-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2012-03-22
Sarita przedstawia Kodagu z przełomu XIX i XX w. To okres gwałtownych zmian, kiedy to do regionu zaczęły napływać pieniądze zarobione na kawie. Autorka pokazuje związane z tym przemiany i rysuje ciekawy portret miejscowej społeczności, z jej zwyczajami , inklinacjami do samobójstwa i wyjątkową, jak na Indie, pozycją społeczną kobiety. Mandanna opisuje niezwykłe miejsce w ciekawych czasach i robi to zręcznie, obrazowo i rzetelnie. Jej opisy naprawdę pachną kardamonem.
Na tym perfekcyjnie odmalowanym tle toczy się smutna historia o ludzkich błędach i braku przebaczenia. To rodzaj sagi rodzinnej, w której śledzimy nie tylko losy osób, ale i losy popełnionych przez nie grzechów. Błędy, przewinienia zaczynają żyć własnym życiem, ich skutki ciągną się przez pokolenia, oddziaływując na kolejnych bohaterów. Są jak kostki domina, gdzie pierwszy upadek powoduje serię kolejnych. Przebaczenie, zapomnienie o urazach z przeszłości i spojrzenie w przyszłość, mogłoby zatrzymać ten proces, ale właśnie przebaczenie, okazuje się najtrudniejsze. To mądre przesłanie, ale w sposobie jego przekazania zabrakło równowagi. W życiu, zwłaszcza jeśli patrzyć na nie z perspektywy dziesięcioleci, zdarzają się i jasne momenty, niektóre błędy uchodzą na sucho, a czasami wybaczenie przychodzi w porę.
Natomiast w tej powieści nie ma ani jednego bohatera, którego można by polubić, a fabuła jest katalogiem niecnych czynów o jeszcze gorszych konsekwencjach. Według mnie katuje się nimi czytelnika przez niemal 500 stron, bez wystarczającego uzasadnienia. Bo niestety, ani historia nie jest aż tak ważka, ani przekaz aż tak bogaty.
Idg
Całość recenzji można przeczytać w Kawiarni Księżyc:
http://kawiarniaksiezyc.wordpress.com/2012/03/21/sarita-mandanna-tygrysie-wzgorza/
Sarita przedstawia Kodagu z przełomu XIX i XX w. To okres gwałtownych zmian, kiedy to do regionu zaczęły napływać pieniądze zarobione na kawie. Autorka pokazuje związane z tym przemiany i rysuje ciekawy portret miejscowej społeczności, z jej zwyczajami , inklinacjami do samobójstwa i wyjątkową, jak na Indie, pozycją społeczną kobiety. Mandanna opisuje niezwykłe miejsce w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Styl.pl: Porzuciła pani karierę w biznesie dla pisania. Jak do tego doszło i czy tęskni pani czasem za światem biznesu?
Magdalena Witkiewicz: - Oj, zupełnie nie tęsknię. Naprawdę czuję, że teraz jestem we właściwych butach. Chociaż powinnam powiedzieć kapciach. Bo faktycznie zamieniłam szpilki na wygodne kapcie, fotel i kota.
- Najpierw pracowałam w bankowości, potem w ubezpieczeniach, prowadziłam też firmę marketingową. Może sama nie byłabym w stanie podjąć decyzji rozwiązania firmy, ale los sprzyja marzycielom. Mój wspólnik miał chyba serdecznie dość wspólniczki pisarki (i wcale mu się nie dziwię) i zdecydowaliśmy rozwiązać firmę.
- Myślę, że los mi sprzyja. Podjął za mnie decyzję, której bym się sama bała podjąć. Za światem biznesu nie tęsknię. Podziwiam wszystkie kobiety - biznesmenki, które dają radę. Ja jestem zbyt miękka, marzycielska, zbyt sentymentalna. Dlatego cieszę się, że mogę być tu i teraz. Jestem przekonana, że jestem na właściwej drodze. Świetnie się czuję, realizując swoje marzenia.
Bohaterkę pani ostatniej książki "Pierwsza na liście" trudno uznać za sympatyczną osobę. Czy postaci z pani książek mają swoje pierwowzory w prawdziwym życiu?
- Ina faktycznie nie była miła. Ale czerpałam olbrzymią przyjemność z tworzenia tej postaci, jakże innej od dotychczasowych! Tak, czasem podglądam ludzi i potem moi bohaterowie zachowują się dokładnie tak, jak ci ludzie. Ale Ina jest wymyślona zupełnie. Chyba bym jej nie polubiła!
Została już pani zaszufladkowana jako autorka literatury kobiecej, ale choroba, śmierć to nie są typowe tematy dla tego gatunku. Jak to się stało, że podjęła pani taki temat?
- Wydaje mi się, że trochę błędne jest założenie, że w kobiecej literaturze nie może być trudnych tematów. Kobieca moc ujawnia się właśnie w obliczu trudnych momentów, w moich książkach była zdrada, poronienie, niepłodność... Śmierć też już była. Staram się poruszać trudne tematy, żeby pokazać, że kobiety tak naprawdę w obliczu wyzwania stają się bardzo silne. Jednocześnie daję czytelniczkom pełną gamę uczuć i emocji, wciągającą historię.
- I wiem, że moje czytelniczki bardzo lubią się wzruszać. Ale też wiem, że lubią szczęśliwe zakończenia. I staram się im dać to, o czym marzą.
Małgorzata Kalicińska przyznaje, że celowo włącza do swoich powieści element dydaktyczny. Chce edukować czytelniczki, pisząc o problemach zdrowotnych, które mogą ich dotyczyć. Czy pani też chce "uczyć przez rozrywkę"?
- Gdy zaczynałam pisać książkę "Pierwsza na liście" nie miałam zamiaru edukować. To wyszło chyba przez przypadek. Ta książka powstawała bardzo długo i w trakcie jej pisania i myślenia o niej napotykałam na swojej drodze wielu dobrych ludzi. Napotykałam też ludzi, którzy boją się być dobrymi. Myślą, że to zawsze wiąże się z ryzykiem. Pisząc tę książkę chciałam trochę odczarować procedurę pobierania szpiku. Chciałam, by moje czytelniczki, wśród których są bardzo różne kobiety, bo i lekarki, sprzedawczynie, nauczycielki - w zasadzie przedstawicielki wszystkich zawodów - poznały tę procedurę i zdały sobie sprawę, że pobranie szpiku to nie bolesna wielka igła wbijana w kręgosłup, a procedura przypominająca pobranie krwi.
- Powiedziałam sobie, że odniosę ogromny sukces, gdy dzięki mojej książce chociaż trzy osoby zdecydują się zarejestrować do bazy dawców szpiku. Już w dzień premiery otrzymałam wieczorem wiadomość, że jedna czytelniczka długo się wahała. Dopiero gdy przeczytała książkę "Pierwsza na liście", dopełniła wszystkich formalności. Później dołączyła druga czytelniczka. Trzecia jeszcze się zastanawia. Mam nadzieję, że będzie takich więcej!
Skąd czerpała pani wiedzę o przeszczepach szpiku?
- Wiedzę czerpałam z kilku źródeł. Przede wszystkim współpracowałam z Urszulą Jaworską, kobietą prowadzącą fundację, która zresztą też jest po przeszczepie. Rozmawiałam z lekarzami, czytałam blogi chorych osób. Przekopałam internet, ale wszystkie wiadomości weryfikowałam z profesjonalistami.
Czytaj więcej na http://www.styl.pl/magazyn/wywiady/news-w-kobietach-sila,nId,1592324#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Styl.pl: Porzuciła pani karierę w biznesie dla pisania. Jak do tego doszło i czy tęskni pani czasem za światem biznesu?
więcej Pokaż mimo toMagdalena Witkiewicz: - Oj, zupełnie nie tęsknię. Naprawdę czuję, że teraz jestem we właściwych butach. Chociaż powinnam powiedzieć kapciach. Bo faktycznie zamieniłam szpilki na wygodne kapcie, fotel i kota.
- Najpierw pracowałam w bankowości, potem w...