Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Rzeczywiście – przyjemności.
Przeciwnie – niezbyt proste.

Niemniej „staropanieństwo” nigdy nie było tak neurotycznie urocze!

Rzeczywiście – przyjemności.
Przeciwnie – niezbyt proste.

Niemniej „staropanieństwo” nigdy nie było tak neurotycznie urocze!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W zamrażarce schowana tajemnica, trzymająca w napięciu od początku do końca, a jednocześnie konkretny komentarz do współczesnego społeczeństwa czeskiego z niezgrzytającym elementem nadprzyrodzonym, czyli duchem wyrażającym nieprzepracowany temat. Jedyny „zarzucik” tyczy się tytułu i właśnie czynności kolekcjonowania opadu atmosferycznego w postaci stałej. Wydaje się, że to nie w pełni wykorzystany pomysłowy wątek, który wprawdzie, jak wszytko tu, łączy się z całością, a jednak trochę od niej odstaje

W zamrażarce schowana tajemnica, trzymająca w napięciu od początku do końca, a jednocześnie konkretny komentarz do współczesnego społeczeństwa czeskiego z niezgrzytającym elementem nadprzyrodzonym, czyli duchem wyrażającym nieprzepracowany temat. Jedyny „zarzucik” tyczy się tytułu i właśnie czynności kolekcjonowania opadu atmosferycznego w postaci stałej. Wydaje się, że to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Napisano o tym już tyle w sposób niższy, wyższy i uważany za naj – akademicki, że w kontrze własne parę słówek powinnam sprowadzić do kwestii, czy podobało mi się oraz ogwiazdowania. Mogłabym przyznać nawet 8,5 i pokrótce uzasadnić notę tym, że w trakcie tej gry z czytelnikiem w literaturę bawiłam się pysznie, znajdując w niej mnóstwo niestarzejących się refleksji na temat czytania czy czytelnictwa (chociażby: „[…] świat tych, którzy zajmują się książkami zawodowi, coraz bardziej się zaludnia i zmierza do utożsamienia się ze światem czytelników. Oczywiście, czytelników też przybywa, lecz można powiedzieć, że liczba tych, którzy korzystają z książek po to, aby wyprodukować następne książki, wzrasta szybciej niż liczba tych, którzy książki lubią czytać, i basta”). Półtorej gwiazdy odejmuję jednak za konstrukcję (żadną), przeznaczenie (tj. brak) i zastosowanie (znikome) postaci kobiecej (też w liczbie mnogiej). Teraz pozostaje mi zatem tylko z satysfakcją odłożyć ten opus o w gruncie rzeczy niedosycie czytania na szczyt literackiego Olimpu – regału BILLY.

Napisano o tym już tyle w sposób niższy, wyższy i uważany za naj – akademicki, że w kontrze własne parę słówek powinnam sprowadzić do kwestii, czy podobało mi się oraz ogwiazdowania. Mogłabym przyznać nawet 8,5 i pokrótce uzasadnić notę tym, że w trakcie tej gry z czytelnikiem w literaturę bawiłam się pysznie, znajdując w niej mnóstwo niestarzejących się refleksji na temat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Znalezione pod: „książki, po które sięgnęłam ze względu na tytuł”.

Nieco bohmanowski wątek „romantyczny” (cudzysłów konieczny) nie wciągnął i wydawał mi się o wiele mniej ważny niż motyw intertekstualności i interdyscyplinarności – wszystkie te przenikające się odosobnienia ukryte pod plakietkami gatunków, ukazujące, jak w rzeczywistości samotność stanowi doświadczenie powszechne i wręcz banalne. Jak konwencjonalny jest cierpiący artysta, nieważne, jak wyjątkowym zdaje mu się własne cierpienie. Trochę dusząca, ale równie intrygująca medytacja nad zastałymi ideami, ujęta w ciekawym eksperymencie formalnym. Brew pracuje.

Znalezione pod: „książki, po które sięgnęłam ze względu na tytuł”.

Nieco bohmanowski wątek „romantyczny” (cudzysłów konieczny) nie wciągnął i wydawał mi się o wiele mniej ważny niż motyw intertekstualności i interdyscyplinarności – wszystkie te przenikające się odosobnienia ukryte pod plakietkami gatunków, ukazujące, jak w rzeczywistości samotność stanowi doświadczenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Ptaki” idealne do perwersyjnej terapii czytania na głos(y) przy ognisku.

„Ptaki” idealne do perwersyjnej terapii czytania na głos(y) przy ognisku.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Twór wyjątkowy, trudno klasyfikowalny, gdzie realne w idealnym proporcjach miesza się z fantastycznym. Fikuśnie zajmuje uwagę, zwłaszcza w formie paszczowej podawanej do ucha. Dodatkowe punkty uznania za kaszubszczyznę w polskim przekładzie.

Twór wyjątkowy, trudno klasyfikowalny, gdzie realne w idealnym proporcjach miesza się z fantastycznym. Fikuśnie zajmuje uwagę, zwłaszcza w formie paszczowej podawanej do ucha. Dodatkowe punkty uznania za kaszubszczyznę w polskim przekładzie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ottessy Moshfegh gabinet obrzydliwości otwierający się na hasło z piosenki Demi Lovato. Uwalone zaproszenie stanowi najwyższą zachętę. Przenosimy się w czasy średniowieczne, ale bez stylizacji językowej. Archaizacją jest tutaj brud – brud sam w sobie oraz brud zachowań i obyczajów. Ohyda, którą Moshfegh z konsekwencją i proktologiczną zawziętością eksploruje w każdym wycinku swojej twórczości. W „Lapvonie” poszukuje sacrum w profanum, medytuje nad deprawacją struktur władzy i stęchlizną systemów wiary. Wprawdzie agnus gubi „g” i staje się anus dei, ale to w nim właśnie kryje się sekret świata, nawet jeśli obraz ten wydaje się obrazoburczy. W kontekście Marka-odmieńca: cierpienie nie uszlachetnia.

Ujmująca czułość do człowieka wyziera z tego łajna.

Ottessy Moshfegh gabinet obrzydliwości otwierający się na hasło z piosenki Demi Lovato. Uwalone zaproszenie stanowi najwyższą zachętę. Przenosimy się w czasy średniowieczne, ale bez stylizacji językowej. Archaizacją jest tutaj brud – brud sam w sobie oraz brud zachowań i obyczajów. Ohyda, którą Moshfegh z konsekwencją i proktologiczną zawziętością eksploruje w każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mimo całkiem szczerego rozczulenia, które nosiłam w sobie, czytając (dobra – słysząc), jakie znaczenie i wartość Kuang przypisuje profesji tłumacza oraz translatorce w ogóle, nie mogę „Babla” skwitować inaczej niż: ale pompa.

Rozwinąć? Proszę bardzo: dywagacje o „konieczności przemocy” czy też „szkodach” kolonializmu przybijane młotkiem – rozumiemy, Rebeko, nie trzeba w kółko powtarzać; mglista dla mnie, wymęczona cudowność srebra jako element fantastyczny. Do tego papierowe postacie, które służą autorce wyłącznie za tuby do głoszenia oczywistych i podręcznikowych wykładów, i jeden tylko Rami ma odwagę powiedzieć prawdę: „Francuski – najmniej udane dziecko łaciny”.

Mimo całkiem szczerego rozczulenia, które nosiłam w sobie, czytając (dobra – słysząc), jakie znaczenie i wartość Kuang przypisuje profesji tłumacza oraz translatorce w ogóle, nie mogę „Babla” skwitować inaczej niż: ale pompa.

Rozwinąć? Proszę bardzo: dywagacje o „konieczności przemocy” czy też „szkodach” kolonializmu przybijane młotkiem – rozumiemy, Rebeko, nie trzeba w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Czytam książki tylko ze względu na tytuł – edycja kolejna. Niezbyt gładko sunie się „Audi”. Powieść albo już u źródła została niedbale napisana, albo kiepsko zredagowana lub/i marnie przetłumaczona (z duńskiego). Na jednej stronie osoba mówiąca pisze (!) o drugim dniu pracy, po czym na kolejnej opisuje swoje dni w pracy asystenta, jakby pracował w tej pracy od lat. A potem znowu przyznaje, że minęły dwa dni. I tak można by wymieniać. Co do treści, głównym tematem ma być tu asystencja osobista, która bardzo nieprofesjonalnie, ale koniecznie dla narracji, przekształca się w komitywę pomiędzy Asgerem (asystentem) a Waldemarem (osobą z niepełnosprawnością).

W tej relacji równości jednak nie ma. Poznajemy ją zresztą tylko z perspektywy tego pierwszego, który jako stojący na wyższej od Waldemara pozycji społecznej opisuje świat „tej gorszej” dzielnicy Kopenhagi z niemal socjologicznym zacięciem. Opakowanego w nieprzekonujące zdziwienie poczucia wyższości także nie zabrakło. Jest to bardziej opowieść o klasie, choć na odczepnego, niż o doświadczeniu niepełnosprawności, aktywnie czy też biernie. Silenie się na groteskę czy amatorskie próby czarnego humoru nie trafiały do mnie, może poza ostatnim zdaniem książki, które przywołało wspomnienie „Tirzy” Arnona Grunberga.

Odjeżdżam bez satysfakcji.

Czytam książki tylko ze względu na tytuł – edycja kolejna. Niezbyt gładko sunie się „Audi”. Powieść albo już u źródła została niedbale napisana, albo kiepsko zredagowana lub/i marnie przetłumaczona (z duńskiego). Na jednej stronie osoba mówiąca pisze (!) o drugim dniu pracy, po czym na kolejnej opisuje swoje dni w pracy asystenta, jakby pracował w tej pracy od lat. A potem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Rozebrać się ze wszelkiej metafory, spruć ozdobniki, zwinąć sentymentalizm. Przejść do kolejnej sali i pod mikroskopem spojrzeć na relacje rodzinne chłodnym okiem analityka laboratoryjnego. W raporcie przekazać c a ł o ś ć za pomocą minimum środków. Louise Glück pisząc nic, mówi wszystko.

Rozebrać się ze wszelkiej metafory, spruć ozdobniki, zwinąć sentymentalizm. Przejść do kolejnej sali i pod mikroskopem spojrzeć na relacje rodzinne chłodnym okiem analityka laboratoryjnego. W raporcie przekazać c a ł o ś ć za pomocą minimum środków. Louise Glück pisząc nic, mówi wszystko.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pasywny opór brudem kontra aktywna niezgoda na to, jak postrzega nas świat bardzo daleki od miejsca znanego w języku Szekspira, Williama jako „heaven”. Mieko Kawakami rozważania o moralności rozpisuje na głosy nękanych, doświadczających przemocy nastolatków. Brzmią oni nadzwyczaj dojrzale, przez co odrobinę nieautentycznie. Pomimo z empatią i zrozumieniem odtwarzanego małoletniego bólu oraz intrygujących refleksji, a może z powodu własnej „geriatryczności”, była to dla mnie do tej pory najmniej angażująca powieść autorki.

Pasywny opór brudem kontra aktywna niezgoda na to, jak postrzega nas świat bardzo daleki od miejsca znanego w języku Szekspira, Williama jako „heaven”. Mieko Kawakami rozważania o moralności rozpisuje na głosy nękanych, doświadczających przemocy nastolatków. Brzmią oni nadzwyczaj dojrzale, przez co odrobinę nieautentycznie. Pomimo z empatią i zrozumieniem odtwarzanego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W ogóle:

„Yellowface” w swojej budowie czerpie garściami z innych gatunków; to trochę real crime bez oczywistej crime i thriller literacki, który czyni świat wydawniczy równie ekscytującym (nareszcie!) co opowieści o introwertycznych detektywach, genialnych hakerach czy teraz nieobliczalnej AI (tu z koniecznym – 😜). Od pierwszej strony jest „klimacik” i aura tajemnicy, nawet jeśli rozwiązanie zagadki było dość oczywiste. A to wszystko w kontekście rasy, literatury (tu zwłaszcza pytanie: co tworzy autora? Pomysł czy wykonanie?), galopującego rynku, social mediów i można by wymieniać dalej. Sprawnie napisane, nie do końca przekonujące i głębokie, odrobinę sztampowe, ale zajmujące.

W szczególe:

Tło rodzinne June, choć zostało niezbyt udanie zarysowane, jest dla mnie wystarczające, nie potrzebuję więcej. Jednak nie przestaje mnie zastanawiać, dlaczego nie pociągnięto bardziej „backstory” Atheny. Nie chodzi o to, że przywłaszczała sobie cudze historie (co z kolei mogłoby być przyczynkiem do dyskusji, czemu przechodzi to w fiction, a już nie non–), jest tylko wspomniane, że była Chinką, a jej pogrzeb odbył się w koreańskiej świątyni? Czy nie doszło do jakiegoś podrasowania życiorysu, czy to kolejny kamyk do ogródka z tabliczką: biali ludzie nie potrafią odróżnić jednej osoby pochodzenia „azjatyckiego” (🥴) od drugiej? I jeszcze taka frapująca kwestia – to wydawca zadecydował, że książkę June wyda pod jej hippisowskim drugim imieniem o także „azjatyckich” konotacjach, jednocześnie podając tym jej głowę na przysłowiowej tacy. Gdyby zostało to wydane pod jej prawdziwym nazwiskiem, jak jej debiut, inny byłby wydźwięk, jak i pewnie całe „Yellowface”, odejmując już nawet kwestię kradzieży własności intelektualnej. Dzięki iskrzącemu cynizmowi wydawcy oraz samej June mamy za to materiał do niewymagającej rozrywki.

W ogóle:

„Yellowface” w swojej budowie czerpie garściami z innych gatunków; to trochę real crime bez oczywistej crime i thriller literacki, który czyni świat wydawniczy równie ekscytującym (nareszcie!) co opowieści o introwertycznych detektywach, genialnych hakerach czy teraz nieobliczalnej AI (tu z koniecznym – 😜). Od pierwszej strony jest „klimacik” i aura tajemnicy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Konflikt izraelsko-palestyński w konwencji „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Prostota i naiwność obrazków, jak już wielu czytelników zauważyło – iście „tintinowskich”, kontrastuje smacznie ze złożonością charakterów postaci i rzeczywistości, w jakiej zostali obsadzeni. Rutu Modan zwalcza ekstremizm ekscentryzmem. Nagradzam własną statuetką „Przyszłość przeszłości”.

Konflikt izraelsko-palestyński w konwencji „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Prostota i naiwność obrazków, jak już wielu czytelników zauważyło – iście „tintinowskich”, kontrastuje smacznie ze złożonością charakterów postaci i rzeczywistości, w jakiej zostali obsadzeni. Rutu Modan zwalcza ekstremizm ekscentryzmem. Nagradzam własną statuetką „Przyszłość przeszłości”.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kapusta z grochem z bardzo odległej epoki. Ingrediencje: agresja seksualna tudzież gwałt, grooming, s e k s przed ślubem, małoletnia ciąża. U „Krystyny…” tak samo silną rolę odgrywa kościół, jak i chuć. Mimo to Undset tworzy klimat, od którego trudno się oderwać. Ogromny urok mają jej opisy szmatek (odzienia), rzeczy codziennego użytku i w szczególności – przyrody. W skonfliktowany wewnętrznie sposób to zanurzenie w odległym świecie średniowiecza stanowi minimalnie niepoprawne spa dla mózgu i „reraks”. I choć nie stałam się najgorliwszą entuzjastką samej Krystyny-bohaterki, przeczekam mroki, by spotkać się z nią w kolejnym tomie.

Kapusta z grochem z bardzo odległej epoki. Ingrediencje: agresja seksualna tudzież gwałt, grooming, s e k s przed ślubem, małoletnia ciąża. U „Krystyny…” tak samo silną rolę odgrywa kościół, jak i chuć. Mimo to Undset tworzy klimat, od którego trudno się oderwać. Ogromny urok mają jej opisy szmatek (odzienia), rzeczy codziennego użytku i w szczególności – przyrody. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czego tu nie ma wykrzyknik

Wzmianki o możliwym powinowactwie pojawiają się już od pierwszych stron tej napisanej ponoć w dwutygodniowym czasie gotycko-mydlanej powieści ociekającej szczodrze campem. Sensacja goni sensację, eksces wyprzedza eksces, by opowiedzieć historię o chciwości, purytanizmie, żądzy posiadania, materializmie i telewizji. Strych kryje w sobie to, co zamknięte w brudnym, amerykańskim umyśle i niewidoczne przed światem, a czego fizycznym ucieleśnieniem są schowane na nim dzieci? Oczywiście w kolorze blond, by mit i perwersja wygrały najwyższą nutę i przywołały terror jasności niczym z powstałej wprawdzie później „Wioski przeklętych” Carpentera.

Wszystko, co powyższe powstało na melodię „Take Me Home, Country Roads”, przecież miejsce akcji – wirgińskie Blue Ridge Mountains – zobowiązuje.

Czego tu nie ma wykrzyknik

Wzmianki o możliwym powinowactwie pojawiają się już od pierwszych stron tej napisanej ponoć w dwutygodniowym czasie gotycko-mydlanej powieści ociekającej szczodrze campem. Sensacja goni sensację, eksces wyprzedza eksces, by opowiedzieć historię o chciwości, purytanizmie, żądzy posiadania, materializmie i telewizji. Strych kryje w sobie to, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W nieprzeciętnym kraju przeciętni ludzie i ich przeciętne kłopoty (problemy z tatusiem wszakże łączą ludzkość niewidzialną nicią). Tutaj staję przed wyzwaniem-pytaniem, czy to pozornie prosta historia z ukrytą głębią, w którą nie zdołałam się zanurzyć, czy bardziej zwyczajnie prosta historia jedynie z potencjałem na więcej. I choć rzadko wzdragam się przez lepkimi sprawami, to pojawiające się spółkowanie kolejno z ojcem i z synem niewidocznie mnie skrzywiło.

W nieprzeciętnym kraju przeciętni ludzie i ich przeciętne kłopoty (problemy z tatusiem wszakże łączą ludzkość niewidzialną nicią). Tutaj staję przed wyzwaniem-pytaniem, czy to pozornie prosta historia z ukrytą głębią, w którą nie zdołałam się zanurzyć, czy bardziej zwyczajnie prosta historia jedynie z potencjałem na więcej. I choć rzadko wzdragam się przez lepkimi sprawami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

O traumie opowieść Britney w pełni świadomej swojej roli artystki-naczynia, do której najpierw trzeba nalać, ale gdy już nasiąknie kreatywną cieczą, efekty są piorunujące i niepodrabialne. Leci iskra, mityczne IT, „to coś”. Kiedy sama stwierdza, że duch przez nią przepływa, trudno jej nie wierzyć. Nadmienię tylko, że powyższe stwierdzenia działają nawet lepiej w czasie przeszłym. Odnośnie samej zawartości książki, nie naczynia – szkoda, że więcej miejsca nie poświęciła rzemiosłu lub brudnym zakamarkom samego show-biznesu, ale staram się zrozumieć, co w pierwszej kolejności musiała ulać. Załączam specjalne wyróżnienie dla audiobookowej interpretacji w wykonaniu białej Michelle Williams.

O traumie opowieść Britney w pełni świadomej swojej roli artystki-naczynia, do której najpierw trzeba nalać, ale gdy już nasiąknie kreatywną cieczą, efekty są piorunujące i niepodrabialne. Leci iskra, mityczne IT, „to coś”. Kiedy sama stwierdza, że duch przez nią przepływa, trudno jej nie wierzyć. Nadmienię tylko, że powyższe stwierdzenia działają nawet lepiej w czasie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niesamowite przypadki Rafała Wilczura. Angażujące zwłaszcza po tym, jak już przełknie się pigułkę prawdy o tym, że koincydencja to także konwencja.

Niesamowite przypadki Rafała Wilczura. Angażujące zwłaszcza po tym, jak już przełknie się pigułkę prawdy o tym, że koincydencja to także konwencja.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Odpustowe oczko wyłowione z gnoju, choć w rzeczywistości najprawdziwszy klejnot! Objawiony niczym wyjście najady z jeziora. Krótkie to, a pot z czoła przy czytaniu spływa strumieniami. Satysfakcjonujący znój. Muszę przeczytać więcej Zyty.

Odpustowe oczko wyłowione z gnoju, choć w rzeczywistości najprawdziwszy klejnot! Objawiony niczym wyjście najady z jeziora. Krótkie to, a pot z czoła przy czytaniu spływa strumieniami. Satysfakcjonujący znój. Muszę przeczytać więcej Zyty.

Pokaż mimo to

Okładka książki A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi Agnieszka Pajączkowska, Aleksandra Zbroja
Ocena 6,6
A co wyście my... Agnieszka Pajączkow...

Na półkach: , , , , ,

Reportaż–reflektor skierowany na sztuczne, jak zresztą wspomniane we wstępie, województwo, budzące we mnie nieustanną fascynację i zimne dreszcze; miejsce moich protestanckich pielgrzymek do licznych kapliczek (inaczej: maryjne safari). Udanie oświetla czarne plamy, wyciąga z ignorancji. Sprawdziłby się również bez wychodzenia autorek przed szereg – ich głosy wydawały się zupełnie zbędne, nawet jeśli miały służyć tylko za tło. Do kajecika wyrażeń niecodziennych: „Jestem znieładzona”.

Reportaż–reflektor skierowany na sztuczne, jak zresztą wspomniane we wstępie, województwo, budzące we mnie nieustanną fascynację i zimne dreszcze; miejsce moich protestanckich pielgrzymek do licznych kapliczek (inaczej: maryjne safari). Udanie oświetla czarne plamy, wyciąga z ignorancji. Sprawdziłby się również bez wychodzenia autorek przed szereg – ich głosy wydawały się...

więcej Pokaż mimo to