Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Najnowsza książka Mroza – wyświechtany slogan, który szybko się dezaktualizuje i już nikogo nie bawi.
Czyżby? Pisarz na poważnie zabrał się za rozwijanie opowieści o postaciach drugoplanowych głównego cyklu? Już widzę tytuł kolejnego tomu: Szczerbiński. Pasuje mi bardziej niż Żelazny XD Dobre, dynamiczne czytadło w którym grunt to nie szukać dziur. Fajnie opowiedziana historia, wyraźnie widać jak Mróz wyrabia wreszcie pióro po tych kilku wydanych książkach (kolejny suchar, jakby kto nie zauważył).
Opowiedziana historia ma swój początek, rozwinięcie i, nawet, zakończenie. Mamy do czynienia z historią, w której główną postacią jest Pader (oczywiste, Watson!), ale nie działa w pojedynkę oraz ma swojego antagonistę w postaci Langera. Do tego Mróz na stronach książki próbuje pióro w gatunku literatury romansowej oraz… zaczyna parać się astrologią. Na szczęście (sic!) jedna z bohaterek jak na zawołanie ma obszerną wiedzę w tym zakresie, czym zaskakuje mnie jako czytelnika, i dzięki temu sprawa sprawnie postępuje do przodu.

Najnowsza książka Mroza – wyświechtany slogan, który szybko się dezaktualizuje i już nikogo nie bawi.
Czyżby? Pisarz na poważnie zabrał się za rozwijanie opowieści o postaciach drugoplanowych głównego cyklu? Już widzę tytuł kolejnego tomu: Szczerbiński. Pasuje mi bardziej niż Żelazny XD Dobre, dynamiczne czytadło w którym grunt to nie szukać dziur. Fajnie opowiedziana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Względnie prosta fabuła z dawką krwawego dramatyzmu.
Okrutny i agresywny świat rosyjskiej mafii z okresu po rozpadzie ZSRR. Historia kryminalna z wątkiem romantycznym. Bandyckie zasady, klasyczny bad boy, niewinna dziewczyna i wszystko wiadomo (albo i nie, gdyż Jurga trochę łamie zasady).
Czytadło, w którym trzeba czytać, ale nie myśleć o tym czy się zgadza i czy się klei. Ale całkiem sprawne i wystarczająco ciekawe by przy okazji wrzucić na słuchawki kolejną część i dowiedzieć się o kontynuacji losów. Przy czym nawet jestem ciekaw jak połączą się losy Rzeźnika i Wilka. Seria jest prequelem do wydanej wcześniej „Rosyjskiej mafii”, a stylistycznie są do siebie okrutnie podobne.
Bonus za lekkość pióra. Ocena z perspektywy "gatunku".
PS od jakiegoś czasu funkcjonuje gatunek „romantasy”. Teraz chyba pora na nowa nazwę dla książek łączących wątek romantyczny (względnie erotyczny) z książkami z gatunku kryminału, sensacji czy thrillera. Szczególnie w sytuacji, gdy mamy całkiem sporo tego typu pozycji na księgarnianych półkach.

Względnie prosta fabuła z dawką krwawego dramatyzmu.
Okrutny i agresywny świat rosyjskiej mafii z okresu po rozpadzie ZSRR. Historia kryminalna z wątkiem romantycznym. Bandyckie zasady, klasyczny bad boy, niewinna dziewczyna i wszystko wiadomo (albo i nie, gdyż Jurga trochę łamie zasady).
Czytadło, w którym trzeba czytać, ale nie myśleć o tym czy się zgadza i czy się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

John Blackthorne, angielski nawigator jako członek załogi holenderskiego statku, trafia do XVII-wiecznej Japonii. Wyspa w tym czasie znajdowała się pod patronatem Portugalczyków, którzy zażarcie bronili tego terenu przed innymi Europejczykami. Znajdując się początkowo w bardzo trudnej sytuacji jako więzień i cudem unikając śmierci, stopniowo poznaje kulturę Krainy Wschodzącego Słońca przeżywa, a nawet osiąga znacznie więcej. Posiadając cenną wiedzę o świecie, niedostępną dla ówczesnych mieszkańców Japonii, odizolowanych od świata zewnętrznego, jak też bystry umysł, nawigator nieuchronnie zostaje wciągnięty w walkę o władzę pomiędzy potężnymi japońskimi panami feudalnymi. No i wiadomo – musi się zakochać i to nie byle w kim (co wyraźnie podkreśla serial)
Z czym kojarzy się mi współczesna Japonia? Sushi, ramen, Toyota, anime... Automaty z używaną bielizną… Tak wygląda teraźniejszość, ale Clavell zaprosił lata temu (a teraz ponownie wydobyto dzięki ekranizacji) do zanurzenia się w historyczną przeszłość tego kraju, gdy rządzili tam potężni samurajowie, a koncepcja honoru nie była pustym frazesem. W istocie Shogun jest syntezą encyklopedii życia w średniowiecznej Japonii z klasyczną powieścią przygodową. Objętość dzieła jest naprawdę imponująca – aż 1200 stron tekstu i niejednokrotnie podczas lektury nasuwało się skojarzenie z „Grą o tron” J. Martina, jeśli oczywiście usunąć z niej elementy fantasy oraz dodać orientalny smak. Główną cechą wyróżniającą „Shoguna” jest obfitość i zawiłość intryg, każdy bohater ma swoje zainteresowania, plany i cele - miłość, obowiązek, zdrada i śmierć splatają się jak kłębowisko węży, rozplatanie którego zajmie czytelnikowi sporo czasu. To nie jest pozycja na pobieżne przekartkowanie, wymaga przemyślanego podejścia, dbałości o szczegóły. a w zamian czytelnik otrzyma cząstkę poczucia poznania zen, a także fascynującą, czasem szokującą, prawdę o życiu i zwyczajach mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni w tamtej epoce historycznej. Skrupulatna dbałość o szczegóły jest naprawdę niesamowita – autor poruszył niemal wszystkie interesujące aspekty japońskiego życia i kultury – od ceremonii parzenia herbaty i sokolnictwa po powstanie instytucji gejszy. Nawet tak „wstydliwe” pytanie, jak dbanie o swoje naturalne potrzeby, jak się okazuje, może wiele powiedzieć o gospodarce i mentalności narodu. Kwestie seksu również nie pozostały poza zakresem opowieści – w ogóle Japończycy nie mają nawet takiego pojęcia jak „perwersja seksualna” – jeśli chcesz chłopca, kaczkę, kozę lub barana, to proszę, i nie wpływa to w żaden sposób na demografię; pod względem populacji Japonia z łatwością dorównywała wówczas wielkością całej Europie.
Struktura powieści podzielona jest na 6 części, z których każda zawiera co najmniej kilkanaście obszernych rozdziałów. Fabuła równoległa daje czytelnikowi możliwość spojrzenia na wydarzenia oczami nie tylko kluczowych bohaterów, ale także przypadkowych statystów – bezimiennego samuraja, chłopa czy służącej. Obszerne wycieczki w przeszłość zawierają wiele ciekawych informacji o głównych bohaterach powieści. Stylistycznie książka również zasługuje na pochwałę – zawsze da się odróżnić myśli Japończyka od rozumowania Europejczyka; jeśli dialog prowadzą holenderscy marynarze, to z pewnością nie zabraknie wulgarnych słów i żargonu morskiego. Razem z Blackthorne będziemy stopniowo opanowywać podstawy gramatyki i słownictwa języka japońskiego – wszystko to umiejętnie wkomponowane w fabułę i nie powoduje odrzucenia.
Serial, który niedawno się ukazał, miał sporą kampanię marketingową ze strony Disneya i kształtował się na flagową produkcję. Jest rzeczywiście dobry i zrobiony z rozmachem. Przy czym akcenty w serialu rozstawiono zgodnie ze współczesnymi standardami więc zmienia się trochę kolejność postaci pierwszoplanowych. No cóż, serial bardzo dobry, ale książka – wybitna!

John Blackthorne, angielski nawigator jako członek załogi holenderskiego statku, trafia do XVII-wiecznej Japonii. Wyspa w tym czasie znajdowała się pod patronatem Portugalczyków, którzy zażarcie bronili tego terenu przed innymi Europejczykami. Znajdując się początkowo w bardzo trudnej sytuacji jako więzień i cudem unikając śmierci, stopniowo poznaje kulturę Krainy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Refleksja ogólna – zbyt często ostatnio zdarzają mi się książki, które oceniam względnie nisko i mam poczucie straconego czasu. „Pożegnanie dobrej zmiany” kwalifikuje się do tej kategorii.
Napisana przez rozpoznawalną osobę książka, mająca być swoistym pastiszem i karykaturą odnośnie środowiska PiS (poglądy polityczne autora są powszechnie znane i, ewentualnie, szeroko dostępne) stała się marnym zbiorem felietonów, który nie każdy miesięcznik by wydrukował.
Początkowo zabawna i wywołująca uśmiech z każdą kolejna minutą podobała się co raz mniej. Bohaterowi zamiast być „śmieszni” stawali się co raz bardziej „żałośni” i zbyt szablonowi. W konsekwencji traciłem kontakt z rzeczywistymi postaciami, do których miało się odnosić.
Bardziej jakaś wprawka mocno sfrustrowanej osoby, która w tej frustracji tak się zatraca, że bardziej szkodzi sobie niż tym, którzy ja frustrują.
Dobra, tyle. Bo jeszcze ten negatywny wymiar frustracji i mnie dosięgnie.

Refleksja ogólna – zbyt często ostatnio zdarzają mi się książki, które oceniam względnie nisko i mam poczucie straconego czasu. „Pożegnanie dobrej zmiany” kwalifikuje się do tej kategorii.
Napisana przez rozpoznawalną osobę książka, mająca być swoistym pastiszem i karykaturą odnośnie środowiska PiS (poglądy polityczne autora są powszechnie znane i, ewentualnie, szeroko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przewinęło mi się w którejś z księgarni „za grosiki”, więc sięgnąłem z sympatii do autora i pamiętając łatwość i dostępność innych jego pozycji czytanych kilka lat temu. Przy czym był to zakup spontaniczny oraz, jak teraz patrzę, nieprzemyślany oraz zbędny.
Po lekturze poczyniłem istotny wniosek – zmienił się mój odbiór, co wynika z zmiany nastawienia, jak też wzbogacenia się w wiedzę i doświadczenie. W konsekwencji nie czułem już tak dużej satysfakcji jak kiedyś, a wręcz czasami czułem się poirytowany.
Wypowiedzi Lwa-Starowicza, z którymi się spotkałem, co raz częściej wydawały mi się stereotypowe i charakterystyczne dla początkowych okresów wprowadzania terapii w Polsce. Szczególnie uderzała mnie stereotypowość podziału cech „męskich” i „żeńskich”. Aktualny stan wiedzy wszystko znacznie bardziej urozmaica i bycie w relacjach to jest mega skomplikowana wartość wykraczająca poza sumę dwóch składowych.
Do tego mam spore odczucie powtarzalności, gdyż pewne cytaty, ba! rozdziały, są żywcem zdarte z poprzednich książek. Więc nie wiem czy lektura wniosła cokolwiek poza odczuciem zmian, które zaszły we mnie.
Niedosyt i rozczarowanie, ale też satysfakcja (z siebie :p ) że „podważam autorytety”.

Przewinęło mi się w którejś z księgarni „za grosiki”, więc sięgnąłem z sympatii do autora i pamiętając łatwość i dostępność innych jego pozycji czytanych kilka lat temu. Przy czym był to zakup spontaniczny oraz, jak teraz patrzę, nieprzemyślany oraz zbędny.
Po lekturze poczyniłem istotny wniosek – zmienił się mój odbiór, co wynika z zmiany nastawienia, jak też wzbogacenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wartościowa i poważna pozycja dla każdego szachisty aspirującego do grania w turniejach, czy profesjonalnych czy też amatorskich bądź "kurnikowych" rozgrywkach. Za często skupiamy się na debiutach i wypracowaniu przewagi, a potem mamy trudność z tym, żeby ją wykorzystać i doprowadzić do wygranej partii. „Końcówki szachowe” Keresa są odpowiedzią na tą niedogodność.

„Końcówki szachowe” Paula Keresa, estońskiego (radzieckiego?) arcymistrza szachowego zwanego „Księciem Szachów” jest książką napisaną w 1974 roku (rok przed śmiercią Keresa), a więc opiera się na całym jego olbrzymim doświadczeniu i wiedzy o tym, czym są szachy i jak je ugryźć, by nie połamać sobie zębów o szachownicę.
Nie jest tylko i wyłącznie dla graczy zawodowych, gdyż amatorzy też mogą w pełni z niej korzystać. Lektura jednak wyraźnie nie dla każdego. Typowo ukierunkowana na szachistów z uwzględnieniem wyższego poziomu zaawansowania w sztuce wojny szachowej, niż grających zgodnie ze stwierdzeniem „znam się na szachach bo wiem jak chodzą figury”. Skupia się na omówieniu strategii w końcowym etapie partii szachowej, przy czym (logiczne, Watson!) analizuje najważniejsze rodzaje, a nie przedstawia gotowych rozwiązań (co jest, na przykład, charakterystyczne dla debiutów) chociaż przedstawia przykłady na podstawie analizy partii.
Pisząc o książce wypada wspomnieć o autorze, by nadać wagę zaletom pozycji. Więc za wikipedią wybrane i istotne z perspektywy szachowej informacje:
„Pierwszy tytuł mistrza Estonii zdobył w 1935 roku, kolejne w latach 1942, 1943, 1945 i 1953. W okresie międzywojennym grał na I szachownicy reprezentacji Estonii na szachowych olimpiadach w Warszawie (1935), Monachium (nieoficjalna, 1936), Sztokholmie (1937) i Buenos Aires (1939). Pomiędzy 1952 a 1964 siedmiokrotnie reprezentował Związek Radziecki na turniejach olimpijskich. Łącznie rozegrał 141 partii, w których zdobył 107 pkt. W swoim dorobku posiadał 15 medali: osiem drużynowych (7 złotych i brązowy) oraz siedem indywidualnych (5 złotych, srebrny i brązowy)”.
Dodam jeszcze na marginesie, że Keres należy(-ał?) do grupy ”trójek” w liczbie Morphy’ego.

PS Książka zagościła na mojej półce dzięki uprzejmości Wydawnictwa RM

Wartościowa i poważna pozycja dla każdego szachisty aspirującego do grania w turniejach, czy profesjonalnych czy też amatorskich bądź "kurnikowych" rozgrywkach. Za często skupiamy się na debiutach i wypracowaniu przewagi, a potem mamy trudność z tym, żeby ją wykorzystać i doprowadzić do wygranej partii. „Końcówki szachowe” Keresa są odpowiedzią na tą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drugi tom cyklu Empireum za mną i pozostaję zmieszany, ale nie wstrząśnięty.

Nadal podoba mi się kierunek przygody, w którym Autorka prowadzi swoich bohaterów. Wątek „fantasy” jest naprawdę fantastyczny i odzwierciedla moje dziecięce marzenia o smokach. Historia nabiera barw, a nasi bohaterowie kanonicznie toczą wielką bitwę i ratują swój świat. Przy czym z góry wiadomo kto jest dobry, a kto zły. Sympatie Czytelnika staną po właściwej stronie, świat jest zero-jedynkowy. Żywo kibicowałem bohaterom i chociaż z góry wiedziałem, że raczej na drugim tomie się nie skończy wiec musza przetrwać, szczerze się o nich martwiłem. Do tego wciąż czułem podwójne dno w podwójnych smokach i zastanawiałem się kiedy wyjdzie szydło z worka i dowiem się o co w tym wszystkim chodzi. Można tez dodać, że Yarros umiejętnie włada magia i dba o porządek magiczny swojego świata. Dynamika scen również była zachowana i wszystko działo się w logicznej sekwencji. Ba! Yarros nawet wzięła pod uwagę czas potrzebny na przemieszczanie się z punktu A do B, co wbrew pozorom nie jest tak oczywiste. Ten element romanTASY jest na duży plus i życzę sobie kontynuacji.

Znacznie trudniej przychodziło mi z akceptacją tego, co stanowiło człon ROMANtasy. Przebrniecie przez te wątki powodowało, że gdzieś w pierwszej połowie chciałem skończyć i odłożyć książkę (wtedy ominęłoby mnie to co mi się najbardziej spodobało). Rozwleczone relacje, pogaduszki, jak najbardziej pasujące do wątków charakterystycznych dla YA i odpowiednie dla, hmmmm, wieku z mojej perspektywy jawiły się jako niedojrzałe i infantylne. Uderzał mnie baalizm tego wszystkiego, co stanowiło sedno wewnętrznych rozterek Violet opierających się na istotnym błędzie w rozumowaniu i pojmowaniu istoty poufności, tajemnicy i… wzajemności. Zarzucając Xadenowi brak pełnej szczerości wypowiada zdanie: „I ufam ci bezgranicznie, ale nie każdy sekret mogę wyjawić”. Brawo! Nie każdy, jak tez nie każdy sekret który znam jest wyłącznie moim sekretem. Do tego nużyła mnie „erotyczna” eufemizacja oraz karykaturalność scen. Chociażby „wsuwam dłoń do jego spodni i owijam palce wokół grubej długości” – o czym autorka myśli, gdyz żaden słownik nie podpowiada synonimów do określenia czym że jest ta gruba długość. Albo „spójrz, jaka jesteś piękna, Violet, gdy dochodzisz dla mnie na tronie tyrreńskim” – pomijając całą pozę tego cytatu to zakrawa o jakiś tronowy fetyszyzm, bądź o sugestię że w każdej innej sytuacji Violet przeżywająca orgazm nie jest piękna, ale to jednak nadal fetyszyzm.

Czyli… ROMAN(nie)TASY(tak).

Drugi tom cyklu Empireum za mną i pozostaję zmieszany, ale nie wstrząśnięty.

Nadal podoba mi się kierunek przygody, w którym Autorka prowadzi swoich bohaterów. Wątek „fantasy” jest naprawdę fantastyczny i odzwierciedla moje dziecięce marzenia o smokach. Historia nabiera barw, a nasi bohaterowie kanonicznie toczą wielką bitwę i ratują swój świat. Przy czym z góry wiadomo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Słowiańskie legendy na lubelskiej ziemi.
Zespół specjalny w osobie trzech maszkaronów, wegewąpierza, strzygonia i domownika, zajmuje się wysyłaniem do zaświatów, do Nawi, przybyłe na padół XXI wiecznej Polski legendarne stwory i baśniowe postacie. Mamy nie tylko smoka wawelskiego, bazyliszka czy upiora z opery, ale też Wandę czy Popiela.
Bazujący na rodzimych baśniach zbiór humorystycznych opowiadań, pełnych lekkości i dowcipu. Dobre słuchowisko. Przy czym okazuje się, że jest to kolejna część cyklu autora o którym (przyznaję) usłyszałem po raz pierwszy i przez przypadek. Czasem dobrze, że przypadki chodzą po ludziach, a te wszystkie stwory są tam gdzie mają być, czyli w legendach. Bo inaczej śmierć by nas czekała, z rozbawienia.

Słowiańskie legendy na lubelskiej ziemi.
Zespół specjalny w osobie trzech maszkaronów, wegewąpierza, strzygonia i domownika, zajmuje się wysyłaniem do zaświatów, do Nawi, przybyłe na padół XXI wiecznej Polski legendarne stwory i baśniowe postacie. Mamy nie tylko smoka wawelskiego, bazyliszka czy upiora z opery, ale też Wandę czy Popiela.
Bazujący na rodzimych baśniach zbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze pytanie, które zadaję sobie dotyczy tego, o czym jest ta książka. Z opisu: „Camila Sosa Villada opowiada w niej o doświadczeniu transpłciowości”. Nie czuję, że tak to jest do końca. Bo niby książka jest o osobie transpłciowej funkcjonującej wśród innych osób transpłciowych. Ale to tak, jakby książką o całej służbie zdrowia nazwać książkę o pielęgniarkach z poradni POZ.
Cała „barwna hałastra”, wśród której żyje bohaterka, stanowi tylko pewien specyficzny wycinek społeczności osób nieheteronormatywnych. Do tego ze sporym akcentem na sexworking w jego najbardziej dla mnie frustrującej i wulgarnej formie. Świadczenie usług w miejscach publicznych, typu krzaki w parku czy zaparkowane auto, stanowi formę mało akceptowalną chociażby ze względy na charakter higieniczny i estetyczny i mało mi się kojarzy z wymiarem zawodowym, tylko bardziej z popędowym. Tak samo jak nie każdy streetfood zjem, gdyż nie będzie mi odpowiadała forma przygotowania.
Książka całkiem dobrze wybrzmiewa w formie literackiej. Pasuje do niej określenie literatura piękna, chociaż też zastanawiam się czy nie nosi bardziej formę artystycznego i fabularyzowanego reportażu. Natomiast wciąż nie jestem w stanie przekonać się tematycznie. Co czuję po przeczytaniu – smutek w aspekcie „bycia” oraz niesmak w zakresie „sposobu bycia”. Jak też po przeczytaniu towarzyszy mi zmęczenie formą i treścią oraz trochę żalu do siebie z tym podejmowaniem wyzwań czytania książek nieoczywistych i ambitnych.
PS słuchanie „Lubiewo” wynikło w trakcie sięgania po „Kurewny”. W konsekwencji tylko spotęgowało niesmak.

Pierwsze pytanie, które zadaję sobie dotyczy tego, o czym jest ta książka. Z opisu: „Camila Sosa Villada opowiada w niej o doświadczeniu transpłciowości”. Nie czuję, że tak to jest do końca. Bo niby książka jest o osobie transpłciowej funkcjonującej wśród innych osób transpłciowych. Ale to tak, jakby książką o całej służbie zdrowia nazwać książkę o pielęgniarkach z poradni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pretensjonalna w każdej literze. Nadrabiająca formą i chcąca bulwersować, a w konsekwencji brzydko zestarzała się jak wyeksploatowana seksworkerka.
Opowieści o… No właśnie, o kim? Albo o czym? Chyba dążenie ku libertyńskim (co by to dla autora nie znaczyło) ideałom opierające się na wysokiej tolerancji i wolności obyczajowej. Natomiast jakby zapomniano o podstawowej składowej nurtu, czyli pierwiastku poznawczym, gdyż nie wyłapałem żadnej idei w tym przekazie.
Zabawna, pozornie bulwersująca. Za dużo w niej freudowskiego „libido” i „tanatos”. Widoczne też zatrzymanie się w którejś z wcześniejszych faz rozwojowych określonych przez twórcę psychoanalizy XD

Pretensjonalna w każdej literze. Nadrabiająca formą i chcąca bulwersować, a w konsekwencji brzydko zestarzała się jak wyeksploatowana seksworkerka.
Opowieści o… No właśnie, o kim? Albo o czym? Chyba dążenie ku libertyńskim (co by to dla autora nie znaczyło) ideałom opierające się na wysokiej tolerancji i wolności obyczajowej. Natomiast jakby zapomniano o podstawowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kupiłem się na tytuł. Uwzględniając wszechobecną dominację wszelakich ekranów we wszystkich pokoleniach i wiele docierających do mnie głosów o nadmiarze tychże w ich życiu – liczyłem na książkę w stylu wprowadzania drobnych zmian, modyfikacji nawyków, bezpiecznych zachowań i takie tam w ten deseń. Bardziej czy mniej mądrze, ale coś w kierunku radzenia sobie z nadużywaniem zdobyczy cyfryzacji.
Książka duchownego przypomina bardziej kazanie niż poradnie a’la terapeutyczny. Za dużo wątków duchownych i religijnych, co w konsekwencji przypominało mi raczej moralizatorstwo i pouczanie a nie podążanie w kierunku poradzenia sobie. Mało konkretnych sposobów modyfikacji nawyków (chociaż kilka było), dużo odwołań przypominających kazanie. A biorąc pod uwagę 150 stron wydania… Nie trudno się domyśleć że o radzeniu sobie z nadmiarem „ekranów” w życiu za dużo tam nie jest. Gdyby co – nie lubię kazań, wolę opowieści.
Nie polecam ani nie odradzam. Takie nijakie, może komuś wpadnie.

Kupiłem się na tytuł. Uwzględniając wszechobecną dominację wszelakich ekranów we wszystkich pokoleniach i wiele docierających do mnie głosów o nadmiarze tychże w ich życiu – liczyłem na książkę w stylu wprowadzania drobnych zmian, modyfikacji nawyków, bezpiecznych zachowań i takie tam w ten deseń. Bardziej czy mniej mądrze, ale coś w kierunku radzenia sobie z nadużywaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sensacyjna krótka opowiastka z gatunku political fiction w oparciu o modne teraz pojęcie cyber-zagrożenia państwa (CRP). Pokazująca, że polityka jest polem bitw, w których rządzi pieniądz i brak miejsca na miłość, szacunek i uczciwość międzyludzką… W lekturze brakuje zaskoczenia, gdyż wszelkie twisty są przewidywalne do bólu. Schematycznie, kanonicznie, poprawnie – do szybkiego odsłuchania i cieszenia się słuchowiskiem wypełnionym głosami dobrze dobranych lektorów.
Szybkie i sensacyjne opowiadanie, a raczej słuchowisko, w którym zasługa tekstu i pisarza to 20%, a 80% produkcji audio ze znakomitymi lektorami na czele i dobrą obsługa studia. Error wygrywa jako słuchowisko, jako książka – przeciętnie bardzo.

Sensacyjna krótka opowiastka z gatunku political fiction w oparciu o modne teraz pojęcie cyber-zagrożenia państwa (CRP). Pokazująca, że polityka jest polem bitw, w których rządzi pieniądz i brak miejsca na miłość, szacunek i uczciwość międzyludzką… W lekturze brakuje zaskoczenia, gdyż wszelkie twisty są przewidywalne do bólu. Schematycznie, kanonicznie, poprawnie – do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Joanna Zaręba bierze się za opowiedzenie historii psychologii i nieźle jej to idzie. A raczej poszło, gdyż do czynienia mamy z kolejnym wydaniem. Syntetycznie, krok po kroku, przedstawia rozwój dziedziny naukowej od okresu „przednaukowego” do początku XXI wieku. Ciekawie przedstawione poszczególne okresy bądź zagadnienia w syntetycznych rozdziałach. Sam dałem się wciągnąć w narrację. Przypomniałem sobie „co w trawie piszczało”.
Myślę, że przydatna pozycja dla każdego, kto interesuje się psychologią i chciałby poszerzyć wiedzę o pewne wyjściowe punkty odniesienia. Wtedy wiele kwestii dziejących się tu i teraz, chociażby neuropsychologia czy kolejne fale nurtów psychoterapeutycznych, staną się bardziej zrozumiałe.
Podsumowując i sięgając pamięcią do lektoratu z języka łacińskiego: „historia magistra vitae est”. Warta uwagi i ciekawie napisana.

PS Książka zagościła na mojej półce dzięki uprzejmości Wydawnictwa RM

Joanna Zaręba bierze się za opowiedzenie historii psychologii i nieźle jej to idzie. A raczej poszło, gdyż do czynienia mamy z kolejnym wydaniem. Syntetycznie, krok po kroku, przedstawia rozwój dziedziny naukowej od okresu „przednaukowego” do początku XXI wieku. Ciekawie przedstawione poszczególne okresy bądź zagadnienia w syntetycznych rozdziałach. Sam dałem się wciągnąć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Reportaż w formie serii wywiadów dotyczący obszaru zaburzeń odżywiania.
Problem w społeczeństwie staje się co raz większy, szczególnie gdy zaczyna dotykać co raz młodsze osoby. Do tego słabo rozbudowana siatka specjalistycznej opieki zdrowotnej.
Wywiady dotyczą różnych form choroby, klasyfikowanej jako zaburzenia psychiczne. Nazywajmy rzeczy po imieniu, gdyż tutaj źródło choroby nie leży w układzie pokarmowym bądź dokrewnym, chociaż z nimi się wiąże. Pierwotne jest to, co dzieje się w psychice i jak wpływa na całą resztę. No i wpływa w sposób bardzo poważny - może prowadzić do śmierci. Jak też mechanizmy obronne powodują, że osoba chora jest nieświadoma własnej choroby. Osoba chora traci kontakt ze sobą i jest jakby „za szkłem”. Wydaje mi się, że przede wszystkim osoby chore należy kierować ku urealnieniu i spotkaniu ze sobą a potem dążyć ku zmianie. Z tego wynika jedna ważna sprawa – pobyt czy w placówce państwowej (kilkanaście tygodni) czy w prywatnej (kilka tygodni) jest tylko początkiem długiego procesu. O tym trochę w tej książce zapomniano, skupiając się na pierwszym etapie. Chociaż czasem się wspomina o tym, jak długo trwa zmiana i jak długo utrzymują się nawyki.
Potrzebna, obrazowa książka. Pokazuje osoby w chorobie z jej przewrotnymi mechanizmami. Niekoniecznie mówi o procesie zdrowienia, ewentualnie trochę o leczeniu.

Reportaż w formie serii wywiadów dotyczący obszaru zaburzeń odżywiania.
Problem w społeczeństwie staje się co raz większy, szczególnie gdy zaczyna dotykać co raz młodsze osoby. Do tego słabo rozbudowana siatka specjalistycznej opieki zdrowotnej.
Wywiady dotyczą różnych form choroby, klasyfikowanej jako zaburzenia psychiczne. Nazywajmy rzeczy po imieniu, gdyż tutaj źródło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejny tom przygód Kociołka i jego drużyny (oraz rodziny).
Ten cykl ewoluuje, wyraźnie. Pierwszy tom był poświęcony wyłącznie męskiej braci pod dowództwem kuchmistrza, noszącej dumna nazwę drużyny do zadań specjalnych. W tle pojawiała się Sara, żona Kociołka, rola której była wyraźnie drugoplanowa. Krótko mówiąc – nie było pierwszoplanowych roli kobiecych.
W Szarym płaszczu widzimy zmianę jakościową. Mortka prowadzi dwa równolegle wątki ze swoimi postaciami pierwszoplanowymi.
Wątek pierwszy stanowią przygody mojej ulubionej drużyny, która ponownie wyrusza na ratowanie świata, eeee, tudzież Doliny. Złe się panoszy i tylko właściciel karczmy, guślarz, rycerz Doli, elf, krasnolud oraz goblin mogą mu się przeciwstawić i po raz kolejny uratować Dolinę przed Złem. Do tego na swej drodze spotkają pewną postać kobiecą, z którą będzie po drodze szczególnie Urgo, co też wydaje mi się kolejnym ukłonem w stronę trendom.
Wątek drugi skupia się wokół Sary, żony Edmunda vel Kociołka, która pod nieobecność męskiej części szeroko rozumianej rodziny zarządza karczmą i odpiera ataki. Oczywiste, że postać Sary już od dawna domaga się swojego wątku, co też niniejszym Mortka uczynił. Standardom obecnych czasów stało się zadość.
Nadal dobre humorystyczne fantasy na lekkie wieczory. Watek Sary dodaje swojego uroku i widzę w nim spory potencjał, szczególnie że wyraźnie widać w zakończeniu, że przygody się nie skończyły (a drużyna może się rozrosnąć lub nawet powstaną dwie konkurencyjne XD ).

Kolejny tom przygód Kociołka i jego drużyny (oraz rodziny).
Ten cykl ewoluuje, wyraźnie. Pierwszy tom był poświęcony wyłącznie męskiej braci pod dowództwem kuchmistrza, noszącej dumna nazwę drużyny do zadań specjalnych. W tle pojawiała się Sara, żona Kociołka, rola której była wyraźnie drugoplanowa. Krótko mówiąc – nie było pierwszoplanowych roli kobiecych.
W Szarym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autor w tym zbiorze opowiadań nie tylko dokonał aktu kastracji siły wyższej, ale też totalnie unicestwił moją potencję do dalszego angażowania się w jego pisarskie losy.
Zbiór kilkunastu krótkich form, które łączy męska postać głównego bohatera, takiego raczej nieudacznika z problemami w różnych obszarach. Niech będzie Rutkowskiemu, że łączy w zbiór różne nieciekawe sytuacyjnie historie. Są to jednak historie, po pierwsze, przypadkowe w swoim wydźwięku sytuacyjnym. Po drugie, nie łączą się w jakąś większą całość o magicznym globalnym zamyśle. No i po trzecie, zazwyczaj nie zawierają ani morału, ani jakiejś większej puenty.
Słuchać można. Żadna mi nie zapadła jakoś szczególnie.

Autor w tym zbiorze opowiadań nie tylko dokonał aktu kastracji siły wyższej, ale też totalnie unicestwił moją potencję do dalszego angażowania się w jego pisarskie losy.
Zbiór kilkunastu krótkich form, które łączy męska postać głównego bohatera, takiego raczej nieudacznika z problemami w różnych obszarach. Niech będzie Rutkowskiemu, że łączy w zbiór różne nieciekawe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie ma lewicy bez prawicy, itd… jak pisałem w poprzedniej opinii dotyczącej „Lewicy dla opornych”. Pogłębiając własną świadomość „who is who” kontynuowałem samoedukację z książką „Prawica dla opornych”, czyli
PRAWICA
Po przeczytaniu drugiej książki co raz bliżej mi do skojarzenia z pewnym podejściem rodem z psychologii dotyczącego koncepcja nastawienia (mindset) autorstwa Carol Dweck. Chodzi o nastawienie do zmiany osobistej, której osoby nastawione na rozwój są bardziej chętni a ci nastawieni na stałość mniej. Dotyczy to podejścia do zmiany osobistej, ale dobrze oddaje mi koncept porównawczy pomiędzy obu stronami sceny politycznej. Książka pokazuje jak pewne struktury o poglądach z prawej strony pozostają w dążeniu do utrzymania stałości, ale pokazuje też co to powoduje.
Kolejne pouczające spotkanie ze światem polityczno-społecznym uważam za udane i ugruntowujące moja wiedzę i świadomość obywatelską. Znów trochę dużo teorii, ale cóż. Na tym polega edukacja – teoria i trochę nudy. Fajerwerki najczęściej w newsach medialnych. Chociaż teraz pewne poranne wywiady u pewnego redaktora w pewnym radiu słucham trochę inaczej i lepiej się bawię.

PS Książka zagościła na mojej półce dzięki uprzejmości Wydawnictwa RM

Nie ma lewicy bez prawicy, itd… jak pisałem w poprzedniej opinii dotyczącej „Lewicy dla opornych”. Pogłębiając własną świadomość „who is who” kontynuowałem samoedukację z książką „Prawica dla opornych”, czyli
PRAWICA
Po przeczytaniu drugiej książki co raz bliżej mi do skojarzenia z pewnym podejściem rodem z psychologii dotyczącego koncepcja nastawienia (mindset) autorstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie ma prawicy bez lewicy, jak nie ma też lewicy bez prawicy.

Punkt odniesienia jest istotny. Zbliżają się kolejne wybory w 2024 roku. Patrząc na politykę światową – na poziomie globalnym tak naprawdę nie chodzi o poszczególne partie i władzę, którą chcą zagarnąć dla siebie (bo czy w moim interesie? nie jestem przekonany). Chodzi o pewien podział światopoglądów wyborców, który najogólniej można podzielić na lewicowe i prawicowe. Jak powiedział jeden z polityków (nie pamiętam który) – nie chodzi o znalezienie „partii idealnej”, tylko takiej z którą nam najbardziej po drodze, najbardziej pasującej bliskiej naszym poglądom. Więc… Czym jest
LEWICA
Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Tomasz Markiewka w „Lewica dla opornych” wydanej nakładem Wydawnictwa RM. Czy się mu udało?
Autor w szerokim aspekcie podchodzi do poglądów „lewicowych” przedstawiając cały ich wachlarz. Ciekawe doświadczenie w konfrontacji z poglądami, które prezentują przedstawiciele tej strony sceny politycznej.
Dla mnie było to odkrycie, zrozumienie i większa świadomość całokształtu światopoglądu lewicowego. Nawet jak czasem było nudnawo i rozwlekle, to niewątpliwie wpłynęło to na moją edukację w zakresie świadomości społecznej.
Mógłbym z wieloma kwestiami podyskutować, ale nie tu. Teraz pora sięgnąć po „Prawicę dla opornych”.

PS Książka zagościła na mojej półce dzięki uprzejmości Wydawnictwa RM

Nie ma prawicy bez lewicy, jak nie ma też lewicy bez prawicy.

Punkt odniesienia jest istotny. Zbliżają się kolejne wybory w 2024 roku. Patrząc na politykę światową – na poziomie globalnym tak naprawdę nie chodzi o poszczególne partie i władzę, którą chcą zagarnąć dla siebie (bo czy w moim interesie? nie jestem przekonany). Chodzi o pewien podział światopoglądów wyborców,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Noc w więziennej celi. Stary recydywista wprowadza świeżaka w więzienny świat, wciskając mu ckliwe historie językiem nauczyciela polonisty. Opowiada mu o więziennych historiach, o losach, które sprowadziły niektórych do kamiennych kazematów. Chociaż czasami miałem wrażenie, że pewne wyrazy nie były używane z pełnym zrozumieniem (chociażby połączenie „stary zgred).
Bajki o tym jak to było. Czasem, jak to w bajkach, zawierające pewien morał, a czasem opowiedziane dla samego opowiedzenia w myśl zasady „czego to ja nie widziałem”. Przy czym czasem zabrakło nie tylko morału, ale i puenty.
Krótkie formy, jak też krótka objętościowo książka powodują, że nie zdążysz się nimi znudzić. W dłuższym wydaniu zostałbym jednak przebodźcowany językiem autora.

Noc w więziennej celi. Stary recydywista wprowadza świeżaka w więzienny świat, wciskając mu ckliwe historie językiem nauczyciela polonisty. Opowiada mu o więziennych historiach, o losach, które sprowadziły niektórych do kamiennych kazematów. Chociaż czasami miałem wrażenie, że pewne wyrazy nie były używane z pełnym zrozumieniem (chociażby połączenie „stary zgred).
Bajki o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mam zbyt dobrych stosunków literackich z laureatami Pulitzera i Barbara Kingslover z „Demonem Copperheadem” wyjątku nie stanowi.
Społecznie wrażliwy, drażliwy, ważny temat. OK. Tylko że od dłuższego czasu akurat takie książki i tak piszący autorzy są nominowani i wygrywają Pulitzera. Akcenty literackie przenoszą się z ważniejszych konglomeracji na cichą prowincję. W zasadzie to mało czym różniącą się od rodzimej, znanej nam z autopsji, ale nie o tym.
Historia Demona, wzorowana na Dickensowkim klasyku, nie jest aż tak wiernie odwzorowana, gdyż historia biegnie w swoim kierunku i swoim tempem. Tragizm postaci głównego bohatera nie jawi się mi jako „głos pokolenia” i zbyt mocno kojarzy mi się z innymi tytułami, które wybrzmiały już wcześniej i nie raz były nagradzane. Ważne, ale nie wyjątkowe.
Językowo całkiem w porządku. Zachowany jest styl narracji adekwatny do miejsca. Tłumaczka, lektor – wszystko w porządku. Mi zabrakło jednak tej iskry.
Niby wszystko OK i nie jest to najgorsza książka pod słońcem. Natomiast strasznie się dłużyła i jedyne na co mnie stać w ocenie to powiedzieć że jest poprawna.

Nie mam zbyt dobrych stosunków literackich z laureatami Pulitzera i Barbara Kingslover z „Demonem Copperheadem” wyjątku nie stanowi.
Społecznie wrażliwy, drażliwy, ważny temat. OK. Tylko że od dłuższego czasu akurat takie książki i tak piszący autorzy są nominowani i wygrywają Pulitzera. Akcenty literackie przenoszą się z ważniejszych konglomeracji na cichą prowincję. W...

więcej Pokaż mimo to