grę "Wiedźmin 3", choć one mają rzecz jasna książkową proweniencje. Da się znaleźć tam kwizath haderach, mamy program eugeniczny prowadzony przez Lożę Czarodziejek i elfy wiedzące Aen Saevherne. Pewnie tą działalność loży też da się to z czymś skojarzyć. Mamy dwie szkoły Aretuzę, i Ban Ard. Jest też woda życia w wiedźmińskim uniwersum. Dla Ciri wypicie wody driad z Brokilonu było czymś naturalnym, troszkę kłopotów miał z tym Geralt, ale też dał radę. O dziwo w grze da się znaleźć nawet Erazma, dobrze się skubany zakamuflował, ale tam siedzi. Samym wiedźminom najbliżej pewnie do mistrzów miecza. Są osoby w uniwersum, które żyją nieludzko długo, tak jakby Agamemnon tam tam trafił i przekazał jak robi się tego typu procedury. Inny ciekawy koncept to uniwersum Assasins Creed. Szkoły to oczywiste, może również konflikt dwóch rodów przekształcony w rywalizację dwóch zakonów, bractw Templariuszy i Asasynów. Ale najbardziej ciekawy koncept jest, że w podróżach w czasie Animusem pomaga dalekie pokrewieństwo i że ma to wpływ na wydarzenie, a ci krewni w przeszłości przekazują swoje umiejętności. Chyba nie trudno się domyśleć, że przypomina to co mamy u wiedźm Bene Gesserit, głównie matki wielebne otrzymują od swoich poprzedniczek wiedzę i doświadczenie z nawet odległej przeszłości. Czegoś podobnego doświadczyli też Atrydzi Paul, Alia i Leto II. podążając swoimi Złotymi Drogami, też mają dostęp do tajemnic z przeszłości i moc ich jest ogromna. Zresztą bez trudu da się zauważyć, że autorzy też trylogii są tego świadomi i sami korzystają z tych dobrodziejstw. Pojawia się tutaj, niemal dosłownie, znana kwestia z "Wiedźmina" "Coś się kończy, coś się zaczyna".
Dokładnie te słowa doskonale się nadają na podsumowanie. Jak na razie są to wszystkie przeczytane i zrecenzowane tomy tego fascynującego uniwersum. Jeżeli będzie powstawać jeszcze coś ciekawego to okazji na powroty na starą, dobrą, pustynną Diunę nie zabraknie i z chęcią będę to robił i dzielił się wrażeniami. To jest po prostu ogrom przeróżnych koncepcji w ciekawy sposób opisane. Czytelnik poznaje maestrię mistrza Franka Herberta, ale tez dwaj kontynuatorzy, Brian Herbert i Kevin J. Anderson, "Uniwersum Diuną", też dają radę, potocznie mówiąc, i mają te książki bardzo wysoki poziom, co tylko uatrakcyjnia to uniwersum. Świetnie się to czyta i chce się do tego uniwersum wracać. Rewelacja. Polecam
Jak można dowiedzieć się z pierwszych wersów książki pt. "Diuna – Dżihad Butleriański" księżniczka Irulana, córka ostatniego imperatora z dynastii Corinnów Szaddama IV i żona pierwszego imperatora z dynastii Atrydów, Paula, studiowała i opisywała historię Dżihadu Butleriańskiego i Wielkich Szkół Diuny, żeby zrozumieć w tej odległej historii o co chodzi z dźihadem który...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-22
Zdarza mi się wracać do motywów Starożytnego Rzymu w literaturze. Pewnie nikt nie ma wątpliwości, że Harris to dobry pisarz i że motyw historyczny dotyczący ostatnich dziesięcioleci funkcjonowania republiki w Imperium Rzymskim. Temat wydaje się raczej oklepany, bo jest stosunkowo dobrze znany w historiografii i popkulturze. No ale jednak w książce pt. "Cycero" Harris pokusił się o własną interpretację wydarzeń z I wieku p. n. e..
Jak sam tytuł nam sugeruje mamy tutaj postać Cycerona, słynnego prawnika i polityka, zwolennika republiki. Rolę głównego bohatera autor przypisał niewolnikowi rodziny Cyceronów Tironowi M. Tuliuszowi. Ta autentyczna postać znana jest nie tylko z tego, że był sekretarzem wpływowego człowieka, ale też zapisywał myśli swojego mentora w sposób szczególny, robił notatki, pisząc własnym systemem, żeby pisać szybko i żadna myśli mistrza nie utknęła nie wiadomo gdzie. Ten sposób zapisu znany jest jako stenografia, i jest stosowany do dnia dzisiejszego. Pierwszą instytucją w historii, która przyjęła do praktyki ten zapis był senat Rzymski jeszcze za życia Cycerona i jego sekretarza.
Sposób opisu czegoś w rodzaju życiorysu słynnego rzymianina jest ciekawy, ale można się domyśleć, że tak będzie. Najpierw pojawiają się opisy edukacji rzymianina z wyższych sfer. Trafił między inymi do Grecji szkolić się w retoryce, do której starożytni Rzymianie przykładali dużą rolę. Potem młody Cyceron bierze udział we obradach Senatu Rzymskiego i wchłania go coraz bardziej bieżąca polityka. Do tego dochodzi jeszcze działalność prawnicza i wyjątkowa biegłość Cycerona w prawie rzymskim. Dalej już tylko następują wydarzenia historyczne, pierwsze naginanie zasad republiki i obawy czym się to skończy.
Ciekawe w tej książce jest jeszcze co innego. Jasne, że nie jest żadnym odkryciem, że demokracja jest greckim wynalazkiem i ten koncept w jakiejś formie przyjęli i rozwijali republikanie z wiecznego miasta. Na pewno rozwijając prawo rzymskie przykładali wagę do wszelkiego rodzaju formalizmów, norm prawnych, które szczegółowo zawarto w przeróżnych kodeksach. Rozwijają się kariery polityczne w całkiem współczesnym tego słowa rozumieniu. W senacie trwa szereg batalii politycznej. Trwają debaty, formułują się wszelakie stronnictwa, tworzenie się partii to jeszcze nie ta epoka, które zażarcie się zwalczają. Ciekawostką jest, że obrady senatu mogły trwać tylko przy świetle dziennym i nie można było stosować ogrzewania budynku, co skutkowało tym, że w chłodniejszych porach roku senatorowie marźli siedząc w swoich białych togach, na szczęście obrady wtedy zbyt długo trwać nie mogły.
Myślę, że z grubsza to tyle co da się "powiedzieć" o tej książce. Dodać można, że opisy, literackie kreacje bohaterów głównie postaci historycznych jest niezwykle ciekawe i interesujące. Kontynuując czytanie kolejnych dwóch tomów zapewne będzie można coś ciekawego napisać co uzupełni fascynujące informacje w interesujący i przystępny sposób czytelnikowi przekazane. Książkę warto przeczytać. Polecam
Zdarza mi się wracać do motywów Starożytnego Rzymu w literaturze. Pewnie nikt nie ma wątpliwości, że Harris to dobry pisarz i że motyw historyczny dotyczący ostatnich dziesięcioleci funkcjonowania republiki w Imperium Rzymskim. Temat wydaje się raczej oklepany, bo jest stosunkowo dobrze znany w historiografii i popkulturze. No ale jednak w książce pt. "Cycero" Harris...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-18
Z niesamowitą radością mam okazję wrócić do genialnego "Uniwersum Diuna", po nieco ponad 10 latach od przeczytania większości tomów, zawartych w kilku seriach. Zatrzymałem się na nowym, wtedy, cyklu pt. "Wielkie Szkoły Diuny". Była przeczytana książka zatytułowana "Zgromadzenie żeńskie z Diuny". Ten cykl jest niemal bezpośrednią kontynuacją poprzedniego cyklu pt. "Legendy Diuny" i dotyczy czasów postdżhadowych, czyli to co było po wojnach z maszynami, 10000 lat przed wydarzeniami z pierwszej części "Kronik Diuny" pt. "Diuna", która ponownie została sfilmowana w roku 2021 i 2024. Zapewne nie muszę o tym pisać, że wyprawa do kina na ten film miała miejsce i było naprawdę super. W sumie dobrze się składa, że teraz piszę o mentatach Diuny, bo w filmie nie odgrywali oni jakiejś kluczowej roli. A z perspektywy logiki tego całego uniwersum umiejętności ludzkich komputerów zwanych mentatami właśnie jest kluczowe. Przy tym trzeba wyjaśnić, że nie tylko mentaci mieli umiejętności mentackie, ale miały jest też niektóre wiedźmy Bene Gesserit, po za tym umiejętności mentackie miały, ludzkie mózgi zanurzone w przyprawie z Arrakis, nawigatorzy. Służyło im to do zaginania przestrzeni kosmicznej w celach peregrynacyjnych, co umożliwiało szybkie przemieszczanie się przez bardzo duże odległości w kosmosie, ale też mieli ten dar co inni dawali radę tworzyć symulację przyszłości na bardzo wysokim poziomie, które nie powstydziłyby się nawet najlepsze komputery z NASA, czy innych ośrodków naukowych.
Kontynuując rozważania trzeba powiedzieć, że wielkich szkół było co najmniej pięć. W tym trzy tytułowe: Zgromadzenie żeńskie, później znane pod nazwą Bene Gesserit, Mentaci, Nawigatorzy, do tego trzeba dodać Mistrzów miecza, co jawnie do Star Wars'owych mistrzów Jedi nawiązuje, no i Medyczna Akademia SUKA. Te szkoły nawzajem się przenikały, bo nikt nikomu nie bronił zdobywanie kompetencji charakterystyczne dla innej szkoły. Wyjątek to jednak czarodziejki, bo rekrutowały wyłącznie kobiety, które były przeznaczone do wysokich celów, były prawdomówczyniami na dworze imperatora, i na dworach wysokich domów szlacheckich. A drugi ma charakter matrymonialno -prokreacyjny. Kobiety zostawały żonami i realizowały program eugeniczny, którego głównym osiągnieciem miało być stworzenie kogoś wyjątkowego kwisatz haderach. Ciekawostką niewątpliwie jest, że nowa Matka Przełożona Zgromadzenia Walia Harkonen, działając na boku no korzyść swojego rodu, kombinowała jakby tu pozbyć się rodu Atrydów za pomocą programu eugenicznego. Jak wiemy w końcu to się udało 10000 lat później, bo Paul Atryda i jego siostra Alia Dziwna byli też Harkonenami, demoniczny Vladimir Harkonen był ich dziadkiem.
O tym, że dalekosiężne planowanie pod kątem różnych perspektyw było niesamowite wiem, że już miałem okazję pisać w swoich poprzednich recenzjach. Ale równie ciekawa jest filozofia Diuny. Ośmielam się stwierdzać, że książki science fiction są de facto filozofią przyszłości, a co za tym idzie tacy pisarze, konceptualny twórca Diuny Frank Herbert, Isaac Asimov i Stanisław Lem udowodnili w swoich książkach, że filozofia wcale się nie skończyła. Musi tylko znaleźć sobie nowe problemy, które już teraz nurtują wszystkich. W to wchodzą pytania typu: co z tą sztuczną inteligencją i jak mamy sobie z tym radzić? Dla nas to jest nowe doświadczenia, a ci panowie spekulowali naukowo na ten temat ponad pół wieku temu w najlepsze wyprzedzając swoje czasy o co najmniej jedno pokolenie. Oczywiście Frank Herbert i kontynuatorzy tego uniwersum nie zawodzą w tej materii mówiąc, żeby nie popaść w niewolę inteligencji myślących maszyn sami musimy działać rozwijać się być tym samym dla robotów partnerem, który daje radę na gruncie intelektualnym, a nie osobowością, którą można łatwo zdominować, a potem rządzić. To jest trudne, bowiem trudność udowadnia cała ta seria, czyli historia, która trwa 15000 lat od początków dżihadu butleriańskie aż po bitwę na końcu czasów. Dobrym pytaniem jest czy to w ogóle jest możliwe? Autorzy Brian Herbert i Kevin J. Anderson zdają się być optymistami w tej materii. Dobrym motywem udowadniającym powyższą tezę jest motyw szachowy w książce.
Tutaj mamy piramidalne szachy. Pojawiły się one również w "Kronikach Diuny" rodzeństwo, dzieci Paula Muadiba i fremenki Chani, Leto i Ganima lubią grać w tą odmianę szachów i grają, myśląc bardzo szybko, takiego tempa nie powstydziliby się najlepsi buleciarze na świecie ( tempo 1 min.+ 0 s., 1+1, 2+1 ) Magnus Carlsen grając z Hikaru Nakamurą. Tutaj w tej książce motyw partii szachów piramidalnych pomiędzy Gilbertusem Albansem, dyrektorem Szkoły Mentatów, a jedną z maszyn, która dała radę uchować się przez 80 lat polowania na maszyny przez butlerian, już po wygranej w dżihadzie. Co prawda to nie był umysł na miarę arcymistrrza Erazma, ale i tak Gilbertus Albans miał troszkę kłopotów z wygraniem tej partii. Warto dodać, że z raz na milion dyrektorowi Szkoły Mentatów udało się z Erazmem wygrać.
Niezwykle ciekawa jest konstrukcja tej książki, najpierw spokojnie powolutku autorzy wprowadzają czytelnika w to co się dzieje i najbliższej przyszłości ma się wydarzyć, ale powolutku, powoli, akcja się rozkręca, a potem jak się rozpędzi to szok, robi się z tego regularna gra o tron, z atrakcjami, że bohaterowie giną niemal w tym samym momencie i to zmienia rzeczywistość. Po prostu mamy tutaj formowanie się tej rzeczywistości jaką zastaniemy za 10000 lat kiedy Leto Atryda będzie rywalizował z Vladimirem Harkonenem o przyprawę z Diuny oczywiście, co sprowadziło młodego księcia Paula na Arrakis/Diunę. Ten najdłuższy w historii literatury konflikt dwóch rodów ładnie się rozkręca i emocji tutaj nie brakuje.
Na pewno zachwycające jest, że mamy tyle planet i każdą niesamowicie opisaną, każda jest w jakiś sposób ucharakteryzowana, mamy opisany klimat, florę, faunę i wszystko co się da. I to jest ciekawe. W książce pt. "Diuna" mamy obcoświatowca, który został Fremenem. A tu mamy odwrotny kierunek, grupa Fremenów ruszyła w galaktykę i została obcoświatowcami.
To wszystko co piszę, jednoznacznie dowodzi, że ta książka, podobnie jak pozostałe z tego uniwersum jest po prostu genialna. Mamy rywalizację dwóch postaci, przywódcę butlerian Manfreda Torondo, i jego głównego oponenta, Josepha Venporta, może nie zwolennika maszyn, ale raczej rozsądnego podejścia do tematu i jeżeli jest to możliwe przystosowania maszyn na potrzeby rozwoju cywilizacji. Mamy słabego imperatora Salvatora Corrino, który jest rozgrywany przez obydwu panów. Salvatore ma brata Roderika, który powszechnie uchodzi za bardziej kompetentnego i jest lojalnym doradcą imperatora, co nie zmienia postaci rzeczy, że nie wszystkie decyzje władcy wielu planet są prawidłowe i są z tego kłopoty. Czytelnik głowi się jak to zamieszanie, walka o władzę, wpływy, różnych grup, szkół, wysokich rodów wpłynie na losy kosmicznego imperium. To wszystko sprawia, że czytelnik niesamowicie się wciąga w akcję i to mimo tego, że nagromadzenie faktów jest duże jak się to czyta, i można mieć obawę czy da się to wszystko poukładać w jakąś logiczną całość. Jednak obawy te są płonne, bo autorzy naprawdę dają radę i wszystko to wychodzi rewelacyjnie po prostu. Książka jest świetna. Polecam,.
Z niesamowitą radością mam okazję wrócić do genialnego "Uniwersum Diuna", po nieco ponad 10 latach od przeczytania większości tomów, zawartych w kilku seriach. Zatrzymałem się na nowym, wtedy, cyklu pt. "Wielkie Szkoły Diuny". Była przeczytana książka zatytułowana "Zgromadzenie żeńskie z Diuny". Ten cykl jest niemal bezpośrednią kontynuacją poprzedniego cyklu pt....
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka zatytułowana "Spisek", której autorem jest Robert Harris, to druga część cyklu " Trylogia Imperium Rzymskiego". Podobnie jak w poprzedniej częścią głównym bohaterem jest oczywiście Cyceron. No i oczywiście cała reszta polityków z czasów chwiejącej się republiki. A czytelnik ma okazję zagłębić się w realia polityczne epoki. W to wszystko co było ciekawe jak to imperium funkcjonowało, po cienie i blaski rzymskiej polityki. Polityków kusiły całe worki rzymskich sestercji i wpływy jakie dzięki temu można było uzyskać. Kusiła również władza, dla niektórych z samym Juliuszem Cezarem na czele formuła jaką dawała republika była zdecydowanie za ciasna i trzeba było coś z tym zrobić.
Cycero utrzymał się w grze politycznej został konsulem jak sam napisał, w tym 63 r. p. n. e., jego zadaniem było: "Nie tylko rządzenie republiką, ale jeszcze jej ratowanie – co za niewdzięczna praca". Problemem było, że była to gra o coraz większą stawkę, łącznie z życiem w sensie dosłownym, ponieważ na republikę przyczaiły się polityczne drapieżniki, którzy byli weteranami wielu bitew i starć politycznych, do gry wszedł również nowy zawodnik, jeszcze w miarę młody, ale jak wiemy, był niezwykle inteligentny i z tego argumentu potrafił robić równie dobry użytek co stosowanie argumentu siły, jak wiemy z historii jego legiony były wierne swojemu wodzowi.
W tym zamieszaniu próbował odnaleźć się Cycero, który walczył jak lew w obronie swoich ideałów, ale miał świadomość, że jest skazany na porażkę. Mógł czekać na nieuchronny koniec lub przyłączyć sie do jednej z opcji politycznej obalającej republikę. Postawił na Cezara. No ale o tym co było czytelnik dowie się z ostatniego tomu cyklu.
Rzecz jasna pojawia się tutaj również Tiron, niewolnik Cycerona, jak zwykle spisywał mądrości swojego szefa, brał udział jako pomocnik we wszystkich wydarzeniach. Często też bywał gońcem ułatwiając politykowi zarówno tajne negocjacje z innymi jak i przekazywanie poglądów Cycerona innym w czasie zakulisowych rozgrywek politycznych. Bo nie trudno się domyśleć, że nie wszystko działo się w senacie i innych urzędach republiki.
Na pewno ciekawie czyta się tą literacką biografię Cycerona, czytelnik ma okazję bliżej poznać tą epokę. Realia pod kątem literackim zostały świetnie opisane. Podobnie sprawa ma się z kreacją bohaterów, w tym oczywiście Cycerona. Książka jest bardzo ciekawa. Warto przeczytać.
Książka zatytułowana "Spisek", której autorem jest Robert Harris, to druga część cyklu " Trylogia Imperium Rzymskiego". Podobnie jak w poprzedniej częścią głównym bohaterem jest oczywiście Cyceron. No i oczywiście cała reszta polityków z czasów chwiejącej się republiki. A czytelnik ma okazję zagłębić się w realia polityczne epoki. W to wszystko co było ciekawe jak to...
więcej Pokaż mimo to