Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Opowiem ci o zbrodni: Łaska Katarzyna Bonda, Igor Brejdygant, Wojciech Chmielarz, Michał Fajbusiewicz, Małgorzata Fugiel-Kuźmińska, Marta Guzowska, Michał Kuźmiński, Katarzyna Puzyńska
Ocena 6,7
Opowiem ci o z... Katarzyna Bonda, Ig...

Na półkach:

"Opowiem Ci o zbrodni".
Gdy czytamy o zbrodni wykreowanej na papierze, będącej jedynie fikcją i ograniczonej jedynie przez wyobraźnię autora, jesteśmy skłonni przyjąć wszystko i wszystko gorliwie wyczytać, do ostatniego słowa.
Nie twierdzę, że żadne bestialstwo nas nie odrzuca. Zwyczajnie uznajemy, że każda możliwość jest do przyjęcia.
Jednak ten zbiór opowiadań tak naprawdę nimi nie jest.
Są to prawdziwe zbrodnie a narracje autorskie są niczym więcej, jak tylko jedną z możliwych wersji.
Chmielarz w swojej wersji nie nadaje bohaterom nazwisk i imion. Zapytany przez żonę dlaczego, sam przed sobą boi się wyznać prawdy. Jak literacko ująć ludzki dramat? Najlepiej jest odczłowieczyć ofiarę, pozbawić nazwiska kata, przenieść akcję donikąd ... Czy mogłoby się "To" wtedy nie wydarzyć?
Zresztą, sama nie wiem, czy jest wtedy łatwiej...czytało się bardzo ciężko.
Fajbusiewicz, który opatrzył wstępem ten zbiór ludzkich dramatów, mówi że w życiu realnym nie ma spektakularnych zwrotów akcji, śledztwa się nużą a zbrodnie czasami zostają niewyjaśnione.
Niemniej, jeśli interesuje Was tematyka kryminalna, polecałabym tą pozycję. Wylałam morze łez i za wszelką cenę chciałabym innych zakończeń.
Jedynie, co przyszło mi do głowy, to to, że świat literackiej fikcji i twardej rzeczywistości mają cechę wspólną. Mianowicie - wszystko może się wydarzyć...

"Opowiem Ci o zbrodni".
Gdy czytamy o zbrodni wykreowanej na papierze, będącej jedynie fikcją i ograniczonej jedynie przez wyobraźnię autora, jesteśmy skłonni przyjąć wszystko i wszystko gorliwie wyczytać, do ostatniego słowa.
Nie twierdzę, że żadne bestialstwo nas nie odrzuca. Zwyczajnie uznajemy, że każda możliwość jest do przyjęcia.
Jednak ten zbiór opowiadań tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nigdy niczego z góry nie zakładaj. Zakładać to można ciepłe gacie w zimie”. Widziałam to na facebooku wiele razy na tablicach swoich znajomych w ostatnim czasie.
Jak się okazuje to jest cytat z „Kredziarza” C.J. Tudor. I git? No właśnie nie wiem, czy git.
Trochę mnie to zaskoczyło, że cytat hula bez autora. Bo jak się cytuje Hawkinsa, Bułhakowa, czy Szymborską, to się należy postarać. A Tudor to debiutantka. Można sobie podrasować tekst czerwonym tłem i heja w kosmiczną przestrzeń Internetu bez zająknięcia, skąd ta owa myśl wzniosła się wyniosła.
A mnie ta debiutancka historia nieco rozbawiła, mimo że to kryminał i bądź co bądź, ale trup jest i krew się leje.
Latamy w tej książce w przestrzeni między tu i teraz, gdy mamy czterdzieści z hakiem na karku a światem dziecięcych przygód ze zbrodnią w tle. Dużo odwołań do naszej rzeczywistości, sprawia że wydarzenia stają się nieco bardziej wiarygodne.
Pomysł na kredowe ludziki uważam za trafny, natomiast rozwiązanie nieco mnie rozczarowało. No i należy podkreślić, że teraz jest moda na chłopaczków ze „Stranger things” lub nostalgię za „Goonies”. Mamy więc gurbcia - szefa bandy, niskopienną postać anty-przyjaciela, cichego wiernego powiernika, rudowłosą chłopczycę i głównego bohatera, co to oscyluje na ideał każdej matki. I pies być musi. Bez psa to byłaby lipa na całego. A pedałują te chłopaki na rowerach wte i wewte, aż staną w centrum wydarzeń.
Ja jednak zwróciłam uwagę na nieco inny aspekt. Mnie rozbawiły momenty językowej zabawy, zlepki, zestawienia myśli, które tylko ostry język poczynić może a które są trafne niczym żądło osy na niefrasobliwym zadku siadającym na piknikowym kocu. I być może dlatego to lekkie piórko, sprawia że książka ma wzięcie i można ją uznać za wciągającą.

„Nigdy niczego z góry nie zakładaj. Zakładać to można ciepłe gacie w zimie”. Widziałam to na facebooku wiele razy na tablicach swoich znajomych w ostatnim czasie.
Jak się okazuje to jest cytat z „Kredziarza” C.J. Tudor. I git? No właśnie nie wiem, czy git.
Trochę mnie to zaskoczyło, że cytat hula bez autora. Bo jak się cytuje Hawkinsa, Bułhakowa, czy Szymborską, to się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI zajmującej się ściganiem seryjnych przestępców John E. Douglas, Mark Olshaker
Ocena 7,6
Mindhunter. Ta... John E. Douglas, Ma...

Na półkach:

Może na weekend?
Zacznę od końca, ale nie zawsze to, co pierwsze musi być znane szerszemu gronu.
"Mindhunter" - Proszę Państwa - to znakomity serial o zaczątkach wykorzystywania przez FBI zdobyczy psychologii na poważnie. W czasach, kiedy wprowadzano analizę sekwencjonowania próbek DNA (1977), John Douglas - emerytowany (dziś) agent FBI, jeden z pierwszych profilerów - pracował nad specjalną komórką, której zadaniem było profilowanie sprawców morderstw i ich motywów.
Niedługo potem powstała też "Trupia Farma" Billa Bassa (1981), na której bada sie zwłoki. Te trzy fakty wplynęły na rozwój kryminalistyki na świecie.
Douglas w swojej pracy kierował się zasadą: "jeśli zrozumie się motyw, można rozwikłać tajemnicę zbrodni". Okazało się to dla niego na tyle ważne, że na podstawie analizy spotkań z mordercami wielokrotnymi opracował swoistą "galerię" ich motywów.
Sam serial, zrealizowany przez Netflixa a wyreżyserowany przez Davida Finchera (m.in. Zodiak, Siedem), powstał na podstawie książki autorstwa Douglasa pt. Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI".
Całość oddana w sepcyficznej ciepłej kolorystyce, oparta na smacznych dialogach i ciekawych scenach ;)
Naprawdę polecam i film i książkę. I może poznajcie jeszcze Billa Bassa i Simona Becketta. Jeśli Was to zaciekawiło.

Może na weekend?
Zacznę od końca, ale nie zawsze to, co pierwsze musi być znane szerszemu gronu.
"Mindhunter" - Proszę Państwa - to znakomity serial o zaczątkach wykorzystywania przez FBI zdobyczy psychologii na poważnie. W czasach, kiedy wprowadzano analizę sekwencjonowania próbek DNA (1977), John Douglas - emerytowany (dziś) agent FBI, jeden z pierwszych profilerów -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziś było popołudnie z Kasią. Nosowską. Leżałyśmy sobie na tapczanie i w tej rozmowie wyszło, jak wielce nas zbliża widzenie świata.
I ta Nosowska mi powiedziała, że się niezbyt lubi, że czarnym namiotem przykrywa niedoskonałości ciała i zamyka oczy na koncertach ze wstydu.
Dostało się cyckom celebrytek, ojcu za straszenie telewizorem, terapeucie że wymiękł i terapuety swojego zaczął potrzebować. Facetom, że piersi nie tak masują.
Kaśka napisała, że cierpi na materializm w trzech odmianach, i że szczęścia nie da się udawać. Za to orgazmy można. Ba! Nawet trza!
Nie trzeba natomiast być wszędzie, mieć wiedzy na każdy temat i brać udział we wszelkich manifestach, bo zostaje tylko niesmak.
Mogłabym Ją ucałować, gdyby chciała, gdy pisała o jamie brzusznej, jakoby ta zajmować miała centralne miejsce od jakiegoś czasu. Bo ciało się zmienia i trzeba przyjąć te zmiany ze spokojem, bo inni już nie będziemy. Bo nie będziemy...
Bardzo Ją cieszy, że Konkubent, wybrał Ją, a nie lalę z magazynu. Że szukał czegoś więcej, co jest poza ciałem.
I to jest coś przy czym łezka mi skapnęła. Najważniejszy tekst dla mnie, tej co wiecznie w siebie wątpi.
O tym, że od siebie należy zacząć, dopieszczać własny umysł, koić małe dziecko, wyciszać jego płacz. Potem, gdy już silniejsi będziemy, możemy zacząć rozglądać się wokół.
I właśnie zadzwoniła moja mama powiedzieć mi, że się cieszy, że robię remont, że widzi zmiany, że wychodzę na prostą.
Każdy potrzebuje terapii w postaci czasu. Od złych zdarzeń. Musimy wejść na swoje ośmiotysięczniki, choćby z wyglądu przypominały małe górki.

Dziś było popołudnie z Kasią. Nosowską. Leżałyśmy sobie na tapczanie i w tej rozmowie wyszło, jak wielce nas zbliża widzenie świata.
I ta Nosowska mi powiedziała, że się niezbyt lubi, że czarnym namiotem przykrywa niedoskonałości ciała i zamyka oczy na koncertach ze wstydu.
Dostało się cyckom celebrytek, ojcu za straszenie telewizorem, terapeucie że wymiękł i terapuety...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W zasadzie książka jest jedną wielką metaforą, że na świecie dla równowagi zła istnieje dobro.
King powtarza wielokrotnie słowami jednego z bohaterów, że wszechświat nie ma końca.
Jeśli przyjmujemy istnienie miłości, musimy tak samo przyjąć istnienie potworności. Na szalkach wagi widoczne mierzy się z tym, czego nie widać gołym okiem.
Mistrzostwo Kinga polega między innymi na tym, że potrafi on wpleść uniwersalne prawdy bez patosu. W horror - nitkę rzeczywistości, tak by nasze na wskroś przenicowane realizmem umysły chciały podjąć dialog z nadprzyrodzonym.
W sam raz na urlop.

W zasadzie książka jest jedną wielką metaforą, że na świecie dla równowagi zła istnieje dobro.
King powtarza wielokrotnie słowami jednego z bohaterów, że wszechświat nie ma końca.
Jeśli przyjmujemy istnienie miłości, musimy tak samo przyjąć istnienie potworności. Na szalkach wagi widoczne mierzy się z tym, czego nie widać gołym okiem.
Mistrzostwo Kinga polega między innymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zofia z Glodtów Szczupaczyńska, mieszczka krakowska, profesorowa o wysokich aspiracjach społecznych w pewną zimową noc, co zasłynęła zaćmieniem księżyca, udała się na seans spirytystyczny do Domu Egipskiego. Tam też, w towarzystwie hrabiów, lekarzy i dekadenckich Szatanów, których obecność nie w smak jej jednak była, ręce splotła w nadziei na spotkanie duchów wielkich, jak choćby mistrz Matejko. Dom był wytworny, gospodarze hrabiami, goście z wysokich sfer, do których profesorowa wręcz pchała się z eleganckiego buta.
Medium w osobie Ryczywolskiej, ukryte pod wielkim kapturem seans już zacząć miało, gdy nagle twarz gospodarza wykrzywił paroksyzm bólu i był osunął się hrabia na śmierć otruty. Doktor Iwaniec zawyrokował: zatrucie strychniną. I padł blady strach. Bo oto w tak szacownym towarzystwie, śmietance krakowskiej rzec można, doszło do morderstwa a przecież nic zgoła gorszego, niż skandal towarzyski, już przydarzyć się nie mogło.
Gdy zatem pośród szlochów i rwania resztek włosów, Zofia Szczupaczyńska zaproponowała ukrycie faktu morderstwa i wszczęcie śledztwa przez zaprzyjaźnionego sędziego śledczego, niejakiego Klossowitza, po początkowym oporze reszta towarzystwa ostatecznie się zgodziła.
Musicie jednak wiedzieć, że to czas międzyświąteczny był, kiedy sędziom raczej pasztety i pulardy, bliższe analizom były, niż wszczynanie śledztw więc umówiła się Szczupaczyńska z Klossowitzem, że zgłoszą zgon po Nowym Roku (1900). Sami zaś, brodząc w śnieżnych zaspach, wzięli pod lupę śledczego oka wszystkich gości… tak, by sprawę ostatecznie wyjaśnić...
Biegamy więc w sobolowych etolach po najlepszych hotelach krakowskich, kosztujemy pomad i specjałów w postaci faszerowanego karpia, zaglądamy do wywrotowców i dekadentów a wolnej chwili przyjmujemy biedniejszą część społecznych sfer podczas noworocznej szopki.
Profesor czyta „Czas” czcząc porządek cesarski i rytm wieczny. Przybyszewski, Tetmajer, Wyspiański dziś wielcy, sieją zgorszenie i sromotę wśród „mydlarzy” nowoczesną myślą i obrazem ;) Służba ma fumy, zaś za zasłonami mieszczańskich zasad, każdy z każdym, jak to się rzecze, międli się po kątach.
Wszystko doprawione słownictwem epoki.
Tom trzeci o profesorowej Szczupaczyńskiej, którą czasem chce się wytargać za kłaki i wysadzić z zasad niczym z pantofelków nie ustępuje dwóm poprzednim. Polecam

Zofia z Glodtów Szczupaczyńska, mieszczka krakowska, profesorowa o wysokich aspiracjach społecznych w pewną zimową noc, co zasłynęła zaćmieniem księżyca, udała się na seans spirytystyczny do Domu Egipskiego. Tam też, w towarzystwie hrabiów, lekarzy i dekadenckich Szatanów, których obecność nie w smak jej jednak była, ręce splotła w nadziei na spotkanie duchów wielkich, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka będąca autobiografią Paula Brittona angielskiego psychologa i profilera odsłania tajniki wytężonej pracy wielu ludzi mające na celu charakterystykę i odszukanie sprawców rozmaitych przestepstw. Żadne tam "Ślady zbrodni", gdzie sprawcę można odnaleźć na podstawie jednego kamyka.
Wieloletnie doświadczenie w dziedzinie psychologii oraz wysiłek wielu policjantów, umożliwiają skuteczność policyjnych dochodzeń.
Britton to nie tylko profiler ale także doskonały strateg i niezwykle charyzmatyczny człowiek, który dzięki własnemu uporowi i oddaniu pracy jest specjalistą w dziedzinie psychokryminalistyki.
Britton wręcz zagląda do umysłów i zdaje się, że rzadko mu coś umyka.
Co jeszcze bardziej smaczne w tej biografii, to opisanie niektórych tak zawikłanych spraw, że wydaje się, że nie da się ich rozwiązać. Jednak w efekcie współpracy wielu ludzi, ostatecznie śledztwa zakończyły sie sukcesem.
Szalone umysły, których motywy działania niekiedy wydają sie tak absurdalne, że aż niemożliwe aby się nimi kierować. Skomplikowane metody działania sprawców, mylenie tropów, okrucieństwo. To wszystko się dzieje. Według Brittona, można wiele zrobić zanim wypaczony umysł dopuści się najstraszniejszych zbrodni. Są do tego potrzebne bazy, narzędzia i skuteczna terapia.

Książka będąca autobiografią Paula Brittona angielskiego psychologa i profilera odsłania tajniki wytężonej pracy wielu ludzi mające na celu charakterystykę i odszukanie sprawców rozmaitych przestepstw. Żadne tam "Ślady zbrodni", gdzie sprawcę można odnaleźć na podstawie jednego kamyka.
Wieloletnie doświadczenie w dziedzinie psychologii oraz wysiłek wielu policjantów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam wygodny fotel o delikatnym splocie i lampkę, której światło doskonale oświetla kolejne czytane strony. Mam też koc o gołębim kolorze, który jest miękki niczym puch rzeczonego ptaka. Mam wielki kubek pachnącej herbaty. Słodzonej i z cytryną. I to niezwykłe szczęście, że potrafię czytać.
Ale do rzeczy!
Kiedy spotkałam ich wszystkich - tych kontrastowych bohaterów - nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że wszyscy oni pogrążeni są w szaleństwie. Tkają swoje życia na kanwie własnych omamów. Kobolda najpierw ogarnął głód przeżycia, potem posiadania dosłownie wszystkiego w tym włączając życie innych. Jego żonę Marlene, ucieczka przed każdą wersją własnego życia. Ucieczka przed byciem sroką, dziwką; ucieczka przed mężem, wybawicielem. Kellera miłość... do? No właśnie do kogo: siostry? świni? Zaufany Człowiek pławił się we własnej wielkości, chełpił się własną potęgą.
Łyżka będzie łyżką i na biegunie. Bez względu na zamożność, wiek, płeć, pochodzenie każdego z nas gnają duchy i popychają powoli w szaleństwo. Czyż nie?
Możemy się przeciwstawiać temu, ale czy Herr Wegener nie zbudował swojego imperium na zniszczeniu chłopca bez butów? Simon Keller z kolei z lubością pracował, przepisywał biblie i karmił Lissy. Z szaleńczej miłości zabijał. Chcielibyśmy upatrywać w Marlene słodkiej istoty, ale i ją mamiły złote łańcuszki, bogactwo męża i miłość do innego mężczyzny.
Gdy splotły się te wszystkie historie, nie było innej możliwości, by koniec był zadowalający.
Co za katalog osobliwości stworzył Luca d'Andrea?! Zezwierzęcił człowieka i uczłowieczył zwierzęta. Ludzie zawsze pozostaną tacy sami, nie przymierzając jak ta łyżka. Taka jest natura a ta jest nieprzewidywalna jak vulpendingen,
I według mnie właśnie nie o kryminał tu idzie stawka ale właśnie o to szaleństwo.

Mam wygodny fotel o delikatnym splocie i lampkę, której światło doskonale oświetla kolejne czytane strony. Mam też koc o gołębim kolorze, który jest miękki niczym puch rzeczonego ptaka. Mam wielki kubek pachnącej herbaty. Słodzonej i z cytryną. I to niezwykłe szczęście, że potrafię czytać.
Ale do rzeczy!
Kiedy spotkałam ich wszystkich - tych kontrastowych bohaterów - nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są książki pt.: "skończ mnie szybko". Ta, ze względu na lekkość pióra i fabułę zdecydowanie do nich należy. Wsiąkasz w nią jak w piankę z pamięcią kształtu. Jednak istnieje niebezpieczeństwo, gdy czytasz dużo, że zleje się z innymi. Będzie jak zapach, który coś ci przypomni, gdy go zwąchasz, ale nie przypomnisz sobie cóż to takiego.
"Czarownice nie płoną" Jenny Blackhurst - na wieczór, na odmóżdżenie, na odpoczynek. W żadnym razie nie doszukujemy się tutaj nośnika jakiejkolwiek idei.
Niemniej, na wietrzny wieczór, przy lampce winka, można miło spędzić czas w Lichocie nerowo ściskając kocyk

Są książki pt.: "skończ mnie szybko". Ta, ze względu na lekkość pióra i fabułę zdecydowanie do nich należy. Wsiąkasz w nią jak w piankę z pamięcią kształtu. Jednak istnieje niebezpieczeństwo, gdy czytasz dużo, że zleje się z innymi. Będzie jak zapach, który coś ci przypomni, gdy go zwąchasz, ale nie przypomnisz sobie cóż to takiego.
"Czarownice nie płoną" Jenny Blackhurst -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli znalibyśmy przyszłość i przewidzieli konsekwencje podjętych decyzji, wielu z nas zaniechałoby działań w tej konkretnej sprawie. Ziarnka „tak” lub „nie” - dobre lub złe kiełkują i wkrótce musimy borykać się z całym plonem. Nasze decyzje wpływają na innych, są jak unoszące się parasolki dmuchawców; spadają w glebę i tam zaczynają swoją małą inwazję. Tak wspólnie naznaczamy nasze życia.
Gdy nadeszły polityczne zmiany lat dziewięćdziesiątych i zaczęła się kształtować przyszłość polskiej gospodarki, niejeden Polak zbił fortunę. Prawo było pełne luk, władze skorumpowane a młody polski biznes uczył się jak funkcjonować w tych układach. Gorący okres tamtych lat był jak gospodarcze Eldorado dla tych, którzy odważyli się sięgnąć po marzenia. Powstawały więc spektakularnie fortuny, z których niejedna w równie spektakularny sposób upadała. Za oficjalną kurtyną mnożyły się mafijne interesy i trup gęsto się kładł w porachunkach między tymi szemranymi grupami.
Dwa mordy dokonane na całych rodzinach w odstępstwie trzydziestu lat w identyczny sposób a w tle oświetlone setkami latarni ogrody, jak gdyby miały przeprowadzić te zranione dusze z mroku do światła.
Obrzeża Gdańska. Morenowe wzgórza i tafle jezior tonące w rozkwicie lata. W rękach rzeczniczki prasowej, miejscowej radnej i policjanta kwestia wyjaśnienia zbrodni dokonanej na miejscowej rodzinie. Jeśli ta trójka znajdzie klucz do rozwiązania zagadki, otworzą także drzwi do nierozwiązanego zabójstwa z przeszłości.

"Ogród świateł" Anna Klejzerowicz
Polecam

Jeśli znalibyśmy przyszłość i przewidzieli konsekwencje podjętych decyzji, wielu z nas zaniechałoby działań w tej konkretnej sprawie. Ziarnka „tak” lub „nie” - dobre lub złe kiełkują i wkrótce musimy borykać się z całym plonem. Nasze decyzje wpływają na innych, są jak unoszące się parasolki dmuchawców; spadają w glebę i tam zaczynają swoją małą inwazję. Tak wspólnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tajemnice i skarby, legendarne miasta, egzotyczne posążki i stare mapy zawsze będą wzbudzały w ludziach nieodpartą żądzę odkrycia. Taka jest ludzka natura. Chcemy wiedzieć, eksplorować, obnażać. Jednak ta sama pierwotna siła, która wzbogaca naszą kulturę, niszczy jednocześnie inne, torując sobie drogę umożliwiającą poznanie. Tylko nielicznym badaczom z okresu gorącego dla odkryć (XVIII-XIX-XX w.), udało się zachować balans. Niektóre z nich nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, inne z kolei stanowiły sensacje na międzynarodowe skale. Jedni pragnęli sławy, inni woleli wzbogacać własne zbiory, kolejni pchani byli chciwością a jeszcze inni robili to dla nauki i kultury. Ci ostatni zdecydowanie najrzadziej.
Jednym z wielu podróżników tamtego okresu, był brytyjski wojskowy Percival Harrison Fawcett. Jego przygoda zaczęła się w 1901 roku, gdy stał się członkiem Royal Geographical Society. Łącznie na przestrzeni lat 1906-1924 przewodził siedmiu ekspedycjom. Jeszcze przed I wojną światową uznał, że w Amazonii, na terenie dzisiejszego stanu Mato Grosso, znajduje się zaginione miasto, które roboczo nazwał Z. W poszukiwaniach na wiele lat przeszkodziły mu wydarzenia w Europie. Wybuch I wojny światowej zmusił go bowiem do powrotu. Dopiero w 1925 roku wyruszył na kolejną i jak się okazało, ostatnią swoją wyprawę. Ekspedycja wyruszyła 20 kwietnia z miejscowości Cuiabá. Ostatnia wiadomość od niego pochodziła z końca maja tego roku. Niestety, mimo podejmowanych prób nie odnaleziono ani podróżników, ani ich ciał.
Rozkwit ideologii nazizmu i obie wojny światowe, spowodowały nieodwracalne szkody dla dziedzictwa kulturowego. Rasa panów uważała, że należy zagarnąć wszelkie dzieła, wykorzystać każdą możliwą okazję do zdobycia, odkrycia i uznania za własne. Dla umocnienia i dla potęgi. Jeszcze pod koniec I wojny światowej, na terenie Niemiec powstało tajne Towarzystwo Thule, które nosiło na zewnątrz nazwę „Grupa badawcza nad starożytnościami germańskimi”. Była to organizacja stricte rasistowska i okultystyczna. Wraz ze wzrostem znaczenia NSDAP, zlikwidowano wszelkie organizacje stanowiące konkurencję dla Hitlera i jego oddziałów, w tym także Towarzystwo Thule.
Dziś. Gdańsk, ulica Do Studzienki.
Dwóch starszych panów, jeden posążek, plik starych dokumentów ukrytych w piwnicy.
Dwa morderstwa.
Jeden dziennikarz.
Jeden policjant.
Dwa złamane serca. No, może trzy wliczając kota.
Cóż za zadziwiająca mieszanka, nie uważacie?
Co może łączyć te odległe wydarzenia i ludzi?
Moja nieco patetyczna myśl po ukończeniu tej książki jest taka, że każdy z nas chciałby znaleźć swoje własne Eldorado. Tylko trzeba znaleźć właściwą drogę.

Tajemnice i skarby, legendarne miasta, egzotyczne posążki i stare mapy zawsze będą wzbudzały w ludziach nieodpartą żądzę odkrycia. Taka jest ludzka natura. Chcemy wiedzieć, eksplorować, obnażać. Jednak ta sama pierwotna siła, która wzbogaca naszą kulturę, niszczy jednocześnie inne, torując sobie drogę umożliwiającą poznanie. Tylko nielicznym badaczom z okresu gorącego dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię czytać. Zaszyć się z książką i oddać się klimatowi odległych miejsc.
Tym bardziej, gdy autor sprzedaje nam taką rzeczywistość, którą można dosłownie dotknąć, poczuć i zaciągnąć się aurą miejsca.
Lubię też książki Polaków. Nie da się bowiem uniknąć tych drobin polskości, pewnego sposobu ujmowania rzeczywistości, odniesień do przeszłości naszego kraju. Tego jedynego w swoim rodzaju „pozajęzykowego języka” nas Polaków, nośnika rodzimych myśli. Tłumaczenie innych narodowości nigdy nie będzie tak fascynujące, jak to, że autor prowadzi cię po polskiej rzeczywistości, w sposób który znasz od dziecka. I robi to w taki sposób, że przypominają ci się kolejki za mięsem, srogie zimy i wizyty w rodzinnej wsi rodziców.
Autorka zbudowała swój świat z mroku i zimna. Nie przez przypadek oczywiście. Mamy czuć się zmrożeni aurą miejsca. Mamy zacierać ręce, dygocąc na całym ciele i wydychając białe obłoczki pary, gdy przewracamy kolejne strony opowieści. Mamy przypomnieć sobie czasy pegeerów i zaszłego systemu, gdzie wszystko zamiatano pod dywan. Gdzie nie było patologii i zbrodni. Za to była jedyna władza, której uchodziło wszystko.
Teraźniejszość jest o wiele inna. Na jaw wychodzą sprawy tajemne i klątwy a niemi zaczynają mówić. Tu nie ma miejsca na pegeer i bimber w beczkach. Jest za to rozwijająca się gmina, lokalna polityka i dziennikarka z nosem tropiącego psa.
Co połączy nie tak odległą rzeczywistość Polski Ludowej z obecnymi wydarzeniami?
Na tle tej mieszaniny – wczoraj i dziś – będziemy świadkami morderstw, wcale nie okrutnych a prawnie baśniowych, dzięki drobinom cząstek śniegu unoszącym się wokół miejsc zbrodni. Gdzieś w głębi serca, raz czujemy żal nad ofiarą, by za chwilę przyznać rację mordercy.
Przyznam, że po przeczytaniu zaczęłam się zastanawiać, do czego jestem zdolna?
Miłej lektury!

Lubię czytać. Zaszyć się z książką i oddać się klimatowi odległych miejsc.
Tym bardziej, gdy autor sprzedaje nam taką rzeczywistość, którą można dosłownie dotknąć, poczuć i zaciągnąć się aurą miejsca.
Lubię też książki Polaków. Nie da się bowiem uniknąć tych drobin polskości, pewnego sposobu ujmowania rzeczywistości, odniesień do przeszłości naszego kraju. Tego jedynego w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Susan Hill jest dla mnie osobiście wyjątkową autorką. Potrafi ona w swoich książkach, obok wątków kryminalnych, poruszać ważne kwestie społeczne. Tak jest i tutaj.
Oczywiście mamy ofiarę i śledztwo. Nie mamy za to satysfakcjonującego wyniku. I tutaj ważna (jak dla mnie) jest kwestia wsparcia zawodowego w sytuacjach, gdy mamy maksymalny nakład sił pracy całego zespołu, przy braku jakichkolwiek efektów. Myślę, że warto by było podsunąć ową pozycję narwanym szefom ;)
Drugi ważny i trudny społecznie problem, to utrzymanie życia osoby, zwłaszcza dziecka, którego stan nie rokuje jakiejkolwiek nadziei. Jak trudne i bolesne są decyzje rodziców, którzy z niemocą przypatrują się cierpieniu dziecka. Do jakich wniosków i decyzji mogą dojść?
I kolejna ważka kwestia poruszana przez Hill : adaptacja eks-więźnia do nowych warunków społecznych po opuszczeniu murów zakładu. Bez patosu. Chyba najtrudniej jest dać szansę sobie i komuś.
Hillo-lubom polecam :)

Susan Hill jest dla mnie osobiście wyjątkową autorką. Potrafi ona w swoich książkach, obok wątków kryminalnych, poruszać ważne kwestie społeczne. Tak jest i tutaj.
Oczywiście mamy ofiarę i śledztwo. Nie mamy za to satysfakcjonującego wyniku. I tutaj ważna (jak dla mnie) jest kwestia wsparcia zawodowego w sytuacjach, gdy mamy maksymalny nakład sił pracy całego zespołu, przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie po raz pierwszy i podejrzewam, że nie ostatni, bohatera kryminałów gnębią upiory przeszłości. Tyle, że Wilson nadał jednemu z nich ciało, obsesję i brak sumienia.
Wydarzenia z dzieciństwa mające miejsce podczas letniej zabawy w lesie sprawią, że losy piątki dzieci na zawsze się ze sobą połączą. Jedna ofiara, jeden sprawca i trzech świadków, którzy zachowując tajemnicę, stają się współwinni.
Zbrodnia sprzed lat może być dla naszych bohaterów przyczynkiem do kariery albo powodem klęski w dorosłym życiu. Niemy krzyk ofiary zaś domagać się będzie prawdy a trzymanie tajemnicy stanie się ostatecznie niemożliwe. Czy sprawca powrócił? I co zrobić, by uratować życie, oczyścić sumienie i zachować status quo?
Na te pytania znajdźcie odpowiedź sami czytając "Chłopca w lesie" :)

Nie po raz pierwszy i podejrzewam, że nie ostatni, bohatera kryminałów gnębią upiory przeszłości. Tyle, że Wilson nadał jednemu z nich ciało, obsesję i brak sumienia.
Wydarzenia z dzieciństwa mające miejsce podczas letniej zabawy w lesie sprawią, że losy piątki dzieci na zawsze się ze sobą połączą. Jedna ofiara, jeden sprawca i trzech świadków, którzy zachowując tajemnicę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kjell Erikson jest jednym z moich ulubionych szwedzkich autorów. Może przez to właśnie, że budując swoje powieści nie zawsze chlapie krwią na prawo i lewo. Trudniej jest bowiem zbudować dobre tło dla kryminału, bez gęsto ścielących się zwłok.
Sam klimat powieści jest senny i ponury jak jesienna aura za oknem, przez które Agnes dostrzega ogrodnika - mistrza fachu, Hallera.
Agnes jest gosposią Ohlera i to nie byle jaką. Ma ponad piędziesiącioletni staż u rodziny profesora. Jest powściągliwa i posiada cechy, które w dziesiejszym świecie nie stoją na miejscu najbardziej pożądanych. Jest dyskretna i potrafi być niewidzialna, ale zawsze jest pod ręką. Zna dom swojego "pana" i każdą tajemnicę domostwa.
Sam "pan" jest starszym człowiekiem, którego badania w dziedzinie medcyny, zostały docenione przez Królewską Komsję.
Mianowanie do Nagrody Nobla wywołuje lawinę zdarzeń, które budzą duchy przeszłości. Bo jak się mówi kolokwialnie "przeszłość zawsze cię dopadnie" i tak jest w tym przypadku.
Osobiście nasunęła mi się myśl, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie, że bogactwo i nędza budzą w ludziach te same namiętności i że biedni i bogaci popełniają zbrodnie. Tyle, że w przypadku tych drugich łatwiej jest je tuszować.
Ktoś na "Lubimy Czytać" napisał o tej książce, że "to jakby odwrócony thriller" - przyznaję rację. Morderstwa nie ma przez dłuższy czas, chce się przyklasnąć motywom winowajcy, który staje się ofiarą. Sam czarny bohater ma się dobrze i nie jest świadomy toczącej się wokół niego gry. Ostatecznie zabójstwa dokonuje ktoś, kogo w ogóle nie bierzemy pod "lupę". Burzy się krew, gdy dwulicowość ma się dobrze. I mało naszej Ann Lindell, głównej bohaterki, jakby obecność policji nie była potrzebna za fasadą z marmumrów.

Kjell Erikson jest jednym z moich ulubionych szwedzkich autorów. Może przez to właśnie, że budując swoje powieści nie zawsze chlapie krwią na prawo i lewo. Trudniej jest bowiem zbudować dobre tło dla kryminału, bez gęsto ścielących się zwłok.
Sam klimat powieści jest senny i ponury jak jesienna aura za oknem, przez które Agnes dostrzega ogrodnika - mistrza fachu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest taka prawda i kosmiczna siła, że nie ma na świecie tajemnicy, która nie zostałaby odsłonięta. Jest tylko czas, krótszy lub dłuższy i nagle wszystko staje się jasne.
Nad niektórymi tajemnicami należy pochylać się jednak dostatecznie uważnie i długo, by ukryta w nich prawda ujrzała światło dzienne...innych zaś lepiej prawd nie odsłaniać, bo mogą zabić...
Jak to się mówi: cień przeszłości zawsze Cię dopadnie a słodko szeptana tajemnica wróci ze zdwojoną siłą.
Dla Magdaleny Hanson, która kocha problemy wplątywanie się w niebezpieczne sytuacje działanie z pętlą u szyi jest jak pokarm dla duszy. Tyle, że ona ryzykuje znacznie więcej. Dzieci, dom, pracę.
Autorka, oprócz tego, że sprawnie włada pisarską różdżką, jest dobrą obserwatorką życia społecznego. Jako bohaterkę usytuowała kobietę, matkę po przejściach, wiecznie się śpieszącą, z problemami...I tu nasuwa się myśl, że takie problemy ma niejedna samotna matka, matka rodzicielka, odpowiedzialna za dzieci, za dom, karierę i setki innych spraw. W cieniu tej matki jest jeszcze pośpiech i nieustanne wyrzuty sumienia, że się nie da rady, że za mało czasu poświęca się dziecku...myślę, że niejedna z kobiet powiedziałaby w tej chwili: ot co!
Polecam cały cykl :)

Jest taka prawda i kosmiczna siła, że nie ma na świecie tajemnicy, która nie zostałaby odsłonięta. Jest tylko czas, krótszy lub dłuższy i nagle wszystko staje się jasne.
Nad niektórymi tajemnicami należy pochylać się jednak dostatecznie uważnie i długo, by ukryta w nich prawda ujrzała światło dzienne...innych zaś lepiej prawd nie odsłaniać, bo mogą zabić...
Jak to się mówi:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam kolejną książkę D. Koontz'a i mam nieodparte wrażenie, że albo autor idzie w złym kierunku, albo ma jakiegoś słabego ghostwritera...na prawie 500 kartach kręcimy się jak chomik w kulce...oczywiście niektóre fragmenty są jakby powrotem do przeszłości, zgrabne jak modelka i chyba pisane ręką mistrza grozy, ale reszta to kluczenie po tym samym...konkluzja jest taka, że to, co mieści się na tych pięciuset stronach, można byłoby skrócić o połowę, co stanowczo pomogłoby i książce i umęczonym czytelnikom...

Przeczytałam kolejną książkę D. Koontz'a i mam nieodparte wrażenie, że albo autor idzie w złym kierunku, albo ma jakiegoś słabego ghostwritera...na prawie 500 kartach kręcimy się jak chomik w kulce...oczywiście niektóre fragmenty są jakby powrotem do przeszłości, zgrabne jak modelka i chyba pisane ręką mistrza grozy, ale reszta to kluczenie po tym samym...konkluzja jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Konwenanse i wszystko, co stanowi wartość dla mieszczki, która chce wspiąć się wyżej i wyżej w społecznej drabinie nagle stanie się drugoplanową sprawą. Bo oto los ma niespodziankę dla Szczupaczyńskiej Zofii, żony profesora na Uniwerstecie Jagiellońskim. Otóż znajdzie się owa Zofia w tyglu wydarzeń a jej wścibstwo połączone z pedanterią, nie pozwoli (och przenigdy!!!) pozostawić spraw samych sobie! Zupełnie jak niedoczyszczonych przez nieudolne służące sreber...I doprowadzi owa Zofia sprawy te do końca, przy okazji nie tylko wywracając do góry nogami życiorys niektórym, podnosząc rangę XIX-wiecznej kobiety z domowej matrony do roli przyprawiającej wysokiego rangą komisarza do całkowitej śmieszności ale i w ostateczności osiągając pierwotne cele.
Chciałoby się jej przyklasnąć, bo w końcu sufrażystki by się jej charakteru nie powstydziły, ale ma coś w sobie owa Zofia Szczupaczyńska, co w połączeniu z końcem książki każe w końcu powiedzieć uffffff!!! ;)
Polecam! A jakże! Myślę, że półprzymknięte oko przyświecało także Szymiczkowej Maryli wspartej na czterech męskich nogach!

Konwenanse i wszystko, co stanowi wartość dla mieszczki, która chce wspiąć się wyżej i wyżej w społecznej drabinie nagle stanie się drugoplanową sprawą. Bo oto los ma niespodziankę dla Szczupaczyńskiej Zofii, żony profesora na Uniwerstecie Jagiellońskim. Otóż znajdzie się owa Zofia w tyglu wydarzeń a jej wścibstwo połączone z pedanterią, nie pozwoli (och przenigdy!!!)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajna, lekka i przyjemna lektura :)

Fajna, lekka i przyjemna lektura :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie na emeryturze jest zadowalające i sielskie, tym bardziej gdy ma się u boku świeżo upieczonego małżonka - import prosto z Włoch. Do tego św. Franciszek naturalnych rozmiarów w ogrodzie, patchwork na małżeńskim łożu i ekspres, którego nie powstydziłby się Starbucks. To jest ta publiczna strona naszej twarzy. Mamy też inną, skrywaną pod tajemnicą FBI. Wyszkoloną, nieufną i gotową do ataku. I właśnie tej drugiej Becky Masterman poświęciła "Drogę 66". Agentce, która w przeszłości poświęciła się służbie, przyjdzie grać na dwa fronty.
Akcja napięta jak cięciwa, pióro stworzone do czytania i niebezpieczny psychopata w tle to atuty książki. Polecam

Życie na emeryturze jest zadowalające i sielskie, tym bardziej gdy ma się u boku świeżo upieczonego małżonka - import prosto z Włoch. Do tego św. Franciszek naturalnych rozmiarów w ogrodzie, patchwork na małżeńskim łożu i ekspres, którego nie powstydziłby się Starbucks. To jest ta publiczna strona naszej twarzy. Mamy też inną, skrywaną pod tajemnicą FBI. Wyszkoloną, nieufną...

więcej Pokaż mimo to