-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2014-11-29
Dean Holder od dawna nosił w swoim sercu ogromny ból po utracie ważnej w jego życiu osoby. Ciągle jej szukał, starając się tym usprawiedliwić swoje poczucie winy, iż pozwolił jej odejść. Tymczasem jednak czasami potrzeba wrócić do przeszłości, żeby dobrze poznać i poradzić sobie z teraźniejszością. Książka opowiedziana z punktu widzenia Holdera nabiera nowego znaczenia w znanym Hopeless.
Jest to historia, która urzekła mnie od pierwszej strony. Fakt, że poznajemy ją poprzez Holdera sprawia, że wszystko to, o czym czytaliśmy w Hopeless nabiera nowego wymiaru. Dzięki temu, iż przeczytaliśmy Losing Hope wszystko wydaje się bardziej logiczne i pełne. Jeśli polubiliście Hopless, to Losing Hope musicie pokochać, bo bez tej części nie da się dokładnie zrozumieć wszystkigo, co działo się w poprzednim tomie. Ja jestem w tej historii podwójnie zakochana!
Dean Holder już w Hopeless bardzo mnie zaciekawił. Chciałam poznać wszystkie jego sekrety i dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się w jego życiu, iż jest jaki jest. W Hopeless brakowało mi lepszego wyjaśnienia samobójstwa jego siostry i bardzo chciałam poznać przeszłość tego bohatera. Umożliwiło mi to Losing Hope, które pokazuje historię Sky i Holdera z punktu widzenia chłopaka. Ale oprócz tego możemy również przeczytać o rzeczach, które działy się w życiu Deana zanim poznał Sky. Widzimy, co przeżywał po śmierci siostry i odkrywamy tajemnice, których brakowało w poprzednim tomie. Właściwie to jestem bardziej zakochana w Losing Hope. Może to kwestia Holdera jako narratora, jednak wydaje mi się, że ta część jest nieco bardziej dopracowana i pokazuje historię tych dwojga z jeszcze innych punktów widzenia, przez co nabiera kompletnie innego wymiaru.
Właściwie nie czułam się, jakbym czytała Hopeless drugi raz. Patrzyłam na tę historię całkiem innymi oczami, a autorka przedstawiła fakty, które do tej pory nie były znane czytelnikowi. Bardzo chciałam się dowiedzieć więcej o relacji Deana i jego siostry, więc ta część była według mnie naprawdę bardzo dobra. Po jej przeczytaniu czuję, że wszystko jest kompletne. Wiem już jak wyglądał świat Holdera, a jak Sky i jak zmieniło się wszystko w momencie, gdy się poznali. Jestem naprawdę niesamowicie zauroczona tą powieścią, jeszcze bardziej niż poprzednią częścią, która również zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie.
Nie istnieje wystarczająca liczba przymiotników, którymi można byłoby określić fenomen Losing Hope. To powieść, o której chce się rozmawiać, dzielić się nią z całym światem i powtarzać w myślach wszystkie słowa bohaterów. Dzięki niej odnajdziemy nadzieję w każdym kolejnym jutrze, brnąc do przodu mimo przeciwności losu. Niech tytuł nie będzie dla Was mylący, gdyż jest to książka naprawdę inspirująca, która natchnie czytelnika nową energią do życia. Dla mnie jest jeszcze lepsza niż Hopeless i bardziej wzruszająca, więc naprawdę gorąco polecam!
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Dean Holder od dawna nosił w swoim sercu ogromny ból po utracie ważnej w jego życiu osoby. Ciągle jej szukał, starając się tym usprawiedliwić swoje poczucie winy, iż pozwolił jej odejść. Tymczasem jednak czasami potrzeba wrócić do przeszłości, żeby dobrze poznać i poradzić sobie z teraźniejszością. Książka opowiedziana z punktu widzenia Holdera nabiera nowego znaczenia w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mare Barrow żyje w świecie podzielonym na Czerwonych i Srebrnych. Różnią się od siebie jedynie kolorem krwi, ale to właśnie Srebrni rządzą miastem, a Czerwoni muszą dla nich pracować. Mare utrzymuje rodzinę z tego, co ukradnie na ulicy. Chodzi do szkoły, jednak na razie nie ma żadnego zawodu i po jej ukończeniu będzie zmuszona pójść do wojska i walczyć w szeregach armii. Jednak pewnego dnia jej życie zmienia się po nieudanej próbie kradzieży pieniędzy od mężczyzny spotkanego na ulicy. Szybko okazuje się, że w Mare ukryty jest niesamowity talent, z którego dziewczyna nie zdaje sobie sprawy. Jak potoczą się jej dalsze losy? Czy Czerwona może ruszyć posadami świata zbudowanego przez Srebrnych?
Wątki, które odnajdziemy w Czerwonej królowej nie są niczym bardzo nowatorskim. Można powiedzieć, iż na początku fabuła wydaje się sztampowa, jednak po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron, czytelnik od razu odrzuca to stanowisko. Słowo "sztampowa" jest ostatnim jakiego można byłoby użyć, gdy mówimy o Czerwonej królowej. Ta książka jest w pewnym sensie kompilacją rzeczy, o których przeczytaliśmy w innych książkach. Znajdziemy tutaj podobieństwa do Igrzysk śmierci, Niezgodnej, Złej krwi, Szklanego tronu czy nawet Rywalek, jednak Czerwona królowa ma to do siebie, że jest w niej kilka najlepszych wątków wybranych z tych powieści. Jednak autorka nie poprzestaje na tym. Czerwona królowa przeciera kilka nowych szlaków i przedstawia rzeczy, o których jeszcze nie czytaliśmy w żadnej książce. Jestem w niej całkowicie i nieodwracalnie zakochana!
Przede wszystkim zaletą w tej powieści jest główna bohaterka, czyli Mare Barrow. Dziewczyna jest po prostu fantastyczna! Nie da sobie w kaszę dmuchać, dba o swoją rodzinę, a do tego od początku do samego końca książki pozostaje bardziej sarkastyczna niż Jace Wayland z Darów anioła. Uwielbiam bohaterki, które potrafią być niezależne i pozostają niesamowitymi indywidualnościami. Mare od samego początku ma swój jasno wyznaczony cel i do niego dąży, nawet po trupach. Nie jest jedną z tych naiwnych i głupich bohaterek, które boją się podjąć jakiejkolwiek decyzji, ale z drugiej strony nie jest też niesamowicie sztampową postacią, która pragnie zbawić świat. Mare jest po prostu Mare i wszyscy powinni na nią uważać. Już dawno nie czytałam książki z tak wyrazistą główną postacią, a do tego naprawdę dobrze wykreowanym światem. Czerwona królowa od razu trafia na moją listę ulubionych książek!
Nie da się odmówić tej powieści faktu, iż niesamowicie wciąga. Od pierwszej strony zanurza się w nią i wypuszcza czytelnika dopiero wraz z upływem ostatniej strony. Sama złapałam się na tym, że nie mogłam jej odłożyć na bok i gdy jej nie czytałam to cały czas powracałam do niej myślami. A po zakończeniu swojej przygody z Czerwoną królową czułam się, jakby ktoś odebrał mi przyjaciela. Już dawno nie czułam się pochłonięta przez książkę, a dodatkowo miałam wrażenie, jakbym sama była częścią świata wykreowanego przez Victorię Aveyard. Z zapartym tchem i wypiekami na policzkach śledziłam kolejne losy bohaterów. Od samego początku ją pokochałam i kompletnie się nie zawiodłam. Jedynym mankamentem jest chyba tylko zakończenie, które mimo wszystko wydało mi się zbyt proste i nieco dziwnie niedopracowane, ale mam wielką nadzieję, że autorka naprawi to w kolejnej części.
Jest to też powieść, która na każdej stronie szokuje czytelnika. Ja nie dałam się zwieść wielu bohaterom, którzy starali się być mili, a pod koniec wbijali nóż w plecy głównej bohaterce, jednak trzeba przyznać, że rozwój zdarzeń naprawdę mocno mną wstrząsnął. Nie myślałam, że autorka wymyśli wątek, który aż tak bardzo zburzy wizję, którą czytelnik układał sobie w głowie. I jedno jest pewne: jeśli Victoria Aveyard przez swoją bohaterkę, Mare Barrow, mówi, iż nikomu nie można ufać, to uwierzcie mi, że naprawdę tak jest. Ta książka jest pełna małych intryg, które urastają do wielkiej potęgi i następnie w skutek dziwnych zbiegów okoliczności niszczą cały dotychczasowy świat. Tak samo jak świat czytelnika. Ja po lekturze byłam wprost załamana, bo chciałam jak najszybciej wrócić do świata wykreowanego przez Victorię Aveyard, a okazuje się, że następny tom pojawi się dopiero w 2016. I to za granicą! Świat jest jednak naprawdę niesprawiedliwy, a ja wprost umieram z tęsknoty za kolejną częścią!
Tak wciągającej książki jeszcze nigdy nie było! Niech cały rynek wydawniczy uważa, bo nadchodzi Czerwona Królowa, która wtargnie z siłą i potęgą błyskawicy, detronizując wszystkie dotychczasowe bestsellery i porażając swoją mocą czytelników. Nie będziecie mogli się od niej uwolnić. To taka powieść, którą po prostu musicie przeczytać. Zmiażdży Was emocjonalnie, nie będziecie mogli jej wyrzucić z głowy i będziecie nienawidzić autorkę za to, że tak szybko skończyła swoją książkę, a jednocześnie zakochacie się w niej bez pamięci. Gorąco polecam!
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Mare Barrow żyje w świecie podzielonym na Czerwonych i Srebrnych. Różnią się od siebie jedynie kolorem krwi, ale to właśnie Srebrni rządzą miastem, a Czerwoni muszą dla nich pracować. Mare utrzymuje rodzinę z tego, co ukradnie na ulicy. Chodzi do szkoły, jednak na razie nie ma żadnego zawodu i po jej ukończeniu będzie zmuszona pójść do wojska i walczyć w szeregach armii....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-29
"Jesteśmy nieszczęśnikami, lecz wciąż potrafimy śpiewać - a pieśni wznoszą się w nas. Tak, jesteśmy brudni i podli, ale także zdolni do zaskakującej czułości, uprzejmości, do piękna. Jesteśmy ludźmi - pełnymi wad, a jednak dobrymi, prawda?"
Julianna Baggott to ceniona przez krytykę, nagradzana autorka bestsellerów, profesor na Wydziale Sztuki Filmowej Uniwersytetu Stanowego Florydy oraz współzałożycielka organizacji Kids in Need - Books in Deed. Opublikowała dziewiętnaście książek, w tym powieści dla dorosłych i dla młodszych czytelników oraz zbiory poezji. Współpracuje m.in. z magazynami "New York Times", "Washington Post" i "Boston Globe". jej książki ukazały się w ponad pięćdziesięciu zagranicznych wydawnictwach. Nowa Ziemia, pierwszy tom cyklu Świat po Wybuchu, została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków, a prawa filmowe wykupiła wytwórnia Fox 2000. W przygotowaniu jest trzeci tom cyklu - Nowe jutro.
Partridge już wie, co stało się z jego matką i bratem oraz kto odpowiadał za ich śmierć. Nie stracił jednak całej rodziny, gdyż pośród ponurych Gruzowisk i Stopionych Ziem odnalazł siostrę, o której istnieniu nie miał pojęcia - Pressię Belze. Mimo tego, że jego najbliższe osoby już nie żyją zyskał kilku nowych przyjaciół, a nawet miłość. Dołączył do grupy, którą kieruje El Capitan i to właśnie w towarzystwie tych ludzi czuł się bezpieczniej i pewniej niż w rzekomo cudownej Kopule. Świat na zewnątrz jest dla niego bardziej wyraźny, a sama myśl o tym, że musiałby wrócić do Kopuły wywołuje w nim odrazę i brak chęci. Niestety jego ojciec, Elery Willoux, nie ma zamiaru łatwo się poddać i zrobi wszystko, żeby jego syn wrócił z powrotem do bezpiecznej bańki, którą dla niego stworzył - do bańki, w której będzie mógł go ciągle kontrolować, manipulować jego czynami i uczuciami. Nie cofnie się nawet przed tym, żeby atakować bezbronnych ludzi na zewnątrz Kopuły. Partrigde będzie musiał wrócić pod skrzydła ojca i zmierzyć się z najstraszliwszym wyzwaniem, jakie można sobie wyobrazić.
Pressia nareszcie zaczyna rozumieć, kim jest. Wie, że całe życie, jakie do tej pory wiodła to jedynie bajka, którą stworzył dla niej dziadek. Tak naprawdę nazywa się Emi Brigid Imanaka i znalazła brata, z którego istnienia nie zdawała sobie sprawy. Okazuje się, że Bradwell, chłopak, w którym jest zakochana, dowiedział się o istnieniu kilku Czarnych Skrzynek, z których jedna wydała mu się zaskakująco interesująca. Nie była podobna do wszystkich innych. Fignan, bo tak dał mu na imię, zawierał w sobie tajemnicze informacje, które tylko Pressia mogła z niego wyciągnąć. Okazuje się, że nie jest to zwykła skrzyneczka, ale kopalnia wiedzy, która pomoże im w naprawieniu istniejącego świata. Fignan jest kluczem, a Pressia musi tylko odnaleźć do niego odpowiedni zamek. Jednak nie jest to łatwe zadanie, gdyż musi wyruszyć w niebezpieczną podróż na zdziczałe tereny, na które nie prowadzę żadne mapy.
"Miłość to luksus. To coś, czym ludziom wolno się rozkoszować, kiedy nie muszą już walczyć o przetrwanie i o utrzymanie innych przy życiu".
Z reguły drugie części dobrych serii są kiepskie, gdyż autorzy chcą dogonić fabułą i nieprzewidywalnością poprzedni tom, który tak dobrze sprzedał się na książkowym rynku. Wiele razy zawiodłam się na kontynuacjach danego cyklu i miałam wielką nadzieję, że w tym przypadku okaże się inaczej - że autorka znowu oczaruje mnie swoim światem i opisami. Na szczęście Nowy Przywódca okazał się równie dobry jak swoja poprzedniczka, a ja na nowo zakochałam się w tej serii.
Nowa Ziemia to było jedynie preludium do serii. W pierwszej części autorka musiała wprowadzić czytelnika w świat po Wybuchu i przyzwyczaić do warunków, które tam panują, jednak w Nowym Przywódcy mogła popuścić wodzę wyobraźni i dać upust swoim pomysłom na temat relacji bohaterów oraz całej akcji. W porównaniu z poprzednią częścią, wydaje mi się, iż w tej dzieje się o wiele więcej nieprzewidywalnych rzeczy - o ile w Nowej Ziemi wszystko to nas fascynowało, bo było nowe i chcieliśmy to poznać, o tyle w Nowym Przywódcy dobrze znamy sytuację, która panuje w tym świecie i wczuwamy się we wszystkie rzeczy, które dzieją się z bohaterami.
Pod względem fabularnym ta książka jest również lepsza od swojej poprzedniczki. Prawie wszyscy nasi bohaterowie w pewnym momencie tej historii się rozdzielają (formuje się tylko jedna grupa) i dzięki temu możemy poznać problematykę tamtego świata z różnego punktu widzenia: Partrigde'a w Kopule, Lydy u Matek oraz pozostałej grupki bohaterów w najróżniejszych sytuacjach. Gdyby autorka postanowiła napisać tę książkę tylko i wyłącznie z punktu widzenia Pressi bądź Partridge'a to historia, którą przedstawiła, nie byłaby aż taka dobra. Cały urok tej książki skupia się wokół narracji z punktu widzenia każdego bohatera i możliwości poznania ich odczuć na temat sytuacji, która dzieje się w ich świecie. Wszystkie postacie wykreowane w tej książce są barwne i pełne prawdziwych ludzkich uczuć, przez co wydają się nam realne i niemal dotykamy ich przez kartki Nowego Przywódcy, oni natomiast łapią nas za obie dłonie, obiecują dobrą zabawę i rzeczywiście ją zapewniają, prowadząc przez całą historię i zapewniając bezpieczne dotarcie do końca tej powieści.
Może odczucia względem związku Partridge'a z Lydą i Pressi z Bradwellem dalej nie uległy zmianie - ciągle uwielbiam ich relację i cieszę się, że autorka w tej części popchnęła ich jeszcze bliżej siebie, a my z uśmiechem na twarzy mogliśmy obserwować ich rosnące uczucia. W tej części wątek miłosny miał większą wagę niż w poprzedniej ze względu na to, że nasi bohaterowie robili wiele rzeczy, myśląc o drugiej osobie. Poza tym pojawia nam się również mały trójkąt miłosny, z którym ja niestety nie potrafiłam sobie poradzić, gdyż zawsze będę kibicować tym dwóm parom, które wymieniłam. Uczucia bohaterów wpływały na ich decyzje i było to widać w tej powieści, jednak wątek miłosny wcale nie przesłonił fabuły, a jedynie był idealnym dopełnieniem całości.
Ja już od pierwszej strony dałam się pochłonąć tej historii i musiałam się bardzo opanowywać, żeby nie przeczytać jej w zastraszającym tempie. Po prostu musiałam "dawkować" Nowego Przywódcę, żeby nie przeczytać go zbyt szybko i nie żałować tego, że już skończyłam lekturę tej powieści. Akcja pędzi już od pierwszych stron, gdyż w prologu poznajemy nową bohaterkę - Wildę. To od razu sprawia, że jesteśmy coraz bardziej ciekawi czekających na nas wydarzeń i niemal połykamy książkę, delektując się każdą stroną. Autorka ma tak dobre pióro, że każdy opis, który kreuje, od razu wyświetla się w naszym umyśle, przez co mamy wrażenie, jakbyśmy mieli telewizor w głowie, na którym został wyświetlony ten cudowny film pt. Nowy Przywódca.
Pośród całego kiczu, który ostatnio zalał rynek wydawniczy tanimi schematycznymi opowiastkami i bezbarwnymi bohaterami, Nowy przywódca przypomina czytelnikom o tym, że kochają czytać książki; błyszczy barwną fabułą oraz wyróżnia się na tle innych powieści z tego gatunku. Czasami zdarzają się takie książki, o których trudno cokolwiek napisać ze względu na ogrom uczuć, które czytelnik trzyma w sobie po ich przeczytaniu. Jeśli miałabym zawrzeć całą swoją opinię w jednym zdaniu to napisałabym: Uwielbiam każdą stronę tej powieści. Właśnie dlatego z całego serca polecam tę książkę wszystkim osobom - nawet tym, które nie lubią czytać, bo jestem przekonana, że cała seria Świat po Wybuchu zmieni takie podejście do książek i sprawi, że zakochacie się w czytaniu. Nowy Przywódca jest tak samo brutalny, nieprzewidywalny i ekscytujący jak Nowa Ziemia, więc nie musicie się obawiać tego, że możecie się zawieść. Wystarczy, że w tej chwili sięgniecie po tę serię, a ja obiecuję Wam, że nie pożałujecie i spędzicie z nią wiele miłych chwil.
" - (...) Art Walrond, przyjaciel rodziny, namówił moich rodziców, żeby kupili mi psa. Powiedział, że jako jedynak potrzebuję domowego zwierzęcia. Nazwałem go Art Walrond.
- Dziwne imię dla psa.
- Byłem dziwnym dzieckiem.
- Ale kiedy Art Walrond, przyjaciel rodziny, i Art Walrond, pies, byli jednocześnie w tym samym pokoju i powiedziałeś: "Siad, Art Walrond", to który z nich siadał?
- Czy to problem filozoficzny?
- Być może".
Recenzja pochodzi z: alone-with-books.blogspot.com
"Jesteśmy nieszczęśnikami, lecz wciąż potrafimy śpiewać - a pieśni wznoszą się w nas. Tak, jesteśmy brudni i podli, ale także zdolni do zaskakującej czułości, uprzejmości, do piękna. Jesteśmy ludźmi - pełnymi wad, a jednak dobrymi, prawda?"
Julianna Baggott to ceniona przez krytykę, nagradzana autorka bestsellerów, profesor na Wydziale Sztuki Filmowej Uniwersytetu...
Osiemnastoletnia Kasia Laska czuje, że jej nazwisko jest czystą ironią losu. Dziewczyna nie widzi w sobie nic z "laski", a jedynie zbędne kilogramy, których nie znosi. Kasia ma bardzo zaniżoną samoocenę ze względu na swój wygląd i wagę. Nie ułatwiają jej tego również koleżanki w szkole, które ją prześladują, nazywają grubą i na każdym kroku poniżają. Dziewczyna postanawia jednak wreszcie wziąć życie we własne ręce i zaczyna ciężką podróż w stronę lepszego stylu życia.
Niesamowicie szanuję autorów, którzy tworzą niewyidealizowane postacie w książkach. Nikt z nas nie jest idealny, więc zawsze jestem bardzo zadowolona z tego, gdy w powieści pojawia się postać, z którą można się bardziej utożsamić, gdyż jest niesamowicie realistyczna. Właśnie takie są postacie z książki Szkoła latania. Nasza główna bohaterka nie jest perfekcyjna pod każdym względem i przekonuje się również o tym, że nie ma osób idealnych i czasami niektórzy mają większe problemy niż ona sama. Bardzo cieszę się, że autorka w tej książce nie bała się żadnego tematu.
Możecie pomyśleć, że to kolejna książka o walce dziewczyny ze zbędnymi kilogramami i przecież nie może być tutaj nic ciekawego - otóż wcale tak nie jest. Kasia stara się zmienić swój styl życia i obserwujemy jej zmagania nie tylko z kolejnymi kilogramami, ale również z własnym obrazem, który wytworzyła w głowie. Dziewczyna stara się dostrzec swoje piękno, zrozumieć, że jest czegoś warta i że waga wcale nie definiuje jej szczęścia. Autorka przedstawia nam fakt, że zmienienie nawyków żywieniowych i stylu życia wcale nie jest łatwe, ale nie skupia się tylko na postaci Kasi. Poruszony jest tutaj również problem przemocy w rodzinie, która dotyka przyjaciółkę Kasi. Czytelnik od razu może się zakochać w głównych postaciach i chcieć, by ich losy potoczyły się najlepiej jak tylko mogą. Ja czuję się niesamowicie emocjonalnie związana z postaciami i po skończeniu tej części naprawdę bardzo mi ich brakuje.
Przez całą książkę możemy obserwować to, jak bardzo zmienia się nasza bohaterka. Nie tylko pod względem fizycznym, czyli zrzucania zbędnych kilogramów, ale przede wszystkim pod względem psychicznym. Kasia zaczyna zdawać sobie sprawę z własnej wartości, przeciwstawia się temu, co ją dołuje, a nawet doświadcza najpiękniejszego możliwego uczucia - miłości. Oczywiście jej życie nie jest usłane różami i przez to czytelnik tak bardzo może się z nią utożsamić, gdyż jej problemy wydają się bardzo prawdziwe i zbliżone do naszych. Może wątek miłosny w tej powieści rozwija się nieco zbyt szybko, jednak autorka potrafiła znaleźć w tym złoty środek w dalszej części ich historii.
Takie zakończenia książek powinny być zabronione. Szkoła latania kończy się niesamowitym cliffhangerem, który sprawia, że od razu chcemy sięgnąć po kolejny tom, by dowiedzieć się, jak zakończy się historia naszych bohaterów. Ja czułam się naprawdę zdruzgotana po tym zakończeniu, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać kolejnych części, gdyż losy Kasi, Zosi i Maksa niesamowicie utkwiły mi w pamięci i bardzo chciałabym, żeby wszystko zakończyło się dla nich jak najlepiej.
Szkoła latania to przede wszystkim niesamowicie pozytywna powieść, która sprawia, że czytelnik pragnie coś zmienić w swoim życiu. Właśnie takie książki popychają do działania, do zrobienia czegoś z rzeczami, które nas przytłaczają bądź dołują. Szkoła latania dosłownie uskrzydla i napawa nas ogromną ilością energii do aktywnego przeżywania swojego życia. Jestem naprawdę ogromnie szczęśliwa, że mogłam ją przeczytać i nie mogę się doczekać kolejnych tomów! Gorąco Wam polecam.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Osiemnastoletnia Kasia Laska czuje, że jej nazwisko jest czystą ironią losu. Dziewczyna nie widzi w sobie nic z "laski", a jedynie zbędne kilogramy, których nie znosi. Kasia ma bardzo zaniżoną samoocenę ze względu na swój wygląd i wagę. Nie ułatwiają jej tego również koleżanki w szkole, które ją prześladują, nazywają grubą i na każdym kroku poniżają. Dziewczyna postanawia...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-25
2015-04-23
2015-04-11
Jake od dłuższego czasu nie ma dobrego kontaktu ze swoim synem Ryanem. A przecież to właśnie ojca z synem powinna łączyć ta niesamowita więź. Jake robi dosłownie wszystko, by móc z powrotem "odzyskać" swojego syna i czuć się dobrze w jego towarzystwie. Kiedy przyjeżdża po Ryana i odbiera go z kina, ten prosi ojca by pozwolił mu pokierować nieco samochodem na małej ulicy. Niedługo odbierze swoje prawo jazdy, a przecież przyda mu się trochę doświadczenia. Ojciec się zgadza, jednak Ryan niestety powoduje wypadek. Jake musi podjąć natychmiastową decyzję i od tego czasu tę dwójkę zaczyna łączyć wspólny sekret.
Do książek Scottoline potrzebowałam naprawdę wiele czasu, żeby móc się zabrać. Słyszałam o nich niestety w większości niepochlebne opinie i okazało się, że faktycznie wiele ludzi miało rację. To taki rodzaj książki, która mimo tego, że wpisuje się w gatunek, który mi odpowiada to chyba nigdy nie będzie w stanie mi się spodobać. Niestety po tej pierwszej książce Lisa Scottoline jest dla mnie skończona i raczej nie będę chciała sięgnąć po jej kolejne powieści.
W większości powieści obyczajowych, które pojawiają się w klubie Kobiety to czytają akcja książki zaczyna się od pewnego momentu w przyszłości, gdy widzimy konsekwencje decyzji podjętych przez bohaterów w przeszłości. Wiemy, że coś zaważyło na ich losie, że gdzieś popełnili błąd kilka lat wcześniej i teraz obserwujemy to, jak potoczyło się ich żyje i jak sobie z tym radzą. Przez to odkrywamy tajemnicę stopniowo, a napięcie stale się utrzymuje. Jeśli chodzi o Cicho sza to napięcie już po kilku pierwszych rozdziałach opada ze względu na to, że autorka pokazuje nam całą sytuację, która zmieniła życie naszych bohaterów już na początku książki. Niestety nie ma w tym nic ciekawego i Scottoline ograbiła czytelnika z tej nutki tajemniczości i ciekawości, którą mógłby odczuwać podczas czytania książki. Autorka podaje wszystko na tacy, a my wcale nie jesteśmy zadowoleni z tego, co widzimy.
Cała ta sytuacja wydaje mi się niestety mało realna. Ojciec, który stara się być tak bardzo "luzacki" pozwala swojemu niepełnoletniemu synowi kierować samochodem mimo tego, że ten nie ma prawa jazdy. To na pewno jest dobre posunięcie i nie wyjdzie z tego nic złego. Naprawdę denerwowało mnie to, że Jake starał się na siłę przypodobać Ryanowi (który jest jego synem!) i w rezultacie spowodowali tragiczny wypadek. Niestety książka jest przez większość czasu naprawdę bardzo nieciekawa i zwyczajnie nudna. Przez kilkaset stron widzimy ciągle to samo: wyrzuty sumienia, i zapewnianie drugiej osoby, że to nie jest jej wina. Ojciec i syn ciągle rzucają tymi samymi pustymi frazesami, które po kilku kartkach naprawdę zaczynają się nudzić i sprawiają, że chce się odłożyć tę powieść.
Oczywiście widać tutaj jak wiele rodzice mogliby zrobić dla swoich dzieci. Nawet nagiąć prawo czy ukrywać to, co się naprawdę stało, jednak mimo wszystko Scottoline potraktowała ten wątek po macoszemu. Zbyt dużą uwagę skupiła na pustych wyrzutach sumienia głównych bohaterów, które po kilkudziesięciu stronach zrobiły się nudne. Ciekawe rzeczy zaczynają się dziać dopiero pod sam koniec książki i to naprawdę przykre, że trzeba było znosić kilkaset nudnych stron, by doczekać się kilku naprawdę dobrych.
Cicho sza to niestety książka, na której bardzo się zawiodłam. Liczyłam, że będzie czymś naprawdę wzruszającym, tak jak większość powieści z klubu Kobiety to czytają, ale okazało się, że ciężko znaleźć w niej pozytywne aspekty. Jeśli chcecie przeczytać jakąś dobrą powieść obyczajową to polecam sięgnięcie po Chamberlain lub Webb. Niestety Scottoline nie potrafi pisać tak jak te dwie przedstawione pisarki i naprawdę wiele jej brakuje.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Jake od dłuższego czasu nie ma dobrego kontaktu ze swoim synem Ryanem. A przecież to właśnie ojca z synem powinna łączyć ta niesamowita więź. Jake robi dosłownie wszystko, by móc z powrotem "odzyskać" swojego syna i czuć się dobrze w jego towarzystwie. Kiedy przyjeżdża po Ryana i odbiera go z kina, ten prosi ojca by pozwolił mu pokierować nieco samochodem na małej ulicy....
więcej mniej Pokaż mimo to
Cady należy do Sinclairów. To rodzina, która wiecznie żyje w dostatku. Wszyscy są wysocy, piękni i ambitni. Nic nie jest w stanie popsuć ich dobrej reputacji. Cady co roku spędza wakacje na prywatnej wyspie Beechwood, która należy do jej rodziny. To tam spotyka się ze swoim najlepszymi przyjaciółmi: Gatem, Johnnym i Mirren. Nazywają siebie Łgarzami i jedyne czego pragną to ciągle ze sobą żyć. Jednak pewnego lata dzieje się coś strasznego, co sprawia, że Łgarze przestają być tymi samymi osobami.
O tej książce było naprawdę bardzo głośno. Słyszałam o niej dosłownie wszędzie i od dawna miałam ogromną ochotę, żeby ją przeczytać, gdyż zapowiadała się na naprawdę świetną i tajemniczą książkę, która będzie trzymać czytelnika w napięciu od początku do końca. Okazało się jednak, że było wręcz przeciwnie. Niestety niesamowicie zawiodłam się na Byliśmy łgarzami i wiem, że już nigdy więcej nie chciałabym wrócić do tej historii.
Zacznę od tego, że sam styl pisania E. Lockhart od samego początku mi się nie spodobał. Pisała zbyt krótkimi i mało rozbudowanymi zdaniami, które często urywały się w dziwnym miejscu. Może taki sposób pisania miał coś wprowadzić do książki, jednak kończyło się na tym, że jedynie denerwowałam się faktem, że autorka posługuje się tak kiepskim językiem. Lockhart stworzyła w swojej książce jakąś wizję, którą chciała przekazać czytelnikowi. Osobiście bardzo podobały mi się jej wstawki z opowiadaniem historii niczym z bajek, które zaczynały się od "Dawno, dawno temu...", ale to były jedyne momenty w powieści, które mi się spodobały. Pomysł na historię nie jest zły, jednak niestety został źle potraktowany, a Lockhart nie potrafiła wprowadzić napięcia nawet na chwilę.
Bohaterowie również nie są zbyt ciekawi ani dobrze wykreowani. To po prostu grupka czterech osób, która się przyjaźni i dobrze spędza ze sobą czas, jednak mimo wszystko nie da się wyczuć między nimi głębszych relacji. Trzymają się razem, jednak jest tak, jakby każde z nich robiło coś innego. Spodziewałam się, że otrzymam tutaj wzór przyjaźni, o której każdy marzy, ale generalnie nasi bohaterowie nie mają w sobie niczego specjalnego. Jeśli chodzi o samą Cady to ona również jest postacią papierową. Już dawno nie czytało mi się tak źle książki przez narrację głównej bohaterki. Poza tym, gdy usłyszałam prawie na samym początku, że Cady jest po wypadku to miałam ochotę zamknąć książkę i dalej jej nie czytać. Niestety wiele namnożyło się książek, które traktują o osobach po wypadku, a mnie każda z tych powieści naprawdę nudzi i niestety tak samo było z Byliśmy łgarzami.
Jednak największym minusem tej książki jest to, że jest do bólu przewidywalna. Niektóre powieści mogą być przewidywalne, ale mimo wszystko naprawdę dobrze się je czyta. Natomiast jeśli chodzi o Byliśmy łgarzami to czytelnik wprost nie może się doczekać tego, żeby wreszcie skończyć tę książkę. Całe szczęście, że jest ona krótka i można przez nią szybko przebrnąć. Autorka przedstawia niektóre aspekty książki zbyt łatwo Rozwiązanie całej "zagadki" mamy podane na tacy i każda osoba, która potrafi coś wydedukować będzie wiedziała jak zakończy się ta książka. Niestety przewidywalność i nieudolność wykreowania napięcia to rzeczy, których nie mogę tej powieści odpuścić. Wydaje mi się, że gdyby zabrał się za jej napisanie ktoś inny to wyszłoby z tego coś naprawdę ciekawego, tajemniczego i wciągającego. A niestety otrzymaliśmy całkowite zaprzeczenie tych słów.
Byliśmy łgarzami to historia, do której nigdy nie chciałabym już powrócić. Naprawdę cieszę się, że przeczytałam ją tak szybko i nie musiałam się z nią męczyć, ale przeczytanie jej to i tak był spory wyczyn. Niestety jest niewiele rzeczy, które w tej powieści mi się podobają, a przeważają zdecydowanie jej mankamenty. Dla mnie to taka historia, która od początku była zbyt przewidywalna i wprost nie dało się przy niej dobrze bawić. Nie polecam jej i mam nadzieję, że nie stracicie na nią czasu tak jak ja.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Cady należy do Sinclairów. To rodzina, która wiecznie żyje w dostatku. Wszyscy są wysocy, piękni i ambitni. Nic nie jest w stanie popsuć ich dobrej reputacji. Cady co roku spędza wakacje na prywatnej wyspie Beechwood, która należy do jej rodziny. To tam spotyka się ze swoim najlepszymi przyjaciółmi: Gatem, Johnnym i Mirren. Nazywają siebie Łgarzami i jedyne czego pragną to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Charlie i Silas nie wiedzą kim tak naprawdę są. Nie wiedzą, gdzie mieszkają, czy mają jakąś rodzinę i co do siebie czują. Wiedzą tylko to, że są w tym razem i razem muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, co im się przydarzyło. Mają wokół siebie tylko pomięte kartki, fotografie i naprędce spisane wspomnienia, ale czy uda im się dotrzeć do wszystkiego, co się wydarzyło? Czy powinni w ogóle pamiętać to, co się stało w ich życiu?
Do Colleen Hoover mam dosyć mieszane uczucia - część jej książek mi się bardzo podobała, a inne nie były aż tak świetne, natomiast jeśli chodzi o Tarryn Fisher to miałam okazję czytać jedną jej powieść i nie była ona najlepsza. Mimo wszystko postanowiłam dać szansę temu duetowi pisarskiemu i okazało się, że była to naprawdę dobra decyzja! Never Never to historia, która wciągnęła mnie od samego początku i jak na razie muszę powiedzieć, że to książka w dorobku Hoover i Fisher, która najbardziej mi się spodobała.
Już od kilku pierwszych zdań pokochałam to, co miało się wydarzyć w tej powieści. Czytelnik podczas czytania początkowych rozdziałów jest bardzo zdziwiony i zaciekawiony, gdyż autorki niczego nie podają mu od razu na tacy - w momencie rozpoczęcia książki wiemy dokładnie tyle, ile główni bohaterowie, czyli tak naprawdę... nic. To naprawdę świetny zabieg, gdyż dowiadujemy się o wszystkich rzeczach razem z głównymi bohaterami i dopiero przez to poznajemy całą fabułę, a nikt nie przekazuje nam z góry wszystkich informacji. W pewnym sensie tworzymy razem z bohaterami tę książkę i naprawdę bardzo mocno inwestujemy w nią emocjonalnie. Ja byłam naprawdę niesamowicie pogrążona w historię Charlie i Silasa - przez cały czas nie mogłam doczekać się tego, co wydarzy się dalej i jaka będzie ta wielka tajemnica. Przyznam, że rozwiązaniem troszeczkę się zawiodłam, jednak i tak byłam bardzo zadowolona z tego, co pokazały nam tutaj autorki.
Cała historia naprawdę wciąga i jest ukazana w taki sposób, że jednocześnie czytelnik jest zdziwiony, zszokowany, ale również bardzo zaciekawiony tym, co ma się wydarzyć. Nasi bohaterowie muszą poznać samych siebie, dotrzeć dlaczego są tacy, jacy są i co właściwie wydarzyło się w ich życiu, że stracili pamięć. Wydaje mi się, że był to naprawdę dobry duet pisarski, gdyż nie odnosiłam wrażenia, że jakąś część tekstu napisała Hoover, a inną Fisher - ich style dobrze się ze sobą połączyły i stworzyły coś naprawdę świetnego i wciągającego od pierwszej strony. To jedna z tych powieści, których nie mogłam odłożyć na bok, gdyż za bardzo ciekawiło mnie wszystko to, co mogłoby się tutaj wydarzyć. Bardzo cieszę się też, że w naszym wydaniu książka nie została podzielona na trzy osobne części, ale że zostały one zgrabnie zebrane w całość - przez to historię czyta się o wiele lepiej i jestem przekonana, że gdyby zostało to wydane w trzech częściach to nie miałabym tak dobrej opinii o całej książce, bo bohaterki naprawdę kończyły konkretne tomy w dziwnych momentach. Wydaje mi się, że pierwsza część była najciekawsza, ale w kolejnych również działo się sporo rzeczy, które bardzo zaważyły na losach głównych bohaterów, więc całościowo - jestem pod wrażeniem tego, co tutaj otrzymałam.
Cudownie zagadkowa i wciskająca w fotel. Ta książka potrafi wciągnąć czytelnika na wiele godzin i wypuścić dopiero po przeczytaniu całości. Może nie jest najlepszą historią na świecie, jednak zdecydowanie warto ją przeczytać, bo może umilić jeden lub dwa dni. Hoover i Fisher to naprawdę dobry duet pisarski i mam nadzieję, że uda nam się otrzymać jeszcze jakieś historie spod ich pióra, bo Never Never było książką, którą najbardziej podziwiam w dorobku obu autorek. Jeżeli szukacie czegoś tajemniczego, trzymającego w napięciu, a dodatkowo wciągającego i ukazującego ciekawy romans to Never Never będzie dla Was wprost idealne!
Charlie i Silas nie wiedzą kim tak naprawdę są. Nie wiedzą, gdzie mieszkają, czy mają jakąś rodzinę i co do siebie czują. Wiedzą tylko to, że są w tym razem i razem muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, co im się przydarzyło. Mają wokół siebie tylko pomięte kartki, fotografie i naprędce spisane wspomnienia, ale czy uda im się dotrzeć do wszystkiego, co się wydarzyło? Czy...
więcej Pokaż mimo to