-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2017
2017-04
2017-01
Paulina Młynarska i Dorota Wellman- czy jest ktoś kto nie zna tych Pań?
Obie możemy kojarzyć chociażby z wspólnie prowadzonego programu „Miasto kobiet” gdzie poruszają ważne i często kontrowersyjne tematy, o których rozmawiają ze swoimi gośćmi.
Tak jak w programie, tak też w książce „Kalendarzyk niemałżeński” jesteśmy świadkami bardzo pouczających i trafnych spostrzeżeń, ale również różnych opinii i dyskusji na poruszone tematy.
Książka napisana jest w formie rozmowy pani Pauliny i pani Doroty poprzez pisane do siebie listy. W dodatku lektura podzielona jest na pory roku, a każdy rozdział to wymiana zdań na inny temat.
Rozmowy prowadzone są o całkiem błahych rzeczach, takich jak czekolada, wiek kobiety, wróżki, plotki czy też czytanie i audiobooki, ale również o bardziej istotnych i kontrowersyjnych jak feminizm, niezależność kobiet, edukacja seksualna, polityka i starość.
Jako ciekawostkę dodam, że znajdziemy w tej książce kilka bardzo łatwych, szybkich i ciekawych przepisów, którymi dzielą się z nami autorki. Ciasto czekoladowe, sałata ze szpinakiem, ryba w szlafroku albo indyk bakaliowy- prawda, że brzmi smakowicie?
Kto choć trochę zna obie panie ten wie, że są to bardzo inteligentne i mądre kobiety, co da się wywnioskować nawet na podstawie samej książki. Rozmowy są momentami bardzo poważne i trudne, a niektóre bardzo przyziemne, zabawne i lekkie. Obojętnie, w którym momencie lektury znajdujemy się, zawsze dostajemy dużą dawkę argumentów i przykładów z życia, w dodatku zostajemy pod koniec każdego rozdziału ze swoimi przemyśleniami i prowadzimy własną dyskusję z samą sobą w głowie.
Zdecydowanie książka skierowana jest do kobiet- tych pełnoletnich i dojrzałych, które mają ochotę na chwilę dla siebie. Podczas lektury jednak zapewniam, że przyjdzie taki moment gdzie poczujemy się, jak gdyby obie autorki siedziały koło nas i dyskutowały właśnie z nami, jak stare dobre przyjaciółki.
Nie raz wybuchłam na głos śmiechem, nie raz miałam również ochotę wtrącić się w zdanie którejś z nich i powiedzieć: „Nie. Ja uważam inaczej” albo „Tak. Masz w 100% rację”- co mówi samo za siebie i chyba nie trzeba dodawać, że książka jest warta uwagi.
Dodatkowo rozdziały są krótkie i pisane bardzo przystępnym i miłym językiem- czyta się je zdecydowanie za szybko. Z przyjemnością sięgnęłabym po kolejną książkę napisaną wspólnie przez obie panie.
Paulina Młynarska i Dorota Wellman- czy jest ktoś kto nie zna tych Pań?
Obie możemy kojarzyć chociażby z wspólnie prowadzonego programu „Miasto kobiet” gdzie poruszają ważne i często kontrowersyjne tematy, o których rozmawiają ze swoimi gośćmi.
Tak jak w programie, tak też w książce „Kalendarzyk niemałżeński” jesteśmy świadkami bardzo pouczających i trafnych spostrzeżeń,...
2017
2017
2017-11
2017-12
2017-12
2017-12
Czy książka przeznaczona z pozoru dla dzieci znajdzie uznanie również u dorosłych?
„Adaś Mickiewicz. Łobuz i mistrz” Jakuba Skworza udowadnia, że bez najmniejszych problemów.
Ola i Eryk podczas zabawy u dziadków łamią zakaz wchodzenia do jednego z pokoi. Jak to z dziećmi bywa ciekawość jest jednak silniejsza. Okazuje się, że za zakazanymi drzwiami kryje się wielka biblioteczka pełna książek.
Dzieci przyglądając się im trafiają na pozycję poświęconą samemu Adamowi Mickiewiczowi. Tak właśnie rozpoczyna się wielka podróż rodzeństwa wraz z dziadkiem, który oprowadza ich po życiu pisarza – od jego najmłodszych lat aż po dorosłość.
Wielki ukłon dla autora za ten wspaniały pomysł na książkę i za za formę jaką przybrała. Pozycja ta z powodzeniem mogłaby trafić do szkół i służyć jako idealne przedstawienie dzieciom sylwetki Mickiewicza.
Książka napisana jest zabawnie, lekko, a historia przybiera formę zabawy i ciągłej akcji, która ani przez moment nie nudzi. Bohaterzy cały czas odkrywają nowe fakty, jednocześnie bawiąc się przy tym i przeżywając nowe przygody – zapewniam, że odbiorca podczas lektury również ma znakomitą rozrywkę i uczy się przy okazji.
Tak jak wspomniałam na samym początku, pozycja ta wbrew pozorom nie jest tylko dla dzieci. Ja mając na karku 30-stkę również świetnie bawiłam się podczas lektury. Historia jest ciekawa, przyjemna w odbiorze i po prostu dobra. Język, którym została napisana, oczywiście jako pozycja dla dzieci, lekki i prosty ale uniwersalny i na poziomie.
Całość dopełnia wspaniałe wydanie książki. Ładne, proste lecz zarazem bajkowe ilustracje w środku, które dopełniają całości i piękna okładka, która przyciąga oko. Jedyne zastrzeżenie mam do miękkiej oprawy. Zdecydowanie na miejscu wydawnictwa postawiłabym na twardą okładkę, byłoby wtedy wręcz idealnie.
Zachęcam Was bardzo do podarowania swojej latorośli tej książki, będzie to połączenie przyjemnego z pożytecznym. Ja swój egzemplarz odkładam na półkę, by poczekał na mojego potomka – z przyjemnością przeczytam ją jeszcze raz w jego towarzystwie.
Czy książka przeznaczona z pozoru dla dzieci znajdzie uznanie również u dorosłych?
„Adaś Mickiewicz. Łobuz i mistrz” Jakuba Skworza udowadnia, że bez najmniejszych problemów.
Ola i Eryk podczas zabawy u dziadków łamią zakaz wchodzenia do jednego z pokoi. Jak to z dziećmi bywa ciekawość jest jednak silniejsza. Okazuje się, że za zakazanymi drzwiami kryje się wielka...
2017-07
„Klątwa przeznaczenia” – książka 800-stronicowa, ciężka w dosłownym tego słowa znaczeniu, o której słyszałam same pochlebne opinie i wiele zachwytów nad nią, ale także kilka konkretnych zarzutów, które sugerowały, że jest to kontrowersyjna pozycja. Jak mogłabym więc odmówić autorkom podjęcia się zrecenzowania tej książki i przekonania na własnej skórze co to za historia?
Arienne jest bardzo zdolną czarodziejką, która ma zaledwie 16 lat. Trafia ona, wodzona przez Przeznaczenie oraz chęć odnalezienia pewnej księgi, do Ravillonu – Czarnej Twierdzy, gdzie kobiety traktowane są jak przedmioty, bez szacunku, grubiańsko. W miejscu tym najważniejsi są mężczyźni – Mistrzowie, którzy słyną ze swych niezwykłych umiejętności oraz brutalności. Gwałty, pruderyjność, bijatyki i znęcanie się nad niżej postawionymi są tu codziennością, do której należy jak najszybciej przywyknąć.
Arienne jednak już od początku, mimo swej drobnej postury, zwraca na siebie uwagę i przysparza kłopotów. Jej droga krzyżuje się z Mistrzem Walki – Lwem zwanym Severem, uważanym za najbrutalniejszego i budzącego największy strach.
Muszą oni znaleźć wspólny język i nauczyć się funkcjonować u swego boku, szczególnie że Przeznaczenie szykuje im coś wielkiego.
Czy Arienne nauczy się żyć w Twierdzy u boku Lwa? Co szykuje im Przeznaczenie? Jakie tajemnice skrywa ta dwójka?
Przyznam szczerze, że moje początki z tą książką były trudne. Nie mogłam przyzwyczaić się do sposobu narracji, który jest mieszanką narracji trzecioosobowej z pierwszoosobową, co z początku mnie rozpraszało, żeby nie napisać, że drażniło. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do tego i nie zwracałam na to większej uwagi, nie męczyła mnie już ta forma.
Kolejna rzecz, która utrudniała mi trochę czytanie to ciężar lektury. Tak, dobrze przeczytaliście. Po godzinie czytania książki, którą trzymałam w ręku naprawdę zaczynałam odczuwać jej wagę, lecz i z tym oswoiłam się z czasem i zaradziłam temu, znajdując idealną podpórkę w postaci poduszki ułożonej na brzuchu.
Dość jednak narzekań, bo jeszcze będziecie skłonni pomyśleć, że książka nie jest godna uwagi. Przejdźmy do pozytywnych aspektów, a zapewniam, że jest ich wiele.
Wspomniałam na samym początku, że pozycja ta wzbudziła w niektórych kontrowersję. Wbrew pozorom trochę ich rozumiem, sama z początku przy niektórych scenach lub dialogach otwierałam buzię ze zdziwienia i zastanawiałam się co o tym sądzić, jednak trzeba pamiętać, że jest to tylko fikcja literacka – taka sama jak w kryminałach czy horrorach gdzie krew leje się litrami, a dookoła trup ściele się gęsto. Tak jak i przy tym nie burzymy się, że zostały opisane nam krwawe mordy tak nie czepiajmy się pewnych elementów (nie zdradzę o co konkretnie chodzi, by nie zepsuć komuś lektury) zawartych w „Klątwie przeznaczenia”, a bez czego w moim mniemaniu ta książka nie byłaby tak dobra jak jest. Zaznaczyć chcę jednak, że nie jest to lektura dla młodszych czytelników – nie według mnie.
W historii tej znajdziemy gwałty, seks, brutalność, krew i trupy, ale znajdziemy również magię, miłość, przyjaźń, humor oraz przygodę co w rezultacie zapewnia wiele emocji i powoduje niechęć do przerwania jej lektury choć na moment. Zdecydowanie książkę czyta się z wielkim zainteresowaniem i przejęciem.
Chciałabym też zaznaczyć, że większa część książki opiera się na budowaniu relacji między bohaterami, a nie wartkiej akcji i ciągłym przygodom (choć ich również nie zabrakło, zapewniam, że jest ich pod dostatkiem) mimo to z przyjemnością byłam świadkiem rodzenia się tej zażyłości.
Nie sposób również pominąć kwestię świetnie wykreowanego świata. Autorki bardzo dobrze wszystko przemyślały i rewelacyjnie opisały. Nie dość, że bez problemu możemy przenieść się wyobraźnią do tych wszystkich miejsc to jeszcze wszystko jest jasne, klarowne i nie pozostawia żadnych pytań.
Nawet tak duża ilość bohaterów nie jest kłopotliwa. Każdy z nich jest na swój sposób inny i wyjątkowy, dzięki czemu szybko zapadają nam w pamięci.
A jak już przy bohaterach jesteśmy to naprawdę polubiłam się z dwójką głównych postaci. Mają zalety, ale i wady, co sprawia że stają się jeszcze bliżsi czytelnikowi.
Do tej pory nie mogę uwierzyć, że jest to debiut autorek. „Klątwa przeznaczenia” to kawał dobrej fantastyki. Z niecierpliwością czekam na drugą część mając nadzieję na kolejną wspaniałą cegiełkę.
„Klątwa przeznaczenia” – książka 800-stronicowa, ciężka w dosłownym tego słowa znaczeniu, o której słyszałam same pochlebne opinie i wiele zachwytów nad nią, ale także kilka konkretnych zarzutów, które sugerowały, że jest to kontrowersyjna pozycja. Jak mogłabym więc odmówić autorkom podjęcia się zrecenzowania tej książki i przekonania na własnej skórze co to za...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11
Co większość kobiet na całym świecie lubi najbardziej prócz ubrań?
Oczywiście kosmetyki.
Osobiście nie znam ani jednej kobiety, która nie korzystałaby chociaż z jednego rodzaju tych produktów – czy to z tuszu do rzęs, podkładu albo chociażby błyszczyku do ust.
Chociaż korzystamy z nich na co dzień raczej nie zastanawiamy się nad ich historią powstania, ani nad historią firm kosmetycznych, które je produkują, a szkoda, bo czasami warto zagłębić się w temat.
Udowadnia to książka Lisy Eldridge „Face Paint. Historia makijażu”.
Autorka jest jedną z najbardziej znanych, utalentowanych i rozchwytywanych wizażystek na świecie. Pracowała przy wielu okładkach, z prestiżowymi domami mody i najsławniejszymi ludźmi. Prowadzi kanał na YouTube, na którym umieszcza tutoriale makijażowe, a ogląda je około 2 milionów ludzi. Obecnie jest dyrektorką kreatywną w firmie Lancome. Warto dodać, że wizażem zajmuje się od ponad 20 lat.
„Face Paint” nie jest kolejnym poradnikiem „Jak się malować” czy „Jak dobrać odpowiedni podkład” – całe szczęście Lisa podeszła do makijażu w całkowicie inny sposób. Autorka cofa się w czasie i analizuje z nami historię makijażu oraz jego ewolucję.
Jak się okazuje makijaż istniał już w starożytności, jednak z początku miał mieć całkowicie inne zastosowanie niż teraz. Dziś stosujemy go dla urody, mody i jako wyraz artystyczny, dawniej służył jako barwy wojenne, ochronne lub plemienne.
W pierwszej części książki zostaje przybliżona nam historia trzech najważniejszych i używanych od tysięcy lat kolorów w makijażu: czerwieni, bieli i czerni.
Autorka przybliża nam etapy wkraczania makijażu oraz produktów kosmetycznych do mediów, a także do życia codziennego kobiet.
Poznajemy również aktorki, które były pionierkami jeśli chodzi o makijaż, i które wyznaczyły w jakimś stopniu trend.
Jeśli zastanawialiście się co wspólnego ma makijaż i kosmetyki z rolą kobiet na świecie, jej prawami i feminizmem to odpowiedź znajdziecie również w tej pozycji.
Z drugiej części lektury dowiemy się kim byli pionierzy w przemyśle kosmetycznym i czy ich marki przetrwały do dziś. Westmore’owie, Max Factor, Elizabeth Arden, Charles Revson oraz wielu innych – to właśnie ich i ich marek historię poznamy.
Wizażystka opisuje też odrębną historię kilku podstawowych produktów do makijażu m.in. lakieru do paznokci, szminki czy podkładu i pudru.
Jeśli ku mojemu zaskoczeniu, jeszcze nie jesteście pewni czy warto zainteresować się tą pozycją to dodam, że jest to jedna z najpiękniej i najsolidniej wydanych książkę, które znalazły się kiedykolwiek w moich rękach.
Ta książka/album to wartościowa treść i wiele ciekawostek w temacie makijażu i to na przestrzeni historycznej, ale także cudowne fotografie i rysunki, które cieszą oko, a także pozwalają na zobrazowanie przekazywanej treści.
Myślę, że ta pozycja zainteresuje każdą kobietę, jeśli nie samą treścią, wydaniem, oprawą graficzną to chociażby jako forma prezentu dla kogoś bliskiego – nie jedna z nas chciałaby otrzymać takie cudo.
Co większość kobiet na całym świecie lubi najbardziej prócz ubrań?
Oczywiście kosmetyki.
Osobiście nie znam ani jednej kobiety, która nie korzystałaby chociaż z jednego rodzaju tych produktów – czy to z tuszu do rzęs, podkładu albo chociażby błyszczyku do ust.
Chociaż korzystamy z nich na co dzień raczej nie zastanawiamy się nad ich historią powstania, ani nad historią firm...
2017-11
Nadszedł czas, w którym z wielką przyjemnością sięgam po świąteczne książki, by poczuć już klimat nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia.
Patrząc na okładkę „Zamarzniętych serc” można pomyśleć, że książka będzie do tego idealna, lecz nic bardziej mylnego. Owszem, wydarzenia przypadają właśnie na ten okres, jednak jest to tylko tło i dodatek. Wbrew pozorom książka nie należy do tych sielskich, a raczej do tych „życiowych” gdzie bohaterzy mają swoje problemy i zmartwienia.
Liliana –jedna z głównych bohaterek – opiekuje się córką swojej kuzynki, chociaż o nastolatkach nie wie nic. Jak się okazuje, nie jest to łatwe zadanie. Dziewczyna sprawia problemy, a na dodatek rzuca poważne oskarżenia w kierunku partnera kobiety.
Czy Liliana i Agnieszka w końcu nawiążą nić porozumienia? Czy kobieta pomoże nastolatce uporać się z problemami? Co będzie dalej ze związkiem bohaterki?
Chociaż cała akcja toczy się głównie wokół tych wydarzeń i to im autorka poświęciła najwięcej uwagi to głównych postaci i wątków jest więcej.
Róża ma problemy w szkole ze swoimi uczniami. Wiolettę zaskakuje nowina dotycząca jej ciąży, a Malwina przechodzi totalną metamorfozę. Każda z czterech przyjaciółek to zarazem wspólna, łącząca się historia, ale również cztery oddzielne i całkiem różne motywy.
W książce tej spodobały mi się najbardziej dwie rzeczy.
Główne bohaterki – cztery przyjaciółki. Każda z nich jest zupełnie inna, każda ma swój bagaż życiowych doświadczeń, każdą charakteryzuje coś odmiennego.
Autorce udało się stworzyć wyjątkowe i zarazem realistyczne kobiety.
Mamy tu kobietę biznesu – stanowczą i wiedzącą czego chce od życia. Jest też jej odwrotność – skromna, zagubiona i wycofana nauczycielka. Znajdziemy panią domu, która jest chodzącym wulkanem energii i poczucia humoru oraz kobietę o duszy artysty, która przewartościowuje całe swoje życie.
Jestem pewna, że każda z nas znajdzie odrobinę siebie w tych bohaterkach, a może nawet ich życiowe sytuacje, problemy i rozterki będą pokrywać się z naszymi.
Kolejna rzecz, która zaskoczyła mnie i bardzo mi się spodobała to sposób narracji. Nie często spotyka się w książkach, żeby bohaterzy zwracali się bezpośrednio do czytelnika, w dodatku traktując go jak jedną z przyjaciółek.
Tutaj Liliana, Róża, Wioletta i Malwina właśnie tak się do nas zwracają, a żeby było mało zadają nam pytania i chcą poznać naszą opinię. Dzięki temu czytelnik bardziej zżywa się z bohaterkami i wczuwa w sytuację. Wydaje się nam, że uczestniczymy w tym bezpośrednio.
Co do samej fabuły również nie mam żadnych zastrzeżeń. Tematy podjęte przez autorkę są dość trudne, ale niestety zdarzające się w prawdziwym życiu. Niektóre są bardziej przejmujące, niektóre mniej, ale każdy na swój sposób jest ciekawy – zwłaszcza że chcemy zobaczyć co w danej sytuacji zrobią bohaterowie.
Warto zaznaczyć, że jest to druga część serii „Rok na Kwiatowej”. Niestety nie miałam przyjemności czytać pierwszej części, ale odnalazłam się w fabule bez problemu. Uprzedzam jednak przyszłych czytelników, że lepiej zacząć lekturę chronologicznie, w innym wypadku będziecie odczuwać, mały niedosyt i dużą ciekawość jak to wszystko się zaczęło i co spotkało bohaterki wcześniej – tym bardziej, że w treści znajdziemy nawiązania do poprzednich wydarzeń, lecz za wiele one nam nie zdradzają.
Nad jedną tylko rzeczą ubolewam. Książka kończy się tak, że nie poznajemy odpowiedzi na wiele pytań, w tym jedno zasadnicze: „ Co dalej?”.
Autorka wie jak sprawić, żeby czytelnik nie mógł doczekać się kolejnej części i na pewno po nią sięgnął.
Ja na pewno to zrobię, bo książka była naprawdę wciągająca, przyjemna i po prostu dobra.
Nadszedł czas, w którym z wielką przyjemnością sięgam po świąteczne książki, by poczuć już klimat nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia.
Patrząc na okładkę „Zamarzniętych serc” można pomyśleć, że książka będzie do tego idealna, lecz nic bardziej mylnego. Owszem, wydarzenia przypadają właśnie na ten okres, jednak jest to tylko tło i dodatek. Wbrew pozorom książka nie należy...
2017-11
„W prowincjonalnym miasteczku w Pensylwanii na każdym kroku czają się ponure tajemnice” – to cytat z okładki „Mrocznych zakamarków”, który daje czytelnikowi nadzieję na klimatyczną, trzymającą w napięciu historię. Tylko czy autorka naprawdę serwuje odbiorcy takie „danie”?
Tessa – główna bohaterka – wraca na jakiś czas do swojego rodzinnego miasteczka, by załatwić osobiste sprawy. Niestety jej pobyt w tym miejscu przedłuża się przez powracające wspomnienia z dzieciństwa wywołane śmiercią młodej dziewczyny, a także przez chęć odkrycia prawdy o swojej rodzinie.
Tessa wraz ze swoją przyjaciółką sprzed lat wplątują się w prywatne śledztwo i pragną naprawić błędy z dzieciństwa, które zaważyły na życiu wielu ludzi.
Czy Tessa odkryje rodzinne tajemnice? Czy dziewczęta będą miały odwagę, by wyjaśnić sprawę sprzed kilku lat?
Kryminały i thrillery to gatunki, z którymi najdłużej mam do czynienia w swoim życiu, więc wiadome jest, iż poprzeczka postawiona jest wyżej i trudno zachwycić i zaskoczyć mnie czymś nowym. Sięgając po tego typu książki pragnę otrzymać ciekawą fabułę, pragnę by książka trzymała mnie w napięciu, zaskakiwała. Liczę na niekonwencjonalne pomysły autorów oraz bohaterów, którzy zapadną w mej pamięci.
Niestety fabuła „Mrocznych zakamarków” nie jest wymyślna ani zaskakująca. Książka ani przez chwilę nie wciągnęłam mnie w swoją historię, nie byłam zaintrygowana, a o elementach zaskoczenia czy też napięcia można zapomnieć podczas jej czytania.
Jeśli chodzi o bohaterów, z przykrością stwierdzam, że i na nich się zawiodłam. Postacie są mdłe, nijakie, zapomina się o nich w momencie odłożenia przeczytanej książki na półkę.
Tessa – zamknięta w sobie osoba, która stroni od wszelakich kontaktów z innymi ludźmi. Pogubiona w życiu lecz dobra i kierująca się sumieniem – niestety płaska i niewybijająca się na kartach książki, a przypominam, że to główna bohaterka.
Callie – przyjaciółka Tessy – buntowniczka, chodząca własnymi ścieżkami. Narwana i porywcza, nastolatka jak wiele innych. Powinna dodawać świeżości i rozpędu lekturze, a tylko irytuje.
Morderca. Jaki morderca?
„Mroczne zakamarki” liczą sobie 400 stron, a już od pierwszych kartek jest to nużąca opowieść. Lektura tej pozycji była dla mnie małą katorgą, mimo że pod koniec fabuła nieco przyśpiesza i zaczyna się wreszcie coś dziać to nie jest to w dalszym ciągu ekscytujące. Nie sprawia też, że książka zyskuje w oczach.
Osobiście książki nie polecam. Szkoda na nią czasu i energii, tym bardziej, że na rynku jest wiele lepszych i ciekawszych pozycji z tego gatunku.
PS. Plus za okładkę. Jak dla mnie jest naprawdę intrygująca i zachęcająca, dodatkowo świetnie wychodzi na zdjęciach.
„W prowincjonalnym miasteczku w Pensylwanii na każdym kroku czają się ponure tajemnice” – to cytat z okładki „Mrocznych zakamarków”, który daje czytelnikowi nadzieję na klimatyczną, trzymającą w napięciu historię. Tylko czy autorka naprawdę serwuje odbiorcy takie „danie”?
Tessa – główna bohaterka – wraca na jakiś czas do swojego rodzinnego miasteczka, by załatwić osobiste...
2017-10
Zastanówmy się, czy możliwe jest, by jakikolwiek człowiek na ziemi potrafiłby i chciałby żyć bez miłości i bliskości drugiej osoby?
Czy taki człowiek byłby szczęśliwy i spełniony?
Czy można znaleźć coś co zastąpi uczucie, którym może obdarować nas druga osoba?
Dla mnie odpowiedź na to pytanie jest oczywista i tylko jedna, jednak różni się całkowicie od odpowiedzi Kościoła.
„Celibat” Marcina Wójcika jest reportażem poruszającym wbrew pozorom niełatwy, ale uważam, że bardzo ważny temat.
Skupmy się na początek o czym ta książka w ogóle jest.
Autor poprzez przytaczane prawdziwe historie, rozmowy z duchownymi (księżmi, seminariuszami) oraz faktami historycznymi i cytatami m.in. z Biblii, podejmuje temat ogólnie pojętego celibatu.
Na samym początku wyjaśnia czym jest i skąd się wziął. Czy jest tym samym co bezżenność. Co mówi na jego temat Biblia.
Gdy poznajemy wszystkie te fakty, autor przechodzi do samych ludzi i znaczenia celibatu w ich życiu.
Dowiemy się jak wygląda życie młodych mężczyzn zamkniętych na 6 lat za murami seminaryjnymi. Czego się uczą, jak wygląda ich codzienność, jakie zasady ich obowiązują.
Poznamy niejedną historię księży, którzy musieli bić się z własnym sumieniem (albo i nie) i wybierać między miłością do Boga, a miłością do kobiety (mężczyzny).
Dowiemy się z pierwszej ręki jak księża radzą sobie z pożądaniem i jak duszą seksualność – jeśli w ogóle to robią.
W sprawie celibatu jak i na temat jego konsekwencji zostały też zacytowane wypowiedzi m.in. seksuologa Zbigniewa Lew-Starowicza (którego bardzo szanuję za posiadaną wiedzę i podejście do swojej pracy) czy też seksuolożki Alicji Długołęckiej.
Autor nie omija również kontrowersyjnego tematu homoseksualizmu oraz pedofilii wśród duchownych.
Czy patrzą na całokształt tej książki uznałabym ją za kontrowersyjną?
Zdecydowanie nie. Szczególnie dla osób, które widzą co się wokół nich dzieje, nie mają klapek na oczach i mają otwarte umysły, książka ta nie będzie kontrowersyjna, lecz przedstawiająca czyste fakty, które są nieuniknione jeśli chodzi o ludzką naturę, tym bardziej gdy pod uwagę weźmiemy miejsce, warunki, w których młodzi mężczyźni przebywają oraz nauki, które są im wpajane.
Chociaż wielu z Was może mieć całkowicie inne zdanie od mojego to ja osobiście od zawsze uważałam, że księża powinni żenić się i zakładać normalne rodziny z wielu powodów.
Po pierwsze każdy człowiek tego potrzebuje, by normalnie, zdrowo funkcjonować. Po drugie jestem pewna w 100%, że problem pedofilski, wykorzystywania dzieci, znacznie zmalałyby, tak samo homoseksualizm (tu można dyskutować na ten temat, ale to moja subiektywna opinia), oczywiście jeśli przy tym nie zamykałoby się dojrzewających mężczyzn na tyle lat w takim środowisku.
Po trzecie myślę, że podejście księży do wiernych, ich problemów byłoby inne, lepsze, kiedy sami mieliby doświadczenie w budowaniu rodziny i domu.
Książka ta tylko utwierdziła mnie w tych przekonaniach.
Podoba mi się, że z pozycji tej można dowiedzieć się czegoś o strukturze kościoła i zobaczyć jak on prosperuje. Przyznam, że mało wiedziałam na ten temat, a teraz jestem o tę wiedzę mądrzejsza.
Nie jest odkryciem, że duchowni są takimi samymi ludźmi jak my. Zakochują się szczerą miłością, ale potrafią również związać się dla pieniędzy lub innych korzyści. Są to dobrzy ludzie, ale są wśród nich i ci źli. Są księża z powołania i tacy z wygody.
Pan Marcin, a raczej jego rozmówcy jednak odkrywają przed czytelnikiem tę nagą prawdę dość brutalnie i dosadnie, dzięki czemu mam nadzieję, że książka otworzy oczy niektórym czytelnikom na pewne sprawy.
Swoją opinię na temat „Celibatu” napisałam dość osobiście, ujawniając Wam swoje stanowisko w pewnych kwestiach, lecz sam autor książkę napisał bezstronnie, nawet gdy pisał o pedofilii, co jest dużym plusem ponieważ czytelnik po lekturze zostaje z własnymi wyciągniętymi wnioskami, a nie mu narzuconymi.
Bardzo polecam tę książkę, jeśli lubicie literaturę faktu to ta pozycja powinna zaleźć się na waszej liście.
Zastanówmy się, czy możliwe jest, by jakikolwiek człowiek na ziemi potrafiłby i chciałby żyć bez miłości i bliskości drugiej osoby?
Czy taki człowiek byłby szczęśliwy i spełniony?
Czy można znaleźć coś co zastąpi uczucie, którym może obdarować nas druga osoba?
Dla mnie odpowiedź na to pytanie jest oczywista i tylko jedna, jednak różni się całkowicie od odpowiedzi...
2017
Pierwszy raz w życiu nie doczytałam książki do końca. Chciałam, bardzo się starałam. Zawsze, mimo że męczę się to mam w zwyczaju kończyć rozpoczęte lektury. Niestety ta pozycja mnie pokonała. Wywieszam białą flagę i rzucam ją w kąt.
Niestety książka ta już od pierwszych stron wywołała we mnie niechęć, a później było już tylko coraz gorzej i nudniej. Nawet nie mam ochoty wysilać się i poświęcać kolejnych sekund, by napisać o niej coś więcej.
Osobiście nie polecam. Nie warto.
Pierwszy raz w życiu nie doczytałam książki do końca. Chciałam, bardzo się starałam. Zawsze, mimo że męczę się to mam w zwyczaju kończyć rozpoczęte lektury. Niestety ta pozycja mnie pokonała. Wywieszam białą flagę i rzucam ją w kąt.
Niestety książka ta już od pierwszych stron wywołała we mnie niechęć, a później było już tylko coraz gorzej i nudniej. Nawet nie mam ochoty...
2017-11
Czego można spodziewać się po książce, której opis składa się z jednego zdania i trzech podpunktów?
„Nazywam się Amber Reynolds.
Są trzy rzeczy, które powinniście o mnie wiedzieć:
1. Jestem w śpiączce.
2. Mój mąż już mnie nie kocha.
3. Czasami kłamię.”
„Czasami kłamię” udowodniło, że niekiedy słowa i reklamy są zbędne, a książka może obronić się sama swą treścią.
Amber Reynolds – ta 35-letnia kobieta leży w szpitalu, w śpiączce. Nie pamięta zupełnie niczego, nie wie co się wydarzyło i dlaczego jest w takim stanie.
Amber mimo śpiączki jest jednak wszystkiego świadoma – prawie wszystko, chociaż z małymi trudnościami, czuje i słyszy, niestety nie potrafi zmusić ciała do najmniejszego ruchu.
Co się tak naprawdę wydarzyło? Jakie tajemnice skrywa Amber? Co jest prawdą, a co kłamstwem?
Historię bohaterki poznajemy z trzech perspektyw czasowych. „Teraz” gdy Amber leży w śpiączce. „Wtedy” czyli wydarzenia sprzed tygodnia nim trafiła do szpitala. „Przedtem” – okres jej dzieciństwa. Chociaż z początku wszystko wydaje się mało znaczącymi urywkami z jej życia, w rzeczywistości, jak zapewne się już domyślacie, odgrywa znaczącą rolę w tej historii.
Każda z tych perspektyw jest na swój sposób intrygująca i każda buduje napięcie sprawiając, że czytelnik ma coraz więcej pytań i zagwozdek, a gdy na koniec wszystko łączy się w spójną całość – eksploduje – to określenie najlepiej tu pasuje.
Podobała mi się, choć też bardzo przerażała, wizja śpiączki, którą przedstawiła nam autorka, mimo że spotkałam się z czymś podobnym w filmach, tak w książkach jeszcze nie, a jak wiadomo słowo pisane bardziej wpływa na wyobraźnię. Nigdy nie chciałabym znaleźć się w takim położeniu jak główna bohaterka.
Tak jak wspomniałam na początku – sięgając po tę książkę nie wiemy o niej praktycznie nic i w moim przekonaniu (gdy znam już jej treść) właśnie to jest w niej najlepsze. Zupełnie nie wiemy czego można się po niej spodziewać, a w połączeniu tego z faktem, że Alice Feeney stworzyła fenomenalną historię, ubrała ją w ciągłe elementy zaskoczenia i powolne odkrywanie całej prawdy, efekt końcowy przerósł moje oczekiwania.
„Czasami kłamię” od samego początku aż do ostatniej strony trzymało mnie w napięciu i to po to, by zostawić ostatecznie w osłupieniu i konsternacji.
Dodatkowo autorka zafundowała nam dwie bardzo ciekawe postacie – siostry – skomplikowany, ale świetny ich psychologiczny portret.
Dawno nie czytałam, aż tak dobrego thrillera.
Dawno żaden z autorów nie wodził mnie tak za nos i nie trzymał w napięciu przez ponad 300 stron.
Dawno po przeczytaniu książki już sama nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem.
Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku, a po kolejne pozycje wychodzące spod pióra autorki mam zamiar sięgać w ciemno.
Czego można spodziewać się po książce, której opis składa się z jednego zdania i trzech podpunktów?
„Nazywam się Amber Reynolds.
Są trzy rzeczy, które powinniście o mnie wiedzieć:
1. Jestem w śpiączce.
2. Mój mąż już mnie nie kocha.
3. Czasami kłamię.”
„Czasami kłamię” udowodniło, że niekiedy słowa i reklamy są zbędne, a książka może obronić się sama swą treścią.
Amber...
2017-09
Po rewelacyjnym, choć łamiącym serce „Promyczku” oraz prawie tak samo dobrym „Gusie”nadszedł czas na trzecią odsłonę historii od Kim Holden, w której możemy spotkać znanych już nam bohaterów i śledzić ich losy.
Tym razem autorka przedstawia nam urywek z życia Franco – perkusisty z zespołu oraz przyjaciela Gusa.
Czy tym razem Holden również złapała mnie za serce tą historią?
Akcja książki ma miejsce rok po końcowych wydarzeniach z „Promyczka”. Franco wraz z zespołem są w Los Angeles gdzie nagrywają płytę. Pewnego dnia, podczas wieczornego wypadu do baru, chłopak poznaje Gemmę – dziewczynę, która również tymczasowo przebywa w tym mieście. Od razu oboje się sobie spodobali i rodzi się między nimi chemia. Spędzają w swoim towarzystwie kilka dni po czym każde z nich musi wrócić do domu, do swoich spraw. Jednak Franco pragnie pomóc Gemmie jeszcze w jednej ważnej życiowej decyzji.
Czy ich przyjaźń przetrwa taką odległość? Czy dobre chęci Franco i jego pomoc będą miały szczęśliwe zakończenie? Jakie tajemnice skrywa ta dwójka?
Odpowiadając na pytanie zadane na samym początku: „Niestety nie”.
Autorka tym razem nie zdołała tą historią złapać mnie za serce i z przykrością stwierdzam, że długo nie zagości ona w mej pamięci.
Według mnie fabuła tym razem jest mocno naciągana, mało autentyczna, wręcz miałam wrażenie, że została napisana na siłę –bez przekonania i pasji, które było czuć w dwóch poprzednich częściach.
Historia nie była rozbudowana, przez co wydawała się płytka i nie pozwoliła czytającemu na odczuwanie czegoś głębszego podczas lektury – zabrakło mi w niej emocji.
Nie lubię jak książki opowiadają o miłości aż po grób po pięciu pierwszych minutach rozmowy bohaterów.
W dodatku, mimo że z wielkim sentymentem i przyjemnością wraca się do postaci poznanych w poprzednich książkach autorki to tutaj również zabrakło mi jakiejś nici sympatii między mną – czytelnikiem, a bohaterami (Gemmą zwłaszcza).
Kolejnym minusem, który nie każdemu musi przeszkadzać, były liczne sceny seksu. Było ich naprawdę zbyt wiele jak na tak krótką książkę, chociaż nie uważam, żeby były one niesmaczne czy też złe.
Oprócz tego fabuła była dość przewidywalna, nie trudno domyślić się jakie będzie zakończenie i jak potoczą się losy Franco i Gemmy.
Zabrakło mi tu elementów zaskoczenia. Otrzymaliśmy za to więcej humoru i żartów, mniej dramatu i smutku, co sprawiło, że nie są nam potrzebne chusteczki podczas czytania, a wręcz na naszych buziach gości od czasu do czasu uśmiech. Owszem autorka porusza tu również jeden z delikatnych tematów, lecz nie jest on tak spektakularny i rozbudowany, autorka nie poświęca mu nazbyt czasu i uwagi, mimo że to własnie wokół niego stworzona jest historia.
Z ogromną przykrością stwierdzam, że w moim odczuciu „Franco” jak dotąd jest najsłabszą książką Kim Holden, chociaż nie zmienia to faktu, że czytało się ją z przyjemnością oraz bardzo szybko.
Jeśli jesteście fanami twórczości tej pisarki, jeśli poprzednie jej książki przypadły Wam do gustu to mimo wszystko uważam, że z tą książką również spędzicie miło czas, ale fajerwerków nie oczekujcie.
Po rewelacyjnym, choć łamiącym serce „Promyczku” oraz prawie tak samo dobrym „Gusie”nadszedł czas na trzecią odsłonę historii od Kim Holden, w której możemy spotkać znanych już nam bohaterów i śledzić ich losy.
Tym razem autorka przedstawia nam urywek z życia Franco – perkusisty z zespołu oraz przyjaciela Gusa.
Czy tym razem Holden również złapała mnie za serce tą...
2017-09
Czasami, nim jeszcze zaczniemy czytać daną książkę, mamy wobec niej duże oczekiwania. Mamy nadzieję, że jak tylko weźmiemy ją do rąk, nie będziemy w stanie już jej odłożyć, aż nie pochłoniemy ostatniej strony.
Najczęściej spowodowane jest to pochlebnymi opiniami innych czytelników. Zdarza się też, że okładka zachwyci nas aż do tego stopnia. Najczęściej jednak spowodowane jest to intrygującym opisem. Ale co gdy wnętrze książki okazuje się być mimo wszystko rozczarowujące?
Agent FBI – Victor, właśnie przesłuchuje jedną z uwolnionych dziewcząt z Ogrodu – Mayę – w którym były wszystkie przetrzymywane i torturowane.
Przesłuchiwanie dziewczyn idzie dość mozolnie. Maya z początku nie jest wcale skora do współpracy, jest nadzwyczaj opanowana, a inne poszkodowane traktują ją jak przywódczynię.
Kim tak naprawdę jest Maya i jaką rolę odegrała w tej sprawie? Czy agenci FBI dojdą co naprawdę działo się w Ogrodzie? Co mogło kierować człowiekiem, by dopuścił się taki rzeczy? Jak udało się uciec przetrzymywanym?
Specjalnie napisałam o samej fabule tak mało, by nie zabierać innym czytelnikom przyjemności z odkrywania nowych faktów w tej historii. Każdy zdradzony szczegół to o jeden intrygujący fragment mniej, a niestety w książce nie ma ich wiele.
Zacznijmy jednak od rzeczy, które podobały mi się w tej pozycji, do wad jeszcze wrócę.
Muszę przyznać, że pomysł na fabułę był bardzo oryginalny oraz ciekawy to głównie on skłonił mnie do sięgnięcia po tę książkę i pod tym względem nie zawiodłam się.
Główne miejsce akcji czyli Ogród zrobiło na mnie duże wrażenie. Puszczając wodzę fantazji i opierając się na opisach umieszczonych przez autorkę wiemy, że miejsce to było piękne, magiczne, a zarazem niebezpieczne i straszne.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się w żadnej książce z czymś podobnym, co już świadczy o oryginalności.
Historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki, jednej z pokrzywdzonych. Uczestniczymy zarazem w jej przesłuchaniu – tutaj treść przeplata się z narratorem w postaci Victora, ale także przenosimy się do samego Ogrodu, oraz poznajemy przeszłość dziewczyny, jeszcze przed porwaniem.
Wydawać mogłoby się, że dzięki temu Maya staje się bliska czytelnikowi, lecz nic bardziej mylnego. Postać pokrzywdzonej osoby powinna wzbudzać w nas współczucie i empatię, niestety bohaterka jest zbudowana tak, że do końca nie wiemy co o niej myśleć. Czy jej współczuć czy nie – rozumiem, że najprawdopodobniej był to celowy i zaplanowany zabieg, jedna w moim odczuciu przez to odbiór całej historii wiele stracił.
Jeśli chodzi o inne postacie to również nie wzbudziły one we mnie większych emocji i sympatii, są one mało charakterystyczne.
Tylko postać Ogrodnika zasługuje na chwilę uwagi, to on najdłużej zapadnie mi w pamięci – samym pomysłem na miejsce, które stworzył oraz faktem zrodzenia się w jego głowie hobby kolekcjonerskiego w takiej postaci.
Nie do końca również przemawia do mnie całkowity brak jakichkolwiek sprzeciwów, prób ucieczki czy ataku przetrzymywanych dziewcząt. Rozumiem czynnik zastraszenia oraz to, że każdy inaczej reaguje w sytuacjach zagrożenia życia, i mimo że czytamy jak dziewczęta boją się i płaczą to nikt mi nie wmówi, że przez tyle lat, tak wiele dziewcząt pozostaje biernych, podporządkowanych. Jest to jeden z najbardziej naciąganych motywów w tej książce, który mnie osobiście bardzo raził. O bierności głównej bohaterki nie wspomnę. Choć nie ukrywam, z drugiej strony ciekawe i nieschematyczne (nowe) było spojrzenie oczami ofiar na swojego oprawcę w ten sposób.
Szczerze mówiąc mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej książki. Ciekawy pomysł na fabułę, przyćmiony nijakimi postaciami. Dobrze zapowiadający się początek przechodzący w nużącą i dłużącą się lekturę, by na sam koniec wreszcie dać nam coś ekscytującego z odrobiną akcji.
Chyba spodziewałam się po „Kolekcjonerze motyli” czegoś bardziej spektakularnego, jednak mimo wad lekturę mogę uznać za dobrą i nie zamierzam jej Wam ostatecznie odradzać.
Czasami, nim jeszcze zaczniemy czytać daną książkę, mamy wobec niej duże oczekiwania. Mamy nadzieję, że jak tylko weźmiemy ją do rąk, nie będziemy w stanie już jej odłożyć, aż nie pochłoniemy ostatniej strony.
Najczęściej spowodowane jest to pochlebnymi opiniami innych czytelników. Zdarza się też, że okładka zachwyci nas aż do tego stopnia. Najczęściej jednak spowodowane...
2017-09
„Lata powyżej zera” to kolejna książka niespodzianka od Wydawnictwa Znak, jednak tym razem niespodzianka okazała się wspaniałą podróżą we wspomnienia z dzieciństwa i lat młodzieńczych.
Anita to młoda dziewczyna, w której życie wkraczamy od 2001 roku kiedy to samolot uderza w wieże World Trade Center, a muzykę Ich Troje i Iglesiasa zamieniam na Paktofonikę oraz Peję.
Towarzyszymy jej w pierwszych szkolnych wycieczkach, pierwszych imprezach bez rodziców i jesteśmy świadkami pierwszych miłości.
Obserwujemy jej trudny okres dojrzewania, jej sukcesy i porażki. Dzieli się z nami swoimi problemami, dylematami oraz złamanym sercem.
Gdy jest starsza wyjeżdżamy z nią za granicę do pracy, kibicujemy w kontaktach z innymi polakami i przetrwaniu na obczyźnie, a także aby poradziła sobie z problemami dorosłego człowieka.
Historia Anity to przede wszystkim cudowna i sentymentalna podróż do lat młodości. Moje pokolenie doskonale wie, że nasze dzieciństwo, a dzieciństwo naszych dzieci to całkowicie inna bajka, zresztą samo życie w tych czasach, a 20 lat temu to totalna przepaść.
Pamiętacie kasety z muzyką Kelly Family albo Backstreet Boys, które słuchało się na jamnikach? Kasety VHS z bajkami. Komiksy z Kaczorem Donaldem, a później gazety Bravo. Gumy Turbo. Karteczki, którymi wymieniało się z innymi dziećmi. Bazy w krzakach, grę w gumę.
Dzięki tej książce każdy może przenieść się z powrotem do tamtego okresu. Książka jest istnym wehikułem czasu.
Właśnie to wszystko jest największą zaletą tej pozycji, jednak uważam, że tylko jej pierwsza połowa jest tak dobra i to właśnie ją czytało mi się z największą przyjemnością.
Niestety druga część tej lektury jest gorsza. Właśnie w niej znajdziemy historię już dorastającej Anity i jej problemów i to własnie od tego momentu moja podróż w przeszłość dobiega końca – z tego okresu mam całkowicie inne wspomnienia. W tym też momencie autorka rezygnuje z wplatania charakterystycznych w tamtych latach rzeczy i skupia się już całkowicie na rozterkach bohaterki.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że książka pójdzie w tę stronę i trochę nad tym ubolewam.
Największe plusy tej książki, prócz przeniesienia czytelnika do przeszłości?
Styl w jakim została napisana. Autorka posługuje się bardzo luźnym, codziennym językiem. Znajdziemy tu i przekleństwa, i nazwy potoczne, których używamy.
Kolejnym plusem jest wydanie książki, które od początku zachęca do sięgnięcia po tę pozycję – twarda oprawa i idealnie pasująca oraz przykuwająca oko okładka.
Gdyby nie fakt, że podczas czytania tej książki przeniosłam się do cudownego okresu w moim życiu (zwyczajów, muzyki, ubrań i wielu innych) to uznałabym tę pozycję za przeciętną, albo po prostu nie dla mnie. Przymykam jednak na to oko i jestem pewna, że jeszcze nie raz sięgnę po nią, a nawet dam do przeczytania moim dzieciom w momencie kiedy będę im opowiadać o swojej młodości.
„Lata powyżej zera” to kolejna książka niespodzianka od Wydawnictwa Znak, jednak tym razem niespodzianka okazała się wspaniałą podróżą we wspomnienia z dzieciństwa i lat młodzieńczych.
Anita to młoda dziewczyna, w której życie wkraczamy od 2001 roku kiedy to samolot uderza w wieże World Trade Center, a muzykę Ich Troje i Iglesiasa zamieniam na Paktofonikę oraz...
2017-10
Nie przepadam za poradnikami, niejednokrotnie już o tym wspominałam, ale czasami gdy temat poruszony w książce przypadnie mi do gustu i naprawdę zainteresuje, robię wyjątki. Kiedy poradnik taki jest w dodatku ładnie i zachęcająco wydany, tym bardziej jestem skłonna podjąć czytelnicze ryzyko, mimo że nie liczę na fajerwerki.
„Powinność czy pasja” było właśnie taką książką, dla której zrobiłam wyjątek.
Czy było warto?
Pomysł na książkę powstał w głowie autorki, gdy ta opublikowała na Twitterze artykuł, który nieoczekiwanie trafił aż do 250 tys. czytelników. Wielu z nich zaczęło pisać do autorki wiadomości, w których zwierzali się ze swoich problemów i doświadczeń.
Książka ta jednak, jak podkreśla sama autorka, nie ma za zadanie odpowiedzieć nam na konkretne pytania i pokierować krok po kroku co musimy zrobić by coś zmienić, lecz pomaga nam zadać właściwe pytania samemu sobie i zmusza do wyciągnięcia własnych wniosków. To taka mowa motywacyjna.
Zapytacie: „Ale o czym konkretnie jest ten poradnik?”.
Otóż autorka opowiada nam jak na podstawie jednego swojego snu rozpoczęła wielkie zmiany w swoim życiu. Wróciła do malowania – pasji, którą porzuciła wiele lat temu, a nawet zwolniła się z pracy, by wreszcie robić to co kocha, a nie musi, lub to czego od niej oczekują inni.
Właśnie o tym jest ta książka: o przymusie i o powinności w naszym życiu.
Powiedzcie sami. Robicie w życiu to co lubicie, to co sprawia Wam przyjemność?
W pracy czujecie się spełnieni i jest to zawód Waszych marzeń?
Jeśli Wasza odpowiedź na powyższe pytania brzmi „NIE” to ta pozycja powinna być dla Was obowiązkowa.
Dowiecie się czym jest tak naprawdę powinność i w jaki sposób została w nas zakorzeniona, stając się dla wielu istnym więzieniem. Dowiecie się co to przymus i jak zwalczyć strach przed wdrożeniem go w swoją codzienność.
Autorka omawia także główne czynniki, które mogą przeszkodzić nam w realizacji naszej pasji: pieniądze, czas, przestrzeń oraz wrażliwość.
Muszę przyznać, że jej argumenty są bardzo trafne i przekonywujące – zmuszają do przemyśleń.
Smaczkiem w tej książce są przytoczone przez autorkę krótkie historyjki z życia znanych osób – malarzy, muzyków, pisarzy – oraz motywujące cytaty.
Mamy podane także kilka prostych ćwiczeń, które ułatwią nam podejście do tego tematu i przygotują nas lepiej do zmian.
Oczywiście muszę wspomnieć o rewelacyjnym wydaniu tej książki. Kolorowe, zachęcające wnętrze, liczne rysunki i fotografie, które ułatwiają odbiór treści – dla wzrokowców idealne.
„Powinność czy pasja” naprawdę do mnie przemówiła, mimo że jest krótka to jednak treść sprzyja rozmyśleniom, a także motywuje do zmian i działania. Wiadome jest, że za jej sprawą na następny dzień nie odmienimy swojego całego życia, bo do tego trzeba czasu i prawdziwych chęci, jednak jako osoba, która często powątpiewa w słuszność swoich działań teraz nabrałam więcej pewności siebie. Chyba pierwszy raz jestem tak zadowolona z lektury poradnika, mimo że się go obawiałam. Możliwe, że to też duża zasługa tematu, który porusza, a który idealnie mi przypasował.
Będę sięgać co jakiś czas po tę książkę, by się motywować, a czyta się ją bardzo szybko.
Tak więc jeśli należycie do osób, które wciąż poszukują swojej pasji, lub boicie się żyć swoją pasją to polecam Wam z całego serca tę książkę. Koniec z wymówkami.
Nie przepadam za poradnikami, niejednokrotnie już o tym wspominałam, ale czasami gdy temat poruszony w książce przypadnie mi do gustu i naprawdę zainteresuje, robię wyjątki. Kiedy poradnik taki jest w dodatku ładnie i zachęcająco wydany, tym bardziej jestem skłonna podjąć czytelnicze ryzyko, mimo że nie liczę na fajerwerki.
„Powinność czy pasja” było właśnie taką książką,...
Gdy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania tej książki od razu sprawdziłam opinie innych czytelników na jej temat i niestety nie wróżyły one nic dobrego- oceny były słabe, mimo że tylko dwie. Teraz gdy jestem już po lekturze tej pozycji niezmiernie cieszę się, że posłuchałam swojej intuicji i dałam szansę książce i autorce (to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki).
„Co przyniesie wieczność” jest historią Mallory Dodge, która do 13-tego roku życia mieszkała u rodziny zastępczej. Doświadczyła ona tam bardzo złych rzeczy, spotkało ją wiele przykrości i była ofiarą przemocy, chociaż miała swojego własnego anioła stróża u boku. Pewnego dnia jeden incydent całkowicie odmienia życie dziewczyny. Trafia ona pod skrzydła cudownych i opiekuńczych ludzi- Carla i Rosy, którzy ją adoptowali.
Mallory przez przeżycia z dzieciństwa jest bardzo wycofaną osobą, boi się odzywać do ludzi, nie lubi kontaktów z nieznajomymi, a wszystko co nowe po prostu ją przeraża, mimo to postanawia zrezygnować z nauczania w domu na rzecz nauki w normalnej szkole. Pragnie wreszcie zacząć żyć jak zwykła nastolatka.
Początki są bardzo trudne, każda minuta spędzona w szkole jest dla niej nie lada wyzwaniem, aż do momentu kiedy spotyka na zajęciach swojego dawnego anioła stróża z dzieciństwa- Ridera, który znów staje się jej opiekunem i na każdym kroku dodaje jej siły i otuchy.
Tylko czy jego losy potoczyły się tak samo dobrze jak Mallory? Czy również trafił do dobrej rodziny? A może to teraz dziewczyna powinna odnaleźć w sobie siłę i zaopiekować się nim?
Miłość, przyjaźń, trudne dzieciństwo, poświęcenie, praca nad samym sobą oraz przełamywanie swoich słabości to główne wątki poruszone przez autorkę w tej książce, przez co nie jest to tematycznie łatwa pozycja, jednak pani Jennifer potrafi tak przelać poruszone problemy na papier, że mimo wszystko książkę czyta się lekko, a kolejne strony pochłania się w mgnieniu oka.
Osobiście przepadłam w tej historii już od pierwszej strony- zaintrygowała mnie ta opowieść i wręcz wciągnęła mnie w sam środek tej historii. Przeżywałam każde przeczytane zdanie.
Należę do osób, które bardzo szybko się wzruszają więc może wina leży właśnie w tym fakcie, ale nim dotarłam do 100 strony miałam już kilkukrotnie łzy w oczach i powstrzymywałam się od płaczu. Ta książka jest poruszająca.
Muszę również wspomnieć o bohaterach tej historii, o tym jak wspaniałe są to postacie i jak szybko je polubiłam- Mallory, Rider (jego zwłaszcza ;)), a także te drugoplanowe- Hectora, Jaydena czy adopcyjnych rodziców bohaterki.
Są również takie, które z przyjemnością własnoręcznie udusiłabym, ale tylko udowadnia to ile pracy i umiejętności włożyła w ich wykreowanie autorka.
„Co przyniesie wieczność” to cudowna historia, którą pokochałam i na pewno będę do niej wracać nie raz.
Więc jeśli lubicie książki niosące jakiś życiowy przekaz. Jeśli lubicie książki takich autorek jak Kim Holden, Brittainy C. Cherry czy Collen Hoover. Jeśli nie straszne są wam wzruszające losy bohaterów to ta pozycja również powinna znaleźć się na waszej liście książek do przeczytania.
Niestety nie mam porównania z innymi książkami tej autorki, ale jestem pewna, że teraz sięgnę po nie i zapoznam się z wcześniejszymi jej powieściami.
Gdy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania tej książki od razu sprawdziłam opinie innych czytelników na jej temat i niestety nie wróżyły one nic dobrego- oceny były słabe, mimo że tylko dwie. Teraz gdy jestem już po lekturze tej pozycji niezmiernie cieszę się, że posłuchałam swojej intuicji i dałam szansę książce i autorce (to moje pierwsze spotkanie z...
więcej Pokaż mimo to