Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książka jest świetna pod względem fabularnym - przedstawiony w niej świat snów jest wielopoziomowy, bardzo złożony, a jego zbudowanie i połączenie w całość wymagało sporej wyobraźni. Zwłaszcza od momentu, w którym Nina zaczyna swoją podróż po Nieskończonej Przestrzeni Snu, akcja nabiera tempa, a powieść staje się bardzo wciągająca.

Początkowo trochę ciężko było mi się w niej odnaleźć, bo naukowy język moim zdaniem nie do końca pasował do treści wyjętej z lekkiej fantastyki, dlatego tym, którzy zabiorą się za czytanie i po kilku stronach stwierdzą, że to jednak nie dla nich, radziłabym danie tej książce szansy, bo naprawdę warto ją poznać :)

Książka jest świetna pod względem fabularnym - przedstawiony w niej świat snów jest wielopoziomowy, bardzo złożony, a jego zbudowanie i połączenie w całość wymagało sporej wyobraźni. Zwłaszcza od momentu, w którym Nina zaczyna swoją podróż po Nieskończonej Przestrzeni Snu, akcja nabiera tempa, a powieść staje się bardzo wciągająca.

Początkowo trochę ciężko było mi się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wzorzec zbrodni" to socjopatyczny glina, który na tylnym siedzeniu swojego samochodu wozi całą bibliotekę i dobrze skonstruowana tajemnica mieszkania wypełnionego bronią, z której każdy pistolet czy karabin posłużył do zabicia jednej osoby. Książkę czyta się bardzo szybko, całkiem łatwo się w nią wciągnąć.

"Wzorzec zbrodni" to socjopatyczny glina, który na tylnym siedzeniu swojego samochodu wozi całą bibliotekę i dobrze skonstruowana tajemnica mieszkania wypełnionego bronią, z której każdy pistolet czy karabin posłużył do zabicia jednej osoby. Książkę czyta się bardzo szybko, całkiem łatwo się w nią wciągnąć.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy biorę do ręki książki takie jak "Drzewo migdałowe" i w trakcie ich czytania jestem zasypywana dziesiątkami niesamowicie nieszczęśliwych wątków, których natłok powoli zamienia dramatyzm w uczucie, że coś jest nie tak ("No bez przesady!"), zawsze zastanawiam się, czy ten mój sceptycyzm bierze się stąd, że cały czas myślę o tym, że mam do czynienia z fikcją, nie literaturą faktu. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę to, że tłem jest konflikt palestyńsko-izraelski, nie zwykła codzienność, w której my żyjemy, ale mimo wszystko trudno jest wyobrazić sobie dwunastoletniego chłopca, któremu w ciągu jednego dnia ginie siostra, Izraelczycy konfiskują dom, Palestyńczycy powierzają pilnowanie broni, ojciec trafia do więzienia, a potem jest już tylko gorzej.

Wygląda na to, że Michelle Cohen Corasanti postanowiła przerobić na język literacki jedną z najsłynniejszych uwag Alfreda Hitchcocka odnośnie filmu: "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć", ale nie wzięła pod uwagę tego, że gdy mowa o rzeczywistym konflikcie dwóch narodów, realizm ma trochę większe znaczenie niż w przypadku horrorów, a zwłaszcza tych kręconych jako filmy klasy b, jak na przykład "Psychoza".

Zakładając jednak, że Ahmad naprawdę miałby szansę chodzić po świecie, teraz już jako profesor fizyki w starszym wieku, albo inaczej - traktując jego historię jako czystą fikcję jeśli ktoś woli, "Drzewo migdałowe" można czytać na dwa sposoby. Po pierwsze jako lekko (o ile to możliwe ze względu na fabułę) napisaną powieść i wreszcie po drugie jako głośny manifest.

Wszystko w tej książce wydaje się krzyczeć o pokój i naukę wspólnego życia na ziemi, której jest za mało dla dwóch skłóconych narodów, ale nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało jej przybyć. Bardzo pojednawczą postawę przyjmuje zwłaszcza ojciec głównego bohatera. Jest on w oczach Ahmada uosobieniem mądrości, dlatego jego słowa są tak ważne dla zrozumienia przesłania, które ma płynąć z "Drzewa migdałowego". Mówi na przykład: "Nienawiść bierze się ze strachu i braku wiedzy. Gdyby ludzie mogli poznać tych, których nienawidzą i skupić się na tym, co ich łączy, mogliby przełamać tę wrogość".

Dla autorki to z pewnością bardzo osobista książka. Zaskakiwać może to, że opisała ona cierpienia Palestyńczyków, chociaż sama wywodzi się z żydowskiej rodziny. Tym szczerzej brzmią więc słowa wkładane przez nią w usta Baby: "Wszyscy jesteśmy tacy sami".

O Izraelu pisano już mnóstwo, często znacznie lepiej, a jednak ta książka zbiera mnóstwo pozytywnych opinii. Może to całkiem niezła alternatywa dla tych, którzy chcą poczytać o konflikcie palestyńsko-izraelskim, a nie mają ochoty zaglądać na półkę z literaturą faktu?

Kiedy biorę do ręki książki takie jak "Drzewo migdałowe" i w trakcie ich czytania jestem zasypywana dziesiątkami niesamowicie nieszczęśliwych wątków, których natłok powoli zamienia dramatyzm w uczucie, że coś jest nie tak ("No bez przesady!"), zawsze zastanawiam się, czy ten mój sceptycyzm bierze się stąd, że cały czas myślę o tym, że mam do czynienia z fikcją, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciężka to książka, niełatwa do przebrnięcia, bardzo jednostajna, ale pięknie napisana.

Ciężka to książka, niełatwa do przebrnięcia, bardzo jednostajna, ale pięknie napisana.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy mój brat zobaczył okładkę tej książki, powiedział:
- "Czas żniw"? To się kojarzy z jakimś dobrym horrorem... Ewentualnie z "Chłopami" (faktycznie, prawie to samo).
Wydawcom powieść skojarzyła się z twórczością pani Rowling, a przynajmniej jako taka jest promowana. Ja porównałabym ją trochę do "Gildii magów": dziewczyna z pierwszorzędnym darem, która dostaje się do znienawidzonego przez siebie świata. Tak, to te klimaty.

Takie książki jak "Czas żniw" czyta się dwa dni, chociaż mają ponad pięćset stron. Ja po pierwszym wieczorze (sto stron) pomyślałam, że opowieść jest raczej średnia, ale przy drugim podejściu (czterysta prawie za jednym zamachem) dałam się wciągnąć. Byłam strasznie ciekawa, co będzie dalej, a o to chyba w czytaniu "lekkiej" fantastyki chodzi.

Kiedy mój brat zobaczył okładkę tej książki, powiedział:
- "Czas żniw"? To się kojarzy z jakimś dobrym horrorem... Ewentualnie z "Chłopami" (faktycznie, prawie to samo).
Wydawcom powieść skojarzyła się z twórczością pani Rowling, a przynajmniej jako taka jest promowana. Ja porównałabym ją trochę do "Gildii magów": dziewczyna z pierwszorzędnym darem, która dostaje się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta książka nie ma ambicji bycia rzetelnym źródłem informacji, ona powinna szokować, prowokować. Pośrednio potwierdza to sama autorka, która zaczyna opowieść o Elżbiecie Bowes-Lyon stwierdzeniem, że cytowani w „Królowej” ludzie nie wiedzieli, że ich słowa zostaną rozpowszechnione oraz podając jako źródło większości zdobytych informacji najzwyklejsze plotki czy prawdy powszechnie znane, ale oczywiście niepotwierdzone.

Szeptane nowiny szkodziły księciu Myszkinowi, którego etykieta „Idioty” wyprzedzała na długo zanim gdziekolwiek się pojawił, przeszkadzały „Ruth” w rozpoczęciu nowego życia po błędzie popełnionym w młodości. Równie mocno mogą one wpłynąć na życie postaci nieliterackich. Z ich pomocą każde wydarzenie może być pokazane inaczej, każde zachowanie przedstawione z innej strony. W "Królowej" nadinterpretacje naprawdę rzucają się w oczy, zwłaszcza że Lady Colin Campbell nie ukrywa swojej niechęci do tytułowej bohaterki i stara się zwracać uwagę na jej wady przy każdej okazji, nawet gdy wydaje się to być wręcz niestosowne. Smutek Elżbiety po śmierci męża komentuje: "(...) królowa przeżyła poważny kryzys. Gwiazda straciła zarówno największego wielbiciela, jak i estradę, na której występowała".

Jej słowa w kontekście utraty najbliższej osoby wydają się być mocno przesadzone. Pisząc je, nadała sobie prawo nie tylko do przedstawienia mniej czy bardziej wiarygodnych informacji, ale wręcz poddania analizie właściwie kompletnie sobie nieznanej (pod względem prywatnym) osoby. Podobnych wtrąceń jest oczywiście znacznie więcej, jak choćby podsumowanie uprzejmie brzmiącego listu wysłanego do Bertiego po odrzuceniu jego oświadczyn: "Aby napisać z zimną krwią coś takiego, trzeba mieć stalowe nerwy, lud w żyłach i serce z kamienia...". Nawet jeśli słowa Elżbiety miały drugie dno, nigdy się tego nie dowiemy - w przeciwieństwie do autorki, której wydaje się, że przejrzała wszystkie dworskie intrygi.

Niekończące się opisy "skutecznie zatuszowanych" skandali przynoszą na myśl może niekoniecznie właściwe porównanie do prozy Philippy Gregory, która opisuje dworskie życie dawnych władców Anglii w taki sposób, by czytelnik świetnie się bawił w trakcie czytania, ale nie utożsamiał pod każdym względem Henryka VIII i innych postaci historycznych z ich książkowymi odpowiednikami. Istnieje jednak zasadnicza różnica między tymi paniami: o ile opowieści pani Gregory zalicza się do literatury pięknej, "Królową" nazywa się biografią.

Gdyby podejść do tej książki trochę inaczej, przesiewać przez palce podane w niej informacje, można naprawdę nieźle się bawić, bo autorce mimo wszystko nie sposób odmówić umiejętności dobrego pisania. Ciekawie prowadzi akcję, wyjaśnia okoliczności zdarzeń nie zawsze zrozumiałe dla współczesnego czytelnika (między innymi to, dlaczego na początku XX wieku utrzymanie pochodzenia dziecka urodzonego przez kogoś innego niż osoba chcąca się nim zająć mogło mieć wielkie znaczenie), a także tworzy rys pokolenia, które tak wiele przeszło i które łączyło dwie epoki: "(...) epokę zaprzęgów konnych i człowieka spacerującego po księżycu (...)". Wszystko to sprawia, że "Królową" czyta się naprawdę szybko mimo jej objętości i nie ma w niej nużących fragmentów, chociaż można się pogubić w niektórych opisać tego, czyim bratem był siódmy syn jakiegoś człowieka.

Polecam jako ciekawą alternatywę do innych biografii "najniebezpieczniejszej kobiety świata", jak o Elżbiecie powiedział kiedyś Hitler, ale nie w kategoriach jedynego źródła informacji na temat życia i działalności tej monarchini, u której: "(...) w aksamitnej rękawiczce kryła się żelazna ręka".

Ta książka nie ma ambicji bycia rzetelnym źródłem informacji, ona powinna szokować, prowokować. Pośrednio potwierdza to sama autorka, która zaczyna opowieść o Elżbiecie Bowes-Lyon stwierdzeniem, że cytowani w „Królowej” ludzie nie wiedzieli, że ich słowa zostaną rozpowszechnione oraz podając jako źródło większości zdobytych informacji najzwyklejsze plotki czy prawdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lato – upalne, leniwe, beztroskie. A Kalina nie lubi nawet tego. Trudno powiedzieć, czy to jeszcze ta jej potrzeba schowania się w cieniu, czy już raczej najzwyklejsze marudzenie. Podobno wtedy trzeba być na siłę szczęśliwszym niż w pozostałe dni roku, a ona tak nie potrafi. Nie teraz, kiedy jedzie na wakacje z zakochanym w niej bez pamięci mężem, gwarancją bezpieczeństwa i stabilności, ale też dowodem na to, że miłość jest sprawą drugorzędną.

Cel ich podróży to Zakopane. Dla Kaliny mają one być ucieczką od macierzyńskich obowiązków, odroczeniem wyroku zajmowania się dzieckiem, którego pojawienie się na świecie uczyniło z niej mamę i żonę, chociaż w ogóle nie pasuje do żadnej z tych ról. Przeszłość, zakochana w sobie matka i wiecznie bierny ojciec, a także wspomnienia ze szkoły sprawiły, że dziewczyna zamknęła się w sobie, stała się wrakiem człowieka. Ale nawet ona nie jest odporna na zauroczenie – zwłaszcza w to gorące, wręcz upalne lato w górach, z tym chodzącym ideałem pod ręką.

Cała historia życia Kaliny złożyła się na to, kim jest teraz. Zamkniętą w sobie szarą myszką z wyglądem chłopczycy i chowanym w środku strachem przed pięknem, bo przecież właśnie z nim wiąże się pycha. Ona dobrze to zna, w końcu spędziła dzieciństwo z Marianną, a jej mama była najpiękniejszą kobietą. Miała jednak straszny charakter i uważała, że świat kręci się wokół niej. Nie nauczyła córki kochać, a teraz może być już za późno na tę lekcję.

Chociaż przeszłość jednej z nich miała ogromny wpływ na drugą, obydwie niesamowicie się od siebie się różnią. Pewna siebie i zakompleksiona. Biegająca za miłością i próbująca usunąć ją ze swojego życia. Ogień i woda. W książce „Upalne lato Kaliny” opowieści o nich zostały w ciekawy sposób połączone w całość. To nie dwie odrębne historie, w końcu zachowanie Marianny ukształtowało charakter Kaliny i wpłynęło na to, że dziewczyna nie potrafi, nie chce szukać szczęścia.

Właśnie dlatego lato, które mogłoby być idealne, ma w sobie tyle smutku. Główna bohaterka jest nieszczęśliwa jakby na zawołanie, ale wszyscy wokół niej też byliby znacznie mniej pokrzywdzeni, gdyby spróbowała być szczerą chociaż wobec siebie samej. Tak bardzo różni się od Marie i ma jej tyle za złe, ale ona także zdecydowała się na małżeństwo z miłością płynącą tylko z jednej strony, też myślała czasami tylko i wyłącznie o sobie.

Mimo wszystko jest lepszym człowiekiem i znacznie łatwiej poczuć do niej sympatię. Książkę też czyta się przyjemniej niż „Upalne lato Marianny”, chociaż tutaj może chodzić o bardziej rozwiniętą fabułę wzbogaconą o tajemnice z przeszłości nieznane czytelnikowi nawet jeśli pamięta pierwszą część tej opowieści. To sprawia, że czytelnik zaczynający od „Upalnego lata Kaliny” nie pogubi się w akcji, a ten znający już rodzinę Boruckich znajdzie więcej nowych wątków, powiązanych ze znanymi już bohaterami, niż tych, o których czytał wcześniej.

Jeśli nie fabuła i rozbudowane opisy psychiki głównej bohaterki, w powieści na największą uwagę zasługuje styl autorki, Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak. Jest on bardzo lekki i plastyczny, świetnie wpasowuje się w klimat opowieści o upalnym lecie i kontrastujących z nim chłodnych uczuciach.

„Upalne lato Kaliny” to zaskakująco dobra książka, znacznie lepsza niż jej poprzedniczka. Oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu, ale docenią ją ci, którzy szukają lektury na wakacje o miłości i związanych z nią problemach, ale też czytelnicy liczący na wnikliwy opis charakteru młodej kobiety przytłoczonej ciężkim bagażem doświadczeń. To lektura na kilka godzin, bo kiedy już zacznie się ją czytać, chciałoby się nie kończyć.

Lato – upalne, leniwe, beztroskie. A Kalina nie lubi nawet tego. Trudno powiedzieć, czy to jeszcze ta jej potrzeba schowania się w cieniu, czy już raczej najzwyklejsze marudzenie. Podobno wtedy trzeba być na siłę szczęśliwszym niż w pozostałe dni roku, a ona tak nie potrafi. Nie teraz, kiedy jedzie na wakacje z zakochanym w niej bez pamięci mężem, gwarancją bezpieczeństwa i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na początku miałam wątpliwości związane z tytułem tej książki. Bieganie dla początkujących i zaawansowanych, czyli tak właściwie dla kogo? Jeśli chcesz z kimś porozmawiać o czytaniu, nie zaczniesz od analizy dzieł sióstr Bronte i ich wpływu na postrzeganie kobiet w XIX-wiecznej Anglii jeśli tym kimś jest niepotrafiący składać liter przedszkolak, nie będziesz też uczyć alfabetu podstarzałej bibliotekarki, prawda? Wybranie tematu uniwersalnego dla każdego z nich to zadanie niemal niemożliwe do wykonania. Podobnie jest z bieganiem. Mnie, jako kogoś na starcie, nie interesuje przebieg przygotować do maratonu, a człowiek lepiej znający temat zanudzi się czytając o tym, jakie buty wybrać i dlaczego warto w ogóle się nad tym zastanawiać jeśli w szafie ma już kilka idealnie dopasowanych do siebie par – proste.

W trakcie lektury decyzja o połączeniu opisów różnych etapów staje się trochę jaśniejsza. Autor nie potraktował swojego tekstu jako typowego poradnika. Dla niego "Bieganie" to coś bardzo osobistego. Nie pamiętnik czy dziennik ale zbiór rad i przemyśleń opartych tylko i wyłącznie na własnej wiedzy i przede wszystkim doświadczeniu. Wiedząc to można się buntować, że na niektóre rozdziały trzeba przymknąć oko. Można też czytać je jak historię pasji człowieka, który doskonale wie, ile hobby może dać radości, ale też - gdzie jest jego miejsce w życiu.

Układ treści w książce jest intuicyjny i bardzo charakterystyczny dla poradników z Samego Sedna. Na początku każdego rozdziału znajduje się krótka informacja o tym, co w nim znajdziemy. W środku właściwy tekst z wyraźnie zaznaczonymi fragmentami, na które warto zwrócić szczególną uwagę. Koniec to sentencja, krótkie i treściwe podsumowanie. Zupełnie jak w bieganiu - rozgrzewka, właściwy trening i schłodzenie.

Dziesięć rozdziałów to informacje na temat tego, gdzie szukać motywacji, dlaczego wybór odpowiedniego obuwia jest bardzo ważny i jak powinna wyglądać dieta biegającego. Bardziej zaawansowani dowiedzą się, jak przygotować się do maratonu, a także jak radzić sobie z chwilami słabości w jego trakcie. Niektóre informacje będą znane od dzieciństwa, inne mogą okazać się zaskoczeniem - też byście się zdziwili, gdyby nauczyciele w szkole wam powtarzali, że trzeba starać się robić jak najdłuższe kroki w trakcie biegu, a tu niespodzianka! Warto kilka razy otworzyć szerzej oczy zanim nas też złapie gorączka biegania. Ten sport wydaje się być dziecinnie prosty i dokładnie taki jest, ale nawet w nim zdarzają się kontuzje i urazy często wynikające ze zwyczajnej niewiedzy.

Kiedyś usłyszałam od znajomej, że ludzie widząc kogoś biegnącego myślą: "O, pewnie spieszy się na autobus!" i nie biorą nawet pod uwagę tego, że ta osoba po prostu wyszła z domu żeby trochę się zmęczyć. Teraz to się zmienia. Samorozwój, zdrowe odżywianie stają się popularne, a w ślad za nimi biegną sporty. Nie kilometry wymęczone na zaliczenie z wf'u ale zrobione dla siebie, z jakiejkolwiek przyczyny.

Najlepszym dowodem na to, że każdy może spróbować, jestem ja. Siatkówka? Uwielbiam. Koszykówka? Czemu nie? Bieganie? Daj mi spokój! ...i tak w kółko odkąd pamiętam. Szczerze nie znosiłam biegania, ale właśnie dlatego postanowiłam się z nim zmierzyć. Dałam sobie 21 dni, bo to w sam raz żeby się wciągnąć lub wytrzymać na siłę jeżeli okaże się, że jednak nic z tego. Jestem w połowie tego projektu i mam nadzieję, że na trzech tygodniach się nie skończy. Cieszę się, że podczas biegania towarzyszyła mi książka pana Rogóża - była świetnym mobilizatorem i przewodnikiem w świecie żywienia, treningów, sprawdzania siebie i pilnowania, by pasja nie weszła nam na głowę. Każda, choćby czytanie, bo myśli zawarte w tej książce bywały bardzo uniwersalne.

Na początku miałam wątpliwości związane z tytułem tej książki. Bieganie dla początkujących i zaawansowanych, czyli tak właściwie dla kogo? Jeśli chcesz z kimś porozmawiać o czytaniu, nie zaczniesz od analizy dzieł sióstr Bronte i ich wpływu na postrzeganie kobiet w XIX-wiecznej Anglii jeśli tym kimś jest niepotrafiący składać liter przedszkolak, nie będziesz też uczyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Byli tacy, którzy chcieli wywrócić życie na Kaukazie do góry nogami, ale próby złamania jego mieszkańców kończyły się niepowodzeniami, rewolucje weryfikowała rzeczywistość, a ludzie jak te góry – pozostawali niewzruszeni, albo nawet twardnieli i stawali się coraz bardziej niedostępni. Ich świat to mieszanka narodowości niepotrafiących żyć bez wolności i jednocześnie świadomych tego, że przeciwstawianie się Rosji, nawet wspólnymi siłami, może źle się skończyć.

Dla Wojciecha Jagielskiego najciekawszymi z nich są Czeczeńcy i nic w tym dziwnego, przecież nawet sąsiedzi uważają ich za: "(...) straceńców, ludzi dzikich, okrutnych, nieprzejednanych i nieszczędzących nikogo, nawet samych siebie." Nie brakuje wśród nich indywiduów z własnymi receptami na niepodległość. Jedni stawiają na pokojowe rokowania, inni rwą się do walki, w końcu wojna to ich żywioł, z późniejszym życiem wypełnionym zwyczajnością radzą sobie już gorzej.

Czeczeński konflikt, jego historia od czasów sięgających dalej niż prezydentura Dudajewa, ataki Basajewa mające sprowokować Rosję i próby szukania porozumienia ze strony Maschadowa, miała pokazać, jak bardzo niespokojny jest ten teren, gdzie ludzie chowają się w swoich wieżach z kamienia, domach i twierdzach jednocześnie.

Kaukaz to przecież nie tylko ci, dla których wojna jest sposobem na życie. Mieszkają tam także ludzie pragnący wyłącznie spokoju i niepojmujący dlaczego wciąga się ich w to wszystko. Oni walczą ze zniszczonymi domami, zmarnowanymi stadami, niezebranymi owocami. Co mają myśleć o tych, którzy przychodzą do nich nieproszeni, z karabinami w rękach i mówią o niesprawiedliwości i potrzebie wyzwolenia? Jak mają żyć?

Książka stała się także okazją do przedstawienia sylwetek trzech wspomnianych wcześniej mężczyzn z różnymi przeszłościami, charakterami i planami, ale jednym celem - wywalczeniem wszystkiego tego, co kryje się pod słowem wolność. "Wieże z kamienia" to również przemyślenia autora na temat tego, jak traktuje się reporterów w krajach, do których jadą, by zdobywać materiał i generalnie - jak wygląda ta praca od kuchni.

Trudno więc nie zauważyć, z jak licznych perspektyw obserwuje się Kaukaz w trakcie czytania tej jednej lektury. Do jej najmocniejszych stron należy nie tylko to, że ukazuje jeden problem z kilku punktów widzenia, ale też uwzględnia historię obok teraźniejszości. Zasadność opisów tego, ile trzeba zapłacić za ochronę i dlaczego przebywający tam biali muszą mieć świadomość tego, że mogą być w każdej chwili porwani zależy od tego, czy czytelnik chce poznać te tereny także z punktu widzenia reportera.

U mnie "Wieże z kamienia" znalazłyby się znacznie niżej w rankingu najlepszych lektur niż "Wypalanie traw" tego samego autora, co nie znaczy, że książka nie jest ciekawa i dobrze napisana. Trochę męczyły (a może dziwiły?) mnie w niej osobiste przemyślenia pana Jagielskiego w stylu: "Miałem wrażenie, że chcieli mi opowiedzieć więcej o swoim życiu, ale nie miałem na to czasu." i wiele innych. Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć dlaczego, ale miałam wrażenie, że autor próbuje wkleić siebie w obrazek, do którego nie pasuje, w końcu sam stawia siebie na pozycji obserwatora.

To prawda, niektóre fragmenty będę wspominać negatywnie, ale całość samą w sobie uważam za godną uwagi. Znów pojawił się w niej lekko literacki język, ciekawe postaci oraz wydarzenia, o których każdy z nas słyszał, ale nie zawsze potrafimy powiedzieć o nich coś więcej.

Byli tacy, którzy chcieli wywrócić życie na Kaukazie do góry nogami, ale próby złamania jego mieszkańców kończyły się niepowodzeniami, rewolucje weryfikowała rzeczywistość, a ludzie jak te góry – pozostawali niewzruszeni, albo nawet twardnieli i stawali się coraz bardziej niedostępni. Ich świat to mieszanka narodowości niepotrafiących żyć bez wolności i jednocześnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Warto nastawić się na przygodówkę z wszystkimi zaletami i wadami tego typu książek, a potem wyłowić powieść Marcina Morki w księgarni albo w bibliotece. Kolejny zwykły chłopak z milionem problemów na głowie czeka na odkrycie. Nie czaruje, nie mówi w siedmiu językach i nie sypie pomysłami jak z rękawa, ale może właśnie za tę zwyczajność da się lubić?

Warto nastawić się na przygodówkę z wszystkimi zaletami i wadami tego typu książek, a potem wyłowić powieść Marcina Morki w księgarni albo w bibliotece. Kolejny zwykły chłopak z milionem problemów na głowie czeka na odkrycie. Nie czaruje, nie mówi w siedmiu językach i nie sypie pomysłami jak z rękawa, ale może właśnie za tę zwyczajność da się lubić?

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dla Europejczyków Afryka to często Egipt, gdzie ludzie jeżdżą na wakacje, by w zamkniętych kurortach złapać trochę słońca albo safari zorganizowane na zasadach pikniku. Z drugiej strony patrzymy na ten kontynent w kształcie buta i myślimy przede wszystkim o biedzie, AIDS i wojnach plemiennych. Wiedza na temat Kenii, Etiopii czy Ugandy jest najczęściej znikoma i zamyka się w znajomości stolic tych państw (a i to nie jest regułą), ciężko byłoby więc mówić o zrozumieniu zachowań mieszkańców, ich licznych kultur i tradycji.

Niektórych jednak ta wielobarwność przyciąga przez cale życie i chociaż traktują Afrykę jak inną planetę, "mroczną gwiazdę" wciąż trochę dziwną i niezrozumiałą, odwiedzają ją, aż w końcu stanie się drugim domem, marzeniem oraz ucieczką. Dla Paula Theroux, podróżnika i pisarza, autora cegiełki na temat podróży lądem z Kairu do Kapsztadu, była tym wszystkim i czymś więcej - wspomnieniem z młodości. Amerykanin z framcusko-włoskimi korzeniami w latach sześćdziesiątych pracował w Malawi, a następnie spędził kilka lat w Ugandzie i Singapurze, by wreszcie zamieszkać w Wielkiej Brytanii, a potem na Hawajach. Opisaną w "Safari mrocznej gwiazdy" wędrówkę postanowił odbyć tuż przed okrągłymi, bo sześćdziesiątymi urodzinami.

Jego bogata afrykańska przeszłość i doświadczenie każą odsunąć na bok wątpliwości związane z tym, czy człowiek wybierający kilka podróżniczych celów jednocześnie jest w stanie skupić na każdym z nich wystarczająco dużo uwagi, a następnie zainteresować się książką pana Theroux. Jest ona ciekawa przede wszystkim dlatego, że ten dojrzały już mężczyzna, odwiedzając poszczególne kraje, mógł porównywać je z tymi, które opuścił kilkadziesiąt lat wcześniej i wysuwać wnioski.

A tych w lekturze nie brakuje. Dotykają one przede wszystkim problemów rozwoju i jakości życia, politycznego chaosu czy niestabilności gospodarek. Autor wspomina o nieefektywności, a nawet szkodliwości istnienia pomocy humanitarnej, która daje ryby zamiast uczyć łowić, słowem - uzależnia Afrykanów od "cywilizowanego świata" i uczy ich, że najlepszym, a właściwie jedynym sposobem zarobku jest żebranie.

Chociaż Afryka to przede wszystkim kontynent, na którym źle się wiedzie, na ulicach spotyka się ludzi w łachmanach i bose dzieci proszące o pieniądze, nie jest ona wcale gorsza od pozostałych części świata. Potrafi wiele nauczyć odwiedzających. Przede wszystkim cierpliwości i czekania. Uciera także nosa osobom przekonanym o tym, że wszystko kręci się właśnie wokół nich:

"Im nie zależy na twoim życiu, bwana - zapewnił żołnierz po angielsku. - Oni chcą twoje buty."

Czytając książkę poznajemy niezwykłe miejsca i ludzi z historiami ciężkimi do uwierzenia. Wśród nich znalazł się były więzień polityczny, który przeczytał "Przeminęło z wiatrem" tyle razy, że właściwie zna je już na pamięć czy kobiety-prostytutki chcące wyrwać się do innego świata i premier Ugandy. Każdy z nich ma zupełnie inną historię, razem tworzą bardzo kolorowy obraz Afryki.

Opowiedzieć dokładnie na sześciuset stronach o kilku różnych krajach to po prostu zadanie niemożliwe do wykonania, dlatego książka jest przede wszystkim propozycją dla ludzi niezorientowanych w temacie. Ci, którzy czytali już trochę na temat Etiopii czy Kenii albo RPA, raczej nie znajdą w niej niczego nowego, ale będą mieli szansę skonfrontowania swoich własnych przekonań z przemyśleniami autora i wybrania się jeszcze raz w fikcyjną podróż po chyba najciekawszych zakątkach kontynentu.

Polecam, chociaż przyznaję, że początkowa opowieść o Egipcie, gdzie płaci się za każdy uśmiech, trochę mnie nudziła. Na szczęście jednak potem było już znacznie lepiej - z przygodami i ciekawymi rozmowami oraz niewielką dawką historii. Zarezerwujcie sobie trochę (albo trochę więcej niż trochę :)) czasu i odwiedźcie Afrykę z Paulem Theroux.

Dla Europejczyków Afryka to często Egipt, gdzie ludzie jeżdżą na wakacje, by w zamkniętych kurortach złapać trochę słońca albo safari zorganizowane na zasadach pikniku. Z drugiej strony patrzymy na ten kontynent w kształcie buta i myślimy przede wszystkim o biedzie, AIDS i wojnach plemiennych. Wiedza na temat Kenii, Etiopii czy Ugandy jest najczęściej znikoma i zamyka się w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sięgnij po swoje marzenia! Alchemia zmian dla kobiet Monika Jankowska, Magda Rodak
Ocena 7,9
Sięgnij po swo... Monika Jankowska, M...

Na półkach: , ,

Liczba ćwiczeń opisanych w tym podręczniku wpływa po pierwsze na fakt, że trzeba mu poświęcić trochę czasu (ponad miesiąc), a po drugie przesądza o jego atrakcyjności, bo kompleksowość to być może nie jedyna, ale z pewnością najmocniejsza zaleta "Alchemii zmian dla kobiet". Do kolejnych trzeba zaliczyć merytoryczne przygotowanie autorek i wizualizacje. Pierwsze daje się zauważyć na każdej stronie - przy czytaniu słów zaczerpniętych od klasyków, a świetnie dopasowanych do konkretnych fragmentów oraz w trakcie poznawania teorii różnych psychologów. Drugie to przykłady, z których dowiadujemy się, jak kurs wpłynął na różne uczestniczki, a także graficzne sposoby przedstawiania treści.

Mam zamiar "Sięgać po swoje marzenia!" przy każdej okazji, gdy będę próbowała zrealizować jakiś projekt lub zwyczajnie zapomnę, że czasem warto zadawać samemu sobie oczywiste pytania. Polecam.

Liczba ćwiczeń opisanych w tym podręczniku wpływa po pierwsze na fakt, że trzeba mu poświęcić trochę czasu (ponad miesiąc), a po drugie przesądza o jego atrakcyjności, bo kompleksowość to być może nie jedyna, ale z pewnością najmocniejsza zaleta "Alchemii zmian dla kobiet". Do kolejnych trzeba zaliczyć merytoryczne przygotowanie autorek i wizualizacje. Pierwsze daje się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak kreować marki, które pokocha pokolenie Y? Mattias Behrer, Joeri van den Bergh
Ocena 5,3
Jak kreować ma... Mattias Behrer, Joe...

Na półkach: , ,

Świat reklamy to nie tylko uśmiechnięte twarze ludzi zerkających na nas z ekranów telewizorów czy kolorowe ulotki rozdawane przechodniom na ulicach. Nim dana kampania ujrzy światło dzienne, specjaliści od marketingu muszą spędzić mnóstwo godzin dokonując analizy rynku, dostosowując produkt do oczekiwań konsumentów i wreszcie – tworząc filozofię zgodnie z którą jest on niezbędny do szczęścia. Tajniki ich pracy „od kuchni” możemy poznać czytając książkę uznaną za najlepszy tytuł marketingowy 2011r.

Autorzy książki „Jak kreować marki, które pokocha pokolenie Y?”, Joeri Van Den Bergh i Mattias Behrer, opierając swój poradnik na tysiącach badań i przykładów, opisują społeczeństwo zapatrzone w komputery, internet, telefony i zafascynowane tysiącami mniej czy bardziej potrzebnych gadżetów. Ludzie urodzeni w latach 1980-1996 to – ich zdaniem – świadomi i etyczni konsumenci, ale także pokolenie leniuchów nastawione na krótkie, pełne przekazu treści, które jednocześnie przyciągają kolorem lub dźwiękiem, a nie męczą nadmiarem tekstu: „W przypadku dziennika „Times” liczba słów składających się na artykuł z pierwszej strony spadła z 4,5 tys. do 2,8 tys. w ciągu ostatnich 20 lat. W 1965r. przedstawienie głównej informacji w wiadomościach zajmowało 42 sekundy, dziś jest to niespełna 8 sekund”.

Chcielibyśmy więc otrzymywać wiedzę na wynos: jak najszybciej, jak najwięcej, ale w taki sposób, by mieściła się ona w jednej dłoni i na dodatek była ładnie opakowana. Jako całość, stanowimy twardy orzech do zgryzienia, jesteśmy wyzwaniem dla ludzi zajmujących się reklamą, a jednocześnie – atrakcyjną grupą docelową.

Chociaż twórcy podzielili podręcznik na siedem części, właściwie można wyodrębnić dwa tematy, na których się skupia: po pierwsze charakteryzuje członków pokolenia Y: tych żyjących w świecie telenoweli pt. JA i szukających czegoś, co podkreśli ich odrębność, ale też potrzebujących stałego kontaktu ze znajomymi. Po drugie przedstawia sposoby kreowania marek, głównie na przykładach najbardziej znanych firm takich jak H&M, Nike czy Coca-Cola.

Książka jest propozycją dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o pokoleniu, do którego należymy my sami lub ktoś z naszych bliskich. Nie znajdziemy w niej gotowych recept na sukces, a raczej inspiracje w postaci przykładów tego, jak rodziły się i rozwijały najpopularniejsze marki i dlaczego nie wszystkie z nich utrzymały się na szczycie. Nawet jeśli poradnik nie pomoże rozwinąć umiejętności reklamowania własnych produktów, będzie ciekawym źródłem informacji o świecie marketingu.

Świat reklamy to nie tylko uśmiechnięte twarze ludzi zerkających na nas z ekranów telewizorów czy kolorowe ulotki rozdawane przechodniom na ulicach. Nim dana kampania ujrzy światło dzienne, specjaliści od marketingu muszą spędzić mnóstwo godzin dokonując analizy rynku, dostosowując produkt do oczekiwań konsumentów i wreszcie – tworząc filozofię zgodnie z którą jest on...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie każdy z nas musi pełnić funkcje publiczne, występować w telewizji, wygłaszać przemówienia w salach wypełnionych ludźmi albo odgrywać role w teatrze, ale każdy czasami mierzy się z sytuacją, kiedy jego gardło jest ściśnięte ze strachu czy z powodu stresu. Zapanować nad głosem jest ciężko nie tylko, gdy mamy przysłowiowy nóż na gardle, niekiedy trudności może sprawiać rutynowe dyktowanie nazwiska czy rozmawianie ze znajomymi, gdy wokół panuje hałas. Jak radzić sobie z dźwiękami, by słowa brzmiały głośno i wyraźnie, a jednocześnie gardło nie było przeciążone? O tym w poradniku "Trening głosu. Praktyczny kurs dobrego mówienia".

Książka autorstwa pani Beaty Ciecierskiej-Zajdel - nauczycielki, aktorki i dziennikarki - jest złożona z sześciu części. Dwie pierwsze zawierają informacje na temat tego, czym jest głos, jak można definiować go w przeróżnych ujęciach oraz w jaki sposób powstaje, a także - jak zbudowane są narządy, które za niego odpowiadają. Autorka zaznacza tutaj, że tym, co steruje fonacją, jest tak naprawdę mózg. Aby więc nauczyć się poprawnie mówić, trzeba wykonać mnóstwo ćwiczeń, które zwłaszcza na początku mogą wydawać się dość dziwne i niekoniecznie związane z tematem. W tej części tekstu pojawiają się również ciekawostki na temat tego, jak postawa wpływa na jakość mówienia oraz dlaczego stres pogarsza jego jakość.

Po częściach teoretycznych czytelnik przechodzi do tych bardziej praktycznych. Najpierw musi on przygotować się do pracy nad głosem, potem - skupić na samych ćwiczeniach. Niektóre z nich mogą być trochę śmieszne (np. Brzęcząca guma do żucia oraz Kulka powietrza), inne całkiem poważne (jak Pogłębianie oddechu). Autorka przedstawia głównie zadania zupełnie nowe dla kogoś, kto wcześniej nie próbował zapanować nad swoim głosem, ale też korzysta z tych klasycznych - jak wymawianie dość skomplikowanych zdań (np. Czy się Czesi cieszą, gdy się Czesio czesze? lub Trzy wszy w szwy się zaszywszy, szły w szyku po trzy wszy).

Już na zakończenie można się dowiedzieć, jakie są optymalne warunki do pracy nad głosem. Osoby uzależnione od kawy pewnie będą zawiedzione, gdy dowiedzą się, że kofeina ma działanie odwadniające i dobrze byłoby z niej zrezygnować, jeśli ma się zamiar mówić jak najlepiej (mission impossible ;)). Warto też unikać noszenia butów na wysokim obcasie i rzucić palenie. Ciekawym dodatkiem do całości jest ostatni rozdział, w którym wymieniono zmiany w głosie, które powinny niepokoić, a także płyta CD z ponad dwugodzinnymi nagraniami przeróżnych ćwiczeń.

Każdy, kto czuje się zainteresowany tym tematem, nie będzie zawiedziony jeśli zdecyduje się sięgnąć po ten poradnik. Znajduje się w nim mnóstwo informacji, ciekawostek i jeszcze więcej ćwiczeń, które pozwolą każdemu wypracować odpowiedni głos - nawet bez pomocnika takiego jak Lionel Logue z filmu Jak zostać królem :)

Nie każdy z nas musi pełnić funkcje publiczne, występować w telewizji, wygłaszać przemówienia w salach wypełnionych ludźmi albo odgrywać role w teatrze, ale każdy czasami mierzy się z sytuacją, kiedy jego gardło jest ściśnięte ze strachu czy z powodu stresu. Zapanować nad głosem jest ciężko nie tylko, gdy mamy przysłowiowy nóż na gardle, niekiedy trudności może sprawiać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

14:57 do Czyty to lektura (niestety) krótka, ale bardzo wciągająca. Czytając ją myślałam, że jeśli miałabym komukolwiek polecić ten tytuł, po prostu podsunęłabym tej osobie fragment tekstu pod nos. Niektóre rozdziały przyciągają opisami codzienności (jak ten o podróży koleją transsyberyjską), inne - na przykład opowieść o życiu w Rosji po katastrofie krążownika podwodnego Kursk - wpływają na psychikę. Do tekstów wartych wspomnienia należą też te o "Niedzieli w domu nad rzeką Moskwą" oraz "Słowo weterana", a także "Niepotrzebna armia". Inne (mniej lub bardziej ciekawe) także wpływają na klimat całości i wciągają - tylko na chwilkę, ale bardzo skutecznie.

Reportaże z Rosji to bez wątpienia jedna z lepszych lektur z dziedziny literatury faktu, jakie miałam okazję przeczytać w tym roku. Mam nadzieję, że nie jest to ostatnia książka pana Miecika - głównie dlatego, że ten reporter w rewelacyjny sposób posługuje się językiem, ale też dlatego, że interesuje się Rosją, a do tego kraju mam słabość.

14:57 do Czyty to lektura (niestety) krótka, ale bardzo wciągająca. Czytając ją myślałam, że jeśli miałabym komukolwiek polecić ten tytuł, po prostu podsunęłabym tej osobie fragment tekstu pod nos. Niektóre rozdziały przyciągają opisami codzienności (jak ten o podróży koleją transsyberyjską), inne - na przykład opowieść o życiu w Rosji po katastrofie krążownika podwodnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Małe kobietki" to przede wszystkim urocza i słodka opowieść o dorastaniu. Jej morał został dość wyraźnie zarysowany (może nawet aż za bardzo - szczególnie dla kogoś, kto jest uczulony na umoralniające treści), a skupia się on wokół stwierdzenia, że to nie pieniądze są źródłem szczęścia. Cztery dziewczyny - Meg, Jo, Beth i Amy - mają jedynie siebie i kochającą je matkę, a mimo to są zawsze radosne. Marzą o lepszym życiu, ale nie bujają w obłokach - zarabiają na życie, a jednocześnie ciężko pracują nad swoimi charakterami, a to czyni je niezwykle bogatymi.

Książka zasługuje na uwagę nie tylko dlatego, iż jest zaliczana klasyki literatury. Jest to prosta i kochana historia, która porusza wyobraźnię. Razem z głównymi bohaterami przeżywamy przygody, uczymy się wciąż nowych rzeczy i spędzamy godziny w świecie wyobraźni. Lektura mija niesamowicie szybko i zostaje w sercu na długo...

"Małe kobietki" to przede wszystkim urocza i słodka opowieść o dorastaniu. Jej morał został dość wyraźnie zarysowany (może nawet aż za bardzo - szczególnie dla kogoś, kto jest uczulony na umoralniające treści), a skupia się on wokół stwierdzenia, że to nie pieniądze są źródłem szczęścia. Cztery dziewczyny - Meg, Jo, Beth i Amy - mają jedynie siebie i kochającą je matkę, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powieść ma dwie bardzo mocne strony: po pierwsze lekką i wciągającą narrację, po drugie bardzo ciekawą fabułę - opowiada o wojnie z zupełnie innej perspektywy niż większość lektur na ten temat, bo nie stawia jej na pierwszym planie. Dla Filipa śmierć i głód nie są codziennością, ale czymś, o czym bez przerwy dyskutuje się w kuchni. W jego życiu ważniejszą rolę odgrywa praca, znajomi czy dziewczyna.

Moim zdaniem książka jest po prostu rewelacyjna: trochę dlatego, że jej akcja toczy się w hotelu, a one zawsze przyciągają mnie jak magnez, ale głównie ze względu na styl, jakim posługuje się autor, czy wreszcie samą fabułę….

Powieść ma dwie bardzo mocne strony: po pierwsze lekką i wciągającą narrację, po drugie bardzo ciekawą fabułę - opowiada o wojnie z zupełnie innej perspektywy niż większość lektur na ten temat, bo nie stawia jej na pierwszym planie. Dla Filipa śmierć i głód nie są codziennością, ale czymś, o czym bez przerwy dyskutuje się w kuchni. W jego życiu ważniejszą rolę odgrywa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mały pamiętnik bardzo mnie wymęczył i gdyby nie fakt, że książka jest bardzo krótka, pewnie nie dałabym rady jej dokończyć. Nie jestem w stanie polecić tego tytułu nikomu. Wyjątkiem niech będą miłośnicy twórczości Jose Saramago, chociaż oni z pewnością tak czy inaczej zdecydują się przeczytać tę powieść - i chwała im za to, bo pewnie znajdzie się ktoś, komu przypadnie ona do gustu. Tym kimś nie będę jednak - być może niestety - ja...

Mały pamiętnik bardzo mnie wymęczył i gdyby nie fakt, że książka jest bardzo krótka, pewnie nie dałabym rady jej dokończyć. Nie jestem w stanie polecić tego tytułu nikomu. Wyjątkiem niech będą miłośnicy twórczości Jose Saramago, chociaż oni z pewnością tak czy inaczej zdecydują się przeczytać tę powieść - i chwała im za to, bo pewnie znajdzie się ktoś, komu przypadnie ona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Znajomość języka angielskiego nie jest już ciekawym dodatkiem, umiejętnością ubogacającą życiorys - w dzisiejszych czasach to absolutna konieczność. Bez podstawowych słów w pamięci jesteśmy jak bez ręki: moglibyśmy wyjechać na wakacje za granicę, poznać nowych ludzi, obejrzeć film bez lektora... a jednak napotykamy mur. Bariery językowe zniechęcają i uniemożliwiają rozwój. Nie sposób ich przeskoczyć, potrzebna jest raczej powolna wspinaczka - systematyczna praca polegająca na ciągłej nauce. A skoro już się uczyć, dlaczego nie z fiszkami?

Podzielone na czterdzieści grup tematycznych i ustawione pod względem trudności (od wyrażeń ogólnych do innych kategorii), niewielkie karteczki nazywane fiszkami prezentują tysiąc najważniejszych słów w języku angielskim. Pod każdym wyrazem znajduje się jego zapis fonetyczny oraz przykład nieskomplikowanego zdania, w którym można go użyć.

Zestaw dla początkujących zawiera nie tylko fiszki, ale też kolorowe przegródki ("Do nauki", "Uczę się", "Umiem") oraz płytę CD z programem do nauki i nagraniami MP3, które można z łatwością przenieść na telefon, by mieć je zawsze przy sobie.Wszystkie te dodatki są nowością w materiałach tworzonych przez wydawnictwo Edgard.

Ostatnio miałam okazję testować kartoniki - z tej samej serii - które służą do nauki francuskiego. "Angielski fiszki. 1000 najważniejszych słów i zdań" przejrzałam znacznie szybciej niż poprzedni zestaw, a to dlatego, że języka uczę się od dziesięciu (może jedenastu) lat i podstawowe słownictwo nie sprawia mi już trudności. Wśród tysiąca wyrazów nie znalazłam ani jednego, którego bym wcześniej nie słyszała, a większość z nich używam niemal ciągle, myślę więc, że zakres materiału został jak najbardziej poprawnie dobrany.

Nie chciałabym skupić się przede wszystkim na wyglądzie i jakości fiszek, bo większość osób z pewnością już je kojarzy, być może ktoś nawet korzystał z innych kartoników tego samego wydawnictwa. Moim zdaniem warto jednak wspomnieć o tym, co nowe, czyli dodatkach w postaci transkrypcji oraz płyty.

Od zawsze żałowałam, że ten sposób nauki umożliwia jedynie zdobycie wiedzy na temat pisania i czytania w danym języku, nie poświęca uwagi wymowie oraz słuchaniu - teraz uległo to zmianie. Pierwszym krokiem w odpowiednim kierunku było umieszczenie zapisu fonetycznego na kartonikach. Jest on bardzo przydatny zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy przy sobie komputera ani odtwarzacza. Drugi to oczywiście nagrania dołączone do całości. Można z nich korzystać na dwa sposoby: uruchomić specjalny program lub zgrać krótkie pliki MP3 wszędzie, gdzie to możliwe (na odtwarzacz, telefon...). Chociaż jestem zwolenniczką tego drugiego, polecam przynajmniej zainstalować program i zerknąć do niego. Warto to zrobić ze względu na jego czytelną szatę graficzną - wszystko jest poustawiane w rzędach i kolumnach, a użytkownik sam wybiera jeden z czterech wyglądów całości. Na szczęście lektorzy, którzy użyczyli swoich głosów w nagraniach, mają jak najbardziej odpowiednią wymowę. Najbardziej "polubiłam" jednego z nich - tego, który czytał całe zdania.

Mam nadzieję, że nie muszę dodawać, że jak najbardziej polecam zestaw tysiąca słów i zdań tym, którzy chcą rozpocząć naukę angielskiego lub powtórkami odświeżyć pamięć. Wprowadzone ulepszenia sprawiły, że teraz fiszki są wszystkim, czego potrzeba, by opanować język w stopniu podstawowym. Nie tylko ja przeglądałam te kartoniki, uczył się z nich także mój brat, który w tym roku zdaje maturę - myślę, że takie przypomnienie bardzo mu się przyda...

Znajomość języka angielskiego nie jest już ciekawym dodatkiem, umiejętnością ubogacającą życiorys - w dzisiejszych czasach to absolutna konieczność. Bez podstawowych słów w pamięci jesteśmy jak bez ręki: moglibyśmy wyjechać na wakacje za granicę, poznać nowych ludzi, obejrzeć film bez lektora... a jednak napotykamy mur. Bariery językowe zniechęcają i uniemożliwiają rozwój....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak zaczarować rosyjską duszę? Co cieszy, uszczęśliwia i rozczula Rosjan, Czeczenów, Żydów mieszkających na dalekim wschodzie? Kiedy się denerwują i dlaczego nie zawsze o tym mówią? Jacek Hugo-Bader najpierw postawił te pytania przed samym sobą, teraz zadaje je czytelnikowi, dając mu do ręki gotowy zbiór reportaży na temat krajów dawnego ZSRR...

W rajskiej dolinie wśród zielska to historia ludzi, którzy tuż po upadku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (teksty zamieszczone w lekturze zostały napisane w latach dziewięćdziesiątych) opowiadają o swoim obecnym życiu i wspominają minione czasy. Chociaż rozmówcy Hugo-Badera pochodzą z różnych warstw społecznych, najczęściej mówią jednym głosem: Kiedyś było lepiej! ZSRR już nie ma, ale z ludzi jeszcze nie wszystko wyparowało, oni wciąż żyją przeszłością - bo przecież wtedy nie spotykali na ulicy głodnych i bezdomnych... Zamykają oczy na to, co było złe, często nie zauważają też radości dnia codziennego. Tylko czy naprawdę skorzystaliby z możliwości powrotu do przeszłości? Odpowiedzią na to pytanie niech będą słowa zawarte w czytanym przez Piotra Zelta nagraniu: "Kto nie tęskni za ZSRR, musi nie mieć serca. Kto chce jego powrotu, nie ma rozumu."

Oprócz nieustannych porównań teraźniejszości z tym, co było, w reportażach znalazło się także sporo opowieści o przeróżnych wojnach (Afganistan, Czeczenia, a także wspomnienia puczu, o którym nie chciano rozmawiać). Wśród nich uwagę zwraca tekst zatytułowany: "Babska krucjata". Przybliża on sylwetki kobiet - żon, matek, sióstr żołnierzy - które wyruszają na wojnę w poszukiwaniu zaginionych. Często są starsze, przygniecione życiem, ale zaczepiają napotkanych ludzi i pytają o chłopca z fotografii. One też walczą... o szczęście swoich rodzin.

Również inne reportaże zapisują się w pamięci. Wśród nich ten o Krymie porównywanym do Wieży Babel, gdzie żyją obok siebie Rosjanie, Tatarzy, Ukraińcy, Grecy... Autor stworzył rewelacyjny tekst i ubogacił go wplecionymi w całość odwołaniami do Starego Testamentu. Myślę, że warto wsłuchać się także w opowieści o najbardziej odległych zakątkach krajów byłego ZSRR - dalekim wschodzie zamieszkanym przez Żydów czy mroźnej północy, gdzie powstało miasto Gazpromu.

Niestety nie wszystkich tekstów wysłuchałam z równym zaciekawieniem. Znalazły się wśród nich także te, które trochę mnie znudziły - o sławnych konstruktorach czy zwłokach Lenina. Być może przyczyną jest fakt, że od różnego rodzaju maszyn (a już zwłaszcza ich budowy) trzymam się raczej daleko, z kolei w utrzymywaniu ciała człowieka po śmierci w odpowiednim stanie również nie mogłam dostrzec niczego interesującego. Nagrań na ich temat wysłuchałam z lekkim znużeniem i szczerze mówiąc niewiele z nich pamiętam - całe szczęście, że należały one do mniejszości!

Wśród wad tego zbioru reportaży muszę wymienić tę, która trochę mnie zastanawia, a trochę drażni: moim zdaniem tytuł całości jest bardzo nieodpowiedni. Dotyczy on jednego tekstu i nie ma nic wspólnego z innymi. No dobrze, może ta rajska dolina odnosi się do ZSRR, ale wśród zielska? Te tereny - od negatywnej strony - kojarzą się raczej z alkoholem, mafią, znacznie rzadziej narkotykami. Być może tytuł miał po prostu przyciągać uwagę...

Muszę przyznać, że na początku obawiałam się tego, jak zakończy się moja przygoda z audiobookiem - ze względu na lektora. Nie chodzi o to, że miałam okazję wysłuchać wcześniej innego tekstu czytanego przez Piotra Zelta. W mojej wyobraźni był on po prostu od zawsze Arniem z 13 posterunku i gdyby tak pozostało, pewnie nie odebrałabym reportaży w odpowiedni sposób. Okazało się jednak, że to nie problem, bo głos pana Piotra idealnie wpasował się w całość. Teraz nie wyobrażam sobie lepszego lektora czytającego książki z dziedziny literatury faktu!

Mieszanka kulturowa, wojny, marzenia, wspomnienia, strach... w tej rajskiej dolinie jest po prostu wszystko. Rewelacyjna książka świetnego dziennikarza, z którą moim zdaniem powinien zapoznać się każdy, kto interesuje się Rosją i innymi krajami byłego ZSRR. Wam polecam, a sama mam nadzieję, że jeszcze kiedyś trafię na reportaż spod pióra Jacka Hugo-Badera!

Jak zaczarować rosyjską duszę? Co cieszy, uszczęśliwia i rozczula Rosjan, Czeczenów, Żydów mieszkających na dalekim wschodzie? Kiedy się denerwują i dlaczego nie zawsze o tym mówią? Jacek Hugo-Bader najpierw postawił te pytania przed samym sobą, teraz zadaje je czytelnikowi, dając mu do ręki gotowy zbiór reportaży na temat krajów dawnego ZSRR...

W rajskiej dolinie wśród...

więcej Pokaż mimo to