-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2018-07-02
2018-05-28
Na początku tego roku miałam okazję przeczytać pierwszy tom serii "Silence" Natashy Preston i bardzo podobała mi się ta historia. Książka zarobiła ode mnie mocną ósemkę i pewnym było, że sięgnę po kontynuację. Miałam jednak pewne obawy - Silence było jak dla mnie zamkniętą historią z dobrym zakończeniem, a takich zazwyczaj lepiej nie ruszać. Kontynuacja bardzo często psuje dobre wrażenie, jakie wywarła powieść i pozostawia niesmak. Nie byłabym jednak sobą, gdybym zdecydowała się nie poznać dalszych losów Oakley i Cole'a.
Po traumatycznych wydarzeniach, jakie poznaliśmy w Silence zdawać by się mogło, że spotka nas już nic gorszego. A jednak na główną bohaterkę czeka kolejny dramat - musi raz jeszcze stawić czoła przeszłości i stanąć twarzą w twarz ze swoimi oprawcami. To z kolei wiąże się z powrotem do Anglii i ponownym spotkaniem z Colem. Czy uczucie, które łączyło tę dwójkę ta się jeszcze odzyskać?
Lubię sięgać po kontynuacje powieści kiedy nie ukazują się zbyt długi okres czasu po premierze pierwszej części. Czytam naprawdę dużo i bardzo często powieści mieszają mi się ze sobą, szczególnie rok czy dwa po premierze. W przypadku Broken Silence nie miałam tego problemu. Bardzo szybko przypomniałam sobie niemalże całą fabułę, choć sama nie wiem czy to dlatego, że niedawno czytałam Silence, czy dlatego, że bohaterowie zrobili na mnie tak duże wrażenie.
Oakley jest teraz zupełnie inną osobą. Nie tylko dlatego, że odzyskała wreszcie głos, lecz również dlatego, że nabrała odwagi. W dalszym ciągu wzbudza jednak współczucie, a jej historia poruszyłaby nawet tych, którzy mają serce z kamienia. W tej części jeszcze więcej dowiadujemy się o jej traumatycznych przeżyciach, znamy coraz więcej szczegółów, a cała historia staje się jeszcze bardziej straszna. Na szczęście jest też Cole, który pozostaje równie pozytywny, jak chłopak sprzed czterech lat.
Choć w dalszym ciągu uważam, że Silence mogłoby pozostać pojedynczą powieścią, to cieszę się, że zdecydowałam się sięgnąć po kontynuację. To równie udana powieść jak jej poprzedniczka, a Ci, którzy lubią w powieściach uronić łezkę czy dwie, nie powinni poczuć się zawiedzeni.
Na początku tego roku miałam okazję przeczytać pierwszy tom serii "Silence" Natashy Preston i bardzo podobała mi się ta historia. Książka zarobiła ode mnie mocną ósemkę i pewnym było, że sięgnę po kontynuację. Miałam jednak pewne obawy - Silence było jak dla mnie zamkniętą historią z dobrym zakończeniem, a takich zazwyczaj lepiej nie ruszać. Kontynuacja bardzo często psuje...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy June dowiaduje się o śmierci Delii, jest zdruzgotana. Choć ostatnio kompletnie nie utrzymywały kontaktu, to przecież nie tak dawno były najlepszymi przyjaciółkami. A potem... wszystko się popsuło, June i Delia z dnia na dzień straciły całą swoją zażyłość. Dziś ta druga nie żyje, w dodatku popełniła samobójstwo, więc już za późno by cokolwiek naprawić. A może... Wcale nie jest za późno?
Choć rzadko mi się to zdarza, w tym przypadku muszę się przyznać - do lektury "Pięknych samobójczyń" nakłoniła mnie piękna okładka. Jest prosta, estetyczna, a jednak zdaje się skrywać jakieś metaforyczne znaczenie. Z kolei opis tej historii zwiastował coś naprawdę tajemniczego. Koniec końców kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, a i tak byłam zaskoczona.
Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy wszyscy dowiadują się o śmierci Delii. Poprzez retrospekcje June dowiadujemy się nieco o tajemniczej przyjaciółce, by już za chwilę razem z bohaterką próbować rozwiązać zagadkę samobójstwa. Problem w tym, że akcja jest bardzo nierówna. W jednej chwili gna na złamanie karku, by już za chwilę nieco nudzić czytelnika. Tak właśnie było ze mną - zaczęło się świetnie, jednak kilka razy musiałam odłożyć powieść, bo traciłam ochotę na lekturę.
Największą zaletą "Pięknych samobójczyń" jest element zaskoczenia, nawet jeśli momentami ziewałam, to zdarzały się również chwile, w których aż przecierałam oczy ze zdumienia. Większość zdarzeń i relacji między bohaterami nie sposób opisać inaczej niż jako "dziwne". Ale być może takie właśnie było zamierzenie autorki? Stworzyć thriller, który po prostu... zaskakuje pod każdym względem?
"Piękna samobójczynie" to bardzo nierówna książka - momentami bardzo mi się podobała, momentami nie. Jest dość specyficzna, więc ciężko ją ocenić. Być może Wam spodoba się bardziej?
Kiedy June dowiaduje się o śmierci Delii, jest zdruzgotana. Choć ostatnio kompletnie nie utrzymywały kontaktu, to przecież nie tak dawno były najlepszymi przyjaciółkami. A potem... wszystko się popsuło, June i Delia z dnia na dzień straciły całą swoją zażyłość. Dziś ta druga nie żyje, w dodatku popełniła samobójstwo, więc już za późno by cokolwiek naprawić. A może... Wcale...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-20
To miał być dzień jak wszystkie inne. Niektórzy obudzili się podekscytowani, inni - załamani, że to kolejny dzień w szkole, a jeszcze inni i tak wybierali się na wagary. Koniec końców żadne plany nie doszły do skutku. Kiedy uczniowie próbowali opuścić aulę po nudnym, porannym apelu, okazało się, że to niemożliwe - drzwi są zamknięte. I może nie byłoby w tym nic tragicznego, gdyby nie fakt, że tej samej auli, wśród nich, jest rozgoryczony chłopak trzymający pistolet.
Powieści o strzelaninach w szkole było wiele. Równie wiele filmowych historii o tej samej tematyce. Wydaje mi się jednak, że ten temat nie został w pełni wyczerpany, ponieważ autorzy książek i reżyserzy filmowi co i rusz zaskakują nas nowymi opowieściami o skrzywdzonych młodych ludziach, którzy decydują się na ostateczny i desperacki krok. "Chłopak, który bał się być sam" to właśnie jedna z takich historii. Opisuje losy tytułowego chłopaka, lecz również mnóstwa innych bohaterów, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w tej samej sali i przeżyć najbardziej tragiczne minuty w swoim życiu.
Dobra powieść nie musi się opowiadać historii, która toczy się latami. Czasami wystarczą 24 godziny, a czasami - tylko jedna. Oczywiście pod warunkiem, że są wystarczająco intensywne, a wydarzenia, które dzieją się w tym czasie opowiadają historię, która nie pozwoli czytelnikowi zmrużyć oka przez najbliższy tydzień. Właśnie taką historię jest "Chłopak, który bał się być sam".
Czterech narratorów, jeden dzień i naładowany pistolet - tak w skrócie można opisać tę powieść. Posiada ogromny ładunek emocjonalny i to chyba jej największa zaleta. Jest stosunkowo krótka, liczy nieco mniej niż 300 stron, ale w tym przypadku to dobrze. Gdyby tak krótka akcja została rozciągnięta na kilkaset stron, mogłoby stać się to nieco nużące. Kolejnym plusem jest różnorodność bohaterów. Historię poznajemy z czterech punktów widzenia, a każda z postaci, oprócz innego spojrzenia na tragedię, która właśnie rozgrywa się w auli, ma też do opowiedzenia swoją historię.
Mimo stosunkowo ciężkiej tematyki, książkę czyta się szybko. Została napisana przystępnym językiem, najprawdopodobniej dlatego, że skierowana jest głównie do młodego czytelnika. To dobra książka, z której można wyciągnąć wiele mądrego. Mówiąc w skrócie - polecam po nią sięgnąć, ponieważ naprawdę warto.
To miał być dzień jak wszystkie inne. Niektórzy obudzili się podekscytowani, inni - załamani, że to kolejny dzień w szkole, a jeszcze inni i tak wybierali się na wagary. Koniec końców żadne plany nie doszły do skutku. Kiedy uczniowie próbowali opuścić aulę po nudnym, porannym apelu, okazało się, że to niemożliwe - drzwi są zamknięte. I może nie byłoby w tym nic tragicznego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-05
Natasha Preston to autorka powieści dla młodzieży, która nie boi się ciężkich tematów. Miałam już styczność z jej twórczością podczas lektury powieści "Uwięzione" - wstrząsającej historii o porwaniu. Byłam więc pewna, że i "Silence" okaże się książką niełatwą, jednak z pewnością wartą uwagi. I miałam racje.
Oakley nie mówi. Nie jest fizycznie chora, jednak od wielu lat nie odzywa się do nikogo. Dlaczego? to wie tylko ona sama. Z oczywistych więc powodów nie jest najpopularniejszą osobą w szkole, a jej kontakty z rówieśnikami ograniczają się do brata i przyjaciela z dzieciństwa. Cole, bo tak ma na imię jej kolega, jest prawdziwym wspraciem. Chętnie spędza czas z Oakley i jej milczenie zdaje się niezbyt mu przeszkadzać - prowadzi dialogi z bohaterką, a za odpowiedź wystarcza mu skinienie głowy. To prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi, który codziennie broni dziewczynę przed prześladowcami.
Nic więc dziwnego, że z czasem przywiązanie Oakley do Cole'a przeradza się w coś więcej. Chłopak jest niemalże idealny - czuły, troskliwy i w dodatku przystojny. Nasza bohaterka nie wie jednak jak miałaby się do niego zbliżyć skoro nie jest w stanie nawet się odezwać. A jeśli się przełamie i powie choć słowo lub choćby odpisze na smsa zaczną się pytania, a wtedy będzie musiała wyznać prawdę o tym, co ją spotkało. A co jeśli nikt nie uwierzy? A co jeśli to się powtórzy?
"Silence" to jednocześnie piękna, jak i okropna historia. Zachwyca, ale z drugiej strony wzbudza odrazę. I to chyba właśnie jest jej główną zaletą - wywołuje masę emocji, od wzruszenia, poprzez zachwyt, a na oburzeniu kończąc. Domyślałam się, że Oakley skrywa mroczną tajemnicę, jednak zakończenie i tak mnie zaskoczyło - kiedy wszystkie sekrety wychodzą na jaw jest naprawdę strasznie!
Muszę przyznać, ze "Silence" bardzo mi się podobało. Książkę czyta się świetnie, praktycznie "pochłonęłam" ją jednym tchem. Nie sposób jednak nie zwrócić uwagi na pewne wady, przez które ocenę musiałam nieco obniżyć. Po pierwsze - milczenie Oakley jest potraktowane odrobinę po macoszemu. Nie ma nawet wzmianki o próbnie mówienia/krzyku kiedy dziewczyna jest sama, czy choćby pod prysznicem. Nie wiemy czy próbuje mówić, nawet dla samej siebie, a przecież milczy już od wielu lat. Po drugie - postać Cole'a jest jednak zbyt idealna. Owszem, wspaniale czyta się o jego zaangażowaniu, czułości i jednak to wszystko jest zbyt nierealne. Jak może czuć, coś do dziewczyny, z którą praktycznie nie ma kontaktu (nie licząc kontaktów fizycznych).
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o drobnych wadach. Niemniej jednak "Silence" uważam za świetną powieść, na którą zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Jeśli nie boicie się trudnych tematów, a lubicie dobrą literaturą to powieść idealna dla Was!
Natasha Preston to autorka powieści dla młodzieży, która nie boi się ciężkich tematów. Miałam już styczność z jej twórczością podczas lektury powieści "Uwięzione" - wstrząsającej historii o porwaniu. Byłam więc pewna, że i "Silence" okaże się książką niełatwą, jednak z pewnością wartą uwagi. I miałam racje.
Oakley nie mówi. Nie jest fizycznie chora, jednak od wielu lat nie...
2018-01-26
Choć Sandra Nowaczyk ma zaledwie 17 lat to już teraz może pochwalić się dużo większym z dorobkiem pisarskim niż niejeden autor średnim wieku.Udało jej się wydać w bardzo krótkim czasie aż dwie książki w dodatku w poważnym, liczącym się na rynku wydawnictwie. Ja również miałam okazję spotkać się z jej twórczością podczas lektury debiutu autorki - powieści "Friendzone". Nie przepadam za polskimi autorami, jednak tym razem z przyjemnością zapoznałam się z kolejną książką autorki.
Sparks postanawia ze sobą skończyć. Ma dość życia, świata i uważa że nie zostało jej nic, co mogłoby zmienić decyzję. Tuż przed krokiem ostatecznym spotka dziewczynę która prosi, aby dała jej 24 godziny. W ciągu tych godzin chce zmienić wszystko i sprawić, że Sparks znajdzie powód , aby zostać.
"Friendzone" było powieścią romantyczną i niezobowiązująca. "Fake it" to kompletnie inna bajka. Jest poważna, smutna i o wiele bardziej dojrzała. Sama nie wiem czy wolę autorkę w lekkim młodzieżowym wydaniu, czy jako z powieścią która zostawia mnie z pustką w głowie. Z pewnością poprzednią książkę Nowaczyk czytało się o wiele łatwiej i szybciej. Jeżeli zaś chodzi o tę historię, to nie mogę uwierzyć że wyszła na spod ręki 17 latki. Skoro już teraz tworzy takie historie, to co będzie za dziesięć, piętnaście lat?
Historia opowiada o losach dwóch dziewcząt. Praktycznie nie poznajemy żadnych innych postaci, co najwyżej poprzez opowieści naszych Bohaterek. Nie oznacza to jednak że historia jest nudna. Mamy tutaj mnóstwo dialogów, opisów i przede wszystkim emocji. Historia jest mocno dramatyczna, opisuje problemy nastolatków z gatunku tych bardziej poważnych. To zupełnie inna bajka niz zastanawianie się, co założyć na wieczorną imprezę.
Kolejną powieść Aleksandra Nowaczyk udowodniła że jest autorką uniwersalną, pełną nowych pomysłów i jeszcze nie jedno nam pokaże. Będę śledzić jej dalszą, karierę trzymam kciuki, aby nie porzuciła, bo pisania mam przeczucie że zostać jedną z najbardziej poczytnych polskich pisarek.
Choć Sandra Nowaczyk ma zaledwie 17 lat to już teraz może pochwalić się dużo większym z dorobkiem pisarskim niż niejeden autor średnim wieku.Udało jej się wydać w bardzo krótkim czasie aż dwie książki w dodatku w poważnym, liczącym się na rynku wydawnictwie. Ja również miałam okazję spotkać się z jej twórczością podczas lektury debiutu autorki - powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-14
Estelle Maskame to fenomen na rynku wydawniczym. Młodziutka autorka ma zaledwie 20 lat, jednak na koncie już cztery powieści. Pierwsze trzy należą do serii DIMILY uwielbianej przez (szczególnie nastoletnie) czytelniczki na całym świecie. Ja również, z czystej ciekawości postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom i... całkowicie przepadłam. Mimo wad, książka miała jedną, ogromną zaletę - była piekielnie wciągająca. Oczywiście nie mogłam odmówić sobie sięgnięcia po kontynuację i tak też, z wypiekami na twarzy, przeczytałam całą trylogię.
Dani i Jaden to rodzeństwo, które przeszło traumę, kiedy ich rodzice zginęli w wypadku. Jeszcze niedawno mieli pełną rodzinę, teraz mieszkają z dziadkami, pogrążeni w żałobie. Kenzie była ich najlepszą przyjaciółką, a dla Jadena nawet czymś więcej niż tylko przyjaciółką. Kiedy jednak świat rodzeństwa legł w gruzach, nasza przerażona bohaterka również się odsunęła.
Kenzie też problematyczną przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć. Trauma sprzed kilku lat sprawiła, że rodzina nastolatki po dziś dzień nie może się pozbierać. Niestety nie udźwignęła bagażu swoich przyjaciół i w najtrudniejszych chwilach nie mogli liczyć na jej wsparcie. Teraz ma okropne wyrzuty sumienia i za wszelką cenę chce wynagrodzić przyjaciołom swoje zachowanie.
Historia jest o tyle ciekawa, że nie skupia się jedynie na romansie. Mamy tutaj zarówno trudne relacje między przyjaciółkami, jak i dwie rodziny z problemami, a nawet wątek prawie kryminalny. Każdy z bohaterów ma wyraźnie zarysowany charakter, postacie są bardzo dobrze wykreowane i to zdecydowanie mocna strona tej historii.
Jest dokładnie tak, jak się spodziewałam - być może "Wróć, jeśli masz odwagę" nie jest literaturą najwyższych lotów, jednak zapewnia masę rozrywki i jest naprawdę wciągająca. Z przyjemnością poznawałam Kenzie, Dani i Jadena. Muszę przyznać, że tych bohaterów uważam za o wiele lepiej wykreowanych niż znanych nam z DIMILY.
Estelle Maskame to fenomen na rynku wydawniczym. Młodziutka autorka ma zaledwie 20 lat, jednak na koncie już cztery powieści. Pierwsze trzy należą do serii DIMILY uwielbianej przez (szczególnie nastoletnie) czytelniczki na całym świecie. Ja również, z czystej ciekawości postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom i... całkowicie przepadłam. Mimo wad, książka miała jedną, ogromną...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-03
Eliza jest samotniczką. Lady Konstelacja jest najjaśniejszą gwiazdą. Nasza bohaterka to jedna z bardziej znanych rysowniczek internetowych komiksów. Ma rzesze fanów, nawet w własnej szkole. Tysiące czytelników z niecierpliwością oczekują, aż Lady Konstelacja wrzuci do internetu kolejne plansze. Brzmi świetnie? Może i tak, ale nasza bohaterka nie pokazała i wcale nie zamierza pokazać twarzy. Bycie anonimową daje jej poczucie bezpieczeństwa.
Eliza nie ma przyjaciół, przynajmniej takich, których spotykałaby codziennie w szkole. Pozostaje jednak w stałych kontaktach z dwójką internetowych znajomych. To jedni z nielicznych, którzy znają jej prawdziwą tożsamość. Wśród rówieśników w szkole jest niezauważalna, nie przywiązuje wagi ani do swojego ubioru, ani tego, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Aż do momentu gdy w klasie pojawia się nowy zaskakujący uczeń - mimo budowy futbolisty, Wallace nie zamierza być gwiazdą. Chłopak ma inne problemy - nie jest w stanie mówić, gdy otacza go zbyt wiele osób, choćby w szkole. Okazuje się jednak, że czasami nie trzeba wypowiadać żadnych słów, żeby narodziło się uczucie.
W tej książce jest magia. Nie chodzi tu o nadprzyrodzone zjawiska, które pojawiają się w komiksach Elizy. Chodzi o naszych niezwykłych bohaterów i relację między nimi. Oboje są ujmujący, czarujący, a ich spotkania po prostu urocze. Autorce udało wydobyć się chyba wszystko, co możliwe z relacji między dwojgiem ludzi. Wielki ukłon w jej stronę - tak nie wiele jest pięknych, ale naprawdę realistycznych par w książkach.
Uważam, że bardzo ciekawie wypadło również podwójne życie głównej bohaterki. Co prawda ostatnio coraz częściej trafiam na książki, gdzie główna bohaterka ma internetowe alter ego (choćby recenzowana niedawno #niewidzialna), ale tutaj wysuwamy się na zupełnie inny level. Internetowy komiks, tak popularny, że nasza bohaterka może ufundować sobie dzięki niemu studia? Tego jeszcze nie było!
Choć "Wymyśliłam Cię" wspominam bardzo miło, to "Eliza i jej potwory" jest książką bez wątpienia lepszą. Może to akurat odczucie subiektywne, być może część z Was się ze mną nie zgodzi, ale to historia jest przecież tak urocza. Jest jednocześnie smutna i zabawna, ale co najważniejsze - wciąga jak jasna cholera. Polecam!
Eliza jest samotniczką. Lady Konstelacja jest najjaśniejszą gwiazdą. Nasza bohaterka to jedna z bardziej znanych rysowniczek internetowych komiksów. Ma rzesze fanów, nawet w własnej szkole. Tysiące czytelników z niecierpliwością oczekują, aż Lady Konstelacja wrzuci do internetu kolejne plansze. Brzmi świetnie? Może i tak, ale nasza bohaterka nie pokazała i wcale nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-18
Ja i Michelle Falkoff już się kiedyś spotkałyśmy. Co więcej, spotkanie to wspominam bardzo dobrze. Jakiś czas temu w moje ręce trafiła książka „Playlist for the dead” . Choć nieco przypominała mi inną powieść, którą już czytałam - „Trzynaście powodów” to i tak bardzo dobrze bawiłam się przy lekturze. Gdyby nie to spotkanie być może nie sięgnęłabym po „Pod presją” - ta historia sprawia wrażenie o wiele bardziej młodzieżowej, a ja coraz rzadziej sięgam po takie tytuły. Niemniej jednak zdecydowałam się na lekturę i muszę przyznać, że wcale nie żałuję.
Kara jest uznawana za perfekcyjną, choć sama nienawidzi tego przydomka. Za wszelką cenę stara się utrzymać idealne oceny, cieszyć się świetnym wizerunkiem. W życiu jednak nie wszystko układa się tak jakbyśmy tego chcieli. Kiedy nie jesteśmy przyzwyczajeni do zbyt częstych problemów, każdy z nich, jaki tylko się pojawia, urasta do rangi końca świata. Tak więc nasza bohaterka ukrywając własne niedoskonałości traci najlepsze przyjaciółki, szansę na udany związek i... zdolność zdania najważniejszego (w jej odczuciu) egzaminu.
Zdesperowana nastolatka decyduje się na ostateczność. Jedna tabletka, jeden egzamin, a później nigdy nie będzie trzeba już o tym wspominać. I choć plan wydaje się prosty, a Harvard zdaje się być w zasięgu ręki, sprawy nie idą tak doskonale jak chciałaby tego nasza bohaterka. Ktoś wie, że użyła wspomagacza i zamierza wykorzystać to dla własnych korzyści. Czego chce? „Czekaj na dalsze instrukcje”...
Pod presją” to przyjemna książka i całkiem nieźle bawiłam się przy lekturze. Muszę jednak przyznać, że moje przeczucia okazały się słuszne. Ta historia przeznaczona jest przede wszystkim dla młodszych czytelników. Choć okazała się wciągająca, momentami niedojrzałość bohaterów lekko mnie śmieszyła. Choćby problemy Kary, które za wszelką cenę chciała ukryć przed dwiema najlepszymi przyjaciółkami są wręcz niedorzeczne!
Całe szczęście historia się broni. Wszystko dzięki zagadce rodem z kryminału, która sprawia, że powieść wciąga i zmusza nas do poznania jej w całości. Pełno tu zwrotów akcji, zakończenie zaskakuje, a to w moim odczuciu jedna z najważniejszych cech dobrej książki. Co więcej wątek miłosny jest naprawdę przeuroczy. Koniec końców uważam tę historię za udaną – to niezobowiązująca lektura nie kilka wieczorów, a co więcej nie brak w niej morału.
Ja i Michelle Falkoff już się kiedyś spotkałyśmy. Co więcej, spotkanie to wspominam bardzo dobrze. Jakiś czas temu w moje ręce trafiła książka „Playlist for the dead” . Choć nieco przypominała mi inną powieść, którą już czytałam - „Trzynaście powodów” to i tak bardzo dobrze bawiłam się przy lekturze. Gdyby nie to spotkanie być może nie sięgnęłabym po „Pod presją” - ta...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-01
Jestem przekonana, że nie polubiłabym Emmy. Głowę nosi za wysoko, a jej życiowe priorytety pozostawiają wiele do życzenia. Mówiąc w skrócie: świat tej dziewczyny kręci się wokół koleżanek, imprez i wyglądu. Dziewczyny chodzą na spotkania ze znajomymi w niestosowanie krótkich sukienkach, piją na umór, a potem sypiają z kolegami, do których nawet nic nie czują. Ale to wcale nie znaczy, że z Emmą i jej koleżankami można zrobić co się chce...
Kiedy poznajemy bliżej główną bohaterkę szybko okazuje się, że wszystko ma swoje powody. Emma cieszy się, że jest najładniejsza wśród swoich koleżanek tylko dlatego, że myśli, iż to jedyne co ma do zaoferowania. Sypia z przypadkowymi kolegami, ponieważ uważa, że tylko tak zwróci na siebie uwagę. Pije zdecydowanie zbyt dużo, bo chce uchodzić za wyluzowaną i zwracać na siebie uwagę. Bo wbrew pozorom nasza bohaterka nie jest głupia, może jedynie zbyt naiwna. Nierzadko zdarza się jej podejmować złe decyzje, jednak nie można jej nie współczuć po tym wszystkim, co się wydarzyło.
"Sama się prosiła" przedstawia kontrowersyjną historię - i to chyba nie jest żadne zaskoczenie, bo powieści o gwałcie zawsze są kontrowersyjne. Nietypowym jest jednak fakt, w jaki sposób została przedstawiona główna bohaterka. To nie jest dziewczyna, którą (przynajmniej do pewnego momentu lubimy). Wręcz przeciwnie - autorka robi wszystko, żeby zrazić do niej czytelnika. Muszę przyznać, że Louise O"Neill bardzo zgrabnie nami manipuluje i zmusza abyśmy sami podjęli decyzję - czy dziewczyna taka jak Emma jest ofiarą. Moim zdaniem odpowiedź jest oczywista. Myślę, że książkę powinni przeczytać przede wszystkim Ci, którzy twierdzą, że młode dziewczyny, które wychodzą wieczorami na miasto same proszą się o gwałt - dla mnie nie ma większej głupoty niż to stwierdzenie.
Do pewnego momentu powieść jest naprawdę dziwna. W zasadzie możemy podzielić ją na dwie części - "przed" i "po". Na początku poznajemy Emmę i jej najlepsze przyjaciółki. Dziewczyny mają dziwne problemy, które lekko nużą, a z drugiej strony bohaterów jest tak wiele, że łatwo pogubić się w imionach. Część "po" jest zdecydowanie lepsza. Kiedy Emma zostaje zupełnie sama łezka kręci się w oku i nawet najbardziej sceptycznie nastawieni do tej bohaterki czytelnicy nie mogą pozostać obojętni.
Powieść Louise O'Neill to bardzo mocna książka. Z jednej strony jest skierowana do młodszych czytelników, nastolatków będących rówieśnikami Emmy. Z drugiej jednak Ci z Was, którzy mają nieco słabsze nerwy, powinni zastanowić się nad lekturą. Tragedia, która spotkała dziewczynę opisana jest w sposób bardzo sugestywny. Jeśli jednak zdecydujecie się na lekturę bardzo polecam Wam przeczytać ją od początku do końca, włącznie z notą od autorki na końcu. Dzięki temu, możecie być pewnie, że prawidłowo zrozumiecie zakończenie.
Jestem przekonana, że nie polubiłabym Emmy. Głowę nosi za wysoko, a jej życiowe priorytety pozostawiają wiele do życzenia. Mówiąc w skrócie: świat tej dziewczyny kręci się wokół koleżanek, imprez i wyglądu. Dziewczyny chodzą na spotkania ze znajomymi w niestosowanie krótkich sukienkach, piją na umór, a potem sypiają z kolegami, do których nawet nic nie czują. Ale to wcale...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-20
Chyba w każdym liceum spotykamy się ze swoistym konkursem piękności. W niektórych szkołach wybiera się Królowe Balu. W innych jest to nieco bardziej subtelne i choć nikt o nie organizuje zawodów i tak wiadomo, kto by je wygrał. Gdzieniegdzie można spotkać nawet wybory Miss Szkoły. Siobhan Vivian w swojej powieści posunęła się o krok dalej. Mount Washington High ma swoją własną tradycję...
Co roku na szkolnych korytarzach, w niezliczonej ilości egzemplarzy pojawia się piekielna lista. Nie sposób jej nie zauważyć, bo jest po prostu wszędzie. Na liście znajdują się nazwiska dziewcząt, które przez najbliższe dni, a może nawet miesiące znajdą się na językach wszystkich. Z każdego rocznika wybrane zostają dwie dziewczyny – ta najpiękniejsza i... najbrzydsza. Jakby tego było mał o, twórca nie omieszkał uzasadnić swojego wyboru zgryźliwym komentarzem.
Nikt nie wie, kto jest autorem listy, ani jak to możliwe, że z roku na rok informacja jest przekazywana tak dyskretnie, że tajemnica nie wyszła na jaw. To temat kontrowersyjny – ma zarówno swoich fanów, jak i przeciwników. Do tych drugich należy przede wszystkim dyrektora szkoły, która za wszelką cenę stara się przerwać wieloletnią tradycję. Mimo tego, całe tabuny dziewcząt marzą, aby ich nazwisko znalazło się na liście najpiękniejszych. Inne z kolei liczą na to, że nigdy nie znajdą się w rankingu najmniej urodziwych.
Miałam przeczucie, że Siobhan Vivian bardzo ciekawie podejdzie do tematu przywiązywania wagi do wyglądu zewnętrzne i muszę przyznać, że się nie pomyliłam. Autorka, z którą miałam już okazję się spotkać urzekła mnie właśnie tym, że potrafi w bardzo różnorodny sposób kształtować charaktery swoich bohaterek. I nie pomyliłam się, bo na „Fatalnej liście” mamy chyba każdy możliwy typ bohaterki.
Laurem właśnie rozpoczęła naukę w prawdziwej szkole z rówieśnikami, po latach domowej edukacji. Abby jest w rodzinie „tą ładną” i kompletnym przeciwieństwem swojej starszej siostry, której przypadła rola prymuski. Bridget z kolei obsesyjnie chce zmieścić się w coraz mniejszy rozmiar, a miejsce na liście jedynie utwierdza ją w przekonaniu, że powinna jeszcze bardziej schudnąć. Dalej mamy Jennifer – od kilku lat przypada jej miejsce na mniej pożądanej części listy i zdaje się, że już się z tym pogodziła. Jej ex-przyjaciółka, Margo to typowa szkolna królowa balu, która nie chce być widziana z nikim, kto nie jest dość popularny. Nieco przypomina Cadance, która zamierza czerpać wszelkie możliwe profity z własnej urody. Sara jest jej kompletnym przeciwieństwem – to outsiderka, która woli się trzymać z boku. Ostatnią z dziewcząt jest Danielle, sportsmenka, jeszcze do niedawna w szczęśliwym związku. Jak się jednak okazuje, lista może zepsuć wszystko.
Historia może wydawać się z pozoru dość prosta. Jest jednak zupełnie inaczej – temat z pozoru płytki okazuje się mieć bardzo duży wpływ na życie naszych bohaterów. Nawet jeśli większość z nas nie chce tego przyznać wygląda zewnętrzny ma w życiu ogromne znaczenie. Szczególnie, gdy ma się naście lat i codziennie ktoś chce nas oceniać. Czy jesteśmy wystarczająco ładni, szczupli, inteligentni? A najgorsze w tym wszystkim jest, gdy nasi bliscy podzielają opinię otoczenia.
„Fatalna lista” wypada naprawdę ciekawie. Czasami proste wątki, jak choćby właśnie zestawienie najpiękniejszych dziewczyn, poprowadzone w odpowiedni sposób, wypadają świetnie.
Chyba w każdym liceum spotykamy się ze swoistym konkursem piękności. W niektórych szkołach wybiera się Królowe Balu. W innych jest to nieco bardziej subtelne i choć nikt o nie organizuje zawodów i tak wiadomo, kto by je wygrał. Gdzieniegdzie można spotkać nawet wybory Miss Szkoły. Siobhan Vivian w swojej powieści posunęła się o krok dalej. Mount Washington High ma swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-08
Mam ogromną słabość do Suzanne Young. Podbiła moje serce serią "Program" i od tamtej pory na nowo odkryłam w sobie miłość do antyutopii (o czym pewnie już nie raz wspominałam). Przeczytałam wszystkie książki z serii i bardzo przywiązałam się do bohaterów, jednak ciągle było mi mało. Z radością przyjąłem więc wiadomość, że autorka wydała nową książkę - tym razem w zupełnie innym klimacie, ponieważ nie ma w niej elementów fantastycznych.
Życie Savannah nie jest usłane różami dziewczyna dziewczyna musi radzić sobie nie tylko z brakiem matki i pijącym ojcem, lecz również nie bratem który wymaga wyjątkowej opieki. W tym wszystkim nie ma czasu dla siebie, koleżanek, a tym bardziej chłopaka. Jej największym pragnieniem jest... przetrwać kolejny dzień. Dzień, kiedy braciszek jest grzeczny i nie robi większych problemów niż zazwyczaj jest wystarczającą nagrodą. A jeżeli ojciec postanawia zostać przez całe popołudnie trzeźwy to niemal dar niebios.
Mam ogromną słabość do Suzanne Young podbiła moje serce serial Program I od tamtej pory na nowo odkryłam w sobie miłość do antyutopii Przeczytałam wszystkie książki z serii i bardzo przywiązałam się do bohaterów jednak ciągle mało. Z radością przyjąłem więc wiadomość że autorka wydała nową książkę tym razem zupełnie inną ponieważ nie ma w nim elementów paranormalnych Czy choćby postapokaliptycznych.
życie Savannah nie jest usłane różami dziewczyna dziewczyna musi radzić sobie nie tylko z brakiem matki i pijącym ojcem lecz również nie bratem który wymaga wyjątkowej opieki w tym wszystkim nie ma czasu dla siebie koleżanek a tym bardziej chłopak z największym pragnieniem jest przetrwać kolejny dzień. Dzień kiedy braciszek jest grzeczny i nie robi problemów jest wystarczającą nagrodą A kiedy w dodatku i ojciec postanawia tu zostać przez przez całe popołudnie Animal dar Niebios to niemal dar niebios.
Cameron po prostu jej się przydarza... Zdawać by się mogło że dziewczyna nie ma na to żadnego wpływu. Jest przystojny, miły, sympatyczny i pochodzi z normalnej rodziny. Normalnej w świecie naszej bohaterki oznacza rodzinę, w której nikt nie pije, a jej członkowie zwyczajnie troszczą się o siebie nawzajem. Savannah nie ma jednak czasu na romanse, a tym bardziej na stałego chłopaka. Czy Cameron owi wystarczy odwagi aby zdobyć serce Savannah? Czy chłopak będzie w stanie znieść nie tylko problemy bohaterki, lecz również jej małego, chorego braciszka, którym nikt inny się nie zajmie?
Podejrzewam książka będzie dobra nie spodziewałam się jednak że połamie moje serce na kawałki. Suzanne Young Przeszła samą siebie, a ta historia zaskoczy nawet najbardziej zagorzałych fanów "Plagi Samobójców". Nie zrozumcie mnie źle - to zupełnie inna bajka, tym razem mamy do czynienia z prawdziwym dramatem, mrożącą krew w żyłach historią głównej bohaterki, przedstawioną w taki sposób, że nie sposób się z nią nie utożsamiać. To prawdziwa lekcja życia. Kiedy cierpiała Savannah, cierpiałam również ja. Kiedy płakała, ja również ocierałam łzy. I nawet w najczarniejszej chwili mocno trzymałam kciuki, aby czekało na nią szczęśliwe zakończenie, ponieważ na nie zasłużyła.
"Dzikie serce" znajdą specjalne miejsce na mojej półce i nie tylko dlatego (choć przede wszystkim), że to cudowna historia. Z przyjemnością mogę poinformować, że moja rekomendacja znalazła się we wkładce, a promowanie tak dobrej książki to zaszczyt. Mam nadzieję że wystarczająco mocno zachęciłam Was do lektury. Nawet, jeśli do tej pory nie byliście fanami autorki, jak już wspominałam to zupełnie inny gatunek - bardziej uniwersalny. Niezależnie od tego, ile macie lat jestem przekonana że "Dzikie serca" Was wzruszą.
Mam ogromną słabość do Suzanne Young. Podbiła moje serce serią "Program" i od tamtej pory na nowo odkryłam w sobie miłość do antyutopii (o czym pewnie już nie raz wspominałam). Przeczytałam wszystkie książki z serii i bardzo przywiązałam się do bohaterów, jednak ciągle było mi mało. Z radością przyjąłem więc wiadomość, że autorka wydała nową książkę - tym razem w zupełnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-27
Nastoletnia Summer szykuje się na imprezę. Jej chłopak nieco obawia się, że ma wyjść sama o tak późnej porze, ale dziewczyna zbywa go śmiechem. Pewnie nie jeden raz wspomni w pamięci tę sytuację, ponieważ to wyjście okazało się najgorszą decyzją w jej życiu. Summer nigdy nie dociera na imprezę. Podczas, gdy jej bliscy odchodzą od zmysłów dziewczynę spotyka to, czego najbardziej boją się rodzice.
"Uwięzione" przypomina nieco film "Pokój". Choć opowieści o przetrzymywanych wbrew własnej woli kobietach było już sporo, zazwyczaj są to thrillery, które kręcą się przede wszystkim wokół śledztwa. Tutaj owszem, dowiadujemy się nieco o śledztwie oraz jak reagują bliscy Summer, jednak to wątek poboczny. Najważniejszy wśród nich jest chłopak dziewczyny, jego reakcje i próby poradzenia sobie ze zniknięciem ukochanej. Ile czasu potrzeba, żeby ktoś przestał nas szukać?
Ciężko sklasyfikować tę historię jako jeden gatunek. To połączenie powieści psychologicznej, dramatu, thrillera, a nawet romansu. Co ciekawsze, odnoszę wrażenie, że akurat ta historia trafi również do młodzieży - rówieśniczek Summer. Może to i dobrze, bo choć porwanie jest zawsze winą tylko i wyłącznie porywacza, to ostrożność nie zaszkodzi. Kto wie, ilu psychopatów chodzi po świecie?
Co podobało mi się najbardziej? Zmiany w psychice Summer i uwięzionych wraz z nią dziewcząt. Najgorsze okazały się nie ból i upokorzenie zadawane przez Clovera, lecz rany psychiczne - te goją się jeszcze dłużej. Nie tylko główna bohaterka ma swoją historię. Pozostałe z dziewcząt, a nawet ich oprawca również swoje w życiu przeszli. Z ciężkim sercem obserwowałam jak dziewczęta tracą wolę walki i przyzwyczajają się do zaistniałej sytuacji, jakby była czymś normalnym.
"Uwięzione" nie są książką idealną. Jednak ciężka tematyka uniemożliwiła mi racjonalną ocenę tej historii. Przestałam zwracać uwagę na mankamenty takie jak język, za bardzo przejmując się losem bohaterki.
Nastoletnia Summer szykuje się na imprezę. Jej chłopak nieco obawia się, że ma wyjść sama o tak późnej porze, ale dziewczyna zbywa go śmiechem. Pewnie nie jeden raz wspomni w pamięci tę sytuację, ponieważ to wyjście okazało się najgorszą decyzją w jej życiu. Summer nigdy nie dociera na imprezę. Podczas, gdy jej bliscy odchodzą od zmysłów dziewczynę spotyka to, czego...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-01
Po polskie powieści sięgam niezwykle rzadko. Mimo wielokrotnych prób, żeby przekonać się do naszych rodzimy autorów, dalej mam z tym problem. Niemniej jednak jedna z ostatnich debiutantek bardzo mocno przykuła moją uwagę i ciekawość wzięła górę - rozpoczęłam lekturę.
Mowa o Sandrze Nowaczyk. Nic Wam to nie mówi? Nie martwcie się, z pewnością wkrótce będzie o niej głośno. To młodziutka autorka, która została okrzyknięta polską Estelle Maskame. Miałam okazję czytać jej powieści i to naprawdę przyjemne, odprężające lektury na lato. A jako, że lato właśnie się rozpoczyna, to pomyślałam, że i powieść Sandry Nowaczyk nada się idealnie.
Główni bohaterowie tej historii to Tatum i Griffin (cała historia nie toczy się w Polsce, więc zapomnijcie o polskich imionach). Tak więc ta dwójka to najlepsi przyjaciele od dzieciństwa. Biorąc pod uwagę, że mają już naście lat jest to zażyłość robi się nieco dziwna, jednak nasi bohaterowie czują się świetnie w swoim towarzystwie i nie zamierzają tego zmieniać.
A jednak, jak nie trudno się domyślić, w końcu zdarza się coś, co kończy przyjaźń naszych bohaterów, a tworzy między nimi coś na kształt romansu. Od tej pory każda, dotychczas zwyczajna sytuacja robi się niezręczna, a Tatum i Griffin muszą podjąć najważniejszą decyzję - co dalej?
"Friendzone" to romans - nie będzie to chyba dla Was żadnym zaskoczeniem. Muszę jednak dodać, że ta opowieść jest bardzo, bardzo, bardzo romantyczna. Wiecie, motylki w brzuchu, miłość od pierwszego wejrzenia i dużo lukru. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Warto dodać, że zawsze oceniam powieści w danym gatunku. A kiedy stawiam Sandrę Nowaczyk w jednej kategorii z autorkami powieści młodzieżowych, to w niczym nie ustępuje on swoim zagranicznym koleżankom - wręcz przeciwnie. Biorąc pod uwagę młody wiek obstawiam, że jeśli Nowaczyk będzie dalej pisać, to jeszcze nie raz znajdzie się na listach bestsellerów w największych polskich księgarniach.
Po polskie powieści sięgam niezwykle rzadko. Mimo wielokrotnych prób, żeby przekonać się do naszych rodzimy autorów, dalej mam z tym problem. Niemniej jednak jedna z ostatnich debiutantek bardzo mocno przykuła moją uwagę i ciekawość wzięła górę - rozpoczęłam lekturę.
Mowa o Sandrze Nowaczyk. Nic Wam to nie mówi? Nie martwcie się, z pewnością wkrótce będzie o niej głośno....
2017-06-17
Charlie nie lubi być w centrum uwagi. Woli trzymać się na uboczu i bacznie obserwować otoczenie. W międzyczasie robi zdjęcia i pokazuje świat swoimi oczami. Oprócz zajmującego hobby, Charlie ma też najlepszą przyjaciółkę, z która uwielbia spędzać czas. Dziewczyna mieszka jedynie z ojcem, ponieważ jej mama nie żyje, jednak jest z nim bardzo zżyta.
Zdawać by się mogło, że Charlie jest typową nastolatką, może nieco bardziej skrytą niż inne, jednak w zasadzie nie różni się od swoich rówieśniczek, gdyby nie fakt... że przytrafia jej się coś niezwykłego. Do szkoły dziewczyny chodził kiedyś pewien chłopak, który teraz jest członkiem uwielbianego przez nastolatki boysbandu. I właśnie on wysyła do naszej bohaterki wiadomość z propozycją zrobienia zdjęć sobie i kolegom z zespołu po koncercie. Mimo obaw Charlie zaczyna spotykać się z muzykami i jak nietrudno się domyślić tak rozpoczyna się największa przygoda jej życia.
Książek o romansach z muzykami było całe mnóstwo. Przyznam szczerze, że sama mam do nich słabość - głównie za sprawą "Ostatniej spowiedzi", którą szczerze uwielbiałam. Szczerze mówiąc w gatunku "romans z gwiazdą" zdecydowanie preferuję muzyków - są o wiele wrażliwsi niż choćby sportowcy, czy aktorzy. Tak więc do "Piosenek o dziewczynie" podeszłam z bardzo optymistycznym nastawieniem.
Jeżeli chodzi o wątek miłosny, a nie oszukujmy się - to on jest tutaj najważniejszy, bywa dość schematycznie. Mamy nieśmiałą dziewczynę, jej szaloną najlepszą przyjaciółkę. Do tego nie zapominajmy oczywiście o sławnym, przystojnym i bogatym chłopaku. A w zasadzie... nawet dwóch, bo nie zabrakło tutaj czegoś na kształt trójkąta miłosnego. Niestety, wszystkie schematy zostały zachowane. Nie oznacza to jednak, że powieść jest zła, szczególnie, że między tymi schematami pojawił się dość nietuzinkowy wątek...
Najbardziej interesującą częścią tej historii okazała się dla mnie geneza piosenek tworzonych przed Fire&Light. Nasza bohaterka czuje, że skądś je zna i jak się okazuje - coś w tym jest. Szkoda tylko, że zagadka nie została w pełni rozwikłana, a zakończenie zostawia nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi.
"Piosenki dla dziewczyny" to bardzo sympatyczna historia, która przypadnie do gustu przede wszystkim nastoletnim czytelniczkom. Opowieść w sam raz na lato, która wciąga na tyle, że możemy się zrelaksować. Nie jest to ambitna, zmieniająca życie lektura, jednak czyta się ją bardzo przyjemnie.
Charlie nie lubi być w centrum uwagi. Woli trzymać się na uboczu i bacznie obserwować otoczenie. W międzyczasie robi zdjęcia i pokazuje świat swoimi oczami. Oprócz zajmującego hobby, Charlie ma też najlepszą przyjaciółkę, z która uwielbia spędzać czas. Dziewczyna mieszka jedynie z ojcem, ponieważ jej mama nie żyje, jednak jest z nim bardzo zżyta.
Zdawać by się mogło, że...
2017-07-24
Czytam fazami. Kiedyś była faza na antyutopie, bo akurat wszyscy zakochaliśmy się w "Igrzyskach śmierci". Kiedy przeczytałam "Gwiazd naszych wina" sięgałam po podobne historie. Aktualnie na tapecie są thrillery - chyba za sprawą "Dziewczyny z pociągu", bo, choć ona sama niezbyt mi spodobała, to sprawiła, ze na rynku pojawiło się więcej powieści z dreszczykiem, w których główną rolę odgrywają kobiety. Kiedy jednak sięgałam po "Alive" byłam we chwilowym szale na science-fiction. W tej chwili, nieco on osłabł, tak, jak i moja ochota na lekturę. Do pierwszego tomu mam jednak słabość i mimo że do kontynuacji zabierałam się jak przysłowiowy pies do jeża, to było oczywistym, że w końcu po nią sięgnę.
Pierwszy tom trylogii "Generacje" wcale nie należał do wyjątkowo cienkich. Jednak, po przeczytaniu książki "od deski do deski" nie wiem nic. Wciągnęła mnie historia, której nie potrafię nawet streścić. Oprócz wszystkich oczywistych zalet "Alive" ma jedną, dzięki której bez zastanowienia sięga się po kontynuację. Powód jest prosty - kompletnie nie wiadomo, o co tu chodzi!
Przez pierwszą część serii bohaterowie głównie... idą. Ale, o dziwo, sprawdza się to dobrze, nawet bardzo. Pod koniec pewna część historii zostaje zamknięta, a my dowiadujemy się, dlaczego Em i reszta bohaterów znajduje się w trumnach. Kompletnie nie wiemy jednak, jak wyglądać będzie świat, w którym już za chwilę się znajdą. Chyba za to właśnie kochamy fantastykę - tu wszystko jest możliwe.
Em jako główna bohaterka ma wszystko, czego oczekuje się po kluczowych postaciach w literaturze dla młodzieży. Jest odważna i waleczna. Choć odczuwa strach, to stara się tego po sobie nie pokazywać, aby być dobrą przywódczynią. Mimo wszystko to jednak tylko dziecko, dokładnie tak, jak pozostali bohaterowie tej historii. I tak, science-fiction staje się coraz bardziej młodzieżową fantastyką.
"Alight" jest przyjemną lekturą i Ci, którzy pokochali pierwszy tom, z pewnością sięgną i po tę książkę. Choć czytało się ją dobrze, zabrakło mi nieco tego dreszczyka, który towarzyszył mi podczas lektury pierwszej części..
Czytam fazami. Kiedyś była faza na antyutopie, bo akurat wszyscy zakochaliśmy się w "Igrzyskach śmierci". Kiedy przeczytałam "Gwiazd naszych wina" sięgałam po podobne historie. Aktualnie na tapecie są thrillery - chyba za sprawą "Dziewczyny z pociągu", bo, choć ona sama niezbyt mi spodobała, to sprawiła, ze na rynku pojawiło się więcej powieści z dreszczykiem, w których...
więcej mniej Pokaż mimo to
Macie czasami ochotę uciec? Zwyczajnie zostawić wszystko, co na co dzień nie daje nam spokoju, wziąć ze sobą najlepszego przyjaciela i zwiać. Axi również zna to uczucie - codzienność kompletnie ją przytłacza. W przeciwieństwie do większości z nas, dziewczyna nie pozostawia jednak ucieczki w świecie marzeń, a faktycznie pakuje walizki i bierze nogi za pas.
Podróż, która ma być z pozoru dobrą zabawą, okazuje się zmieniającą życie wyprawą. Najlepszy przyjaciel Axi, Robinson, jest w rzeczywistości, kimś jeszcze więcej. Nadużywający alkoholu ojciec i matka, która porzuciła własną córkę szybko stają się jedynie tłem nowego życia nastolatki, którym jest podróż. Wraz z Robinsonem u boku nasza bohaterka przeżywa podróż swojego życia. Czeka na nich mnóstwo przygód, zabawnych historii, a nawet naginanie przepisów. Dla grzecznej dziewczynki, jaką jest Axi to naprawdę coś wielkiego!
"First love" zdawała mi się lekką młodzieżówką, raczej zabawną, niż poruszającą. Jestem jednak pozytywnie zaskoczona, ponieważ powieść okazała się czymś więcej. Nie jest jedną z historii, które zapomina się tuż po odłożeniu książki na półkę. Im bliżej poznawałam bohaterów, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to coś więcej niż lekka historyjka dla nastolatków.
Całości dopełnia świetne wydanie - ta książka to nie tylko tekst, a również ilustracje, mające imitować zdjęcia z podróży Axi i Robinsona. Choć teoretycznie wyrosłam już z książek z obrazkami, to w dobie kiedy wszystko fotografujemy, a instagram i facebook są nieodzowną częścią naszego życia, zdjęcia wycieczki wpasowują się w tę historię naprawdę znakomici!
Dużym plusem, oprócz ciekawych bohaterów i łączącej ich relacji, jest sama podróż. Kto z nas nie chciałby wziąć udziały w takiej wyprawie? Biorąc pod uwagę, że naprawdę niewielu będzie miało okazję faktycznie wybrać się w taką wycieczkę, fajnie jest przynajmniej podczas lektury wybrać się w podróż.
Reasumując, "First Love" to naprawdę dobra powieść dla młodzieży. Oprócz zabawnych perypetii naszych bohaterów, ma też dla czytelnika nieco bardziej refleksyjną stronę. Idealna lektura na wakacje!
Macie czasami ochotę uciec? Zwyczajnie zostawić wszystko, co na co dzień nie daje nam spokoju, wziąć ze sobą najlepszego przyjaciela i zwiać. Axi również zna to uczucie - codzienność kompletnie ją przytłacza. W przeciwieństwie do większości z nas, dziewczyna nie pozostawia jednak ucieczki w świecie marzeń, a faktycznie pakuje walizki i bierze nogi za pas.
więcej Pokaż mimo toPodróż, która ma...