-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński16
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2017-01-05
2015-10-30
Samobójstwo to bardzo trudny temat. Chyba jeszcze trudniejszy niż śmierć, na którą nie mamy wpływu. Decyzja o samobójstwie to świadomy wybór. Co prawda, spowodowany przeróżnymi sytuacjami, ale to wciąż wybór. "Program. Plaga samobójców" skupia się właśnie na tej tematyce, tyle że decyzja o odebraniu sobie życia nie jest świadoma, to przez ciężką chorobę, plagę, która zbiera żniwo wśród młodzieży.
Coraz więcej nastolatków odbiera sobie życie, w związku z tym powstał specjalny Program, który ma zapobiegać kolejnym tragediom i leczyć chorych. Młodzież, czyli grupa dotknięta plagą, jest pod ciągłą obserwacją. Zarówno w szkole, jak i w domu. Wszelkie zachowania odbiegające od normy są dla służb specjalnych, agentów sygnałem o rozwijającej się chorobie. Nawet rodzice są gotowi wydać swoje potomstwo na pastwę Programu, byleby tylko uratować ich życie.
Jak wyleczyć kogoś z chęci popełnienia samobójstwa? Jedynym skutecznym i praktykowanym sposobem jest usunięcie zakażonych wspomnień, a następnie umieszczenie tam "logicznych" wydarzeń. Po Programie rozpoczyna się nowe życie. Wyleczeni nie pamiętają o przeszłości, a nawet o tym kim byli.
Brat Sloane padł ofiarą plagi, w związku z tym dziewczyna jest w "grupie podwyższonego ryzyka". Oznacza to, że agenci, rodzice, nauczyciele, a nawet ekspedientki w sklepie - czyli po prostu absolutnie każdy - bez przerwy patrzą jej na ręce. Nawet najmniejsze "zachwianie" z jej strony może skutkować zamknięciem w placówce Programu oraz wymazaniem wspomnień.
"Są rzeczy, które trwają wiecznie i odrodzą się w każdych okolicznościach."
Wspomnienia - tego za żadną cenę Sloane nie chce stracić. Dziewczyna pragnie pamiętać o swoim bracie oraz o każdej jej bliskiej osobie, która odeszła. Nie chce zapomnieć Jamesa i uczucia, które ich łączy, dlatego też na każdym kroku musi być bardzo ostrożna. Przez cały czas nosi maskę normalnej dziewczyny, za wszelką cenę stara się nie wychylać. Dopiero w objęciach swojego chłopaka, gdy są naprawdę sami, może odsłonić swoją prawdziwą twarz i ukazać smutek, który trawi ją od środka. Oboje starają się przechytrzyć program i ukryć smutek, który zaczyna ich już przygniatać.
"Plaga samobójców" to pierwszy tom nowej serii "Program", autorstwa Suzanne Young. Jest to jedna z lepszych, o ile nie najlepsza lektura, jaką miałam okazję przeczytać w ciągu ostatnich miesięcy (a może i roku?). Fabuła bardzo interesująca, trochę przypominająca mi o mojej ukochanej serii "Delirium", a jednocześnie zupełnie inna. Ich wspólnym elementem jest pewnego rodzaju walka, ucieczka przed przymusową i nietypową metodą leczenia. I na tym główne podobieństwo się kończy.
Gdy zobaczyłam jak obszerna jest "Plaga samobójców", trochę się przeraziłam, bo jeśli nie wciągnęłaby mnie od pierwszych stron, to byłaby to droga przez mękę. Na szczęście już od samego początku okazało się, że "Plaga samobójców" ma w sobie to coś. Coś, co autentycznie mnie zainteresowało, a w dodatku zostało napisane w taki sposób, że chcę się czytać. Pomysł na tę książkę jest oryginalny, a sama fabuła, to jak potoczyły się wydarzenia, było całkowicie nieprzewidywalne. Od początku wyobrażałam sobie tę lekturę zupełnie inaczej, jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
"Plaga samobójców" to taka lektura, przy której zaczyna się rozmyślać o poważnych rzeczach. Z pewnością każdy czytelnik stawia sobie pytanie, jakby postąpił w sytuacji tak okrutnej plagi. Czy poddałby się leczeniu, czy walczył o swoją wolność, wspomnienia, osobowość do samego końca? Czy Program naprawdę jest zły? Czy będąc po drugiej stronie pozwolilibyśmy bliskiej nam osobie zatracić się w szaleństwie, które doprowadzi ją do śmierci? Czy taka postawa nie jest samolubna? W książce została ukazana tylko jedna strona barykady, z którą ciężko mi się zgodzić. Mimo, że bohaterka została ciekawie wykreowana, to nie pochwalam jej wyborów. Mam nadzieję, że w kolejnej części zostaną odkryte kolejne karty i zostanie pokazane jak to jest po drugiej stronie, po stronie Programu.
"Program. Plaga samobójców" i rozważania, które powstały przy jej lekturze, na długo pozostaną w mojej głowie. Jestem niezwykle ciekawa kolejnego tomu, bo po takim zakończeniu, jakie zafundowała Suzanne Young, po prostu nie można nie sięgnąć po kolejny tom. "Kuracja samobójców", czyli drugi tom serii "Program" zaplanowany jest na styczeń 2016, czyli w tym roku już chyba nic nie jest w stanie przebić "Plagi samobójców".
Autorka: Suzanne Young
Cykl: Program t.1
Gatunek: Science-fiction/Młodzieżowa
Liczba stron: 500
Wydawnictwo: Feeria Young
http://www.recenzjum.pl/2015/11/co-nas-nie-zabije-to-book-tour-program.html
Samobójstwo to bardzo trudny temat. Chyba jeszcze trudniejszy niż śmierć, na którą nie mamy wpływu. Decyzja o samobójstwie to świadomy wybór. Co prawda, spowodowany przeróżnymi sytuacjami, ale to wciąż wybór. "Program. Plaga samobójców" skupia się właśnie na tej tematyce, tyle że decyzja o odebraniu sobie życia nie jest świadoma, to przez ciężką chorobę, plagę, która zbiera...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-05
2015-07-26
Po Zmierzchu” to trzeci, finalny, tom trylogii „Mroczne umysły” - autorstwa Alexandry Bracken. Seria opowiada o losach dzieci dotkniętych chorobą OMNI, która sprawia, że posiadają nietypowe umiejętności. Dzieci są klasyfikowane ze względu na psioniczne zdolności, które posiadają i zostały powszechnie uznawane za zagrożenie dla ludzi.
"Czerń jest kolorem pamięci.
Czerń to nasz kolor.
Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą historię."
Rząd stara się zamknąć wszystkich dotkniętych OMNI w „ośrodkach rehabilitacyjnych”, które tak naprawdę przypominają obozy pracy. Część dzieci zdołała uciec i ukrywają się w przeróżnych miejscach. Niektóre zakładają swoje własne społeczeństwa, inne błąkają się bez celu, a jeszcze inne dołączają do Ligi dzieci - organizacji, która je szkoli i wykorzystuje w misjach przeciwko wrogiemu rządowi.
Po wydarzeniach z „Nigdy nie gasną” wszystko pokrył pył, pewne informacje wypłynęły na światło dzienne... Miały miejsce zdarzenia, których nie da rady cofnąć żadna siła. Liga dzieci zdaje się rozpadać… Ruby wraz ze swoimi towarzyszami zdani są na siebie, ich celem jest doprowadzenie misji do końca. Zniszczenie obozów, wyzwolenie dzieci i odkrycie lekarstwa na OMNI to ich priorytety i są w stanie poświęcić wszystko, by je osiągnąć.
"Im cięższe staje się serce, tym silniejszy musi być człowiek, by je udźwignąć."
Przyznam, że po pierwszym tomie nie byłam zachwycona tą serią. Nie myślałam nawet o tym, żeby przeczytać kolejne tomy. Mimo tego, sięgnęłam po drugą część, ale przez około połowę lektury dalej nie byłam przekonana. Bardzo ciężko mi się czytało. Potem nastąpił przełom i „Mroczne umysły” znalazły drogę do mojego serca. Po zakończeniu „Nigdy nie gasną”, miałam trochę obawy, czy aby nie jest to tylko chwilowe i finalny tom znów mnie nie zmęczy. Na szczęście od samego początku „Po zmierzchu” lektura wciągnęła mnie w 100% i z przejęciem śledziłam losy bohaterów.
W „Po zmierzchu”, tak samo jak w poprzednich częściach, działo się bardzo, bardzo dużo. Po jednym tomie tej serii czuję się tak, jakbym przeczytała 3 inne książki, bo autorka opisuje tyle wydarzeń, które następują jedno po drugim. Trochę jak bombardowanie. Po prostu nie ma czasu na nudę!
Jest to finalny tom, więc oczywiście nie obeszło się bez scen łamiących serce, rozwiązania zagadek i powrotu demonów z przeszłości. Bardzo dużo emocji - od tych pozytywnych, wzruszających, aż po złość i strach o bohaterów, ale niestety... nie obyło się też bez rozczarowania. Zakończenie tej trylogii mnie nie satysfakcjonuje. Nie podoba mi się i całkowicie nie pasuje do klimatu książki. Miałam nadzieję na jakieś zaskakujące, emocjonujące epickie zakończenie. Coś, po czym mogłabym powiedzieć: „Wow! Tego się nie spodziewałam!”... ale się nie doczekałam.
"Dopuszczanie do siebie ludzi, kruszenie muru wokół serca było ryzykowne."
„Po zmierzchu”, pomijając samo zakończenie, to świetny, finalny tom. Pełen akcji, odpowiedzi, niespodzianek i emocji. Cieszę się, że dokończyłam tę serię. Pomimo tego, że początkowo przez 1,5 książki nie byłam zachwycona. Trylogia „Mroczne umysły” to coś zupełnie innego, niż do tej pory czytałam i uważam, że naprawdę jest warta uwagi. Na szczęście to jeszcze nie koniec mojej przygody z tą serią, bo czeka mnie jeszcze nowelka „W sidłach losu”, która o Gabe i Zu. Już nie mogę się doczekać!
Autor: Alexandra Bracken`
Seria/Cykl wydawniczy: Mroczne umysły t.3
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 480
Po Zmierzchu” to trzeci, finalny, tom trylogii „Mroczne umysły” - autorstwa Alexandry Bracken. Seria opowiada o losach dzieci dotkniętych chorobą OMNI, która sprawia, że posiadają nietypowe umiejętności. Dzieci są klasyfikowane ze względu na psioniczne zdolności, które posiadają i zostały powszechnie uznawane za zagrożenie dla ludzi.
"Czerń jest kolorem pamięci.
...
2015-08-12
Dawno, dawno temu... Były sobie trzy córki, które mimo tego, że miały wszystko, to w życiu się im nie powiodło. Walczyły więc o uwagę i bogactwo swego ojca. Każda z nich miała potomstwo, które traktowała jako broń w walce o piękne obrusy i domy. Niestety, nie wiedziały, że oni byli łgarzami…
„Byliśmy łgarzami” to jednotomowa powieść w bardzo wakacyjnym klimacie. Jej akcja rozgrywa się na prywatnej wyspie, należącej do bogatej rodziny Sinclairów. Czworo łgarzy, troje dziedziców fortuny i jeden biedny chłopak, spędza na niej każde lato od niepamiętnych czasów. Mimo tego, że każde z nich jest zupełnie inne, to są ze sobą bardzo związani i nic nie jest w stanie ich podzielić.
Jednak pewnego lata coś się zmieniło, a Cadence nie potrafi sobie przypomnieć dlaczego. Dziewczyna wie tylko, że ma to związek z wypadkiem, któremu uległa, a którego kompletnie nie pamięta. Nikt nie chce jej wyjaśnić co się wydarzyło piętnastego lata na wyspie, więc jest zmobilizowana, by sama odkryć mroczną tajemnicę.
Mimo, że „Byliśmy łgarzami” opowiada o bogatych nastolatkach, to w żadnym wypadku nie przypomina książek korzystających z tego motywu. W praktycznie wszystkich takich książkach są to rozwydrzone dzieciaki, a cała lektura jest głupiutka. Ta książka jest całkowicie inna. Oczywiście widać tu bogactwo, ale nic nie jest tak wyidealizowane. Napięcia między członkami rodziny zostały świetnie opisane. Walka o majątek, różne kosztowności, zasłanianie się przy tym potomstwem, manipulacja, wszystko jest bardzo autentyczne.
Wypadek Cadence owiany jest tajemnicą, dziewczyna cały czas stara się przypomnieć wydarzenia z tamtego lata. Wszystko wydaje się jej jakieś inne, nikt nie chce jej wyjaśnić powodu owych zmian i obchodzi się z nią jak z jajkiem. Jest to bardzo ciekawie przedstawione, intryguje czytelnika, który próbuje rozszyfrować tę zagadkę, otrzymując w kółko strzępki informacji. Świetnie się bawiłam tworząc w głowie możliwe scenariusze, ale na koniec i tak miałam jedno, wielkie WTF. Tego się nie spodziewałam! Ale to wszystko ma sens, naprawdę go ma. Całkowicie świetna sprawa.
„Byliśmy łgarzami” jest dość specyficzną pozycją. Od początku wyczuwa się w niej tajemnice, napięcie, które towarzyszą przez całą lekturę. Co prawda z początku trudno było mi się wczuć w historię, ale kolejne strony coraz bardziej mnie wciągały. Jestem bardzo zadowolona z tej lektury, bo w dość prosty sposób zwraca uwagę na ważne rzeczy. Chociaż nie ukrywam, że w pewnym momencie zahaczyła o tematykę, która bardzo mi się nie spodobała. Zwłaszcza, że akurat w tym momencie musiałam przerwać lekturę i tak przez cały dzień chodziła za mną wizja wydarzenia z książki. „Byliśmy łgarzami” jest po prostu niebanalna i co najważniejsze - ma świetne zakończenie.
Bardzo spodobał mi się motyw bajek, który polegał na opowiadaniu krótkich historii o trzech córkach, trzech świnkach itd. i zawsze tyczył się rodziny Sinclarów. Nadaje to książce wyjątkowy klimat i z pewnością jest kolejnym powodem, dla którego „Byliśmy łgarzami” tak bardzo wyróżnia się na tle innych powieści.
W „Byliśmy łgarzami”, a przynajmniej w oryginale, jest masa gier słownych, które podobno nadają książce jeszcze lepszy charakter. Osobiście tego nie doświadczyłam, ale to jeden z głównych powodów, dla których za granicą książka wywołała tak pozytywne emocje. Niestety, z powodu przekładu na polski, te gierki słowne straciły na mocy. Niestety.
"Nawet nie obejrzał się za siebie i nie spojrzał na zamek, który dotąd był jego domem.
Nigdy by go tam nie zaakceptowano.
Teraz był wolny i mógł wędrować przed siebie, by zyskać sławę w szerokim świecie.
I być może,
tylko być może,
pewnego dnia wróci
i doszczętnie
spali ten
pieprzony
zamek."
Jest to jedna z tych powieści, które na długo zapadają w pamięci. I którą chce się przeczytać ponownie, by wyłapać te wszystkie drobne wskazówki, znając już zakończenie.
Autor: E. Lockhart
Gatunek: Młodzieżowa
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 247
Dawno, dawno temu... Były sobie trzy córki, które mimo tego, że miały wszystko, to w życiu się im nie powiodło. Walczyły więc o uwagę i bogactwo swego ojca. Każda z nich miała potomstwo, które traktowała jako broń w walce o piękne obrusy i domy. Niestety, nie wiedziały, że oni byli łgarzami…
„Byliśmy łgarzami” to jednotomowa powieść w bardzo wakacyjnym klimacie. Jej akcja...
2015-05-14
Chyba już każdy słyszał o Suzanne Collins i jej fenomenalnej trylogii "Igrzyska Śmierci". Tym razem autorka przygotowała coś dla młodszych czytelników, ale także dla takich osób jak ja, które po prostu uwielbiają jej twórczość i są spragnione kolejnych książek spod jej ręki. "Gregor i Niedokończona Przepowiednia" to nie "Igrzyska Śmierci", chociaż nie jedno podobieństwo da się w tej książce wycz
Pewnego dnia Gregor wraz z dwuletnią siostrą całkowicie niespodziewanie odbywa podróż do Podziemia. Do miejsca, w którym we względnej zgodzie żyją przedziwne stwory, które są rodzeństwu znane, ale nie w takiej odsłonie. Poza tymi stworzeniami żyją tam też ludzie, będący ostatnią nadzieją dla Gregora i Botki na powrót do domu.
Okazuje się, że przybycie chłopaka zostało przewidziane w Niedokończonej Przepowiedni i jego rola we wprowadzeniu pokoju w Podziemiu jest kluczowa. Ponadto ma szansę odnaleźć swojego dawno zaginionego ojca. Dlatego też Gregor musi udać się na niebezpieczną wyprawę, która odmieni losy wszystkich.
Jest to pierwsza z pięciu ksiąg "Kronik Podziemia", serii przeznaczonej dla czytelników w wieku szkolnym. Jednak starsze osoby również znajdą tu coś dla siebie. Mi się ta książka bardzo podobała, chociaż na początku, gdy entuzjazm spowodowany napisem na okładce: "Suzanne Collins" trochę opadł, to miałam obawy, czy oby na pewno będzie to dla mnie dobra książka... Jednak szybko się okazało, że czuć w niej Suzanne Collins, autorkę, którą pamiętam z "Igrzysk Śmierci", i która przysporzyła mi największego kaca książkowego na świecie wspominaną trylogią.
"Gregor i Niedokończona Przepowiednia" jest świetna, emocjonująca, zaskakująca i bardzo wciąga. Czyta się ją z lekkością i dużą prędkością. Podziemie, czyli świat, w który rozgrywa się akcja, jest w bardzo przystępny sposób opisany, a czytelnik jest stopniowo do niego wprowadzany. Mrok, który go otacza jest bardzo wyczuwalny, tak samo jak napięte relacje między jego mieszkańcami.
Szczury, karaluchy, pająki, nietoperze to znane z naszego świata stworzenia, które raczej nie mają zbyt wielu fanów. W tej książce zostały w bardzo ciekawy sposób przedstawione, poniekąd wyolbrzymiając ich cechy, ale także dokładając masę nowych. Moje serce skradły karaluchy, które były wprost genialnie wykreowane. Sposób, w którym mówiły był zarazem tak prosty, a jednocześnie wyjątkowy. Tak samo ich podejście, ta cała pokora i oddanie. Coś wspaniałego. Kreacja głównego bohatera też była wyjątkowa, chociaż nie tak bardzo jak karaluchów. Gregor w świetny sposób rozwiązywał wszystkie problemy i zajmował się młodszą siostrą.
Motyw wyprawy, to jeden z moich ulubionych, dlatego też spodobała mi się misja głównego bohatera. W książce "Gregor i Niedokończona Przepowiednia" jest masa przygód, niebezpieczeństwa, odrobina przemocy, wiele zaskakujących sytuacji, podwójne twarze, poświęcenie. To ostatnie jest oczywiście najbardziej wzruszające, tak bardzo w stylu Suzanne Collins, że chwilami czułam się jakbym znów czytała o losach Katniss. Dlatego naprawdę ją polecam.
Chyba już każdy słyszał o Suzanne Collins i jej fenomenalnej trylogii "Igrzyska Śmierci". Tym razem autorka przygotowała coś dla młodszych czytelników, ale także dla takich osób jak ja, które po prostu uwielbiają jej twórczość i są spragnione kolejnych książek spod jej ręki. "Gregor i Niedokończona Przepowiednia" to nie "Igrzyska Śmierci", chociaż nie jedno podobieństwo da...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-09
W chwili, gdy dowiedziałam się o istnieniu „Szczurynek”, książki która w zabawny sposób opowiada o codziennym życiu z ogoniastymi pannami, to po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie było innej opcji!
"Aaaa! - Szczurynki z końskim tupotem latają po prześcieradłach i kołdrach.
- Nowe ziemie! To wszystko nasze, nasze!
Dziewczyny, szybko zaznaczamy, żeby obce stado się nie załapało!"
Szczurzy temat jest mi bliski, gdyż w domu posiadamy taką gryzącą kulkę. Jeszcze do niedawna było ich dwie, a wcześniej trzy. Niestety pierwsza - Łysa, odeszła od nas całkowicie niespodziewanie, a druga – Ruda, po długiej i ciężkiej walce z nowotworem również nas opuściła. Tak też zostaliśmy z Czarną, najbardziej diabolicznym pasiukiem, jaki tylko może być. Po śmierci sióstr, Czarna została sama, jest już za stara i zbyt dominująca, by połączyć ją z jakimś stadkiem. Staramy się poświęcać jej dużo czasu, dlatego nawet „Szczurynki” czytałyśmy razem. Oczywiście nie obyło się bez podgryzania... na szczęście mnie, a nie książki ;)
„Szczurynki” to książka, która w świetny sposób ukazuje prawdzie oblicze szczurów. To jakie są bystre, zdolne i humorzaste. Autorka bez słodzenia i koloryzowania wykłada kawę na ławę, a w tym przypadku szczura. Przedstawia je z wielu różnych stron. Porusza podstawowe tematy, o których musi mieć pojęcie osoba, która planuje zakup szczurasa. Jest to świetny sposób, aby uzupełnić wiedzę odnośnie tego zwierzątka, bo do każdej historii dodana jest jakaś cenna uwaga, np. odnośnie karmienia, leczenia i wielu innych aspektów życia ze szczurem. Oczywiście, radziłabym patrzeć na niektóre rzeczy z przymrużeniem oka, bo osobiście nie zgadzam się ze wszystkimi sposobami obcowania z pasiukami.
Jestem osobą dość wrażliwą i choć dla wielu wydaje się to śmieszne, to odejście naszych szczurów bardzo mnie dotknęło. Lektura „Szczurynek” w pewnym sensie pomogła mi uporać się z tym tematem i inaczej spojrzeć na całą sytuację. Nie ukrywam też, że mimo iż myślałam, że już dużo wiem, to nabyłam kilka nowych, istotnych informacji odnośnie hodowania szczurów.
„Szczurynki” napisane są w bardzo przyjemnym stylu, dlatego czyta się je błyskawicznie i z zaangażowaniem. Oprawa graficzna oraz wszystkie ilustracje cieszą oko i są adekwatne do opisywanych sytuacji. Tę książkę można pokochać za same "szczurze dialogi". Kojarzycie te śmieszne filmiki, gdzie ktoś podkłada głos pod zwierzaki? "Szczurynki" są o wiele zabawniejsze! I przyznam, że nie raz parsknęłam śmiechem przy tej lekturze, a nie zdarza mi się to często. Tak się złożyło, że czytałam ją przeważnie w autobusie, toteż ludzie różnie się na mnie patrzeli. Godziny szczytu, zapchany autobus, dziewczyna w eleganckiej koszuli czyta jakąś książkę, która formatem przypomina taką dla dzieci i co jakiś czas parska śmiechem… Ale niczego nie żałuję. No, może tylko tego, że książka tak szybko się skończyła.
"Nie hoduję szczurów, bo one krótko żyją" - ulubiony i z mojego punktu widzenia bardzo dziwny argument szczurzych przeciwników. Szczury rzeczywiście żyją krótko.
[...] Jednak przez ten czas zdążą podarować człowiekowi tyle miłości, radości i wesołych chwil, że rezygnacja z nich ze strachu przed szybką utratą to niewybaczalna pomyłka.
Jest to książka, do której juz teraz mam ogromny sentyment i zajmuje specjalne miejsce na mojej półce. Jest to pozycja, która spodoba się każdemu zwierzolubnemu człowiekowi, bez względu na wiek. Mi z pewnością spodobałaby się nawet, gdybym nie miała żadnego doświadczenia z tymi zwierzętami, ale dla szczurolubów jest to pozycja obowiązkowa. Bankowo przypadnie im do gustu równie mocno co mi.
W chwili, gdy dowiedziałam się o istnieniu „Szczurynek”, książki która w zabawny sposób opowiada o codziennym życiu z ogoniastymi pannami, to po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie było innej opcji!
"Aaaa! - Szczurynki z końskim tupotem latają po prześcieradłach i kołdrach.
- Nowe ziemie! To wszystko nasze, nasze!
Dziewczyny, szybko zaznaczamy, żeby...
2015-08-17
Zdjęcia i recenzja: http://www.recenzjum.pl/2015/08/antystresowe-kreatywne-kolorowanie-dla.html
"Piękne ogrody" i "piękne" to kolejne niezwykłe kolorowanki, które wpadły w moje ręce. Tym razem są to cuda z serii "Antystresowe kreatywne kolorowanie dla dorosłych" od wydawnictwa Amber.
To, co od razu rzuca się w oczy, to PRZEPIĘKNE okładki tych kolorowanek. Obie sprawiają, że nie można przejść obok nich obojętnie! Grafiki, które się na nich znajdują kuszą potencjalnego kolorowankomaniaka, a to tylko przedsmak tego, co kryją w środku. Bo wewnątrz mają takie cuda, że po prostu nie wiadomo od czego zacząć kolorować!
Kolejny dylemat to - jak to pokolorować, żeby tego nie spieprzyć? Naprawdę, tam są tak ładne rzeczy do kolorowania, że aż chce się włożyć w to kolorowanie 100% siebie, aby wyszło ładnie. Sprawia to, że gdy wyciągam kredki, pisaki i inne przybory do kolorowania, to na jakiś czas odcinam się od wszystkiego, odpoczywam.
Tak jak nazwa wskazuje - "Piękne ogrody" to kolorowanka dla dorosłych o tematyce ogrodowej. Znajdują się w niej piękne ilustracje kwiatów, kompozycji kwiatowych, ptaków, motyli i innych nieodłącznych elementów ogrodowych.
Kolorowanka "Piękne", tak naprawdę niewiele różni się od "Pięknych ogrodów". Skupia się po prostu na pięknych wzorach. Znajdziemy w niej przeróżne ilustracje, w tym też kompozycje kwiatowe, pośród których kryją się ptaki, motyle i inne ładne elementy.
Obie kolorowanki zostały wykonane tak samo, w standardowym formacie A4 w miękkich oprawach. Papier nie jest za gruby, ale mimo tego nie przebija pisaków. Kartki są matowe i dobrze przyjmują wszystkie kredki, pisaki, cienkopisy i inne przybory do kolorowania. Jakość ich wykonania jest bardzo dobra, chociaż wyglądają na delikatne.
Jestem bardzo zadowolona z tych kolorowanek dla dorosłych. Mają wiele ładnych wzorów, które mimo tego, że są z tej samej tematyki, to jednak są bardzo różne i interesujące. "Gęstość" kolorowanek jest bardzo różna, więc w zależności od nastroju, czy wolnego czasu, można wybrać czy chce się bardziej skomplikowaną kolorowankę z wieloma drobnymi elementami, czy taką z większymi.
Kolorowanki z serii "Antystresowe kreatywne kolorowanie dla dorosłych" wydawane przez wydawnictwo Amber są warte uwagi każdego kolorowankomaniaka, a także tych, którzy dopiero zaczynają wkręcać się w kolorowanie.
Zdjęcia i recenzja: http://www.recenzjum.pl/2015/08/antystresowe-kreatywne-kolorowanie-dla.html
"Piękne ogrody" i "piękne" to kolejne niezwykłe kolorowanki, które wpadły w moje ręce. Tym razem są to cuda z serii "Antystresowe kreatywne kolorowanie dla dorosłych" od wydawnictwa Amber.
To, co od razu rzuca się w oczy, to PRZEPIĘKNE okładki tych kolorowanek. Obie sprawiają,...
2015-06-09
„Nigdy nie gasną” to drugi tom trylogii Alexandry Bracken, która podbiła serca wielu czytelników na całym świecie. Trylogia ta jest niezwykle klimatyczną, antyutopijną wizją świata, w której dzieci są nie tylko ofiarami przedziwnej „choroby” OMNI, uważanej przez niektórych za dar, ale także ofiarami systemu i rządów sprawowanych przez dorosłych. Dzieci, którym udało się przeżyć posiadają gamę niecodziennych umiejętności, które klasyfikuje się według kilku kolorów. Zieloni, niebiescy czy pomarańczowi, to określenia, które od razu informują jakie psioniczne sztuczki potrafi dana osoba.
Nie będę ukrywać, że mimo iż od samego początku pomysł na tę trylogię wydawał mi się bardzo oryginalny i interesujący, to pierwszy tom „Mroczne umysły” wspominam tak, że dość ciężko było mi przyswoić jego treść. Poza tym oczywiście nie zawiodła mnie w żaden sposób, bo nie była banalna, a właśnie bardzo złożona.
'Jedyną drogą do pogodzenia się z przeszłością jest znalezienie sposobu,
żeby ją za sobą zamknąć."
Po „Nigdy nie gasną” sięgnęła po dość długim czasie od lektury pierwszego tomu i niestety moje obawy okazały się jak najbardziej słuszne, bo 1/3 książki męczyłam okropnie. W dodatku taki bardzo ogólny zarys wydarzeń, który zapamiętałam z pierwszego tomu utrudniał mi lekturę. Ciężko było mi się odnaleźć w świecie Ruby, połączyć fakty i zrozumieć jej zachowanie. Ku mojemu zdziwieniu i ogromnej radości okazało się, że po przebiciu się przez tą niewidzialną ścianę oporu lektura bardzo mnie wciągnęła i resztę pochłonęłam w bardzo szybkim tempie z całkowitym zaangażowaniem.
Po dramatycznych wydarzeniach, które miały miejsce w pierwszym tomie „Mroczne Umysły”, Ruby przyłączyła się do organizacji zwanej „Ligą dzieci”, której celem jest obalenie obecnego prezydenta i wyzwolenie dzieci. Dzieci, które znajdują się w lidze uczą się walki, dyscypliny i korzystania ze swoich umiejętności pod okiem dorosłych agentów. Na pierwszy rzut oka widać, że misja tejże organizacji trochę zboczyła z głównego celu, dla którego została stworzona. Obalenie obozów, w których przetrzymywane są dzieci zeszła na dalszy plan i dla agentów zaczęła się liczyć jedynie droga do przejęcia władzy. Ruby musi udać się na niebezpieczną misję, dzięki której będzie w stanie sprowadzić Ligę dzieci na właściwe tory. Oczywiście jej wyprawa będzie pełna niebezpieczeństw, niespodzianek i walki z własnymi demonami.
"(...) są pewne myśli, które żyją w naszych umysłach jak przewlekła choroba.
Czasem wydaje się nam, że je pokonaliśmy, ale okazuje się,
że tylko przerodziły się w nowe, mroczniejsze formy."
W „Nigdy nie gasną”, tak samo jako w „Mrocznych umysłach” dzieje się naprawdę dużo, serio nie znam drugiej takiej serii, która cechowała by się tak rozbudowaną i napiętą akcją! Dodatkowo fabuła nie jest porozkładana na losu kilku postaci, ani rozłożona w długim okresie czasu, cały czas czytelnik śledzi losy Ruby i przy okazji jej towarzyszy. Wszystko jest bardzo dynamiczne i przemyślane. Autorka nie powiela utartych schematów, dlatego nigdy nie wiadomo co zaplanowała dalej.
Pomysł na drugi tom historii o dzieciach dotkniętych OMNI był strzałem w dziesiątkę. Cała sytuacja została bardzo ciekawe rozwinięta. Główna bohaterka Ruby w pewnien sposób została obnażona przed czytelnikiem. Jej zachowanie, a dokładniej przebłyski mrocznych myśli są fantastycznym zabiegiem i ukazały ją w całkowicie nowy sposób. Tak samo jej nowa „ekipa” jest tak charakterystyczna i na swój sposób sympatyczna, że w mgnieniu oka podbija serce czytelnika.
"Przez ostatnie kilka tygodni życie nieraz udowodniło mi,
że im lepiej kogoś poznajemy, tym bardziej nam na tej osobie zależy.
To nieuchronne. Granice się zacierają i później, kiedy przychodzi rozłąka,
utrata relacji staje się nieznośnym cierpieniem."
W „Nigdy nie gasną” na czytelnika czeka sporo niespodzianek, a każda z nich przyprawi o szybce bicie serca. Także przygotujcie się na masę silnych emocji! Polecam tę książkę i uważam, że warto było się pomęczyć na początku.
http://www.recenzjum.pl/2015/06/mroczne-umysy-nigdy-nie-gasna-alexandra.html
„Nigdy nie gasną” to drugi tom trylogii Alexandry Bracken, która podbiła serca wielu czytelników na całym świecie. Trylogia ta jest niezwykle klimatyczną, antyutopijną wizją świata, w której dzieci są nie tylko ofiarami przedziwnej „choroby” OMNI, uważanej przez niektórych za dar, ale także ofiarami systemu i rządów sprawowanych przez dorosłych. Dzieci, którym udało się...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-02
Jakiś czas temu cały świat ogarnęła fala "BE CREATIVE!", w efekcie czego na rynku pojawiły się przeróżne publikacje mające na celu wydobyć z nas tę kreatywność. Przeróżne dzienniki do niszczenia, nie-książki, książki bezsensu, do pracy itd. Co prawda kolorowanki różnią się od wymienionych cudów. Mają one przede wszystkim działać antystresowo na użytkowników, ale nie można zaprzeczyć, że w jakimś tam stopniu pobudzają kreatywność.
"Sztukoterapia. Art Deco. 100 antystresowych kolorowanek" to książko-kolorowanka wypuszczona przez wydawnictwo Egmont. Ta pozycja już na pierwszy rzut oka wyróżnia się od pozostałych kolorowanek, które są dostępne na rynku. Jej okładka wykonana jest z grubego i bardzo twardego tworzywa. Jest naprawdę solidna i szczerze mówiąc nie przypomina typowych kolorowanek.
Jak sama nazwa i okładka wskazują - w tej kolorowance znajdziemy ilustracje inspirowane dziełami ART DECO oraz ART NOUVEAU. Są to dwa spośród najważniejszych stylów artystycznych XX wieku. ART NOUVEAU skupia się na naturze, spiralnych ornamentach i kobiecych kształtach. Natomiast ART DECO jest jego przeciwieństwem, uprzywilejowało geometrię, składając hołd innowacjom przemysłu.
W tej pozycji znajduje się 100 kolorowanek, a niektóre motywy zajmują dwie strony. Większość kolorowanek jest bardzo szczegółowa i można powiedzieć, że dość monotonna. Jednak kolorując takie wzorki można się naprawdę odprężyć i na jakiś czas zapomnieć o wszystkim innym.
Dzięki twardej oprawie "ART DECO" kolorować można nawet "na kolanie". Kartki również są dość grube, naprawdę dobre jakościowo - sztywne i matowe, bardzo gładko się po nich koloruje, a co najważniejsze - nie przebijają! Nawet pisaków!
Ta kolorowanka dla dorosłych tematycznie bardzo różni się od tych obecnych na rynku. Z pewnością spodoba się miłośnikom stylów artystycznych XX wieku, a także tym, którzy poszukują niebanalnych wzorów. Jej eleganckie i solidne wykonanie z pewnością zadowoli każdego i pozwoli odkryć nowe oblicze kolorowania.
"Sztukoterapia. ART DECO .100 antystresowych kolorowanek" na pewno zostanie ze mną na długi czas, gdyż naprawdę jest tam sporo do kolorowania.
http://www.recenzjum.pl/2015/08/sztukoterapia-art-deco-100.html : recenzja i masa zdjęć kolorowanek
Jakiś czas temu cały świat ogarnęła fala "BE CREATIVE!", w efekcie czego na rynku pojawiły się przeróżne publikacje mające na celu wydobyć z nas tę kreatywność. Przeróżne dzienniki do niszczenia, nie-książki, książki bezsensu, do pracy itd. Co prawda kolorowanki różnią się od wymienionych cudów. Mają one przede wszystkim działać antystresowo na użytkowników, ale nie można...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-05-06
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Maybe someday" to kolejne dzieło Colleen Hoover. Autorki znanej przede wszystkim z rewelacyjnej, chwytającej za serce i długo nie dającej o sobie zapomnieć - książki "Hopeless". Po sukcesie jakim okazała się wspomniana lektura i kacu książkowym, który mi przysporzyła, miałam dość spore oczekiwania wobec "Maybe someday".
Sydney żyje sobie całkiem normalnie i spokojnie - studiuje, pracuje, mieszka z przyjaciółką i jest w stabilnym związku... Wszystko to wali się w chwili, gdy dowiaduje się prawdy o swoich najbliższych.
Dziewczyna zostaje bez pieniędzy i dachu nad głową, ale na szczęście na swojej drodze spotyka Ridge'a. Chłopaka, który jest niezwykle utalentowanym muzykiem z blokadą twórczą, przez co nie jest w stanie napisać żadnego tekstu. W zamian za pomoc Sydney otrzymuje własny kąt. Szybko łapią wspólny język i okazuje się, że razem są w stanie tworzyć wspaniałe teksty, które łamią serca...
"Maybe someday" w przepiękny sposób opowiada o muzyce. Nie tylko o jej tworzeniu, ale także ukrytym przekazie, odebieraniu i emocjach, które wywołuje. Jest to pierwsza książka podczas, której odsłuchiwałam specjalną playlistę i spokojnie mogę to wpisać na listę "niesamowitych przeżyć". Świetne było to, że wszystkie teksty wspólnie pisane przez Sydney i Ridge'a miały "ukryty" przekaz i tyczyły się sytuacji w jakiej się znajdowali. Piosenki były przepełnione emocjami, które również mi się udzielały i myślę, że to właśnie taki zamysł miała autorka. Colleen Hoover wymyśliła świetny sposób by przekazać czytelnikowi emocje bohaterów. Genialne.
"W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest tego dowodem. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby „może kiedyś” się we „właśnie teraz."
Poza genialnymi piosenkami, kolejną rewelacyjną rzeczą w "Maybe someday" jest kreacja bohaterów. Zwłaszcza tych głównych, chociaż drugoplanowi są też interesujący. Oczywiście, najbardziej wyrazistą postacią jest Sydney, chociaż to Ridge'a najbardziej polubiłam. Jego autentyczność, na którą składały się podejście do życia, delikatność, pasja, otwartość, ciekawość świata i przede wszystkim poczucie humoru zostały tak wykreowane, że jestem pełna podziwu. Każdy z bohaterów otrzymał konkretne cechy charakteru, które były dla niego charakterystyczne i mocno eksponowane. Świetnym motywem było wplecenie w fabułę zamiłowania poszczególnych osób do robienia sobie psikusów.
"Maybe someday" wielokrotnie ukazuje ironie losu, zahacza o ciężkie, niewygodne tematy. Nie jest tak naładowana napięciem seksualnym jak to było w przypadku "Hopeless", ale nie znaczy to, że wcale go tam nie ma, po prostu jest go odrobinę mniej, bo jest tłumione przez bohaterów, którzy nieustannie walczą z pokusą i obiecują sobie, że "może kiedyś".
"Sercu nie można powiedzieć, kiedy, kogo i jak ma kochać. Serce powinno robić to, co mu się żywnie podoba. Jedna rzecz jaką możemy kontrolować, to czy daje naszym życiom i umysłom szanse, by dogonić nasze serce."
Niestety "Maybe someday" nie jest aż tak rewelacyjna jak "Hopeless", chociaż tak naprawdę ciężko to, od tak sobie stwierdzić. Są to dwie różne książki, jednak można dostrzec drobne podobieństwa, zwłaszcza w kreacji bohaterów. "Maybe someday" nie "oderwało" mnie od życia tak jak zrobiło to "Hopeless" i to jest chyba jeden z powodów, dla którego czuje się odrobinę rozczarowana. Co prawda "Maybe someday" poruszyła mnie niejednokrotnie, powywracała moje wnętrzności kilkoma scenami, ale przydługie zakończenie sprawiło, że moja totalna euforia zdążyła przygasnąć, a napięcie całkowicie zniknęło, bo dokładnie wiedziałam jak to się skończy. Chociaż miałam nadzieję na jakąś niespodziankę... Nie zmienia to faktu, że "Maybe someday" ogromnie mi się podobała i mimo wszystko stała się jedną z ulubionych powieści.
Autor: Colleen Hoover
Gatunek: New adult
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Liczba stron: 440
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Maybe someday" to kolejne dzieło Colleen Hoover. Autorki znanej przede wszystkim z rewelacyjnej, chwytającej za serce i długo nie dającej o sobie zapomnieć - książki "Hopeless". Po sukcesie jakim okazała się wspomniana lektura i kacu książkowym, który mi przysporzyła, miałam dość spore oczekiwania wobec "Maybe someday".
Sydney...
2015-04-18
O Rainbow Rowell i jej książce "Eleonora & Park" słyszał już chyba każdy. Kolejna świetna akcja marketingowa ze strony Wydawnictwa Otwartego, urocza okładka i słowa polecenia od samego Johna Greena... Jednak jak się ma treść książki w odniesieniu do popularności i zainteresowania czytelników, którą tak łatwo osiągnęła?
Życie Eleonory nie należy do najprzyjemniejszych. W domu żyje w ciągłym strachu przed mężem swojej mamy, a w szkole wcale nie jest lepiej. Bo jaką opinię może mieć nowa, biedna, rudowłosa dziewczyna, która w dodatku jest przy kości? Na szczęście na horyzoncie pojawia się Park. Przemiły, idealny chłopak, który odrywa Eleonorę od codziennych problemów za pomocą dużej dawki komiksów, dobrych kawałków i dotąd nieznanego jej uczucia, którym całkowicie niespodziewanie ją obdarzył.
"Eleonora & Park" to niezwykle ładna książka. Taka łagodna i rozkoszna, z pięknymi cytatami. Czytelnik obserwuje jak rozwija się pierwsza, niewinna miłość i rozpływa się nad nią jak nad słodkim szczeniaczkiem, czy uroczym dzieckiem. Fantastyczne uczucie.
"Uczucie, gdy po raz pierwszy chwycił jej dłoń było tak cudowne, że przeważyło wszystkie złe rzeczy. Było mocniejsze niż jakikolwiek ból, którego doświadczyła."
Czytałam tę książkę jak zahipnotyzowana. Rainbow Rowell ma świetny, delikatny styl, dzięki czemu czytanie "Eleonory & Parka" było dla mnie bardzo przyjemnym przeżyciem. Lektura bardzo szybko mnie wciągnęła i niejednokrotnie wywołała u mnie uśmiech czy też salwy śmiechu. Akcja rozgrywa się dość jednostajnym tempem i przyspiesza tylko przy końcu książki. Nie jest to w żadnym wypadku wada, ponieważ dzięki temu tak jakby "płynie się" przez lekturę. Wszystko w "Eleonorze & Parku" mi się podobało. No, poza zakończeniem. Tak się nie robi! Zostałam pozostawiona z taką "pustką" i sprawdzałam nawet czy przypadkiem ktoś nie wyrwał kilku ostatnich stron z mojego egzemplarza. Niestety nie.
Trochę mylnie się przyjęło, że "Eleonora & Park" to typowo muzyczna książka. Co prawda muzyka odgrywa tam znaczącą rolę, jednak nie jest to główny wątek. Przed lekturą tej książki miałam obawy co do tego aspektu. Nie jestem jakąś fanatyczką muzyki, więc myślałam, że na każdej stronie będą się przewijać tytuły piosenek, teksty i całkowicie niezrozumiałe dla mnie nuty, ale całe szczęście tak nie było. Było fajnie.
"A gdy ona się uśmiechała, coś w nim pękało. Za każdym razem."
Świetnym pomysłem było użycie motywu komiksów z X-menami. Rozmowy Eleonory i Parka na ich temat, rozważanie mocy mutantów były bezbłędne! Nie przesadzone, w odpowiedniej ilości, także nawet jak ktoś nie kojarzy o co chodzi, bądź nie jest fanem komiksów, X-menów itd., to nie powinien czuć się zagubiony.
"Eleonora & Park" to tacy współcześni "Romeo & Julia", chociaż nie do końca, gdyż jest między nimi - a także w ich historii - całkiem sporo różnic. W książce Rainbow Rowell bohaterowie zostali świetnie wykreowani. Eleonora ma masę charakterystycznych cech, przez co jej postać wydaje się być autentyczna.Tak samo jest z Parkiem, chociaż nie ukrywam, że kreacja jego osoby jest jeszcze lepsza. A jego mama to już w ogóle jest fenomenalnie przedstawiona. Dobra robota, bardzo dobra.
"Chcę, żeby wszyscy cię poznali. Jesteś moją ulubioną osobą wszech czasów."
Uwielbiam "Eleonorę & Parka" i wiem, że nie jestem w tym odosobniona. Jest to po prostu świetna książka zarówno dla młodzieży, jak i tych starszych. Z mega świetnymi cytatami, przesłaniem, które porusza serce, duszę i wszystko inne w środku.
Autor: Rainbow Rowell
Gatunek: Młodzieżowa/ Young adult
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Liczba stron: 340
O Rainbow Rowell i jej książce "Eleonora & Park" słyszał już chyba każdy. Kolejna świetna akcja marketingowa ze strony Wydawnictwa Otwartego, urocza okładka i słowa polecenia od samego Johna Greena... Jednak jak się ma treść książki w odniesieniu do popularności i zainteresowania czytelników, którą tak łatwo osiągnęła?
Życie Eleonory nie należy do najprzyjemniejszych. W...
2015-03-20
Recenzja ukazała się www.recenzjum.pl
Sięgając po "Próbę ognia" nie stawiałam wobec niej jakichś wygórowanych wymagań. Przyznam, że nawet trochę się obawiałam tej lektury. Okładka, ani opis książki nie skradły mojego serca, jednak było w niej coś, co spowodowało, że postanowiłam jednak dać jej szansę. Już na wstępie mogę zdradzić, że była to bardzo, ale to bardzo dobra decyzja.
Można by stwierdzić, że Lily ma alergię na cały świat. Jej przypadłość bardzo utrudnia, wręcz uniemożliwia normalne życie. Jednak mimo wszystko nadal pozostaje nastolatką, więc nie zważając na nic, postanawia udać się na imprezę. W trakcie przyjęcia pewne sprawy bardzo wymykają się z pod kontroli...
Sytuacja jest tak bardzo poważna, że wstyd i cała nienawiść do otaczającego świata uderza w Lily z taką mocą, że dziewczyna chce po prostu zniknąć... I znika. A przynajmniej z tego świata.
Dziewczyna trafia do równoległego świata, gdzie spotyka swoje alter ego. Lillian jest potężną wiedźmą, która sprawuje władzę nad wszystkim. W tym miejscu wszelka nauka jest zabroniona, a naukowcy są prześladowani i mordowani. Wszystko opiera się na magii i tylko magii. Jest to tak odmienne miejsce, od tego które zna Lily, że dziewczyna czuje się bardzo zagubiona. Ponadto nie ma pojęcia jakie jej alternatywna wersja, która jest znana jako najokrutniejsza wiedźma, ma wobec niej zamiary...
Świat, który wykreowała autorka jest bardzo rozbudowany i oryginalny. Jest to fascynująca mieszanka współczesności, średniowiecza i przyszłości. Mamy tu hierarchię, na której czele stoją oczywiście czarownice, poza nimi istnieją także mufle i tzw. "mechanicy", którzy się nimi zajmują. Działają na zasadzie komplementarności, co jest niezwykłe i naprawdę ciekawie opisane. Poza tym istnieją także tzw. "koczownicy", którzy pełnią w "Próbie ognia" po części funkcję buntowników, rebeliantów. Ich kreacja przypomina trochę dzikusów, którzy żyją pod przywództwem szamana, ale jednocześnie nie są "sto lat za murzynami", gdyż interesują się daleko już posuniętą nauką z mieszanką magii.
"- Nie śpisz już? - zapytał głosem nadal ochrypłym od snu.
- Nie.
- A w ogóle spałaś?
- Nie. - Usłyszała, jak Rowan mruczy coś do siebie i postanowiła mu przerwać, zanim znowu ją skarci. - Ale mój tyłek zasnął. Spał jak kamień przez całą noc.
- Cóż, najwyraźniej twój tyłek ma więcej zdrowego rozsądku od ciebie."
Postać Lily została bardzo plastycznie opisana, więc już po kilkudziesięciu stronach można odnieść wrażenie, że czyta się o jakimś bliskim znajomym. Ta dziewczyna jest naprawdę sympatyczną i zabawną bohaterką, która o dziwo mimo swojego uporu i jeszcze wielu innych cech, nie drażni. Jej reakcja na nowe otoczenie była bardzo autentyczna, chociaż sam proces poznawania przez nią niektórych jej magicznych zdolności trochę naciągany.
Uwielbiam wątek miłosny, który pojawił się w "Próbie ognia". Po prostu go uwielbiam. Wszystkie te małe kroki, zawody i inne elementy składające się na stworzenie tego motywu sprawiły, że poczułam z bohaterami więź i im kibicowałam. To samo tyczy się przyjaźni, która łączyła bohaterów. Wszędzie tam było coś takiego, co autentycznie wyzwalało uczucia i sprawiało, że faktycznie się to dla mnie liczyło... Ta książka jest zarazem śmieszna, smutna, przejmująca, intrygująca, zaskakująca i oryginalna... Nie spodziewałam się, że okaże się aż tak dobra.
Ogólnie powiem tak: jeśli cenisz sobie sen i masz do załatwienia kilka ważnych spraw, na których musisz się skupić, to nie sięgaj po tę książkę. "Próba ognia" naprawdę wciąga i nie daje o sobie zapomnieć. Gdzie bym jej nie położyła, to i tak czułam jakby jakaś siła mnie do niej przyciągała. To nie jest tylko opowieść o magii. Ta książka w jakiś nieznany sposób sama stała się magiczna! W dodatku jeśli cierpisz na problemy z sercem, to tym bardziej po nią nie sięgaj! Takie zakończenie książki i świadomość, że nie można sięgnąć po kontynuację możne przyprawić o zawał serca...
Recenzja ukazała się www.recenzjum.pl
Sięgając po "Próbę ognia" nie stawiałam wobec niej jakichś wygórowanych wymagań. Przyznam, że nawet trochę się obawiałam tej lektury. Okładka, ani opis książki nie skradły mojego serca, jednak było w niej coś, co spowodowało, że postanowiłam jednak dać jej szansę. Już na wstępie mogę zdradzić, że była to bardzo, ale to bardzo dobra...
2014-09-30
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Jedyna" to już ostatni tom opisujący rywalizację o tytuł żony Maxona i księżniczki Illei. Jednak nie ostatni tom z serii "Selekcja"! "Jedyna" to finał, na który czekają nie tylko poddani królestwa, ale też masa czytelników.
"To nie będzie "Żyli długo i szczęśliwie".
To będzie o wiele więcej."
W pałacu została już tylko czwórka uczestniczek Eliminacji. To już ostatnia prosta, ostatnie wyzwania i ostatnie chwile w pałacu dla trójki dziewczyn. Jedna z nich jest już coraz bliżej zostania żoną księcia, jednak jeszcze wszystko może się wydarzyć. Zwłaszcza, że rebelianci, który są przeciwni "konkursowi", wdrażają coraz bardziej drastyczne metody. Ponadto America nie potrafi przed samą sobą przyznać się do swoich uczuć, a presja i perspektywa rządzenia krajem jest coraz trudniejsza do zniesienia.
Od razu mogę wyznać, że "Jedyna" jest moją ulubioną częścią z tej trylogii. Bardzo, ale to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i wywołała masę emocji. Chociaż nie ukrywam, że nie obyło się bez momentów, w których po prostu wiało nudą, a także takich, które wywoływały u mnie inne negatywne emocje. Jak tak sobie myślę, to ta niepozorna książka wzbudziła u mnie całą paletę przeróżnych uczuć. Była w niej oczywiście radość, ale też i strach, złość, nadzieja, zdezorientowanie i coś, co nawet mi samej ciężko nazwać... Właśnie dla takich emocji czytam książki. Uwielbiam, gdy autor ewidentnie do mnie trafia i pobudza we mnie różne "struny", rzecz jasna poza tymi negatywnymi, bo irytacja towarzysząca lekturze to dla mnie żadna nowość, a tym bardziej przyjemność.
"(...) kiedy jesteś na dnie, możesz tylko obwiniać tych, którzy są na szczycie."
Gdyby porównać pracę autorki od "Elity" do "Jedynej", to przeszła długą drogę, podczas której wykonała kawał dobrej roboty. W "Jedynej" jest to, czego zabrakło mi w "Elicie", a nawet dużo, dużo więcej. Książka wreszcie nabrała widocznego klimatu antyutopii i w końcu coś więcej się działo w tym kierunku, a także wiele zostało wyjawione. Przestało to być kolorowe reality-show, dość płytki romans, który został osadzony w takim świecie, bo akurat było to na fali popularności. Teraz to ma prawdziwy sens! Chociaż przyznam, że nawet jakby tego nie było, to i tak ta seria należałaby do jednej z moich ulubionych. Po prostu mam słabość do takich mieszanek.
Nareszcie, chociaż może trochę niespodziewanie, America zaczyna się ogarniać. W "Rywalkach" wiedziała czego chce, choć z czasem zaczęło się to zmieniać, następnie w "Elicie" już kompletnie nie wiedziała czego chce, przez co trochę jej odbiło, ale w "Jedynej" zaczęła wychodzić na prostą. Chociaż, jak tak pomyśleć, to poniekąd dalej była jakby ślepa, przez co zdarzyło jej się popełnić głupstwo. No, może i dwa ;) Nikt przecież nie jest idealny. Wystarczy, że Ami ma dobre serce i to właśnie dzięki niemu podbiła moje własne.
Serdecznie polecam "Jedyną". Jest to naprawdę świetna pozycja, a jej zakończenie nie do końca jest takie oczywiste. Wręcz zaskakuje, powiedziałabym. Na szczęście to nie ostatni tom, który serwuje nam Kiera Cass, chociaż ostatni tom z tych Eliminacji.
Autor: Kiera Cass
Gatunek: Młodzieżowa
Seria/cykl wydawniczy: Selekcja t.3
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 320
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Jedyna" to już ostatni tom opisujący rywalizację o tytuł żony Maxona i księżniczki Illei. Jednak nie ostatni tom z serii "Selekcja"! "Jedyna" to finał, na który czekają nie tylko poddani królestwa, ale też masa czytelników.
"To nie będzie "Żyli długo i szczęśliwie".
To będzie o wiele więcej."
W pałacu została już tylko czwórka...
2015-01-21
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Przeznaczeni" to niepozorna książka o miłości, która przedstawia niezwykłą, trochę z pogranicza sci-fi, historię o dwójce młodych ludzi. Poppy zawzięcie broni stanowiska niezależnej feministki, której żaden mężczyzna nie jest potrzebny do szczęścia, a przynajmniej jeszcze nie teraz. W swoim postanowieniu udało się jej wytrzymać bardzo długo, jednak w chwili, gdy zobaczyła "jego", to dosłownie zwaliło ją z nóg. Tak właśnie Poppy wpadła w bezlitosne sidła miłości i rozpoczęła się jedna z najtragiczniejszych historia miłosnych XXI w.
Noe i Poppy, lub jak kto woli "Noppy" tworzą bardzo dopasowaną parę, może odrobinę burzliwą (a nawet bardzo;)), ale już na pierwszy rzut oka widać, że są dla siebie stworzeni. Podczas, gdy "przeznaczeni" poznają siebie nawzajem, zatracają się w idealnej miłości, wokół nich zaczynają dziać się bardzo dziwne rzeczy.
"Przeznaczeni" to taka książka, gdzie na przemian można się śmiać, smucić i irytować. Historia "Noppy" jest trochę głupawą młodzieżówką i niestety autorka jest sama sobie winna tego określenia. Holly Bourne chwilami na siłę chciała być bardzo "spoko" i "młodzieżowa", a wychodziła z tego totalna żenada. Z wieloma zachowaniami trafiła w dziesiątkę, ale niektóre opisywane przez nią rzeczy były po prostu żenujące. Jednakże jeśli chodzi o przedstawienie rozkwitu związku Noego i Poppy, to wyszło to świetnie. Bardzo realistycznie, romantycznie i subtelnie.
Niestety, wszystkie koleżanki Poppy bardzo działały mi na nerwy. Ich zachowanie, w większości, było dla mnie niezrozumiałe i po prostu głupie. Dużo scen z ich udziałem było dla mnie męczących. Na szczęście Noe ratował sytuacje, chociaż nie ukrywam, że jego postać powielała pewien schemat. Z pozoru niegrzeczny chłopak z problemami, który jest nadziany, ma mnóstwo znajomości, jest przy tym niezwykle romantyczny i przystojny. Oczywiście jest również zabawny, po prostu istna dusza towarzystwa no i oczywiście jest bystry. Idealny bohater do tego typu książki.
"Tak właśnie wygląda miłość. Jakakolwiek jest, jakakolwiek była-nigdy nas nie opuści.
Jeśli nas dotknęła, to już pozostanie z nami na zawsze. Jej blask nie zniknie nigdy.
Ta cudowna świadomość będzie towarzyszyć nam do końca życia..."
"Przeznaczeni" nie są zbyt ambitną książka, ale jej lektura dała mi wiele radości i mogłam przy niej odpocząć od codzienności. Gdyby wyciąć te wszystkie sztuczne, wulgarne, "młodzieżowe" zachowania, to była by to naprawdę świetna książka. Motyw, który w niej wykorzystano jej bardzo interesujący i godny podziwu. Jedno jest pewne - nie jest to zwyczajna historia miłosna.
Autor: Holly Bourne
Gatunek: Romans / Młodzieżowa / Sci-fi
Liczba stron: 325
Wydawnictwo: YA!
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
"Przeznaczeni" to niepozorna książka o miłości, która przedstawia niezwykłą, trochę z pogranicza sci-fi, historię o dwójce młodych ludzi. Poppy zawzięcie broni stanowiska niezależnej feministki, której żaden mężczyzna nie jest potrzebny do szczęścia, a przynajmniej jeszcze nie teraz. W swoim postanowieniu udało się jej wytrzymać...
2014-09-11
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Po "Dziesięć płytkich oddechów" sięgnęłam całkowicie spontanicznie, nie wiedząc w ogóle o czym jest ta książka i nie znając opinii innych czytelników. Okazało się, że był to całkiem niezły pomysł, gdyż cała fabuła była dla mnie nieznana, więc czerpałam z tej książki dużo więcej przyjemności. Głowę miałam całkowicie "czystą" i nie latały mi po niej opinie innych czytelników, które - jak teraz widzę - są bardzo różne. Dzięki temu nie pokładałam wielkich nadziei w tej lekturze, ani nie byłam sceptycznie nastawiona. Po prostu ją czytałam. Dla samej siebie.
"Dziesięć płytkich oddechów... Przyjmij je. Poczuj je. Pokochaj je."
Cztery lata wcześniej życie dwudziestojednoletniej Kacey rozpadło się na miliony kawałków. Tragicznie zmarło kilka bardzo ważnych dla niej osób. Można powiedzieć, że wtedy również Kacey odeszła, bo po tym wypadku już nie była sobą. Była pustą skorupą z wieloma bliznami i problemami.
Dziewczyna odgradza się od wszystkich, poza swoją młodszą siostrą Livie, z którą planuje rozpocząć nowe życie w Miami. Z pozoru wszystko się układa, jednak nie jest to takie proste, ponieważ przeszłość Kacey odcisnęła na niej swoje piętno. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy dziewczyna poznaje Trenta, niezwykle pociągającego i strasznie dziwnego chłopaka...
Po zapoznaniu się z opisem można się spodziewać tego, co znajduje się w tej książce. Ja na szczęście całkowicie nie wiedziałam o czym będzie, więc z przyjemnością czytałam o losach Kacey. Mimo to muszę przyznać, że pod koniec historia jest odrobinę przewidywalna, bo przez głowę przeleciał mi możliwy scenariusz wydarzeń, ale był tak... okrutny, że nie podejrzewałam, iż autorka może go wykorzystać... A jednak! Zrobiła to! Kilka razy czytałam tę samą stronę, by się upewnić, czy na pewno dobrze przeczytałam, bo przecież tak się nie robi! Nieźle popieprzone.
Postać Kacey została bardzo ciekawie przedstawiona. Dziewczyna od czterech lat kumuluje w sobie ból, złość i nienawiść, co naprawdę widać. Nie toleruje ludzkiego dotyku, nie otwiera się przed ludźmi i praktycznie każdej nocy budzi się z krzykiem. Mimo tego jest ona bardzo sympatyczną postacią, a przede wszystkim niezwykle silną. Pozostałe postacie również zostały wykreowane w świetny sposób. Nie robią za "tło", ale faktycznie wnoszą coś do tej historii. Mają swoje wątki, które aż chce się śledzić.
"Nie otwiera się, nie potrafi znieść dotyku dłoni, ponieważ przypomina jej o śmierci.
Nie dopuszcza nikogo do siebie, ponieważ idzie za tym ból."
"Dziesięć płytkich oddechów" trochę przypomina mi "Hopeless", z tym wyjątkiem, że jest bardziej emocjonująca w pierwszej połowie. W tej książce dzieje się naprawdę wiele i nie można się przy niej nudzić. Poza ogromną dozą napięcia seksualnego i mocno walniętej głównej bohaterki, czytelnik jest świadkiem rodzącego się uczucia, przełamywania barier, burzenia murów i wielu chwytających za serce momentów.
Poza miłosno-odrobinę-erotyczną historią dla starszej młodzieży, "Dziesięć płytkich oddechów" ma w sobie bardzo ważne przesłanie. Nie siadaj za kółkiem w stanie nietrzeźwości i nie przyzwalaj na to innym. Historia ta pokazuje, że jeden zły wybór, drobny błąd, może prowadzić do ogromnej katastrofy i niewyobrażalnego bólu, z którym nie jest łatwo sobie poradzić. Niektórym wcale się to nie udaje.
Bardzo spodobał mi się styl autorki. Lekkość tekstu, a zarazem naładowanie go emocjami było odczuwalne w każdym zdaniu. Kolejną świetną i dość oryginalną rzeczą było podzielenie książki na etapy. Bardzo podobało mi się to działanie, gdyż nadaje powieści pewnego rodzaju klimat i sprawia, że całość wydaje się dopracowana do najdrobniejszego szczegółu.
"Ignoscentia [...] Ponieważ przebaczenie ma moc uzdrawiania."
"Dziesięć płytkich oddechów" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i wywołała wiele emocji. Można nawet powiedzieć, że w pewnym momencie mnie "zniszczyła". Bardzo lubię takie książki - właśnie dla tak intensywnych, niecodziennych emocji czytam.
Autor: K. A. Tucker
Gatunek: Młodzieżowa/ New Adult
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 421
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Po "Dziesięć płytkich oddechów" sięgnęłam całkowicie spontanicznie, nie wiedząc w ogóle o czym jest ta książka i nie znając opinii innych czytelników. Okazało się, że był to całkiem niezły pomysł, gdyż cała fabuła była dla mnie nieznana, więc czerpałam z tej książki dużo więcej przyjemności. Głowę miałam całkowicie...
2014-12-10
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
W zasadzie to nigdy nie czytam książek o popularnych ludziach, bo tego typu publikację nie potrafią mnie zainteresować. Jednak jeśli chodzi o Leę, to sprawa wygląda zupełnie inaczej. W chwili, gdy zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach wydawnictwa Feeria wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać. Leę Michele znam z jednego z moich ulubionych seriali "Glee". Od początku odgrywała w nim znaczącą rolę, ambitnej i jednocześnie odrobinę irytującej Rachel Berry. Z czasem jej postać bardzo się rozwinęła i Lea stała się prawdziwą gwiazdą "Glee".
Lea jest zdecydowanie jedną z moich ulubionych piosenkarek. Ma niesamowity głos i każda piosenka w jej wykonaniu jest pełna emocji. Serialowa Rachel Berry, która śpiewa głównie covery znanych już piosenek, zawsze wkłada całą siebie w wykonywany utwór. Nadaje mu nowe brzmienie, które moim zdaniem czasem jest nawet lepsze od oryginału. Lea świetnie brzmiała w duetach z Corym Monteihnem, który był jej partnerem zarówno w życiu prywatnym (planowali ślub) jak i tym zawodowym - grał Finna Hudsona w "Glee". Niestety Cory zmarł w lipcu 2013 roku, co oczywiście miało duży wpływ na Leę,
"Piękna i ambitna" to bardzo bogato ilustrowana książka o Lei, która ukazuje jaka naprawdę jest odtwórczyni roli Rachel Berry. W swojej książce opowiada o życiu, marzeniach, które miała od najmłodszych lat, o Broadwayu i ciężkiej pracy, którą musiała wykonać, by znaleźć się w miejscu, w którym aktualnie się znajduje. Lea z całą pewnością jest ambitna... i piękna. W swojej publikacji ujawnia w jaki sposób udaje jej się wyglądać tak wspaniale. Składa się na to szereg rozdziałów, w których omawia pielęgnację dla początkujących, odżywianie się, sposób na zachowanie dobrej kondycji, a także styl - ten na co dzień i ten od święta. W każdym z tych rozdziałów przekazuje masę przydatnych informacji, rad i sprawdzonych sposobów, a nawet przepisów na potrawy. Przykładowe ćwiczenia, fryzury i makijaże, to tylko niewielka część tego co Lea przygotowała dla swoich fanów. Oczywiście nie są to przepisywane "na żywca" teksty z różnych poradników, cały czas czuć w nich Leę. Ponadto autorka urozmaiciła rozdziały bardzo ciekawymi i osobistymi listami np. "czego nigdy nie zrobię". Ogólnie w książce jest pełno takich list, dzięki którym można poznać postać Lei, takiej jaką jest na prawdę. Poza praktycznymi radami, które zawarto w "Piękna i ambitna", znalazły się tam też rozdziały traktujące o przyjaźni, a także o "Glee".
W książce zabrakło mi rozdziału opowiadającego o relacji Lei z Corym, ale z drugiej strony jego brak jest całkowicie uzasadniony. Mimo tego braku uważam, że książka wypadła świetnie. Nie spodziewałam się, że "Piękna i ambitna" będzie zawierała w sobie tyle ciekawych informacji i tego, że będą przekazane w tak interesujący sposób. Masa świetnych zdjęć, liczne genialne myśli, to kolejne powody, dla których warto zaopatrzyć się w tę pozycję.
Lea Michele jest świetną osobą co zostało udowodnione na kartach książki "Piękna i ambitna". Uważam, że jest to osoba, którą warto naśladować ze względu na jej pozytywną postawę, ambicje i dążenie do celu mimo przeciwności losu. Ta książka spodoba się nie tylko fanom tej gwiazdy, ale z pewnością zaciekawi swoją treścią osoby, które kompletnie nie znają odtwórczyni roli Rachel Berry.
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
W zasadzie to nigdy nie czytam książek o popularnych ludziach, bo tego typu publikację nie potrafią mnie zainteresować. Jednak jeśli chodzi o Leę, to sprawa wygląda zupełnie inaczej. W chwili, gdy zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach wydawnictwa Feeria wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać. Leę Michele znam z jednego z moich...
2015-01-13
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Świat, który znamy przestał istnieć. Wojna Siedmiu Faz przemieniła Ziemię w istne pobojowisko. Skażone gleby, woda i liczne mutacje to tylko niewielka część zmian, jaka nastąpiła na naszej planecie. Ci, co przeżyli od dawna starają się odwrócić katastroficzne skutki i przywrócić Ziemi jej dawną formę. W tym celu zakładane są kolonie, gdzie najlepsi, absolwenci studiów, prowadzą to priorytetowe przedsięwzięcie.
Każdego roku wybrane jednostki, które akurat ukończyły szkołę średnią, są poddawane specjalnym testom. Jeśli przejdą je pomyślnie, dostają się na studia, a ich przeznaczeniem jest dokonywanie rzeczy niezwykle ważnych dla całego narodu, a nawet przewodzenie nim.
Cia od zawsze marzyła, by dostać się na studia. Chciała dokonywać wielkich rzeczy, tak jak jej ojciec. Nie wiedziała jednak, że na drodze do jej od dawna zaplanowanej przyszłości staną tak niebezpieczne testy. Dziewczyna na każdym kroku poddawana jest przeróżnym próbom, bez przerwy, nawet w trakcie snu musi być czujna... Ale przede wszystkim - nie może nikomu zaufać.
"Testy" to niezwykle emocjonująca książka, za każdym razem, gdy wracam do niej myślami, zalewa mnie fala przeróżnych uczuć, które towarzyszyły mi w trakcie lektury. Pomysł na fabułę, jak i jej rozwinięcie jest świetny. Fabuła jest bardzo rozbudowana, cały czas coś się dzieje, więc nie ma możliwości, by nudzić się przy tej pozycji. Ogromnym plusem "Testów" jest to, że zawiera mnóstwo zaskakujących sytuacji, autorka zafundowała masę "przekrętów", które nieźle szokują. Po prostu nie sposób przewidzieć co się będzie dalej działo.
"Wprawdzie ziemia jest odporna i zdolna się odradzać, jednak trudno przypuścić,
by to miejsce mogło kiedykolwiek stać się czymś innym niż tylko straszliwym
przypomnieniem o potwornych zniszczeniach, jakich my, ludzie, potrafimy dokonać."
Trochę szkoda, że autorka tak mało zdradziła ze swojej post apokaliptycznej wizji świata. Chociaż nie jest tak, że całkowicie olała ten wątek. Co to, to nie. Po prostu pomysł na jaki wpadła zainteresował mnie do tego stopnia, że chętnie dowiedziałabym się więcej o wojnie Siedmiu Faz i jej skutkach. Podejrzewam, że zostanie to bardziej przybliżone w kolejnej części. Jeśli chodzi o kreacje bohaterów, to autorka również w tym przypadku spisała się bardzo dobrze. Cia jest postacią, którą nie sposób znielubić. Jest bardzo mądra i empatyczna, a przy tym charakterna.
"Testy" posiadają wszystko to, co moim zdaniem powinna zawierać świetna książka - intrygujący post apokaliptyczny świat, nieirytującego głównego bohatera, nieprzesłodzony wątek miłosny, masę emocjonujących zdarzeń i jeszcze więcej nieprzewidzianych zwrotów akcji. Mogłabym tak wymieniać jeszcze przez długi czas, ale uważam, że najlepiej jak sięgniecie po tę książkę i sami dokończycie tę listę. Dla mnie jest to jedna z lepszych pozycji, jakie przyszło mi czytać. Nie mogę się doczekać co będzie dalej, bo będzie się działo, oj będzie!
Recenzja ukazała się na www.recenzjum.pl
Świat, który znamy przestał istnieć. Wojna Siedmiu Faz przemieniła Ziemię w istne pobojowisko. Skażone gleby, woda i liczne mutacje to tylko niewielka część zmian, jaka nastąpiła na naszej planecie. Ci, co przeżyli od dawna starają się odwrócić katastroficzne skutki i przywrócić Ziemi jej dawną formę. W tym celu zakładane są...
Smoki darzę szczególnym uczuciem, stało się to za sprawą mojej drugiej połówki, która wprowadziła mnie do tego świata. Zatem nic dziwnego, że nie mogłam się powstrzymać przed sięgnięciem po "Poradnik dla smoków. Żywienie i wychowanie ludzi".
W tym świecie, który zdaje się istnieć jednocześnie z naszym, fantastyczne stworzenia na swoich pupili wybierają ludzi. Majestatyczna smoczyca Panna Drake od wielu, wielu lat żyje w tajemnicy u boku jednego rodu, co jakiś czas wybierając jedną osobę na swojego podopiecznego.
"Jeśli cenisz swój spokój i zdrowie psychiczne,
nie spiesz się i wybierz mądrze swojego pupila"
Po śmierci Kudłatej panna Drake przechodzi żałobę, która jest naturalną sprawą po śmierci ukochanego pupila. Niestety jej spokój szybko zostaje zmącony przez małą, pyskatą dziewczynkę - Winnie, która o smoczycy dowiedziała się od swojej ciotki - Kudłatej. Dziewczynka z impetem wkroczyła w życie smoczycy sądząc, że ta zostanie jej zwierzątkiem. Obie są niezwykle uparte i każda chce postawić na swoim korzystając z różnych sposobów.
W czasie tych wszystkich uroczych perypetii dzieje się coś czego nikt, nawet utalentowana smoczyca nie przeczuła. Na ulice San Francisco trafiają magiczne szkicelungi, które niepowstrzymane mogą nieźle namieszać. Żeby je powstrzymać smoczyca i Winnie muszą połączyć siły.
Książka już od pierwszej strony zapowiada się na poruszającą i pouczającą historię. Czyta się ją z uśmiechem na ustach, chociaż był też moment, w którym ciężko zwalczyć wzruszenie. Jest to nie tylko zabawna opowieść o przekomarzaniu się smoka z upartą dziewczynką, ale pewnego rodzaju droga do pogodzenia się ze śmiercią bliskich osób oraz zawiązanie potężnej przyjaźni.
Świat wykreowany przez Laurence Yep i Joanne Ryder bazuje na magii, która istnieje na równi z naszym światem, ale pozostaje ukryta. Autorzy wyszli poza standardowe magiczne schematy i wprowadzili do tej historii wiele świeżych pomysłów na przedstawienie magicznej społeczności. Całość zachwyca swoją prostotą a jednocześnie unikatowością, dopełnieniem tego wszystkiego są przyjemne grafiki i intrygujące tytuły rozdziałów.
Przede wszystkim pozycja ta skierowana jest do młodszych czytelników, ale na mnie wywołała ogromnie pozytywne wrażenie. To bardzo ładna książka i z przyjemnością obdaruje nią kogoś, ponieważ jestem pewna , że jest w stanie zaszczepić w czytającym dobro, spokój i moc pozytywnych emocji.
http://www.recenzjum.pl/2016/12/poradnik-dla-smokow-zywienie-i.html
Smoki darzę szczególnym uczuciem, stało się to za sprawą mojej drugiej połówki, która wprowadziła mnie do tego świata. Zatem nic dziwnego, że nie mogłam się powstrzymać przed sięgnięciem po "Poradnik dla smoków. Żywienie i wychowanie ludzi".
więcej Pokaż mimo toW tym świecie, który zdaje się istnieć jednocześnie z naszym, fantastyczne stworzenia na swoich pupili wybierają ludzi....