-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać10
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2024-03-22
2024-02-21
2023-05-17
2023-03-15
2023-02-23
2022-08-02
2022-07-23
2022-06-25
2022-06-17
2021-12-07
2021-01-18
Szesnastoletniej mnie ta książka pewnie przypadłaby do gustu. Może nawet bym się wzruszyła. Teraz jednak... Czuję, że jej termin "przydatności do spożycia" już minął. Nie rozumiem zachwytów nad nią.
Przesłuchałam audiobook w oryginale i choć nie był on długi (nieco mniej niż 7 godzin), mnie zajęło kilka dni, żeby go skończyć. Ta książka nie tyle mi się dłużyła, co po prostu nie miałam ochoty po nią sięgać, gdy już ją odłożyłam. Problemem nie był brak akcji, bo rzeczywiście w tej książce pod tym względem niewiele się dzieje, co po prostu brak tego czegoś. Wcale nie chciałam wiedzieć, co będzie dalej, nie tęskniłam do bohaterów, nie myślałam o nich w przerwach od lektury. Ot, zwykła opowiastka o licealnej miłości. Bardzo niewinnej, momentami niezręcznej i naiwnej. Uroczej na swój sposób [choć to "Baby, don't..." wywoływało ataki zażenowania].
Nie uważam, by to była zła książka. Myślę, że jest ważna i potrzebna. Ujęło mnie zakończenie, z całej książki te ostatnie 10 minut chyba najbardziej utkwiło mi w pamięci i sprawiło, że ogarnął mnie lekki smutek. Wszystkie inne "ważne" momenty, dialogi, słowa, opisy rasizmu, które przecież miały za zadanie uderzyć w czytelnika najmocniej, zupełnie mnie nie dotknęły. Dla mnie były wyzute z emocji. Nie przeszkadzała mi główna bohaterka, gdzieś tam ją nawet rozumiałam. Choć myślę sobie, że to zasługa lektorki, która wlała w tę postać jakieś ciepło. Uroczy był też sam Ocean.
Zastanawiam się, co by zostało z tej książki, gdyby odjąć z niej wątek muzułmańskiej nastolatki, rasizmu, breakdance (co też na swój sposób kontrowersyjne, bo łamie stereotyp)... Myślę, że niewiele. Bo tym ta książka stoi, wszystko inne to powielanie już pewnych schematów i historii, które znamy z amerykańskich filmów, seriali czy książek. To, na czym sobie autorka tę książkę zbudowała, to jej największy plus (choć jednak oczekiwałam nieco głębszego zanurzenia się w tę problematykę). Z tego powodu warto po tę książkę sięgnąć. To ważny głos i byłoby wspaniale, gdyby został usłyszany.
* swoją drogą, ujęło mnie tłumaczenie tytułu na polski - świetne!
Szesnastoletniej mnie ta książka pewnie przypadłaby do gustu. Może nawet bym się wzruszyła. Teraz jednak... Czuję, że jej termin "przydatności do spożycia" już minął. Nie rozumiem zachwytów nad nią.
Przesłuchałam audiobook w oryginale i choć nie był on długi (nieco mniej niż 7 godzin), mnie zajęło kilka dni, żeby go skończyć. Ta książka nie tyle mi się dłużyła, co po...
2021-02-14
Mam mieszane uczucia. Bo to nie była zła książka. Ale nie była też dobra. Ani tym bardziej wybitna i wyjątkowa. Wchodziłam w tę powieść z czystą głową, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Na pewno opis z okładki jest nieco na wyrost - brzmi super enigmatycznie, tajemniczo, człowiek oczekuje zagadki nie z tego świata, a dostaje w gruncie rzeczy bardzo normalne, przyziemne wytłumaczenie, momentami nawet oklepane.
Co mi się podobało? NOAH. Jego rozdziały są najlepiej napisane, nieco dziwacznie, ale jest w tym coś wyjątkowego i uroczego, co urzeka. Polubiłam tego bohatera, współczułam mu. Wątek bliźniaczej relacji też jest w mojej opinii bardzo dobrze wykreowany, podobnie jak ten na linii matka - dzieci. Dobrze też się czyta fragmenty poświęcone sztuce. Dzięki specyficznym opisom (nie potrafię tego inaczej nazwać, a poetycki według mnie nie oddaje sedna) ta książka nabiera wyjątkowego, niemal baśniowo-magicznego klimatu.
Z kolei historia JUDE (z perspektywy szesnastolatki), cały ten wątek ze szkołą, G. & O. trochę na siłę ciągnięty. Jak rozdziały Noah miały w sobie coś świeżego, innego, hipnotyzującego, tak te poświęcone jego siostrze w przeważającej części były po prostu nudne. W jej części zabrakło jakiejś głębi, miałam wrażenie, że tego typu historie czytałam już nie raz, nie dwa. Najbardziej wartościowy wątek (czternastoletnia Jude) nie został pociągnięty bardziej, a mogłoby wyjść z tego coś dobrego, mam wrażenie.
Trochę do przewidzenia zakończenie (choćby częściowo), takie rozmemłane i ckliwe, co jest największą wadą tej powieści.
Co nie zmienia faktu, że gdybym przeczytała tę książkę, mając te naście lat, to pewnie byłabym zachwycona. I z pewnością bardziej by do mnie wtenczas trafiła. Jak na młodzieżówkę, to naprawdę wartościowa pozycja.
Mam mieszane uczucia. Bo to nie była zła książka. Ale nie była też dobra. Ani tym bardziej wybitna i wyjątkowa. Wchodziłam w tę powieść z czystą głową, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Na pewno opis z okładki jest nieco na wyrost - brzmi super enigmatycznie, tajemniczo, człowiek oczekuje zagadki nie z tego świata, a dostaje w gruncie rzeczy bardzo normalne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-16
Trochę krzywdę się robi tej książce, zawężając grono jej odbiorców jedynie do nastolatków, bo myślę, że i starsi czytelnicy się w niej odnajdą. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, bo jednak nie nastawiałam się na nic dobrego, ta historia jest całkiem niezła. I chyba dotarło to do mnie dopiero na ostatnich stronach.
Czyta się bardzo płynnie. Autorka idealnie stopniuje napięcie, nie sposób oderwać się od lektury, chce się ją połknąć na raz. Narracja dosyć prosta, raczej nic wybitnego, ale też chyba raczej nie powinniśmy oczekiwać od thrillerów pięknych, kwiecistych opisów. Ciekawa forma zapisu - dwie perspektywy: tytułowej Sadie i osób, które ją znały (mniej lub bardziej), połączone w większy obrazek w formie audycji radiowej. Mnie akurat taka struktura nie wadziła, uważam nawet, że dobrze się tutaj sprawdziła.
Główny wątek, który wzięła na warsztat autorka, nie jest czymś nowym w literaturze i raczej łatwo się domyślić już na początkowym etapie, do czego zmierza cała historia. Co nie zmienia faktu, że czyta się o tym dobrze.
I tak naprawdę, gdyby nie jeden element tej książki, to uznałabym ją za takie czytadełko do przeczytania na raz, mimo poruszanej [ważnej] tematyki. S-a-d-i-e. Ależ mi się podobała kreacja jej postaci! Tak po prawdzie, uważam, że wątek związany z parentyfikacją i stosunkiem głównej bohaterki do siostry Mattie, ich relacja, jest tutaj istotniejsza niż to, do czego prowadzi nas rozwiązanie zagadki. Momentami czułam, jakby żołądek zawiązał mi się w supeł, zalewała mnie tak ogromna fala współczucia, gdy mimochodem - wśród gąszczu mniej ważny słów - padały wzmianki o młodszej siostrze głównej bohaterki. To naprawdę bolało. A scena w samochodzie z Cat... Naprawdę mnie dotknęła.
Ogromny plus za tę gęstą, duszną atmosferę zapomnianych amerykańskich miasteczek, w których ludzie egzystują, dożywają kolejnego dnia. Czuje się ten brud, lepkość, poczucie, że ich życie już się skończyło, zanim na dobre się zaczęło. I to zakończenie - nie dało się wymyślić lepszego.
Lektura warta uwagi, to na pewno. Zostaje w głowie i skłania do refleksji. Choć raczej nie trafi do każdego.
Trochę krzywdę się robi tej książce, zawężając grono jej odbiorców jedynie do nastolatków, bo myślę, że i starsi czytelnicy się w niej odnajdą. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, bo jednak nie nastawiałam się na nic dobrego, ta historia jest całkiem niezła. I chyba dotarło to do mnie dopiero na ostatnich stronach.
Czyta się bardzo płynnie. Autorka idealnie stopniuje napięcie,...
2021-04-02
Przyznaję, sięgnęłam po tę książkę (tylko i wyłącznie?) przez wzgląd na mitologię koreańską, która - na całe szczęście - nie jest tu tylko tłem. Mamy więc całą paletę postaci z koreańskich legend - zmiennokształtne listy, tygrysy, smoki, które według pradawnych wierzeń najlepiej czują się w wodzie i potrafią kontrolować pogodę, czy też dokkaebi, czyli gobliny. A w to wszystko wplecione inne elementy koreańskiego folkloru i tradycji (począwszy od szamanów, duchów, kimchi, a na koreańskich planszówkach skończywszy), które sprawiają, że w powieści naprawdę czuć koreańskiego ducha.
Co zasługuje na pochwałę, to to, że autor w bardzo przystępny sposób stopniowo wprowadza nas w świat koreańskich wierzeń. Nie trzeba znać dokładnie mitologii tego obszaru kulturowego, żeby bez problemu odnaleźć się w powieści Yoona Ha Lee. Jestem pod wrażeniem samego pomysłu. Umiejscowienie całej fabuły w kosmosie, a z postaci z koreańskiego folkloru uczynienie bohaterów powieści w mojej opinii zasługuje na gromkie brawa ;)
To moje pierwsze spotkanie z tzw. space opera (tak, musiałam googlować, co to znaczy), więc nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Muszę jednak przyznać, że bawiłam się przy tej lekturze całkiem nieźle, choć miałam obawy, że mogę być już za "stara" na tego typu książki (główna bohaterka ma 13 lat). Nie ma co ukrywać, nie jestem już dawno modelowym odbiorcą tego typu literatury, ale nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś podsunął mi tę książkę lata temu. To naprawdę przyjemna pozycja, której głównym atutem w moim odczuciu jest miraż koreańskich wierzeń z powieścią science fiction. Kto by przypuszczał, że czytanie o lisach, smokach i goblinach w kosmosie okaże się aż tak przyjemne? Ja na pewno nie!
Przyznaję, sięgnęłam po tę książkę (tylko i wyłącznie?) przez wzgląd na mitologię koreańską, która - na całe szczęście - nie jest tu tylko tłem. Mamy więc całą paletę postaci z koreańskich legend - zmiennokształtne listy, tygrysy, smoki, które według pradawnych wierzeń najlepiej czują się w wodzie i potrafią kontrolować pogodę, czy też dokkaebi, czyli gobliny. A w to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-12
Déjà vu. Déjà su. Déjà vecu.
Już widziane. Już poznane. Już przeżyte.
Przykro mi, Addie (lub nie?), ale nie będę o tobie pamiętać. W zasadzie... już o tobie zapomniałam.
Nastawiłam się na historię, która zostanie mi w głowie na długo. Naczytałam się tak wielu pięknych słów na jej temat, byłam przekonana, że Addie mnie sobą zachwyci. Myślałam sobie, że coś musi być w końcu na rzeczy, skoro ludzie o tak różnych gustach czytelniczych {co do jednego} są w niej zakochani. Cóż...
Otrzymałam książkę, która jest do bólu przewidywalna. Wtórna. Przegadana. Ckliwa. Naiwna. I najzwyczajniej w świecie nudna. A jej największym grzechem jest zmarnowany potencjał. Tyle tu było miejsca do filozoficznych rozważań, tyle dało się z niej wycisnąć, tymczasem cała fabuła została sprowadzona do taniego romansu rodem ze Zmierzchu.
Addie żyje 300 (trzysta!) lat. Można by przypuszczać, że te trzysta lat będą stanowić idealną kanwę pod tło społeczno-historyczne. Tymczasem w kółko czytamy o tym, jak bohaterka snuje się po ulicach europejskich miast, zmienia kochanków jak rękawiczki, a jakiekolwiek wydarzenia tamtych epok i wielkie odkrycia sprowadzają się do opisów zmian w modzie, kawy, czekolady i pierwszego kina. Prześlizgujemy się po tych wszystkich etapach historii, mimochodem czytamy o wojnach i rewolucji, na dłużej jednak nie zatrzymując się na żadnym momencie. Addie nie jest uczestniczką tych wydarzeń ani nawet (wnikliwą) obserwatorką, zostają one wspomniane chyba tylko dla zasady. I absolutnie nie chodzi w tym wszystkim o to, żeby przepisywać historię całego świata, ale gdyby Schwab odpuściła sobie kolejne opisy podbojów miłosnych, setny opis piegów Addie albo narracje w typie "Addie jeszcze nie wie, ale wkrótce się dowie, że..." i skupiła się chociażby na zmianach dotyczących roli i miejsca kobiet w społeczeństwie (a aż się o to prosiło, skoro to był ten motor zapalny w jej przypadku), to powieść w mojej ocenie tylko by na tym zyskała.
Historia dłuży się niemiłosiernie, jest przegadana. Kilka razy miałam ochotę rzucić tą książką w cholerę, ale wrodzony upór (lub też głupota, sama nie wiem) mi nie pozwalał. Byłabym w stanie wybaczyć autorce te niedostatki fabularne, gdyby rekompensował mi to język, bo jak wszyscy w recenzjach zapewniają, jest on piękny i pełen metafor. W którym miejscu niby? Narracja różni się znacząco od stylu typowego dla Schwab, ale zdecydowanie nie zachwyca. Język co najwyżej poprawny, chociaż momentami zbyt ckliwy i sztampowy (dla niektórych zapewne będzie ocierał się o grafomaństwo, takie mam wrażenie). Czuć, że autorka bardzo chciała, żeby nam to wszystko grało na emocjach. I ja rozumiem, że skoro za tę historię zabrała się autorka YA, to jest duże prawdopodobieństwo/ryzyko, że otrzymamy kolejną powieść dla młodzieży. Tylko dlaczego nikt o tym nie wspomina i pozwala się łudzić, że w tej książce znajdziemy coś więcej niż romans dla (raczej) młodszego czytelnika?
Skoro ta książka fabułą nie stoi, to można by pomyśleć, że może chociaż bohaterowie będą... jacyś. No, nie są. Addie sama w sobie nie jest dla mnie postacią ciekawą ani intrygującą. Nie pałałam do niej sympatią, nie współczułam jej, nie kibicowałam. Dużo ciekawszy wydał mi się Henry, choć jego postać została do powieści wprowadzona tylko w jednym celu (i jest to przykre, gdyby się nad tym dłużej zatrzymać). Jego historia i pobudki, którymi się kierował, są dla mnie dużo istotniejsze i to jego było mi szkoda na samym końcu. Strasznie nie podoba mi się kierunek, w którym Schwab poprowadziła cały wątek z Luciem. Pod koniec przewracałam oczami z zażenowania, a samo zakończenie w moim odczuciu fatalne (i nie miały na to wpływu moje osobiste preferencje, bo nie kibicowałam nikomu). Dla mnie jest zwyczajnie w świecie nielogiczne.
Niewidzialne życie Addie LaRue to książka niesamowicie niesatysfakcjonująca. Jeśli podchodzimy do niej z niezbyt wysokimi oczekiwaniami (a mam wrażenie, że przez ten nachalny, acz genialny na swój sposób marketing do tej książki nie da się podejść inaczej), to być może przypadnie nam do gustu. Szanse wzrastają, gdy się ma naście lat. Być może to ja zbyt wiele wymagam (porządnego riserczu, zanurzenia w epoce, dobrego warsztatu), być może ta książka miała na celu tylko dostarczyć rozrywkę, ale po 600-stronicowej powieści naprawdę można by się spodziewać więcej. Dawno po żadnej lekturze nie czułam aż takiego rozczarowania. Nie było w tej książce absolutnie niczego, czego mogłabym się uchwycić, co pozostanie mi w pamięci na dłużej.
Déjà vu. Déjà su. Déjà vecu.
Już widziane. Już poznane. Już przeżyte.
Przykro mi, Addie (lub nie?), ale nie będę o tobie pamiętać. W zasadzie... już o tobie zapomniałam.
Nastawiłam się na historię, która zostanie mi w głowie na długo. Naczytałam się tak wielu pięknych słów na jej temat, byłam przekonana, że Addie mnie sobą zachwyci. Myślałam sobie, że coś musi być w końcu...
2021-05-02
Aż chciałoby się zacytować klasyka: "Szału nie ma, ..." - a resztę każdy może sobie dopowiedzieć. Nie żebym spodziewała się czegoś innego, tak po prawdzie.
Chyba nie do końca rozumiem fenomen tej serii. Nic mi się tu jakoś szczególnie nie podobało. Zarys świata, te odniesienia do carskiej Rosji i słowiańskości ogółem, na plus, ale i tak mam poczucie, że wszystko to jakieś mdłe, niewyraźne, takie niepokończone? Bohaterowie raczej schematyczni i nawet Darkling / Zmrocz (niezbyt udane tłumaczenie) tej książki nie ratuje.
Przez 3/4 książki mam wrażenie, że autorce bardzo się śpieszy, wszystko opisywane tak trochę po łebkach, a przecież nie dzieje się prawie nic, akcja przyśpiesza dopiero pod koniec. I właśnie te ostatnie strony dają nadzieję, że druga część będzie nieco lepsza. Oby?
Aż chciałoby się zacytować klasyka: "Szału nie ma, ..." - a resztę każdy może sobie dopowiedzieć. Nie żebym spodziewała się czegoś innego, tak po prawdzie.
Chyba nie do końca rozumiem fenomen tej serii. Nic mi się tu jakoś szczególnie nie podobało. Zarys świata, te odniesienia do carskiej Rosji i słowiańskości ogółem, na plus, ale i tak mam poczucie, że wszystko to jakieś...
2021-05-23
[6.5]
Jestem w szoku, bo już myślałam, że znów odbiję się od pani Schwab i tym samym definitywnie pożegnam się z tą autorką. A tu taka niespodzianka, bo "Vicious" czytało mi się zadziwiająco przyjemnie, mimo że z superbohaterami zazwyczaj mi nie po drodze.
Nie jest to lektura, która zwaliła mnie z nóg, ale pozwoliła spędzić kilka godzin przy lekkiej, wciągającej historii. Nie jestem, jak myślę, docelowym odbiorcą tego typu książek, świat superbohaterów, komiksy, Marvel i inne są mi raczej obce, ale jestem w stanie stwierdzić, że to, co w swojej książce serwuje nam pani Schwab, raczej nie jest czymś nowym, odkrywczym. Mimo wszystko nie przeszkadzało mi to jakoś znacząco, przez cały czas bawiłam się naprawdę nieźle. Widzę tę historię na dużym ekranie.
Ogromny plus za formę podania, dzięki czemu nie ma momentów nudy. Na bieżąco łączymy wszystkie elementy układanki. Bohaterowi też nie są czarno-biali, a ich motywacje mnie osobiście przekonują. Narracja też bardzo w porządku, nie ma dłużyzn, ta dynamika bardzo służy całej historii, a autorka nie sili się na przeintelektualizowany ton. Z ciekawości na pewno w niedalekiej przyszłości sięgnę po drugi tom.
[6.5]
Jestem w szoku, bo już myślałam, że znów odbiję się od pani Schwab i tym samym definitywnie pożegnam się z tą autorką. A tu taka niespodzianka, bo "Vicious" czytało mi się zadziwiająco przyjemnie, mimo że z superbohaterami zazwyczaj mi nie po drodze.
Nie jest to lektura, która zwaliła mnie z nóg, ale pozwoliła spędzić kilka godzin przy lekkiej, wciągającej...
2021-05-29
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, drugi tom "Trylogii Griszy" (na moje szczęście!) zadziwiająco lepszy niż pierwszy. Wreszcie miałam chwilę, żeby "wgryźć się" w świat przedstawiony i na spokojnie zrozumieć jego zasady, oswoić się z klimatem tej książki.
Na plus nowi bohaterowie, chociaż w dalszym ciągu autorka nie wychodzi poza znane nam wszystkim schematy, ale - bądźmy szczerzy - nie oczekuję od niej cudów na kiju. Fanką Darklinga nie jestem, toteż nie odczułam za bardzo jego braku (czy też nikłej obecności) w tej części. Nie było momentów nudy czy znużenia, bawiłam się naprawdę nieźle, choć to pewnie kwestia tak wielu fragmentów skupionych na polityczno-społeczno-strategicznych kwestiach, co akurat idealnie wpasowuje się w mój gust. Autorka dobrze potęguje napięcie, przy końcu nie mogłam się wręcz oderwać od tej historii, a epilog skutecznie zachęcił mnie do sięgnięcia po ostatni tom trylogii. O dziwo, nawet Alina nie była tak bardzo irytująca w tej części, podobnie jak wątki miłosne (autorka zdecydowanie nie umie w te klocki).
Mam nadzieję, że Bardugo nie spartaczy kolejnej części i domknie wszystkie wątki. Liczę na ociupinkę kreatywności z jej strony.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, drugi tom "Trylogii Griszy" (na moje szczęście!) zadziwiająco lepszy niż pierwszy. Wreszcie miałam chwilę, żeby "wgryźć się" w świat przedstawiony i na spokojnie zrozumieć jego zasady, oswoić się z klimatem tej książki.
Na plus nowi bohaterowie, chociaż w dalszym ciągu autorka nie wychodzi poza znane nam wszystkim schematy, ale - bądźmy...
2021-06-08
Po całkiem niezłym drugim tomie, w porównaniu z pierwszym, miałam nadzieję (taką nikłą, ale jednak), że z każdą kolejną książką będzie coraz lepiej - zarówno pod względem fabularnym, jak i warsztatowym.
Niestety, "Ruina i rewolta" okazała się zdeczka rozczarowująca. Przede wszystkim Bardugo tym razem nie zdołała utrzymać na równym poziomie mojego zainteresowania. Owszem, były sceny, które naprawdę świetnie się czytało, ale w ogólnym rozrachunku nie miałam problemu z odłożeniem książki i powrotem do niej następnego dnia. Choć - muszę przyznać - w kulminacyjnym momencie łza się w oku zakręciła. Nie do końca podoba mi się zakończenie całej trylogii, liczyłam na coś bardziej spektakularnego. Bardugo zdecydowanie zbyt łaskawie, w moim odczuciu, obeszła się ze swoimi bohaterami. Liczyłam na większe "wow" na samym końcu, choć takiego plot twistu w pewnym momencie chyba nikt się nie spodziewał.
Mam poczucie, że Bardugo trochę zmarnowała potencjał - nie tylko tej książki, ale i całego Grishaversu. Pomysł był naprawdę świetny, aż szkoda, że zamiast skupić się na przedstawieniu zasad tego świata (w większym stopniu), kontekście społeczno-politycznym, autorka tak wiele miejsca poświęciła na momentami durne i naiwne wynurzenia głównej bohaterki czy trójkąty/czworokąty miłosne. Narracja pierwszoosobowa zdecydowanie tutaj nie zagrała.
[teraz z czystym sumieniem mogę wziąć się za serial, o]
Po całkiem niezłym drugim tomie, w porównaniu z pierwszym, miałam nadzieję (taką nikłą, ale jednak), że z każdą kolejną książką będzie coraz lepiej - zarówno pod względem fabularnym, jak i warsztatowym.
Niestety, "Ruina i rewolta" okazała się zdeczka rozczarowująca. Przede wszystkim Bardugo tym razem nie zdołała utrzymać na równym poziomie mojego zainteresowania. Owszem,...
"(...) Nasz strajk ma na celu zwrócenie uwagi tych z was, którzy uważają, że sami są w porządku, którzy nie gwałcą, ale dają przyzwolenie, którzy milczą, kiedy inni gwałcą, którzy robią te różne drobne rzeczy, które dzieją się stale, z których powodu dziewczyny czują się gorsze i się boją. Nawet jeśli nie gwałcicie, pozostajecie częścią kultury gwałtu, o ile nie staracie się czynnie jej zatrzymać. Czas, byście to zrozumieli. Czas położyć temu kres".
Ależ się cieszę, że sięgnęłam po tę książkę! Bardzo spontaniczne, zupełnie nieplanowanie. Jestem po jej lekturze wzruszona (autentycznie) i poruszona. To nie jest absolutnie książka bez wad, ale jest taaaak bardzo potrzebna. Cieszę się, że powstała. Cieszę się, że z taką siłą wybrzmiało to, co miało wybrzmieć. Gdybym miała nastoletnią córkę albo siostrę, chciałabym, żeby ją przeczytała.
Owszem, ta historia jest bardzo stronnicza i zerojedynkowa, uproszczona, ale dokładnie taka miała być. Feministyczna, dziewczyńska, o kobietach i dla kobiet. Właśnie przez wzgląd na to założenie i cel, jaki przyświecał autorce, jestem w stanie przymknąć oko na pewne niedostatki, bo wybrzmiewa z tej książki bardzo mocno idea "girl power", siostrzeństwa i kobiecej/dziewczyńskiej solidarności. I szczerze? Podniosło mnie to na duchu, a nawet i wzruszyło, choć przy końcu autorka już mocno popada w dramatyczne tony. Jasne, mogłabym sobie życzyć, żeby Reed trochę bardziej zgłębiła pewne mechanizmy. Żeby nie starała się w tej książce upchnąć każdej możliwej kwestii okołofeministyczej (w pewnym momencie miałam wrażenie, że autorka tylko odhacza z listy: biały feminizm - ✔, transfeminizm - ✔, gwałt w związku - ✔, etc.), tylko po to, żeby o niektóre z nich tylko się otrzeć i wspomnieć jakby dla zasady. Mogłabym - ale po co? Czytałam tę książkę z przejęciem, z mocniej bijącym sercem, świadoma już wszystkich tych mechanizmów, których bohaterki dopiero się "uczą" i doświadczają na własnej skórze.
Naprawdę się cieszę, że powstała tak wartościowa młodzieżówka, traktująca o seksizmie i kulturze gwałtu (w dodatku z bohaterką w spektrum!).
To książka dla wszystkich Dziewczyn Znikąd. Dla każdej z nas.
"(...) Nasz strajk ma na celu zwrócenie uwagi tych z was, którzy uważają, że sami są w porządku, którzy nie gwałcą, ale dają przyzwolenie, którzy milczą, kiedy inni gwałcą, którzy robią te różne drobne rzeczy, które dzieją się stale, z których powodu dziewczyny czują się gorsze i się boją. Nawet jeśli nie gwałcicie, pozostajecie częścią kultury gwałtu, o ile nie staracie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to