Ocalenie Atlantydy Zyta Oryszyn 6,8
ocenił(a) na 824 tyg. temu Świetnie przetworzone, nielinearne opowieści o polskich uchodźcach po 1945 - bo tak wszak należy nazywać ekspatriantów z Kresów (a nie żadnych tam „repatriantów” – są nimi ci, którzy ojczyznę opuścili – tu było odwrotnie).
Ich losy Autorka opisała do lat 80. Skoro cały ten czas był chaosem i niepewnością, to i narracja rwana, z przeplatającymi się planami czasowymi. Uwaga: "Nie czyta się łatwo!"
Największą wartością tej książki jest pozorna naiwność narracji. Jest ona prowadzona najczęściej z perspektywy dzieci, które po swojemu postrzegają najpierw przesiedlenie, a potem cały ten potworny fenomen Peerelią zwany – niczego nie rozumiejąc, a zarazem zdając sobie sprawę z nieokreślonego zagrożenia….
Świetna definicja tamtego systemu: „Labirynt strachu, upodlenia, upokorzenia, beznadziei, dławiącej nędzy. Labirynt śmierci. Ale też i labirynt nadziei. W nim też można zaginąć”.
Nie był to piękny świat – jego ohydę sam świetnie pamiętam – to i nie mógł być opisany tak, by było miło i estetycznie. Piszę to, bo z niektórych opinii wyziera coś jakby pretensja do Autorki z tego powodu – jakby to ona była winna….
Zarazem nie ma tu cierpiętniczo-romantycznego podejścia do tematu, mimo że wiele rzeczy strasznych. Dominują wątki ironiczno- tragikomiczno-prześmiewcze, takie do Hrabala mocno zbliżone, choć mam też skojarzenia z arcydziełem, jakim jest słynny „Cholonek” (zwłaszcza w wątku odwiedzanej przez mężczyzn panny Władzi, nazywanej przez sąsiadki „panną Bladzią”). To obraz prób zwykłego życia zwykłych ludzi w tamtym niezwykłym , bo wrogim człowiekowi systemie….
I jeszcze ta empatia Autorki wobec całego rodzaju ludzkiego, a nie tylko swoich (BTW: co to za sztuka akurat ich wielbić?). Dlatego stać ją na zestawianie sowieckich wywózek z Kresów po 1939 z wyrzucaniem Niemców z „Ziem Odzyskanych” (z których przecież część, np. Kotlina Kłodzka, nigdy nie była polska, a reszta – raptem kilkaset lat wcześniej i to też przecież nie w sensie etnograficznym).
„Od pierwszych dni wojny, a tym bardziej po wojnie miejscowość, do której co roku jeżdżono na całe lato, mówiło się: na wilegiaturę, stała się świętą praruską ziemią. Polacy nie mieli do niej prawa ni wjazdu. W odróżnieniu od szwabskiej ziemi, do której mieli prawa i wjazd, bo się im to od prawieków należało”.
„Lew ściga wołu, tygrys owcę, a człowiek nie powinien ścigać człowieka”.
„Jezdem autochtonka. Nist Dojcze. Jezdem Ślązaczka – chrypiała. (…) W końcu ją wywleczono”.
„Jak jeszcze raz mi powiesz hitlerówa czy szwabka, to popamiętasz sobie, to jest wypędzany człowiek, biedna kobieta. (…) Za ciężarówką gnał skomlący szwabski pies. Z pyska kapała mu szwabska, hitlerowska ślina”.
A i widmo polskiego (wcześniej niemieckiego) obozu koncentracyjnego w Łambinowicach też się tu wyłania….
Ekspatrianci nie przyjmują nowej rzeczywistości do wiadomości, a niektórzy przyjmują nową tożsamość. Ojciec chłopca-głównego bohatera ukrywa swą przeszłość oficera NSZ i mozolnie instruuje teściową: „– Mamo, dwa miesiące już uczę, że mama jest niepiśmienna chłopka. Mama nie zna żadnego francuskiego. Mama powinna mówić do Wacia Waciu, a nie wnusiu ani Bobo. Mama powinna mówić na przykład tak: idź se Waciu, polatać po polu. Albo: chodźże Waciu, żwawiej, bo wieje przeciąg”.
A nowa władza daleka jest bardzo od bycia litościwą:
„Ludowe wojsko polskie zwęgliło rodzinę Brylaków za to, że rodzina Brylaków nie uważała ludowego wojska polskiego za swoje ludowe wojsko polskie, wręcz odwrotnie”.
„Ma im powiedzieć natychmiast, czy jest aż trzy razy tak za tym, by granica między Polska a Niemcami była na Odrze i Nysie Łużyckiej, by został zniesiony po wieki wieków senat oraz by wszystko, co się rusza i co się nie rusza, zostało natychmiast upaństwowione”.
„W tych urzędach to całe rzeki donosów są, całe oceany, czasem myślę, że historia świata to tak naprawdę historia donosów i że jak one kiedyś ujrzą światło dzienne, to ludzkość zbaranieje, jak barany, że tylu ludzi na innych ludzi nic, tylko donosiło i donosiło”.
Najlepszy możliwy sposób obrony – zejść władzy z oczu:
„Jak komunizm na co popatrzy, to zaraz nie istnieje, jak czego nie widzi: istnieje. Jak się popatrzył na rodziców ojca, to przestali istnieć, wywiezieni gdzieś do Kazachstanu. A ojca wtedy nie dojrzał, bo ojciec był dobrze schowany w drewutni”.
„Postanowił jednak założyć dom i mieć dzieci, choć przyrzekł sobie, że nie zrobi tego nigdy, domy się traci a dzieci się gubią”.
Innym sposobem jest - pamiętać.
„Pamięć pokoleń to najlepszy schron przed unicestwieniem. Niedługo umrę i zostanie ze mnie i mojego świata tylko tyle, ile zapamiętasz”.
Zupełnie to inna rzecz Zyty Oryszyn niż jej poprzednio czytana „Najada” z lat 70. – na pewno zaś nie gorsza.
Inne cytaty:
„Nastąpił taki jeden straszny dzień, kiedy Hitler i Stalin podali sobie ręce, a Wszechmogący zamknął oczy i udał, że tego nie widzi”.
„Cuchnęły zgliszcza i dusze popalonych. Trupy rozkładały się smrodliwie. Wszędzie walały się szczątki, szmaty, papiery, podgniłe kości, połamane meble – trzeba było zatykać sobie nos. Śmierdziało stęchlizną, zepsutymi ziemniakami, zjełczałym tłuszczem, kocim mięsem, niepranymi łachami, niemytymi nogami, czarną, skawaloną krwią, łzami – łzy śmierdziały specjalnie: moczem i rybią łuską”.
„Ciągnęli losy, który z nich nie będzie spał całą noc, żeby dopaść wystawionego na korytarz kubła na śmieci, zanim uprzątnie go sprzątaczka. Z kubła wyjmowało się skórki po salcesonie, śledzie, niedojedzone plastry kaszanki, wyciśnięte cytryny, z których skapywał jeszcze sok”.
„Czasami tylko żałowała, że innym to dzieci umierają trochę później. Gdyby jej dzieci umierały na przykład dopiero dwudziestoletnie, to można by im chociaż Międzynarodówkę zagrać”.
„Gdyby natura stworzyła nas po to, byśmy sie doskonalili, nie sprawiałaby tego, że człowiek, miast pięknieć i mądrzeć, i młodnieć, staje się coraz starszy, brzydszy, i głupszy”.