Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownikaSzczerze mówiąc to nie wiem, czy kiedykolwiek czytałem coś lepszego. Obejrzałem genialny serial, świetny film Schloendorffa i dopiero potem zabrałem się za powieść, a i tak książka porwała mnie kompletną, dopracowaną wizją możliwej przyszłości, zaskoczyła umiejętnością wprowadzenia społecznych analiz i obserwacji, a do tego zauroczyła pięknym językiem. Atwood panuje tu nad wszystkim (fabuła, język, psychologia postaci, konstrukcja, wizja), a świat, który tworzy, fascynuje detalem, przeraża potencjalnością, zaskakuje konsekwencją oraz przekonuje nieprzekombinowaniem, które pozwala tę futureskę uwiarygodnić. Opowieść Podręcznej można traktować jako science-fiction, a jednak mistrzostwo i maestria, z jakimi Atwood stworzyła świat przedstawiony w powieści, dbając o nieprzerysowanie i prawdopodobieństwo, budzą podziw, ale i grozę, bo ta wizja jest niby odległa, a właściwie możliwa natychmiast, tu i teraz, jakby wcale niewydumana i tak prawdopodobna, że aż prawdziwa. I to jest najbardziej przerażające, ale i zaskakujące - Atwood stworzyła wirtuozersko napisaną i wymyśloną książkę, która powoduje autentyczną grozę, że to, co wymyślone się zadzieje. Nie chciałbym takiego świata. Dla kobiet, ale i dla mężczyzn. Dla nikogo. A niestety powoli się w tym kierunku dzieje, bo wartości liberalne znowu są w odwrocie, co w naszym kraju widać dość ewidentnie. #
Szczerze mówiąc to nie wiem, czy kiedykolwiek czytałem coś lepszego. Obejrzałem genialny serial, świetny film Schloendorffa i dopiero potem zabrałem się za powieść, a i tak książka porwała mnie kompletną, dopracowaną wizją możliwej przyszłości, zaskoczyła umiejętnością wprowadzenia społecznych analiz i obserwacji, a do tego zauroczyła pięknym językiem. Atwood panuje tu nad...
więcej mniej Pokaż mimo toOd pierwszego akapitu wiedziałem, że mam do czynienia z arcydziełem, a każda strona mnie w tym tylko utwierdzała - tu nie ma nietrafionych zdań. Eugenides to świetny gawędziarz (jego następna książka, Middlesex - zresztą również genialna - to potwierdziła), wyczulony na półtony, inteligentny obserwator, niedający żadnych odpowiedzi. I może to jest najlepsza rekomendacja. Po przeczytaniu tej książki nie wie się więcej, a może nawet wie się mniej. Ale to mniej jest niesamowicie piękne.
Od pierwszego akapitu wiedziałem, że mam do czynienia z arcydziełem, a każda strona mnie w tym tylko utwierdzała - tu nie ma nietrafionych zdań. Eugenides to świetny gawędziarz (jego następna książka, Middlesex - zresztą również genialna - to potwierdziła), wyczulony na półtony, inteligentny obserwator, niedający żadnych odpowiedzi. I może to jest najlepsza rekomendacja. Po...
więcej mniej Pokaż mimo toRzadko powstają takie książki, których niesamowita wizyjna fabuła miesza się z inwencją językowo-stylistyczną, tworząc w efekcie obrazoburcze arcydzieło, które z jednej strony samo w sobie zupełnie nie rości sobie praw do takiego tytułu, bo z zasady wymyka się wszelkim porównaniom, obala reguły i kategorie, a z drugiej ustanawia jakby osobną dla samego siebie ligę i jest dziełem wyjątkowym, wręcz jednostkowym i totalnym. Powieść Selby’iego to jazda bez trzymanki, pisana poetycko-wulgarnym slangiem, który musiał stanowić nie lada wyzwanie dla polskiej tłumaczki (chapeau bas!). Elżbieta Gałązka-Salamon z pewnością odcisnęła swoje piętno na tym na wskroś (post)nowoczesnym tekście z 1978 roku, czyniąc z niego swego rodzaju aktualność w specyficzny sposób zintensyfikowaną tak bardzo w teraźniejszości językowej, że aż zadziwiająco i zaskakująco futurystyczną. Wyobraźnia językowa autora i tłumaczki wydaje się tu nieposkromiona, choć w zasadzie jest to umiejętne wykorzystanie i skompilowanie środowiskowego języka ulicy, będącego na przeciwległym biegunie tzw. języka literackiego standardowo utożsamianego z literaturą wysoką lub piękną. Fabularnie Requiem dla snu to opowieść o schodzeniu w coraz głębsze odmęty ludzkiego piekła w imię realizacji choćby odłamka wyobrażeń o złudzeniu, jakim jest american dream. Bohaterowie płacą olbrzymią cenę za ucieczkę od samotności i beznadziei, fundując sobie chwilowe placebo w postaci różnych nałogów: telewizji, odchudzania, sławy, pieniędzy, narkotyków, leków, słodyczy i innych używek. Proza jedyna w swoim rodzaju, wymagająca, mocna, intensywna i szarpiąca odbiorcą. Bezbrzeżnie też smutna, mimo że Selby nie stroni w niej od humoru.
Rzadko powstają takie książki, których niesamowita wizyjna fabuła miesza się z inwencją językowo-stylistyczną, tworząc w efekcie obrazoburcze arcydzieło, które z jednej strony samo w sobie zupełnie nie rości sobie praw do takiego tytułu, bo z zasady wymyka się wszelkim porównaniom, obala reguły i kategorie, a z drugiej ustanawia jakby osobną dla samego siebie ligę i jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli do tej pory Karpowicz był bardzo sprawnym, lingwistycznym pisarzem i obserwatorem ciągle ruchomej, zmieniającej się rzeczywistości mentalnej i językowej, to w "Sońce" ucieka od lingwistycznych fajerwerków (które w jego poprzednich książkach nabierały już cech meczącej powtarzalności, czasem nawet autoparodii) i idzie w kierunku prozy poetyckiej z gatunku realizmu magicznego: precyzyjnej, a jakby otwierającej się na wszechświat, opisującej konkretne krzyżówki spotkań międzyludzkich, a wyrażające coś na kształt uniwersalnej prawdy o życiu w ogóle, choć i w szczególe. To książka o życiu i śmierci, o nienawiści i miłości, o końcu i początku, o sztuce i życiu, o ludziach i zwierzętach, a nawet o ludziach, którzy są zwierzętami. Przejmująca, wciągająca, czysta jak łza, która ścieka po policzku i zostawia słony posmak. Jeśli poprzednie utwory autora były do pewnego momentu zabawą, to ta książka jest dziełem poważnym, skończonym, a jednocześnie otwartym na interpretacje.
Dawno nie czytałem czegoś tak pięknego. Arcydzieło!
Jeśli do tej pory Karpowicz był bardzo sprawnym, lingwistycznym pisarzem i obserwatorem ciągle ruchomej, zmieniającej się rzeczywistości mentalnej i językowej, to w "Sońce" ucieka od lingwistycznych fajerwerków (które w jego poprzednich książkach nabierały już cech meczącej powtarzalności, czasem nawet autoparodii) i idzie w kierunku prozy poetyckiej z gatunku realizmu...
więcej mniej Pokaż mimo toKsiążka, która otwiera oczy. Dosłownie. Czytasz i nie wierzysz, bo nie znasz takiej Kanady. Bo nie znasz prawdziwej Kanady. Bo Kanada to nie tylko liberalny Justin Trudeau, śpiewający Celine Dion i Justin Bieber oraz kraina miodem i mlekiem płynąca. Mało kto wie, że Kanada ma na swoim koncie olbrzymie grzechy wobec rdzennej ludności, którą my uogólniająco i krzywdząco nazywamy Indianami lub Eskimosami (największa ich część to Metysi i Inuici). Mało kto wie, że państwowe władze wespół z Kościołem przez wiele lat gnębiły i poddawały wykorzystywaniu - fizycznemu, seksualnemu, kulturowemu, emocjonalnemu, duchowemu, psychologicznemu - tysiące osób i że tych, którzy to przetrwali nazywa się w Kanadzie „ocaleńcami”, bo przeżyli swoiste ludobójstwo. Mało kto także wie, że temat nadużyć wobec rdzennej ludności jest w Kanadzie medialnym numerem jeden i od wielu lat ustawia debatę publiczną i polityczną, i że Trudeau publicznie płacząc, przepraszał za wyrządzone krzywdy, a papież Franciszek - tak samo jak jego poprzednicy - nadal chowa głowę w piasek. Reportaż Gierak-Onoszko jest przerażający. Ilość opisów obrzydliwego znęcania się nad ludźmi w imię Chrystusa jest tak przejmująco zatrważająca, że czasem nie można opanować łez, a nieprzyjemne ciarki idą po plecach. Autorka pokazuje, że skala nadużyć stosowanych nie tak dawno temu głównie wobec dzieci jest olbrzymia, a najbardziej przeraża zbudowana wokół niej systemowa machina mająca na celu zagładę dziedzictwa kulturowego rdzennych plemion. Przemoc i zło, jakich doświadczali ocaleńcy, niestety w dużej mierze są przekazywane kolejnym pokoleniom. Trauma kroczy dalej i odnaleźć ją można w biedzie, w depresji, w konfliktach z prawem, w zaklętym kręgu picia i bicia. Podwójnie cierpią kobiety, bo dyskryminowane i gnębione były i są nie tylko ze względu na pochodzenie, ale i płeć. Mimo wielu osobistych świadectw i mimo sporej ilości gestów pojednania nadal nie osiągnięto pełnej sprawiedliwości, a na drodze zadośćuczynieniom często stoi polityczna brudna gra. Kanada ciągle mierzy się ze swoją przeszłością i leczy traumę po przerażającej przeszłości, przeżywając swoiste zbiorowe katharsis. Dzięki tej książce - tu, w Polsce - dowiemy się więcej o bogatej, wielokulturowej i szanującej różnorodność Kanadzie. Więcej, czyli że ta wizja Kanady, jaką znamy to jedynie wygładzający kanty stereotyp o cudownej i sprawiedliwej krainie, która jest, ale nie tylko taka, jak myślimy. Prawda jest inna i jest niejednowymiarowa. Autorka pokazuje to dobitnie i precyzyjnie, ale z niesamowitym wyczuciem i szacunkiem dla ofiar. Dawno nie czytałem tak dojmującej książki. Genialny debiut.
Książka, która otwiera oczy. Dosłownie. Czytasz i nie wierzysz, bo nie znasz takiej Kanady. Bo nie znasz prawdziwej Kanady. Bo Kanada to nie tylko liberalny Justin Trudeau, śpiewający Celine Dion i Justin Bieber oraz kraina miodem i mlekiem płynąca. Mało kto wie, że Kanada ma na swoim koncie olbrzymie grzechy wobec rdzennej ludności, którą my uogólniająco i krzywdząco...
więcej mniej Pokaż mimo to
jak dla mnie - ksiazka wybitna. swietne, pokomplikowane postaci, pelne zlozonosci charakterow, a nie niosace w sobie jakies tam idee. film, ktory zreszta byl nominowany do oscara w kategorii filmu nieanglojezycznego, nakrecony przez sama autorke powiesci, byl swietny, ale ksiazka jest jeszcze lepsza. znuiansowana, metaforyczna, ale nie na sile, a w zwiazku z tym nieirytujaca. autorka walczy ta ksiazka o prawo do mowienia swojej prawdy, wlaczy o prawo do zycia pelnego bledow, pretensji, bolu, ale tez zycia uczciwego, gdzie prawda musi wybrzmiec, aby wyzwolic. bohaterowie maja przerozne problemy: niejasna przeszlosc, starosc, dziwny uklad rodzinny, brak dziecinstwa, problem z pamiecia, molestowanie, kazirodztwo, milczenie, homoseksualizm, niepelnosprawnosc, nieodwzajemnione uczucia, ozieblosc seksualna, erotyczne rozbuchanie, kryzys tworczy, niezadowolenie z siebie, niespelnienie. obserwowanie tego, jak sobie z tym wszystkim radza jest fascynujace, a jezyk powiesci: inteligentny, czasami dosadny, niekiedy wrecz poetycki, zglebia odczucia, ze czytamy o prawdziwych watpliwosciach, myslach i pragnieniach prawdziwych ludzi. polifonicznosc utworu tylko mu pomaga, bo, jak mogloby sie okazac, powiesc moglby zdominowac tylko temat molestowania dzieci, a okazuje sie, ze kazdy w swojej perspektywie odczuwa swoje wlasne dramaty jako jedyne, niepowtarzalne i warte tego, by je wyslowic. jak mowi jeden z bohaterow powiesci: "nigdy nie wolno milczec, chocby cena za to okazalo sie zycie, reputacja, skandal, bol".
przepiekna ksiazka.
jak dla mnie - ksiazka wybitna. swietne, pokomplikowane postaci, pelne zlozonosci charakterow, a nie niosace w sobie jakies tam idee. film, ktory zreszta byl nominowany do oscara w kategorii filmu nieanglojezycznego, nakrecony przez sama autorke powiesci, byl swietny, ale ksiazka jest jeszcze lepsza. znuiansowana, metaforyczna, ale nie na sile, a w zwiazku z tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-08
„Bezmatek” Miry Marcinów chwyta za gardło, ściska za serce, bo genialnie ukazuje ten trwający, jak to pisze autorka, ślimaczący się moment żałoby po śmierci matki. Te ciągłe skojarzenia, ten smutek i ta rozpacz przemieszana z koniecznością ciągłych powrotów, pytań, pretensji. Ta śmierć, która powoduje też poniekąd śmierć osieroconego dziecka, i to złamane serce. To długotrwałe dorastanie do radzenia sobie z życiem i to życie – inne życie – którego już nie ma, bo nie ma jej. To nigdy, które stało się zawsze. Ta zazdrość do innych właścicieli matek – że bezkarnie i bezrefleksyjnie mogą o nich mówić, na nie narzekać, nawet ich unikać. Ten czas choroby i to rozciągnięte w czasie pożegnanie, rozmowy, obserwowanie. To handlowanie żałobą, gdy jej śmierć staje się wymówką, usprawiedliwieniem, powodem, nieobecnością i tak kurwa przejmująco dojmującym smutkiem, do którego dokopać się można w każdej chwili, gdy ponownie dotknie się tej struny, a o to wcale nie trudno. I o nieśmiertelności, która objawia się dopiero po śmierci i która nie daje żyć. I o tym, że życie, że seks, że wszystko poza jest nieadekwatne, nierealne, zawinione… Matka ulepiona z tych wspomnień Miry Marcinów jest jakby moją matką, a może nawet staje się Matką w ogóle. Zbiegiem okoliczności moja też nie dożyła sześćdziesiątki, też umierała na raka płuc z przerzutami, też umarła przy mnie, też na kilka dni przed moimi trzydziestymi drugimi urodzinami… Też pisałem przed, w trakcie i po tym etapie umierania wiersze, notatki, myśli, wspomnienia, mając zadziwiająco bliźniacze emocje i może dlatego „Bezmatek” czytałem do głębi poruszony, zahipnotyzowany i czułem się jak z kimś bliskim i „jak w domu”, który domem już nie jest, a na pewno nie takim, jakim był. Poza matką, żałobą, śmiercią i w ogóle umieraniem nie ma tu prawie nic. Książka jest jakby oderwana od życia, a mimo to mówi o życiu jak żadna inna. Na pewno będę wracał. Dziękuję.
„Bezmatek” Miry Marcinów chwyta za gardło, ściska za serce, bo genialnie ukazuje ten trwający, jak to pisze autorka, ślimaczący się moment żałoby po śmierci matki. Te ciągłe skojarzenia, ten smutek i ta rozpacz przemieszana z koniecznością ciągłych powrotów, pytań, pretensji. Ta śmierć, która powoduje też poniekąd śmierć osieroconego dziecka, i to złamane serce. To...
więcej mniej Pokaż mimo toNadrobiona zaległość, która od początku czytania jawiła mi się jako Eugenides w spódnicy, chociaż nie wiem, czy Smith chciałaby, żeby jej imputować jakiekolwiek elementy ubioru oraz czy w ogóle trzeba ją do kogokolwiek porównywać, bo broni się sama i to bezapelacyjnie. Powieść o londyńskim tyglu kulturowo-religijnym jest tak skonstruowana, że sama staje się kulturowo-religijnym tyglem. Zadziwia tu niesamowita elokwencja i erudycja autorki, tym bardziej jeśli ma się świadomość, że swój debiut Smith pisała jako niespełna 25-latka! Ileż ona musiała się naczytać o historii i religiach i jak nasiedzieć w przeróżnych tekstach kultury, aby swoją wiedzę sprzedać w tak efektywny i zarazem efektowny sposób. Przeszkadzają co prawda niekiedy zbyt dokładne i dogłębne opisy życiowych perypetii wszystkich bohaterów, ale ową szczegółowość rekompensują przepiękny język oraz potoczystość opowiadania godne bardziej doświadczonych pisarzy i pisarek. No cóż - najwyższa literacka półka. I megapodziw!!!
Nadrobiona zaległość, która od początku czytania jawiła mi się jako Eugenides w spódnicy, chociaż nie wiem, czy Smith chciałaby, żeby jej imputować jakiekolwiek elementy ubioru oraz czy w ogóle trzeba ją do kogokolwiek porównywać, bo broni się sama i to bezapelacyjnie. Powieść o londyńskim tyglu kulturowo-religijnym jest tak skonstruowana, że sama staje się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wspaniała, odkrywcza, mądra książka, naszpikowana celnymi obserwacjami na temat życia, samotności, relacji, bólu, pisania, literatury, miłości, przeszłości zapisanymi niemal w formie aforyzmów. Niektórych może to drażnić - mi daleko było do odczytywania tego jako pretensjonalnej gry z czytelnikiem, bo zbyt często prowokowało mnie to do zadumy, odniesienia do siebie, namysłu nad swoim związkiem, życiem, relacjami lub własnymi próbami literackimi.
Dawno nie czytałem tak pięknej i skłaniającej do refleksji książki z kategorii literatura piękna.
Wspaniała, odkrywcza, mądra książka, naszpikowana celnymi obserwacjami na temat życia, samotności, relacji, bólu, pisania, literatury, miłości, przeszłości zapisanymi niemal w formie aforyzmów. Niektórych może to drażnić - mi daleko było do odczytywania tego jako pretensjonalnej gry z czytelnikiem, bo zbyt często prowokowało mnie to do zadumy, odniesienia do siebie, namysłu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Polska jest mroczna, Polska jest zla, Polska boli. Ludzie tutaj zdolni sa do wielkich swinstw i wielkiego bohaterstwa, ale i tak dobro i rozsadek sa jak swiatelka w przytlaczajacym mroku. w koncu Polska to miejsce, gdzie jest ciemno, prawie noc.
Bator jezykowo potrafi laczyc swiaty odlegle, zaskakujace, niby kompletnie nieprzytsajace. robi to z niesamowita wyobraznia, wrecz fantastycznie, a przy okazji jest bardzo bliska rzeczywistosci, do glębi realna.
Polska jest mroczna, Polska jest zla, Polska boli. Ludzie tutaj zdolni sa do wielkich swinstw i wielkiego bohaterstwa, ale i tak dobro i rozsadek sa jak swiatelka w przytlaczajacym mroku. w koncu Polska to miejsce, gdzie jest ciemno, prawie noc.
Bator jezykowo potrafi laczyc swiaty odlegle, zaskakujace, niby kompletnie nieprzytsajace. robi to z niesamowita wyobraznia,...
Amerykańska badaczka napisała dwa fascynujące reportaże historyczne dotyczące wypadków jądrowych (Richland w USA i Oziorsk W ZSRR w Plutopii oraz Czarnobyl w drugiej książce). Prace są obficie udokumentowane i zbierają historie indywidualne i zbiorowe, obejmują statystyki i badania, a przede wszystkim obnażają sposoby umniejszania, zaciemniania oraz wręcz zakłamywania wpływu przemysłu jądrowego na życie ludzkie i przyrodę. Obie książki świetnie się uzupełniają i dobitnie uwidoczniają, jak bez względu na panujący system polityczny władze okłamują społeczności co do wpływu igrania z atomami, jeśli chodzi o życie i zdrowie ludzi oraz o ekologię. Autorka w przejmujący sposób pokazuje układanie się polityków z organizacjami i pojedynczymi osobami (także niby bezstronnymi podmiotami) i przeróżne manipulacje, aby nie wzbudzać paniki i fali pozwów o odszkodowania. Obfitość dokumentów, jakie cytuje poraża i udowadnia tezę, że energia z atomów nie jest bezpieczna i czysta, jak niektórzy sądzą, a instrukcje przetrwania z podtytułu Czarnobyla to nie tylko zalecenia, jak sobie poradzić z podwyższonym promieniowaniem po wypadku jądrowym (takich instrukcji zresztą nie było zbyt wiele, skoro skutki katastrofy w sposób systemowy umniejszano), ale także mechanizmy stosowane przez władzę dla ochrony stanowisk politycznych w obliczu mierzenia się ze skutkami katastrof nuklearnych. Lektura mocna, niesamowicie ciekawa, dogłębna i wielowątkowa. Dla zainteresowanych Czarnobylem druga książka Kate Brown to must-read - rozwija nieoczywiste i przytacza te mało znane wątki, nie powielając przy tym już wcześniej udokumentowanych, omawianych i wielokrotnie przytaczanych. Jeśli interesuje Was serial na HBO, byliście lub chcecie pojechać do strefy wykluczenia, sięgnijcie też po tę książkę. Zaskoczy Was niejednokrotnie, zaniepokoi, przerazi. Plutopia także Was zapewne zaciekawi, zwłaszcza że już tam Czarnobyl pojawia się jako kontekst. Polecam bardzo bardzo!!!
Amerykańska badaczka napisała dwa fascynujące reportaże historyczne dotyczące wypadków jądrowych (Richland w USA i Oziorsk W ZSRR w Plutopii oraz Czarnobyl w drugiej książce). Prace są obficie udokumentowane i zbierają historie indywidualne i zbiorowe, obejmują statystyki i badania, a przede wszystkim obnażają sposoby umniejszania, zaciemniania oraz wręcz zakłamywania...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-06
Mirosław Tryczyk napisał reportaż - nomen omen - z krwi i kości. Punktem wyjścia jest tu wstrząsająca historia prywatna, a efektem mnóstwo relacji dokumentujących historie mniej znane od Jedwabnego, ale równie przejmujące, bolesne i wstydliwe oraz niestety zakłamane i z premedytacją wyciszane i zapominane. Książka rozwija temat pogromów znany z „Sąsiadów” Agnieszki Arnold (film) i Tomasza Grossa (książka), pokazując że Jedwabne nie było wyjątkiem, a jedynie małą częścią szerszego zjawiska. Autor dokumentuje też problem rosnącego antysemityzmu związanego ze skrajnymi (ale nie tylko) ruchami katolicko-narodowymi inspirowanymi zarówno przez świeckich, jak i duchownych. Niestety, ale Polacy zabijali swoich sąsiadów żydów. Żydów, którzy też byli Polakami. I niestety - ciągle jako naród nie potrafimy mierzyć się ze swoimi winami, co dobitnie pokazuje jak dla mnie wybitny reportaż Tryczyka. Lektura obowiązkowa, choć ogromnie przesmutna, bo poruszająca tematy obrzydliwych sąsiedzkich zbrodni oraz ich wyparcia i ciągłego usprawiedliwiania, a także nieumiejętności i niezgody na zmierzenie się z prawdą.
Mirosław Tryczyk napisał reportaż - nomen omen - z krwi i kości. Punktem wyjścia jest tu wstrząsająca historia prywatna, a efektem mnóstwo relacji dokumentujących historie mniej znane od Jedwabnego, ale równie przejmujące, bolesne i wstydliwe oraz niestety zakłamane i z premedytacją wyciszane i zapominane. Książka rozwija temat pogromów znany z „Sąsiadów” Agnieszki Arnold...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzepiękna ballada, nowoczesna i klasyczna zarazem. Wspaniała wyobraźnia autora (fabularna i językowa) została użyta do stworzenia wciągającej opowieści o zabobonach, fatum, zmorach i lękach. I o Polsce, która nie jest rajem dla odmieńców. Wybitna powieść.
Przepiękna ballada, nowoczesna i klasyczna zarazem. Wspaniała wyobraźnia autora (fabularna i językowa) została użyta do stworzenia wciągającej opowieści o zabobonach, fatum, zmorach i lękach. I o Polsce, która nie jest rajem dla odmieńców. Wybitna powieść.
Pokaż mimo to
Już dawno nie czytałem czegoś tak dobrze napisanego, że ciągle chciałem podkreślać, zaznaczać, zapamiętać. Dawno nic tak mnie nie chwytało za gardło, smuciło i przerażało. Czarnobylska modlitwa to nie zwykły reportaż o Czarnobylu, ale rozpisany w monologach zapis pamięci, doświadczeń, refleksji i obaw związanych z najbardziej znaną katastrofą nuklearną na świecie. Mówią tu mieszkańcy, przesiedleńcy, żony pracowników i żołnierzy, rodzice, nauczyciele, dzieci, lekarze, naukowcy, a nawet politycy niższego szczebla. Ten zbiorowy bohater pozwala zaprezentować wielość ujęć, ale jednocześnie uwypuklić wspólne mianowniki tego zdarzenia i jego skutków, jakimi są niewątpliwie kłamstwo, nieposzanowanie ludzkiego życia, choroba, śmierć, piętno, jakie katastrofa zostawiła na ludziach oraz wielokrotnie powtarzane słowo „wojna”, bo skojarzenie właśnie z nią występuje w książce Aleksijewicz wręcz masowo. Czarnobyl to tutaj cezura, która wyraźnie oddziela przeszłość i przyszłość, zdrowie i chorobę, tu i tam, ale to też wielka niewiadoma, bo zacieranie śladów, bagatelizowanie wpływu na ludzkie zdrowie i procesy przyrodnicze oraz ucieczka przed wzięciem odpowiedzialności są także u Aleksijewicz odważnym i szczerym spojrzeniem w słowiański - albo może bardziej - radziecki, bardziej partyjny, charakter. W historiach zarejestrowanych przez autorkę jest sporo faktów, ale to, co najbardziej uderza to intymność i emocjonalność zwierzeń, w których jest niesamowity dramat (miłości, śmierci, choroby, wyobcowania), swoiste pogodzenie się z losem w dużej części zawartych monologów, ale i często pojawiający się czarny humor, bo to nim z jednej strony sobie radzono z olbrzymią tragedią, ale z drugiej także nim dezawuowano powagę i znaczenie czarnobylskiej tragedii. Warto! A nawet trzeba!
Już dawno nie czytałem czegoś tak dobrze napisanego, że ciągle chciałem podkreślać, zaznaczać, zapamiętać. Dawno nic tak mnie nie chwytało za gardło, smuciło i przerażało. Czarnobylska modlitwa to nie zwykły reportaż o Czarnobylu, ale rozpisany w monologach zapis pamięci, doświadczeń, refleksji i obaw związanych z najbardziej znaną katastrofą nuklearną na świecie. Mówią tu...
więcej Pokaż mimo to