-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński23
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2024-04-23
2024-03-23
Należę go grona tych osób, które Mastertona znają z tych starych mocnych horrorów. Oczywiście na bieżąco jestem też z nowymi pozycjami, których w dorobku autora jest naprawdę dużo. Mam za sobą cały kryminalny cykl powieści z Katie Maguire. Jednak zawsze z ciekawością przyglądam się tym nowym pozycjom, którymi ciągle zaskakuje nas siedemdziesięcioośmioletni pisarz.
„Szpital Filomeny” zapamiętam jako horror pełen bólów psychosomatycznych. Młodzi żołnierze, ranni weterani wojny w Afganistanie byli kiedyś hospitalizowani w tym opuszczonym dzisiaj budynku, który Lilian Chesterfie chce przekształcić w kompleks mieszkalny o nazwie Park Filomeny. Autor ukazuje nam jakim złem jest wojna, w której cierpią niewinni ludzie.
„Czy nie jest oczywiste, że tymi, którzy powinni cierpieć najbardziej są politycy i generałowie, którzy ich tam wysłali”.
Lubię takie historie o nawiedzonych zabytkowych rezydencjach o lokalnej społeczności, broniącej swojej kolebki. Jest to opowieść, która ukazuje stres emocjonalny żołnierzy. Masterton idzie dalej udowadniając, że taki ból pozostaje na zawsze w ludziach którzy przeżyli piekło wojny. Wyraźna postać kapitana Mosesa, lekarza frontowego w połączeniu z Lilian Chesterfie napędzają akcję powieści. Dziwnym zgonom mającym miejsce na terenie opuszczonego starego szpitala towarzyszą upiorne hałasy, zjawy przemykające wszędzie wokół i to wrażenie jakby ktoś niewidzialny stał za twoimi plecami. Czy w takich warunkach można prowadzić prace mające na celu przebudowę tego ogromnego budynku? Jeśli wyobrazimy sobie, że cała rezydencja otoczona jest trzystoma hektarami lasów to można poczuć dreszcze na skórze. No i jeszcze ten ogrodnik Martin, który mówi o sobie, że nigdy stąd nie odszedł i nie odejdzie.
Podsumowując „Szpital Filomeny” to horror brutalny, przypominający mi początki twórczości Mastertona. Fabuła ciekawa, intrygująca, z dynamicznym krzykiem bólu w pamięci. Mój ulubiony autor zawsze potrafi tak pokierować akcją, że wzbudza we mnie ciekawość i atmosferę dziwnego niepokoju.
Należę go grona tych osób, które Mastertona znają z tych starych mocnych horrorów. Oczywiście na bieżąco jestem też z nowymi pozycjami, których w dorobku autora jest naprawdę dużo. Mam za sobą cały kryminalny cykl powieści z Katie Maguire. Jednak zawsze z ciekawością przyglądam się tym nowym pozycjom, którymi ciągle zaskakuje nas siedemdziesięcioośmioletni pisarz.
„Szpital...
2024-03-16
Czytało się trochę opornie ze względu na drobiazgowość zawartych w tekście opisów jak i szczegółową analizę każdego kroku głównego bohatera. Nieśpieszna akcja powieści sprawia, że znużenie udziela się w trakcie czytania. Jedynym mocnym atutem jest sylwetka zakompleksionego bohatera. Powieść ma w sobie elementy thrillera psychologicznego i dramatu człowieka, który jako dziecko był ofiarą szykanowania. „Lista Jonqueta” - to lista zemsty, którą Yvon zaczął sporządzać już jako trzynastolatek. Ówczesne zaczepki pod jego adresem nasilały się, chłopiec nie mógł sprostać wyzwaniom rzucanym przez okrutną rzeczywistość, toteż z zalęknionego nastolatka wyrósł młodzieniec z planem wymierzenia sprawiedliwości.
„Aby dostać się na jego listę należało wykazać się niebywałym egoizmem i całkowitym brakiem szacunku dla innych”.
W wieku 24 lat Yvon nadal izoluje się od ludzi, ale przystępuje do realizacji swojego planu zemsty. Pierwszą ofiarą jest sąsiada, dwukrotna wdowa, którą jedyną rozrywką było podglądanie sąsiadów.
„Zbrodnie są tak różnorodne jak, jak doświadczenia, które kształtują umysły przestępców”
Serią dziwnych zabójstw w Dijon i okolicach interesie się komisarz Juan Poussin. Poznajemy jego historię, która po postrzale w nogę diametralnie zmieniła życie detektywa.
Opowieść jest dość skomplikowana, troszkę pachniała mi „Zbrodnią i karą” F. Dostojewskiego.
Zakompleksiony i wyizolowany młodzieniec.
Nieleczona przyjaźnią samotność.
Wszystko to w dusznej, przejmująco ukazanej atmosferze sprawia, że widzimy bohatera oszczędnego w słowach i rozrzutnego w sztuce artystę z blizną. Ciekawie przedstawia autor wizje umysłu bohatera. Może czasem trochę zbyt rozciągnięte, ale na pewno warte, by dobrnąć do końca. Zapewne będę odosobniony w swojej subiektywnej opinii, ale tym wszystkim nielicznym osobom, które przeczytały książkę i mocno ją krytykują odpowiem słowami samego autora.
„Krytyka powinna stanowić bodziec do intensywniejszej pracy, pokazywać gdzie popełniliśmy błąd.”
„Nie są wielcy ci, co powielają pustą stronę, lec ci, co rysują linię na bieli. Bowiem wszystko to, co WIELKIE, rodzi się, skupia i kończy na wyobraźni.”
Czytało się trochę opornie ze względu na drobiazgowość zawartych w tekście opisów jak i szczegółową analizę każdego kroku głównego bohatera. Nieśpieszna akcja powieści sprawia, że znużenie udziela się w trakcie czytania. Jedynym mocnym atutem jest sylwetka zakompleksionego bohatera. Powieść ma w sobie elementy thrillera psychologicznego i dramatu człowieka, który jako...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-10
Sięgając po piątą przeczytaną przeze mnie powieść brytyjskiej pisarki Ruth Ware, autorki bestsellerów o psychologicznych powieściach kryminalnych zostałem mile zaskoczony poruszonym tematem cyberbezpieczeństwa i cyberprzestępczości.
Dla mnie jest to temat ciekawy, intersujący i uświadamiający o niebezpieczeństwach oraz zagrożeniach w sieci. Po przykrym incydencie włamania się w ub. roku na moje konto społecznościowe i publikacji wiadomości spam, wobec których czułem się bezradny wszelkie kwestie związane z prywatnością i bezpieczeństwem są dla mnie priorytetem. Cieszę się, że ten znakomicie przemyślany thriller łączący w sobie wątek technologiczny z kryminalnym naświetla systemy zabezpieczeń.
„Dzień zero” opowiada nam o małżeństwie zajmującym się zawodowo testowaniem systemów zabezpieczeń. Jack to osoba niezwykle szybka, sprawna fizycznie, to pen-testerka wyposażona w specjalny sprzęt komputerowy z podejrzanym oprogramowaniem ściągniętym z darknetu umożliwiającym otwarcie prawie każdego zamka. Pracuje fizycznie w terenie, włamując się do obiektów budowlanych. Jej mąż Gabe to specjalista hackerstwa, programista, to on kieruje całą akcją poprzez zdalny dostęp do zabezpieczonych baz danych. Oboje świetnie się rozumieją, dogadują i uzupełnią. Jednak podczas ostatniego zlecenia coś wymyka się spod ich kontroli i Jack po powrocie do domu zastaje męża martwego przed komputerem.
Czytając wraz z Jack zastanawiałem się kto i dlaczego zabił Gabe. Jednoosobowa narracja, którą posłużyła się autorka ukazuje nam zdesperowaną wdowę, która za wszelką cenę chce poznać sprawcę bestialskiego morderstwa na jej kochanym mężu. Problem w tym, że dla policji to ona jest główną podejrzaną.
„Człowiek chce, żeby ludzie go lubili. Żeby ludzie mu ufali. Niedobrze, kiedy człowiek czuje, że musi coś udowodnić”.
Wczuwając się w myśli i poczynienia głównej bohaterki widzimy jak działa pod wpływem intuicji, impulsywnie pragnąc poznać prawdę. Rozdziały przybliżają nas do dnia zero poprzez dynamiczną akcję, która trwa osiem dni, pełniących rolę ośmiu rozdziałów. Chwilami przyłapywałem się na tym, że brakowało mi tu spojrzenia choćby z punktu prowadzonego śledztwa. Detektyw Malik nie dopuszczono do głosu, Cole – brat Gabe też ma dużo do powiedzenia, ale nie miał takiej możliwości. Książka sporo traci na tej jednoosobowej narracji, do której autorka poczuła sentyment, czy może nawet pewien rodzaj przyzwyczajenia. „Kobieta z kabiny dziesiątej” też utrzymana była w tym kontekście. Pomijając tę moją subiektywną aluzję przyznać muszę, że to dobrze napisana książka. Profesjonalna wiedza pełna narzędzi hackerskich, programów do łamania haseł i koni trojańskich. Dowiedziałem się czym tak naprawdę jest pojęcie „Zero-day exploit” Dlaczego czasami takie informacje w ogóle nie są publikowane przez producentów. Powieść jak najbardziej warta przeczytania i choć od jej premiery minęło zaledwie dziesięć dni w sieci już jest o niej głośno. Kwestią czasu jest pojawienie się jej na liście bestsellerów. Autorka na swoim koncie kilka głośnych pozycji, które już stały się bestsellerami na całym świecie i są publikowane w ponad 40 językach, a ich sprzedaż przekracza ponad sześć milionów egzemplarzy.
Sięgając po piątą przeczytaną przeze mnie powieść brytyjskiej pisarki Ruth Ware, autorki bestsellerów o psychologicznych powieściach kryminalnych zostałem mile zaskoczony poruszonym tematem cyberbezpieczeństwa i cyberprzestępczości.
Dla mnie jest to temat ciekawy, intersujący i uświadamiający o niebezpieczeństwach oraz zagrożeniach w sieci. Po przykrym incydencie włamania...
2024-03-07
Na okładkę książki po raz pierwszy trafiłem w social mediach, ale to nie ona zdecydowała o tym, że powieść koniecznie chciałem przeczytać, lecz inf. że autor to policjant wydziału kryminalnego. Pomyślałem, że może być ciekawie i prawdziwie, bez tej całej otoczki zbędnych ceregieli. No i miałem rację, bo to naprawdę mocna powieść o czym świadczyć może żargon policyjny. Na moje szczęście znaczenie zwrotów, używanych przez policjantów na bieżąco zostało wyjaśnione poprzez jedno kliknięcie. (kocham ebooki!)
W przedmowie autor podkreśla, że Policja została stworzona głównie po to by pomagać. I on jako wzorowy policjant chce pomóc społeczeństwu nie tylko służbą ale i finansowo przekazując część zysków ze sprzedaży książki dla fundacji pomagającej dzieciom z chorobami nowotworowymi. Każdy z nas poprzez nabycie tej książki może mieć swoją cegiełkę w walce z nowotworem. A jak kosztowna może być taka terapia możemy przekonać się śledząc losy głównego bohatera tej powieści.
Policjant Marek Barczyński z chorobą córki i ciągłym brakiem pieniędzy na jej leczenie zmaga się na co dzień. Jak daleko możemy posunąć się ratując nasze dziecko? Czy jest jakaś granica? Prawda jest taka, że my rodzice zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Oddamy ostatnią kroplę krwi, by nasze dziecko mogło zyskać kilka dodatkowych dni życia.
Propozycja gangstera z zastrzykiem tak potrzebnej policjantowi gotówki może odmienić los córki. Ale nic nie ma za darmo…
„Bardzo łatwo jest oceniać, nie rozumiejąc. Trudniej jest zrozumieć, nie oceniając…”
Mamy tutaj prywatne życie policjanta Marka i zabójstwo jego szefa Witę. Komisarz Filip Witczyński z wydziału kryminalnego, był nie tylko przełożonym, ale i kolegą dla swoich podwładnych, którzy stają na głowie by wytropić sprawcę tego bestialskiego zabójstwa. Problem w tym, że śledztwo od samego początku się ślimaczy. Nie ma żadnych świadków, żadnych nagrań z miejsca zdarzenia. Czuć przygnębienie panujące wśród zespołu, nerwowość i beznadzieję w sytuacji w jakiej przyszło im pracować.
Ogromna ilość wulgaryzmów towarzyszy tej powieści, co czyni ją jeszcze bardziej brutalną i ciężką w odbiorze. Zanurzamy cię w otoczenie ludzi związanych z brudnymi interesami, skorumpowanymi policjantami. Kroczymy po cienkiej linii, która oddziela dobro od zła. Klimat zdecydowanie nie dla mnie. Z drugiej jednak strony ten dylemat moralności potrafi wstrząsnąć i zmusić do myślenia. Odniosłem wrażenie, że zakończenie choć zaskakujące to może posłużyć autorowi do kontynuacji ogarniętego mrokiem policjanta.
Na okładkę książki po raz pierwszy trafiłem w social mediach, ale to nie ona zdecydowała o tym, że powieść koniecznie chciałem przeczytać, lecz inf. że autor to policjant wydziału kryminalnego. Pomyślałem, że może być ciekawie i prawdziwie, bez tej całej otoczki zbędnych ceregieli. No i miałem rację, bo to naprawdę mocna powieść o czym świadczyć może żargon policyjny. Na...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
Piotr Borlik to jeden z płodnych rodzinnych pisarzy, którzy próbują zabłysnąć w literaturze kryminalnej. Do tej pory nie zwracałem specjalnej uwagi na wyrastające jak grzyby pod deszczu kolejne pozycje autora. Zauważyłem jednak, że trzydziestoośmioletni Borlik ma już na swoim koncie kilkanaście wydanych książek. Sprawiło to, że postanowiłem w końcu zapoznać się z piórem autora i sięgnąć po ostatnią wydaną pozycję Piotra.
„Drudzy” – to powieść skierowana do młodego czytelnika, który nie wybrzydza kryminałami i przeczyta wszystko to, co wpadnie mu w ręce. Wystarczy szczypta wulgaryzmu, seksu, brutalności i umiejętności sklejenia tego w całość a rozrywka gwarantowana. Problem w tym, że dla mnie to trochę za mało. Lubię przeczytać opowieść kryminalną w której autor napisze coś inteligentnego, skomplikowanego. Gdzie akcja będzie się rozkręcać na minimum dwóch płaszczyznach czasowy z ciekawymi bohaterami, którzy zostali uwikłani w splot nieprawdopodobnych, skomplikowanych wydarzeń połączonych z aktualną tematyką społeczną. Borlik pisze zwyczajnie, nie zagłębiając się zbytnio w psychikę bohaterów. Próbuje zagrać na emocjach poprzez skłonienie czytelnika co do motywacji i chronologii działania sprawcy, którego mamy na wyciągnięcie ręki. Pomysł z nielegalnymi wyścigami samochodowymi na ulicach Trójmiasta pod osłoną nocy to przecież nic nowego. To, że władze na pewne zdarzenia przemykają oko też nie dziwi. Ciekawość budzi symbolika – ćmy i motyle. Toksyczna przeszłość i relacje rodzinne, które sprawiły, że sprawca o chorej psychice wymierza na własną rękę sprawiedliwość. Szkoda, że tak płyciutko nakreślił autor psychopatyczność sprawcy. Naprawdę można było bardziej przyłożyć się do tej powieści, uczynić ją bardziej prawdopodobną. Tutaj był potencjał do popisu i został on delikatnie mówiąc pominięty. To oczywiście moje subiektywne odczucie, które kiełkuje takim lekkim niedosytem. Domyślam się, że P. Borlik napisze kolejną część z doświadczonym podkomisarzem i ambitną panią aspirant z Wejherowa. Tylko panie Piotrze proszę pamiętać, że te watki poboczne, dzięki którym bardziej poznajemy głównych bohaterów należy poszerzyć i bardziej rozbudować o ich wewnętrzne przeżycia.
Piotr Borlik to jeden z płodnych rodzinnych pisarzy, którzy próbują zabłysnąć w literaturze kryminalnej. Do tej pory nie zwracałem specjalnej uwagi na wyrastające jak grzyby pod deszczu kolejne pozycje autora. Zauważyłem jednak, że trzydziestoośmioletni Borlik ma już na swoim koncie kilkanaście wydanych książek. Sprawiło to, że postanowiłem w końcu zapoznać się z piórem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-24
Nie jestem wielbicielem twórczości Bednarka, który z zadziwiającą wręcz szybkością pisze kolejne nowe opowieści poświęcając coraz mnie czasu na ich powstanie. W zmyśle autora powstała nowa seria z Stellą Skalską w roli głównej. Część pierwsza „Narodziny psychopatki” opowiada o pierwszych krokach nastoletniej dziewczyny w świecie prostytucji. Pierwsze rozdziały ukazują życie nastolatki wychowywanej przez wujka, który handluje ciałem siostrzenicy. Traktuje ją jako produkt, który można sprzedać odpowiedniej klienteli. Na początku nie wiemy jakie okoliczności sprawiły, że dziewczyna trafiła do placówki wychowawczej, z której „wyzwolił” ją wujek. Przeszłość dziewczynki z ciężką traumą stopniowo wpływa na jej obecne życie. Osiągnięcie pełnoletności otwiera przed nią drogę do samodzielności. Szalona zagrywka na granicy samobójstwa okazuje się kluczem otwierającym drzwi do lepszego świata.
Praca związana ze świadczeniem usług seksualnych na własnych zasadach to luksus, to kasa, która pozwala Stelli wieść życie na wysokim poziomie w bardzo krótkim czasie. Bednarek odsłania kulisy prostytucji nie owijając niczego w bawełnę. Wspomina, że rynek płatnej miłości nie jest prawnie zakazany w naszym kraju.
Akcja przez cały czas się rozwija. Jesteśmy świadkami pierwszego zabójstwa, które dotyczy przypadkowej kobiety. Nie rozumiałem motywu działania, którym kierowała się zabójczyni. Z czasem autor wyjaśnia, co skłoniło zabójczynię do takiego działania i tutaj zagłębiamy się głęboko w przeszłość głównej bohaterki. Jest potencjał do rozwinięcia i ukazania kompleksu skrzywdzonej jedynaczki i jej wpływu na dorosłe już życie. To naprawdę dobrze napisana powieść, w której autor nacisk kładzie na wnętrze głównej bohaterki, tego co dzieje się w jej myślach, w zachwianym stanie emocjonalnym spowodowanym traumą z dzieciństwa. Na pewno sięgnę po kontynuację.
Nie jestem wielbicielem twórczości Bednarka, który z zadziwiającą wręcz szybkością pisze kolejne nowe opowieści poświęcając coraz mnie czasu na ich powstanie. W zmyśle autora powstała nowa seria z Stellą Skalską w roli głównej. Część pierwsza „Narodziny psychopatki” opowiada o pierwszych krokach nastoletniej dziewczyny w świecie prostytucji. Pierwsze rozdziały ukazują życie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-18
Sięgnąłem po jedna ze starszych pozycji Tess Gerritsen, którą gdzieś tam w zakamarkach pamięci kiedyś chciałem przeczytać. Później na jakiś czas zapomniałem o tej serii i całkiem niedawno dwuczęściowy cykl z Beryl Tavistock ponownie zagościł na mojej półce „chcę przeczytać”. Nie przekładałem już jej w czasie ze względu na to, że Tess swego czasu była autorką, po którą chętnie sięgałem. Zapamiętałem ją jako pisarkę thrillerów medycznych, te jej pierwsze w dorobku pozycje nawiązywały do wykonywanego zawodu lekarki. Całkiem niedawno przeczytałem, że Amerykanka ma na swoim koncie sprzedanych już ponad trzydzieści milionów egzemplarzy. Książki Tess Gerritsen publikowane są w trzydziestu pięciu językach. Na jej podstawie powstał też serial telewizyjny z duetem śledczym – Rizzoli & Isles. Warto zatem przyjrzeć się bliżej twórczości autorki i przekonać się, że powieści z pod jej pióra czyta się jednym tchem.
„Śladem zbrodni” przenosi nas w prologu do Paryża w rok 1973 i już na samym początku wiemy, że dokonano tu podwójnego morderstwa na pewnym małżeństwie. Dwadzieścia lat później w Anglii rodzeństwo zamordowanych rodziców bierze udział w przyjęciu zorganizowanym przez ich wuja. Hugh Tavistock rezygnuje z pracy w brytyjskim wywiadzie i przechodzi na emeryturę. Jednym z gości biorącym udział w przyjęciu jest Richard Wolf – Amerykanin, który poznaje rodzeństwo zamordowanego małżeństwa. Oficjalnie poinformowano wówczas rodzinę, że to Bernard Tavistock zamordował swoją żonę i popełnił samobójstwo. Jakby tego było mało upokorzono rodzinę twierdząc, że zamordowani byli komunistycznymi szpiegami.
Były agent CIA Richard Wolf na wspomnianym przyjęciu poznaje Jordana i nawiązuje bliski kontakt z jego siostrą Beryl Tavistock.
„Kiedy zamknąć w jednym domu byłych szpiegów oraz dyplomatów, kto wie jakie zaskakujące informacje mogą wyjść na jaw”.
Akcja powieści przenosi nas w rok 1993 w świat agentów brytyjskiego wywiadu. To czas, kiedy w Europie były dwa państwa niemieckie; Republika Federalna Niemiec (RFN) i Republika Demokratyczna Niemiec (NRD)
Sprawa Delphi dobrze jest znana byłemu agentowi Wolf, który znał rodziców Jordana i Beryl Tavistock. Łączą oni siły, by dotrzeć do prawdy i wyjaśnić okoliczności tej owianej tajemnicą śmierci sprzed dwudziestu lat.
„Świat się zmienia tak bardzo, że czasem z dnia na dzień nie wiesz, kto jest twoim wrogiem, a kto sojusznikiem”.
To bobrze napisana powieść, ale to jedna z tych książek, w których na równi z wątkiem kryminalnym dominuje wątek romantyczny. Relacje młodej dziewczyny i dojrzałego mężczyzny psuły mi tu wątek kryminalny, za dużo tego było. Momentami książka miała w sobie coś z obyczajówki i czuć było jak akcja zwalnia. Starałem skupić swoje myśli na tajemnicy z przeszłości. Czy to możliwe aby NATO tamtych lat w swoich strukturach maiło kreta? Kto mógłby nim być? No i to utajnione śledztwo, skrywane w tajnych dokumentach, bez możliwości ujrzenia światła dziennego. Trupy, kolejne zabójstwa, giną ludzie wokół Beryl, a ona sama utknęła w samym środku szpiegowskiej afery.
Może i nie ma tutaj nic specjalnie odkrywczego, ale to jest twórczość Tess i ja ją lubię.
Sięgnąłem po jedna ze starszych pozycji Tess Gerritsen, którą gdzieś tam w zakamarkach pamięci kiedyś chciałem przeczytać. Później na jakiś czas zapomniałem o tej serii i całkiem niedawno dwuczęściowy cykl z Beryl Tavistock ponownie zagościł na mojej półce „chcę przeczytać”. Nie przekładałem już jej w czasie ze względu na to, że Tess swego czasu była autorką, po którą...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-10
Mija dwa lata od wydarzeń, które miały miejsce w małym pokoiku na poddaszu. Millie Calloway wie już na pewno, że chce zostać pracownikiem socjalnym, aby móc pomagać ludziom w potrzebie. Wymarzona praca pozostaje na razie jedynie w zasięgu jej marzeń. Po raz kolejny zostaje bez pracy z ciemną przeszłością, którą poznałem w części pierwszej. Jako pomoc domowa dotychczas zatrudniana była przez kobiety. Teraz z propozycją pracy w luksusowym apartamencie zwraca się do niej multimilioner Douglas Garrick. Do zadań Millie należy sprzątanie i gotowanie posiłków. Ciężko chora żona pracodawcy przebywa w sypialni, do której Millie nie może zaglądać. Ale Millie nie byłaby sobą gdyby nie zajrzała za drzwi sypialni…
Jaki sekret skrywa się za drzwiami sypialni?
Dlaczego słychać głos płaczu pani Garrick?
Stopniowo rośnie dreszczyk emocji, i choć przecież znam już schemat fabuły, na którym autorka buduje uczucie niepokoju, to jednak kierunek, w którym sekrety wychodzą na jaw zaskakuje. Myślę teraz o tych zamieszczonych opiniach w social-media, że jakoby wiele tu podobieństw z pierwszej części. W mojej opinii powieść jest utrzymana na bardzo wysokim poziomie, rozbudowana o postać z poprzedniej części. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że klucz do sekretu leżał w widocznym dla mnie miejscu, a ja ślepy patrzyłem na to, co widzieć chciałem. Potykałem się o wydarzenia, które pokazują malutki skrawek tego, przez co przyszło mi potknąć się w środku i upaść z rozdziawionymi ustami. Wciągnął mnie ten thriller psychologiczny na równi z poprzednią częścią, od której tak trudno przecież było mi się oderwać. Lubię takie spojrzenie na jedną sprawę z różnych perspektyw, w takich sytuacjach narracja jednoosobowa spełnia swoją określoną rolę idealnie poprzez zamęt w mej głowie. Autorka zadbała też o tych czytelników, którzy nie znają pierwszej części serii Millie Calloway mogą oni śmiało sięgnąć po książkę, która stanowi osobną zamkniętą pozycję. Szczerze polecam!
Mija dwa lata od wydarzeń, które miały miejsce w małym pokoiku na poddaszu. Millie Calloway wie już na pewno, że chce zostać pracownikiem socjalnym, aby móc pomagać ludziom w potrzebie. Wymarzona praca pozostaje na razie jedynie w zasięgu jej marzeń. Po raz kolejny zostaje bez pracy z ciemną przeszłością, którą poznałem w części pierwszej. Jako pomoc domowa dotychczas...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-31
Akcja powieści kręci się wokół trzydziestodwuletniej dziennikarki Lo Blacklock, która po włamaniu do jej mieszkania przeprowadza się do swojego chłopaka. Przeżyta trauma wpływa negatywnie na ich wzajemne relacje. Judah pracuje jako korespondent zagraniczny i praktycznie ciągle przebywa poza miejscem zamieszkania. Tymczasem Lo nieoczekiwanie dostaje propozycję rejsu na luksusowym statku po malowniczym Morzu Północnym. Ekskluzywny statek wycieczkowy Aurora należy do brytyjskiego biznesmena, członka Izby Lordów. Na jego pokładzie znajdują się wpływowi ludzie. Dziennikarka ma opisać przebieg rejsu luksusową Aurorą.
Autorka koncentruje się na przeżyciach głównej bohaterki. Poznajemy Lo jako dziewczynę z zaburzeniami lękowymi, wszystko widzimy z jej perspektywy. Narracja pierwszoosobowa była tutaj trochę męcząca. Fabuła rozkręcała się wolno i na tle innych czytanych przeze mnie powieści Ruth „Kobieta z kabiny dziesiątej” wypada skromnie. Denerwowało mnie to nieumiejętne mylenie tropów, sztywne dialogi jak i same rozterki głównej bohaterki, która zrobiła na mnie wrażenie osoby niezrównoważonej psychicznie.
Czy Lo jest świadkiem zbrodni? Czy faktycznie na statku dzieją się dziwne rzeczy, czy to tylko psychika dziewczyny szwankuje?
Przyznam szczerze, że uważny czytelnik nie będzie miał problemu z odpowiedzią na te pytania. Z rozczarowaniem przyznaję, że dla mnie nie była to klaustrofobiczna atmosfera. My fani thrillera potrzebujemy mocniejszych wrażeń, ciekawszej narracji i bardziej skompilowanej intrygi.
Nie polubiłem głównej bohaterki i nie wyobrażam sobie jak osoba z takim zachwianiem emocjonalnym może pisać artykuł dla wydawnictwa. Ta część mająca miejsce na lądzie miałaby potencjał jeśli głosu udzielono by partnerowi Lo. Wydarzenia mające miejsce na Morzu Północnym są okrojone, czegoś w nich brakuje. Pisane jakby na siłę i mające nas przekonać do czegoś, co Lo widziała, czy też nie widziała.
Spokojna to była opowieść, której pierwsze wydanie miało miejsce w 2018 r. Dzisiejsza Ruth Ware pisze zdecydowanie ciekawiej.
Akcja powieści kręci się wokół trzydziestodwuletniej dziennikarki Lo Blacklock, która po włamaniu do jej mieszkania przeprowadza się do swojego chłopaka. Przeżyta trauma wpływa negatywnie na ich wzajemne relacje. Judah pracuje jako korespondent zagraniczny i praktycznie ciągle przebywa poza miejscem zamieszkania. Tymczasem Lo nieoczekiwanie dostaje propozycję rejsu na...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-26
Wiemy już na pewno, że "Wybrzeże szpiegów" stanowi wstęp do nowej serii szpiegowskiej. Tess Gerritsen bierze na swój warsztat literacki emerytowanych agentów z tajemniczą przeszłością. Osoby te po odejściu CIA zaszywają się z dala od zgiełku pędzącego życia wiodąc spokojne życie w odosobnionych miejscach.
Maggie Bird jest jedną z takich osób, które po odejściu z Agencji osiada nad oceanem w małym miasteczku w stanie Maine. Spokojne życie na farmie upływa jej na karmieniu kur. Jednak przeszłość powraca, a dawni wrogowie przypominają o sobie podrzucając pod dom Maggie zwłoki młodej kobiety. Dla byłej Agentki przekaz jest jasny – to wiadomość z przeszłości.
Interesująco zapowiada się nowy cykl, w którym dominującą rolę odgrywają kobiety. Tajemnicza seniorka Diana w Paryżu dokonuje szokującego morderstwa i znika beż śladu.
„Kiedy wkurzysz wiele organizacji, masz wiele wrogów, którzy stosują zabójcze metody”.
Akcja powieści dzieje się współcześnie w Purity, gdzie małomiasteczkowa policjantka JO otrzymuje wezwanie na farmę, na której znajdują się zwłoki torturowanej i zastrzelonej kobiety. W przeszłości przenosimy się do Tajlandii, Turcji, Londynu. Wędrujemy śladami rosyjskiego agenta, który przez wiele lat działał w kręgach brytyjskich elit. Poznajemy przeszłość Maggie i jej związek z misją Cyrano.
Można odnieść wrażenie, że akcja biegnie nieśpiesznie i nużąco, ale z całą pewnością jest to dobrze napisana powieść, która wprowadza nas w życie dawnych agentów, którzy stworzyli Klub Martini. Można się zżyć z tymi postaciami, którzy może i najlepsze lata życia mają za sobą, ale ich doświadczenie, wiedza i umiejętności są bezcenne.
Tess w dalszym ciągu potrafi zaskoczyć czytelnika swoją wiedzą, umiejętnością, klimatem intrygującym niepewnością i strachem. Możemy przekonać się o tym w końcówce powieści, kiedy to wszystko w logiczny sposób wskakuje na swoje miejsce tworząc niezapomniany obraz z zaskakującym zakończeniem.
Wiemy już na pewno, że "Wybrzeże szpiegów" stanowi wstęp do nowej serii szpiegowskiej. Tess Gerritsen bierze na swój warsztat literacki emerytowanych agentów z tajemniczą przeszłością. Osoby te po odejściu CIA zaszywają się z dala od zgiełku pędzącego życia wiodąc spokojne życie w odosobnionych miejscach.
Maggie Bird jest jedną z takich osób, które po odejściu z Agencji...
2021-04-14
Nie czytałem wcześniejszych powieści pani Anny i choć wielokrotnie widziałem okładki z nazwiskiem autorki, to jednak świadomie omijałem je myśląc, że to lektura dla kobiet lubiących romanse. Początek tej powieści to faktycznie mocno przesłodzona historia miłosna, która może zniechęcić do kontynuacji. Jednak w miarę zagłębiania się w jej treść zrozumiałem, że to powieść szczególna. Będąc gdzieś poza połową przeczytanego teksu przyłapałem się na tym, że z tej banalnej historii miłosnej powstał świetny życiowy przewodnik, który porusza i zmusza do refleksji nad własnym życiem. Ileż to razy mówimy sobie, kurczę gdyby nie ten jeden głupi, nieprzemyślany krok to przecież moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Zawstydza mnie autorka swoją szczerością i mądrością płynącą z kart tej powieści. Czterdziestopięcioletni Seweryn, prawnik, spec od paragrafów wielokrotnie słyszał od swojej żony: „znajdź sobie taką, która urodzi ci dziecko”. Edyta tęskniła za macierzyństwem i kiedy kolejne in vitro nie przynosiło skutku potrafiła naprawdę być nieznośna. Idealny prawnik i jego idealna pani żona, projektantka wymyślanych szmatek mieli wszystko co materialne – dom, duże pieniądze, intratne posady. Marzenie o szczęśliwej rodzinie ze śmiechem i płaczem dziecka wciąż pozostawało tylko marzeniem.
Jeszcze w zielone gramy – to historia adopcji dziecka. To dźwiganie pewnej tajemnicy w pojedynkę. To w końcu wyraźny przekaz, by kierować się w swoim życiu głosem serca. Aż cisną mi się na usta słowa siostry zakonnej z sierocińca „Cokolwiek w życiu się dzieje, serce musi pozostać otwarte”. Dobrze przemyślana postać kobiety w habicie zawstydza mnie swoją skromnością i mądrością. Widać, że autorka to osoba wierząca, dla której rodzina to najważniejsze dobro. Nie zawsze otrzymujemy rzeczy, których pragniemy. Autorka jako wnikliwa obserwatorka życia rodzinnego nie stawia na cukierkowość. Dobrze wie czym dla mężczyzny mogą być te ciągłe huśtane nastroje zdesperowanej żony. Jak łatwo w takich chwilach zapatrzyć się na krótka sukienkę studentki i jej nieskrępowanie. Można w chwili słabości zapomnieć o wszystkich zasadach jakimi się w życiu kierujemy. Myślę, że historia Edyty i Seweryna mogłaby zdarzyć się każdemu z nas. A co za tym idzie ta książka jest dla każdego z nas. „Ponoć to, co dzieje się w naszym życiu, nie jest naszą winą, lecz naszą odpowiedzialnością.” Spójrzmy na rzeczywistość, w której żyjemy docenimy w końcu to, co posiadamy i powiemy jak pewna kobieta z tej powieści: „Mam wszystko, czego potrzeba do dobrego życia; spokój, ciszę, jedzenie, dach nad głową i serce umiejące się z tego cieszyć.”
Nie czytałem wcześniejszych powieści pani Anny i choć wielokrotnie widziałem okładki z nazwiskiem autorki, to jednak świadomie omijałem je myśląc, że to lektura dla kobiet lubiących romanse. Początek tej powieści to faktycznie mocno przesłodzona historia miłosna, która może zniechęcić do kontynuacji. Jednak w miarę zagłębiania się w jej treść zrozumiałem, że to powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-24
Kanadyjska autorka Loreth Anne White specjalizuje się w pisaniu thrillerów psychologicznych jakich wiele ostatnio na naszym rynku czytelniczym. Jednak White potrafi w wyjątkowy sposób ukazać zakamarki ludzkiej psychiki wprowadzając mnie w świat psychologicznego gąszczu manipulacji. Jej postacie posiadają wyraźną charakterystykę, autorka skupia się na uczuciach i emocjach bohaterów. W tej powieści wszystko jest na swoim miejscu, tutaj nie ma zbędnych zdań, niepotrzebnych opisów. Nie ma rozwleczonej do granic możliwości fabuły. Rozdziały noszą imiona bohaterów, których możemy poznać, przyjrzeć się ich codziennemu życiu, poznać ich myśli i zagłębić się w ich życie codzienne. Jedną z takich postaci jest policjantka Rue. Rulani Duval to osoba z kompleksem niższości, zajmująca stanowisko w zdominowanym przez mężczyzn wydziale kryminalnym. Rue dostała tę posadę tylko po to, żeby wydział mógł spełniać wymagania dotyczące różnorodności. Czarnoskóra kobieta chce udowodnić, że potrafi rozwiązać sprawę seryjnego morderstwa na tle seksualnym. Ktoś brutalnie gwałci kobiety uprawiające jogging, a później katuje je na śmierć. Właśnie zostaje znalezione kolejne zmasakrowane ciało kobiety pod klifami. Czy ta zagadkowa śmierć ma coś wspólnego z zabójstwami biegaczek?
Czy to możliwe, że w sprawę może być zamieszana terapeutka Lily i jej mąż dok. Tom? Państwo Bradley sprawiają wrażenie idealnego małżeństwa, to przykładna rodzina z uprzywilejowanej dzielnicy Story Cove.
„Łatwiej wyciągnąć sekrety pacjentów niż odsunąć zasłonę własnych obronnych zachowań.”
Kluczową postacią w tej powieści jest Lily, która posiada własny gabinet psychologiczny. Jedna z pacjentek Lily skrywa sekret dotyczący mrocznej przeszłości terapeutki.
"Sekret pacjentki" to powieść oparta na faktach związanych ze zbrodnią, do której doszło w spokojnej miejscowości na Peryferiach Kanadyjskich. Autorka w rozdziale „Historia Kryminalna” przybliża nam tamte wydarzenia mające miejsce w 1989 r.
Moim skromnym zdaniem jest to powieść dokładnie przemyślana i choć z początku nie rozumiałem tych wstawek oplecionych w przeskoki czasowe, to z czasem widziałem jak wszystko zaczyna się ze sobą zazębiać tworząc zaskakujący obraz z okrutną zbrodnią. Mocną stroną powieści jest jej nieprzewidywalność. Tutaj każdy może być podejrzanym, każdy ma coś za uszami. Jest dużo złych rzeczy, ale dobro również widać. Poznajemy wiele sekretów, tajemnic, które ujrzą światło dzienne.
"Sekret pacjentki" mógłby posłużyć jako część pierwsza cyklu związanego z Rulani Duval. Mocna postać śledczej ze skomplikowanym życiem prywatnym byłaby idealną osobą, którą chętnie zobaczyłbym w kolejnej opowieści z jej udziałem. Loreth Anne White jest na samym wierzchołku swoich możliwości pisarskich i wierzę, że potrafiłaby rozwinąć skrzydła właśnie poprzez napisanie serii z udziałem tej postaci.
Kanadyjska autorka Loreth Anne White specjalizuje się w pisaniu thrillerów psychologicznych jakich wiele ostatnio na naszym rynku czytelniczym. Jednak White potrafi w wyjątkowy sposób ukazać zakamarki ludzkiej psychiki wprowadzając mnie w świat psychologicznego gąszczu manipulacji. Jej postacie posiadają wyraźną charakterystykę, autorka skupia się na uczuciach i emocjach...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-18
Thriller erotyczny o zapachu smrodu, strachu, krwi, odoru wymiotów i nieuchwytnej woni szaleństwa. Ohydna, obleśna i pozbawiona jakichkolwiek uczuć kopulacja.
Smacznie to nie wyglądało, a jednak pobudzało moją ciekawość do jakich okropności i tragedii zmierza końcówka powieści.
Tutaj nie ma normalnych ludzi, to ziółka z popapraną psychiką.
Pomyśl czytelniku, że możesz wynająć gościa, który skutecznie ukarze twoją niewierną żonę i będzie czerpał z tej czynności przyjemność.
Bardzo możliwe, że gdzieś w okolicach Katowic mieszka gagatek utrzymujący z przestępczej działalności, która jest również jego hobby. On sam o sobie powie, że nie robi przecież nic złego, że te wszystkie rozwiązłe kobiety lubią przecież seks.
Dla Piotra wszystkie te wyselekcjonowane dziewczyny zasługują na to aby dać im to, co najbardziej lubią. Odpowiednio dobrany narkotyk zapewni im przeżycia, których nigdy nie zapomną.
Autorka ze starannością rozbudowuje fabułę również o postać Marty, która jest przeciwieństwem wyżej opisanych kobiet. Drogi bohaterów skrzyżują się ze sobą tworząc niebezpieczną sytuacją dla nich samych. Ona zobaczy w nim narzędzie, które pomoże jej dokonać długo realizowanego planu zemsty. Tnący się w niej wrzód zemsty sprawił, że stała się dla mężczyzn tym, kim Piotr jest dla żon swoich klientów.
Narracja jednoosobowa pozwala nam dokładnie wczuć się w psychikę i myśli bohaterów. Czułem się tak, jakbym stał z boku i przyglądał się poczynaniom głównych bohaterów. Zaglądał im do umysłów i dusz. Oczami wyobraźni widziałem nadciągający kataklizm, ale jego skutków nie sposób przewidzieć. Mocna pozycja, w której nawet przeszłość napędzana jest spiralą seksualnych wspomnień. W słowie od autora na wstępie książki zostałem ostrzeżony, że to ostry tytuł i kolejne będzie jeszcze ostrzejszy. Przyznam, że jak na pierwszą część serii książka robi wrażenie dynamiczną akcją. Minusem jest to ciągłe wracanie do wcześniejszych wydarzeń, ale przymknąłem oko. Po przeczytaniu odwiedziłem stronę autorki. Przejrzałem zakładkę DEMO, gdzie można pobrać właśnie DEMO każdej z książek. Dowiedziałem się też, że przygoda z pisaniem wzięła się bezsenności. W sumie to ciekawe zajęcie aby oddalić i uspokoić natłok myśli nocą. Książkę oceniam jako zaskakującą odskocznię od czytanych zwykle thrillerów psychologicznych.
Thriller erotyczny o zapachu smrodu, strachu, krwi, odoru wymiotów i nieuchwytnej woni szaleństwa. Ohydna, obleśna i pozbawiona jakichkolwiek uczuć kopulacja.
Smacznie to nie wyglądało, a jednak pobudzało moją ciekawość do jakich okropności i tragedii zmierza końcówka powieści.
Tutaj nie ma normalnych ludzi, to ziółka z popapraną psychiką.
Pomyśl czytelniku, że możesz...
2024-01-12
W powieściach Ogawy najbardziej cenię sobie jej uważność, spostrzegawczość i tą niezwykłą delikatność. Bohaterowie emanujący dobrocią, ciepłem, ale i smutkiem, który potrafi w przejmujący sposób wstrząsnąć czytelnikiem.
Pamiętam tę niezwykłą elegancję i subtelność z jaką Yōko pisała o postrzeganiu świata w kontekście liczb w powieści „Ukochane równanie profesora”. Pisane przez autorkę historie są naprawdę niezwykłe i łatwo to dostrzec wystarczy tylko czytać je w pełnym skupieniu.
„Miłość na marginesie” to opowieść o dwudziestoczteroletniej dziewczynie, której nie ułożyło się w małżeństwie. Poznajemy ją jako pacjentkę Klinki Otolaryngologicznej, do której trafiła właśnie po odejściu męża.
„Nie ma chyba choroby, której źródła nie dałoby się odnaleźć w psychice.”
Głuchota uczuciowo-nerwowa sprawiła u dziewczyny nadwrażliwość na dźwięk.
„Nie słyszę dźwięków tak, jak powinnam. Dudnią tylko w mojej głowie. Więc to tak jakbym ich nie słyszała”.
Najmniejszy szmer przeradzał się w złośliwy głośny zgrzyt. Odgłos upadającej łyżeczki jawi się niczym uderzenia dzwonu.
Zagubiona w świecie pustego dźwięku trafia na dziennikarza zbierającego informację do artykułu o jej chorobie. Rozmowa ze scenografem Y przebiega szeptem. Dziewczynę fascynują jego palce, sprawnie poruszające się po kartce papieru zapisującego jej słowa. Po opuszczeniu klinki będą utrzymywać ten cichy kontakt.
„Podczas choroby odkryłam, że jeśli ludzie mówią cichym głosem, stają się wobec siebie bardziej łagodni. Szept otula ludzi jak miękki, miły w dotyku szal.”
Spokojna i cieplutko lektura zanurza nas w przeszłość, we wspomnienia. Niesie nadzieję, że nadchodząca rzeczywistość wcale nie musi być szara i zakłamana. Romantyczne chwile z Y odsłaniają zupełnie inny świat, inne spojrzenie w przyszłość. Proces wychodzenia z traumy przyprósza ciągle padający śnieg, o którym Ogawa tak pięknie i poetycko pisze.
Potrzebowałem właśnie takiej niespiesznej opowieści z elementami psychologii i z całą pewnością dostałem to czego chciałem.
W powieściach Ogawy najbardziej cenię sobie jej uważność, spostrzegawczość i tą niezwykłą delikatność. Bohaterowie emanujący dobrocią, ciepłem, ale i smutkiem, który potrafi w przejmujący sposób wstrząsnąć czytelnikiem.
Pamiętam tę niezwykłą elegancję i subtelność z jaką Yōko pisała o postrzeganiu świata w kontekście liczb w powieści „Ukochane równanie profesora”. Pisane...
2024-01-06
„Przesuń się, Jamesie Bondzie, nadchodzi nowa bohaterka i jest fantastyczna”.
Okładka książki z rekomendacją Karen Cleveland zachęca do sięgnięcia i zanurzenia się w świat szpiegów.
Szkoda tylko, że ta powieść nie jest choć w połowie tak dobra jak „Muszę to wiedzieć” Karen Cleveland, którą miałem przyjemność czytać w 2018 r. Obie powieści łączy świat szpiegów, agentów z fikcyjną tożsamością, którzy mają ściśle określone zadanie do wykonania.
Nieznana polskiemu czytelnikowi Ava Glass debiutuje powieścią, która opowiada o brytyjskim wywiadzie, o agentach którzy na co dzień nie noszą broni. W sytuacjach zagrażających życiu zdani są na własne siły, sprawność fizyczną i umiejętności nabyte podczas szkolenia.
Emma Makepeace pozytywnie przeszła cały proces szkoleniowy jako świeżo upieczona agentka otrzymuje swoje pierwsze zadanie polegające na ochronie syna rosyjskich dysydentów.
„Ratowanie kogoś, kto nie chce się dać ratować nie jest łatwe”.
Rosyjskie służy specjalne chcą dopaść małżeństwo, które kiedyś zajmowało wysokie stanowisko w rosyjskim programie jądrowym. Fizycy nuklearni Jelena i Dmitrij Primałowowie są głównym celem grupy zabójców GRU. Naukowcom udało się przekazać tajne informacje brytyjskiemu wywiadowi i uciec z kraju. Jedyną osoba, która może doprowadzić GRU do miejsca ich pobytu jest ich syn Michael.
Akcja powieści dzieje się w Londynie i skupia się na głównej postaci agentce Emmie Makepeace, która to wszystkimi możliwymi sposobami próbuje doprowadzić Michaela do bezpiecznej przystani. Agentka na wykonanie zadania dwanaście godzin. Nie może korzystać z zatłoczonych miejsc, musi unikać ulicznych kamer. Przez miasto trzeba przejść niczym duch. Czy można przejść przez kilkumilionowe miasto niezauważonym? Czy Emmie uda się ochronić życie Michaela, lekarza pracującego w jednym z tutejszych szpitali?
Początek powieści jest ciekawie ujęty i pędzi niczym Docklands Light Railway. Nie ma tu jednak takiego napięcia, które towarzyszyło mi we wspomnianej powieści Karen Cleveland. To bardziej powieść sensacyjna z marnym wątkiem miłosnym. Co to za agent, który zdradza swoją tożsamość osobie, której przyszło mu chronić? Niedociągnięć jest sporo, tak z przymrużeniem oka patrzę na tę opowieść. Nie wiem co takiego urzekło Karen Cleveland w tej powieści, ale jedno jest pewne; Emmie Makepeace daleko jest do postaci Jamesa Bonda. Ot takie szybkie czytadło z treścią, która zapewne pod koniec roku zostanie zapomniana.
„Przesuń się, Jamesie Bondzie, nadchodzi nowa bohaterka i jest fantastyczna”.
Okładka książki z rekomendacją Karen Cleveland zachęca do sięgnięcia i zanurzenia się w świat szpiegów.
Szkoda tylko, że ta powieść nie jest choć w połowie tak dobra jak „Muszę to wiedzieć” Karen Cleveland, którą miałem przyjemność czytać w 2018 r. Obie powieści łączy świat szpiegów, agentów z...
Po listopadowej udanej premierze „Tylko ona została” Wydawnictwo: Mova postanowiło wznowić starszą pozycję Sagera. Oczywiście z ciekawością przyjrzałem się tej pozycji w nowym wydaniu i z taką dozą rozczarowania muszę przyznać, że to Sager, który znacznie odbiega od tego, którego znam z ostatnich trzech książek. Brakowało tutaj tego tak trudnego do zidentyfikowania elementu zaskoczenia, akcja samej powieści też nie zaskakuje tempem, do którego przyzwyczaił mnie autor. A ciągle powtarzający się w tekście slogan „Jedyna ocalała” z czasem po prostu denerwował. Jestem też przekonany, że przyszło mi czytać najsłabszą pozycję tego autora.
To koncentrowanie się autora na jednej z trzech ocalałych z masakry kobiet jest mocno wyraziste i aż nazbyt podejrzane aby nie zauważyć tego, że coś tu się po prostu nie klei, nie trzyma kupy jak mam to w zwyczaju potocznie określać. Dlatego wyraźnie widziałem przewidywalność opowiedzianej historii. Gdzie ten Riley Sager, który tak umiejętnie potrafił podrzucać fałszywe tropy? Bardzo możliwe, że to była debiutancka powieść autora, aż tak bardzo nie zgłębiałem tego tematu, ale świadczyć o tym może poziom, który funduje nam autor. Ciągle czegoś mi tu brakowało, jakiegoś zapalnika, który w najmniej oczekiwanym momencie mógłby spowodować wielkie bum!
Po listopadowej udanej premierze „Tylko ona została” Wydawnictwo: Mova postanowiło wznowić starszą pozycję Sagera. Oczywiście z ciekawością przyjrzałem się tej pozycji w nowym wydaniu i z taką dozą rozczarowania muszę przyznać, że to Sager, który znacznie odbiega od tego, którego znam z ostatnich trzech książek. Brakowało tutaj tego tak trudnego do zidentyfikowania elementu...
więcej Pokaż mimo to