-
ArtykułyPremiera „Tylko my dwoje”. Weź udział w konkursie i wygraj bilety do kina!LubimyCzytać3
-
ArtykułyKolejna powieść Remigiusza Mroza trafi na ekrany. Pora na „Langera”Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz4
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać4
Biblioteczka
2024-04-25
2024-04-11
Pretensjonalna w każdej literze. Nadrabiająca formą i chcąca bulwersować, a w konsekwencji brzydko zestarzała się jak wyeksploatowana seksworkerka.
Opowieści o… No właśnie, o kim? Albo o czym? Chyba dążenie ku libertyńskim (co by to dla autora nie znaczyło) ideałom opierające się na wysokiej tolerancji i wolności obyczajowej. Natomiast jakby zapomniano o podstawowej składowej nurtu, czyli pierwiastku poznawczym, gdyż nie wyłapałem żadnej idei w tym przekazie.
Zabawna, pozornie bulwersująca. Za dużo w niej freudowskiego „libido” i „tanatos”. Widoczne też zatrzymanie się w którejś z wcześniejszych faz rozwojowych określonych przez twórcę psychoanalizy XD
Pretensjonalna w każdej literze. Nadrabiająca formą i chcąca bulwersować, a w konsekwencji brzydko zestarzała się jak wyeksploatowana seksworkerka.
Opowieści o… No właśnie, o kim? Albo o czym? Chyba dążenie ku libertyńskim (co by to dla autora nie znaczyło) ideałom opierające się na wysokiej tolerancji i wolności obyczajowej. Natomiast jakby zapomniano o podstawowej...
2024-04-07
Kupiłem się na tytuł. Uwzględniając wszechobecną dominację wszelakich ekranów we wszystkich pokoleniach i wiele docierających do mnie głosów o nadmiarze tychże w ich życiu – liczyłem na książkę w stylu wprowadzania drobnych zmian, modyfikacji nawyków, bezpiecznych zachowań i takie tam w ten deseń. Bardziej czy mniej mądrze, ale coś w kierunku radzenia sobie z nadużywaniem zdobyczy cyfryzacji.
Książka duchownego przypomina bardziej kazanie niż poradnie a’la terapeutyczny. Za dużo wątków duchownych i religijnych, co w konsekwencji przypominało mi raczej moralizatorstwo i pouczanie a nie podążanie w kierunku poradzenia sobie. Mało konkretnych sposobów modyfikacji nawyków (chociaż kilka było), dużo odwołań przypominających kazanie. A biorąc pod uwagę 150 stron wydania… Nie trudno się domyśleć że o radzeniu sobie z nadmiarem „ekranów” w życiu za dużo tam nie jest. Gdyby co – nie lubię kazań, wolę opowieści.
Nie polecam ani nie odradzam. Takie nijakie, może komuś wpadnie.
Kupiłem się na tytuł. Uwzględniając wszechobecną dominację wszelakich ekranów we wszystkich pokoleniach i wiele docierających do mnie głosów o nadmiarze tychże w ich życiu – liczyłem na książkę w stylu wprowadzania drobnych zmian, modyfikacji nawyków, bezpiecznych zachowań i takie tam w ten deseń. Bardziej czy mniej mądrze, ale coś w kierunku radzenia sobie z nadużywaniem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-08
Nie wiedziałem za co się brałem i czuję rozczarowanie.
W zasadzie autorce nic ująć się nie da. Zauważalny jest kunszt pisania, który potwierdza doktorat z literatury porównawczej i pochodzenie z rodziny „pisarskiej”. Yan Ge pewnie była „skazana” na wychowywanie się wśród literatury wysokiej i historia rodziny pokierował jej ścieżką zawodową. Literacko książka jest bliska do „literatury pięknej”, natomiast ja sięgałem po książkę „fantasy” w moim rozumieniu tego słowa. I nawet realizm magiczny nie musi być wyznacznikiem „fantastyki” szeroko rozumianej co udowodnił chociażby Jakub Małecki w Dżozefie.
„Kroniki dziwnych bestii” jest zbiorem opowiadań połączonych główna bohaterką, pisarką, badaczką świata „bestii”. Opowiadania nie są do końca ze sobą połączone, ze sporą ilością luk w łańcuchu zdarzeń. W zasadzie mam książkę z gatunku fantastyki socjologicznej, w której poszczególne „gatunki” są tylko pretekstem do poruszenia problemów społecznych. Fantazją jest tutaj człowiek, a nie bestia. Tylko że mimo pięknego języka bogatego w kwieciste sformułowania wszystko wydawało się zbyt naiwne i kwadratowe.
Widoczne są wpływy kręgu kulturowego w którym wychowała się autorka i czuję sentyment do tej odmienności. Jednak nawet to nie uratowało książkę w moim odbiorze. Przerost formy nad treścią.
Brawa dla tłumaczki za kreatywność i twórczość w tworzeniu neologizmów nazw gatunków „bestii”.
Nie wiedziałem za co się brałem i czuję rozczarowanie.
W zasadzie autorce nic ująć się nie da. Zauważalny jest kunszt pisania, który potwierdza doktorat z literatury porównawczej i pochodzenie z rodziny „pisarskiej”. Yan Ge pewnie była „skazana” na wychowywanie się wśród literatury wysokiej i historia rodziny pokierował jej ścieżką zawodową. Literacko książka jest bliska...
2023-11-20
No cóż, nic szczególnego. Gawande rozkłada na czynniki pierwsze znane pojęcie – checklist (czyli tzw. lista kontrolna). Robi to przez pryzmat swojej osoby i widoczne w tym jest koncentrowanie się na własnej ważności. Powiedziałbym, że jest to książka Gawande o Gawande przez pryzmat „oczywistych oczywistości” na temat list kontrolnych. Nie wiem, czy z tej książki nauczysz się zasad ich tworzenia. Przejrzałem przez potencjalny pryzmat wykorzystania w pracy – dziękuję, postoję. Szkoda czasu…
No cóż, nic szczególnego. Gawande rozkłada na czynniki pierwsze znane pojęcie – checklist (czyli tzw. lista kontrolna). Robi to przez pryzmat swojej osoby i widoczne w tym jest koncentrowanie się na własnej ważności. Powiedziałbym, że jest to książka Gawande o Gawande przez pryzmat „oczywistych oczywistości” na temat list kontrolnych. Nie wiem, czy z tej książki nauczysz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-04
Sprzątałam arabskie nocniki.
W 3. sezonie Californication bohater, Hank Moody (w tej roli David Duchovny), dostaje propozycję pracy na uczelni jako wykładowca literatury i są tam sceny, w których zmaga się z próbkami literackimi studentów i ten wyraz znużenia wyrażany całym ciałem (słowami też XD). Chyba zacząłem rozumieć jak się czuł… Mimo że nie napisałem żadnej znanej książki XD
Po przeczytaniu odkładam z ogromnym niedowierzaniem. Zastanawiam się, czy miało sens wydawanie tej książki w wersji, która trafiła do moich rąk. Nawet nie chce mi się odnosić do treści pełnej patetycznych zwrotów, sztucznych dialogów i nadużywanego irytującego „ha, ha, ha”. Cała historia rodem z arabskich bajek 1000 i 1 nocy w wydaniu polskiej projektantki o światowej renomie. Historia wzbudza niedowierzanie, a plastikowość interakcji pomiędzy bohaterami… Ech, szkoda słów, bo jeszcze uaktywni się cenzura.
Gdyby na okładce nie pisało jak wół – Ewa Minge – myślę, że nie znalazłoby się wydawnictwa, które by „to” w takiej formie wydało. Całość przypomina wprawkę z szuflady domorosłego pisarza, pisaną w przekonaniu o własnej wielkości i niedowierzającego, że świat tego nie zauważa. Prosta, ba! czasem wręcz zbyt prosta (gdybym mógł, użyłbym wyrazu „prostacka”, ale że nie wypada to nie używam), forma narracji wręcz woła nie tylko o pomstę do nieba, ale też o dobrego redaktora i rzetelną korektę, która by te graniastosłupy zdań wygładziła. Wydanie w tej formie odbieram jako brak szacunku do mnie jako do Czytelnika.
Szkoda czasu (mojego, czasem reszty się nie zajmuję), szkoda pieniędzy (co rzadko mówię w odniesieniu do książek), szkoda środowiska (produkcja prądu, który zużyłem w czytniku). Słabość nad słabościami i po zastosowaniu zasady „do 3 razy sztuka” odpuszczam sobie jakiekolwiek inne książki Pani Minge.
Sprzątałam arabskie nocniki.
W 3. sezonie Californication bohater, Hank Moody (w tej roli David Duchovny), dostaje propozycję pracy na uczelni jako wykładowca literatury i są tam sceny, w których zmaga się z próbkami literackimi studentów i ten wyraz znużenia wyrażany całym ciałem (słowami też XD). Chyba zacząłem rozumieć jak się czuł… Mimo że nie napisałem żadnej znanej...
2023-06-03
W okolicy roznosiło się klaskanie. Powód? Nieustanne facepalmy.
II liga mieszka w Wilanowie. Liga czego? Kochanek tych, którzy grają w lidze I i mieszkają w Konstancinie. Ale nawet ta druga liga to jak manna z nieba dla tych maluczki co mieszkają nie w tak prominentnych lokalizacjach.
Opowiastka w której trudny i ważny temat podany został w burdelowy sposób. Ślotała wątki przemocy prezentuje w sposób, który sankcjonuje klasyczny układ sił: Pan płaci, Pan ma. Nawet pozorny sprzeciw nie zmienia tego układu, szczególnie gdy sprzeciw pojawia się dopiero w momencie gdy strumień monet wyschnie. A najgorsze, że pojawia się właśnie wtedy, gdy przestaje być KORZYSTNE milczenie, a staje się KORZYSTNE mówienie. Jednak niekonstruktywne mechanizmy obronne wychodzą tu w każdym calu tak samo, jak słoma szczodrze sypie się z buta. Duże pieniądze tego nie zmienią tylko uwypuklą, czego autorka tego wątpliwego dzieła niezbicie dowodzi.
Mało że motywy słabe, to historia podana jest w zaiste niekorzystny sposób. Literacko spotkałem się z dnem i niepojęta jest w tej chwili maszyna marketingowa tej lektury – wyraźnie przyoszczędzili na redaktorach, jakości wydania (zakupiony audiobook jest jednym wielkim chaosem, pliki nie są nawet właściwie ponumerowane, układaj sobie playlistę jak chcesz na zasadzie co trafisz to Twoje). Słucha się też marnie, gdyż język literacki może być prosty, ale nie prostacki.
Totalne nie. Jedna gwiazdka tylko ze kuszącą okładkę, idealnie nadającą się na pracę zaliczeniową „Seksapil w literaturze – jak sprzedać książkę dzięki okładce”.
W okolicy roznosiło się klaskanie. Powód? Nieustanne facepalmy.
II liga mieszka w Wilanowie. Liga czego? Kochanek tych, którzy grają w lidze I i mieszkają w Konstancinie. Ale nawet ta druga liga to jak manna z nieba dla tych maluczki co mieszkają nie w tak prominentnych lokalizacjach.
Opowiastka w której trudny i ważny temat podany został w burdelowy sposób. Ślotała wątki...
2023-03-25
Ważne i na wstępie.
Żeby nie było, szacunek dla osób udzielających wywiadów. Każdy człowiek ma swoją historię do opowiedzenia i każdy zasługuje, by ją wysłuchać.
Kategoria „poradnik”?
Przede wszystkim opis bohaterów w kategoriach wiek, status związku, ilość dzieci. Co za metryczka jakiegoś ankietera. Niekoniecznie rozumiem tej dzietności i związku – po co i co ma wnosić? Czyżby jakaś pozostałość po statystyce do pracy magisterskiej? Jakieś dane są, nie wiem do czego ich użyć; ale są i szkoda by się zmarnowały jak już są XD
Potem… Im głębiej w las tym lepiej odżywieni partyzanci. Historie, w których bohaterowie opowiadają o swoich stosunkach seksualnych. Przypomina to jakąś pracę terapeutyczną z terapii grupowej w ramach pisania konkretnych przykładów ze swojego życia.
Czepiam się autorki, która podjęła się wydania tego zbioru, któremu bardzo blisko do powieści Emmanuelle Arsan (puszczam oko do znawców erotycznej klasyki), tylko stylu i zwiewności zabrakło. No i te „podsumowania” na koniec rozdziału – jakaś namiastka informacji zwrotnej?
Nie wiem, jak zaniedbanym edukacyjnie trzeba być, by daną książkę traktować jako swoistego rodzaju podręcznik? (chociaż, MEN i nie takie cyrki odwalał XD). W 2018 roku ukazała się pozycja #sexedpl. W niej dopatruję „edukatora seksualnego”.
Lektura, która uległa zapomnieniu i… niech tak zostanie.
Ważne i na wstępie.
Żeby nie było, szacunek dla osób udzielających wywiadów. Każdy człowiek ma swoją historię do opowiedzenia i każdy zasługuje, by ją wysłuchać.
Kategoria „poradnik”?
Przede wszystkim opis bohaterów w kategoriach wiek, status związku, ilość dzieci. Co za metryczka jakiegoś ankietera. Niekoniecznie rozumiem tej dzietności i związku – po co i co ma wnosić?...
2023-03-23
Kojarzący się dotychczas z thrillerami pisarz robi fintę i… romansidło spod pióra Czornyja wypada niezbyt interesująco.
Miałem wrażenie, że całość wypada jakoś mdło. Tak jakby zabrakło Czornyjowi, hmmmm, ikry by nieco podkręcić fabułę i podnieść temperaturę narracji. Może gdyby jeszcze fabularnie przykryto ową miękkość i ostrożność, ale w tym zakresie też mamy mankamenty. Markiz, Stew, Pilot i Konstancja jako czwórka bohaterów połączonych mroczną tajemnicą to taki lokalny zespół teletubisiów, którzy trzymają się za rączki i nucą piosenki. Tyle w tym niebezpieczeństwa. Howgh!
Powiedziałbym, że Niebezpieczna propozycja na tle innych, zdarzających mi się lektur 𝘨𝘶𝘪𝘭𝘵𝘺 𝘱𝘭𝘦𝘢𝘴𝘶𝘳𝘦 wypada jak wspomniane w opowieści „lotnisko” (głośno powiedziane) w Radawcu do chociażby pobliskiego Portu Lublin w Świdniku. I chyba tyle, bo nie ma o czym. Kilka lubelskich cebularzy wydaje mi się mniej obyczajową i bardziej romantyczną opcją XD
PS refleksja na gorąco. Czornyj zaczął od kryminałów (popularny gatunek literacki), potem przeskoczył na powieści historyczne osadzone w okresie IIWŚ (też mamy na to modę), a teraz sięga po literaturę obyczajową (ma swoje grono czytających). Wszystko wygląda bardzo mainstreamowo i albo świadczy to o różnorodności pióra , albo że pisarz będzie tam gdzie jest klient z produktami rożnej jakości.
Kojarzący się dotychczas z thrillerami pisarz robi fintę i… romansidło spod pióra Czornyja wypada niezbyt interesująco.
Miałem wrażenie, że całość wypada jakoś mdło. Tak jakby zabrakło Czornyjowi, hmmmm, ikry by nieco podkręcić fabułę i podnieść temperaturę narracji. Może gdyby jeszcze fabularnie przykryto ową miękkość i ostrożność, ale w tym zakresie też mamy mankamenty....
2023-03-12
„Projekt Riese (z niem. olbrzym) – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego nazistowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945. Miała to być jedna z kwater głównych Adolfa Hitlera” (źródło: wikipedia.pl)
Mi zawsze wydawało się dziwne, że wokół tego kompleksu mamy tyle niedopowiedzeń i wszystko jest przykryte całunem tajemniczości. Jakby nie została zachowana żadna dokumentacja, jakby nikt nie przeżył i nie zeznawał, jakby… no właśnie, moje „ja spiskowe”… I właśnie w ową spiskowość wbija się Remigiusz Mróz ze swoja fantastyczną wersją „Projektu Riese”, podkręcając wszystko lękiem przed pandemią i potencjalnym wyginięciem ludzkości.
Robi to jednak w sposób, że wzbudza moje „lekkie” zażenowanie. SF rządzi się własnymi prawami i fizyka światów równoległych jest znana od dawna. A Mróz nic sobie z tego nie robi i wykorzystuje linie czasu według własnego widzimisię. Gdzie trzeba zmieni znacznie rzeczywistość, gdzie mu wygodniej to udaje że wszystko jest synchroniczne. No takie to do bani i wręcz zniechęca.
Bohaterowie… No żeż (pip pip pip) brakuje mi słów. Są tak nijacy, że jedyne z czym mi się kojarzą to Parker z firmą produkująca artykuły piśmiennicze Parker (i tu Mróz nie trafił bo wolę Watermana, a marzy mi się jakiś limitowany Montblanc z Writers Edition). Coś tam gadają, coś tam kombinują i skiepszczają całą akcję.
Bardzo słaba, niestaranna książka z dziurami fabularnymi i nijakim zakończeniem. Moim zdaniem, ofkors. Stąd moje zdziwienie, że jest to książka roku… i to pipczenie też…
„Projekt Riese (z niem. olbrzym) – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego nazistowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945. Miała to być jedna z kwater głównych Adolfa Hitlera” (źródło: wikipedia.pl)
Mi zawsze wydawało się dziwne, że wokół tego kompleksu mamy tyle niedopowiedzeń i wszystko...
2023-02-04
Poniższa opinia jest absolutnie niepoważna. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Pewnie w ramach jakiegoś podświadomego samoukarania za poprzednią książkę, za niecne obrazy przez nią rysowane, sięgnąłem po „Krótką wymianę ognia” Zyty Rudzkiej. Tym bardziej, że ostatnio „gdzieś w przestworzach sieciowych” słyszałem o najnowszej książce „Ten się śmieje, kto ma zęby”, więc nazwisko nie było obce, a niniejsza książka łatwiej dostępna.
No i mamy. Ponownie o seksualności, tylko ze z innej perspektywy. I nie tylko o niej.
„Byłam szpetna, ale parzyłam się z wieloma. Ruchałam się i pierwsza chciałam, ale to było na wojnie, za grzech się nie rachuje”.
Tak mówi matka bohaterki, czy nie matka? Bo w tej książce, przyznaję, pogubiłem się doszczętnie.
„Literatura to przywilej alternatywnej egzystencji, dar drugiego istnienia.”
Mi w tym darze zabrakło zrozumienia. Nie potrafiłem się utożsamić, a emocji nieprzyjemnych też nie potrzebuję. Natomiast jakiś paradoks gatunkowy, że w tych strumieniach więcej tych nieprzyjemnych niż przyjemnych. A może tak łatwiej, bluzgać wymiotami smutku, zagubienia, bezsilności, żalu. No bo rzygać tęczą? A kto to kupi, gdyż dawno już odeszły historie proste, biało-czarne, łatwe. Epatowanie „kulturą” przyjęło formę melancholii… Szukać? Daleko nie trzeba… Już nawet Joker nie jest jednoznacznie zły, a Superman dobry. Każdego coś męczy, każdemu coś doskwiera.
Już dawno wiem, że ze strumieniem świadomości autorek (od Masłowskiej poczynając, poprzez Papużankę przemierzając) jest mi wyraźnie nie po czytelniczej drodze, z Panami pisarzami łatwiej radzę. Męczy mnie ten strumień, gdyż pierwsze co mi do głowy przychodzi to studium przypadku i plan terapii. Jakby to nie zabrzmiało, ale te zawodzenia z pogranicza bytu i niebytu, gra chaosem. Tylko czy nie jest to „bawienie się w Boga” – na początku był chaos, potem było słowo, a słowo… W zasadzie konceptualizacja Wielkiego Wybuchu, ale zostawmy to…
„ Jakież to całe towarzystwo niezdolne przy twojej lirycznej wielkości. Piszą cienkie książki o sobie, takie powieści rzeczki, w których się sami topią.”
W „Krótkiej…” widać gołym niewprawionym okiem, że Autorka jest poetką (znaczy ja czułem rytm; potem dowiedziałem się że jest poetką i zagrało). Zdania raczej nie są wielokrotnie złożone. Treść, niby spójna, tylko czasem wydaje się drugorzędna do rytmu. Albo też wymagająca co nie miara od czytelnika i nie zrozumiałem? Sens w chaosie, chaos też w sensie. Ogólnie, dużo tu można wątków rozwijać. Że wulgaryzmy, a może niepotrzebne. Że za dużo tego całego alter ego, może zbędne. Że… Sam już nie wiem… No i to zagubienie, samotność. Jak też ta mieszanka klasycznych freudowskich popędów – libido i tanatos – poza którymi nie ma nic. Smutek za minionymi latami, za "libido" które niby jest ale już go nie ma. Jak i lęk przed "tanatos", którego jeszcze nie ma ale jakby już jest. Można tez pójść dalej i stworzyć porównanie do 3. odcinka "The Last of Us", że dostajemy pozycję o społecznej naturze człowieka, o relacjach, w zasadzie o człowieczeństwie.
Ogólnie chyba na dany moment mam już za dużo tych strumieni świadomości i samoświadomość, że nie każda literatura piękna jest dla mnie piękna. Czasem i męcząca i wcale nie tak piękna, nawet jak ładna i zgrabna.
PS: jeżeli żem kogoś uraził, z góry przepraszam, nie bierzcie niczego na poważnie. Zresztą, na niepoważnie też. Zresztą… Chcecie się obrażajcie, chcecie to nie. Ze strumieniami tak bywa. Tylko strumień moczu jest konkretny i dąży do celu, hmmm, ze strumieniem rzeki też, do morza dąży. W zasadzie lekko wulgarnie, ale Rudzka też czytelnika nie oszczędza, nawet gdy ujmuje wszystko w poetycko rytmiczne wulgaryzmy.
Skąd te odniesienia do wody? Pewnie przez Studzienkę.
Poniższa opinia jest absolutnie niepoważna. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Pewnie w ramach jakiegoś podświadomego samoukarania za poprzednią książkę, za niecne obrazy przez nią rysowane, sięgnąłem po „Krótką wymianę ognia” Zyty Rudzkiej. Tym bardziej, że ostatnio „gdzieś w przestworzach sieciowych” słyszałem o najnowszej książce „Ten się śmieje,...
2023-02-01
Wydana w 2016 roku książka, która już dawno zmarła śmiercią książkową, zapomnianą. Pod płotem pochowana, bez pomników pamięci, bez rocznicowych wspominek. Bo i po co? Stojąc nad jej zmurszałym nagrobkiem przywołałem do ulotnej chwili życia i, bez żalu, zwracam do mgły zapomnienia.
„Życie podziemne Julii” jest niczym innym jak scenariuszem filmu pornograficznego, określanego gatunkowo jako „dla kobiet”. W centrum narracji nie mężczyzna, wokół którego uwija się kobieta, tylko odwrotnie. Wszystkie siły każdego z partnerów Julii są skierowane na zapewnienie jej intensywnych, wielokrotnych uniesień. To wszystko przeplatane słabymi próbami rozważań o sensie, życiu i innych pierdołach.
W zasadzie, jak w każdym scenariuszu filmów „dla dorosłych” akcja skupia się na akcji, a reszta jest dodatkiem, na który mało zwraca się uwagę. Chociaż sceny „z alkowy” też w szał nie wprawiają, taki niskobudżetowy standard (co by to w tym przypadku nie znaczyło).
Nic nie wnosząca, niczym nie zaskakująca. Na fali Graya unosząca się, ale bez wysokich fal uniesień.
Wydana w 2016 roku książka, która już dawno zmarła śmiercią książkową, zapomnianą. Pod płotem pochowana, bez pomników pamięci, bez rocznicowych wspominek. Bo i po co? Stojąc nad jej zmurszałym nagrobkiem przywołałem do ulotnej chwili życia i, bez żalu, zwracam do mgły zapomnienia.
„Życie podziemne Julii” jest niczym innym jak scenariuszem filmu pornograficznego, określanego...
2022-12-15
Trzeci tom cyklu o pewnej, nastoletniej dziewczynie mieszkającej „far far away” czyli gdzieś tam w kosmosie w bliżej niedookreślonej przeszłości.
W całej zwykłości gatunku SF Spensa (owa bohaterka) jest znakomitym pilotem kosmicznego niszczyciela i walczy w obronie ludzkości przed chcącymi ją wytępić obcymi. Tak przynajmniej było w tomie pierwszym. W tomie drugim okazuje się, że nie wszystko złoto co błyszczy, a ludzkość nie jest tak dobrze postrzegana na arenie galaktycznej jak telewizja publiczna oznajmia. Spensa wyrusza więc do sztabu kosmicznego ONZ, czyli Zwierzchnictwa, by inwigilować szeregi potencjalnego wroga i urządzić małą akcję dywersyjną. Jak się sprawy potoczyły tak potoczyły, ale w efekcie Spensa musi się salwować ucieczką i trafia w niebyt (no takie odzwierciedlenie bytu, tylko z drugiej strony, czarna dziura, przez którą trzeba trafić) gdzie jest poszukiwana przez potężnych i niepoznanych Wnikaczy.
Akcja Cytoniczki opiera się na podróży Spensy w owym niebycie w towarzystwie drużyny. Schemat ograny wiele razy, więc Sanderson tu nie zaskakuje. Ale… Całość przypomina film familijny bez ograniczeń wiekowych lub prostą grę komputerową, w których nikt nie ginie, nikomu nie dzieje się krzywda, a wszyscy mają krótką pamięć i wypowiadają przypisane zgodnie ze scenariuszem czy algorytmem kwestie.
O jejku, jakie to wszystko w efekcie płaskie i niedoprawione, cuchnące syntetycznymi aromatami. Przecież fabułę można było mocniej wykorzystać, kto wie KIM lub CZYM okażą się Wnikacze i jak to zmienia percepcję całego układu – też odczuje potencjał historii. Tylko że ta Spensa skacząca po wyspach czy tocząca pseudo walki w niebycie ręką Sandersona sprowadzona została do zabawiania młodszych dzieci na przedszkolnych porankach. Lubię bajki fantastyczne i z 2 pierwszych części byłem zadowolony, ale po Cytoniczce stwierdzam, że z pewnych chyba już wyrosłem.
Trzeci tom cyklu o pewnej, nastoletniej dziewczynie mieszkającej „far far away” czyli gdzieś tam w kosmosie w bliżej niedookreślonej przeszłości.
W całej zwykłości gatunku SF Spensa (owa bohaterka) jest znakomitym pilotem kosmicznego niszczyciela i walczy w obronie ludzkości przed chcącymi ją wytępić obcymi. Tak przynajmniej było w tomie pierwszym. W tomie drugim okazuje...
2022-11-27
Jednym zdaniem? Nie, nie podobało mi się.
Zgodnie z blurbem miała to być „przewrotna powieść szpiegowska ocierająca się o political fiction”. Nie było tam jednak żadnej przewrotności, nie wiem o jakie szpiegostwo miało chodzić, a najbardziej prawdziwe w tym zdaniu było słowo „ocierająca się”.
Mogę rozkładać książkę na czynniki i pokazywać absurdy i niedociągnięcia fabularne, tylko szkoda czasu na to. Natomiast Motyl tworzy fikcję mocno życzeniową, ale też naiwną, w której na pierwszym planie mamy nie tyle szpiegostwo i sensację, ile próbę jakiejś rozprawki doktrynalno-poglądowej.
Zgodnie z opisami jest to TRZECIA (sic!) część serii wydanej. Tiaaa… Tym bardziej ciekawe po co „owo dzieło” wydawać? Czy wystarczy analogia do obecnej sytuacji geopolitycznej, wojny w Ukrainie i dewaluacja Wowoczki Putina by książka słaba i fabularnie, i (wybaczcie) poglądowo ukazała się na rynku?
Jednym zdaniem? Nie, nie podobało mi się.
Zgodnie z blurbem miała to być „przewrotna powieść szpiegowska ocierająca się o political fiction”. Nie było tam jednak żadnej przewrotności, nie wiem o jakie szpiegostwo miało chodzić, a najbardziej prawdziwe w tym zdaniu było słowo „ocierająca się”.
Mogę rozkładać książkę na czynniki i pokazywać absurdy i niedociągnięcia...
2022-11-06
Jedyne, co mi przychodzi na myśl po przeczytaniu to: „Tiiiiaaaaa???” I nie chodzi o zażenowanie poruszanym tematem, tylko o sposobie w który jest przekazywany. Bo nie wszystko, co zawiera wyraz "seks" z założenia będzie ciekawe.
Nie do końca rozumiem przekazu Mieśników. Że co, że Polacy, że tak? Nawet mimo odpalenia na maxa wszystkich posiadanych pokładów libertanizmu nie powiem, że akurat w takiej formie przeciętnie wygląda życie seksualne społeczności, którą są Polacy. No może z wyjątkiem oglądania pornografii w internecie*. Poza tym aspektem większość opisywanych praktyk nie dotyczy „przeciętnego Polaka”. Nie oznacza, że nie ma różnych wariacji zachowań seksualnych. Są, jak najbardziej, występują w większym czy mniejszym zakresie. Ale czy jest to życie seksualne Polaków? I czy będzie się różnić w opisywanych „reportażowych dykteryjkach” od życia seksualnego innych narodów?
Najważniejszym jednak „ale”, który rzutuje na odbiór książki, jest wrażenie, że to wszystko już było, jest i będzie w innych „reportażach” z wyrazem „seks” w różnych odmianach w tytule. Nie czuć w tej pozycji żadnej oryginalności, świeżości. Bardziej jakaś kolejna powtórka a’la „kolejny rocznik pisze pracę zaliczeniową na zadany temat” i korzysta z tej samej trzypozycyjnej bibliografii. Do tego forma przekazu nie jest jakas szczególnie atrakcyjna. Brakowało mi rytmu w przekazywanej treści czy wyraźnych akcentów, co powodowało w połączeniu z powtarzalnością poczucie nudy i męczenia.
• - udostępnione statystyki są nieubłagalne. Wg danych z Pornhub za 2021 rok plasujemy się wysoko wśród użytkowników z różnych krajów. „Warto też zauważyć, że Polska zajmuje aż 13. miejsce pod względem ruchu na Pornhubie oraz 7. miejsce pod względem spędzanego średnio czasu na stronie, który w naszym wypadku wynosi 9 minut i 51 sekund.” (źródło: https://www.telepolis.pl/tech/wydarzenia/pornhub-2021-czego-szukali-polacy; data dostępu 2022-11-05)
No i te 9 minut i 51 sekund i 7. miejsce na świecie, jestem dumny z kondycji naszej pornhubowej reprezentacji bardziej niż z piłkarskiej 😊
Jedyne, co mi przychodzi na myśl po przeczytaniu to: „Tiiiiaaaaa???” I nie chodzi o zażenowanie poruszanym tematem, tylko o sposobie w który jest przekazywany. Bo nie wszystko, co zawiera wyraz "seks" z założenia będzie ciekawe.
Nie do końca rozumiem przekazu Mieśników. Że co, że Polacy, że tak? Nawet mimo odpalenia na maxa wszystkich posiadanych pokładów libertanizmu nie...
2022-08-25
Tytuł zapowiada, obiecuje, kusi.
Miałem nadzieję na reportaż o początkach „branży erotycznej” w Polsce. W zasadzie to dostałem. Tylko że w jakiejś wersji demo, mocno niedopracowanej i… hmmmm… takiej cukierkowej. Brakowało mi jakiegoś zagłębienia się w temat, dokopania się do źródeł. Całość sprawia wrażenie, jakby poruszany temat wciąż pozostawał nieprzystojnym.
Przeleciało. Jako audiobook do jazdy autem do i z pracy OK, ale… Chciałoby się czegoś więcej i konkretniej.
Tytuł zapowiada, obiecuje, kusi.
Miałem nadzieję na reportaż o początkach „branży erotycznej” w Polsce. W zasadzie to dostałem. Tylko że w jakiejś wersji demo, mocno niedopracowanej i… hmmmm… takiej cukierkowej. Brakowało mi jakiegoś zagłębienia się w temat, dokopania się do źródeł. Całość sprawia wrażenie, jakby poruszany temat wciąż pozostawał nieprzystojnym.
Przeleciało....
2022-03-18
Lekka, ironiczna. Nikt nie ukrywa, że do czynienia mamy z parodią, w której wszystko ma być karykaturalnie przerysowane.
Zapowiada się potencjalnie dobra zabawa w klasycznej konwencji. Ale jakieś to wszystko przaśne, bez ostrej papryczki. Naiwne i zbyt mocno schematyczne.
Oczekiwałem, że będzie to guilty pleasure. Okazało się, że Grażynka nie zrobiła ze mnie swojego Janusza. Czuję się guilty, ale brakowało pleasure.
Lekka, ironiczna. Nikt nie ukrywa, że do czynienia mamy z parodią, w której wszystko ma być karykaturalnie przerysowane.
Zapowiada się potencjalnie dobra zabawa w klasycznej konwencji. Ale jakieś to wszystko przaśne, bez ostrej papryczki. Naiwne i zbyt mocno schematyczne.
Oczekiwałem, że będzie to guilty pleasure. Okazało się, że Grażynka nie zrobiła ze mnie swojego...
2022-01-23
Kolejna odsłona „Masy”. Nie zaskakuje oryginalnością. Wrażenie powtarzalności tematów z poprzednich lektur jest przygnębiające. Jak na poziomie treści, tak i na poziomie bufonady. Masa nie opowiada nic nowego, nie opowiada też inaczej. A nie, hehe, psioczył na Górskiego. Ciekawe dlaczego?
No bo… Zresocjalizowany świadek koronny, pod stałą opieką funkcjonariuszy, a w konsekwencji, jak napisane zostało w Wikipedii: „16 maja 2018 został zatrzymany przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych Policji z Łodzi w celu postawienia zarzutów związanych z wyłudzeniem kredytów, łapownictwem i powoływaniem się na wpływy”. Więc dalej mamy do czynienia z „wilkiem w owczej skórze”. A pisać dalej się chce… I 19 września 2018 roku ukazuje się dany produkt poligrafii…
We współczesnej sztuce przemoc jest piętnowana. W książkach, których współautorem jest Sokołowski, przemoc jest gloryfikowana – wniosek: nie mamy do czynienia ze sztuką w jakiejkolwiek jej postaci.
Tyle. Na więcej szkoda słów i ścierania opuszków.
PS: zauważyłem, że ten produkt z 2018 roku jest ostatnim, przy którym występuje nazwisko Sokołowski. I nawet pandemia tego nie zmieniła, gdzie pisał i wydawał każdy kto mógł. Czyżby koniec epopei bandyty?
Kolejna odsłona „Masy”. Nie zaskakuje oryginalnością. Wrażenie powtarzalności tematów z poprzednich lektur jest przygnębiające. Jak na poziomie treści, tak i na poziomie bufonady. Masa nie opowiada nic nowego, nie opowiada też inaczej. A nie, hehe, psioczył na Górskiego. Ciekawe dlaczego?
No bo… Zresocjalizowany świadek koronny, pod stałą opieką funkcjonariuszy, a w...
2021-06-23
WTF?
Miało być zabawnie i lekko. Wyszło lekko, czasami nawet zabawnie. Ale całość to zbiór pseudofelietonów w oklepanych motywach. Nawet kojarzą mi się z „pastami”, o których stało się głośno dzięki MalcolmowiX.
Ale, sorki Winetou, nic tu nie wysyła miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, w podróż z dala od pozostałej reszty ciała. Kotka zalewa nas banałami, które mogą być śmieszne gdyby już nie stały się nudne. Nie wiem dlaczego i skąd, ale mam wrażenie odgrzanego (źle) kotleta. Jakby zapomniano, że Kotka jest jeszcze Psotką...
PS największy dzong! wzbudza asymetria pomiędzy bohaterką a jej partnerami i poproszę mi tu bez zarzutów o poprawność polityczną XD
WTF?
Miało być zabawnie i lekko. Wyszło lekko, czasami nawet zabawnie. Ale całość to zbiór pseudofelietonów w oklepanych motywach. Nawet kojarzą mi się z „pastami”, o których stało się głośno dzięki MalcolmowiX.
Ale, sorki Winetou, nic tu nie wysyła miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, w podróż z dala od pozostałej reszty ciała. Kotka zalewa nas banałami,...
2021-02-01
Marketing szeptany współczesną dźwignią handlu…
***
Książka w nurcie, którego konwencję zaczynam powoli rozumieć, traktując czas do czasu taką lekturę jako swoiste 𝘨𝘶𝘪𝘭𝘵𝘺 𝘱𝘭𝘦𝘢𝘴𝘶𝘳𝘦, o czym regularnie przy takich lekturach powtarzam.
Okładka „Solo” kilkakrotnie mignęła mi w ramach tzw. bookstagramowego świata. Ocena na LC dźwięczała kusząco. Sprawdzając z ciekawości cenę na wydanie elektroniczne – okazało się, że była bardzo przystępna. No i otumaniony perspektywą interesu życia…
Klasyfikowana jako „literatura młodzieżowa” wzbudziła moją wielką niechęć. Dlaczego? Historia bohaterów Datki i Solo nie jest historią, którą ja dałbym do czytania 15-letniej córce, czyli docelowej grupie autorki (bo chyba to młodzież?). Mało, że nie ogarniam chaosu fabuły, to nie przychodzą mi żadne idee o wartościach przekazywanych poprzez ową lekturę. Zamiast dobrze się bawić, wyłącznie kiwałem z niedowierzaniem głową. Nie udało mi się polubić ani Datki, ani Solo… ani całej fabuły, która tam jest.
Możliwe, że książka znajdzie swoje oddane grono Czytelników. Na tym polega istota sztuki, że gust jest sprawą indywidualną. Moje zdanie?
***
Czytania na jeden wieczór, ale po co?
Marketing szeptany współczesną dźwignią handlu…
***
Książka w nurcie, którego konwencję zaczynam powoli rozumieć, traktując czas do czasu taką lekturę jako swoiste 𝘨𝘶𝘪𝘭𝘵𝘺 𝘱𝘭𝘦𝘢𝘴𝘶𝘳𝘦, o czym regularnie przy takich lekturach powtarzam.
Okładka „Solo” kilkakrotnie mignęła mi w ramach tzw. bookstagramowego świata. Ocena na LC dźwięczała kusząco. Sprawdzając z ciekawości cenę na...
Przewinęło mi się w którejś z księgarni „za grosiki”, więc sięgnąłem z sympatii do autora i pamiętając łatwość i dostępność innych jego pozycji czytanych kilka lat temu. Przy czym był to zakup spontaniczny oraz, jak teraz patrzę, nieprzemyślany oraz zbędny.
Po lekturze poczyniłem istotny wniosek – zmienił się mój odbiór, co wynika z zmiany nastawienia, jak też wzbogacenia się w wiedzę i doświadczenie. W konsekwencji nie czułem już tak dużej satysfakcji jak kiedyś, a wręcz czasami czułem się poirytowany.
Wypowiedzi Lwa-Starowicza, z którymi się spotkałem, co raz częściej wydawały mi się stereotypowe i charakterystyczne dla początkowych okresów wprowadzania terapii w Polsce. Szczególnie uderzała mnie stereotypowość podziału cech „męskich” i „żeńskich”. Aktualny stan wiedzy wszystko znacznie bardziej urozmaica i bycie w relacjach to jest mega skomplikowana wartość wykraczająca poza sumę dwóch składowych.
Do tego mam spore odczucie powtarzalności, gdyż pewne cytaty, ba! rozdziały, są żywcem zdarte z poprzednich książek. Więc nie wiem czy lektura wniosła cokolwiek poza odczuciem zmian, które zaszły we mnie.
Niedosyt i rozczarowanie, ale też satysfakcja (z siebie :p ) że „podważam autorytety”.
Przewinęło mi się w którejś z księgarni „za grosiki”, więc sięgnąłem z sympatii do autora i pamiętając łatwość i dostępność innych jego pozycji czytanych kilka lat temu. Przy czym był to zakup spontaniczny oraz, jak teraz patrzę, nieprzemyślany oraz zbędny.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo lekturze poczyniłem istotny wniosek – zmienił się mój odbiór, co wynika z zmiany nastawienia, jak też wzbogacenia...